-Boże, jak ja nienawidzę poniedziałków!- wykrzyknęła od progu średnia
z moich sióstr, zamaszyście opadając na krzesło w kuchni.
Zamarłem z widelcem w dłoni. Oho, zbliża się niezła litania,
pomyślałem. Oho, będzie groźnie.
Żeby
zrozumieć moje podejście do jednego tylko, wyrzuconego z prędkością
karabinu AK47 ( i to dobrze nasmarowanego!) zdania- trzeba by Idę,
bowiem tak ma na imię, poznać. To najbardziej ekspresywna
emocjonalnie istota, jaką znam. Na nasze nieszczęście emocje te
często są skrajne, bywają mroczne i gniewne. Ida jest też przy
okazji złośliwa i arogancka. Jej domowe przezwisko, Koza tudzież
Smoczyca, mówi chyba samo za siebie. Uwierzcie, Królik nie ma szans
w starciu z nią. Chyba, że znowu kajdankami przypnie ją do
kaloryfera...ale to dłuższe rodzinne anegdotki. Oczywiście, Ida
jest też niezwykle kochanym stworzonkiem. Ale w tym momencie
naprawdę wolałem udawać niewidzialny wręcz dla oka cyklonu posąg,
do którego Ida mogła wylewać swoje żale.
Naprawdę,
nienawidzę poniedziałków! Znowu pokłóciłam się z profesorem
R., na pewno uleje mnie w letniej sesji. W ogóle to jest mi źle,
jest mi tak, tak...-Ida wylewała na mnie pomyje z czary swojej
goryczy. To, co zwykle. Słuchałem jednym uchem, wypuszczałem
drugim, bardziej skupiając się a cudownych krokietach z mięsem,
które zrobiła dzisiaj Sisi na obiad.
Bla
bla bla....
-...i
w ogóle to źle mi się oddychać, miałam wrażenie, że mi za
duszno, otwierałam okno i nic. Nie mogłam spać przez to całą
noc!- wychwycił z Idusiowych żalów radar moich niedorozwiniętych
jak na Królika uszu.
-Oddysafthtrhy?-
powiedziałem z nieskrywanym zainteresowaniem i ustami pełnymi
krokieta.
-Hę?
Mógłbyś chociaż nie mówić z pełną buzią!
Przełknąłem
posłusznie.
-No,
pytam się, czy masz problem z oddychaniem.
-Czy
ty mnie w ogóle słuchałeś?!
-Oczywiście!
-zapewniłem solennie w obawie przed zrobieniem mi z dupy jesieni
średniowiecza.- Słuchałem cię Iduś, słuchałem. I mam wrażenie,
że mam rozwiązanie na wszystkie twoje problemy!
W
mózgu bowiem już uaktywnił mi się pełen system skojarzeń jak to
zwykle bywa. Mój mózg pracuje nieraz bowiem na całkiem
nieracjonalnych zasadach.
Nie
wydaje wam się czasem, że zbyt wielu ludzi mówiąc o tym „jak mi
źle” skupia się tylko na swoim sercu, psychice, zapominając
całkowicie o ciele? Może też wielu wydać się dziwne, ale moim
zdaniem nie można oddzielić ciała od duszy, są jednym i występuje
między nimi niezaprzeczalny związek.
Gdy
choruję, nie mogę oddychać przez zatkany nos- jest mi źle. Chce
się płakać, gdy bolą złamane kości. Przechodzimy, gdy jesteśmy
zdrowymi zazwyczaj ludźmi, pewien okres chwilowej chandry, załamania
wiary w siebie. Gdy w ciele coś nie gra, staje się anormalne wobec
tego, co mamy na co dzień, zaburzona zostaje pewna równowaga,
zaczyna boleć i dusza. Wtedy wylewamy najwięcej łez.
W
drugą stronę działa to tak samo. Każdy jest w stanie chyba
wymienić objawy chwilowej nerwicy przed egzaminem na uczelni,
egzaminem na prawo jazdy, rozmową kwalifikacyjną.... Wpływ stresu
psychicznego na ciało wydaje się oczywisty. Każdego kiedyś bolał
brzuch przed publicznym wystąpieniem, trzęsły mu się ręce przed
poznaniem teściów czy zaproszeniem tej ładnej Kaśki z drugiej
grupy na randkę.
Czasem
owe „objawy” mogą się pogłębić. Na pewno każdemu z was
obiło się o uszy takie określenie ja „choroby psychosomatyczne”.
Czasem to wymyślone schorzenie, czasem coś poważniejszego-jak
astma oskrzelowa czy choroba niedokrwienna serca. Tu dopiero widać,
jak wielki jest związek ciała i psychiki.
Może
w ogóle, jest to złe określenie- związek? Bo jak może być
związane coś, co nigdy nie było podzielne? Zauważyłem, że w
naszym świecie mamy pewną tendencję do rozdrabniania człowieka na
małe elementy, z których ma się składać w całość. Może za
bardzo do głowy wbiła nam się teoria atomowa materii i przekładamy
ją na inne dziedziny życia. Bo mamy psyche i somę, mamy świadomość
biologiczną, społeczną, emocjonalną. Miliony rodzajów
inteligencji. Jedne mówią o tym, inne świadczą o tym i czasem się
wykluczają w jednej istocie. A tak naprawdę- przecież ty, ja, jako
jednostki jesteśmy spójną całością.
Za
bardzo widzimy siebie w kawałkach- i może dlatego nie dostrzegamy
czasem jakiegoś problemu całościowo?
Jakiś
czas temu, po atakach antypsychiatrów na instytucje totalne,
zauważono ten problem właśnie w dziedzinie o bardzo kruchych
podstawach- w, jak łatwo się można domyślić, psychiatrii. O niej
napiszę kiedy indziej, ale ważne jest, że w wielu ośrodkach (
pomińmy nasz zaścianek, dobrze?) „lekarze biologiści”, tak ich
nazwijmy, zaczęli współpracować z lekarzami-humanistami. Zaczęto
postrzegać pacjenta z problemem depresji czy schizofrenii nie jako
zaburzonego stricte fizjologicznie, czy zaburzonego przez wychowanie,
społeczeństwo, a więc czynniki humanistyczne- zaczęto go widzieć
jako spójną całość wielu czynników, które mogły doprowadzić
do jego cierpienia. Zaczęto go leczyć nie tylko ogłupiającymi
lekami, które miały na nowo „ustawić” pracę mózgu, ale
wdrożono też arteterapię, metody psychologiczne, nie tylko
lekarskie. Czy nie jest to inspirujące?
Gdybyśmy
ze swoimi żalami i jęczybuleniem skupili się czasem na całości,
a nie małym fragmencie- czy nie byłoby nam nieraz lepiej? Czy nie
możemy spróbować tak pomóc sami sobie?
Wielu
lekarzy w szpitalach zapomina, jak cenna jest psychika w leczeniu.
Wielu ludzi zapomina, jak ważne jest ciało dla ich własnej
psychiki. Gubimy się w gąszczu rozdrobnień, które ktoś, tworząc
naukę zastosował dla, wówczas, ułatwienia. Gubimy się w sobie.
Pewnie też dlatego, że nie umiemy rozmawiać z sobą. Bo rozmowa z
sobą to nie tylko rozmowa we własnej głowie, myślami, podczas
pisania wiersza czy bezsennej nocy. Rozmowa z sobą w całokształcie
to też rozmowa z tą stroną fizyczną swojego JA. Namacalną,
materialną.
Jakiś
czas temu, co nie jest żadną tajemnicą, nienawidziłem swojego
ciała Może kiedyś wspomnę o tym szerzej, no ale...nie lubiliśmy
się za bardzo. I nie chodzi już o kompleksy. Lubiłem swoje ciało
katować. Dręczyć, zamęczać – w niezbyt racjonalny i zdrowy
sposób. A potem doszedłem do pewnych spraw w swojej głowie...i
zacząłem doceniać właśnie aspekt ciała. Może to przez rzucanie
palenia, poczucie, że zmęczenie fizyczne jest lepsze niż dręczenie
kolejnymi nakłuciami. Może przez to, że zacząłem biegać swoje
10 km wokół jeziora dzień w dzień. A może przez rozpoczęcie
ćwiczeń jogi, wiele lat temu, ćwiczeń, które ćwiczeniami tylko
nie są, a są głębszą filozofią.
Joga,
która nauczyła mnie prawdziwego, a nie sztucznego oddechu,
otworzyła się we mnie ową świadomość na własne ciało. Tak,
wiele temu zawdzięczam. I nie będę się tu zagłębiał w rodzaje
jogi, medytacji..bo to w tej chwili nie ma znaczenia.
Chodzi
o to, że potrzebuję, jak każdy człowiek, by moje ciało czuło
się doborze. A jest w tym wymagające ( czy twoje również?). Na co
dzień ciało przecież odbiera oczywiste ataki. Wrzucamy w nie
śmieci. Nasz kręgosłup dźwiga całe jestestwo, a potem w nocy
płacze z bólu, gdy wreszcie położysz się na wznak. Część
materialna jest dręczona w naszym świecie, przez co cierpi dusza
psychika, nazwij ją jak chcesz. Czytaliście kiedyś o pamięci
tkankowej, o pamięci ciała? Tej, która tak bardzo uwidacznia się
po przeszczepach serca?Gdzie jest dusza, skoro wspomnienia zaklęte
w sercu dawcy przechodzą przed oczami biorcy? Gdzie znajdziesz
siedlisko psychiki? Powiesz- mózg i o jego higienę trzeba dbać?
Mózg, a więc nerwy…całe twoje ciało je posiada. Nie można
określić siedliska duszy. Mi zawsze wydawało się, że materia i
energia, którą duszą można nazwać, przenikają się w każdej
komórce mojego ciała. „Materia jest tylko zmagazynowaną
energią, zapadnią podniebienia wszechświata. Energia to tylko
rozproszona materia, budulec języka wszechświata”. Gdy umiera
jedna komórka, umiera część mnie, mojej duszy? A owszem. Ale ja w
całokształcie istnieję nadal, gdyż więcej „ja” przetrwało.
Ale to filozoficzne gdybanie, które na stornach tego bloga pewnie
będzie miało jeszcze miejsce. Chodzi mi o to, że ciało jest
duszą. A my o nim zapominamy. Karmimy często aspekt energii
książkami, muzyką, emocjami. A zapominamy o ciele, nazywając je
tylko naczyniem.
Naczynie
nie byłoby samo w sobie tak ważne.
Wiecie,
gdy się to czuje? Gdy zaczyna się naprawdę oddychać. Oddech to
życie- jogini mają tutaj rację. A my zapominamy o życiu, żyjąc.
Oddech uznajcie tutaj za wielką metaforę.
Jako
dzieci oddychaliśmy głęboko, przeponowo. Nie zastanawiają się
nad tym. Z czasem tracimy naturalną dziecięcą swobodę oddychania,
ograniczając tym samym swój potencjał, jakość życia. Zaczynamy
spłycać nasz oddech, siedzimy zgarbieni, nie pozwalając naszym
płucom do końca się wypełnić. Zapominamy że oddech oznaczał
dla wielu życie.
"Oddech
to życie. Dobrze oddychaj to długo pożyjesz na tym świecie”
–tak
mówi stare sanskrycie przysłowie. Tak szczerze- kiedy ostatnio
odetchnąłeś „pełną piersią”, czytelniku? Nie mówię o
nerwowym wzdychaniu. Mówię o prawdziwym oddechu. Tym, który
wypełnia cię światłem świata i spokojem.
Wielu
ludzi twierdzi, że to oddech właśnie jest tym, co łączy ciało i
umysł. Łączy psychę z somą. Nazwy nie są tu ważne. Nawet
biologicznie patrząc- czy to nie tlen i przemiany chemiczne na
mitochondriach każdej komórki nie są tym, co sprawia magiczną
iskrę życia, duszy? Czy to tu energia i materia nie są łączone
właśnie? Mi wydaje się, że właśnie tak jest. A jeśli nie
oddychamy w pełni, jeśli któryś z elementów nie zostanie
wytrącony z równowagi- czy nie zaburzą się wszystkie pozostałe?
Stale chodzimy niedotlenieni. Serce pracuje, mózg się „odżywia”-
ale to nadal mało. Może gdybyśmy oddychali bardziej, świadomi-
stalibyśmy się bardziej świadomi swojego życia? Może oddech jest
sposobem na rozmowę z własnym ciałem, do którego często nie
możemy dotrzeć? Przecież- oddechem tak często nadal, choć już
nie jesteśmy dziećmi, wyrażamy swoją duszę. Przyspieszony oddech
w lęku, mówi wam to coś? Spazmatyczne łapanie powietrza w
cierpieniu. Wymieniać można dalej. Bez końca.
Zaczynamy
życie oddechem- i wraz z nim je kończymy. Nawet nie zdajemy sobie
sprawy, jak nawet w naszej kulturze oddech jest głęboko
zakorzeniony, choć- przykryty kurzem. Kultury wschodnie nieraz
bardziej zdają sobie z tego sprawę.
„Oddech
jest najważniejszą siłą regulującą bieg naszego życia. W
istocie oddech jest samym życiem. Dlatego ci którzy ignorują
tajemnicę oddechu (…) pozbawiają się podstawowej znajomości
życia, tak z punktu widzenia nauki, jak i duchowego wglądu.. Albo
człowiek posiada kontrolę nad oddechem (..) a tym samym pełną
władzę nad nieznanym, albo też uzależniony jest niewolniczo od
tej życiodajnej, acz nieujarzmionej siły.”-
jak mówi suficki mistrz Hidayat Inayat Khan.
Może
zatem, jeśli chcemy dogadać się z sobą najpierw nauczmy się
oddychać? Pełną piersią. Może to byłby dobry początek, by żyć
w całości? Jak płuca wypełnią się całkowicie, życie dociera
do umysłu. Do każdego aspektu duszy, w każdej komórce ciała.
Nie
namawiam każdego na ćwiczenie jogi, choć ona opiera się na
filozofii oddechu, nie o to mi chodzi. ( chociaż, może jako jej
instruktor, powinienem? Otworzę własny biznes, co wy na to?) Każdy
może znaleźć inny, swój własny sposób na oddech. Mi pasuje ten,
dogłębny.
Raczej-po
prostu nieraz warto zwrócić uwagę na swoje ciało, swoją energię
zaklętą w każdej komórce. I pozwolić jej żyć samodzielnie tak,
by samemu być spójną całością. Nauczyć się oddychać po
swojemu. Głęboko, z namaszczeniem. Kiedyś wszyscy odejdziemy,
nasze ciało, energia która w nas tkwi- rozproszy się( i nie
chodzi mi o życie po śmierci, a aspekt energetyczny każdej istoty
żywej)- ale czy nie warto do tej pory cieszyć się tym, że można
po prostu oddychać? Oddychać, dzięki temu kochać, cieszyć się,
chociaż przez chwilę.
Życie
nie jest takie trudne, nie jest rozdrobnione na miliony ciężkich
dróżek. Sami je niepotrzebnie komplikujemy. I nawet jeśli jest
nieraz źle, tak jak teraz mi- jest wyjście.
Po
prostu oddychaj. Tyle starczy, żeby sobie poradzić. Ze wszystkim.
Tylko trzeba umieć złapać ten właściwy oddech, jak wiatr w
żagle. Oddech w płuca. Powiewy powietrza w duszy, oddech czyjejś
obecności, oddech miłości. To wszystko razem, oddech ciała,
duszy- powoduje, że starczy po prostu oddychać. Jeśli się tego
nauczysz.
...a
teraz Ida, możesz otworzyć oczy. Czujesz, jak twoje ciało jest zrelaksowane?
Odpowiedziała
mi cisza. Od pół godziny uczyłem swoją siostrę oddechu
przeponowego, teraz mieliśmy przejść do kolejnej części „zajęć”
-Ida?Ida?!
Wstałem
zaniepokojony z pozycji lotosu.
Zasnęła!
Moja nerwowa siostra, zamiast relaksować się i pogłębiać
świadomość własnego ciała przez oddech zasnęła. Cóż. Chyba
dla nerwowej Idusi najlepszym instruktorem nie byłem. Ale..jakby nie
było- zrelaksowała się, prawda? Może odeśpi tę straszliwą,
bezsenną noc. Dobre i to. Miejmy nadzieję, obudzi się z radosnym
uśmiechem i nie będę musiał się bronić, znowu przykuwając ją
do kaloryfera. Miejmy nadzieję, że nie będzie miała żądzy mordu
za to, że zasnęła na podłodze. Przecież wychodząc z jej pokoju,
okryłem ją kocykiem!
(tak na podsumowanie, chociaż wydźwięk piosenki troszkę inny..mam ochotę na PJ i nie zawaham się tego użyć!)
Tak,
rozumiem
Każde życie musi się skończyć
kiedy tak siedzimy sami
Wiem, że pewnego dnia musimy odejść
Oh jaki ze mnie szczęściarz
Mogę zliczyć na palcach obu rąk
Tych, których kocham
Niektórzy mają tylko tego jednego
Inni nie mają nikogo
Zostań ze mną
Po prostu oddychajmy
Każde życie musi się skończyć
kiedy tak siedzimy sami
Wiem, że pewnego dnia musimy odejść
Oh jaki ze mnie szczęściarz
Mogę zliczyć na palcach obu rąk
Tych, których kocham
Niektórzy mają tylko tego jednego
Inni nie mają nikogo
Zostań ze mną
Po prostu oddychajmy
A
tak na koniec- nie mieliście wrażenia, czytając o głębokim
oddechu, ze brakuje wam tlenu? Jeśli tak- to znaczy, że wasze ciało
i dusza jednak sobie o nim przypominają. Warto to przemyśleć.
"Świadomość
oddechu i panowanie nad nim sprzyja zdrowiu nie tylko fizycznemu lecz
również psychicznemu, emocjonalnemu i duchowemu. Kiedy przychodzimy
na świat pierwszą naszą czynnością jest zaczerpnięcie oddechu a
kiedy umieramy ostatnią czynnością jest wydech. Oddech nie należy
do nas i nie polega tylko na pobieraniu tlenu z atmosfery. To siła
życiowa przenikająca wszechświat, a my stanowimy część tego
oddychania"-
Deepak Chopra
dobry z Ciebie brat ;) tak czy siak zrelaksowała się choćby przez sen ;)
OdpowiedzUsuńta...teraz czekam na swój opierdziel od niej XD miejmy nadzieję, moje przeczucia są mylne:)
Usuńkochacie się jak typowe rodzeństwo śmiem twierdzić xD Broń się ile wlezie ;-) może do rękoczynów nie dojdzie.
Usuńjeśli by do nich doszło, to ja bym wyszedł z tego z podbitym okiem. ale zawsze mogę jej grozić kajdankami! XD
Usuńto taki "malutki" przy niej jesteś? xD
Usuńmalutki to nie, mam prawie 2 metry wzrostu XD ale jej nie oddam, to w końcu siostra- czyli jakby kobieta..do tego uparcie trenująca boks tajski i krav magę XD
Usuńo ja Cię! :D to się wcale nie dziwię, masz przewalone,synku xD
Usuńpozwoliłam sobie, dodać Twój blog do swoich linków.
ano, mam. trudno, jakoś to przeżyję XD
Usuńa pozwalaj sobie na co chcesz XD
:D nie masz innego wyjścia.
UsuńOj uważaj, bo jak się przyczepię to tak prędko się nie odczepię.
nie no, bać się chyba jednak nie ma co:)
Usuńuff całe szczęścia ;)
UsuńWow! To ją zrelaksowałeś! Można powiedzieć, że bardziej sie nie da ;)
OdpowiedzUsuńczyli wychodzi na to, ze dupa ze mnie jednak, a nie instruktor jogi XD
UsuńTo może jakiś usypiacz, czy coś...jest tyle osób, które cierpią na bezsenność..;P
Usuńtak, w tym ja, a nie moja siostra XD ona potrafi spać jak suseł po 12 h na dobę, ja dosypiam..góra 5. takie optimum to 4, zdarzają mi się i dwie doby bez snu XD na niektórych nic nie zadziała, sam dla siebie usypiaczem jak widać być nie umiem :)
UsuńStres to najgorszy ludzki pasożyt. Mój ujawnia się pod postacią emetofobii, najgorszej fobii z możliwych. Na strach lekarstwa nie ma, nie oszukujmy się - psychotropy i tak nie pomogą jeśli nie będzie się walczyć samemu. A poniedziałki same w sobie są przygnębiające.
OdpowiedzUsuńNiedawno zaczęłam medytować. Wystarczy kilka głębokich oddechów, a od razu mi lepiej. Do jogi potrzebowałabym instruktora. Samemu ciężko ćwiczyć. Szkoda, że nie jestem Twoją siostrą ;)
to fakt, ale jednocześnie- stres bywa błogosławieństwem. pierwotnie miał nas mobilizować do działania i chronić. odrobina stresu nikogo by nie zabiła, ale nasza cywilizacja niestety nie daje nam tylko ociupinki tego "mobilizatora". cała idea upadła, można rzec.
Usuńczyli nie tylko ja uważam, że to skuteczne.
spoko, jakby co zapraszam na darmowe lekcje XD
Czytając to przypomniałam sobie jak to moja siostra miała w zwyczaju narzekać i myślę, że nawet joga by jej nie pomogła, ona po prostu musiała się wygadać. ;)
OdpowiedzUsuńRozbawiasz mnie, oczywiście się z Ciebie nie śmieje, ale Twój sposób pisania wywołuje u mnie uśmiech (dosyć głośny). ;))
fakt, nieraz niektórzy muszą się wygadać, wypłakać...ale to nie był ten przypadek, znam Iduś na tyle, że wiem, kiedy wygadania a kiedy jakiejś mobilizacji potrzebuje:)
Usuńi cóż, to chyba lepiej, niż byś się miała załamywać nad niskim poziomem mojej pisaniny:) zawsze coś:)
Piszesz na wysokim poziomie. To trzeba przyznać, świetnie się Ciebie czyta ;)
UsuńPostaram się zastosować tą metodę oddechu na moją bezsenność :D Chociaż czasem robię coś w podobie, ale nie pomaga bo zmęczę się liczeniem oddechów a dalej nie śpię :P
OdpowiedzUsuńA co do głównego wątku... Kiedy mam grypę, lub boli mnie głowa to wiem, że mam grypę, albo boli mnie głowa :P Jako organizm, zero psychiki w tym wszystkim :P No może tylko, że głupia byłam, że nie chodziłam w czapce :P
Za to powiązani ducha i ciała czuję bardzo dobrze podczas kłótni z Ciachem. Zdenerwowanie do tego stopnia, że przeokropnie trzęsą mi się ręce (zawsze mi się trzęsą, od pewnego wydarzenia w dzieciństwie - podejrzewam, że rozwija się we mnie nerwica, ale muszę jeszcze o tym poczytać coś) a przede wszystkim bardzo boli mnie jakaś gula w środku. Bliżej nieokreślona. Taka trochę w brzuchu, trochę w sercu... Wtedy faktycznie niby ciałem jestem zdrowa, a jednak ból jest nie do zniesienia.
bo ty nie masz ich liczyć i myśleć o oddychaniu XD to troszkę inna rzecz XD
Usuńowszem, wirusologia akurat nie podpada po połączenie somy z psyche..ale inne choroby? jak na przykład nowotwory indukowane stresem? jakby nie było, wysoki poziom stresu jest jednym z czynników onkogennych choćby w przypadku raka jelita. albo wpływ psychiki na sercowców. albo syndrom tako-tsubo.o to mi bardziej chodziło.
i właśnie taki objawy kłotni to tylko doraźne objawy związku psychiki i ciała.
hm, nie wiem, czy nerwica jako jednostka chorobowa nie została w ostatnim czasie jakoś przez WHO przemianowana.
Nigdy się w sumie nie interesowałam bardziej tym rakiem między innymi dlatego by go przypadkiem złymi myślami na siebie czy na bliskich nie ściągnąć ;) Przeraża mnie za bardzo :P
UsuńPrzemianowana? :P Tzn zmieniono nazwę czy całe pojęcie? :P
no mi akurat onkologia jest dość...bliską dziedziną. z wielu powodów.
Usuńjakoś nazwę zmieniono, tyle wiem. określono to jako zespół czegośtam chyba, musiałbym więcej na ten temat poczytać i zweryfikować, czy to w ogóle prawda.
Czytając to co piszesz o oddychaniu - chciałam wyjść na spacer do lasu - już teraz- w tej chwili... jakiś czas temu zaczęłam przygodę z bieganiem... no i przygodę z tańcem- bardziej świadomie... masz racje - zbyt wiele rozdrabniamy na drobne - "oszukując" ciało...
OdpowiedzUsuńP. S. Och co za wspaniałomyślny z Ciebie brat :P
ta, kocyk to szczyt wspaniałomyślności.
Usuńczyli jednak oddech, ruch nie tylko mi potrzebny.
Czy to wszystko, co tu napisałeś opowiadałeś siostrze? Też bym usnął. xD
OdpowiedzUsuńnie, ją tylko uczyłem oddychania:)wiem ze takiej dawki teorii by nie zniosła..i objawiało by się to w inny sposób.
UsuńObjawiło by się oklepem? :P
Usuńoklepem może nie. raczej...zwiększoną nerwowością.
UsuńA ta zwiększona nerwowość oklepem Krav Maga Style :D
Usuńuwielbiam Cię czytać. :D naprawdę, świetnie piszesz; jakbyś pisał książkę, a ja książki uwielbiam czytać. piszesz coś prócz bloga?
OdpowiedzUsuńco do oddychania... ja dzisiaj w szkole tak miałam podczas i po historii. na przerwie otworzyłam na oścież okno i napawałam się świeżym, wiosennym powietrzem. miałam wrażenie, że się unoszę.
um, dzięki:) i tak, piszę dużo rzeczy można rzec. wiersze, opowiadania...ale to raczej jest dość prywatne często.
Usuńw sumie, to jest trochę jak...latanie nieraz.
wiersze? też piszę wiersze i też raczej prywatnie. tylko ostatnio mam zastój...
Usuńczasem faktycznie jak latanie.
cóż, zastoje chyba każdemu się zdarzają.
UsuńPrzysięgam, że kiedy zobaczyłam ogrom posta, pomyślałam: "jeeezu, po co mi to czytać?" Ale wciągnęło mnie jak cholera. Wyobraź sobie, że kiedy kończyłam czytać, w końcu zaczęłam głębiej oddychać ^^ a w moim przypadku to ważne, bo palę papierochy od 3 lat.
OdpowiedzUsuńPS: pozdrawiam fana PJ :)
no wiem, że niestety, mam ...talent do rozpisywania i piszę troszkę za dużo. ale dobrze, że to jakoś jednak przebrnęłaś, nie muszę się załamywać nad swoja formą pisarską:)
Usuńa jak się pali to w ogóle ciężko oddychać w jakikolwiek sposób. sam paliłem od 15 do 23 roku życia....także tego:)
gorzej, jak ktoś się rozpisuje bez sensu i o kompletnych pierdołach. z czytaniem Ciebie nie mam żadnego problemu ;)
Usuńto dość długo. ja zaczęłam tak poważnie palić na pierwszym roku studiów. w sumie przez koleżankę, która tak częstowała i częstowała i w końcu głupio mi było żydzić ćmiki od niej i wypadało kupić paczkę :P jedna paczka, druga i kolejne. wcześniej paliłam tylko "do piwa", na imprezie, jak ktoś poczęstował. a teraz tracę pieniądze na to ścierwo. a obiecałam sobie, że po obronie rzucę...
ja nie twierdzę, żebym ja był jakoś specjalnie sensowny i twórczy. ale..dobrze może, że problemu nie ma właśnie:)
Usuńno to tak standardowo zaczęłaś. ja zacząłem palić...sam. wyraz kretyńskiego buntu zdążającego ku tzw. destrukcji.
ale skoro ja już 3 lata nie palę, może i tobie uda się rzucić:)
Dusza i ciało to jedność. To normalne sama tak uważam mimo, że rozdzieliłam te dwie części. Czasem je łączę. Ale ponieważ ciągle sklejam rozwaloną psychikę nie będę narażać swojego ciała na szwank. A bardzo kocham swoje ciało, nie chce żeby mu się coś stało :(. Mam też rewelacyjną odporność. Oddzielenie ciała od psychiki mu nie zaszkodziło, a wręcz pomogło. Co jakiś czas kiedy z psychiką jest ok moje ciało z duszą są jednością. Takie tam skakanie :).
OdpowiedzUsuńTak skupiłam się na oddychaniu XD. Może też bym się przeszła na jogę, ale ona chyba kosztuje, a tu brak kasy :(
bo może chodzi o to, że nawet gdy chcemy jako tako to rozdzielić zawsze jest choć nitka, która to łączy.
Usuńwięc cóż, tylko dalej doceniać je i szanować:) zwłaszcza, że to nie szkodzi tobie. każdy z nas ma inne hm..potrzeby, tak to określmy może.
zawsze mogę zostać twoim osobistym instruktorem :P ale może nie w tym momencie, bo sam teraz jestem kiepski w skupieniu na tym. ciężkie dni, o. ale potem możemy pomyśleć.
Jest nitka, ale zdrowie mam dobre te fizyczne. Bo psychika to do naprawienia XD
UsuńByłabym zaszczycona XD. Spoko, sama w tym momencie mogłabym nie dać rady. Próbuję w końcu skończyć studia. XD
Próbowałam kiedyś wyciszyć się poprzez medytację itp, ale... wkurzało mnie to strasznie. Wdechy, wydechy, wyciszanie się. Coś mnie blokowało. Koleżanka zawsze z zachwytem opowiadała, jak to nie uspokaja, żebym sobie włączyła odpowiednią ku temu muzykę, siadła na ziemi i po prostu oddychała. Może na mnie to nie działa? Nie wiem :D W każdym bądź razie lepszym sposobem okazało się pójście spać xd
OdpowiedzUsuńno po prostu, nie ma takiej rzeczy, która by pasowała wszystkim. to tylko jedna z metod:) ty może musisz znaleźć jakąś swoją, inną:)
Usuńpewnie tak, tylko ciekawiło mnie, czy na pewno aby to jest takie skuteczne, bo przecież tyle ludzi medytuje, uprawia jogę i w ogóle i w ogóle.
Usuńdla mnie jest skuteczne:) ale mogę właśnie mówić tylko za siebie
UsuńŻyjemy zbyt szybko, o wielu naturalnych podstawach zapominamy.
OdpowiedzUsuńto prawda, zatracamy w pędzie, w którym tkwimy.
UsuńSmutne, ale prawdziwe.
Usuń