sobota, 15 lutego 2014

problem z głodu nienasyceniem, czyli o dwóch sercach bijących miarowo w jednej piersi

„Love letters” wybrzmiało do ostatniej nuty tak, jak wybrzmieć miało. Było piekło i niebo pełne wzruszeń, momentami całkowite rozbawienie. Tak, jak być powinno. Po wszystkim ukochana Freda aż popłakała się z nadmiaru emocji. To chyba dobrze, łzy nieraz są dobrym objawem. Łzy są piękne, kiedy są słuszne, a już zwłaszcza, gdy są szczęśliwe.
Freds więc z Niną poszli na jakiś czas do siebie, do mieszkania nad swoim barem, zostawiając mi go w opiece. Zabawa dalej trwać mogła w najlepsze, zwłaszcza, że wszędzie już porozprowadzane zostały wielkie bębny, na których rytmy wszelkiego rodzaju wygrywać można było. Może i w dobre „święto” wybrzmiały. Może rytm jest wyrazem miłości świata. Miłości pierwotnej i niezbywalnej.
Rytm bowiem należy się każdemu. Nawet mojemu głuchoniememu bratu. Rytm się czuje każdym włóknem mięśnia, każdym włosem, każdym zębem. Bicie wielkiego, zjednoczonego serca. Bawić więc można się było w najlepsze.
O 4 nad ranem zszedł do nas Freds, by ostatecznie zamknąć lokal na 4 spusty. Nie było nas już dużo, ludzie jednak mają pewną wytrzymałość. Usiadł więc ze mną na chwilę, wyraźnie zmęczony ale niezwykle szczęśliwy. To nic dziwnego po takich nocach. Rozumiecie, o co mi chodzi, prawda? Domyślnym wielce nie trzeba być. Nalaliśmy sobie po piwie. Pierwsze i jedyne tej nocy.
To było miłe. Jego radość, że się udało. To było krępujące. Jego wdzięczność, że mu pomogłem to wszystko zorganizować.
Oczywiście, nie mogło obejść się bez ponowienia propozycji. „Jedź ze mną do LA w tym roku, nauczę cię surfować!”. Och, bogowie, chciałbym. Pewnie że bym chciał!
Dla niewtajemniczonych Freds wychował się na słonecznych plażach Kalifornii. W Polsce został bo poznał miłość swojego życia. Od jakiegoś czasu słyszę, że jednak wybrałby się tam. Na miesiąc czy dwa. I oczywiście, zabrałbym mnie ze sobą. Nawet oddał mi już jedną z desek do surfingu, bo przecież ja tak bardzo chce się nauczyć ujarzmiać fale, a w Polsce to niemożliwe.
Wszystko pięknie, jasne, chciałbym.
„A nie chciałbyś ty za dużo, co, Kordianie?”. Jak zawsze pojawił się złośliwy, rozsądny głosik w mojej głowie.
Czy ja chcę za dużo? No tak, nie wszystko naraz, Kordianie. Nie wszystkie sroki za ogon da się naraz złapać. Bo nawet się nie nasycisz. W tym roku czeka mnie już trzytygodniowa podróż na południe Indii, dwa tygodnie zaplanowane w Gruzji...jeśli by dorzucić do tego LA? Powiem po prostu, że mnie nie stać. Co za dużo to niezdrowo. Nawet z moim systemem pakowania się w jeden plecak i spania często pod gołym niebem. Nawet z moimi tanimi metodami. Nawet z moją metodą podróżowania „na wariata”, poznawaniem miejscowego kolorytu przez pakowanie się w najdziwniejsze sytuacje. Takie jak zjadanie surowych serc węży, bo jest się do tego zmuszanym przez tubylców. Różnie bywa. Bo ja wiecznie muszę coś dziwnego wykombinować. Jest przynajmniej potem co w swojej głowie wspominać.
Czy ty nie za dużo chcesz, Kordianie? Nie możesz mieć wszystkiego przecież.
Bogowie, ale właśnie, nieraz mówiłem, że chcieć to móc. Przecież..przecież mogę, czyż nie?
To nie może pozostać tylko obrazem w mojej głowie. Ja chcę dotknąć, posmakować, poczuć. Tylko czasem mam wrażenie, że nie umiem się poważnie zdecydować. Nie mogę dotykać wszystkiego naraz, nie mam miliona nawet mentalnych dłoni.
Czasem rzuciłbym to wszystko. Naprawdę, spakował plecak, odszedł z pracy, ucałowałbym rodzinę na pożegnanie i odnalazł jak Gauguin własne Thaiti. Poczułbym miliony smaków na podniebieniu. Smaki pieczonej przez ludy północnej Afryki tarantuli, smaki mleka kokosowego z owocu prosto z palmy zerwanego, smaki mięsa egzotycznego ptaka i ryby. Zobaczyłbym każdy możliwy wschód słońca i próbowałbym dotknąć gwiazd leżąc na obcej ziemi pod tym samym dla wszystkich niebem. Oddychałbym kwaśnym odorem wielu miast i krystalicznie czystym powietrzem dzikich gór i lasów. Poczułbym na skórze pieszczotę wody każdego z mórz i jezior. Usłyszałbym i odczuł każdy z pierwotnych rytmów, rytmów, jakie są charakterystyczne dla każdego z miejsc. Tak, tego czasem pragnę. Mocno, tak, że serce aż na moment zatrzymuje się w piersi.
Spróbowałem już namiastki tego. Poznałem już większość Europy, niektóre miejsca pobieżnie, przejazdem, gdy stało się na ulicy łapiąc stopa. Inne dokładnie, jak Berlin, Wiedeń czy Barcelonę choćby. Bo tam tańczyło się co noc na ulicach. Zwłaszcza w Barcelonie, gdy rozbrzmiewał z głośników boski głos Luz Casal. Poznałem europejskie góry i lasy. Pływałem w wodach spokojnych różnych miejsc.
Polizałem już rozpaloną skórę Azji, bo Azja jest dziką dla nas kobietą ze skórą, która ma smaki najróżniejsze.
Ale mi ciągle mało. Ja chcę więcej. Chcę znowu poczuć jak pali mnie południowe słońce. Chcę nago wykąpać się w wielu jeziorach i rzekach. Wynająć rozpadający się samochód i podróżować po wielkich szosach USA. Spać w najpodlejszych motelach. Chcę nauczyć się surfingu nie tylko w LA Bo ja mam wielkie potrzeby i pragnienia, zostanę też jeźdźcem fal Australii i Hawajów. Chcę w Australii nie tylko pływać, doznawać głębin rafy, ale też nauczyć się grać na didgeridoo i poznać rytm Aborygenów. Doznać magii Uluru i ich Epoki Snu. Chcę znowu móc wypowiedzieć swoje imię nadane przez Kiowa w lasach Północnej Ameryki. Skoro stałem się jednym z was, chcę, żeby choć jeszcze przez chwilę mówiono do mnie imieniem mojej Indiańskiej duszy. Chcę, żeby gdzieś w końcu przemarzły mi uszy. Zobaczyć zorzę polarną na obu biegunach. Chcę poznać bezkresne stepy Mongolii i nauczyć się jeździć na wielbłądach. Pojechać najdłuższym szlakiem kolejowym, bo przecież w pociągach najlepiej się wiersze pisze. Spać w lesie i być obudzonym przez wycie wilków na dalekiej Syberii. Chcę paść przez chwilę kozy na afrykańskiej pustyni. Zgubić się w Tokio. Nauczyć się gotować trujące ryby. Posmakować prawdziwej yerby na pampie. Posłuchać fletni w Andach. Zobaczyć ostatnie kondory. Zawędrować na najwyższe szczyty i tam oddać znów hołd swoim bogom. Medytować w świątyniach natury Posmakować niespokojnego, suchego wiatru.
Chcę tego wszystkiego i chcę jeszcze więcej. Jestem zachłanny, bogowie, tak, jestem zachłanny na smaki życia i jego kolory. Na poznawanie, zaznawanie i mentalne rozkosze. Zachłanny na trudy wielu dróg. Może popełniam jakiś grzech, grzech obżarstwa i nienasycenia zarazem. Nie obchodzi mnie to, naprawdę tym razem mnie to nie obchodzi. Może do czasu, aż moje „chcę” nie będzie w jakiś sposób destruktywne? Tylko boję się jednego- chcę tak wiele, że nie starczy mi na to czasu. Czasem ogarnia mnie to przerażenie, że nie zdarzę. Że przesadzam z tym wszystkim. Ale tak naprawdę...nikt w życiu ze wszystkim nigdy nie zdążył. Trzeba docenić chociaż to co udało się złapać przed śmiercią, żeby potem powiedzieć sobie, umierając, „fajne mieliśmy życie stary, powtórzyłbym to”. Dlatego ja chwytam. Ja łapię. Ja nie chcę pluć sobie w brodę, że nie próbowałem. Ale dryfuję tutaj niebezpiecznie w stronę zgoła innego tematu.

Czasem może chciałbym po prostu zdziczeć też. Z dala od miast, sięgnąć do rzeczy dawnych, u nas już nie istniejących. Ale...to chyba troszkę inne pragnienia i o nich kiedy indziej przyjdzie mówić.

Widzicie, kiedyś miałem po prostu inne marzenia. Chciałem spokoju i małego domku. Może dlatego, że jako dziecko nie zawsze odczuwałem samo ciepło tego świata. Ale zawsze coś tkwiło, coś tłukło się w piersi. Że to nie wszystko, czego powinieneś oczekiwać, Kordianie. Potrzebujesz więcej. Znacznie więcej. Nie jesteś człowiekiem, który może na tym poprzestać. Na jednym smaku i rytmie.
I teraz już, mam nieraz już wrażenie, że najważniejsze w życiu jest właśnie czucie. Doznawanie. Nie żadne posiadanie. Kolejny telefon, samochód, modniejszy, ładniejszy. Ważniejsi są ludzie na ścieżkach, widzenie i słuchanie świata, Takie naprawdę, takie do głębi trzewi. Póki mamy czas. Smakowanie, póki smak odczuć możemy. Parę lat temu właśnie obudził się we mnie zmysłowy hedonista. Ten, który potrzebuje nowych bodźców. Ten, który chce intensywności wszystkich barw, jakie go otaczają. . Ten który rozszerza swoje nozdrza i chciwie węszy życie. Aż się nim nie zachłyśnie. Ten, któremu serce się wyrywa. I ten, który gra nocami na skrzypcach i śpiewa przy wielu ogniskach. Ten, który potrzebuje wielu historii świata, nie tylko w książkach spisanych, a ludzkich, by móc je z rytmem swoim osobistym jednoczyć.
Więcej i więcej. Jedz, jedz jedz życie garściami, Kordianie.
To jest twoja melodia, którą dawać chcesz ludziom i którą chcesz im zabierać.

Jedna melodia spójna ze światem. Jedna podróż, jeden plecak. Jedno życie.
Czy ja chcę za dużo? Czasem się zastanawiam. Bo choć serce się wyrywa, człowiek żyje w rozdwojeniu. Człowiek taki jak ja.
Krew pompowana przez serce koczownicze zawsze musi się burzyć. Ale jest i serce drugie. To, które kocha tu i teraz. To, które nie łaknie i jest spokojne. To, które ma to poczucie obowiązku wobec rodziny- i potrzebę miłości. Tej najgłębszej, bez odrywania się od korzeni.
Bolesny dualizm. Chcieć tak wiele naraz, chcieć rzeczy, które się wykluczają. I nic nie jest ważniejsze, wartościowsze. Stałe balansowanie na granicy. Czasem się zastanawiam, czemu mnie to musiało dotknąć, tak wielkie chcenie, tak wielki głód. Głód życia na różne sposoby.
Głód wiedzy- tej w książkach i tej poznawanej przez cudze spojrzenia. Głód smaku innego, ale jednocześnie tego co tutaj. Bo nadal tkwi we mnie ten mały domek. Mocno, głęboko. Jak korzeń, którego się nie usunie.
Dwa serca mi w piersi biją równo i miarowo.
Póki co więc próbuje zaspokoić oba. Zostaję tutaj, jestem, trwam. Pracuję, cieszę się ludźmi, którzy są stale. Kocham swoją rodzinę, gram wieczorami z dziadkiem szachy i z niepokojem i czułością jednocześnie patrzę, jak moje rodzeństwo dorasta. Biegam z siostrzeńcami po parkach i śmieję się naprawdę. Bo mi tu dobrze. Tylko czasem coś uwiera, chce się smaku nowego.
A od czasu do czasu rozwiązuję skrzydła spętane, te drugie i znikam. Na wiele tygodni. I nigdy nie opowiadam, co było tam. Bo gdy wracam, czy to się liczy? To jest moje. To należy do serca drugiego. Że pozwolę sobie zacytować pewnego idola

Stworzonko znów dotknęło plecaka i spytało ostrożnie:
- Może byś... Tyle podróżowałeś...
-Nie – odpowiedział Włóczykij. – Nie teraz. – I pomyślał rozgoryczony: „Dlaczego nie pozwolą mi nigdy zachować moich wspomnień o wędrówkach tylko dla siebie? Czy nie mogą zrozumieć, że gadaniem wszystko niszczą? Jeśli im opowiadam, to potem nic nie zostaje. Pamiętam tylko swoje własne opowiadania, kiedy staram się przypomnieć sobie, jak było.”

I gdy jestem „tam”, tęsknota za tym, co stabilne, też uwierać potrafi. Gdyby tak spakować wszystkich, których się kocha do plecaka tak samo jak zapasową parę skarpetek, byłoby łatwiej. Ale to niemożliwe. Za nimi trzeba tęsknić właśnie i to też jest piękne. Że w ogóle można. Że ma się za kim.
A może ważne jest, najpiękniejsze, to, że ma się dokąd wracać?

Póki co wszystko jest w równowadze. Ale może pewnego dnia jedna z rzeczy wygra. Może zniknę, jak Włóczykij, ale na więcej niż jedną zimę. Może nie odejdę już żadnej innej. Czas pokaże, która droga jest dobrą naprawdę dla mnie. Co mnie tu zatrzyma albo co dalej nakaże mi iść. Jestem młody, mam jeszcze czas na decyzje. Jeszcze troszkę.
Ale w końcu zdecydować trzeba. Nie można tkwić całe życie w zawieszeniu, być rozdartym na pół jak drzewo trafione piorunem. Być jak to drzew bo chce się za dużo i w tym i w tym przypadku. Jedno musi zabić drugie. Nie jestem człowiekiem, którego przez całe życie mogą zadowolić kompromisy. Może wreszcie zniknę na parę lat, wędrując...ale czy wtedy właśnie będę miał dokąd wrócić? Czy będzie w ogóle po co wracać?


Póki co przygotuję się dalej duchowo na podróż na południe Indii. Poczekam do maja, żeby i serce koczownika nasycić. Szalonego Gauguina, który podniet nowych potrzebuje. Przygotuję w duszy miejsca na nowy rytm. Co nie znaczy, że zaszkodzi mi pobrać parę lekcji surfingu u Fredsa...tak „na sucho” tylko. Prawda? 

A tymczasem dzisiaj nich zagości ciepły wiatr niosący piasek pustyni:


45 komentarzy:

  1. Praca może być problemem. Ale tak to wyjedź na rok i zobacz jak to jest podróżować, a potem wróć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja już mniej więcej wiem, jak to jest. bo jeździłam tam i ówdzie, urwałem już tak pół roku z życia jadąc do dalekiej Azji. nie liczę trzymiesięcznych wypadów po Europie choćby i tym podobnych rzeczy. i dlatego pewnie ze wiem, jak jest, tak mi się, jak by to określiła moja babcia, "dupa drze":) i właśnie taki rok to byłby tylko...półśrodek troszkę. ja nie lubię półśrodków w pewnych kwestiach. podróży czy miłości choćby XD

      Usuń
    2. To może faktycznie wyjedź na dłużej. Ja nie lubię opuszczać swojego świata na zbyt długo. Podróże są dla mnie ciekawe, ale od innej strony. Ja kocham podziwiać architekturę i to głównie mnie interesuje w podróży :)

      Usuń
    3. no właśnie ja też po jakimś czasie tęsknię..dlatego czuję się rozerwany XD no ale nic, czas pokaże, co się jeszcze stanie:)
      jeśli architektura to polecam Barcelonę i Wiedeń. dwa chyba największe europejskie miasta-perełki, Gaudi kontra secesja Otto Wagnera. Można się naprawdę zachwycić:)

      Usuń
    4. Jak uzbieram pieniądze, to czemu nie? :)

      Usuń
    5. tak naprawdę do podróżowania dużo pieniędzy nie trzeba, tylko troszkę kombinatorstwa:) no ale na sam bilet w obie strony jednak warto mieć. już się o tym przekonałem:)

      Usuń
    6. No właśnie mi o bilet chodzi, bo tak to ja nie potrzebuje dużo pieniędzy do zwiedzania ;).
      Ale w tym roku mam w planach Kraków, woodstock i Pyrkon, a tu pracy nie mam i kase skądś kombinować muszę XD

      Usuń
    7. Z Woodstocku już zrezygnowałem, do Krakowa zaprowadzi mnie pewnie "praca" , nad Pyrkonem się zastanawiam:)
      wiesz, zawsze można na stopa XD ale zachowuję resztki rozsądku i jednak- nie żeby to był jakiś seksizm- ale kobietom podróżowanie w ten psosób odradzam

      Usuń
  2. Widzę, że kochasz podróże. Może uda Ci się odłożyć pieniądze tak, by starczyło i na Indie i na USA? Byłoby super. Na pewno miałbyś kolejne, bezcenne wspomnienia. Jesteś szczęśliwy, gdy możesz podróżować. Nie odmawiaj sobie tego :) Jestem pewna, że jest jakiś sposób byś w tym roku mógł zaszaleć i dobrze go wspominać :)
    A jeśli nie ma takiego sposobu... Freds pojedzie, wróci, ale jestem pewna, że kiedyś pojedzie jeszcze raz i wtedy możesz się z nim zabrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też odmawiać sobie nie zamierzam, póki co idę na pewne życiowe kompromisy:) tylko apetyt w miarę jedzenia właśnie rośnie teżxD
      Indie są tanie, to samo Gruzja, dlatego łatwo sobie można na to pozwolić. wziąć właśnie ten jeden plecak i jeździć na stopa od miasta do miasta, nie jest problemem. USA już trochę kosztuje więcej, to inna mentalność kulturowa. ale no nic, pożyjemy, zobaczymy, nie w tym roku to kiedy indziej właśnie:) nawet już niekoniecznie z nim, chociaż, pobyt w LA z dawnym rockmanem z tego miasta na pewno byłby niezapomniany XD

      Usuń
    2. No właśnie :P Ja już bym wolała jechać do Stanów niż do Indii :P Okazja jest nie do odrzucenia :P
      Kiedyś interesowałam się kulturą Indyjską ale jestem zbyt strachliwa i by wyruszyć tam w podróż, zwłaszcza stopem :D Tam jest dziwne prawo, dziwni ludzie. Zrobiłabym coś niestosownego, np zjadła pączka na ulicy podczas ramadanu i bym trafiła do więzienia albo jeszcze gorzej :D

      Usuń
    3. oj nie, mi się Indie marzą już długo, długo...może właśnie przez zainteresowanie całą kulturą, hinduistycznym mistycyzmem i jogą:) więc Indii nie odpuszczę za nic, co więcej- teraz "zbadam" tylko południe tego kraju, potem planuję północ razem z Nepalem, jak znowu na bilet w te i wewte uzbieram;)
      stopem to już po kraju. ja zawsze jeżdżę trochę na dziko, szlaki sobie tak przetarłem ( w sobie, w sensie, żeby odwagi nabrać) w Tajlandii i Malezji i było fantastycznie.
      Ramadan to głównie respektowany w innej części Indii, niż ta, do której jadę, na południu jest mało islamistów XD poza tym na jedzenie w ramadan można mieć dyspensę..ale to już inny temat XD i tak już serio, to kto nie ryzykuje, ten nie ma. mnie ta inność nie przeraża, a fascynuje i przyciąga. poza tym, co może być gorsze od tego, że cię okradną ze wszystkiego w Bangkoku?przeżyłem i to XD a tak naprawdę już, ro dla każdego co innego po prostu:) ja się uparłem, chcę, jadę tam xD

      Usuń
    4. Rany, dla mnie to po prostu abstrakcja :P Nigdy nie udałabym się w taką podróż i to jeszcze sama :) Raz mnie kusiło, ale jedynie w Polsce czułabym się w miarę bezpiecznie. Za granicą - tak jak na przykład na dalekim wschodzie trzeba dobrze się naczytać o ich kulturze, żeby nikogo nie obrazić itd. Tak jak Ty - masz trochę tej wiedzy na ich temat, to wiesz, czego się spodziewać :)

      Usuń
    5. nie dziwię się że jest abstrakcją, skoro tego nie zrobiłaś, czegoś podobnego albo nie wiem, nie planowałaś:) ja niestety albo stety nie jestem zwolennikiem wycieczek organizowanych, spędzania czasu w kurortach i tym podobnych, bo mnie ciągnie właśnie do weryfikacji też tej wiedzy o której mówisz- bo to, co w książkach to całkiem co innego, niż się widzi. np. nigdy bym nie wiedział o tym, że zjedzenie surowego serca węża, jeszcze bijącego, jest dowodem męskości u Tajów. albo że na Ukrainie je się pajdę słoniny z musztardą- i wbrew opinii- jest to bardzo dobre XD
      i wiesz, zawsze jeszcze dowiedzieć się można...ale nic na siłę. albo nas ciagnie w "dzikie ostępy", albo nie. i to też dobrze:)

      Usuń
    6. Ciągnie Cię po prostu do wiedzy.
      Ja wychodzę z założenia im mniej wiesz tym lepiej śpisz :P

      Usuń
    7. a nie, to faktycznie, ja mam coś takiego że "muszę wiedzieć", tu trafiłaś idealnie:)
      ja i tak mało śpię, po 4-5 h na dobę, już mi nic nie zaszkodzi XD

      Usuń
    8. Ja kiedyś miałam tak, że muszę dowiedzieć. Ciacho zmienił moje życie diametralnie :P Nie chcę wiedzieć kim była jego była dziewczyna, czy zrobił z nią "to", z kim się całował po raz pierwszy i czy zrobił mnie kiedyś w bambuko i zamiast iść spać pojechał na jakąś imprezę :D Wolę tego nie wiedzieć:P Ale są takie sytuacje, które tak gryzą, że się nie da i o tym będzie u mnie w następnej notce :)
      Wysypiasz się? :P

      Usuń
    9. a to widzisz, nie, mi nie o taką widzę w ogóle chodziXD tylko o taką no...poznanie świata, rzeknijmy w ten sposób. ja chcę doświadczać, smakować. nie muszę wiedzieć kto z kim chodzi, kim była czyjaś była i tak dalej XD to nie to samo jak dla mnie:)

      i owszem śpię bardzo dobrze:) ktoś mi kiedyś zasugerował, że śpię tak mało a) przez śpiączkę i błąd w mózgu b) przez głębokie medytacje 2 x dziennie. nie wiem, co bardziej prawdopodobne. albo po prostu taka moja uroda:)

      Usuń
    10. Nie no to oczywiste, że to nie to samo. Przede wszystkim pierwsza wiedza jest o teraźniejszości a druga o przeszłości. Ta druga często jest niepotrzebna.
      Medytujesz? :) Czemu? :)

      Usuń
    11. to rozróżnienie mi się podoba:) przeszłość może ciekawić tylko historycznie, naukowo, o xD

      powiedzmy, że jestem mistycznym poszukiwaczem i tak trafiłem na medytację, może troszkę zmierzającą w kierunku tej transcendentalnej, ale tylko troszkę, bo zakon latającyh mnichów i przekręty robione przez Davida Lyncha (słyszałaś o tym?) są jednak mi dalekie XD ale medytację która...dobrze mi robi, tak to rzeknijmy. to bardziej hm...moja podróż i prywatne mantry, odkrywanie, jednoczenie butów i tak dalej. długo by tłumaczyć. w każdym razie w całym mistycznym świecie medytacja, joga i filozofia oddechu to rzeczy, które są dość ważne w moim życiu:) trudno to tak pokrótce wyjaśnić, trzeba by było zacząć od wszystkich prywatnie przełożonych filozofii i pojęć XD i tak, dlatego też ciągnie mnie do Indii xD

      Usuń
    12. bytów, nie butów XD ale nie chce mi się całego usuwać XD

      Usuń
    13. Zrozumiałam :)
      Może medytacja pozwoliłaby mi uspokoić duszę i serce... Myślisz, że mogłabym sie tego nauczyc ze swoją zdolnością do porzucania wszystkiego po 5 minutach? :D

      Usuń
    14. wiesz, to też medytacja ma cię nauczyć skupienia i cierpliwości, więc...czemu by nie XD

      Usuń
  3. O tak, wczoraj było genialnie. Aż żałuję, że musiałam wyjść tak wcześnie, nie zostałam na tym waszym "bębnieniu":)
    Zawsze możesz do nas wrócić:* Albo raczej z nami chociaż na jakiś czas do NZ pojechać, o:)
    Nic nie poradzisz, z ciebie to taki Włóczykij właśnie zawsze był, od kiedy cię znam, na tyłku nie usiedzisz za długo. Ale to ci pasuje, wędrowniczku. Więc życzę ci, żebyś jak najwięcej zobaczył i doznał, jak piszesz. Bo ty tego potrzebujesz wręcz organicznie, zawsze cię nosi, zawsze na dziko, nutka awanturnika, co? A potem żebyś się ładnie ustatkował i miał co wspominać:) Da się połączyć wszystko, Indie. Ty już teraz to robisz. Tylko nie zawsze to widzisz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się więc, że się podobało:)
      i wiem, że zawsze...ale to nie to samo do końca i ty powinnaś rozumieć, o co mi chodzi:> i jak wyemigrujecie do NZ to musicie się mnie spodziewać, skarbie, ja sądzę, żę wy powinniście mieć dla mnie osobny pokój XD
      hm...może masz rację. może ja nie chcę widzieć, że wypośrodkować właśnie mogę? za bardzo sobie te ucieczki ubzdurałem w głowie, obmyśliłem za mocno. może coś w tym jest. dzięki, Fridel:)

      Usuń
  4. Piękne masz marzenia. Może warto jednak zaryzykować? Na choćby miesiąc. Nie musisz tam zostawać na całe życie. Dla mnie to istne szaleństwo. ale to utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że jestem zbyt sentymentalna.

    Miłego dnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz, ja już byłem, miesiąc, 3, pół roku w różnych miejscach. z plecakiem pod głową gdy się spało, chodząc kilometrami gdy się nie złapało stopa i tak dalej:) z tym, że ja ciągle chcę więcej i więcej. teraz jadę w maju na 3 tygodnie do Indii- i to wydaje mi się za krótko. bo po prawdzie to jest za krótko, żeby jakieś miejsce zgłębić. a ja bym tak chciał. i to chcenie trochę uwiera nieraz w życiu takim codziennym.
      i dlaczegóż, zbyt sentymentalna? po prostu ludzie chyba mają różne potrzeby:)

      Usuń
  5. "małą wojnę w sobie mieć" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chcesz za dużo, tylko może za szybko. Gdybyś to wszystko rozłożył trochę bardziej w czasie, pewnie nie czułbyś takiego nienasycenia. Ale z drugiej strony... Prawdziwa pasja ma to do siebie, że jest niecierpliwa i gorąca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm...a wiesz, że na to nie wpadłem? w sensie ty masz całkowitą rację. ja nieraz bywam w niektórych sprawach nadmiernie niecierpliwy, a przez to uparty, co rodzi trochę skrajne klapki na oczach. także cóż- dzięki! XD :* podsunęłaś mi właśnie całkiem nową myśl i chyba...nowe rozwiązania:)

      Usuń
    2. O kurczę... jedna krótka myśl, a tyle potrafi zmienić :D Jakie to rozwiązanie? :)

      Usuń
    3. widzisz, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak celne twe myśli potrafią być:)
      jeszcze muszę to sobie poukładać...ale jest pewien pomysł w głowie, się narodził:) po prostu. potem może zdradzę wiećej, o XD

      Usuń
  7. Taki koczowniczy tryb życia musi być naprawdę cudowny. Sama skrycie o takowym marzę. Może nie o wszystkich miejscach świata - bo nie lubię zimna, na przykład ;) Kocham słońce, gorące plaże, burzliwe morza i oceany. Kiedyś zastanawiałam się - czy takie pragnienie wyrwania się: chwycenia, w nagłym przypływie adrenaliny, za pierwszy, lepszy plecak, opuszczenia dobrze znanego nam otoczenia to próba ucieczki przed... hm... właśnie, uczucie jakoś tak mnie przepełnia, a nie wiem, jak ubrać je w słowa. Ucieczka przed naszą codzienną rutyną? Przed samym sobą...? Niee, to jednak jest coś jeszcze innego ;)
    A podróż do Indii na pewno będzie dla Ciebie niezapomniana przygodą - jestem tego pewna na podstawie opowieści mojej kuzynki, która właśnie w zeszłe wakacje odbyła podróż w tamte strony i już same jej relacje były takie kolorowe, cudowne, wręcz namacalne. Z pewnością Twoje będą równie niezwykłe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musi być, dlatego tak mnie do niego ciągnie:) i cóż...zimnych miejsc jest chyba nawet mniej, niż tych ciepłych, dlatego kawał świata do poznania przed tobąXD
      i wiesz, też nad tym myślałem, rozumiem o co ci chodzi. ucieczka jest w miarę dobrym określeniem. ale u mnie to raczej nie chcę uciekania, jeśli miałbym uciekać przed rzeczywistością, już dawni by mnie nie było tutaj i bym tego nie pisał, tak mi się coś mocno zdaje:) i wyznaję zasadę, że przed samym sobą uciec nie można. w podróży chodzi tylko o to może, żeby czasem poznać troszkę inny aspekt siebie.
      i owszem, będzie, też się tego spodziewam:) o Indiach marzę właśnie od dłuższego czasu przez inne też zainteresowania:)

      Usuń
    2. Myślę, że powoli i będę poznawać ten świat, już nie palcem po mapie, ale w rzeczywistości. Mam nadzieję, że Wszechświat mi na to zezwoli ;)
      No właśnie to pojęcie ucieczki przed samum sobą niezbyt mi odpowiadało... Aczkolwiek w podróży można albo poznać właśnie ten inny aspekt siebie lub też odkryć... prawdziwego siebie. W końcu tyle masek czasami możemy przybierać, chcąc dostosować się do kogoś/czegoś. Taka maska to czasami może być tak wygodne, niczym ulubione nakrycie głowy - w końcu "noszenie" jej staje się naszą codziennością.
      Ja może nie chciałabym zwiedzić całych Indii, ale ciągnie mnie tam, by poznać prawdziwy, życiowy hinduizm ;)

      Usuń
    3. zezwoli ci na wszystko, jeśli ty sama się odważysz:)
      no bo to nie można uciekać. to się nie da, bo jak, człowiek ma się rozdowić i wyrzucić tę część, której nie lubi? nie ma tak prosto XD
      a może to nie maski, tylko mamy miliony osobowości w sobie i czasem jedna bardziej dominuje nad innymi?:>
      Hinduizm..tu cię rozumiem:)

      Usuń
    4. Póki co, mam inne plany do zrealizowania. Staram się aż tak w przyszłość nie wybiegać, dobrze mi, na razie, w moim cichym miasteczku ;(
      Można się pogodzić z tą nielubianą przez siebie częścią (jak to u mnie napisałeś: "It`s all in your head, Alice" - może wcale ta część nie jest nielubiana? ;)), pójść z nia na kompromis ;)
      Co kto lubi, ja mam słabość do motywu życia jako teatru, nawet miałam pisać o tym pracę maturalną, ale kolega pierwszy zaklepał temat ;)
      Też będziesz chciał zgłębić jego tajniki? Ja bym nie pogardziła kąpielą w Gangesie ;)

      Usuń
    5. więc, wszystko małymi kroczkami:) najpierw te, potem może inne...:)
      a pewnie, ze sobą często trzeba iść na kompromisy. wejść w siebie, dogadać się, poukładać wszystko na odpowiednie pólki. tylko to wysiłku, sporo pracy wymaga nieraz. przynajmniej, ode mnie często wymaga:)
      a to nie mogliście mieć po prostu podobnych, inaczej to ująć jakoś?
      Ganges to nieodzowna część podróży XD tak samo jak świątynia w Aśramie:)

      Usuń
  8. Łzy szczęścia :) Ciężko takie opanować, z drugiej strony, po co je próbować opanowywać? :)

    Uluru, skała marzeń, o chłopie, widzę, że masz tyle marzeń podróżniczych, co i ja. Na razie wszystkie związałam z różnymi ludźmi bardziej, niż samymi miejscami, ale może po latach zasiedlenia w Polsce, wypadałoby się ponownie ruszyć gdzieś dalej. Zobaczymy. Myślałam o tym na ten rok, ale znowu... umówiłam się ze znajomymi gdzieś w Polsce :P
    Indie, jedno z miejsc w pierwszej piątce moich planów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ludzie czasem może próbują je opanować, bo tak samo jak głupio być nam publicznie smutnym, głupio też być szczęśliwym?XD

      to nic, tylko je realizować:) już mi tu ktoś uświadomił, że nie trzeba wszystkiego naraz, tylko po malutku nawet:) i owszem, czas pokaże, na co i ty się zdecydujesz i ja:) a Polska też zwiedzania warta:)
      a jakie są pozostałe?:>

      Usuń
  9. moje serce goni za pustką, za lasem, za drewnianym domkiem w nim i delikatnej ciszy. miasta są... zbyt tłoczne, za dużo ludzi i ogólnie tego wszystkiego. wszyscy chcą wszystko i wszyscy wszystkich gnoją. poza tym, takie miejsca, w których króluje przyroda mają w sobie coś magicznego, prawda?
    też bym się popłakała! akurat jestem osobą, która mocno się wzrusza. to piękny gest z Twojej strony, że mu pomogłeś. :)
    a tak w ogóle, dlaczego "chciałbyś" a nie "mogę"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to też. oderwanie. nie tylko gwarne miasta, ale i pewna dzikość, cisza. jak w górach właśnie. i owszem, mają. dla mnie z moim mistycyzmem natury to wręcz świątynie:)
      bo mogę rozbija się o pewne zobowiązania. ale realizuję już chcę na tyle, na ile mogę właśnie:)

      Usuń
  10. Zaszklone mam oczy. Tak dziwnie mi się to czytało, to miało taki abstrakcyjny wydźwięk dla mnie... To wspaniałe jak Ty łakniesz tego życia. Jak potrzebujesz wciąż mocniej i głębiej czuć świat. Jak chcesz brać z życia to co najlepsze, ile tylko się da, jak najwięcej. Że cieszy Cię to życie, i możliwość smakowania go, na różne sposoby. To piękne. I cholernie ważne, bo chyba na tym właśnie polega życie.
    Poza tym, czasem tak trafnie uderzasz mnie słowami. Jeden wyraz, zdanie i rozpadam się. Ale to chyba dobrze. Dzięki temu mogę precyzyjniej zlokalizować ból. I ten płacz teraz, on też jest mi w tym momencie potrzebny. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ty? czego chcesz?
      i hm..rzeknę, nie ma za co. chociaż, po prostu mi głupio, w jakiś sposób.

      Usuń