I wtedy w pełni czujesz, że żyjesz.
Twoja krew wrze w tym biegu, jesteś
niesiony jak na skrzydłach. Czujesz drugie ciało pod sobą,
pędzące, niosące cię w przestrzeń. Jeśli człowiek może zaznać
lotu, uczucia tak zbliżonego być może do tej ekstazy, to tylko na
końskim grzbiecie.
Tylko wtedy, gdy jedno szanuje drugie.
Znów dzisiaj doznałem tej
wspaniałości, gdy po południu wpadliśmy do zaznajomionej
stadniny.
To gonienie marzeń wprost, poczucie
radosnej wolności. Euforia zmienia się w śmiech, bieg zmienia się
w powolne stąpanie, ukojenie. Kołysanie dzięki cudzym nogom,
którym jest się wdzięcznym za to, że można tego zaznać.
Dziękuje się potem za to, że on zechciał cię ponieść. Bo jak
może być inaczej? Jeśli w tym byłoby jakiekolwiek zmuszanie,
poczucie wyższości....nie można by było latać. Nie tak.
Pełna dzikość, serce tętni w we
wspólnym rytmie jak dziś pośrodku lasu, na grzbiecie srokatej
łagodnej klaczy o cudnym, spokojnym spojrzeniu.
Nic nie pozwala oczyścić umysłu jak
to porozumienie. Nic nieraz nie pozwala na chwilę uciec od demonów
i zaznać piękna świata. Nic tak nie uskrzydla, nie karmi nieraz
hedonizmu i zarazem nie ubogaca wewnętrznego wszechświata.
To jak taniec. Wymaga porozumienia ciał
i dusz. Jak pisał pan Evans, „to to samo cholerstwo. Wymaga
zaufania i przyzwolenia. Jedno się trzyma drugiego. Mężczyzna
prowadzi, ale nie ciągnie jej na siłę, proponuje współpracę, a
ona czuje to i idzie za nim. Są w harmonii i poruszają się we
wspólnym rytmie, po prostu na wyczucie.”
Związek z drugą istotą nie wymaga,
by była ona człowiekiem. Wystarczy otworzyć serce, pozwolić
przepływać porozumieniu między jednym. Odrzucić zwykłe
pojmowanie. Szkoda, że tak rzadko to rozumiemy i nie okazujemy
odpowiedniego szacunku. Szkoda, że tak rzadko potrafimy się
dogadać, po prostu jak w tańcu. Tak wiele przez to tracimy.
Choć...ślepy nie wie, jak bardzo brakuje mu kolorów, głuchy nie
wie, jak można tęsknić za płaczem skrzypiec.
Związek człowieka z koniem jest
skomplikowany. W dawnych czasach był brutalnym prawem natury, była
to relacja drapieżnika z ofiarą, konsumującego z pożywieniem. Z
czasem człowiek wszedł w inną relację, pewnego rodzaju
współpracy. Nie było to łatwe. Wymagało czasem oswojenia.
Czasem, niestety brutalności, która nadal wkrada się w zachowanie
człowieka, pierwotnej istoty, która kieruje się instynktem, lub co
gorsza, swoim wybujałym ego. Bo dla mnie to jest wybujałość....
Bo w relacji z inną istotą można
zatopić się w uczuciu zjednoczenia, zaufania a nawet przyjaźni czy
miłości, choć wielu uznaje, że powinno to być przecież tylko
poddaństwo. Bo jakże ma być inaczej?
Ludzie w naszej kulturze w ogóle
uznają zwierzęta, inne żywe istoty ( tak, uznaję też i duszę
roślin, drzew tych wspaniałych i traw) za gorsze. Poddane sobie.
Ludzkie ego rozlewa się jak rzeka, zalewając, topiąc to, co tak
naprawdę mogło by pięknie współpracować. Często wiąże się
to ze spadkiem religijnym, jak mam wrażenie.
Nie chcę tu negować żadnej religii,
ale ma ona niezaprzeczalny wpływ. W wielu wiarach monoteistycznych-
a przecież żyjemy w naszym Zachodnim Świecie w kręgu
judeochrześcijańskim- to Ziemia jest poddana człowiekowi.
Założonym jest z góry, że przecież on, istota ludzka pochodzi od
Boga jako jego najdoskonalsze dzieło, jako jedyny ma duszę i szansę
na zbawienie- jak to w Chrześcijaństwie. Założonym z góry jest,
że to człowiek jest istotą idealną. Nie neguję tego, bo każdy
ma prawo wierzyć w to co chce, każdy ma prawo mieć swoje poczucie
pewnej boskości wręcz, tego rodzaju wyjątkowości. Dziedziczymy to
w wielu momentach, nawet będąc ateistami. W takim świecie
wyrośliśmy, pielęgnowania ludzkiego ego, chwalenia naszego umysłu
i kultury.
Ale mi to nie odpowiada. To nie jest
dla mnie, moje serce mówi inaczej. To nie moje wiary i ten spadek
odrzucam. Mam przecież indiańskie imię, wszedłem na Czerwoną
Drogę i mam zwierzęta symboliczne, tak ważne w umyśle i sercu.
Moje symbole, podświadome, szamańskie, które pozwalają rozmawiać
z tym, co nieodkryte. Te zwierzęta, o których kiedyś pisałem, te,
wśród których jest i koń. Zwierzę pełne siły i spokoju, który
potrafi przerodzić się w istne szaleństwo. Zwierzę w pędzie tak
przecież żyjące, z mocnym sercem, nigdy się nie zatrzymujące.
Potrzebujące biegu i dzikości, choć patrzące z taką melancholią.
Indianie nie czynili sobie koni i
świata poddanymi. Zawierali z nimi głębokie przyjaźnie, które
działały w obie strony. Bo jedno szanowało drugie. Jedno nie czuło
się lepsze od drugiego. Żyli ze sobą blisko, jedno obok drugiego,
nie zamykając się na przepływ między ciałem i umysłem.
Nierzadkie są opowieści o tym, jak
koń ratował rannego jeźdźca , swojego przyjaciela a nie pana
przecież z pola bitwy. Echa tych słów widoczne są choćby w
literaturze, choćby w słynnej scenie z Władcy Pierścieni, kiedy
to Brego ratuje Aragorna nad brzegiem rzeki. Koń ratował swojego
przyjaciela.
Wielu powie, że to wyszkolenie. Że
zwierzęta nie mają uczuć, że nie czują jak my. Owszem, wszyscy
jesteśmy różni. Ale czym nasze czucie ma być lepsze od czucia
zwierząt? Ktoś powie, jest bardziej złożone, przecież my mamy
uczucia wyższe, rozumujemy.
Byłeś kiedyś w umyśle psa, kota?
Dlaczego możliwe są przyjaźnie międzygatunkowe? Zatracony
instynkt? A my czymże innym jesteśmy, jak nie zwierzęciem ze
stępionym instynktem?
Dlaczego słonie opłakują swoich
zmarłych? Dlaczego mają miejsca pewnego rodzaju pochówku? Dlaczego
papugi, żyjące w monogamicznych związkach całe życie umierają
jedna po drugiej, gdy partner odejdzie szybciej? Dlaczego kotka
potrafi przygarnąć obce kocięta gdy sama niedawno powiła? A co
powiecie na roślinny strach? Wydzielanie enzymów stresu u
kukurydzy, która jest ścinana, informowanie o „krzywdzie”?
Ludzie znajdą na to miliony
wytłumaczeń. Budowa mózgu, hormony, cokolwiek. Nie szkodzi. Mi nie
szkodzi. Ja widzę duszę.
Dla mnie wszyscy jesteśmy tym samym.
Mówimy tak samo, tylko niektórzy nie używają słów. Ale słowa
są niepotrzebne. Sami między sobą nieraz twierdzimy, że rozumiemy
się bez słów. Że widzimy sercem. Czasem starczy otworzyć serce
też na drugą istotę. Widzieć coś więcej niż słowa. Naprawdę,
nie potrafię pojąć, jak możemy być ślepi.
Być może się mylę, mam bowiem swoje
poglądy po prostu i swój świat. Tak po prostu. Trudno mi czasem
poza niego wyjść i trudno mi zrozumieć. Ale nie neguję, póki
ktoś nie krzywdzi. Jakiejkolwiek z istot. Nie neguję, póki nie
zrywasz nieprzemyślanie gałęzi drzew.
Mam swój świat pełen szacunku wobec
każdej istoty, niezależnie, czy chodzi wyprostowana czy na czterech
łapach, czy ma korzenie w ziemi. Mam świat, w którym staram się
rozumieć i słuchać. Kto wie, może dlatego wszystkie bezpańskie
koty pozwalają mi się głaskać i znajdują u mnie dom, odchodząc
kiedy chcą? Może dlatego nie wierzgają przy mnie najbardziej
uparte konie i czasem ptaki siadają na ręce, gdy karmi się je
ziarnem?
Może po prostu potrzeba szacunku i
poczucia wspólnoty pewnego rodzaju. Szacunku też pełnego respektu
dla każdej z sił każdej żyjącej istoty.
Może to kwestia pojmowania wolności i
władzy.
Bo ja nie chcę posiadać. Chęć
posiadania drugiej istoty odrzuciłem dawno. Nie można mieć psa,
kota, można żyć z psem, kotem. Porozumiewać się, kochać,
przyjaźnić. Tyle starcza. Ludzie ego niestety jest często
zapalczywe, lubi czuć władzę. Żądza władzy jest dla mnie jedną
z najgorszych. Bo właśnie ona uprzedmiotawia. Czujesz się lepszy,
więc zaczynasz traktować inne istoty jako przedmioty. Krzywdzisz
je, bijesz, głodzisz. A potem traktujesz tak też ludzi.
Wiecie, że kiedyś ukradłem konia?
Właśnie przez to, parę lat temu. Nieraz opowiadam to jako
anegdotę, ale to wszystko wiązało się z krzywdą posiadania i
niezrozumienia.
Parę lat temu w Bieszczadach, w wiosce
kumpla, do którego nieraz jeżdżę była ( jest zresztą do tej
pory ale wolę się tam nie pojawiać) stadnina koni należąca do
starego gospodarza. Wszystkie konie były zadbane, szczęśliwe,
oprócz jednego. Gospodarz twierdził, że jest niepokorny i
niebezpieczny, więc trzymał go na osobnym małym wybiegu. Jak dla
mnie był po prostu nieszczęśliwy. Łamany za młodu z buntowniczą
naturą, sfrustrowany przez brak biegu i wolności. Niebezpieczny.
Dla mnie nie ma niebezpiecznych
stworzeń. Są tylko stworzenia które są nieszczęśliwe,
sfrustrowane lub przerażone- i wtedy dopiero stają się
zagrożeniem. To tyczy się również człowieka. Często człowiek
zaczyna niedobrze wybierać, stając się złym wtedy, gdy był
nieszczęśliwy. Z wielu powodów, czasem istniejących tylko w
swojej głowie. Ale i tego można oswoić.
Żadne ze stworzeń nie jest
niebezpieczne, jeśli wiemy gdzie jest granica. Nawet wąż i pająk.
Nawet górski niedźwiedź. Atakuje gdy ma powód, jeśli się
wycofasz, nie sprawisz że poczuje się źle, jeśli go rozumiesz i
szanujesz z respektem pewnym- nie zrobi ci krzywdy. Możecie współżyć
ze sobą. Nie bojąc się wcale. Strach jest zbędny w rozumieniu.
Tak samo było i z koniem.
Pewnego dnia więc lekkomyślnie, nie
myśląc o konsekwencjach- bo jakże by inaczej- zakradłem się do
jego zagrody. Na początku straszył, choć nie atakował. Siedziałem
w bezruchu, patrząc na niego. Następnego dnia pozwolił się
pogłaskać, podejść- więc znów lekkomyślnie według wielu o
świecie po prostu go ukradłem. Pożyczyłem, można rzec i
zniknąłem z nim na parę godzin. Tak, wydawał się szczęśliwy,
że mógł w końcu biec, choć z kimś na plecach. Sprawa prawie
otarła się o policję i grożono mi prokuraturą nawet, koń nawet
niepokorny jest cennym stworzeniem...ale było warto. Dla tych paru
godzin było warto, zresztą rozeszło się wszystko po kościach
przez moje tłumaczenie i wzięcie mnie za miejskiego głupka. Zając,
ów pochodzący z bieszczadzkiej leśniczówki kumpel mówił
później, że konia „ułożono”.
Może musiał odzyskać zaufanie do
człowieka a człowiek musiał zrozumieć, że trzeba spróbować?
Więc, posiadanie nie jest dla mnie.
Władza nie jest dla mnie. Ja chcę tylko rozumieć, rozmawiać z
całym światem, uczyć się i go kochać. Może znowuż, dla wielu
to naiwne.
Jak w ogóle można posiadać coś, co
ma duszę? Osobną, choć zjednoczoną?
Bo ja wierzę w Ducha Świata. Tego,
który każda żywa istota nosi w sobie. Tego, który jednoczy
wszystko w niepowtarzalną całość ( jedno jest wszystkim,
wszystko jest jednym ). I tego, który nakazuje właśnie
szacunek i miłość. Tego, o którym zapomnieliśmy w swoim Świecie
Postępu ( tak, to ironia, zgadliście. Dla mnie ten „postęp”
bywa krokiem w tył w wielu sprawach)
Hołdujemy wspaniałej nauce lub ją
ignorujemy nawet, siedzimy w książkach, wiemy jak polecieć na
Księżyc, a może niedługo i polecimy na Marsa. A zapominamy o tym,
co najważniejsze. O własnym świecie, o słuchaniu jego serca.
Oślepliśmy na głos duszy. Dla mnie nie wiemy nic, nawet jeśli
znamy równania kwantowe pana Feynmana i rozumiemy wszystkie
genetyczne zawiłości. Nie wiemy nic o świecie, póki nie
znajdziemy w sobie samego Świata, oceanu i nie nauczymy się w nim
pływać. Możemy zwiedzić wszystkie miasta i kąpać się we
wszystkich jeziorach, możemy poznać wszystkie krajobrazy, ale nie
zobaczymy nic, póki nie otworzymy tych oczu w sobie. Możemy rozmieć
psychikę człowieka, ale nie pojmiemy siebie do końca nigdy, póki
nie zrozumiemy wielkiego związku z Domem, Z Którego Wszyscy
Pochodzimy. Nie wiemy nic o świecie, póki nie jesteśmy dla świata.
Po prostu. Nie wiemy nic o świecie, póki nie żyjemy z nim w
zgodzie. I nie będziemy nigdy szczęśliwi, póki swój Dom Z
Którego Wszyscy Pochodzimy traktujemy jak coś, co posiadamy.
Może się mylę. Może sam nic nie
wiem. Ale tu, gdzie jestem, jest mi z tym dobrze.
Nie widzimy już w lasach, górach i
oceanach wspaniałych świątyń, jak nasi przodkowie. Bo przodkowie
każdego z nas kiedyś to w nich dostrzegali. My uznajemy to za chore
i naiwne. Prymitywne. Więc ja będę prymitywny, nieraz tygodnie
spędzając w lasach, urywając się od ludzi na wyprawach w dzikich
górach, w których tak wiele można się nauczyć i dostrzec, tak
wiele odczuć.
Będę prymitywny, zacofany i naiwny
okazując swój szacunek światu i medytując wiele godzin nad
jeziorami. Kąpiąc się w nich nago i im dziękując. Bo miłość i
szacunek sprawiają, że aż chce się dziękować.
Zamykamy się w murach, żyjemy w
wirtualnym nierzadko świecie, za szybą, zapominając, jak możemy
biec. Widzimy wszędzie wrogów, a nie jedność, czujemy zagrożenie.
To jest wolny wybór, ja widzę to po prostu inaczej. Tylko zadajmy
sobie nieraz pytanie, takie szczere. Czy jesteśmy w ten sposób
szczęśliwi? Jeśli tak, to w porządku. Ale czy mimo to nie czujemy
nieraz, że nam czegoś brakuje? Że coś zgubiliśmy w wielkich
miastach?
Bo moim świecie zgubiliśmy. Choćby
widok nocnego nieba. Choćby śpiew ptaków, które opowiadają swoje
historie. Ja nie umiem bez nich żyć.
Ja po prostu odczuwam swoje. Jest mi z
tym tak dobrze! Wielu ludzi ma mnie za dziwaka, niededukowanego
dzikusa. Niech tak uważają, nie szkodzi. Kiedyś wielce się z tego
nawet śmiano. Z mojego poglądu i czucia. Wiele osób nazywa mnie
Indie- i nie, nie chodzi o kraj, w którym niedawno byłem. To skrót
od Indianer. Pierwotnie bowiem, nazywano mnie Męską Pocahontas.
Nie, żebym jakoś specjalnie lubił tą
bajkę, wręcz przeciwnie. Denerwuje mnie trochę przez moje
przewrażliwienie pokazanie cukierkowo historii Indian, którzy potem
zostali wyrżnięci albo uczynienie niewolnikami Wspaniałego Białego
Człowieka. Ktoś kiedyś po prostu zwrócił uwagę, że moje
poglądy brzmią jak tekst z Kolorowego Wiatru, jednej z piosenek z
bajki. Wywołało to wówczas powszechną wesołość. Bo jak to, z
bajki? Dziecinada z taką wiarą, takim postrzeganiem świata! Dla
kogoś może dziecinada, ale mi to nie przeszkadza. Bo gdy zabawić
się w metafory albo nawet dosłowności...cóż. Można powiedzieć,
że ja słucham kolorowego wiatru płynącego z gór. I daję mu się
porwać. W żaden sposób- nie jest mi z tym źle.
Można mnie więc mieć za głupiego
dzikusa, który na nauce się nie zna, na wspaniałości gatunku
ludzkiego i sile postępu miast. To nic. Ja wolę widzieć po
swojemu. Czuć zjednoczenie z całym światem.
Wolę słuchać szumu drzew i
odnajdywać w nim swoich bogów.
Wolę stąpać po leśnych szlakach i
brodzić w strumieniach i czuć jak wszystko jest mi rodziną, braćmi
i siostrami.
Wolę widzieć sercem nieraz, bez słów.
Wolę po prostu otwierać szeroko oczy
i uczyć się pokory i miłości. Odrzucić swoje ego, które tak
bardzo oślepia.
Dziwak? Każdy ma swoje dziwactwa.
Wybrałem swoje.
Ty
masz mnie za głupią dzikuskę
Lecz choć cały świat zwiedziłeś
Zjeździłeś wzdłuż i wszerz
I mądry jesteś tak
Że aż słów podziwu brak
Dlaczego powiedz mi tak mało wiesz?
Mało wiesz..........
Na lądzie, gdy rozglądasz się lądując
Chcesz wszystko mieć na własność, nawet głaz
A ja wiem, że ten głaz ma także duszę
Imię ma i zaklęty w sobie czas
Ty myślisz, że są ludźmi tylko ludzie
Których ludźmi nazywać chce twój świat
Lecz jeśli pójdziesz tropem moich braci
Dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd
Czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc?
I czemu ryś tak zęby szczerzy rad?
Czy powtórzysz te melodie co z gór płyną?
Barwy, które kolorowy niesie wiatr
Barwy, które kolorowy niesie wiatr...
Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem
Spróbujmy jagód w pełne słońca dni
Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych
I choć raz o ich cenach nie mów mi
Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem
A każde z żywych stworzeń to mój druh
Jesteśmy połączonym z sobą światem
A natura ten krąg życia wprawia w ruch
Do chmur każde drzewo się pnie
Skąd to wiedzieć masz skoro ścinasz je?
To nie tobie ptak się zwierza
W księżycową noc .
Lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar
Chłonącym te melodie, co z gór płyną -
Barwy, które kolorowy niesie wiatr
Możesz zdobyć świat
Lecz to będzie tylko świat
Tylko świat!
Nie barwy, które niesie wiatr...
Lecz choć cały świat zwiedziłeś
Zjeździłeś wzdłuż i wszerz
I mądry jesteś tak
Że aż słów podziwu brak
Dlaczego powiedz mi tak mało wiesz?
Mało wiesz..........
Na lądzie, gdy rozglądasz się lądując
Chcesz wszystko mieć na własność, nawet głaz
A ja wiem, że ten głaz ma także duszę
Imię ma i zaklęty w sobie czas
Ty myślisz, że są ludźmi tylko ludzie
Których ludźmi nazywać chce twój świat
Lecz jeśli pójdziesz tropem moich braci
Dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd
Czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc?
I czemu ryś tak zęby szczerzy rad?
Czy powtórzysz te melodie co z gór płyną?
Barwy, które kolorowy niesie wiatr
Barwy, które kolorowy niesie wiatr...
Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem
Spróbujmy jagód w pełne słońca dni
Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych
I choć raz o ich cenach nie mów mi
Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem
A każde z żywych stworzeń to mój druh
Jesteśmy połączonym z sobą światem
A natura ten krąg życia wprawia w ruch
Do chmur każde drzewo się pnie
Skąd to wiedzieć masz skoro ścinasz je?
To nie tobie ptak się zwierza
W księżycową noc .
Lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar
Chłonącym te melodie, co z gór płyną -
Barwy, które kolorowy niesie wiatr
Możesz zdobyć świat
Lecz to będzie tylko świat
Tylko świat!
Nie barwy, które niesie wiatr...
Tak, mogę być Indianerem, Męską
Pocahontas nawet i śpiewać to co ona. Słucham Kolorowego Wiatru,
chłonę tą melodię świata. Bo on ma swoją melodię, zawsze miał
i zawsze będzie ona istnieć. Tak po prostu.