piątek, 27 czerwca 2014

Tato, dlaczego uczyniłeś mnie trzmielem?

Witaj...Tato.

Nigdy za bardzo do ciebie nie pisałem, bo nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć. Te kilka listów kiedy byłem tak młody już się nie liczy, te słowa pełne złości, pełne bólu. One już nie istnieją, zresztą, spaliłem je w w tamtym starym żelaznym pojemniku pewną ciemną nocą.

Ogień oczyszcza, tak mawiają. Woda oczyszcza. Pewne rany jednak zawsze nabrzmiewają ropą, nieważne, ile razy byśmy ich nie wypalali, ile razy byśmy ich nie przemywali najbardziej krystaliczną wodą. To po prostu wraca, ciągnie się za człowiekiem, swoiste piętno. Można czuć się jak Kain, bo ludzie tak samo patrzą na wszystkie piętna właśnie, wiesz? Czasem z potępieniem, czasem z litością. Ale widzą i boją się o nie pytać. Czujesz ten ciężar całe życie.

Byłeś przecież bogiem mojego świata, okrutnym bogiem, który mnie tak naznaczył. Moim piętnem są te wszystkie blizny, które czasem przypominają. Na co dzień ich się nie widzi, nie dostrzega, przeszły do normalności w codzienności. Ślady przypalenia papierosem- wiesz, ze paliłem potem takie same? Niebieskie Lucky Strike'i . Śmieszne, doprawdy. Taki żart losu, jak zawsze. Ślady po tym, jak sam zadawałem sobie rany, gdy już odszedłeś. Pręga od pękniętej skóry na plecach. I wreszcie najgorsza, ślad cięcia od wcięcia mostka do jego końca. Po tym, co mi zrobiłeś musieli przecież rozpruć mi klatkę piersiową, żeby uratować moje serce. Chyba nie do końca im się udało, wiesz, tato?

Noszę też w sobie blizny, których nie widzę, gdy stoję przed lustrem. Tak jak tamte, nieraz przemykają oczom, oczy przywykły, codzienność przywykła, dusza przywykła. To już nic. Ale są noce, gdy się otwierają rany. Blizny po dusznych nocach, kiedy każdy dotyk, każda dłoń była jak zgniła dłoń topielca, oddech który był jak zatrute powietrze. Blizny milczenia, wstydu swojego ciała. Blizny najgorsze, najgłębsze, po których długo nie dałem się dotknąć nikomu innemu. Ale wiesz tato i te rany udało mi się oczyścić. Jakoś. Trochę. Jasne, nadal są noce, które są lustrami, w których przeglądam tamte wspomnienia, cięcia od początku do końca mostka, żeby uratować nie tylko fizyczne serce. Czy do końca mi się udało?

Bo ja przecież żyję tato. Raz przez ciebie naprawdę umarłem. Na kilka minut moje serce fizyczne przestało bić. To które czuje miłość próbowałem sam zabić, ale mi się nie udało. Nie umiem nie czuć tato, może dlatego tamto dziecko we mnie to tak bolało? Ale to już nie ma znaczenia. Moje ciało przeżyło, walczyło tygodniami w szpitalu żeby przetrwać. Moja dusza walczyła jeszcze dłużej, boleśniej, odradzała się i umierała, płonęła, tonęła. Ale się udało. Bo ja żyję tato i jestem szczęśliwy. Na tyle ile umiem, jestem szczęśliwy.

Ja wiem, że nie chciałeś mnie wtedy zabić. Ja wiem, że po prostu nie umiałeś opanować tej bestii w sobie, po tym, jak mama poroniła, po tym, jak zacząłeś pić. Ja to wszystko wiem, jestem już dużym chłopcem. Bo czasem nadal jestem chłopcem, wiesz. Zawsze gdzieś jakiś we mnie będzie, ten przerażony, posłuszny, zakochany w bajkach, w które można uciekać. Ale to nic, ja wiem po prostu, że każdy człowiek rani. Ja już cię nie osądzam, nie obwiniam. Nie czuję nienawiści. Kiedyś ta niszczyła tylko mnie. Czasem tylko chciałbym zrozumieć, jak to się wszystko mogło stać, jak mogło się tak potoczyć. Jak mogłeś mnie prawie zabić. Nie. Jak mogłeś mnie zabić. Tyle we mnie.

(Kim byłym i co bym czuł, gdyby nie tamto, gdyby blizny nie były tkanką silniejszą, ale też zarazem martwą?)

Wiesz, może to dziwne, ale czasem mam taki moment...że i do ciebie czuję tą dziwną czułość. Bo to wszystko jest smutne. Z perspektywy czasu jest po prostu smutne, to wszystko co się stało, to co mi robiłeś, to jak mnie niszczyłeś- i niszczyłeś siebie. Ze mną się nie udało. Tylko pewne miejsca mam puste, inne za czułe nieraz. Ale czasem zastanawiam się czy udało ci się zniszczyć samego siebie? Czy tego przede wszystkim nie pragnąłeś? Może z oddali czasem nawet bym cię przytulił. Nie tego fizycznego, namacalnego. Ale twoje serce. Bo je przecież kiedyś miałeś, gdy byłem jeszcze młodszy, gdy zakochałeś się w mamie, gdy nosiłeś moją starszą siostrę na barana. Wiesz, może cię to dziwi, ale ja mam w sobie dużo czułości, po tym wszystkim co mi zrobiłeś, jednak ją mam. Czasem sam się dziwię. Ale widziałem właśnie przez ciebie, co dzieje się z człowiekiem, gdy jej braknie. Gdy chce się przestać czuć, tak jak ty- żeby nie rozpaczać za dużo piłeś i obudziłeś w sobie bestię, która wyciągała łapy po mnie. A ja nie chcę popełniać twoich błędów. Nie ja.

Wiesz tato, dzisiaj byłem u lekarza. Tak, nadal chodzę do kardiologa. Babcia, z którą zawsze się kłóciłeś, z którą się nie znosiliście stale mnie do niego wysyła. Tak, Sisi dba o mnie. Czasem za bardzo, mam wrażenie, że po tym wszystkim jest przewrażliwiona. Po tym, jak wylądowałem przez twoje pięści i kopniaki w szpitalu, po tym jak na chwilę umarłem, jak cięto mój mostek od początku do końca, żeby zatamować krwawienie prosto z aorty, zatamować dziurę w prawym przedsionku. Nawet się zgubiłem, ile żeber złamałeś mi ty, a ile złamali lekarze, kiedy rozrywali moją klatkę piersiową, panicznie, żebym jednak przeżył.

Wiesz, babcia boi się, że skoro raz już prawie odszedłem, to mogę zrobić to w każdym momencie. Tak, ona martwi się o moje serce. I to fizyczne i to duchowe, chociaż nieraz udaje, że jest inaczej. Nie wiem dlaczego się nie lubiliście, a może...nie, tato, ja wiem. Ona była dla ciebie za silna. Mama zawsze była łagodna, nieporadna a babcia...dawała ci się we znaki. Nie pozwoliła nas całkiem od siebie odciąć, zawsze o nas dbała.
Do teraz to robi, czasem dyskretnie, swoją pozorną jadowitością. Ona tylko pozornie wyśmiewa, wiesz? Jest najbardziej kochana. To ona też ma wielką czułość, tylko nieraz się jej wstydzi. Bo właśnie jest za silna, a silni ludzie boją się, że to zniszczy ich wrażliwość. Pomimo wieku nigdy tego nie zrozumiała, że jest zupełnie inaczej, że to ta wrażliwość i czułość daje jej taką wielką siłę. Jej miłość. Ale ma swoje metody i to działa. To najważniejsze.

Ona nigdy by się nie przyznała wprost, jak się o mnie martwi, ale ja wiem swoje. Kiedyś podsłuchałem jej rozmowę z dziadkiem, nocą, kiedy siedzieli w kuchni. To było w momencie, gdy było już bardzo źle z mamą, wiesz? Pod koniec to wszystko było straszne momentami, bezsilność, jej wycie z bólu, aż zwierzęce wycie nieraz, kolejne dawki morfiny. Tylko ja jej ją podawałem. Uparłem się, że tylko mi wolno się nią tak zajmować. Ale nie o tym miałem. Kiedyś usłyszałem, jak babcia mówi do dziadka, że mną nieraz trzeba się zająć właśnie. Bo wyglądam jak cień człowieka, a ona się martwi. I że ona musi to zrobić, skoro ja opiekuję się nimi wszystkimi. Poczułem wtedy gorycz, nie wiem dlaczego. Żal. Przecież ja sobie radzę, ja nie potrzebuję pomocy. Nigdy. Jestem silny, przeżyłem ciebie. Przecież przeżyłem ciebie ale...

Tak, muszę to przyznać. Nieraz i mną się trzeba zaopiekować. Chociaż mnie przytulić. Rozbawić. Oderwać moje myśli. Wiesz, tato, każdy tego potrzebuje i to nie jest słabość. Doszedłem do tego po czasie oczywiście. Nieraz w ogóle ludzie nie wiedzą, jak są dla mnie ważni, jak mi pomagają, moim demonom, jak je leczą. Słowem, listem, tym że mogę im coś powiedzieć bzdurnego, nie myśląc o tobie nieraz. Bo czasem ja muszę uciekać. Nie mówię im, że mam zły dzień, że cały dzień prześladował mnie koszmar. Ale oni są, nie muszą wiedzieć. Tyle starcza. Może tego nie rozumiesz, też czasem nie pojmuję.

Ale znowu odszedłem od tematu. Sisi się mną opiekuje, wiesz, ja jej na to pozwalam. Jej na to pozwolę .I znowu wysłała mnie do lekarza. Jak co roku, jeden ukłon w stronę jej przewrażliwienia. Ja wiem, że ona jest przewrażliwiona, nie przez to co mówi, co robi. To są nieraz niuanse. Jak jej spojrzenie na moje cięcie przez cały mostek, gdy biegam czasem po domu bez koszulki szukając czegoś do wrzucenia na mój chudy grzbiet.
Więc poszedłem do lekarza tato i okazało się, że wtedy nie udało ci się mnie zabić, ale zadałeś rany głębsze, niż sądzono. A może to nie tak. Nie są głębsze. Po prostu niektóre rzeczy ciągną się za człowiekiem latami.

Widzisz, mówiłem o tych ludziach, że nieraz im nie mówię pewnych rzeczy.
Prawie nikomu nie mówiłem, że od jakiegoś czasu to czuję. Raz, dwa mi się zdarzyło palnąć tylko, nieznacznie. Ale czasem delikatny trzepot, czasem delikatne muśnięcie serca, tego fizycznego się zdarza. Od dłuższego naprawdę czasu. Myślałem o tym sporo. Dręczyło mnie to, wiesz?
Dlatego trochę oszukałem los i pojechałem do tych Indii o których marzyłem, zanim poszedłem do lekarza. Nierozważnie, wiem. Ale chciałem spełnić choć tyle, uszczknąć życia, bo gdybym dowiedział się przedtem, że coś mi jest..pewnie nie doznałbym tak wiele. Nie pojechałbym. Może nie pojechałbym.

Ale czasem moje serce, nocą szczególnie zatrzepocze. To nie żadne emocje, żadne zakochanie, można by było się wtedy bowiem z tego śmiać. Czasem moje serce zatrzepocze samo z siebie. Delikatnie, jak wrażliwy na mróz motyl. Ale jak już ci powiedziałem, nikomu prawie tego nie mówiłem, bo i po co? Powiedz, po co, póki się tego nie wie? Po co kogoś sobą martwić? Starczy Sisi. Ona się mną opiekuje, opiekowała mną gdy ja opiekowałem się bratem, siostrami, mamą. Ale jej kiedyś zabraknie. Kto wtedy się mną zaopiekuje? Kto mnie będzie nieraz tak kochał gdy...?

Ale nie o tym znowu miałem, widzisz, mam przez to wszystko za dużo dziwnych myśli. Staję się kruchy, rozsypuję się. Staję się smutny. W obliczu otwierania ran zawsze taki jestem. Bo to śmieszne, przecież radzę sobie sam doskonale nieraz. Tylko nieraz się tęskni, nieraz znowu się człowiek, nawet dorosły, boi. Nieraz chce się być przytulonym.

Tato, wiesz, ostatnio wracasz non stop do mojego życia. Aż przesadnie. Wtedy w marcu gdy Sisi myślała, że jesteś w mieście. Nie spotkałem cię. A teraz wracasz razem z lekarzem, z jego słowami, że trochę się zmieniło od tamtego roku. Trzepoczę. Tak, zaczynam trzepotać na tym wietrze. Wiatr zabija trzmiele, które nie wiedzą, że są za ciężkie, żeby latać. Wiatr im to nieraz uświadamia i łamie im skrzydła.

Tato, czy jestem przez ciebie trzmielem?

Moje blizny są trwałe. Nigdy nie znikną, ani te z duszy, ani te z ciała. Jeśli ktoś chce mnie kochać musi pokochać i je, to nieodzowna część mnie. Są dni gdy te niewidoczne nawołują, powodują nagłe ataki lęku, są noce, gdy nie można mnie dotknąć. Nikt nie może. Nawet jeśli mnie kocha.

Czasem zastanawiam się, czy to w ogóle możliwe, wiesz? Czasem mam takie momenty, jestem przekonany, że przez to nie można mnie kochać. Dziwne, bo cudze blizny kocham właśnie, zawsze chciałbym czule objąć..ale moje własne wzbudzają obrzydzenie i wstyd. Sprawiają, że jestem pokraczny, tak bardzo pokraczny i żałosny. Jak bezdomny przemoknięty pies. Kto takiego wpuści do domu, kto takiego oswoi? Kiedyś się zdarzyło. Ale czasem boję się, że już nigdy tego nie zaznam, a może i boję się, że kogoś za bardzo pobrudzę swoimi mokrymi psimi łapami. Dlatego nie lubię się narzucać. To też trochę przez ciebie, wiesz. Tylko to ja muszę sobie z tym radzić, z tym wstydem, lękiem. Nie boję się już rozbierać, pokazywać, chodzić nago, nago ciałem i duszą. Niech widzą, niech wszyscy widzą. Ale gdy ktoś ma tego dotknąć, przycisnąć palec do mostka...dopada mnie to dawne przerażenie, wstyd, jak bardzo jestem żałosny. Irracjonalne przerażenie, że ktoś przeciągając palcem po tej prostej bliźnie odgadnie wszystko, odczuje wręcz wstyd i ból tamtych nocy gdy przychodziłeś do mnie i ból tego szpitala. Muszę komuś ufać żeby na to pozwolić, inaczej to jak kolejny gwałt. A komukolwiek chce się o zaufanie takie starać? Nie czuję nigdy, że miałbym być tego wart. Nie jestem tego wart, bezpański pies. Żałosna pokraka. Ale nie o tym znowu miałem. Zresztą, teraz już rzadko o tym komukolwiek mówię.

Okazuje się więc tato, że po latach i blizny fizyczne mogą rzutować na moje życie. Moje życie, na które już zapracowałem. Moje dobre życie, bo pomimo wszystkiego tato, pomimo ciebie, ja je mam. Dobre, szczęśliwe.
Frida Khalo mówiła, że w jej życiu zdarzyły się dwie tragedie: autobus i Diego. Mnie nie dopadł autobus, za to tragedią był człowiek. Byłeś to ty. Ale po każdej tragedii stajemy na nogi. Tak jak Frida, nieraz kulawo, ale jednak. Żyjemy. Wręcz tańczymy. Kochamy. Ty mi nie mogłeś tego zabronić, jedyna osoba która mogła, to ja sam. A ja może jestem żałosny, ale nie jestem aż tak głupi tato, jak twierdziłeś. „Ułomny bachor”.

Wiesz tato, ja nie boję się śmierci. Po tym, co mi zrobiłeś, po tym jak już ja umarłem, nieraz nawet jej sobie życzyłem. Wyłem nieraz pod wiaduktami na których przejeżdżały pociągi, dlaczego się wtedy nie udało, po jaką cholerę mnie odratowali, zaszyli serce, nastawili kości połamane. Przywoływałem tamto, dosłownie. Nie udało mi się wtedy. I poczułem, że chcę żyć, ale to już dłuższa historia.
Ale tato, ja nie boję się śmierci. Samego jej momentu, tego co nieznane. Wiesz, mam swoją wiarę, to już dużo zmienia. Czasem nawet śni mi się śmierć i to są dobre sny. Ciepłe, przyjemne. Mało pamiętam z tego, jak umierałem, jak leżałem w śpiączce. Wiem że nie bolało. Było cicho. Tyle. Nic więcej. Czasem to przychodzi w snach, wyobraź sobie, że jakiś czas bałem się przez to spać, że znowu się nie obudzę, że właśnie umrę we śnie, panicznie bałem się spać. Ale nie, nie boję się śmierci. Nie boję się, że umrę przez swoje serce.

Jak wszyscy ludzie, bałbym się odchodzenia. I też nie zrozum mnie tutaj źle tato. Nie boję się bólu, chociaż mógłbym po tym, jak widziałem, jak cierpiała mama od przerzutów, naciekania nerwów. Nie, nie boję się bólu bo dałeś mi jego wielką lekcję. Przez jakiś czas byłem od niego uzależniony, mówiłem że lubię kolczyki, a tak naprawdę lubiłem samo nakłuwanie. Ból uzależnia, teraz już się wyleczyłem z tego dziwnego nałogu....ale nie, w moim lęku przed odchodzeniem nie chodzi o żaden ból. Ten znam przez ciebie aż za dobrze i wiem, że można go przetrwać, że połamane kości to nic, można z nimi nawet biegać, ze złamaną nogą. Już raz tak zrobiłem.

Ja boję się, że moje życie zmieni się w odchodzenie. Moje dobre życie, moje życie, w którym chcę tyle smakować, chcę doznawać, zaznawać, kochać. Moje życie, o które walczyłem, walczyłem przede wszystkim z tobą w mojej głowie, moje życie, w którym wstałem z kolan, przestałem się czołgać. W którym nie wstydzę się już stawać przed kimś z nagą duszą, bo i to mi się ostatnio udało. Tak tato, ja boję się, że moje życie zmieni się w wegetację. Smutne pasmo czekania na śmierć. Nie czekania natchnionego jak w Waranasi, gdzie byłem jakiś czas temu. A czekania na to w codzienności. Zmieni się w śmierć za życia. Dlatego tak trochę oszukałem, dlatego poszedłem do lekarza po przyjeździe już. Wiem, nie powinienem, ale tato zrozum...

Powinienem się oszczędzać, powiedział mi ten miły lekarz. Przez chwilę, póki nie zrobią kompletu badań powinienem się oszczędzać. Do cholery tato, ja chcę się zużyć! Chcę się zużyć w tym życiu, zużyć w doznaniach, a potem umrzeć z uśmiechem na ustach. Nawet gdy serce zatrzepocze za mocno.

Głupoty gadam, co? Tak, wiem. Wiem, że życie jest piękne, pomimo ciebie, mojej tragedii. Wiem że mam jeszcze dla kogo żyć. Dla tej jednej, która się mną opiekuje i która ma tylko pozornie złośliwy blask w oczach, dla tych, którymi ja się opiekuję, których kocham. Którym nieraz chcę po prostu poprawić zły dzień. To nieraz wydaje się być najważniejsze, by na cudzej twarzy pojawił się uśmiech, by ona wiedziała, że w nią wierzę, by on czuł moje wsparcie. To jest najważniejsze nieraz, ci wszyscy ludzie i ja to wiem tato. Dają mi powód, żeby żyć właśnie. To egoistyczne, ale inni ludzie są powodem, nawet gdy tego nie podejrzewają. Nieraz przez ich słowo, wypowiedziane czy napisane w liście, dużo bowiem tych listów tato, ale nieraz przez ich zły dzień człowiek nie skupia się na sobie, człowiek żyje, nie rzuca się z mostu, bo wierzy w to, że może im pomóc. To cholernie pusty egoizm...ale to jest ważne. Inni ludzie są ważni.
To to, o czym ty tak bardzo zapomniałeś, gdy po raz pierwszy podniosłeś na mnie rękę, gdy rzucałeś we mnie butelkami, gdy kazałeś mi grać na tych cholernych skrzypcach tak długo, aż posikałem się w spodnie.
Ja wiem, że oni są najważniejsi i jeszcze mam dla kogo żyć. Wiem, że ja nie jestem godny żeby ktoś chciał dla mnie ale...ale ja mogę dla nich. Powinienem za to dziękować nieraz. I dziękuję za to zresztą.

Ale jednak się boję. Boję się ograniczeń. Mnie się nie ogranicza przecież, to wszystko zdaje się być klatką. To wszystko przerażające, że moje serce nagle może sprawić, że nie będzie mi się chciało żyć pomimo tego, że mam dla kogo. Że te moje doznania, mój cholerny hedonizm będą miały się zmienić w wegetację. To boli, to przeraża, to sprawia, że staję się trzmielem na wietrze. Upadam nisko, upadam poniżej kwiatów kwitnących słodkim zapachem lip. Łamię skrzydła. Może, zresztą, nigdy nie powinienem latać, może to była zawsze tylko iluzja a dzisiaj mi to boleśnie i dobitnie uświadomiono?

Tato, dlaczego uczyniłeś mnie trzmielem? Mogłem być przecież ptakiem, motylem, mogłem...

Tak tato, boję się. Ale byłeś największą tragedią dla mojego życia- i okazuje się nadal jesteś. Ale nie złamałeś mnie wtedy, choć tak bardzo chciałeś. I nie złamiesz mnie teraz. Może dobija się konie ze złamanymi nogami, ale ja na to nie pozwoliłem i nadal biegam. Kulawo, ale biegam. I może jestem trzmielem, nie powinienem latać, ten cały ból nieraz waży za dużo, zranione , wadliwe serce jest trudne do uniesienia...ale ja nie dam się złamać. Nie tobie. Już nie tobie. Bo jesteś tylko smutnym zniszczeniem, którego piętno mam na sobie do dziś, namacalnie i w duszy. Ale jesteś echem. A ja jestem tu i teraz.

I może mam wadliwe serce, to fizyczne, to duchowe, to które czuje nieraz za dużo a nieraz pustkę, może mam wadliwe serce w każdym ze znaczeń, ale będę żył po swojemu, wiesz? Będę cię cieszył, będę doznawał. Nauczyła mnie tego też Irina, o niej ci nie mówiłem, ale to ważna osoba. To, co nas łamie nie ma znaczenia. Ważne, czy mamy marzenia i za nimi podążamy. A ja je mam. I mogę być niesamowicie zmęczony, ale będę szedł przed siebie, a nie biegał w kółko, jak niektórzy ludzie. Nie będę stał też w miejscu. Nie ja.

Więc może będę trzmielem i będę nadal marzył o lataniu, wiesz, tato? Tamto nie szkodzi. Już nie szkodzi. Wyleczę swoje serce. Choć, może wyleczę to za dużo powiedziane. Może po prostu nauczę się znów żyć z tym, co otrzymałem od losu. Bo nie chcę być jednym z tych ludzi, którzy mają oczy bez wyrazu żadnego, oczy pełne obojętności, nie chcę wegetować. Na to nie mam siły. Na to właśnie, na szaleństwo życia codzienności niektórych ludzi. Nie jestem wyjątkowy ale...nie dam się złamać. Po prostu. Nawet ten pokraczny, poraniony ja, bezpański śmietnikowy pies.

Nie będę się zmartwiał. Ja wiem to że przetrwam, jak przetrwałem wtedy ciebie, twoje pięści i kopniaki. Wtedy umarłem i nadal żyję. Nie będę umierał, póki nie nastanie mój czas. Chociaż czasem znów pewnie śmierć mi się przyśni. Może dzisiaj i taki sen będzie piękny, bo nadal nieraz mam momenty, gdy myślę, że byłoby lepiej, gdyby wtedy...

Ale to tylko momenty. Nie będę jednym z tych złamanych ludzi, których byle drobnostka załamuje. Którzy nieraz nie mają powodu, ale mają wymówki. Nie będę patrzył w sufit, załamywał się, zatrzymywał, nie będę umierał każdej nocy przez taką rzecz. Umrę naprawdę kiedyś, ale za życia nie położę się w trumnie.
Nie jestem koniem którego się łamie, jestem trzmielem, przez ciebie jestem trzmielem który marzy o lataniu i upiera się, pomimo tego, jak wiele waży. Nie myśl, że ci za to podziękuję. Nie tobie. Doceniam samo cierpienie i ból, nie ciebie, że podnosiłeś rękę. Jestem naiwny, ale nie licz z mojej strony na taki absurd. Jestem tylko człowiekiem, nadal, jestem tylko człowiekiem który za dużo pamięta. Ale docenia nawet ból. Bo on mnie ukształtował, on sprawił, że upieram się, żeby latać.

Będę czekał więc na to co przyniesie mi los. Będę oddychał i będę się uśmiechał, będę walczył, nawet gdy serce za mocno zatrzepocze. Tylko martwię się o babcię, tak wiem, dla ciebie była jędzą ale..martwię się co poczuje, gdy jej powiem. Bo ona opiekuje się mną, a ja nie chcę jej nigdy zranić. Ale będzie co los przyniesie. W tym dziwnym świecie, będzie co przyniesie los. Jak zawsze będzie trzeba to przyjąć. Ja muszę przyjąć wiadomość o moim wadliwym sercu. Co innego mi pozostaje? Będę pokorny w walce.

Ale..dopiero jutro zacznę walczyć. Jutro. Dzisiaj jeszcze trochę się boję, siedząc na swoim poddaszu i myśląc, co komu powiem. Czy w ogóle coś powiem. Myśląc, co wykażą te odległe jeszcze w czasie badania. Boję się jeszcze dzisiaj, boję się, że kiedyś się złamię i zacznę odchodzić. Umrę za życia zamiast żyć. Dzisiaj jest za silny wiatr na trzmiele.

Kto się mną zaopiekuje ciemnej nocy? Kto wyciągnie do mnie rękę?

Czasem noce są samotne, dziura pod sercem się powiększa tato. Czasem się wstydzę i się boję jak małe dziecko znowu. Czasem płaczę. Ale nie wygrałeś, nawet gdy będę płakał, nawet gdy będę wymiotował jak zawsze z nerwów, wiedz, że nie wygrałeś.

Jutro moja dziura się zrośnie, moja samotność, mój smutek, mój strach. To wszystko jutro z porankiem i biegiem przed siebie ustanie. Może z czasem zarośnie się i ta dziura fizyczna, może z czasem okaże się, że to nic takiego. Może nie będą znowu przecinać mi mostka, wycinać kawałków serca, zaszywać z powrotem i kruszyć żeber. Może nie. Może nie zostanę przymusowo zahamowany w swoim pędzie. Może nie.

Ja żyję i to się liczy. Czasem mogę się bać tato, tak jak podczas tamtych nocy, tak jak wtedy, gdy krzyczałeś. Ale ja żyję dalej i będę żył. Nie dam sobie samemu odejść. Nie dam sobie wmówić, że jestem za ciężki, żeby latać. Już nie.

Tylko dzisiaj to wszystko wraca. A ja jeszcze trochę się boję.



Wszędzie dookoła mnie znajome twarze
Zużyte miejsca, przemęczone twarze
Wcześnie rano startują w swoich wyścigach
Zmierzają donikąd, zmierzają donikąd.

Ich łzy wypełniają okulary
Bez wyrazu, bez wyrazu.
Chowam głowę, pragnę utopić swoje smutki
Nie ma jutra, nie ma jutra

Myślę, że to troszkę zabawne, myślę, że to troszkę smutne
Że sny w których umieram, są najlepszymi, jakie kiedykolwiek miałem.
Trudno jest mi tobie powiedzieć, trudno jest mi to znieść
Gdy ludzie kręcą się w kółko

To bardzo, bardzo szalony świat.

66 komentarzy:

  1. Takich listów nie trzeba komentować.. Dziś płaczę i Twój list dokończył moje przemyślenia. Moje serce...rany znów się otworzyły. Jednak wiem, że umarłam wraz z moim Tatą. Jestem inna, jestem jaka jestem, ale nigdy nie będę sobą. Duża część mnie umarła z moim Tatą..i rozumiem. Cholera, nawet nie wiesz jak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z tego co wiem, ty miałaś dobre kontakty z tatą, cóż, u mnie to wyglądało inaczej...

      Usuń
  2. Moje blizny po ojcu chyba jeszcze się nie zagoiły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieraz hm....trzeba dać im szansę na zagojenie. A nieraz to niemożliwe.

      Usuń
    2. W moim przypadku - niemożliwe. Każdą krzywdę można wybaczyć ale niektórych nie można zapomnieć.

      Usuń
    3. Brak zapomnienie nie wyklucza wybaczania jak dla mnie:)

      Usuń
  3. Tak cholernie ciężko się czytało, tak... boleśnie. Boleśnie emocjonalnie i fizycznie.
    I wiesz, możesz o sobie mówić, że jesteś bezpańskim psem, ale przecież takie psy są najwierniejsze jak się je oswoi, najbardziej kochają. Myślę, że są ludzie, którzy to wiedzą i którzy nie zrażają się warknięciem. Myślę, że Ty też to wiesz, tylko nie wiem czemu, nie chcesz tej myśli do siebie dopuścić. Sam wiesz, że każdy jest wart ciężkich chwil, starania, nawet jeśli ktoś tego nie docenia i ucieka zaraz po tym jak zagoją się pierwsze rany, jak odzyska trochę sił. Więc czemu Ty nie miałbyś być tego wart? Dlaczego myślisz, że nie warto o Ciebie walczyć? Chciałabym żebyś mógł na siebie spojrzeć tak, jak patrzysz na innych. Widzieć w sobie to, co widzisz w ludziach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, spokojnie:) Jak mówiłem ( pisałem, ok :P) to są głównie...momenty. W złych nocach. Pewne rzeczy po prostu nas prześladują i ile z nimi nie walczysz wracają. A i tak zrobiłem hm...spore postępy, można rzec. Nie wszystko od razu, nie można zbudować poczucia wartości jako takiej, wyzbyć się wstydu ot tak, na pstryknięcie palcem. A i tak jest lepiej niż parę lat temu:) Więc...nieraz będę tak myślał, nieraz będę racjonalny, dobrze?:)

      Usuń
    2. Ja to wszystko wiem, wiem, że zrobiłeś duże postępy i w ogóle i wiem, że to nie jest łatwe. Ale to po prostu... uwiera, gdy piszesz, że na coś nie zasługujesz, dlatego napisałam, że chciałabym aby było inaczej. A wiadomo, że to się nagle nie zmieni. Mam nadzieję, że do tego też kiedyś dojdziesz, albo że takie momenty będą wracały coraz rzadziej. To wszystko.

      Usuń
    3. Dlatego może już nie będę pisał XD Nie no tak naprawdę wiesz..takie odczucia są czasem, wracają, więc chyba dobrze je gdzieś wylać, co?:)I niech to będzie to miejsce, dobrze?
      I spokojnie, wszystko jak zawsze, w swoim czasie:)

      Usuń
    4. Wiedziałam, że to napiszesz, a Ty wiesz, że nie o to mi chodziło :P
      Więc jak najbardziej masz to z siebie wyrzucać, a tym bardziej tutaj możesz pisać, co chcesz przecież. Ale nie da się tak obojętnie czytać takich rzeczy i tyle.

      Usuń
    5. Ale jak zawsze musiałem napisać co napisałem, to ty nie wiesz?XD
      No i dobrze już, dobrze, wiem o co ci chodzi:)

      Usuń
  4. Czytam i nie jestem w stanie powstrzymać łez. Tekst naszpikowany bólem i emocjami. Wszystko co przeczytałam trafia w jakieś zakamarki mojego serca ale najbardziej uderzył mnie chyba ten moment, w którym piszesz że nie jesteś wart, żeby ktoś chciał dla Ciebie żyć. Pieprzenie, cholerne pieprzenie. Jesteś tego wart i nigdy nie daj sobie wmówić, że to nie jest prawda. Możesz mi nie wierzyć, ale jesteś piękny. Nie mówię o pięknie zewnętrznym, przemijającym. Nie wiem jak wyglądasz. Prawdziwe piękno emanuje z wnętrza. I z Tobą właśnie tak jest. Mam nadzieję, że któregoś dnia w końcu to zauważysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um, cóż, przepraszam w takim razie, że to spowodowałem, ale to moje miejsce na..wylewanie też pewnych rzeczy. Czasem przesadne.
      Widzisz, tak jak napisałem wyżej- to są momenty. Momenty, które wracają z niektórymi nocami, gdy ma się takie przeświadczenie, ba, pewność. Nie idzie zwalczyć w sobie pewnych rzeczy od razu, prawda? Ja i tak już zrobiłem w tej kwestii um..spore postępy i staram się je robić dalej, tylko nie idzie w pewnych dniach przeskoczyć swojej własnej głowy.
      I wszyscy ludzie bywają piękni, ja to wiem, tylko kwestia, co chcemy widzieć. Ale czasem wiedzę trudno odnieść do siebie- momentami. I tyle:)

      Usuń
    2. Nie masz za co przepraszać ;) Rozumiem co czujesz, skądś to znam. Chyba nawet aż za dobrze. A co do piękna wszystkich ludzi - kwestia sporna. Przynajmniej wg mnie na takie określenie zasługują tylko nieliczni. Niemniej cieszę się, że akurat Ty w sobie to piękno jednak zauważasz :)

      Usuń
    3. Wiem ze sporna, ale dla mnie osobiście każdy ma w sobie coś pięknego, tylko czasem po prostu trzeba się bardziej postarać, żeby to odkryć:)

      Usuń
  5. Myślałam, że pod tym postem nie będzie komentarzy, ale skoro już parę się pojawiło... Kordianie, jesteś Cudem, nie cudakiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Określenie cudak też mi nie przeszkadza, w sumie:)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. To, co mogę wybaczyć już mu wybaczyłem, wiesz?:)

      Usuń
    2. To dobrze. Życzę Ci, byś umiał mu kiedyś wybaczyć wszystko. Być może teraz jest to dla Ciebie niewyobrażalne, nie wiem, ale jednak przebaczenie oczyszcza i jest kluczem do prawdziwej szczęśliwości i życia w zgodzie również z samym sobą.

      Usuń
    3. Cóż, dziękuję:) to wymaga czasu, ale nie idzie najgorzej, więc...:)

      Usuń
  7. Kordian... czytając to kilka razy żałowałam, że jestem teraz trochę zbyt daleko, by móc Cię przytulić, a nawet wysłuchać, gdybyś zechciał i gdyby miało to zająć całą noc.
    Nie powiem Ci, żebyś się nie bał, bo nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co musiałeś czuć. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak musiało być Ci ciężko. Ale wiem jedno: jesteś cholernie silnym człowiekiem, nawet, gdy łzy płyną Ci po policzkach. Jesteś cholernie silnym człowiekiem, nawet, gdy się wstydzisz, czy zagryzając wargi, czujesz lęk. Jesteś cholernie silnym człowiekiem, nawet, gdy myślisz o tym, że byłoby lepiej, gdyby wtedy... Twoją siłą są ci ludzie, którym pomagasz i którzy są Ci za to wdzięczni. Jesteś silny, bo jesteś dobry, dobry po tym wszystkim, co Cię spotkało. Nie przekreśliłeś życia, Kordian, Ty je mimo wszystko pokochałeś. A dobro Kordian, zawsze powraca, wiesz? Wraca do Ciebie cały czas. Ja jestem przekonana, że jesteś i będziesz szczęśliwym człowiekiem.
    Ostatnio dałeś mi ochrzan, kazałeś zwolnić, wiesz, że gdyby nie Ty, nie ruszyłabym dupy do tego lekarza? Teraz ja proszę Ciebie: zwolnij, Kordian. Zwolnij, bo za dobry człek z Ciebie, żebyś miał się teraz, po tym wszystkim wykończyć. Bądź sobie tym trzmielem, ale przysiądź gdzies w jakimś spokojnym miejscu, ochronionym od wiatru i poczekaj, aż ten wiatr się uspokoi. A wtedy rusz dalej w świat, bo nie usiedzisz na dupie, ja wiem, lataj sobie po tych Twoich Indiach, nad oceanami i górami. Ale teraz zwolnij, proszę Cię.
    Będziemy na nasze badania czekać razem i obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze. Przecież nawet nie wolno dopuścić myśli, że mogłoby być inaczej...
    A teraz tulę mocno, choć wirtualnie :* a gdybyś wiesz... chciał pogadać, czy coś, to wiesz, gdzie mnie szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja mam też momenty, że mnie lepiej nie przytulać jednak, lepiej na odległość, mentalnie:)
      Ale noc przeszła i trzeba żyć dalej, no nie?Z tym co się dostało. Bo nawet jak jest ciężko, to to nas czegoś uczy, trzeba na to tak spojrzeć, inaczej się zwariuje:)
      Każdy po prostu jest silnym człowiekiem i nie dostaje więcej, niż może znieść :P Tylko czasem musi na to inaczej spojrzeć, czasem może musi mieć pomoc...ale nie ma rzeczy, której nie można udźwignąć.
      I jak dla mnie nie ma też dobrych ani złych ludzi. Są tylko uczynki, wybór. Dwa wilki słynne indiańskie, które nosi każdy z nas. Kwestia po prostu, którego się karmi.
      I wiem że dobre, a może inaczej, piękne rzeczy wracają i są obecne:) Tylko są czasem gorsze dni, gdzie muszę też pokwękać sobie no xD
      To się cieszę, że ten ochrzan jednak coś dał:) I ja już zwolniłem, jak pisałem, ja tylko trochę oszukałem na Indie. Taki...zakład ze śmiercią jak u Bergmana. I ja zwolniłem, bo nie jestem odpowiedzialny tylko za siebie. Wiesz, co innego, jak można sobie pohulać, samemu dla siebie, to tam sru, można sobie szybciej umierać XD Ale ja przez te symboliczne 10 lat mam jeszcze swoje rodzeństwo na utrzymaniu, jakbym miał swoje dzieci więc cóż...nie mogę, będąc odpowiedzialnym sobie hulać :P Więc po prostu poczekam sobie, co dalej:) Bez paniki i z pokorą, naprawdę:)
      I nie obiecuj, bo primo takich rzeczy się nie obiecuje, secundo nawet jeśli- nie ty je możesz obiecać, czyż nie?:) Będzie co ma być, ale to tylko kwestia, jak się to przyjmie i co się z tym zrobi. Najwyżej liczę na dużą ilość czekolady jak będę leżał w szpitalu po operacji XD Serio XD
      I wiem wiem:) Ale już jest ok, jak mówię, czasem tylko muszę pokwękać, dać sobie czas, a potem szybko zbieram się do kupy i ogarniam rzeczywistość- bo to najlogiczniejsze, co można zrobić, czyż nie?:)

      Usuń
    2. Więc może dobrze, że w takiej chwili byłam na odległość. Może to jednak bardziej pomogło ;)
      Jasne, że trzeba żyć dalej. Każdy ma prawo "pokwękać", jak to ująłeś i każdy ma prawo pewnego dnia poczuć się źle. Prawo do smutku to normalna rzecz i posiada je każdy człowiek głównie dlatego, że jest tylko człowiekiem. Wiesz, ja ostatnio w książce Reginy Brett "Bóg nigdy nie mruga" przeczytałam w jednej z jej lekcji, że "Bóg nigdy nie daje nam więcej, niż potrafimy udźwignąć." Bez względu na to, w jakiego boga wierzymy. Niektórzy z nas potrafią znieść więcej, inni mniej. Nawer jeśli dostaniemy do dźwigania częśc nieba, nie będzie to ciężar, będzie to dar.
      Uczynki... dobrze powiedziane. Wszystko zależy od wyborów. Więc trzymaj się tego, że karmisz dobrego wilka :)
      Taa, kiedy nie ma się ludzi, dla których jest się wszystkim, można sobie żyć szybko i umierać młodo. Ale to nie dla Ciebie, Kordian i dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę ;)
      Wiesz, ja obiecuję, bo wierzę w to. A wychodzę z założenia, że wiara w to, czego się naprawdę chce potrafi być tak silna, by działać cuda. Jak w "Potędze podświadomości" Josepha Murphyego :)
      Z mojej strony możesz liczyć na kilogramy czekolady. Tak wiem, że w razie czego mi przymnisz xD Ale mam nadzieję, że nie będziesz musiał przypominać, a czekoladę będziesz zagryzał poza szpitalem ;)
      Jasne. I serio, nie musisz się tłumaczyć. Kwękanie jest jak najbardziej normalne i potrzebne. Zatem - cieszę się, że już jest lepiej :)

      Usuń
    3. No właśnie, więc ja daję sobie zawsze dobę kwękacza, o XD I cóż, człowiek bez smutku właśnie nie byłby człowiekiem, co więcej, bez zdolności odczuwania go nie mógłby czuć szczęścia. Jak dla mnie smutek jest, absurdalnie nieraz, pozytywny jak najbardziej i właściwie nie jest antagonizmem szczęścia, a jego częścią składową:)
      I jasne, ja już od dawna to twierdzę, że nie dostajemy od losu, boga, zwał jak zwał, więcej, niż możemy znieść. Tylko niektórzy nieraz potrzebują w tym znoszeniu tego pomocy, to wszystko:)

      Staram się karmić dobrego, no:)

      Dlatego ja jestem przywiązany do tego padołu cholera XD
      I jasne, wierzyć można, jasne, afirmacja- ale nie można obiecywać. Wiesz, mnie tego nauczyli jak pracowałem na onkologii w wolontariacie. Nigdy się nie obiecuje. Nie tego, czego samemu nie można dotrzymać, nawet, jak się wierzy.
      No, może będę musiał poza szpitalem, bo w szpitalu od razu nie pozwolą mi jej jeśćXD

      Usuń
    4. No i bardzo dobrze, kwękacz musi mieć czas, by się wykwękać ;D Otóż to! Najważniejsze, by znajdując się nieraz w dołku zauważyć ten szczyt góry na której jest nasze doczesne szczęście. Ale też dobrze, by w tym dołku lądować jak najrzadziej.
      A od tej pomocy mamy właśnie kochającą rodzinę i przyjaciół, również tych blogowych. I dobrze jest mieć taką świadomość, że ci ludzie są od tego, by podać Ci rękę i wyciągnąć z tego dołka.

      I prawidłowo :)

      No dobrze, niech będzie. Zatem nie obiecuję, a jestem dobrej myśli. I Ty też bądź, okej? :)
      To dam Ci ją ukradkiem xD

      Usuń
    5. Otóż to! XD
      Owszem, miło by było jak najrzadziej..ale ja w ogóle to mam takie szczęście, że jak mi już życie pierdolnie to pierdolnie mocno, raz na jakiś czas..ale i tak długo w dolinach nie przebywam XD
      Jasne, dobrze wiedzieć:) Ta świado
      mość sama pomaga a wiesz..ja resztę lubię robić już sam. Wiem, jak to brzmi :P

      I jestem, jestem:)
      Ta, a potem będę miał przez ciebie problemy w uśpieniu na stole operacyjnym XD

      Usuń
  8. Czasami są chwile, gdy brakuje mi odpowiednich słów, by wyrazić to, co chciałabym przekazać... i ta chwila nadeszła w trakcie czytania tej notki...
    Bo to smutne jest, po prostu. Smutne jest to, jak niektórzy ludzie potrafią niszczyć i jak inni muszą przez nich cierpieć. Smutne jest to, że właśnie czasami nic nie usunie ran z przeszłości (mimo popularnego powiedzonka, iż "czas leczy rany"), a niektórych pustek nie da się ponownie wypełnić. Jeszcze niedawno pisałeś mi, że cierpienie potrafi człowieka uszlachetnić... mimo to niektóre momenty chciałoby się wykasować ze swojego życia...Koniec końców smutne jest to, że od pewnych ludzi nie da się "oderwać", nie można ich wyrzucić ze swojego życia, choćby się naprawdę bardzo chciało.
    Ale wiesz, Kordianie, ja w Ciebie wierzę. Bo mam wrażenie, że ten post został stworzony przez to biedne, zranione dziecko, którym niegdyś byłeś, które przeszło przez piekło, które wciąż w Tobie drzemie. Ale jest też w Tobie ten dorosły Kordian, Kordian znający życie w najróżniejszych jego aspektach, Kordian przemierzający Waranasi, zaradny i z pewnością zdolny zaopiekować się tym małym, wystraszonym chłopcem. Po prostu stań na szczycie własnego Mont Blanc, weź głęboki oddech i nie pozwól demonom swojej przeszłości zapanować nad Twoim życiem.
    Myślę, iż póki chcesz żyć, Twoje serce się nie zatrzyma. Oczywiście, bez szału, bo widzę, że sytuacja rzeczywiście wymaga wolniejszego tempa. Trzeba dbać o siebie, Kordianie, oczywiście bez myślenia o najgorszych scenariuszach. Zrób to dla siebie i, tak jak napisała Asik, zwolnij. Sądzę, że przed Tobą jeszcze długa droga, że Twa podróż jeszcze się nie zakończyła. Czeka Cię wiele dobrego i nikt i nic tego nie powstrzyma. What doesn`t kill you makes you stronger - Ty to wiesz i zapewne wiesz też, że ten trzmiel to tylko wytwór tego umysłu. Pożegnaj się z tym trzmielem, bądź ptakiem, motylem, lwem bądź panterą. A przede wszystkim - zawsze bądź sobą.
    A teraz, kończąc swój komentarz, przekazuję Ci trochę swojej energii - na start, na walkę z tym nieznośnym wiatrem, który chwilowo napawa Cię trwogą. Wszystko będzie dobrze, Kordianie, jestem tego pewna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo cierpienie może nie uszlachetnia, ale daje nam pewną lekcję. Jasne, pustoszy nas, jasne, są momenty gdy ono wraca bo są rzeczy, których się nie zapomina- ale to nie znaczy, że ono miało tylko złe strony. I to właśnie wychodzi po czasie, owszem, czas leczy rany, tylko nieraz one się otwierają- ale z czasem właśnie je się łatwiej zasklepia, jeśli człowiek już się tego nauczył, już sobie z tym radził.
      I wiesz, nawet gdyby istniały pigłuki zapomnienia, to ja bym ich nie zażył. Mimo wszystko.
      Bo czasem i to dziecko musi mówić..ale to dziecko widzisz, nie upierało by się, że będzie dalej latać i tylko musi przeczekać jedną noc:) Ono ma głos, ale nie już silny, więc nie tylko ono to pisało:) I jeny...z tym Mont Blanc to mnie rozwaliłaś XD
      Po prostu muszę albo przejśc operację, albo dostać rozrusznik czy coś w tym stylu i muszę poczekać jakiś czas, faktycznie zwolnić i hej..mi nie trzeba nawet tego mówić, ja jestem rozsądnym facetem jednak XD Może gdybym był odpowiedzialny tylko za siebie- ale nie jestem, mam rodzinę na utrzymaniu. Rodzeństwo, za które nawet prawnie odpowiadam. Ktoś się nimi musi zająć, tym kimś jestem ja, więc muszę być w formie:) Więc spokojnie, wszystko się ogarnie. Tylko pierwszy moment, jak się coś takiego słyszy, jest jednak..uderzjący. Do końca życia pewne rzeczy się ciągną i trudno to przeskoczyć po postu.
      Albo jak śpiewał Manson, co cię nie zabije, zostawi bliznę :P
      A trzmiel jest dobry. Nie widzisz, że właśnie dobrze? Bo on jest uparty i ja jestem uparty. Może być mi trudniej, ale będę się upierał z tymi malutkimi skrzydełkami XD
      I dzięki:) Już jest lepiej, pierwsza noc minęła, idziemy dalej:)

      Usuń
  9. Drogi Króliku. Wiedz, że komentuję tylko niektóre Twoje posty, ale staram się czytać wszystkie. Po prostu ciężko jest mi przekazać w słowach, co czuję (o tym już chyba kiedyś rozmawialiśmy ;)). I po prostu tak sobie tu jestem, czytam, myślę i przeżywam, a piszę tylko w celu takim, aby dać Ci znać, że jestem. Że czytam, że myślę, że przeżywam razem z Tobą. Bardzo przeżywam, bo jestem bardzo emocjonalna. Zamknięta, ale emocjonalna. Zachwycam się pięknym słowem, obrazem, przesłaniem. I chcę dalej zachwycać się Twoimi tekstami. Więc pisz, a ja będę korzystać, jak taki pasożyt: będę brać, myśleć, czytać i przeżywać. A Tobie dać mogę tylko to, że jestem tu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, w takim razie dziękuję za obecność, zwłaszcza tutaj wyrażoną:) I rozumiem, czasem trudno po prostu pewne rzeczy wyrażać słowami, trudno czasem coś powiedzieć:)

      Usuń
  10. Po przeczytaniu tego wszystkiego - mam ochotę Cię przytulić, tylko i aż tyle - bez zbędnych słów. Niczego więcej nie jestem w stanie napisać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cały potok literek zamazuje się w otoczeniu łez, które płyną po moich policzkach od samego początku aż do teraz i jeszcze trochę dłużej. Boli. Bolą historie ludzi, które mogłyby być moimi, historie, które w jakiś sposób dotyczą przecież każdego z nas. I boli bezsilność, mnie chyba zawsze najbardziej. Bo chciałabym ująć innym tego cierpienia, chociaż wiem, że z czasem się je docenia, bo to ono nas kształtuje w tak dużej mierze. Ale w tej chwili jakby o tym zapominam, biorę dwa głębokie wdechy i próbuję się uspokoić, tylko nieraz jest ciężko. Życie nie jest sprawiedliwe. Ale podziwiam Cię, cholernie Cię podziwiam takiego, jakiego miałam okazję poznać tutaj. I może to nic nie znaczy, może to tylko literki, ale z takich osób jak Ty próbuję brać przykład. Jesteś kimś i mimo wszystko możesz wiele, czasem więcej, niż ludzie, którzy doświadczyli mniej, nie daj sobie wmówić, że na coś Cię nie stać, nigdy. Od siebie posyłam jeszcze tylko mentalne przytulenie, bo, przynajmniej dla mnie, czasem tak prosty gest znaczy wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm...w takim razie przerpaszam na łzy, ale to jest moje miejsce, gdzie ja czasem wylewam swoje myśli, emocje jednak:)
      Ale nie jesteś w stanie nieraz. Chociaż, jeśli to tobie ktoś bliski, ktoś na wyciągnięcie ręki...czasem można pomóc. Czasem starczy być:)
      Wiesz, ja też nie uznaję czegoś takiego jak sprawiedliwe. Bo w życiu nie o to chodzi. Spotykają nas różne rzeczy, choroby, śmierć, ból- one po prostu są częścią życia i je się przyjmuje. Walczy się z nimi. Bywa się pokornym. Bo wszystko jesteśmy w stanie unieść :)
      I nie ma co podziwiać. Po prostu, ludzie sobie radzę i ja jestem jednym z ludzi:)
      I dziękuję:)

      Usuń
    2. Nie ma za co przepraszać, i łzy czasami są potrzebne, takie miejsce tym bardziej.
      To prawda, sama obecność to nieraz bardzo wiele.
      Chyba nie do końca miałam na myśli taką sprawiedliwość, ale wiem, o czym mówisz (właściwie piszesz). Tak, czasem mamy w sobie więcej siły, niż moglibyśmy przypuszczać.
      Tylko wiesz, ludzie są różni, tak samo jak ich historie. Czasem w oczach innych zyskuje się wiele, i właśnie Ty w moich zyskujesz cały czas na różne sposoby.

      Usuń
    3. No, może:) Fakt, nieraz są potrzebne ale ja nie lubię gdy są cóż, z mojego powodu.
      No tak, jasne, wiem też o co tobie chodzi ze sprawiedliwością..ale na własne potrzeby potrzebuję tej mojej wersji. Wtedy wszystko bywa łatwiejsze do zniesienia.
      Hm...cóż, to chyba dobrze no. Nie wiem:)

      Usuń
    4. Rozumiem, ale mimo wszystko ;)
      No tak, zgadzam się też z Twoją wersją, w sumie uważam tak samo.
      No tak, chyba dobrze ;)

      Usuń
  12. kurde, Kordian! ja naprawdę się martwię o Ciebie, mimo, że nasz kontakt jest tylko internetowy jesteś dość istotną osobą w moim życiu, uwielbiam z Tobą 'rozmawiać', czuję, że mogę z Tobą o wszystkim rozmawiać, a Ty zawsze mnie wysłuchasz, doradzisz, ale te rady są bardzo obiektywne! i szczere! i powiem Ci, że brakowało mi tu Ciebie podczas Twojej podróży, chociaż z drugiej strony cieszyła mnie Twoja wyprawa, cieszyło mnie, że możesz robić to, co chcesz, że przeżyjesz coś na pewno ciekawego, z czym się ze mną podzielisz, że opowiesz mi jak było i czekam na to!
    kiedy masz te badania? kiedy możesz spodziewać się wyników?! wierzę, że wszystko będzie dobrze, wierzę, że będziesz nadal mógł żyć pełnią życia, tak jak do tej pory żyjesz! wiele przeżyłeś, czasem mam wrażenie, że zbyt wiele przykrych chwil, ale mimo wszystko się nie załamałeś, mimo wszystko umiałeś iść do przodu, mimo wszystko jesteś dobrym, wrażliwym człowiekiem, to tak łatwo się nie skończy, na pewno nie!!!

    chyba masz rację, czasem wiemy dużo wcześniej, że dana znajomość nie ma sensu, że dla nas to nie to samo, a jednak wciąż to ciągniemy, owa opisana sytuacja nie była pierwszą tego typu sytuacją, niestety sytuacji, kiedy ona pokazywała jak bardzo jest rozpieszczona i że zawsze ma być tak, jak ona chce chyba było już za dużo. i widzisz, tu Cię chyba nie zaskoczę - już nie raz miałam takie myśli, że chyba lepiej byłoby zakończyć tą znajomość, dlatego też podchodzę do tego inaczej, dlatego teraz tak nie będę o to walczyć, zabiegać, dlatego nie wiem, czy będę miała nawet ochotę z nią porozmawiać jak wróci, zmęczyła mnie takim zachowaniem, odpycha mnie tym od siebie.

    jest pozytywnie, opisana podróż zdecydowanie była mi potrzebna! do tego w sumie dobrze układa się wszystko. na stażu ok, ostatnio się dowiedziałam, że jest szansa, że mnie zostawią, wręcz jednak kobieta powiedziała, że zrobi wszystko, żeby mnie zostawić, jeśli tylko będę chciała, wprawdzie to nie jest osoba z laboratorium, ale od niej też zależy taka decyzja ;) no i do tego pojawił się ktoś w moim życiu - absurdalnie w wieczór kiedy owa koleżanka zostawiła mnie samą na imprezie, spotykamy się, spędzamy razem czas, jest miło, chociaż oczywiście ostatnio mój mózg nawala i zastanawiam się, gdzie ta znajomość zajdzie, mam trochę smutne myśli i nie lubię siebie za to, zwłaszcza, że nie dzieje się nic złego, jednak ja bardzo boję się tego, że ktoś odejdzie, życie mnie tego nauczyło i jak widać, nie łatwo mi się tego pozbyć, martwi mnie to, bo często w takich sytuacjach wiele psułam... znowu mnie wszystko przerasta. nie lubię tego bardzo w sobie, bo to pozwala mi dojść w znajomościach tylko do pewnego momentu, a później wszystko się psuje... mam nadzieję, że tym razem jakoś to uda mi się przemóc, znaleźć dobre rozwiązanie...

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz u siebie w poście pisałam dzisiaj, że jestem gaduła, ale w tej chwili nawet nie wiem co mam Ci powiedzieć, nie potrafię wydusić z siebie żadnego słowa, mam nadzieję, że mi wybaczysz? Powiem Ci tylko tyle, nie jeden zdesperowany nastolatek, który nie radzi sobie z życiem powinien przeczytać Twój list, docenił by wszystko co ma.Zadbaj o sobie, o swoje serduszko, bo takich ludzi jak Ty, potrzeba wśród nas. trzymaj się!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo czasem po prostu nie ma co mówić i nic w tym złego, wiesz:)
      I dbam, dbam:) Już teraz gorycz pierwszego odruchu minęła, czas zrobić z tym coś konstruktywnego:)

      Usuń
    2. tak, ale ja zawsze wolę coś powiedzieć, dla zasady.
      no mam nadzieję, że zadbasz i będziesz tu pisać i pisać :)

      Usuń
    3. No rozumiem rozumiem:)
      I już zacząłem dbać:)

      Usuń
  14. Taki człowiek jest jak lustrzane odbicie. Wydaje się normalny, potem coś się stanie i wyłazi ta bestia. I znam czerwony ryj tej bestii upitej wódką, chwiejącej się i obijającej o kuchenne meble. Dlatego nie tknę tego nigdy w życiu. Nawet na sam widok piwa mnie mdli.
    Brak na to słów, bo "smutne" to trochę według mnie za mało. Ale cieszę się, że tak do tego podchodzisz, że to Ciebie nie zniszczyło, bo Twoje życie mimo wszystko jest szczęśliwe, nie wegetujesz i powstrzymujesz te myśli o śmierci. Ja wierzę, że każdego można pokochać. Każdego, rozumiesz? Wcale nie jesteś psem. Jesteś silną osobą, jedną z silniejszych osób mi znanych. Cholera, wiem, że mogę sobie mówić co chcę, a Ty i tak masz takie okropne zdanie o sobie... Wiem, że ono nie zmieni się z dnia na dzień, ale powinieneś popracować nad swoją samooceną. Jesteś wart o wiele więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to...i to przeraża, ale wiesz, z czasem...z czasem można to pokonać. I wiesz, alkohol też jest dla ludzi- tylko ludzie nie potrafią go używać niestety.
      Bo jest dobre, tylko nieraz rzuca mi kłody pod nogi..ale takie właśnie musi być, no nie? Nie może być za lekko tak naprawdę:)
      I ja mam po prostu momenty, ale i tak jest o wiele lepiej z moją samooceną, o to nie trzeba się martwić:)

      Usuń
  15. Jesteś wspaniałą osobą. O pięknej duszy i cudownym sercu, pomimo wszystkich ran, które odniosło. A wiatr... w zależności od siły, czasem nawet ptaki powstrzymuje od wzbicia się w powietrze. Każda istota latająca na swój huragan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um, cóż, dziękuję, chociaż też nie przesadzajmy w superlatywach, ok?:)

      Owszem. Ważne, to umieć go przeczekać nieraz:)

      Usuń
  16. Czytam, czytam i... nie mogę powstrzymać łez. Jesteś silną osobą. Być może nigdy nie poznałam silniejszej osoby od Ciebie... Jesteś wartościową osobą i nigdy w to nie wątp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, każdy jest silny po prostu na tyle, na ile musi:) A i słabość można w siłę przekuć po prostu:)I cóż, dziękuję:)

      Usuń
  17. dziwnie się czyta takie rzeczy... zmroziło mnie. nie wiedziałam (bo skąd miałam wiedzieć?), że tak wyglądała Twoja przeszłość. ważne, że nauczyłeś się być szczęśliwym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie mogłaś wiedzieć:) Wiem że trudno się to czyta ale wiesz, blog to też miejsce do wylania pewnych emocji nieraz:)

      Usuń
  18. U mnie też nie było różowo w relacjach z ojcem, naiwnie wierzyłam, że kiedy dorosnę, usamodzielnię się to stworzę siebie na nowo - ciągle próbuje, może i dużo już zrobiłam w tym kierunku, ale ciągle też czuję tę symboliczną ranę, czy ona kiedykolwiek się zagoi? Czy można zapomnieć o tym, że ojciec był bez serca? Właśnie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam. "Tato, dlaczego uczyniłeś mnie trzmielem? Mogłem być przecież ptakiem, motylem, mogłem..." - to świetnie oddaje również moje uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to rozumiem. Bo można naprawdę wiele zrobić, sam dużo już nad sobą popracowałem, wiele osiągnąłem, mam tylko momenty np. tego czucia się żałosnym, nie trwa to stale- ale jednak ciągle w człowieku pewne zadry tkwią. Zawsze będą i cóż...musimy z tym żyć. Tak i ja jak i ty. I damy radę, a co:)

      Usuń
    2. Pewnie, ze damy radę, ale żadnych życzeń na dzień ojca składać na razie nie zamierzam, a tak! ;-)

      Usuń
  19. Kordian! Przede wszystkim: wybij sobie z głowy to, że jesteś żałosny! To nieprawda. Jesteś na prawdę silnym człowiekiem i powinieneś być dumny z siebie, z tego, że pomimo tego co przeżyłeś - nie zniszczyło to Twej wrażliwości. Jesteś wspaniałym człowiekiem, który martwi się o wszystkich wokół, co jest na prawdę godne podziwu.
    Zaczęłam się bać o Ciebie, nawet nie chcę myśleć o tym, że kiedyś może Cię zabraknąć. Aż poczułam, że muszę Cię poznać. Poznać tak realnie i mam nadzieję, że kiedyś się na to spotkanie zgodzisz. Póki będę w Poznaniu, póki mogę.
    I proszę Cię, nie nazywaj się więcej żałosnym, bo mam wrażenie, że nie wiesz, co to słowo znaczy. Zupełnie to do Ciebie nie pasuje. Takich ludzi jak Ty, na prawdę ze świeczką szukać i mam nadzieję, że sobie poradzisz z tą sytuacją i zaczniesz widzieć siebie w takim świetle jak my Cię widzimy przez pryzmat tego co piszesz.
    A no i jeszcze chciałam Cię przytulić tak internetowo, ale mam nadzieję, że zrobi Ci się przez to cieplej na serduszku! :) Tuliiimy Kordian! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałem wyżej, ja mam po prostu...takie momenty, wiesz? Że nadal mi sie zdarza tak czuć. Ale to nie jest uczucie stałe, już nad tym pracowałem można rzec i całkiem nienajgorzej mi to idzie:)
      Ale już nie przesadzaj z nadmiarem superlatyw, co?XD
      Wiesz, spotkać zawsze się można..ale jak troszkę mi się wszystko unormuje, co?:) Nie jestem teraz aż tak do końca sobą chyba:)
      Ale tak to cóż, jestem za:)

      I już, już, bez przesady, no XD
      Dzięki, dzięki:)

      Usuń
  20. Kolejne kłody pod nogi, co? Jesteś silny, serce fizyczne nie stanie ci na drodze. Z wadą serca można nieźle żyć. Za sportem raczej nie byłeś, więc... nie będzie źle. Wiem, że dasz radę i mimo przeciwności będziesz żył pełnią życia.
    Przeszłość do nas wraca nawet gdy tego nie chcemy, gdy próbujemy zapomnieć. Myślę, że to cię umacnia. W końcu kształtujemy się w bólu..a cierpienie jest naszym nauczycielem.
    Chciałabym tak jak ty potrafić wybaczać, jeszcze tej sztuki nie opanowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, kolejne kłody ale cóż, trzeba sobie poradzić, bo co innego zostaje?:)
      A akurat byłem. Bo codzienne moje 20 km wokół jeziora póki co muszę odpuścić :P pod znakiem zapytania stoi też wędrówka w Gruzji po górach więc wiesz...
      Wiesz, wybaczanie jest po prostu..egoistyczne.

      Usuń
  21. Nigdy nie wstydź się tego, kim jesteś. Bo jesteś piękny. Piękny duszą, której powinna zazdrościć Ci większość ludzi.
    I dbaj o siebie! Wiem, że głód życia gdzieś Cię ciągnie i pcha, ale dbaj o siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, dziękuję:) Ale wiesz, to tylko takie...momenty. Wstydu jeszcze. Bo nie idzie do przecież od razu zabić, prawda? Ale można nad tym pracować:)
      I dbam, dbam:)

      Usuń
  22. To wszystko jest okropne. Ja również żyłam w rodzinie alkoholika i to było zdarzenie, które w znacznej mierze ukształtowało moja psychike, ale nie zostawiło na ciele blizn... Przynajmniej mi się udało.
    Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że Twoje serce uratowałaby rozmowa z ojcem. Chociaż wiem, że to byłoby ciężkie, bo gdyby okazało się, że wciąż jest taki sam jak wtedy?
    w każdym razie to wszystko co było złe uczyniło Cię takim człowiekiem jakim jesteś. A jesteś wspaniałym człowiekiem, któremu można tylko zazdrościć i brać z Ciebie przykład. Mądry, altruistyczny, niebanalny. Jakimkolwiek byłby Twój ojciec, z pewnością rozpierałaby go duma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tak naprawdę najgorsze blizny i tak są na duszy właśnie. Ich nie widać.
      Moje serce to potrzebuje raczej operacji, dosłownie XD Ale wiesz, kiedyś, może i bym z nim porozmawiał. Zresztą, ja już sie nauczyłem z nim trochę rozmawiać w myślach, to już postęp:)
      I cóż, dziękuję za taką hm...opinię, no:)

      Usuń
  23. Ucieszyłabym się gdyby to był fikcja literacka - kilka szlifów edytora i byłoby opowiadanie :)

    Długi list, długo czytałam. To przykre, nie zazdroszczę Ci przeżyć, jednak rozumiem to o czym piszesz (przynajmniej w dużej części). Nie chcę tu opowiadać o tym co znam z autopsji, raczej jest to temat na rozmowę prywatną, ale uderzyłeś w czuły punkt.
    Nie wiem czy moje zrozumienie coś dla Ciebie wnosi, mnie nie pociesza to, że niemal każdy o kim wiem więcej ma/miał problemy typu "poważne", to przygnębiające jak wiele krzywdy potrafi wyrządzić bliska osoba.
    Nie wiem, czy można osądzić, które blizny są gorsze, fizyczne chyba wzmagają te psychiczne, jedne i drugie tak samo okropne. Mam nadzieję, że Twoje zdrowie i chude ciałko będzie miało się dobrze :) nie powinieneś czuć się jak brudny pies, choć jakie ja mam prawo mówić Ci co powinieneś, ale serio - nie powinieneś. Mimo wszystko moje uznanie za piękne metafory. Słodko-gorzko. To wszystko naprawdę jest smutne (tak zwyczajnie smutne), ale trochę się uśmiecham, daje sobie do tego prawo, bo też jestem trochę trzmielem.

    OdpowiedzUsuń