Dziwny jest spokój myślenia o
ewentualnej śmierci. Gdy nie są to myśli wcale natrętne,
przerażające, niepokojące. Nie są też szczęśliwe, upatrujące
w śmierci spokoju, jak myśli samobójcy. To myśli mówiące o
ewentualności, prawdopodobieństwie.
Bo ja nie mam zamiaru kłaść się do
trumny, bynajmniej. Mam jeszcze wiele do zrobienia. Muszę odwiedzić
parę miejsc, zakończyć wędrówkę po paru ścieżkach. Mam ludzi
których kocham i piękno świata przed oczami.
Przepływa we mnie strumień życia,
tętniący rytmem źródła z którego pochodzi, z miłości, bo
wszystko w niej zaczyna się i kończy przecież. Przepływa ze mnie
górski strumień, czysty, pełen tlenu, krystaliczny momentami, a
momentami niosący odłamki skał i piasek, sporo zanieczyszczeń,
gdy źródło jest zabrudzone lub gdy coś wpadnie pod drodze. Nie
mam zamiaru go zatrzymywać. I po prostu zrozumiem, jeśli woda
przestanie płynąć.
To sprawia, że czasem trochę się
boję, że czasem chcę, żeby te jedne ramiona mnie przygarnęły.
Ale czasem. Bo to wszystko tętni i nadal jest ożywcze. Więc nie,
ja nie kładę się do trumny. To nie tak.
Jestem po prostu spokojny.
Od jakiegoś czasu wracam do sufizmu,
do tego, co kiedyś naprawiło we mnie parę rzeczy wiele lat temu.
Sufizmu, który o miłości mówi właśnie i pokorze wobec życia.
Wiele zawdzięczam Rumiemu i jego poezji, mądrości Szamsa z
Tarbizu, do którego mam szczególny sentyment. Tańcu derwiszy.
Tańczyłem tak dzisiaj w nocy, sam dla siebie, a może dla świata.
Bo tego potrzebowałem, czekając na oczywistą prawdę poranka.
Tańczyłem pod niebem na którym zakwitł księżyc w pełni jak
kobieca uroda. Nie obchodzi mnie, czy ktoś mnie widział wśród
drzew. Tańczyłem, bo najpierw w nocy trochę się bałem, ale
potem spłynęło na mnie światło księżyca właśnie i jego
spokój. Tak, Luno, siostro, kochanko, matko, które symbolizujesz.
Jest dobrze. Ja po prostu przyjmuję, co daje mi los. Nie jestem
bierny. Nie lekceważę. Jestem spokojny, w tym wszystkim tak dziwnie
aż dla mnie samego spokojny.
Dla mojego lekarza nawet, mój spokój
był chyba zaskakujący. Ale ja już wiedziałem, więc....
Byłem u niego dzisiaj i oczywiście,
jest konieczna operacja. Gorzej niż wstępne badania wykazały. Ale
to nic. Nie poczekam więc na operację serca rok czy dwa, bo może
być za późno. Nastąpią nieodwracalne zmiany. Dziwne. Ja
myślałem, że nie ma mostu, który można naprawdę spalić.
Ale ta reguła jak widać nie trzyma się serca. Nie fizycznego.
Ale ta reguła jak widać nie trzyma się serca. Nie fizycznego.
-Wrzesień, zoperujemy pana we
wrześniu.
-Panie doktorze, a miesiąc zrobi
różnicę?
-Panie Kordianie, nie damy rady
wcześniej, wrzesień to najbliższy możliwy termin z pana
schorzeniem, bo istnieje zagrożenie życia, owszem, ale nie
bezpośrednie, na razie jeśli leki nie pomogą, spróbujemy ablacji
i to wszystko uspokoi, dlatego możemy to przesunąć i...
-Nie o to mi chodzi. Czy miesiąc
zrobi różnicę? Czy może być październik, czy da radę w
październiku?
-Ale panie Kordianie...
-Muszę załatwić parę spraw. A
nie zdążę do września.
„Muszę jechać do Gruzji i
zobaczyć tam spadające Perseidy i uśmiechy przyjaciół. Muszę
zdać egzaminy do szkoły. Muszę iść z bratem do ortopedy. Muszę
jechać na muzułmańskie wesele. Muszę dokończyć muzykę dla
znajomego do jego filmu amatorskiego. Muszę pojechać jeszcze na ten
spływ kajakowy. Muszę przetańczyć parę nocy pod gołym niebem.
Muszę...muszę jeszcze JĄ spotkać.
Nie, nie muszę.
Chcę. Wszystko chcę, tak bardzo
chcę. Choć tyle czasu, chcę choć tyle czasu, zanim...zanim
nadejdzie ta próba. Chcę jeszcze zobaczyć, dotknąć, poczuć, to
co chciałem wcześniej. Chcę, zanim być może odejdę” -
myślałem w tej jednej chwili. Zwłaszcza o ostatnim muszę.
-Panie Kordianie, ja się dziwię,
że pan nie miał wcześniej poważnych objawów, naprawdę, jest
gorzej niż zakładaliśmy na początku, ale pana ciało jakby się
tym nie przejmowało.
-Bo moje ciało też chce jeszcze
żyć.
Jego oczy były ogromne ze zdziwienia.
-Tak, w sumie miesiąc nie robi
różnicy, możemy tyle poczekać, to niewiele, skoro pan chodził
tyle czasu z tak zniszczoną ścianą serca. Tylko niech pan
przyjmuje regularnie leki do operacji, jak nie leki to ablacja niedługo, żeby pan dociągnął tego czasu. Przyjmuje pan leki regularnie, prawda?
-Oczywiście.
„Przyjmuję bo mam swoje muszę.
Przyjmuję bo chcę żyć.”
-Więc widzimy się za dwa tygodniu
na kontroli.
A więc październik, wtedy znowu
położą mnie na sterylnym, zimnym stole i rozetną pierś. Chwycą
moje chore serce brutalnie i postarają się naprawić to, co nigdy
do końca naprawić się nie da. Może sprawią, że będzie mniej
moje? Ale chociaż trochę zreperują, chociaż tyle. Żebym żył
chociaż jeszcze dwadzieścia lat, a nie dwa.
Nie protestuję, bo chcę żyć. Nie
protestuję, że będzie bolało, znów bolało z każdym oddechem,
jak wtedy. Znów będzie piekła każda żyła w której przetaczaj
się leki. Morfina, delargan, antybiotyki, sterydy. Nie protestuję,
że znowu będę bezbronny jak dziecko, przez wiele dni nie będę
mógł wstać, nie będę mógł nawet wstać do łazienki, po
prostu, po męsku się odlać. Nie protestuję, że znowu będę
utrapieniem i zmartwieniem, jeszcze bardziej niż na co dzień dla
każdego. Nie protestuję.
Tak, ja bardzo kocham życie samo w
sobie, jest czymś pięknym. Więc dla życia zniosę i ból. I
chwile zamknięcia w klatce szpitala. Co innego mi zostaje?
Ale chcę też żyć po swojemu. Mam
swoje muszę.
Niepotrzebnie, nieroztropnie popełniłem
parę gaf w domu. Bo nie myślałem chyba do końca jasno. Skupiłem
się na swoich ciepłych muszę. Na dobrych muszę. I
powiedziałem Sisi, że mogłem we wrześniu, mogłem...ale jednak
miesiąc później. Nie mogła tego zrozumieć. Martwi się, też bym
się martwił, gdyby nie chodziło o mnie. Trudno jej wytłumaczyć,
że ten miesiąc nie zrobi różnicy mojemu wadliwemu ,fizycznemu
sercu, ale będzie ogromną różnicą dla serca, które czuje.
Trudno wyjaśnić, że owszem, chce się pewne sprawy zakończyć,
ale przedtem inne wymagają zakończenia i nie można wpychać się w
kolejkę, nie tym razem.
Niepotrzebnie zapytałem o telefon do
notariusza. Domyśliła się.
Rozumiem w pełni teraz Vincenta, który
chciał zamknąć pewne sprawy, na spokojnie, zanim umarł na tego
cholernego guza mózgu. Rozumiem, że to nie było żadne poddawanie
się na starcie, że to było po prostu potrzebne. Wiedzieć, że
wszystko jest dopięte na ostatni guzik, zanim się...zanim będzie
możliwość, że się odejdzie. Jasne, możemy umrzeć każdego
dnia. Wpaść pod samochód, utopić się w jeziorze, zadławić. Ale
to zupełnie co innego, gdy śmierć jest namacalna. I nie jest
przerażająca. Wręcz przeciwnie. Uśmiecha się. Zawsze się
uśmiechała.
Więc gdy już uśmiecha się do ciebie
dosłownie, po prostu chcesz pewne rzeczy zapisać, mieć uszykowane.
Jak garnitur na ostatni egzamin na studiach, wyprasowaną idealnie
koszulę. Dlaczego to tak przeraża gdy się szykuję? Dlaczego to
musi tak przerażać, boleć tych, co są obok? Tylko to jedno staje
się w tym momencie moim bólem. To jedno, te łzy, ten strach.
Strach, który mąci mój spokój. Jedno właśnie przeraża- co z
nimi, gdy mnie zabraknie?
Pewnie jak Vincent przed samą operacją
napiszę listy. To był piękny pomysł, z listami, dla każdego. Tym
razem ręcznie. Albo na maszynie, bo mam jednak okropny charakter
pisma. Może tak okropny jak prawdziwy charakter momentami.
Tych listów pewnie nie dostanie nikt,
jeśli nie przeżyję. Tych, w których będą słowa tak miłosne,
że aż nigdy nie powinny mieć miejsca. Tych, w których będą
uczucia tak czyste, jak samo źródło życia. Tych, w których będą
słowa, których nigdy by się nieraz nie spodziewali. Bo nie wypada.
Bo nie wolno.
Pewnych rzeczy nie można mówić,
jeśli się żyje, jeśli...jeśli jest to czasem więź
jednostronna. A może nie więź, bo ona istnieje...ale uczucie, łakome. Absurdalne uczucie, które nie powinno powstać. Nie miało prawda w tak absurdalny sposób. Uczucie, którego nie powinno być, chociaż nic nie
oczekuje. Jest czyste- bo czy miłość, sama w sobie, nie jest
czysta za każdy razem? Uczynki z niej wypływające tylko bywają
brudem nieraz. To uczucie... Ale nie ma prawa bytu, nie w tym
świecie. Pewne uczucia są zakazane za życia właśnie Gdy
umierasz, jest ci wszystko jedno. Dziwny mechanizm.
Ale wreszcie rozumiem Vincenta, choć
przecież nie umieram dosłownie. Jeszcze nie teraz, nie odchodzę,
tylko walczę. Walczę i rozważam możliwość przegranej. Jak na
szachownicy. Tak, teraz pewne partie szachów rozegrane z moim
dziadkiem są jeszcze ważniejsze. I znowu wiem, czego chciał mnie
nauczyć.
Więc napiszę listy. Już teraz wiem,
jakie. Do kogo. Dla kogo.
Ale najpierw notariusz. Sisi wiedziała
od razu, o co chodzi. Kiedyś o tym rozmawialiśmy, w czystej teorii.
Akt notarialny testamentu, bo choć jestem biedakiem, to jednak jest
parę rzeczy, które powinny trafić w odpowiednie ręce. Akt
notarialny dla uczelni medycznej mówiący o tym, że mogą dostać
moje zwłoki. Na cele naukowe rzecz jasna.
Też nie chcę pogrzebu. Nigdy nie
chciałem. Pogrzeby są nieraz takie sztuczne. Są wymuszonymi
pożegnaniami. A jeśli umrę, to przecież nie w taki sposób żyłem.
Nie w sztuczny. Można mi zarzucić wiele, ale nie to. Nie będzie
więc kiru wleczonego po bruku jak w wierszu o Hamlecie. Nie będzie
też huków i lontów, bo nie byłem też żołnierzem. Każdy, kto
będzie chciał mnie pożegnać będzie mógł mi powiedzieć wiersz
pod niebem. Ten usłyszę. Kocham przecież wiersze. Nie jestem
żołnierzem, ale bywam bardem.
Kocham wiersze i bywam bardem właśnie.
I kocham też wiersze pewnej kobiety, która umarła przez serce
wadliwe. Haliny Poświatowskiej. W sobotę, gdy wróciłem od Fredsa,
którego odwiedzałem w barze, z którym brzdąkałem na gitarze i
podśpiewywałem wesołe piosenki, leżała na stole.
Nie mam pojęcia, skąd się tam
wzięła, ale Haśka leżała na stole w kuchni, jakby na mnie
czekała. Wiersze zebrane, stare wydanie z pożółkłymi kartkami, z
jej zdjęciem na okładce. Patrzyła na mnie wyczekująco. Chwyciłem
więc książkę i zacząłem czytać...
...kiedy umrę kochanie,
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej
smutnym
czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny
często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy- w nich miłość i
uśmiech
potem w piecu je chowam
skacze ogień po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
patrząc w płomień kochanie
myślę co też się stanie
z moim sercem miłości głodnym
a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest
chłodny...
Uderzyło we mnie jako pierwsze.
Wiersz, który wcale nie należy do moich ulubionych, spopularyzowany
przez wykonanie muzyczne jednego z polskich artystów...poczułem, że
jest mój. Tak bardzo mój, tak bardzo....aż przesadnie.
Może to paranoiczne, ale poczułem
więź z Haliną. Inną, niż zazwyczaj, bo przecież zawsze jej
słowa kochałem. Ale poczułem więź nie tylko ze słowami, ale z
osobą. Z tą, która już nie żyje. Za życia nie miała łatwo.
Nie urodziła się z wadliwym sercem, a dopadła ją choroba gdy była
dzieckiem. Mnie nie dotknęła choroba, mój ojciec sprawił, że jestem wadliwy. Nie tylko przez serce. Została wdową w wieku 21
lat. Straciła jakąś miłość w tym wieku, ja byłem niewiele
starszy., gdy odeszło jedno z obliczy miłości w moim życiu. A
potem kolejne. A potem kolejne.
Poczułem więź z tą, która miała
operowane serce i 8 godzin po tej operacji umarła.
Spokojnie. Cicho odeszła. Co się
stało z jej sercem miłości głodnym? A co stanie się z moim
jeśli....
Nie, ja nie mam zamiaru umierać. Ale
zawsze trzeba o tym pomyśleć gdy śmierć się uśmiecha, jest
obok. Tak po prostu.
Nie jestem poetą tak naprawdę, nie
będę nigdy pisał jak Halina. Moje słowa wyrażają za mało. Są
nieudolne, wiersze są aż żałosne. Jestem muzykiem. I poczułem,
że chyba to jest kolejne muszę. Zanim położą mnie na
stole, zanim rozetną pierś, zanim otworzą serce, które tak bardzo
chce kochać.
Nie, nie które chce. Które kocha.
Które kocha pomimo że jest wadliwe. Nawet takie serca czują
miłość.
Muszę wyśpiewać jej słowa. Zapłakać
na skrzypcach przy jej słowach, tej pięknej kobiety, która żyła
krótko i boleśnie, ale żyła też miłością. Pokazała, że
wadliwe serce może kochać najpiękniej.
Może, jej słowami, chcę odczarować
trochę los. Może, jej słowami i swoją muzyką spróbować
zapłakać, gdy płakać nie można inaczej. Może wyleczyć się ze
strachu, zanim na niego zachoruję. I może tymi słowami kochać.
Może najbardziej wątpliwe w dosłowności. Bo pewne uczucia są
tylko w naszej głowie, a nie namacalne.
Ale gdy zbliżamy się do krawędzi
czujemy to, czego nie chcieliśmy czuć. Bo to ostatni z absurdów.
Ten wiersz tego wieczoru był idealny,
wyrażał wszystko. Chciałem się nim podzielić i tego wieczoru i
będę chciał innego. Może to znak. Czasem wierzę w znaki,
zwłaszcza w te, które i tak mówią o tym, co sam wiem.
Wiem, ale nie zawsze chcę się przed
sobą przyznać.
Poproszę więc Fredsa o pomoc Ktoś mi
musi pomóc, bo czasu jest mało, a ja mam jeszcze tyle do zrobienia.
Tyle muszę. Tyle muszę w dalszym życiu. Po październiku,
po prywatnym D-day.
Mam nadzieję, że on tego nie zrozumie
źle. Nie, nie on.
Bo wiecie, mało kto umie rozmawiać o
śmierci, po prostu. Bez spuszczania oczu, bez łez, bez paniki. Bez
smutku, tylko z melancholią. Z tym spokojem.
Czasem zastanawiam się, z kim o tym
porozmawiać, żeby nie sprawiać przykrości? Bo mi nie jest przykro
i dla kogoś to bywa najgorsze. Nie potrafią zrozumieć.
„Bo co zrobisz, jak nic nie
zrobisz?” Ano nic.
Trzeba się temu poddać, być
pokornym, jednocześnie nie przestając walczyć. Jednocześnie
żyjąc.
Bo ja żyję, chcę żyć, chcę
oddychać, podróżować, smakować, doznawać i kochać dalej. Jest
mi tu dobrze, w tym miejscu, na ziemi, w tym bycie. Jest mi kurewsko
dobrze a może będzie i lepiej. Więc ja nie chcę odchodzić, ale
jeśli będę musiał...nie chcę łez. Bo nawet w tym momencie,
pomimo muszę, powiem, że zrobiłem w życiu więcej, niż
myślałem, że osiągnę jak miałem te naście lat. Tak, mam dobre
życie, warte wiele. Więc jeśli się skończy na tym zimnym stole,
nie można płakać. Nie można żałować. Ważne, że czas był
wykorzystany- a jeśli zostanę, wykorzystam go jeszcze bardziej. Po
prostu. Zrobię to co mogę, a to czego nie mogę..resztę po prostu
przyjmę od losu.
Więc czekam na październik. A
tymczasem będę żył dalej. Dobrze żył, po swojemu. Teraz znowu
wyjadę do pracy, dziś wieczorem, na pola, spędzę noc może wśród
roju świetlików jeśli będę miał szczęście i znowu się
uśmiechnę. Będę oddychał. Czasem zastanowię się, co dalej z
tym wszystkim. Co może czeka mnie tam...jeśli....
Czasem pomyślę, gdy wrócę znów
napiszę zwykłe, głupie listy. Nie ten ostatni. Jeszcze nie.
Życie toczy się dalej, a czasem
zamiera i wystawia na próby. One bywają konieczne.
A ty Kordianie cóż...musisz je
przyjąć. Tak czy inaczej. Bo co zrobisz, jak nic nie zrobisz?
A jeśli umrę...będziesz
tęsknić?Za słowami? Za tym „nikim”?
Będziesz o mnie pamiętać, żebym
całkiem nie umarł?
Czy mnie wtedy
przygarniesz?
Ramionami
ogarniesz?
Naprawisz, co
popsuł los okrutny?Naprawisz, co popsuł w moim sercu niefizycznym,
choć będzie za późno?
Za późno dla
mnie. Nie dla ciebie. Nie na miłość. Na nią ,skarbie, nigdy nie
jest za późno. Nawet, jeśli umrę. To nic. Nic nie zmieni bo ona
będzie przy tobie.
Oh,jestem zaskoczona, że wpadłeś na pomysł, aby przesunąć operację. Ja bym tego nie zrobiła. Aczkolwiek...podjąłeś decyzję. Trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze.
OdpowiedzUsuńHm...może to jest trochę niespotykane, ale jak mówię- jeszcze muszę zrobić parę rzeczy:) I dziękuję:)
UsuńRozumiem, skoro lekarz się zgodził...to inna sprawa :). Jesteś silnym czlowiekiem, zadziwiasz, więc masz silne serce. Wytrzymasz!
UsuńMam taki zamiar i cóż, dziękuję za miłe słowa:)
UsuńTwoje serce jest "wadliwe", ale silne.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że miłość może umrzeć razem z nim. Moim zdaniem, jest nieśmiertelna. To coś, co nie może zniknąć ot tak. Każde serce potrafi kochać. Zdrowe, wadliwe, co to za różnica?
Listy to cudowny pomysł. Słowa są piękne. Dzięki nim możemy zostawić coś na tym świecie, nawet jeśli my sami musimy go opuścić. Taka namiastka.
Trzymam kciuki, aby wszystko poszło dobrze. Podziwiam, że tak spokojnie przyjąłeś te nieciekawe wiadomości. Chęć życia jest silniejsza, cieszę się. Śmierć może się uśmiechać ile chce, ale nie ma tutaj nic do gadania. Ona też sobie jeszcze długo poczeka, jestem pewna!
Nie jest silne fizycznie. Ale sobie poradzi:)
UsuńWłaśnie o to chodzi, miłość to rzecz...niezbywalna, która zostaje. Więc dzięki niej, nawet śmierci nie trzeba się bać. Bo ona jest silniejsza. Czasem niektóre rany na sercu przeszkadzają w miłości. Te mentalne. Ale to nic, można i je pokonać.
Dlatego, jak bedę cóż, blisko, muszę je napisać. Po prostu.
Dziękuję:) Wiesz, ja już swoją panikę miałem na początku. Złość. A teraz...po prostu będzie, co ma być. Bo musi być. Nawet jeśli uśmiech dosięgnie. Po prostu:)
Właściwie to nie miałam na myśli siły fizycznej.
UsuńMam takie pytanie... Masz może jakieś nagranie, jak grasz na skrzypcach, gitarze, albo na innym instrumencie? Tak jakoś chciałabym to usłyszeć...
Hm..coś się da ogarnąć:)
UsuńBędziesz żył... Będziesz podróżował i wszystko się ułoży, ale przestań ściągać nieszczęścia złymi myślami :/
OdpowiedzUsuńMasz po prostu przeżyć i koniec! :P
To nie są złe myśli przecież:) To rozważanie ewentualności po prostu, na spokojnie, logicznie:) Ja wierzę że będzie dobrze, tylko po prostu są różne wersje losu i tyle. Ale ja nie panikuję, nic z tych rzeczy. Nic nie ściągam, naprawdę:)
UsuńAle może twoja stanowczość przekona ostatecznie świat XD
No ja mam nadzieję, bo mi się jednak wydaje, że skoro przewidujesz jakąś inną opcję to jednak źle :P
UsuńNie nie, nie przewiduję tylko...zakładam prawdopodobieństwo:) To różnica:)
UsuńI tak mi się to nie podoba, bo ja zakładam że nie ma innego wyjścia tylko pozytywne zakończenie tej operacji. Kiedy ona w ogóle jest? :)
UsuńWiesz, niedawno doszedł do mojej świadomości fakt, że mogę być chora - bardzo. W mojej reakcji nie było za grosz spokoju, tylko panika, ogromny strach i łzy. Bałam się i nadal się boję, ale... czytając Twoje słowa uznałam, że chyba mój strach jest bezzasadny. Ty tak świetnie sobie z tym radzisz. Jesteś taki spokojny i rozsiewasz swój spokój. Aż zrobiło mi się głupio, że moja reakcja była taka a nie inna.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony dobrze, że podchodzisz z takim spokojem do śmierci, ale nawet ja, nawet osoba zupełnie Ci obca, odczuwam, że moje wewnętrznej ja krzyczy "nie!" w momencie, gdy piszesz o śmierci. Nie zgadzam się i nie chcę żebyś odchodził. - wiem, moje słowa nic nie znaczą i niczego tutaj nie zmienią, ale wiedz, że bardzo chcę byś nadal był i to jeszcze bardzo długo.
Chora..o rety. Mogę zapytać, o co chodzi? Czy nie bardzo? Ale wiesz...każdy ma ten moment paniki, złości. Ja też miałem przy pierwszej wizycie u kardiologa. Ale to się uspokaja, bo po prostu...losu nie zmienimy nieraz. Możemy to tylko przyjąć i udźwignąć, walczyć na tyle, na ile to możliwe, do granicy. Nie ma potrzeby, żeby ci było głupio. Bo to ludzkie po prostu. Ale nieraz...trzeba dać sobie szansę, żeby to przyjąć, co przychodzi.
UsuńNie jest zrozumiałe. Naturalne. Ale ewentualność taka też. Nie można śmierci wołać rzecz jasna, ale jeśli przyjdzie, jak choroba..to nic nie zrobisz. Po prostu. Ale nie martwmy się na zapaś, mam jednak zamiar żyć XD
Znaczą, słowa zawsze wiele znaczą. Więc dziękuję za nie.
W najgorszym przypadku może się okazać, że mam nowotwór. Nawet boję się to napisać. A co dopiero przeżywać. Ale jeszcze nic nie wiem, najchętniej bym się nie dowiadywała i żyła sobie w tej swojej nieświadomości, ale są TROSKLIWE osoby, które mi na to nie pozwolą... Mimo wszystko nie dopuszczam do siebie tej myśli. Nie chcę o tym myśleć. Jak dostanę te NAJGORSZE wyniki, to wtedy EWENTUALNIE zacznę. Teraz nie, póki nie wiem niczego na pewno, chcę żyć, a nie myśleć. Wierzę, że NIC mi nie jest... Nie może mi być...
UsuńNie potrafię też zrozumieć tego, że nie boisz się śmierci. Ja boję się tego straszliwie. Boję się samej myśli, że mnie nie ma.
Oh...bo to brzmi w pierwszym momencie przerażająco. Wiesz, moja mama zmarła na raka, mój przyjaciel...i sam dużo czasu spędziłem na onkologii, wiesz? Pracując jako wolontariusz-arteterapeutą. I widzisz- nauczyłem się tam tego, że rak, nawet najgorszy nie jest wyrokiem. Jest tylko, jak moja choroba, jakimś prawdopodobieństwem. Zwłaszcza wcześnie wykryty. Każdy z nas się boi, jeśli grozi mu choroba, śmierć. Ja sam w pierwszym odruchu się bałem. Ale to wszystko można ukoić, wręcz trzeba....żeby walczyć. Więc trzymam kciuki, żeby było wszystko dobrze. I dużo siły życzę.
UsuńKurcze. Czytam, czytam... I mimo Twojego spokojnego ducha, który pozwala Ci wszystko brać... jakoś, na klatę po prostu, to mi, jako człowiekowi, robi się najzwyczajniej w świecie smutno. Życie przemija, wszystko przemija. Może nas nie być ot tak. A tu jednak wiesz, że idziesz na stół, że różnie się może skończyć... Ale wierzę, że będzie dobrze. Musi! No bo masz tyle do zrobienia! :) Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam w tym kontekście "brać na klatę", serio XD I niech ci nie będzie smutno:) Bo mi nie jest, chociaż są takie momenty. Ale jest jak jest i nic się na to nie poradzi...właśnie przemijanie też nie jest złą rzeczą. Jest tym, co pozwala nam nieraz żyć w pełni:)
UsuńI cóż, dzięki:)
Ojeju, smutno mi się zrobiło.. ale wierzę, że wszystko będzie dobrze i będziesz żył 100 lat ;) Tacy ludzie jak Ty muszą długo żyć i dzielić się dobrem z innymi..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cóż, dziękuję za tą wiarę za miłe słowa:)
Usuńhmm dodał się mój komentarz?
OdpowiedzUsuńhmm, widzę, że nie, więc spróbuję go odtworzyć!
OdpowiedzUsuńzrobiło mi się smutno na początku czytając ten wpis, później jednak zdałam sobie sprawę, że Ty zupełnie inaczej do tego podchodzisz, właśnie ze spokojem, z opanowaniem. naprawdę można pozazdrościć takiego podejścia.
pamiętam, jak czekałam na Twój powrót z Indii, naprawdę lubię z Tobą "rozmawiać", traktuję Cię jako mojego dobrego kumpla internetowego i wtedy jak wybrałeś się w podróż naprawdę mi tu Ciebie brakowało, teraz będę jeszcze bardziej oczekiwać Twojego wpisu po operacji. chociaż wiem, że tak samo jak doczekałam się wpisu po podróży - tak samo doczekam się go po operacji.
wiem, że wielu ludzi pewnie złapie się za głowę i zdziwi się, że chciałeś przełożyć operację o miesiąc, tym więcej osób się zdziwi, jak się dowiedzą, że tak też zrobiłeś. przez chwilę sama tak zareagowałam, ale znowu zdałam sobie sprawę, że to Ty, człowiek wolny, człowiek, który ma jednak inne podejście do świata, człowiek, któremu się nie nie zabrania, a już na pewno nie spełnianie marzeń, realizowanie planów i czasu spędzonego z przyjaciółmi, korzystaj się z tego jak możesz najlepiej, i nie zamierzam pouczać, ale dbaj o siebie, bo wiem, że będziesz to robił, zresztą samo zdziwienie lekarza, że organizm nie dawał znaków wcześniej rzeczywiście wskazuje na to, że Twój organizm chce żyć, więc żyj jak najlepiej, później na chwilę się połóż w szpitalu, a później wróć do nas i dalej żyj! :)
oddać ciało na uczelnie medyczną - tu mamy tak samo! skoro ja już z ciała nie skorzystam, niech inni się na nim pouczą ;) ewentualnie chciałabym być spalona, szkoda bym tak bezsensownie w trumnie tyle miejsca na ziemi zajmowała ;)
Słowa leją się jak rzeka. Po prostu spływa na mnie potok emocji, z każdym słowem, z każdym zdaniem kolejna. A najpiękniejsza wydaje mi się ta wola życia. Świadomość, że moje życie nie może się skończyć, póki nie zrobię wszystkiego o czym marzę. Czasami znajduję w sobie taką refleksję: a co, jeśli umrę jutro? Co po mnie pozostanie? Myślę sobie, ile niedokończonych spraw zostawiłabym po sobie. Ile niedomkniętych i niepewnych relacji, ile nierozwiązanych problemów, ile NOWYCH problemów, wszystko związane z tym, że zabrakło młodej dziewczyny. Jaka odpowiedzialność spadłaby na innych? Czy jakakolwiek? Kto by o mnie zapytał za pięć, sześć lat? Czy może byłabym tematem tabu? Niezagojoną raną w sercu rodziców, rodzeństwa, bliskich, przyjaciół? Czy mieliby do mnie żal?
OdpowiedzUsuńŚmierć nie jest już dla mnie taka smutna, przerażająca, a przede wszystkim tak daleka, jak była jeszcze niedawno. Im więcej mam na jej temat refleksji tym bardziej staje mi się droga. Jeszcze nie jest na nią czas. Ale liczę, że kiedy on w końcu nadejdzie przyjmę ją jak "starą znajomą" :)
Wiesz...ono może się skończyć, bo marzeń nieraz człowiek ma aż za dużo. Ale to nie znaczy, że trzeba płakać nad tym. Bo najważniejsze jest nieraz życie, bycie tu i teraz.
UsuńTak naprawdę śmierć jest obecna chyba w każdym naszym momencie życia, bo jest jego nieodzowną częścią, przynajmniej ja od wielu lat mam takie wrażenie. I jest czymś, co właśnie napędza i pozwala docenić życie- więc jako może być smutna?:)
Lubię tę Twoją spokojną logikę i pokorę, z jaką podchodzisz do werdyktów losu. To wspaniała umiejętność, potrafić pogodzić się z tym, co jest człowiekowi dane. Mi to przychodzi bardzo trudno i mam wrażenie, że długo zajmuje, ale jednak.... jednak się udaje.
OdpowiedzUsuńNie umrzesz, Króliku. Za wcześnie na Ciebie. Uśmiecha się.... bo wie, że to jeszcze nie Twoja pora.
Hm, cóż, to chyba dobrze:) Bo tak naprawdę powiedz mi- co nam dadzą krzyki, lamenty, płacze? Pogodzić się po prostu trzeba, przyjmować rzeczy jakimi są i z nich korzystać tak, jak potraifmy najlepiej.
UsuńMoże:) Umierać nie mam zamiaru, tylko cóż..rozważam. W ten dobry sposób;)
Teraz jesteś spokojny, ale ja czuję, że bałeś się jak jasna cholera. Pewnie dalej podświadomie się boisz. Kordian, Ty masz zbyt wielką wolę walki w sobie i ja wiem, że ona będzie górą.
OdpowiedzUsuńBo się bałem, na samym początku ,gdy się dowiedziałem. Tak samo teraz też mam momenty lęku- ale to ludzkie, naturalne:) W większości czasu po prostu jest mi...spokojnie, stabilnie. Przyjmuję to, co dostałem i nie widzę sensu lamentować, panikować. Bo co mi to da?:)
UsuńMówisz, że to ludzkie i naturalne. Panika i lament też jest odruchem ludzkim i czasem warto sobie na nią pozwolić. Ważne, by nie przejmowało to nad człowiekiem kontroli. Łzy mają oczyszczającą moc.
UsuńWiesz, ja po prostu jestem mało panikującym człowiekiem, na ogól opanowanym więc...może u mnie to się stąd bierze. A i na łzy sobie pozwalam, jak na faceta przystało to i tak pewnie za często XD Ale dla mnie łzy stanowią często o ludzkiej sile więc...:)
UsuńNawet lekarz wymiękł przed Twoim napiętym, wrześniowym grafikiem xD Ale to dobrze, że można było to przesunąć, że możesz zrealizować te plany. Żeby po operacji realizować następne :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, nawet on nie podważył moich wielkich planów XD Sru, że sporą część odpuściłem ale cóż..wybrałem najważniejsze chyba:) I najzdrowsze XD
UsuńNo, tamte troszkę poczekają..ale jak się chce, to wszystko można. Tylko jak mówiłem- nieraz upartym trzeba być:)
Podejrzewam, że wybranie tych najważniejszych też nie było łatwe, bo chciałoby się wszystko, nie? :D
UsuńWięc cieszmy się, że Ty uparty jesteś xD
A i pewnie, tym bardziej, że stale nowe pomysły mi dochodzą więc...:)
UsuńTy też jesteś XD Ale na swój sposób XD
Jesteś niesamowity,wiesz?
OdpowiedzUsuńNiejeden na Twoim miejscu załamałby się i poddał na starcie...a Ty?
Nie poddajesz się, walczysz, stawiasz sobie cele i dążysz do nich!
Wygrasz tę walkę, jestem o tym przekonana!!!
Jesteś silnym facetem, wiele moglibyśmy się od Ciebie nauczyc!!!
Ściskam!!
Niesamowity to nie- jestem po prostu człowiekiem i działam logicznie:)Bo poddawanie się na starcie..bywa głupotą jak dla mnie, po prostu;)
UsuńI cóż, dziękuję za miłe słowa i spory kawałek wiary:)
jeśli czegoś bardzo chcemy nic nie jest w stanie nam przeszkodzić, nawet chore serce. Miesiąc to czasem dużo, czasem mało, a czasem akurat. Zawsze mam problem, żeby określić jak czas akurat płynie. Ale wierzę i mocno trzymam kciuki żeby przez ten miesiąc było dużo czasu na spełnienie Twojego "chcę", mało do zmartwień i akurat, żeby odbyć planowaną operację :)
OdpowiedzUsuńa tak na marginesie, zupełnie odbiegając od tematu to chciałam powiedzieć, że bardzo lubię, ba nawet uwielbiam, Twój styl pisania. Uwielbiam taką wrażliwość i wyrażanie emocji. I pomyśleć, że gdyby nie Twój komentarz u mnie to pewnie nigdy bym tu nie zajrzała. Kolejny dowód na to, że wszystko dzieje się po coś :)
pozdrawiam :)
Otóż to. Czasem wystarczy chcieć i mieć dużo e...motywacji, jak mniemam:) Bo czas jest najbardziej względną rzeczą w naszym życiu chyba:) I cóż, dziękuję za tą wiarę i dobre myśli:)
UsuńI znowu muszę podziękować za miłe słowa:)
Niejeden w Twojej sytuacji by się załamał - a Ty masz w sobie taką siłę, taki ogień, taki zapał... że ja czuję pod skórą, że będzie dobrze... jeszcze nie czas na Ciebie.
OdpowiedzUsuńA Poświatowską kocham miłością wielką. Mam jej cały zbiór i to jedyna poezja jaką czytam.
Tak naprawdę wielu ludzi jednak po prostu by szło naprzód- bo co innego zostaje? To logiczny wybór:)
UsuńI cóż, mam taką nadzieję, ale wezmę, co los mi da:)
Jedyna? No proszę, więc pani Poświatowska jest wyróżniona wybitnie przez ciebie:)
Podziwiam Cię za chęć życia. Jesteś żywym przykładem inspiracji i tego, że trzeba gonić za marzeniami. Dziękuję Ci, że jesteś i że to napisałeś.
OdpowiedzUsuńCóż, to ja dziękuję za tak miłe słowa:)
UsuńJejuuu Kordian! Dlaczego zakładasz od razu najgorsze? Medycyna poszła na przód, jest tylu ludzi którzy Cię kochają, wspierają więc nigdy nie należy się poddawać. I wierzę mocno w Ciebie i w to, że się nie poddasz!
OdpowiedzUsuńAle to co chcesz zrobić we wrześniu jest piękne. Naprawdę. Wiem, że pewnie się powtórzę ale niejeden w Twojej sytuacji by się załamał a Ty masz plany na najbliższe oddechy :) Ale zobaczysz, w październiku jeszcze będziesz nas zabawiał swoimi postami. Bo kto będzie tak pięknie do nas/dla nas pisał jak nie Ty? No Kordian :)
Ale ja nie zakładam najgorszego, ja to po prostu rozważam jako jedną z możliwości:) Z nią też trzeba się po prostu liczyć, nic więcej:)
UsuńI za tą wiarę dziękuję:)
No, raczej po październiku, bo będę marudny jak cholera pewnie i nie będę chciał wszystkich swoim marudzeniem pooperacyjnym przytłaczać XD
I cóż, jest wielu piszących lepiej XD
Na miejscu Twojej Babci lałabym Cię po tyłku za to przesunięcie operacji, ale w końcu dorosły jesteś i masz prawo załatwić wszystko co uważasz za ważne...
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony podziwiam ten dziwny spokój - przynajmniej dla mnie nie wydajesz się panikować. Ja bym się pewnie położyła w łóżku i nie wstała aż do tej operacji...
Na studiach pisałam pracę na temat "Ody do rąk" Haliny Poświatowskiej (swoją drogą te analizy poezji są takie bezsensowne...), i wtedy dopiero bardziej się nią zainteresowałam. Przewrotnie się stało, że wyzwolenie przyniosło jej chorobę, bo kilka dni spędziła w piwnicy, później te wszystkie komplikacje... sporo o niej czytałam, ciekawa postać. Muszę jednak Cię poprawić, gdyż znarła 8 dni po operacji, nie 8 godzin (przynajmniej ja tak czytałam).
* * *
jest cała ziemia samotności
i tylko jedna grudka twojego uśmiechu
jest całe morze samotności
twoja tkliwość ponad nim jak zagubiony ptak
jest całe niebo samotności
i tylko jeden w nim anioł
o skrzydłach nieważkich jak te słowa
Właśnie, dorosły jestem, wiem co robię XD Tak naprawdę, to ten miesiąc nic nie zmienia w zdrowiu, ale tak wiele zmienia dla mnie jako człowieka...teraz już i Sisi się z tym pogodziła:)Bo nie panikuję. Panika po prostu nie ma najmniejszego sensu. Bo co by mi dała, co?:)
UsuńI fakt, 8 dni, nie wiem czemu napisałem 8 godzin. To jak ostatnio w sobotę pisałem, że jest niedziela i byłem o tym święcie przekonany XD
Już ci kiedyś o tym pisałam, że kto jak kto, ale ty zasługujesz na spełnienie swoich "muszę" i "chcę". Ale to takich poważnych spraw, rozmów, czynów trzeba dojrzeć albo mieć pewnie "doświadczenie", dlatego jestem z tym na opak... I tak, smucę się, jak tak swobodnie piszesz o śmierci, ale okej, pisz i rób, co uważasz za istotne. Wierzę, że mimo wszystko nie będzie źle!:)
OdpowiedzUsuńOwszem pisałaś i dziękuję za te słowa:)
UsuńHm...może faktycznie, do myślenia o śmierci trzeba dojrzeć. Do rozmawiania o niej. Ja po prostu miałem z nią dużo kontaktu, jest jakby oswojona, więc nawet w kontekście mnie samego..jest mi być może łatwiej. Mówić o tym czy sobie z tym po prostu radzić.
Wiem... Jestem świadoma, że nie do końca dobrze to zabrzmi, ale jak ktoś jest oswojony z danymi sytuacjami, to jest mu choć trochę łatwiej przejść przez to ponownie. Choć nie zawsze i nie we wszystkich przypadkach. I żeby nie było - staram się rozumieć innych, ale nie zawsze umiem się postawić dokładnie w ich sytuacji ;)
UsuńA dlaczego by to miało źle jakoś zabrzmieć, skoro to po prostu prawda, co?:)
UsuńNie no jasne, nie zawsze jesteśmy w stanie po prostu przywdziać cudzą skórę, to wręcz niemożliwe. Ale czasem starczy, że akceptujemy podejście innych i tyle:)
Podziwiam Cie za ten spokój. Wile osób na twoim miejscu by w ten sposób do tego nie podchodziło. I chociaż wiem,że dla ciebie to wygląda zupełnie inaczej i tak zrobiło mi sie smutno. Pomysł z listami bardzo dobry. Oczywiście mam nadzieje,ze wszystko pójdzie dobrze. Nawet jeśli operacja jest przesunięta. Trochę mnie to zdziwiło, ale z drugiej strony rozumiem, skoro masz jeszcze parę spraw do załatwienia.
OdpowiedzUsuńBo po prostu zachowanie spokoju jest..logiczne, że to tak ujmę. I właśnie to rzecz perspektywy, wiesz?
UsuńBo to przesunięcie tak naprawdę nic nie psuje:) To tylko miesiąc dłużej żeby pójść pod nóż, ale serce i jego stan będzie prawie takie samo:)
Przesunąłeś operację o miesiąc, bo chcesz zakończyć pewne sprawy... Muszę przyznać, że trudno mi to ogarnąć - szczególnie, że jak piszesz sytuacja jest poważna. Z drugiej strony, sprawy które miałyby Cię ominąć też nie są ostatniego sortu. Trudny wybór. Ale jeśli ma się dużo wiary i zaufania to wtedy na pewno łatwiej podejmuje się takie decyzje.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i dużo wiary życzę :-)
Większości osób trudno to zrozumieć i w sumie, gdybym stał z boku też pewnie bym się dziwił i jeszcze złościł na taką osobę. Ale cóż...ja wiem, że to niewiele zmieni fizycznie, ale mi w środku ten miesiąc da wiele. Dlatego robię tak, a nie inaczej, jak zawsze po swojemu:)
UsuńDziękuję:)
Podziwiam Cię za ten spokój, za tak dojrzałe zachowanie. Ale to, jak chcesz żyć, jak do tego podchodzisz, jak piszesz o tym czego chcesz, czego pragniesz i co musisz - to piękne. Wprowadziłeś mnie w taki specyficzny rodzaj melancholii, na początku zrobiło mi się strasznie smutno, jak zaczęłam czytać, a później zrozumiałam, że nie chcesz smutku i żadnych łez. Bo Ty podchodzisz do tego ze spokojem, wręcz stoickim. I chcesz wycisnąć z życia tyle, ile możesz, kochasz je. I to jest po prostu piękne.
OdpowiedzUsuńCóż, tu nie ma chyba co podziwiać za bardzo:) To po prostu logika zachowania pewnego rodzaju, a ja wbrew pozorom bywam bardzo logiczny:)
UsuńBo nie chcę. Bo one mi nie są potrzebne że tak brzydko powiem. Wolę, żeby ludzie byli radośni, a nie płakali, jeszcze za moją przyczyną. Tak, tego nie chcę.
Bo z życia powinno się tak wyciskać, czyż nie?:)
jak dobrze, że wróciłam do blogosfery, a może inaczej - jak dobrze, że tu trafiłam. dzięki Tobie jeszcze bardziej umocniłam się w postanowieniu "będę żyć". choruję na ChAD i w ostatnim dołku, najszczęśliwszą myślą, była myśl o samobójstwie - jak wspomniałeś na początku.
OdpowiedzUsuńbędę trzymam kciuki za Twoje chcę i muszę. za Ciebie i za Twoje serce.
Cóż...to mocne słowa, wiesz? Ale..to też ładne słowa. Chcieć żyć. Po prostu, pomimo tego, jak nieraz jest kurewsko źle. Bo jakby nie patrzeć, życie jest też po prostu logicznym wyborem. Szkoda, że nieraz sam człowiek nie bywa logiczny.
UsuńI cóż, dziękuję:)
Oh, Kordian. Wiem, że dla otoczenia Twoja decyzja o przesunięciu terminu operacji jest szaleństwem. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Ja ją rozumiem. Rozumiem potrzebę spełnienia swojego "muszę" i "chcę". Sama nie lubię mieć niedopiętych spraw. To okropne uczucie, gorsze nawet, gdyby w czasie realizowania się coś miało się wydarzyć... Ale się nie wydarzy. Nie, nie, nie. Wrócisz tu i będziesz pisać o Gruzji, o muzułmańskim weselu i przetańczonych nocach. Nie ma innej opcji. Nie wierzę w inną opcję.
OdpowiedzUsuńJuż do tego szaleństwa przywykli, zresztą, wszyscy wiedzą, że ze mną "normalnie" nie idzie wielu spraw załatwić :) Bo właśnie to niewiele zmienia dla fizyczności, a takie muszę...zmienia tak bardzo dla duszy. Ten miesiąc to niewiele, a zarazem tak wiele.
UsuńI mam zamiar pisać:) Cóż, śmierć to tylko jedna z możliwości:)
Najważniejsze to nie poddawać się, nie czekać na ostateczne. Walczyć. Jak widać masz dla czego i dla kogo. Mimo wszystko podziwiam twój spokój i wierzę, że wszystko będzie dobrze. Przecież wszystko musi pójść dobrze ;)
OdpowiedzUsuńOwszem, mam w sobie wolę walki, tu nie zaprzeczę:) I nie ma co podziwiać, on jest po prostu logiczny:)
UsuńMusi- nie musi. Ale będzie dobrze, co by nie było:)
Masz zbyt wiele marzeń i celów żebyś tak nagle zniknął uprzednio ich nie realizując. Nie ma takiej opcji. Nie i koniec. I wiem, że za jakiś czas okaże się, że operacja się udała a potem przysiądę z kubkiem ulubionej herbaty do czytania o Gruzji, o spływie kajakowym i zdanych egzaminach. Po prostu to wiem :)
OdpowiedzUsuńOpcja jest, ale mało prawdopodobna, po prostu:) I nie ma co panikować, ja właśnie marzenia mam zamiar zrealizować, nawet to wszystko dało mi jeszcze większego kopa do tego- cóż, jak widać mnie to po postu mobilizuje:)
UsuńDziwny ten Twój spokój właśnie, ale chyba dobry jednak. Tyle rzeczy mamy do zrobienia, a siedzimy czasem biernie, a potem okazuje się, że tego czasu może już nie być. Ale tak nie jest w Twoim przypadku. Ty cały czas żyjesz, walczysz i nie poddajesz się, mimo tego spokoju. I oby Twoje serce również się nie poddało.
OdpowiedzUsuńDlatego takie rzeczy, jak np. operacja nas tylko jeszcze powinny mobilizować, a nie sprawiać, że panikujemy:) Mnie właśnie to mobilizuje, więc..to chyba dobrze:)
UsuńI cóż, też mam nadzieję, że jednak nie odmówi posłuszeństwa:)
Dokładnie, tak powinno być :)
UsuńOby ;)
kompletnie nie rozumiem Twojego spokoju...skąd ty go bierzesz... przesunięcie operacji? wydaje się być szaleństwem...
OdpowiedzUsuń"Bo wiecie, mało kto umie rozmawiać o śmierci, po prostu" - tak mamy wpojone...że śmierć to przykra sprawa, że trzeba się smucić
i nieswojo, gdy ktoś podchodzi ze spokojem takim jak ten Twój, nieswojo gdy ktoś ma tak piękne plany
nieswojo z myślą, że tyle lat miało się kogoś i nagle może go zabraknąć
kiedyś kolega zapytał mnie co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się, że on niedługo umrze
i kurcze, na samą ,myśl o tym się przestraszyłam
bo jak to umrze, jak jeszcze tyle rzeczy mam w nim do poznania, tylle być może sytuacji do przeżycia, tyle ciekawych rozmów do odbycia
ale myślę, że być może tak to jest, że łatwiej pogodzić się ze swoją śmiercią, niż ze śmiercią bliskiej osoby
i pięknie, że masz plany, trzymam kciuki, żeby wszystko poszło po Twojej myśli ;)
Po prostu, spokój to logiczny wybór. A na co mi panika, co?:) I cóż, nigdy nie mówiłem, że szaleńcem pewnego rodzaju nie jestem. A jakże!:)
UsuńA dla mnie właśnie śmierć jest już oswojona i wcale nie jest zła. Bywa piękna, jako nieodzowna część życia. I właśnie chyba tak jest. Nie od dziś istnieje powiedzenie, że nie ma co płakać za zmarłymi- żałować można nieraz tylko tych, co zostają. Zostać jest trudniejsze, a my często tego po prostu nie zauważamy i nie doceniamy.
I cóż, dziękuję:)
Teraz mi trochę źle, że mnie tu nie było i że nie mogłam Cię chociaż ciepłym słowem przytulić, wiesz? Ktoś mi kiedyś powiedział, żeby każde "muszę" zamieniać na "mogę". Ale ja właśnie "nie mogę". I mam te swoje "muszę" tak samo, jak Ty. Znów Cię rozumiem i znów ryczę, bo wydaje mi się to tak cholernie niesprawiedliwe. I nawet nie wkurwiaj mnie gadaniem, że nie mam ryczeć. :P Dobrze wiesz, że oboje nie możemy teraz odejść. A jeśli faktycznie istnieje nad nami jakaś dobra siła, w którą każde z nas wierzy, chociaż każde na swój sposób, to wierzę w to, że te dobre słowa tych wszystkich ludzi nad moim wpisem mają wielką moc.
OdpowiedzUsuńJeśli mogę Ci jakoś pomóc, to na tę chwilę tylko, albo aż dobrą myślą, czy modlitwą, jeśli to nie to samo.
A do "muszę" dopisz jeszcze piwo z Asikiem, albo soczek, bo piwo to chyba dopiero, jak serducho będzie zdrowsze. Bo przecież będzie. Ja wierzę, że nie może być inaczej. No i koncert Toola, bo tym razem nie odpuszczę :)
Ale nie ma powodu, żeby ci miało być źle, wiesz?:) Bo mi naprawdę nie jest źle. I chyba mało kto to potrafi zrozumieć momentami:) Co mnie nie dziwi, bo tylko ja naprawdę czuję jak się czuję, jakkolwiek to nie zabrzmi XD Ale jest dobrze, ja naprawdę nie jestem jakoś załamany, wątpiący. Ja tylko przyjmuję możliwość różnych opcji, bo trzeba. Czasem trzeba, ale to wcale nie jest złe, naprawdę:) Wiem że nic mi nie będzie najprawdopodobniej, trochę się pomęczę w tym szpitalu, ale przetrwam. Ale jeśli loś zarządzi inaczej- bo przecież może- to ja to przyjmę. Rozumiesz już? Mi naprawdę nie jest źle, może są takie momenty, jasna sprawa, ale w ogólnym rozrachunku..ja dalej żyję swoim życiem i mam po prostu jedną przeszkodę więcej, ale to nic. To jeszcze dodatkowo mobilizuje do paru rzeczy, może nawet do zdobycia się na odwagę w tej najważniejszej, ale o tym chyba kiedy indziej:)
UsuńWięc ja też wierzę że będzie dobrze, ja chcę żyć, mam po co żyć ale cóż...mam trochę kosę nad głową, ale nadal tańczę XD I tyle XD
A dobre myśli czy modlitwa nigdy nie zaszkodzą, to jak najbardziej. Zwłaszcza 7 października, bo wtedy mnie kroją:)
No tak, oczywiste muszę XD W ogóle lista mi się cholernie długa robi...ale to dopisuję koniecznie XD I racja, przez digitoksynę którą biorę nie mogę teraz pić. Ale tobie piwo nie zaszkodzi, wiesz, ja od samego wąchania bywam pijany także....soczek mi na pewno starczy XD
Kordian... wstrząsający wpis. Do bólu i do łez.
OdpowiedzUsuńWiele razy wyobrażałam sobie, że umieram. Pisałam takie listy - w głowie, albo na starym blogu. Właśnie takie pełne miłości i wdzięczności. W jakiś tam sposób rozpływałam się w tych myślach, były cudownie kojące.
Teraz gdy czytam co piszesz wiem jak bardzo realne zagrożenie może być przerażające. Wcale nie zazdroszczę Ci tych emocji. Cholernie to przykre, że tak ciepłych, dobrych, fajnych ludzi spotykają takie tragedie.
Niby niczego nie można być pewnym, ale moje z deka parapsychologiczna intuicja podpowiada mi, że wszystko będzie dobrze. Wierzę, że wyliżesz się z tego i spędzisz jeszcze wiele pięknych nocy tańcząc w świetle księżycowego blasku. Będzie dobrze. Koniec. Kropka.