wtorek, 1 lipca 2014

Opowieści z Indii. Go down the rabbit hole

Choć wyda się to dziwne, sen, który został tu opisany, naprawdę miał miejsce. Gdy czekałem na lotnisku, czekając na powrót do Polski, spisałem jego fragmenty, jeszcze żywe, by niczego nie pominąć. By wszystko zapamiętać tak, jak powinienem, żeby moja pamięć niczego nie przeoczyła. W samym tekście, który powstał tutaj dodałem trochę wyjaśnień. Trochę powiększyłem obraz tego, co mogło być, moim zdaniem, niezrozumiałe.
Może dla wielu wyda się to dziwne, ale nieraz słucham snów. Słucham tego, co podpowiedzieć chce mi serce. I może ten sen wyjaśni, dlaczego jeszcze nie mogłem też zostać w pewnym miejscu, co sugerowano mi po opowiedzeniu historii Iriny. Może sen wyjaśni, dlaczego nie ten dom. Nie teraz.
Sen zdarzył się, zanim dowiedziałem się, że prawdopodobnie czeka mnie operacja na otwartym sercu. Kolejne miesiące leczenia. Ale sen się zdarzył. A co dalej...?




-Wejdź głębiej do nory Króliku!- usłyszałem naglący szept. Zniknął rozgrzany piasek i szum fal. Znalazłem się w tak dobrze sobie znanym korytarzu. Znalem go tak dobrze, bo sam go stworzyłem, wydrążyłem wiele lat temu. Każde zagłębienie w skale, każdą nierówność sufitu stworzyło moje serce, moja dusza i mój umysł. Każdy z żywiołów, które składają się na człowieka.

Dalej, podążaj, dalej, go down the rabbit hole jak mawiam sam często ludziom. Ale tu nie podążysz za białym królikiem, tu nie ma eliksirów. Tu Biały Królik sam jest prowadzącym i podróżnikiem. Istnieje w wielu postaciach, w wielu miejscach, czemu zaprzeczają prawidła klasycznego świata, ale czemu nie zaprzecza już fizyka kwantowa skupiona na makrokosmosie. Tam gdzie nie ma materii, tam gdzie nie ma materii, gdzie cząstka płynnie zmienia się w falę, a fala w cząstkę w zależności od potrzeb, gdzie rozpisać można każdą superpozycję...może dusza i ciało przenikają się tak samo, dosłownie. A tak naprawdę żyjemy w pustce, bo choć składamy się z atomów, to między jądrem a elektronem istnieje wielka przestrzeń w której..w której co? Nie ma nic właśnie. Wszystko jest nicością i może naprawdę istniejemy w swoim umyśle jeno, każdy w swojej norze i...

-Królik! Dalej, nie ociągaj się! Właź do nory a nie zastanawiasz się po drodze!- dobiegł mnie znajomy głos. Mój własny, a jednak cudzy. Wiedziałem że śnię albo głęboko medytuję. Tylko wtedy można je usłyszeć. Tylko wtedy można tam dotrzeć.
Tak ,tym razem to sen. Kolejny świadomy sen do zapamiętania. Muszę jak widać powiedzieć coś ważnego sam sobie, bo dawno już nie wchodziłem tam podczas snu. Tylko medytując, a przecież...

Zszedłem więc korytarzem, w dół i w dół, aż moim oczom ukazało się rozproszone przez ogromne drzewa światło. W oddali było słychać szum spadającej wody, tak, wodospad był w tym roku ogromny przez obfite wiosną deszcze.
Mój ogród. Ogród mojej świadomości, podświadomości, duszy. Zwijce jak chcecie.
Każdy nosi go w sobie. Trzeba go tylko odkryć, częściowo stworzyć. Stara szamańska metoda, przeniesiona do psychologii, ba, nawet do literatury, choć dla tych światów są zupełnie czym innym.

Ogród to twoje wnętrze. Ogród to miejsce, gdzie możesz się schronić albo zadawać pytania. Pytania nie zawsze znaczą, że uzyskasz odpowiedź- ale zadać pytanie to już jakiś początek. Ogród, miejsce spokoju i kontemplacji. Ogród czyli dom, twój wewnętrzny dom. To jak wygląda zależy tylko od ciebie, to, czym jest, zależy tylko od ciebie. To jak go pielęgnujesz, to, co w nim rośnie. Może być nadmorską plażą, może być lasem z ogromnymi sekwojami, może by po prostu ogródkiem twojej mamy, który pamiętasz z dzieciństwa. Ty go tworzysz...choć po pewnym czasie zaczyna rosnąć bez ciebie. Gdy po nim spacerujesz, pojawiają się rzeczy, których nie umieszczałeś tam świadomie. Wszystko jest tobą, jest umieszczone w twojej duszy- ale nie o wszystkim wiesz. A może dusza którą masz nie zawsze należy tyko do ciebie, może cudze słowa, może intencyjność świata, może wielka energia, wielka miłość która przepływa kształtuje pewne rzeczy nieświadomie. A może to podświadomość i tyle. Niech każdy wierzy w co chce. Nie będę tu się rozwodził, jak stworzyć ogród, a raczej jak go odkryć, kogo to interesuje niech pyta. To żadna wiedza tajemna, wiedza tajemna nie istnieje. Tylko niektórymi rzeczami możemy się dzielić tylko z odpowiednimi ludźmi. Zwierzętami. Roślinami. Im powierzać.

Wszystko kształtuje się z czasem, samoistnie albo z tobą, aż w końcu pojawiają się one. Twoje zwierzęta. Nie pojawiają się u każdego, pewien mądry człowiek mówił mi, że pojawiają się u tego kto naprawdę szuka, kto zadaje pytania nie zadając ich. Pojawiają się tam, gdzie dusza naprawdę podróżuje.
U niektórych zwierzę jest jedno, u niektórych dwa...ja chyba przesadziłem z ilością.
Zwierzęta totemiczne, symbolizujące ciebie albo jakiś aspekt twojej duszy.

W moim ogrodzie pierwszy pojawił się kruk, zanim jeszcze ogród był w pełni ukończony. Przyglądał mi się w powagą i zaciekawieniem. Byłem zaskoczony, że tak szybko się zjawił. Mój ówczesny przyjaciel, mój „mistrz” mówił, że to możliwe, ale zdarza się bardzo rzadko. Ale pojawił się pierwszy i nie zbliżył się od razu.

Zwierzę w sobie trzeba bowiem oswoić. Wchodząc do ogrodu zaprzyjaźnić się z nim, jak z każdym zwierzęciem, każdym stworzeniem w świecie. Trzeba zaprzyjaźnić się też z własną głową. Oswoić z sobą, żeby nie umykać swej własnej dłoni. Siebie też trzeba przestać się bać.
Tak więc pierwszy pojawił się kruk, wiele lat temu, patrzący uważnie. Wiele dni minęło, zanim zamienił ze mną słowo, wiele godzin medytacji było potrzebnych, żeby sfrunął do mnie z wysokich drzew.
Po kruku zjawił się lis, po nim koń. Troje zwierząt, w których każdy symbolizuje co innego. Jest inną częścią mnie. Jak widać moja dusza jest mocno rozszczepiona, skoro aż trzy się zjawiły i na dobre zamieszkały w ogrodzie.

Kruk jest wiedzą, poznaniem. Jest dążeniem do prawdy i oświecenia, jest cierpliwą sztuką poznawania życia. Nauka i mądrość, jaką chciałbym zdobyć. Kruk jest nie tylko wiedzą książkową, ale i wiedzą mistyka. Jest dążeniem do poznania ostatecznego, ułożonego w mojej duszy. Jest szamanem i mędrcem, dwoma ważnymi aspektami mnie. Albo tym, czym chciałbym się w jakiś sposób stać.
Swojego czasu na pewnych „warsztatach” poznałem prawdziwych Indian z plemienia Kiowa. Długie dnie i noce w lesie, mające na celu przybliżenie tej wspaniałej kultury. Ludzie, którzy pracują w ośrodku w Stanach zajmującym się m.in.. zrównaniem praw Indian przyjechali na parę dni i opowiadali niezobowiązująco, zorganizowali warsztaty muzyczne, pokazali kawałek swojego świata. Mi dali coś więcej, podczas ostatniej nocy, kiedy najstarszy z nich powiedział mi że „moja dusza jest rozdarta między dwoma światami i póki się nie zdecyduję nie zostanę tym, kim powinienem” i nadał mi imię. Zobaczył we mnie tego, który imienia jest godzien i nadał mi imię Trójokiego Kruka. Kruk. Moje najważniejsze zwierzę. Centrum mojej duszy.
Myślicie, że przypadkowo mam wytatuowane pióra Hugina i Munina, kruków Odyna? Pamięć i myśl, kolejny aspekt kruczej osoby, tak ważny, tak istotny.

Ale Kruk nie mógłby funkcjonować bez reszty. Lisa, będącego symbolem skrytości i przywiązania. Pewnego sprytu, obracania przeciwności na swoją korzyść. Lisa najtrudniej oswoić, ale kiedy już tego się dokona- będzie drapieżnikiem tylko dla swojej miłości. Wiele godzin spędziłem próbując go wytropić w lesie, umykał mi. Aż zrozumiałem, że ta część mnie musi przychodzić do mnie zawsze sama, z własnej woli. Emocje i instynkt drapieżnika, który jest niepozorny, nie jest tygrysem ani wilkiem- ale zawsze potrafi przetrwać. Dostosować się swą elastycznością.

Ostatni zjawił się koń. Symbol niezmordowanej energii i upartości. Symbol siły, która każe zawsze iść naprzód, siły, której nie można okiełznać, nie można zamknąć. Koń zawsze musi biec, musi być wolny, nie można go wiązać. Koń jest łagodną cierpliwością, która nie podda się przeciwności losu. Z koniem poszło najłatwiej. Gdy tylko się zjawił, pozwolił od razu się dotknąć, od razu zaczął mówić. Ten ja jest najbardziej otwarty i ufny, jednocześnie będąc nieraz szaleńcem, narwańcem w momentach granicznych.

Zwierzęta nieraz rządzą się własnymi prawami. Są częściami mnie, ale rozmawiając z nimi można zrozumieć rzeczy, których świadomy ja, na co dzień żyjący, nie może pojąć. To otwiera oczy. To pozwala inaczej zacząć oddychać.

I tak było tym razem.
Podczas snu dobiegł mnie szept należący do kruka. Chciał ze mną porozmawiać.
Wszedłem więc spokojnym krokiem do swojego Ogrodu, do lasu. Usiadłem pod jednym z drzew i czekałem, aż kruk pojawi się przede mną.
-Co się dzieje?- zapytałem ze zwykłym spokojem. Zwierzę pomimo oswojenia nadal jest dzikie, nadal je łatwo spłoszyć. Nadal łatwo spłoszyć siebie.
-Chciałem z tobą porozmawiać. O twojej dharmie.
-Dharmie?
-O tym rozmawiałeś parę dni temu z tym starym człowiekiem, prawda? I o tym rozmawiałeś z NIĄ? I z prawie każdym napotkaną tu osobą?
-Owszem, o tym.
Parę dni temu, w drodze, spotkałem kolejnego świątobliwego człowieka. Przypadkiem, siedząc przed jednym z wizerunków Śiwy połączonego z Parwati. Podszedł i zaczął ze mną rozmawiać.

Dharma nie jest słowem, które można przetłumaczyć. Niekiedy uosabiana jest z bóstwem, kolejnym w hinduskim panteonie. Dharma to przede wszystkim ustalony z góry ład wszechświata. To to, co sprawia że pada deszcz, ziemia się kręci, nastają pory roku, susze i kiełkuje ziarno w ziemi. To wielka siła, wielokształtna, której obecność jest konieczna, której spójność jest w naszym świecie niezbywalna. To co nas otacza bez dharmy byłoby chaosem, zniszczeniem. Ciemnością, w której światło nie może się na niczym skupić.

Ale dharma to też rzecz właściwa każdej jednostce. Każdemu z nas. To coś, co otrzymaliśmy w momencie narodzin, spłodzenia wręcz i coś, o co musimy dbać. Coś, w zgodzie z czym musimy działać. Nie zmienimy ani nie oszukamy własnej dharmy. Nie można tego jednak mylić z predestynacją, naszym pojmowaniem przeznaczenia. Trzeba pamiętać, że Indie, Hinduiści myślą trochę innymi kategoriami. Ich czas, realnie namacalna przestrzeń jest inaczej pojmowana niż przez Europejczyków. Ale nie o tym miałem.

Według tego człowieka, z którym rozmawiałem tamtego dnia, każdy człowiek powinien postępować zawsze w zgodzie ze swoją dharmą. To znaczy, powinien działać rzetelnie, skrupulatnie w jednej przyrodzonej mu dziedzinie.

Istnieje też związek pomiędzy dharmą jednostkową a dharmą wszechświata, wiecie? Jednostka albo kilka, kilkaset jednostek mogą oddzielić się nawet od swojej dharmy, postępować błędnie, to ich sprawa. Nic się nie stanie, oprócz tego, że ich karma zmieni się od tego, skurczy, stanie się brudna. Odrodzą się w kręgu reinkarnacji w kategorii, w której nigdy nie chcieli się znaleźć, w której będą nieszczęśliwi. Ale nie naruszy to porządku świata.
Gorzej, gdy większość ludzi przestanie postępować w zgodzie ze swoją dharmą. Wtedy nastaną nieszczęśliwe czasy...wojny, chaos...wszystko przez zbiorowe zanikanie dharmy. Zagraża to ładowi kosmicznemu. „Nasze czyny nie są obojętne gwiazdom” jak rzekł tamten człowiek łamaną, prawie niezrozumiałą angielszczyzną. Jesteśmy odpowiedzialni zbiorowo za stan wszechświata. Nasze myśli i czyny są drobinami, które potrafią naruszyć kosmos. Jeśli nie zadbamy o porządek wszechświata, zaczynając od siebie, wszechświat obróci się przeciwko nam.

O tym wszystkim opowiedział mi starszy człowiek, który nie miał nawet ubrania. Oczywiście, za opowieść się płaci w Indiach. Jak za wszystko. Słowem, jedzeniem czy walutą. Ostatnie najmilej widziane.

Ale tego dnia też usłyszałem opowieści o dharmie i tej nocy śniłem, a może po prostu rozmawiałem z sobą, wiedząc, że śnię.

-I co o tym myślisz?- nagle z zarośli wyłonił się lis nonszalanckim krokiem.
-Cóż, to co mu powiedziałem wtedy, to co powiedziałem JEJ...

Nigdy nie chciałem wierzyć w przeznaczenie dosłowne, odgórny los, jakiemu się nas ofiaruje. Nigdy nie chciałem wierzyć w przyrodzoność. To kłóci się z moim pojmowaniem wolności jako takiej. To kłóci się z tym, jak bardzo wierzę, że mam na wszystko wpływ, że jeden mój ruch decyduje o drugiem...

-Chwila!- wykrzyknąłem do kruka i lisa. Koń nie interesował się tą rozmową najwyraźniej.
-Tak?-zapytał uprzejmie kruk, sfruwając na moje ramię. Uwielbiał na nim siedzieć, gdy przebywałem pod tym drzewem w pozycji lotosu.
-Przecież...przecież jedno nie wyklucza drugiego. Dlatego starzec się ze mnie śmiał!
-Ot i zaczął myśleć- rzucił ironicznie lis ziewając, nonszalancko, pozornie obojętnie, jak to lis ma w zwyczaju.
-Przecież spójność wszechświata, dharma, musi być zależna od nas wszystkich. To, jak jesteśmy predysponowani nie ogranicza naszej wolności. To tylko pozwala na dążenie i poznanie w jakimś aspekcie.
-Brawo, Króliku!- zakrakało czarne ptaszysko.
-To po prostu coś więcej. Może każdy musi po prostu znaleźć swoje faktyczne miejsce i może jednak nie ma w tym nic złego. Zawsze myślałem, że to nas ogranicza, wiecie?- zwróciłem się patrząc na swoje zwierzęta.- Ale tak naprawdę może to nas wyzwala. Może dharma, jeśli ją znajdziemy pozwoli nam dotrzeć do miejsca, w którym doznajemy czegoś więcej niż szczęście.
-Oczywiście, jak zawsze rozumiesz to po swojemu, co?- zapytał Kruk.
-Jasne że tak- zaśmiałem się. - Nie wierzę w przeznaczenie na sposób hinduski. Oddaję hołd Śiwie i Wisznu, Ganeszowi i Hanumanowi, jak wszystkim bogom tego świata, bo są aspektami tej jednej energii i miłości w którą wierzę...ale nie są moimi bogami w dosłowności. Dlatego i w dharmę rozumieć muszę po swojemu, nie wprost. Jak zawsze naokoło, tak jak czuje moje serce. Może dharma to właśnie to, czego pragniemy. Najtrudniejsza rzecz do odkrycia, nasze pragnienie, prawdziwe, dzięki któremu staniemy się szczęśliwi i spełnieni. Nasza droga, którą musimy podążać. Nasze poszukiwanie...czegoś więcej. Nie chcę wierzyć w dharmę piekarza, pisarza, muzyka czy nawet czyściciela uszu. Chcę wierzyć w dharmę po swojemu, za co pewnie oberwałbym od wszystkich Hindusów tego świata- śmiałem się coraz bardziej. - Dharma to porządek, nasze miejsce w wszechświecie, a miejsce dla każdego istnieje. To spełnienie i możliwość, a nie nakaz. Ja tak ją pojmuję, tak czuję. Do jedna ze stron zapadni podniebienia wszechświata, siła napędzająca intencyjnie, a nie materialnie to co nas otacza. To pragnienie duszy, umysłu nawet, pchające być może ku zjednoczeniu. To miejsce dla wszystkich razem i każdego z osobna i …
-Dobrze już, dobrze. - rzekł kruk, przerywając mi moje radosne zrozumienie. - A teraz zadam ci pytanie. Czego ty pragniesz?
Poprzednia dziecięca radość natychmiast się ulotniła. Zastąpiła ją zaduma. Czego ja pragnę? Co jest moją dharmą?
-Ty wiesz przecież- powiedział łagodnie lis, przewracając się na grzbiet.
-Niedawno myślałem że to odkryłem i chyba..chyba to jest to. Bo czuję się szczęśliwie. Teraz, tutaj. Niedługo stąd odejdę ale chciałbym wrócić, poznać jeszcze to miejsce.
-Ale wiesz, że to nie jest jeszcze miejsce dla nas?- zapytał cicho Kruk.-Wiesz, że to miejsce jest piękne, przepełnione duchem..ale nie możemy tu zostać?
-Wiem. Jest tu pięknie właśnie. Pokochałem miejsce, ludzi...ale wiem, że jeszcze nie mogę paść na stabilny grunt. To nie mogą być jeszcze zaślubiny. Ne mogę też porzucić ot tak tego, co czeka na mnie w domu i...
-Martwiłem się, że zaczniesz tak myśleć, że to jest już to miejsce, wyśnione. Ten człowiek. To właśnie miejsce pod niebem. Bo jest nam tu dobrze ale...my musimy dalej szukać Króliku. Szukać nieustannie „jednego”.
-Kruku..a czy całe życie nie jest poszukiwaniem? Czy moje życie, moja dharma nie ma być właśnie podróżą i poszukiwaniem, tak jak sądziłem? Czy nie ma być wieczną nauką, nie tylko w książkach? Kruku, czy my nie mamy się uczyć właśnie duszą, stale szukać?
-Wiesz, że niektóre dusze właśnie wiecznie drążyć muszą i nigdy nie zaznają spokoju, bo ich spokój jest w ruchu, w poznaniu, w wiedzy i przenikaniu. To bywa spełnieniem, wieczne poczucie niespełnienia i nienasycenia Króliku.
-I to jest moja dharma?
-Być może ale widzisz...nie znajdziesz odpowiedzi wprost, choć już ją masz. Masz ją we mnie, w lisie, w koniu, miałeś od zawsze. Musisz tylko jeszcze udać się do jednego z miejsc, musisz porozmawiać z tymi ludźmi, żyć z nimi jakiś czas, oddychać tymi drzewami i...
-Ja to wiem- wyszeptałem prawie.- Ale nie jestem jeszcze gotowy.
-Czy kiedykolwiek będziesz gotowy?
Zastanowiłem się. Nie, na pewne rzeczy nie można być gotowym. Nigdy przenigdy. Nigdy nie wiesz, co znajdziesz jeszcze głębiej w króliczej norze siebie. Co znajdziesz w króliczej norze wszechświata, tego który sam stanowisz i tego, który cię otacza.
-Więc pomyśl o tym, czy to nie jest kolejne miejsce w które powinniśmy się udać. Wróć do tych ludzi którzy dali ci imię, czekają na ciebie.
-Pomyślę o tym, żebyś wiedział, że pomyślę. Bo wiem, że tam muszę jeszcze dotrzeć i zgłębić to, co powinienem. A potem...będziemy pewnie w ruchu dalej, co?
-Niewykluczone!- zaśmiał się z oddali koń, ten, który oczekuje nowych przygód i powiewu wolności.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę pod drzewem, milcząc. W pewnym momencie wstałem, bez słowa pożegnania powiedziałem do widzenia, bo słowa są zbędne i wszedłem do tunelu.

Obudziłem się, gdy świtało.
Przysnąłem na chwilę, przespałem parę godzin, no tak, należy mi się trochę snu. Ludzie w ośrodku jeszcze spali na dobre, Irina cicho posapywała obok mnie. Wstałem cicho i wyszedłem na zewnątrz, potrzebowałem spaceru, potrzebowałem ułożenia myśli już w realnym świecie.

Mówiłem, że człowiek podróżuje nie tylko nogami, prawda? Będąc gdzieś, poznając świat, odkrywamy samych siebie- jeśli tylko pozwalamy sobie siebie odkryć. Najświętsza z prawd. Ja odbyłem podróż nie tylko do Indii, gdzie poznałem tysiące nowych kolorów i zapachów, gdzie poznałem magię tłumu i gdzie poczułem, że czas i miejsce nie istnieje. Dowiedziałem się znowu czegoś o sobie i tego, co ja sam dla siebie muszę zrobić.
Szaleniec? Cóż. Nigdy nie byłem najnormalniejszym okazem.

-Dobrze ci się spało?- zapytała mnie Irina, podchodząc do mnie na plaży.
-Tak. Znakomicie. Chociaż miałem sen i chciałbym ci o nim opowiedzieć.
Uniosła brwi, wiedziała, że to coś poważnego.
-Najpierw coś zjedzmy, na pewno jesteś jak zawsze głodny.
Podczas gdy przygotowywała śniadanie mówiliśmy o głupotach. Ale potem wszystko jej opowiedziałem.
-Więc jutro odchodzisz? Tak jak mówiłeś na początku?
-Tak, z samego rana. Zanim zacznie świtać. Muszę jeszcze odkryć parę rzeczy i ty wiesz że...
-Tak, ja wiem- uśmiechnęła się pięknie, radośnie. Tak, ona rozumie jak mało kto. Wariat pojmie wariata. -Ale to jutro. Dzisiaj jest dzisiaj.

Muszę jeszcze żyć trochę czasu swoim życiem, tym tutaj, które wiodę, z pracą na etacie i z tymi, których naprawdę kocham i za których oddałbym życie.
Muszę jeszcze poznać parę miejsc, zdobyć siebie.
Muszę pojechać na północ, pomyślałem. Odkryć naprawdę swoją dharmę.




Dzisiaj, gdy leżałem na stole tomograficznym czekając na badanie, na które wyjątkowo szybko umówił mnie mój lekarz, gdy wkłuwano mi po raz kolejny w życiu wenflon do żyły na lewym przedramieniu, przypomniałem sobie znowu swój ogród, swoją króliczą norę i swój sen. Przypomniałem sobie dharmę. Może czekają nieraz człowieka pewne przeciwności. Może kłody są nam rzucane pod nogi, żebyśmy nieraz spokornieli, bo przecież pokora jest tak ważna w świecie.
Niech nikt z was się nie martwi, jeśli to robi, jestem rozsądnym człowiekiem, pomimo wszystko. Będę grzecznie przyjmował leki, jeśli trzeba, dam się znowu pokroić na sali operacyjnej. Przełknę to, ale to nie znaczy, że się poddam. Bo muszę jeszcze odkryć parę rzeczy, mam parę rzeczy do zrobienia i nie jestem odpowiedzialny tylko za samego siebie. Może nie tylko za rodzinę co jest rzeczą oczywistą. Może jak każdy, jestem też odpowiedzialny za cały wszechświat?
Więc teraz spokojnie przeczekam, poczekam na wyniki badań. Ale ludzie tak łatwo się nie poddają, zwłaszcza, gdy mają coś jeszcze do zrobienia. A ja mam aż za dużo. Mam całe swoje życie do przeżycia, mam wiele pytań, na które muszę znaleźć odpowiedzi.
Bez kończyn można przepłynąć kanał La Manche i zdobyć biegun. Z astmą można wspiąć się na Mount Everest. Z chorym sercem można żyć jak ze wszystkim innym, po swojemu. Ograniczenia zaczynają się w głowie, nie w tym, że musimy brać leki i być może umrzemy przedwcześnie. Co z tego? Ja mam jeszcze swoją dharmę do odkrycia, I przy kolejnym zakładanym wenflonie cóż, chyba o tym będę musiał właśnie myśleć.


Cóż. Szaleńców przywiązanych do swoich pragnień niełatwo od szaleństwa odwieść. 

56 komentarzy:

  1. Nie martw się tak tym, nie ściągaj nieszczęść myślami. Myśl pozytywnie, w końcu musi być dobrze. Musisz jeszcze wrócić do Indii i no właśnie... musisz jeszcze znaleźć swoją dharmę.
    Czy chodzi tu o serce? O to o czym pisałeś w poprzedniej notce?
    Ja jestem pewna na 100% że będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, okazuje się, że moje zadawnione problemy kardiologiczne cóż...odnowiły się, a raczej pogorszyły i czekam na decyzję, co mi będzie potrzebne- czy tylko podawanie leków i mały zabieg, czy cała kolejna operacja na otwartym sercu. W piątek się właśnie o tym dowiedziałem na wizycie u kardiologa i stąd tamta cała notka. Bo problemy z sercem mam przez pobicie przez ojca, wiec cóż...
      Ale jestem dobrej myśli:) W sensie, już sobie pomarudziłem- bo zawsze jak dostajesz taką informację to jakby ci życie po raz kolejny strzeliło w pysk, już pogadałem z rodziną i cóż...trzeba działać, iść do przodu. A mnie łatwo nie idzie zabić, to już coś, jak mawiała Frida Kahlo:)

      Usuń
    2. Na pewno zajmą się Tobą profesjonaliści i serca Ci raczej przez przypadek nie wytną :P
      Ale jak Twój ojciec to zrobił że coś się stało z sercem? :/

      Usuń
    3. No nie, z otoczenia serca się nic przez przypadek nie wycina XD

      Usuń
  2. Także miałam problemy z sercem.... trzymam kciuki za Ciebie i Twoje zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, kto jak kto ale Ty nie możesz się poddać!
    No króliku, noo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobają mi się te metafory, porównania jakich używasz pisząc :)
    Życzę Ci dużo siły i dużo zdrowia. Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę Ci się przyznać, że kilka razy zagubiłam się w tym wszystkim podczas czytania. Ale... koniec końców - zrozumiałam przekaz. Przynajmniej tak mi się wydaje.
    Lubię gdy piszesz o Irinie, o jej zrozumieniu. W tych słowach czuć taki spokój, szczęście, opanowanie.
    Ja z jednej strony wierzę w przeznaczenie, ale tylko co do ludzi, których mamy na swojej drodze spotkać. Jeśli chodzi o nasze czyny i to jak przeżyjemy swoje życie - moim zdaniem - zależy tylko od nas i od tego, jaką drogę w życiu obierzemy.
    Trzymaj się Króliku, wierzę w Ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się w sumie, że się zgubiłaś, gdy się nie siedzi w pewnych rzeczach, można się łatwo pogubić..ale tak to właśnie jest w króliczych norach:)
      Bo łączy nas dziwny rodzaj miłości i to chyba czuć:)
      I dziękuję ci za wiarę:)

      Usuń
  6. Własny ogród... ach chciałabym wejść do swojego, tak na prawdę. Bo jak na razie jest świat pełen okrucieństwa, ale i miłości ;)

    Nie skomentuje tego co przeczytałam, zatrzymam to w sobie, pewnie po czasie to przemyślę.

    Co do serca, pisałam, że to nie przeszkadza, stwarzają się ograniczenia, ale tylko tyle ;). Myślę, że dalej będziesz podróżował, tylko już się nie wspinaj za wysoko, ciśnienie źle działa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może pewnego dnia wejdziesz i ujrzysz to, co tylko ty widzieć powinnaś:)
      I myśl, myśl. Czasem pewne rzeczy czasu wymagają, to fakt:)
      Bo żyje się dalej, wbrew wielu przeszkodom, zawsze:)

      Usuń
  7. Myślę, że wierząc w przeznaczenie łatwo jest zatracić się w jakimś pustym, bezczynnym przekonaniu, że i tak będzie po myśli losu - nie po efektach naszych starań. A wtedy już tylko krok do pogrążenia się w zastoju (czego, nawiasem mówiąc, nikomu nie życzę). Należy działać; można wierzyć, ale nie ślepo - biorąc życie we własne ręce nic nie tracimy, a jak wiele możemy na tym zyskać.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. Dla niektórych faktycznie to by mógł być pretekst do bezczynności, ale np. nie dla Hindusów. Dla nich przeznaczenie wiąże się bardziej z odpowiedzialnością, niźli z tym, że i tak wszystko będzie za nich zrobione. Wersji jest wiele, jak zwykle:)
      I też ja działać mam zamiar:)

      Usuń
  8. Wiesz, dlaczego napisałam o Tobie w superlatywach? Bo masz człowieku marzenia nadal. I , chyba - tak mi się wydaje, czerpiesz z nich niesamowicie dużo energii. Ja sama mam niewiele marzeń. Jedno takie ogromne, które się nigdy nie ziści. I zawsze jestem pełna podziwu dla osób, które starają się o spełnienie swoich marzeń do granic.
    Świadome śnienie jest niezwykle ciekawe. Niesamowity też jest aspekt zwierząt totemicznych. Ja sama mam sny raczej dość bezpośrednie, bezlitośnie obnażające moje podświadome pragnienia. Jedno przynajmniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo marzenia to tlen życia nieraz, czyż nie? Nie można się ich wyzbyć jak dla mnie:)

      A dlaczegóż miałoby się nie ziścić? Znaczy, nie chcę dopytywać..ale mało jest rzeczy niemożliwych na tym świecie, o ile w ogóle są:)
      Bo nad takimi snami jak moje trzeba trochę popracować:)

      Usuń
    2. Wyzbyć nie, ale zwątpienie bywa okrutne.

      Na pijącą matkę nie mam wpływu. 30 letni staż nie wróży zmian. Dlatego się nie ziści. Z tym muszę się pogodzić ;)

      Usuń
  9. Sorry, ale nie zrozumiałam ani słowa z tej notki XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wywnioskowałam, że Dharma to dla mnie coś w rodzaju Ducha Świętego o :D

      Usuń
    2. Potwierdzam. Mądre to, ale zbyt kręte na moje możliwości - w 1/3 tekstu przestałem rozumieć.
      Zdrowia, Kordian.

      Usuń
    3. Bo to wiedza tajemna, huehuehue XD

      Usuń
  10. W którejś książce przeczytałam właśnie, że nasze myśli są jak nasiona, które siejemy w naszym ogrodzie. To, jakie one są, jak je pielęgnujemy i co z nich wyrośnie - zależy tylko od nas. Od tego, jak będziemy o nie dbać. Tak mi się to nasunęło :) To dobre myślenie, bo za każdym razem, gdy pomyślę o czymś paskudnym, to nasuwa mi się myśl, że wcale nie chce zrywać robaczywych jabłek...
    Chyba sama zacznę medytować, serio ^^ Kto jak kto, ale ja muszę wiedzieć, co się kryje w moim własnym ogrodzie i czy przypadkiem nie jest zachwaszony, czy jakichś roślin nie trzeba poprzycinać, a może któreś dobrze będzie rozmnożyć. Może też uda mi się kiedyś spotkać zwierzęta. :) Pobyt nad naszym polskim Bałtykiem chyba będzie dobrą okazją, by spróbować ^^
    I podoba mi się Twój tok myślenia. Ograniczenia rodzą się w głowie. I mam nadzieję, że szybko będziesz mógł znów codziennie biegać nad Rusałką i w ogóle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ci w ogóle muszę chyba film o intencyjności i afirmacji jeden podesłać, tak sobie myślę:)
      Ale to jest prawda bo tak naprawdę...to znowu zależy od nas:)
      I zacznij, zacznij, zawsze możesz się do mnie zgłosić na lekcję XD I czemu nie, z nimi zawsze można spróbować:) Chociaż, czasem trzeba być ostrożnym. Jak z każdym grzebaniem w duszy, w sobie.
      Może się uda, zobaczymy:) Póki co czekam:)

      Usuń
  11. Każdy człowiek ma własne przeznaczenie, które czasem rzuca mu połamane drzewa pod nogi, ale to wszystko ma sens. I nie martwię się o Ciebie, dasz sobie radę. Tym ostatnim akapitem jakoś przekonałeś się, że ja też nie mam się co martwić o siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, dam sobie radę, w ten albo inny sposób, ale każdy z nich przyjmę:) Więc właśnie nie ma się co martwić przesadnie:)

      Usuń
  12. Jest tak jak mówisz - sami tworzymy swoje bariery, nawet jeśli czasami mamy trudniej niż inni. To my decydujemy, kiedy zrobimy coś nowego, wyzwalającego.

    OdpowiedzUsuń
  13. O, to dlatego w serialu "Lost" była Inicjatywa DHARMA. Niby skrót, a jednak można to też interpretować w ramach tego podejścia, o którym piszesz :-)
    Poza tym, to jakaś ironia losu, że zazwyczaj ludzie całkowicie zdrowi i sprawni mają marzenia czy cele, które są jakieś lżejsze do wypełnienia czy udźwignięcia, a ci, którym czegoś brakuje celują w rzeczy wymagające lepszego zdrowia i zaangażowania... Ale absolutnie nie mówię, że to źle :-) No, chyba że chodzi o osoby, które chcą osiągnąć rzeczy po najmniejszej linii oporu, to można podyskutować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nawet nie wiedziałem, bo nie oglądałem tego serialu XD
      Hm...może coś za coś? Może do pewnych rzeczy trzeba tzw. nadkompensacji? Takie ja mam przynajmniej nieraz wrażenie. Takie wiesz, robienie na przekór światu w sumie.

      Usuń
  14. Mnie temat snów interesuje od dawien dawna, bez wątpienia są one częścią naszej wewnętrznej natury, przeżywanych emocji. Jednak jak do tej pory nie potrafiłam się zdobyć na taką... hm... sztukę kontrolowania własnych snów, tworzenia ich jak Ty to robisz - wolałam bawić się w słowne interpretacje własnych snów i z nich czerpać wskazówki (często też znajomi piszą lub dzwonią do mnie pytając się czy potrafię zinterpretować ich sny - nie powiem, w niektórych przypadkach to serio jest ciężki orzech do zgryzienia). Zastanawiałam się ostatnio jednak nad... czymś głębszym. Żeby przejść od zwykłych słów i teorii do czynów i tak jak Ty stworzyć własny... Ogród? Ja to bym bardziej stworzyła w sobie las, bardziej mi się on kojarzy z duchowym skupieniem ;)
    I te Twoje zwierzęta mnie zainteresowały, zwłaszcza wasze wspólne dialogi. Takie mi się to... niezwykłe wydaje. Ja pamiętam tylko jedno zwierzę, które mi się śniło bardzo często, a był nim niedźwiedź. A dokładnie śniło mi się, że przed nim uciekam, co, jak później przeanalizowałam, oznaczało takie przerażenie przed użyciem siły... po długim czasie znalazłam w końcu aspekt w swoim życiu, do którego odnosił się ten sen... i więcej już on do mnie nie wraca ;)
    Co do dharmy... "(...)każdy człowiek powinien postępować zawsze w zgodzie ze swoją dharmą. To znaczy, powinien działać rzetelnie, skrupulatnie w jednej przyrodzonej mu dziedzinie." - mi się to trochę z przypowieścią o talentach skojarzyło (nie uważam siebie za chrześcijankę, ale jednak swego czasu uwielbiałam czytać przypowieści biblijne). To wszystko wiąże się jednak z długimi i rzetelnymi poszukiwaniami. I to jest piękne. Szczerze mówiąc, można zobaczyć wiele pięknych miejsc na świecie, można podbić kosmos lub głębie Rowu Mariańskiego - ale najcudowniejsza podróż to tak, którą odbywamy wewnątrz siebie, w zakamarkach własnej podświadomości. I owszem, są kłody i innego rodzaju przeszkody, ale nie ma rzeczy niemożliwych do pokonania, bo bariery istnieją tylko w nas samych.
    A Przeznaczenie to pojęcie dla mnie... względne. Lubię je sobie przyporządkowywać do pewnych aspektów życia, wtedy jest ono bardziej namacalne... i łatwiej jest mi w nim wierzyć. Bo z wiarą podróż zawsze ma inny wymiar, inne odcienie, inną wyrazistość. Nie chodzi o to, by błądzić, zataczać po raz setny to samo koło, (chociaż i to czasami daje do myślenia) - ale by czuć, wiedzieć że jakiś nasz p u n k t zbliża się, tudzież oddala.
    Myślę, że ten sen nie nawiedził Cię bez powodu i nawet, gdybyś go nie spisał tutaj za pomocą słów, byłby w Tobie i motywował... do dalszych wędrówek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja nad swoimi snami po prostu...pracowałem, można rzec. Dlatego często to nie są ot tak, zwykłe sny, tzw. "pierdnięcia umysłu" a bywają czymś więcej, choć dla niektórych to niezły absurd:)
      A interpretacje opierałaś na Jungu? Na archetypizacji czy na czymś jeszcze?
      Ogród to tylko nazwa, pisałem, że to może być las, plaża, cokolwiek XD Coś co odzwierciedla ciebie. I wiesz, czemu nie:) Tylko żeby to było prawdziwe, to wymaga...sporo pracy, naprawdę. I to też nie tylko ze snami.
      A może uciekałaś przed częścią siebie? Wiesz, niedźwiedź to często zwierzę niezwykłe w wielu kulturach, choćby u Indian Północnoamerykańskich. Ma szersze znaczenie niż to sennikowe. Ale muszę rzec jeszcze, że moim najdziwniejszym snem ever było ćpanie z 3 niedźwiedziami lsd przy ognisku, także tego XD
      W sumie, może być i przypowieść o talentach. Wiesz, w każdej religii chyba można po prostu coś takiego znaleźć.
      I właśnie ta podróż jest nawjażniejsza, jako mawiają i sufi:)
      Dlatego ja też mówię, nie wierzę w przeznaczenie dosadne, ale pewne jego aspekty...czemu nie.
      Coś motywować musi XD

      Usuń
  15. Po pierwsze uwielbiam Twoje " żywe opowieści" - nie wiem jak to ładnie określić, bo ekspertem od tego jesteś ty :)
    Sny to taka masa różności. Ja kruka u siebie interpretuje jako śmierć i mi zwiastował. Moglibyśmy dyskutować tutaj o różnych symbolach, znaczeniach i tak byłoby wszystko zgodne.
    I ostatni akapit Twojego posta jest tak... Prawdziwy. Czekam na wieści od Ciebie i mam nadzieję,że będzie wszystko dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiem o co ci chodzi, chociaż niby nie wiesz jak to nazwać XD
      Bo też każdy symbol musimy interpretować osobiście, kulturowo, archetypicznie. I to jest wspaniałe, taka swoista płynność symboli.
      A ja czekam na dalsze badania:)

      Usuń
  16. Tak trzymaj - nie poddawaj się! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz rację - ograniczenia istnieją tylko w naszych głowach.
    Ale urzekłeś mnie tą opowieścią o wewnętrznym ogrodzie. Też chciałabym znaleźć w sobie takie miejsce. Ale nie wiem, czy nie jestem zbyt chaotyczną i roztrzepaną osobą, by wsłuchać się w siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz spróbować je znaleźć...albo stworzyć:) Jak dla mnie to nie jest przeszkoda, tu nie ma barier.

      Usuń
  18. Będzie dobrze. Wystarczy wierzyć, że wszystko się uda. Ludzie którzy cie kochają, są przy Tobie i razem z Tobą będą walczyć ;)
    Zazdroszczę barwnych snów. Tego, że je pamiętasz. Moje no cóż trwają chwilę, są rozmyte i ulatniają się rankiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to:) I ja wierzę i pokornie walczę, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi.
      Wiesz, nad tym można popracować. Nad snami, nad ich pamiętaniem, rozumieniem.

      Usuń
  19. ehhh zawsze jak czytam to co piszesz, wydaje mi się to takie mądre i tak ładnie opisane, że potem sama nie wiem co napisać
    bardziej niż pisać komentarze wolę zamknąć oczy i sobie wyobrazić to o czym piszesz...
    dawno mnie tu nie było i widzę, że trochę się działo...
    podziwiam Twój spokój... ograniczenia powstają w głowie, masz rację...dlatego tak trudno z nimi walczyć...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ani mądre ani ładne, to myśli i tyle XD
      Owszem, działo się troszkę ale...żyjemy i idziemy dalej, nic więcej nie pozostaje:)
      A jak dla mnie właśnie dlatego z nimi walczyć łatwiej:)

      Usuń
  20. Ciekawe jakby wyglądał mój ogród, ponieważ Twój pewnie jest przepiękny *u* Pewnie to nie byłby ogród, tylko jakaś puszcza albo strumyk za domem. Jestem pewna, że znalazłaby się tam sarna. Płochliwa, tchórzliwa. Wydaje mi się, że sarny wiecznie się czegoś boją XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już by zależało od ciebie:) Wiesz mój już trwa sporo czasu:)
      Hm...wszystko możliwe:) Ale sarny nie tylko są płochliwe

      Usuń
  21. Nigdy nie uważałam,że sny mają jakieś znaczenie. Może dlatego,że moje są zbyt dziwne, nierealne i bezsensowne, bym uważała,że to ma jakąś swoją interpretację. Jednak myślę,że twój ma jakieś znaczenie, z reszta układa się w logiczną całość. Za to kuk jest symbolem.
    Zaczynam pojmować o co chodzi w dharmie i muszę przyznać,że jest w tym prawda. Jeśli mowa o przeznaczeniu to wierzę w nie, ale według mnie tylko w niektórych istnieje. Można sobie pomyśleć,że za sprawą przeznaczenia kogoś spotkamy na swojej drodze, ale nie można myśleć,że będziemy robić tylko to do czego jesteśmy przeznaczeni. To my decydujemy jak chcemy, aby wyglądało nasze życie. W każdym razie, uważam,że to się sprawdza, ale nie we wszystkich przypadkach.
    Ograniczenia w dążeniu do różnych rzeczy są i je napisałeś w poście, ale one tylko utrudniają nam cele, a nie uniemożliwiają. Przynajmniej ja tak to rozumiem. Choć z tą astmą nie jestem do końca pewna, czy na pewno jest to możliwe. Ciekawe, czy jest ktoś z tą dolegliwością dotarł na Mount Everest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, też nad snami nieraz trzeba popracować, samemu znaczenie im nadać że tak dziwnie rzeknę.
      Właśnie przeznaczenie po prostu ma..różne definicje. Jedne bardziej, drugie mniej oczywiste i nie we wszystkie chcemy wierzyć.
      O to chodzi utrudnia a nie uniemożliwia. Kolosalna różnica.
      Dotarł:)

      Usuń
  22. Czytałam z podobnym zainteresowaniem jak dawniej "Małego Księcia", podobnie oczarowana:) W ogóle cały jesteś jak postać z książki, z baśni.
    Moja "dharma" jest chyba czymś zupełnie przeciwnym do Twojej. Jesli w ogóle można jakoś porównywać "dharmy". :) Chciałabym przestać dryfować, zrzucić kotwicę, osiąść. I wcale nie mam na myśli tylko wędrówek ciała. Chciałabym osiągnąć jakąś równowagę duszy, spokój i szczęście. Im bardziej jestem w ruchu tym mam wrażenie bardziej się od tego oddalam... Kurde - ja naprawdę jestem cholernie nudna! Znów wszystko sprowadzam do posiadania rodziny, ale może właśnie dlatego. Może to ma być mój cel, może dlatego tak tego pragnę, bo właśnie to jest moim spełnieniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogowie, Mały Książę? Nie przesadzajmy XD
      Wiesz, ale nie ma lepszej i gorszej dharmy:) Po prostu musimy robić to, co czujemy, w zgodzie z sobą. Skoro to twoje powołanie- jest po prostu piękne. I nie ma się co tu nad tym nawet zastanawiać:)

      Usuń
  23. Wierzę w sny, bo jak mogę inaczej - naprawdę pokazują mi ważniejsze czy mnie ważne wydarzenia, ale takie, które wzburzą moje emocje. Natomiast nigdy nie mam takich wręcz bajkowych snów, pełnych wyraźnych symboli i dialogów (no chyba, że ten opis był trochę podkolorowanych w celu łatwiejszego odbioru czytelników - coś wspominałeś, ale nie wiem w jakim stopniu). To ważne, że masz tyle do zrobienia, pasję tworzenia. Pokonasz po raz kolejny chorobę, bo masz po prostu po co żyć.
    Pewnie słyszałeś, że ludzie chorujący na raka, jeśli uparcie chcą coś skończyć, widzą cel życia, mogą odsunąć od siebie także tę straszną chorobę.
    Ciężko się dzisiaj czytało, notka wymaga dużo skupienia, a ja w pracy kradnę chwilę ;-)
    Dobrego zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam takie sny, bo nad nimi pracowałem, można rzec. Były mi potrzebne, jako droga poszukiwania oświecenia, jedna z dróg więc cóż...w pewien sposób ja je nieraz nawet w sobie kreuję, a szczególy zjawiają się same, tak to można określić. A czasem to przychodzi samo.
      Bo po prostu trzeba żyć, można nawet tak rzec:)
      Nawet nie słyszałem, ja to widziałem. Straciłem dwie osoby przez tą chorobę więc...widziałem, jak to działa.

      Usuń
  24. Wierzę że odnajdziesz to, czego w życiu szukasz, tą dharmę dzięki której będziesz szczęśliwy. Że oboje ją odnajdziemy. I życzę, żeby operacja nie ciągnęła za sobą żadnych problemów, żeby po prostu się powiodła, bo zdrowie jest najważniejsze w osiąganiu tych celów, które sobie obrałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc ja życzę tego i tobie- odnalezienia jej.
      I cóż, to się okaże ale...pożyjemy, zobaczymy, tak właśnie:)
      I dziękuję, tak w ogóle:)

      Usuń
  25. Nie poddasz się, ja to doskonale wiem. Każdy by mógł, ale nie Ty :) Dbaj o swój ogród najlepiej jak potrafisz, bo Twój spokój i harmonia jest niesamowita :) Ja do swojego dopiero zaczynam zaglądać i powoli usuwam chwasty.
    Trzymam mocno kciuki za dalsze leczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru się poddawać, spokojna głowa:)
      Więc...powodzenia w ich usuwaniu:)
      A ja za ciebie:)

      Usuń
  26. Wróciłam, więc i tu musiałam znowu zajrzeć, nadrobić.
    Spodobał mi się Twój Ogród taki, jaki nam przedstawiłeś, ale wiem, że każdy ma takie swoje miejsce i trzeba go szukać, wchodzić coraz głębiej i nie poddawać się nawet w najtrudniejszych momentach, także tych rzeczywistych. Wiem, że się nie poddasz, z resztą, tak jak napisałeś, ograniczenia zaczynają się w głowie, więc to, co masz jeszcze do zrobienia, na pewno Ci się uda, metodą dalszego smakowania i próbowania, tak jak to masz w zwyczaju ;)

    OdpowiedzUsuń