środa, 5 lutego 2014

uliczna księżniczka ulicznego tańca

Wyobraź ją sobie, gdy tańczy.
Ma ponad 50 lat i całe poszarpane ubranie. Nie pachnie zapewne najpiękniej. Słońce świeci jaskrawo, jakby zaczynała się wiosna, jakby już zaraz miały pękać pąki najcudniejszych drzew owocowych. Wiesz, że to dopiero luty, wiesz, że mrozy jeszcze przyjdą, orkany, śniegi. Ale gdy ona tańczy, nastaje wiosna.
Jest 15.30 i wracasz z pracy po dziwacznym dniu, w którym zjadano cię żywcem. Jesteś ostatnio zmęczony, tak melancholijnie zmęczony. Wyczuwasz swoje zmęczenie, nadchodzące jak mrozy i orkany, zmęczenie, które zdarza ci się raz na rok, cyklicznie. Takie, podczas którego nie możesz ruszyć ręką. Uciekłbyś na Thaiti jak twój ukochany Gauguin.
.Jest 15.30 i popadasz w rutynę, nie chcesz kłócić się ze światem. Jest 15.30 i na jednej z ruchliwszych ulic swojego miasta znów ją widzisz. Wariatkę, która tańczy. Księżniczkę ulicznego tańca, która jest tylko przebrana w szaty bezdomnej królowej. Nie ma nawet zębów, ale komu w tańcu potrzebne zęby? Potrzebne nogi i serce, nic więcej.
Wyobraź ją sobie, jak tańczy. Może i wygląda jak śmieć, toczący się po ulicy. Ludzie od niej uciekają, bo jest śmierdzącą wariatką. Może i jest, ale w tym momencie ma w sobie całe serce Andaluzji, serce wszystkich Esmerald z placu przed Notre-Dame de Paris. Belle. Piękna, choć tak obrzydliwa, dla ciebie, porządnego obywatela. Jest pociągająca i przerażająca w swoim tańcu.
Jest 15.30 i widzisz tańczącą wariatkę.

Jest luty, ale ty znowu masz 12 lat i grzeje cię słońce maja.

Masz 12 lat i jesteś na zakupach z mamą. Upał jest nieznośny, pocą ci się ręce, ale cieszycie się, bo kupiliście wszystko, co jest potrzebne na obiad i może dzisiaj w domu będzie szczęśliwie.
Masz 12 lat, idziesz z mamą ramię w ramię i widzisz ją. Niebezpieczną wariatkę, która zaczepia ludzi na ulicy. Jest ubrana w poszarzałe ubranie i ma włosy w nieładzie. Nie jest żadną bezdomną, stać ją na chleb i własne mieszkanie.
Widzisz ją i się boisz, bo raz zaczepiła ciebie, gdy wracałeś ze szkoły i niosłeś skrzypce w futerale. Próbowała cię zatrzymać, zapytać, a ty uciekłeś. Przecież nawet nie umiałeś mówić, wszyscy się śmiali wtedy z twojego jąkania. Wtedy zaczęła cię szarpać, krzyczeć na ulicy. Niebezpieczna wariatka.
Idziesz więc z mamą i widzisz, że to ta sama osoba. Tym razem nie zaczepia ciebie samego, ale ciebie i twoją mamę. Jesteś słabeuszem, wiesz o tym, cała szkoła się z ciebie śmieje, ale cały sztywniejesz. Jeśli będziesz musiał bronić mamy tu i teraz, tak jak w domu przed ojcem, zrobisz to. Boisz się, ale to zrobisz. Zaczynasz być już przecież od niej wyższy.
Słońce maja rozpala cię coraz bardziej. Krew krąży szybciej przez adrenalinę.
Będziesz jej bronił.
Ale nagle, co to? Mama widzi, jak twoje szczęki zaciskają się tak, że można na nich wyczuć te twarde górki. Może znowu dostaniesz szczękościsku i trzeba będzie iść na ostry dyżur. Ona to widzi, widzi kobietę w nieładzie i wychodzi jej naprzeciw.
Uśmiecha się. A ta niebezpieczna wariatka oddaje uśmiech. Rozmawiają chwile, nie pamiętasz już czym, bo ta scena cię zaczarowała. Rozmawiają chwile, twoje szczęki się rozluźniają, tym razem obejdzie się bez groźby wyłamywania twoich przerośniętych zębów. Rozmawiają chwile, a mama na koniec przytula tą kobietę. Idziecie w swoją stronę, a mama uśmiecha się dalej. Sama jest jak ciepłe słońce.

Jest luty, ale brodzisz w błocie marca.

Masz 13 lat i wsiadasz do tramwaju. Widzisz kobietę w sporym nieładzie, spódnica jej bluzki jest poplamiona. Tramwaj trzęsie niemiłosiernie, a ona chwieje się, przytulona do drążka jak do partnera. Obejmuje go czule. Ona z nim tańczy. Przypominasz sobie, że to ona cię kiedyś wystraszyła i że to ją na ulicy przytulała twoja mama. Masz 13 lat i spieszy ci się na obiad, wysiadasz w pośpiechu na swoim przystanku.

Jest luty i czerwcowe noce są najpiękniejsze.

Masz 16 lat i nienawidzisz siebie i życia. Zastanawiasz się, czy może być jeszcze gorzej. Wracasz wieczorem do domu, nie chcesz do niego wracać. Przeżyłeś, a mimo to traktują cię jak trupa. Wracasz wieczorem i widzisz ją naprzeciw swojego domu. Stajesz chwilę za drzewem, pilnując, by cię nie zobaczyła. Zapomniałeś kluczy i musisz zadzwonić do drzwi. Otwiera ci mama, z zaczerwienionymi oczami. Znów płakała. Otwiera ci mama i widzi tańczącą wariatkę. Macha jej ręką. Wariatka nie widzi. Pytasz się, dlaczego to zrobiła.
Oczy mamy stają się ciepłe i smutne zarazem. Opowiadają historię, zanim ją usłyszysz. Ty kochasz historie, nawet, jak masz 16 lat i chcesz wszystko negować.
„Wariatka była kiedyś nauczycielką w szkole plastycznej, synku. Bardzo dobrą nauczycielką, twoja babcia ją znała. Zna. Nie wiem jak to nazwać już teraz. Była miła, uczniowie ją szanowali. Była szczęśliwa. A potem po prostu spotkało ją coś złego. Straciła miłość, Króliczku. I oszalała. Ludzie potrzebują miłości, bez niej są jak na pustyni, synku. Świat potrzebuje miłości i życzliwości. I każdego człowieka trzeba szanować. Bez względu na to, czy ma ładne ubranie, czy brzydkie. Czy jest wariatem czy jest zdrowy. I każdemu czasem należy się przyjazny gest, Króliczku mój.”
Prychasz wtedy pogardliwie i uciekłeś do swojego pokoju. Myślisz o tym nawet wtedy, gdy twój wówczas 4 letni brat przyszedł do ciebie znowu zapłakany w nocy.

Znów jest luty. Masz 26 lat i wracasz z pracy.

Jest 15.35 a ty nadal widzisz, jak ona tańczy. Widzisz, że jej ubranie jest bardziej poszarpane niż wtedy gdy był maj i słońce paliło ci skórę. Jest 15.35 i widzisz, jaka jest piękna. Masz 26 lat i chcesz zapłakać na ulicy. Podziękować jej za tą podróż w czasie.
Jest luty, 15.36 i zauważasz, że ludzie na ulicy omijają ją coraz większym łukiem. Ona nadal tańczy, słońce opromienia ją jak magiczny twór. Najcudowniejszy symbol na świecie. Zaczyna nagabywać ludzi.
Ona już nie mówi, już bełkocze. Straciła kontakt ze światem. Widzisz 12 latka, który ucieka, jak ty kiedyś. Czujesz w sobie niebywałe ciepło i słońce, tak rzadko spotykane w lutym nie ma nic do rzeczy.
Jest 15.37 i jesteś najbliżej jej ze wszystkich. Ona to dostrzega, tanecznym krokiem podchodzi do ciebie, mówi niezrozumiałe wersy swojej własnej modlitwy. Szarpie cię za rękaw. Ty uśmiechasz się do niej i mówisz, że piękne tańczy. Dajesz jej 10 zł które znalazłeś w kieszeni kurtki, choć wiesz, że może nie powinieneś. Bo od tego są instytucje. Dajesz jej 10 zł i odchodzisz w swoim kierunku, idziesz tyłem i machasz jej na do widzenia.
Ona odmachuje.
W tym momencie nie możesz już powstrzymać tego, że oczy masz wilgotne.

„Ludzie potrzebują miłości, bez niej są jak na pustyni, synku. Świat potrzebuje miłości i życzliwości. I każdego człowieka trzeba szanować. Bez względu na to, czy ma ładne ubranie, czy brzydkie.”
Pamiętam o tym. Nikomu nigdy nie zaszkodzi trochę czułości i ciepła. Też staram się mieć je w oczach.

Każdy też może być piękny i spowodować, że nie chcemy już uciekać. Chcemy wracać i cieszyć się, że nie żyjemy na pustyni. Chcemy kochać. I dziękować, za najpiękniejszy taniec, jaki widziałem dzisiaj w życiu.



P.S. Tańcząca Wariatka istnieje naprawdę. Jest wpisana w miejski krajobraz, zabierana do domów opieki, szpitali, z których notorycznie wraca. Bywa agresywna, często przez alkohol. Naprawdę była nauczycielką, którą spotkała życiowa tragedia. Widziałem ją więcej razy w życiu, ale te zapamiętałem najdokładniej. Były najważniejsze. Przynajmniej, w moich oczach.  

35 komentarzy:

  1. Opisałeś to tak, że aż poczułam potrzebę zrobienia jej zdjęcia.
    Świat potrzebuje życzliwości, a ja ostatnio zaczynam zamieniać się w zamkniętą w sobie egoistkę, która chadza z nosem do góry uważając się za nie wiadomo kogo udając wielce pokrzywdzoną. Kolejna refleksja na wieczór, dzięki.

    Cholera, ale synchro - też opisałam nauczycielkę plastyki. Z tą różnicą, że wariatką miłosną nie jest i nie tańczy na ulicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jak będziesz kiedyś może w Poznaniu, to kiedyś może jej zrobisz zdjęcie, jeśli nadal tu będzie. ale jest wszędzie wielu takich ludzi, wiesz? czasem może przez te zdjęcia, już nie cudzych oczu a prawdziwe można by było łatwiej dostrzec, jak bardzo są piękni.
      nikt nie udaje pokrzywdzonego, jeśli się tak czuje. to zawsze jest prawdziwe i przeszkadza wyjść poza siebie.
      cóż, to przybijaj znowu pionę XD telepatia, czy coś XD

      Usuń
    2. Wiem, że są, jednak jakoś na co dzień się o tym nie pamięta, dopóki się takiej osoby nie zobaczy. Często tylko w duchu współczuję i jadę/idę dalej. A skoro mowa o fotografowaniu ludzi, to polecam Ci tę galerię: http://www.worldpressphoto.org/photo/2012-alejandro-kirchuk-dls1-al?gallery=2634 - jedna z najbardziej mnie urzekających, bo mam podobną sytuację w domu z przyszywanym dziadkiem. Może i ja kiedyś poszukam w sobie odrobiny odwagi i spróbuję zrobić serię takich zdjęć. Poza tą galerią polecam także inne. O World press photo pewnie słyszałeś, ale warto to potraktować jako głębszą refleksję. Niektóre zdjęcia zapierają dech w piersiach.

      Wiesz, ja mam głupią tendencję do wmawiania sobie pewnych rzeczy i ślepej wiary w nie, także no :) Tym się nie warto przejmować i ja też się tego uczę. Małymi kroczkami, ale zawsze coś.

      Pjeńć.

      Usuń
    3. a co masz niby czasem więcej zrobić?
      i dziękuję, jak wrócę do domu, to sobie na spokojnie obejrzę ( teraz tylko obijam się przed kompem pijąc kawę, nie ma jak przerwy XD).
      nie wiem czy do zdjęć potrzeba odwagi. nie znam się na ich robieniu absolutnie. ale pewnie tak, trzeba, jak do każdej dziedziny odzierania świata z dosłowności, albo dziedzinie dosłowności przyprawiania.
      i si, słyszałem:)
      a czasem trudno tak naprawdę chyba rozróżnić, ile sobie wmawiamy, a ile jest prawdą, skoro świat widzimy przecież tylko przez osobisty pryzmat:>

      Usuń
    4. No Ty chociaż umiałeś o niej trochę pomyśleć i pięknie ją opisać podczas, gdy inni obchodzili ją szerokim łukiem.
      Kawa - kolejne zło, ale co kto lubi :D
      Potrzeba, ojjj wierz mi. Chociażby takie fotografie portretowe: całą teczkę mam zawaloną zdjęciami obcych ludzi, którzy nawet nie byli świadomi, że ich fotografuję. Niektóre mi się tak bardzo podobają, chętnie je bym gdzieś udostępniła, a zwyczajnie nie mogę, bo nie zapytałam o zgodę na publikację.

      Usuń
    5. a o ilu nie pomyślę i o ilu nie napiszę?:P
      kocham kawę, kocham herbaty...cóż. trudno:)
      a to szkoda, naprawdę. ale masz nauczkę na przyszłość, można rzec. teraz pytaj zawsze:>

      Usuń
    6. Właśnie w tym problem :D Brak odwagi głównie odniosłam do "pytaj zawsze" :) Nieśmiałość i te sprawy, strach przed ludźmi, ale jednocześnie fascynacja niektórymi przypadkami xd

      Usuń
    7. właściwie, po co strach?co ci takiego mogą zrobić na dobrą sprawę?:)

      Usuń
    8. Różnie ludzie reagują. Boję sie, że mnie okrzyczą, ze jakim prawem robię im zdjęcia i tego typu rzeczy ;p Niby trochę głupie, ale cóż :p

      Usuń
    9. no w sumie, w tym aspekcie, racja, mogą być jacyś przewrażliwieni, tacy się trafić :)

      Usuń
  2. To egoistyczne z mojej strony, ale pomyślałam o sobie. Też jestem taką tańczącą wariatką na moim roku, uczelni. Kiedy szłam na studia, byłam spokojna, miałam satysfakcję tym bardziej, że musiałam sobie na tę socjologię zapracować (podwyższyć wynik matury). Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, ale chciałam się tam jakoś znaleźć, próbowałam. Ludzie odwracali się ode mnie głównie ze względu na niepełnosprawność, nie chcieli zaakceptować. Bali się inności. Teraz jestem osobą, która stoi z boku, czasem ociera łzy wierzchem ręki (ostatnio). Kilkoro ludzi to widziało i od tamtej pory nie powiedziało nawet "cześć" na powitanie. Tak, jak mały Kordianek niegdyś, uciekają od wariatki. Tylko widzisz, oni nie mieli chyba możliwości odrobienia lekcji. Odnoszę wrażenie, że nikt nie wystąpił w roli mamy, przewodnika, który w dzieciństwie wytłumaczyłby na konkretnym przykładzie, że ludzie w trudnej sytuacji potrzebują zrozumienia, normalności. Kto wie, jak byłoby z Tobą, gdyby nie mądrość rodzicielki? Podziwiam Was oboje za wrażliwość do spółki z dojrzałością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem dlaczego egoistyczne ale...właściwie, to dałaś mi właśnie sporo do myślenia ( i sądzę, że potrwa to dłużej, niż tylko przerwę na kawę w pracy). czy w jakiś sposób, każdy z nas nie jest momentami w życiu, uogólnijmy to do metafory, taką "wariatką"? czy każdy z nas nie nosi w sobie chociaż takiego fragmentu? takiego, który niekoniecznie chcemy pokazywać światu, bo nie będziemy akceptowani, ludzie będą od nas uciekać? rozumiesz, o co mi chodzi? taki fragment wariata, który w na kiedyś przez innych bolał i jak żaden inny potrzebuje troszkę ciepła, żeby się uładzić. ale to póki co tylko takie gdybanie, ja zawsze za daleko trochę idę z myślami chyba:)
      ludzie po prostu są ludźmi i nie chcą widzieć. ludzie są ludźmi i reagują zwierzęcym instynktem ucieczki, kiedy coś jest dla nich inne, niewygodne, niepasujące po prostu do ich obrazu świata ( tja, jakby ich obraz i oni sami byli tacy idealni, śmieszne po prostu). ale jeśli ludzie chcą nazywać się ludźmi górolotnie, to moim zdaniem powinni nieraz niektóre instynkty pokonać.
      tak naprawdę właśnie w tym momencie warto się zastanowić, kto jest "większym wariatem" i kto jest niebezpieczniejszy- ten, kto ucieka czy ten, od którego się ucieka. jak dla mnie...no chyba odpowiedź nasuwa się sama.
      i bogowie, nie ma co podziwiać bo właśnie- ja też w tym względzie doskonałości nie przejawiam. oceniam pochopnie, uciekam od niektórych typów ludzi odruchowo et cetera. tylko kwestia nieraz starania, nie wiem, jak to nazwać. moja mama też mówiła, że gdybyśmy wszyscy postępowali słusznie i kierowali się sercem, nikt by nie musiał zwykłych gestów rozpatrywać jako dylematu "idiotyzm czy bohaterstwo" bo pewne rzeczy są no..po prostu. naturalne społecznie. i tyle chyba w temacie:)

      Usuń
    2. Rozumiem, co masz na myśli. Każdy z nas ma w sobie coś takiego... naszego, nietypowego, intymnego. Trzeba zjeść z kimś beczkę soli, żeby się tym wariactwem podzielić. Co więcej, niektórych spraw moim zdaniem zdradzać nie można. Nie dlatego, że są wstydliwe, tylko na wskroś nasze. Obecnie osobą, która zna mnie na wskroś z dużą częścią "wariactw", jest ojciec. Niegdyś przyjaciółka z dzieciństwa była na tyle blisko.
      Wszystko co mówisz, piękne - wartości humanistyczne pełną parą, Szkoda, że większość ludzi nie ma takiej świadomości oraz tej dozy samokrytyki. Spróbowałbyś im to wytłumaczyć, a padłbyś ofiarą miażdżącej krytyki, świętego oburzenia... szkoda słów.
      Dla mnie ważne jest to, że mimo pewnych oporów mimo wszystko się przełamujesz. Idealny nikt nie jest, nie licząc mego byłego znajomego xD Zaś Twoja mama musiała być naprawdę wspaniałą osobą :)

      Usuń
    3. no właśnie. są pewne aspekty w psychice, duszy, których nigdy nikomu nawet się nie pokaże. i widzisz, dobrze, że ma się kogokolwiek, komu to można pokazać. niektórzy nie mają nawet tyle szczęścia.
      no bo właśnie to też jest ludzkie- błędy, niedostrzeganie, bycie okrutnym, bycie bestią. tak sami ludzkie jak te humanistyczne wartości. czasem chyba trzeba rzec, trudno, jak się tak na to spojrzy.
      ach no tak, człowiek idealny XD widzisz, są tacy XD

      Usuń
  3. przyznam, ze czytając Twojego bloga zastanawiałam się czasami ile masz lat... cóż, dałabym Ci więcej, niemniej nie zmartwiłam się moją pomyłką, Ty chyba też nie powinieneś ;)
    jakiś czas temu zauważyłam w kościele pewną kobietę, zawsze miała na głowie czerwony kapelusik. ponadto nie wyróżniała się niczym szczególnym. jednak podczas mszy kilkukrotnie rozglądała się szeroko, szukając wzroku innych ludzi. ci najczęściej nie reagowali (ja zresztą również). odwracała się to w jedną, to w drugą stronę i uśmiechała. krótko, ale od ucha do ucha. uznawana była więc, jeśli nie za wariatkę, to za mocno dziwną kobietę. wolałam nie mieć z nią styczności - nie sądzę żebym odwzajemniła uśmiech, obserwując ją czułam po prostu najczęściej poirytowanie. ostatnio jednak dowiedziałam się, że nie żyje. nie mam wyrzutów, że tak o niej myślałam, ale zaczęłam się zastanawiać nad tym kim ona tak naprawdę była...
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm...za to wyglądam młodziej ponoć:)
      każdy chyba ma taką swoją prywatną wariatkę, każdy widział, poznał kogoś takiego w jakiś sposób, choć słowo poznał chyba nie zawsze jest adekwatne...
      i cóż, trudno powiedzieć, kto kimś tak naprawdę był. trudno poznać drugiego człowieka, ale jak dla mnie, w moim osobistym świecie po prostu czasem warto chociaż przez chwilę, w swojej głowie, wejść w skórę drugiej osoby.

      Usuń
  4. Tobie też na pisanie o uczuciach się zebrało? Tak, ludzie potrzebują miłości. Może nawet bardziej poczucia czyjejś opieki albo tego, że nie są sami. Każdy człowiek ma swoje anielskie skrzydła, którymi może kogoś otoczyć. Nie każdy jednak chce je wgl. rozkładać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, idziemy jednym torem:)
      hm...a czy czasem niektórzy nie zdają sobie spawy, że je mają, takpo prostu?

      Usuń
  5. Też nieraz widziałam tą panią, ale nie wiedziałam, że ta postać z krajobrazu jest dla ciebie tak ważna.
    Twoja mama była cudna, żałuję, że nie poznałam jej bliżej.
    I ja się ciągle zastanawiam...skąd ty masz tyle ciepła dla świata, co, Indie? Jakim cudem ty tak wszystko umiesz "czule objąć"( ha, nawet cię cytuję XD)? To jest aż nienormalne, ale nie mówię, że złe. Tylko w naszym świecie to aż cudaczne.
    W ogóle, ten tekst...geez, widać to, jak się zmieniałeś. Bo zmieniłeś się, nawet od kiedy ja cię znam. A to tylko króciutki kawałek czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nietrudno ją zauważyć a ja cóż...mam różne, dziwne ale ważne dla siebie rzeczy, miejsca, ludzi.
      jestem cudakiem, super XD a tak serio to hm..pewne rzeczy są chyba naturalne, co nie?
      zmieniłem?tzn?

      Usuń
    2. no co tu dużo owijać w bawełnę, coraz fajniejszy facet się z ciebie robi:)

      Usuń
  6. Niezły warsztat pisarski. Genialne obrazowanie. Pachnie tu i smakuje (dobrze) wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Cię niczym nie uraziłam..

      Usuń
    2. nie no, czym byś w ogóle miała mnie urazić?:)

      Usuń
    3. Nie wiem, może napisałam coś niestosownego.
      Twoje "cóż" wywołuje u mnie wątpliwości. ;)

      Usuń
    4. a to bardzo przepraszam...mam brzydką manierę nadużywania tego zwrotu, ale on w sumie nic nie znaczy:)

      Usuń
    5. Jak dla jest nacechowany negatywnie. Mogę się jednak mylić, w końcu jestem kobietą ;)

      Usuń
    6. ale co to za różnica, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną? teraz już zupełnie nie pojmuję XD

      Usuń
  7. Łatwo powiedzieć, ale strach przed takimi osobami nie powinien istnieć. Nie wiemy kim ten ktoś był zanim został "wariatem" społecznym, a obawa i odrzucenie go to coś w stylu odrzucenia samego siebie. Bo skąd mamy pewność, że to nas nigdy nie spotka? Że nas nie dotyczy?

    Ładnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nigdy tej pewności akurat nie mamy. zresztą, ja nie rozumiem, jak można kogokolwiek wartościować, oceniać. tym bardziej, że sami nigdy idealni nie jesteśmy pod wszystkim względami. ba, rzadko kiedy jesteśmy idealni pod choćby jednym względem.
      tylko, niestety, strach bywa chyba bardziej złożoną rzeczą. wręcz pierwotną, zdaje mi się.

      i cóż, dziękuję:)

      Usuń
  8. To jest jak wehikuł czasu. Jedna rzecz, przy której uświadamiasz sobie, że dużo rzeczy się zmienia, ale niektóre pozostaną zawsze takie same.

    OdpowiedzUsuń
  9. wehikuły takowe cóż..bywają bardzo cenne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, :) Bo człowiek często w biegu życia zapomina o ważnych rzeczach. A patrząc na wehikuł zatrzymujemy się i przypominamy sobie co się liczy.

      Usuń
  10. ludzi różnie reagują na sytuacje we własnym życiu, jedni sobie nie do końca z tym wszystkim psychicznie radzą. ale dobrze to zauważyłeś, my normalni ludzi, zrównoważeni psychicznie omijamy szerokim łukiem takich ludzi. to taki nasz wyuczony nawyk. wiesz, kiedyś z jednym facetem rozmawiałam na temat bezdomnych, niestety to też jest jakiś "problem", obsikani w komunikacji miejskiej, śpiący na przystankach itp., on kiedyś rozmawiał z różnymi bezdomnymi i stwierdził, że większość z nich miała wcześniej normalne życie, tylko w pewnym momencie pewne sprawy się pokomplikowały i wszystko padło, niewiele z tych prawdziwych bezdomnych to po prostu lenie, chociaż my "normalni" wciąż to tak odbieramy. i odbierać tak będziemy. ale jak widać, każdy ma swoją historię. czasem niestety bardzo smutną.

    rocznik 87? :P
    hehe i jak z tymi cechami barana? :)

    mi się niestety nie ciągnie, wiesz śmiałeś się, że tak szybko pracę napisałeś, a moja promotorka po prostu uczepiła się bezsensownych szczegółów, praca napisana, a ta wciąż jedno i to samo mi każe poprawiać, gdzie robię wszystko jak ona chce i wciąż jest źle... takim tempem to do końca roku się nie obronię i po prostu już mam dość.

    wiesz z tą samotnością to u mnie jest tak, że dopiero od pół roku powoli stają na nogi po fatalnym zauroczeniu, które zaczęło się półtora roku temu, bardzo się to na mnie odbiło, mimo wszystko zależało mi na tym facecie, a to był zwykły dupek i tak wczoraj trochę rozmawiałam z kumplem i zdałam sobie sprawę, że to co Ci opisuję jest dla mnie zamkniętym temat, z jednej strony chciałabym kogoś poznać, z drugiej zaraz wyjeżdżam, a ten okres, kiedy o nim zapominałam, rzuciłam się w wir pracy, pracowałam na cały etat plus latałam na uczelnie robić badania do pracy magisterskiej i tak to moje życie wyglądało, udało się z tym uporać, ale patrząc wstecz w tej całej znajomości było więcej tych przykrych i smutnych chwil i po prostu wczoraj jak tak z tym kumplem rozmawiałam zatęskniłam za takimi normalnymi chwilami spędzonymi z normalnymi facetami, spacery, wspólne filmy, to, że nawet można się do kogoś przytulić. i trochę mi się przykro zrobiło po prostu.

    OdpowiedzUsuń