-Are you junky?- słyszysz
pytanie zadane kobiecym głosem. Nie jest to głos Hinduski, akcent
jest typowo środkowoeuropejski.
Byłem już w Tamilnadu. Ostatnie
miejsce w Indiach, które chciałem odwiedzić. Słynne hinduistyczne
świątynie i miejsca czci, święte słonie przechadzające się
ulicami miast. Słyszałem dużo opowieści pochodzących z tego
regionu, wiele zachwytów dotyczących tego miejsca- i nie były one
ani o jotę przesadzone. Zresztą, o Tamilnadu i Kerali, miejscach
gdzie nie mówi się hindi a kobiety pachną jaśminem, napisać jeszcze będę musiał.
Dojechałem do Tamilnadu w nocy.
Znalazłem kierowcę słynnego ambassadora, jadącego w tym kierunku.
Za parę rupi wziął mnie jako pasażera. Dotarłem do jakiejś wsi,
położonej niedaleko oceanu. Oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym
nie podążył od razu w tym kierunku. Robiło się już późno,
wykapałem się, położyłem na piasku...i nie wiedząc kiedy i jak,
zasnąłem. Musiałem być bardzo zmęczony, po dwóch dobach
praktycznie bez snu, zatrzymywania się w przypadkowych miejscach,
rozmów z tubylcami.
Obudziłem się gdy świtało, o dziwo,
całkiem wyspany i rześki. Noce są ciepłe w Tamilnadu, ciepłe i
wilgotne jak usta pozornie tylko niewinnych kobiet. Dają odprężenie,
dają ukojenie.
Obudziłem się i przeciągnąłem, aż
chrupnęło mi w stawach. Poczułem jak burczy mi w brzuchu i
pomyślałem, że musiałbym zdobyć coś do jedzenia. Zapewne w
najbliższej wiosce jacyś ludzie chętnie podzielą się z kolejnym
podróżnikiem owocami i ryżem za horrendalne w ich mniemaniu ceny.
Nie przejmowałem się tym więc.
Ale najpierw joga. Trzeba było
rozbudzić ciało, rozbudzić serce, powitać słońce. Przez godzinę
„katowałem” swoje ciało, na tej cudnej plaży, by wreszcie
zasiąść w pozycji lotosu i uspokoić oddech. By oddalić się w
swoje wnętrze.
I z medytacji wyrwał mnie ten kobiecy,
mocny głos.
Otworzyłem oczy i podniosłem głowę
ku górze. Zamajaczyła przede mną niewyraźna sylwetka. Pech
chciał, ze właśnie intensywnie świeciło wstające leniwie z
oceanu morze. Poraziło mnie światło, co przy mojej wadzie
niezwężających się źrenic jest wyjątkowo nieprzyjemne.
Osłoniłem więc oczy dłonią i wtedy ją zobaczyłem.
Wyjątkowo wysoka kobieta, ponad 185 cm
wzrostu, szczupła ale umięśniona, ze sprężystym ciałem. Oho,
ćwiczy też jogę. To widać po ciele, gdy ktoś wiele lat
praktykuje tą sztukę, poza tym, do cholery...jesteśmy w Indiach!
Tutaj joga to codzienność. To stały element życia.
-Nie, nie jestem- odpowiedziałem
zaskoczony. -Czemu miałbym być?- zapytałem.
-Dużo tu ćpunów udających
natchnionych. Wiesz, echa boomu hippisowskiego na Tamilnadu w latach
70- tych.
Milczałem, przepatrując się jej.
Wysoka i mocno zbudowana, biła z niej dziwna energia. Energia, która
nadawała jej twarzy pięknego rysu. Nie można było określić
jednoznacznie jej wieku. Jakby czas był w jej ciele falą. Momentami
jej twarz miała 40 lat, momentami 17. Blondynka, z ładnym
uśmiechem, ale z pewną rezerwą. O co jej mogło chodzić?
-Mogę się przysiąść?- nie czekając
na potwierdzenie albo na delikatne podziękowanie za towarzystwo
usiadła naprzeciwko mnie. Jak typowa Azjatka. Odruchowo przysiadła
na stopach, jak Japończycy czy Tajowie. Oho, pomyślałem- musi od
jakiegoś czasu siedzieć w Azji. Żaden Europejczyk nie przysiada
odruchowo w ten sposób, a na pewno nie wytrzymuje długo w tej
pozycji, jeśli ze smakiem Azji i jej doznaniem nie ma do czynienia
na okrągło albo przez dłuższy okres w życiu. - Irina-
przedstawiła się wyciągając rękę.
-Moje imię może sprawić problem-
zaśmiałem się- Kordian.
-O, jesteś z Polski!- wykrzyknęła z
uśmiechem.
-No tak, przyjechałem na urlop można
powiedzieć. Znasz Słowackiego?
-A znam. Dużo literatury znam. Ja
jestem z pochodzenia Rosjanką. Ale tu mieszkam.- powiedziała
przyjrzała mi się badawczo.- Ale nie przyjechałeś to do żadnego
hotelu jak typowy turysta, co?
-Owszem, nie, skąd wiesz? -przeszedłem
na rosyjski. Wybałuszyła oczy, ale nic nie powiedziała, od razu
podłapując tylko to, że znam język i zaczynając samej mówić po
rosyjsku.
-Widziałam jak śpisz na plaży. I
widziałam jak uprawiasz jogę.
-Obserwowałaś mnie? -zaśmiałem się
z przekąsem.
-Tak. I dlatego postanowiłam zagadać.
Jesteś hinduistą, buddystą? Wyznawcą dźinizmu?
-Żadne z powyższych, chociaż bardzo
szanuję i kocham oba wierzenia.
-Muzułmanin?
-Też nie.
-Ateista?
-Nie- roześmiałem się znowu.
-To kto?
-A czy to ma znaczenie? To trochę
trudno wyjaśnić.
-To wyjaśnij!- zażądała, patrząc
mi w oczy i robiąc buzię w podkówkę jak mała dziewczynka. Czy
mogłem odmówić tym wspaniałym, roziskrzonym oczom?
Zacząłem mówić. W co wierzę, czym
jest dla mnie medytacja, joga...słuchała zafascynowana. Naprawdę,
ona SŁUCHAŁA. Patrząc człowiekowi w oczy, nieruchomiejąc jak kot
wpatrujący się w ptaki na drzewach, strzygąc uszami, przeżywając
to, co się mówi, każde słowo. Zadając pytania, jeśli coś jest
niejasne, jak małe dziecko.
Człowiek nie chce aż mówić, ale to
się z niego wylewa- to fascynująca właściwość Iriny, której
nikt się nie może oprzeć, jak się potem przekonałem.
Mówiłem tak i mówiłem, aż
zaburczało mi w brzuchu. To wyrwało Irinę z tego bezruchu
słuchacza.
-Jesteś głodny?
-W Indiach nie można powiedzieć, że
się nie jest, prawda?
-Prawda. Chodź na śniadanie.
Co miałem do stracenia? Obok był
człowiek z niesamowitą energią, człowiek w którym, jak miałem
wrażenie kryła się jakaś tajemnica, człowiek sympatyczny.
Wstałem i poszedłem za nią, zaciekawiony, gdzie mnie to
zaprowadzi.
Po drodze dowiedziałem się, że Irina
prowadzi ośrodek jogi i odnowy duchowej. Nie wiem, czy dokładnie
tak można nazwać to miejsce, bo nie oddaje jego atmosfery.
Najlepiej czym jest to miejsce, widać na tych zdjęciach chyba:
To przyjaciele Iriny, którzy z nią
współpracują, niektórzy są gośćmi. Do tego miejsca zjeżdża
wiele osób chcących w Tamilnadu dotknąć trochę ducha,
namacalnego ducha, który tkwi w jego świątyniach i ludziach.
Piękne miejsce, gdzie z każdym można się porozumieć. Gdzie
wspólnie je się rękami, gra na europejskich i indyjskich
instrumentach razem, gdzie śpiewa się, modli, gdzie kocha się
życie. Piękne miejsce pięknych ludzi.
Może dlatego, że osoba która je
stworzyła jest taka właśnie. Cudowna. Irina.
Długo mógłbym opisywać każdego z
ludzi, każdą historię. Każda jest warta poznania.
Nic dziwnego chyba, że tam zostałem,
póki nie musiałem ruszać na samolot? Wsiąkłem na dobre. W ten
inny rodzaj Indii, w ten rodzaj Indii nieindyskich, a poszukujących.
Owszem, w ośrodku pracowali i spali, modlili się nie tylko
Europejczycy ale i Hindusi. Ale pewne poszukiwanie w tym kraju, w tym
miejscu tego, co takie emferyczne w domu zwanym Europą dominowało.
Może sama Irina to sprawiała.
Wieczorem dowiedziałem się, że ma 34
lata -chociaż, naprawdę nie wygląda -i pochodzi z samej Moskwy.
Jej historia nie była wesoła.
Opowiadaliśmy sobie swoje życie. Nie
wiem, jak to się stało. Jak obcej osobie potrafiłem pierwszego
wieczora powiedzieć to, czego nie mogłem powiedzieć najbliższym
mi nieraz ludziom, tym, których znam latami?
Tak po prostu, tak, ojciec mnie prawie
zabił, tak, miałem pewne problemy, tak, wychodzę z tego. Jak ona
mogła mi tak po prostu powiedzieć rzeczy tak intymne, od razu? Jaki
cuda działy się tej nocy? Czy sprawił to ocean, czy język o
wspólnych korzeniach, czy wypatrujące czegoś więcej nawzajem w
sobie oczy?
Irina gdy miała 16 lat uciekła z
domu. Miała dość bicia przez wiecznie zapijaczonego ojca, typowego
robotnika rosyjskiego, mającego twarde serce i dłonie. Do dzisiaj
nosi blizny. Jak ja, pomyślałem wtedy.
Błąkała się długo. Spadła na dno,
zaczynała ćpać. W Moskwie wbrew pozorom, w tamtych czasach nie
było trudno o narkotyki. Tylko trzeba było wiedzieć gdzie szukać
i czym zapłacić, powiedziała, patrząc na mnie wymownie. Kto
powinien, ten zrozumie.
Ale znaleźli się ludzie, którzy nie
pozwolili z dna spaść jeszcze niżej, do samego piekła. Trafiła
na odwyk, zmuszono ją do nauki w szkole. Zwykłej zawodówce. Wtedy
odkryła, że lubi się uczyć. Zaczęła czytać, uczyć się
języków do których jak się okazało ma ogromny talent, kupowała
dużo książek. Literatury klasycznej i książek podróżniczych.
Zaczynała marzyć.
Zakochała się. W wieku 21 lat wyszła
za mąż. Na początku było jak w niebie. Był czuły, kochający.
Ona coraz bardziej się przed nim otwierała, opowiedziała mu, jak
zarabiała na ulicy. Nie przeszkadzało mu to, nie wtedy. Delikatny
poeta o ładnym sercu, jak to powiedziała. Ale mieli problemy
finansowe. On zaczął się upijać. Wykrzykiwać, że może powinna
znowu zarabiać ciałem. Dręczył jej duszę. Aż pewnego dnia
zaczął dręczyć jej ciało. Zaczął ją bić, całkiem jak
ojciec. Gdy pewnej nocy przyszedł do niej pijany i zgwałcił ją
aerozolem, bo nie „stawał na wysokości zadania” po pijaku,
Irina postanowiła odejść.
Znowu uciekła. Znowu błąkała się,
tym razem po ośrodkach dla bitych kobiet, które w Moskwie nie
działały jak powinny. Ale tym razem Irina nie zapomniała o tym, że
może marzyć, jak sama powiedziała, gdy siedzieliśmy nocą na
plaży. Pracowała. Zaczęła się pilniej uczyć języków, których
zna obecnie płynnie siedem, w tym -hindi i tamilski. Zaczęła się
fascynować jogą, Indiami. Hinduizmem. Buddyzmem. Przestała jeść
mięso. Zaczęła wierzyć, że cierpienie może nas zmienić na
lepsze. Żyła w ascezie jakiś czas, zgoliła włosy na znak
duchowej przemiany. Zaczęła zbierać pieniądze.
Wzięła rozwód. On śmiał się z
niej na sali sądowej, mówił, że jest dziwką. Pytał kto ogolił
jej głowę za karę, jak to kurwą się goli. Nie płakała.
Zaczęła żyć jako silna, samodzielna
kobieta, na którą już nigdy żaden mężczyzna nie podniesie ręki.
Której nikt już nie złamie.
W wieku 25 lat po raz pierwszy
pojechała do Indii, na miesiąc. Po dwóch latach rzuciła wszystko
w Moskwie i przeprowadziła się na południe tego kraju. Na początku
nie było łatwo. Inna kultura, całkiem inaczej dotycząca
człowieka, gdy miesza tu, a nie tylko odwiedza. Zarabiała w jakimś
przedsiębiorstwie turystycznym, oprowadzając angielskich i
rosyjskich turystów w Kerali, pokazując im słonie i wkurwiając
się nieraz na ich powierzchowność.
Cały czas po cichu doskonaliła
swojego ducha.
Po dwóch latach pracy założyła ten
ośrodek. Jej miejsce na Ziemi. Jej raj, jej dom, którego szukała
kiedyś, błąkając się, zaćpana w Moskwie. Jej domu nie można
było odnaleźć. Niektórzy ludzie muszą sami stworzyć sobie
własne miejsca pod niebem. Takim, jakie najbardziej kochają.
Irina nieraz pomaga ludziom. Dlatego
zapytała mnie na wstępie, czy jestem ćpunem. Jednej osobie
uratowała tak duszę, ślicznej, roześmianej Annice, z którą
wyglądają jak siostry i która teraz z nią współpracuje:
Miłość jest lekarstwem? Owszem, na
pewno. Ale czasem to nie jest ta zwykła miłość, której na co
dzień szukamy. Może lekarstwem na wszystko jest miłość do
świata. Miłość samego siebie, każdej istoty. Miłość bogów i
energii. Jedna wielka miłość, jeden wielki ocean miłości...wtedy
go poczułem. Ale resztę zachowam dla siebie. Pewnie historie są
tylko dla nas, zakopane w tajemnicy naszego szczęścia.
Tamtej nocy powiedziałem Irinie, ze
jest cudownym, silnym człowiekiem i że ją podziwiam. Zapytałem,
czy mogę komuś o niej opowiedzieć. Czy mogę o niej napisać. Czy
mogę przekazać komuś, jaka jest wspaniała. Bo to jej historie.
Część jej zostanie w moim tylko sercu i z nikim się nie podzielę,
część naszej historii będzie tylko dla mnie...ale to...czy
mógłbym?
Spojrzała na mnie całkiem poważnie.
Z lekko wilgotnymi oczami. Sama nie wiedziała, czemu mi to
opowiedziała, rzekła, ale jeśli chcę..jeśli chcę to mogę. Bo
chociaż w tym życiu nie było dużo ładnego, to teraz jest
pięknie.
-Może warto, żeby ludzie wiedzieli,
że zawsze mają szansę?-zapytała wtedy- że nigdy nie jest za
późno? Że zawsze trzeba marzyć?
Milczałem.
-Ty weźmiesz moją historię, Rabbit,
ale ja wezmę twoją.
-Jak to?
-Po prostu. Ja wezmę historię tego
chłopaka, który tak poniżany, tak krzywdzony, mężczyzny który
wie co to strata, a mimo to ma w sobie radość i nie daje się
zamknąć w klatce. Nie rezygnuje. Jesteśmy podobni, wiesz?
-Wcale nie- zaprzeczyłem szybko. - Ja
to tylko ja, nic godnego podziwu, ty jesteś przecież...
Przycisnęła mi palec do ust.
Przeszedł mnie dreszcz. Jej dotyk był jak porażenie prądu, jej
ciało zdawało się iskrzyć, naelektryzowane gorącym i wilgotnym
powietrzem. Powietrzem jak kobiece usta.
-Deal?- zapytała uśmiechając
się, patrząc mi głęboko w oczy.
-Deal- zgodziłem się pokornie,
wiedząc, że nic już nie powinienem mówić. Teraz każde słowo
byłoby profanacją. Powiedziane było już wszystko, co powiedziane
być miało. Teraz tylko dwa ludzie serca, dusze złączone pod tymi
gwiazdami. Pewnych rzeczy powiedzieć zresztą nie można. Za mało
słów.
Każdy zabrał cudzą historię, którą
może opowiadać. Którą może pokazywać, że życie zawsze trwa.
Bo wtedy to też zrozumiałem. Może
tego też nauczyłem się w Indiach, odkryłem. Bo chociaż nie
jestem nikim wyjątkowym, ot, żyję, mogę się kimś wyjątkowym
dla kogoś stać. Przez pewne pokrewieństwo w dawnym cierpieniu,
przez upartość. Zrozumiałem, że mimo wszystko jestem silnym
człowiekiem, choć tego do siebie nie dopuszczam. Ale w oczach Iriny
miałem taką samą siłę, jaką ona miała w moich tej nocy. Byłem
dla niej wyjątkowy ze swoją historią.
Ale moja historia jest to nieważna.
Widzicie, Irina jako cudowny człowiek pokazuje, że jak bardzo nas
się nie złamie, można wszystko poskładać. Każda blizna może
nas trochę zabija, ale i wzmacnia. Nigdy nie zapomni się pewnych
rzeczy, ja do dziś mam momenty gdy nie można mnie dotykać, bo zły
dotyk boli potem całe życie, ona do dziś nieraz czuje się brudna
i boi się uniesionej spontanicznie ręki- ale to nie znaczy, że
można przestać żyć. Nie zapomni się, ale idzie się dalej.
A ja wierzę, nadal wierzę nawinie, że
cokolwiek nas nie spotka, możemy jeszcze pięknie żyć. To wymaga
czasu, to wymaga nieraz odpowiedniego lekarstwa. Czy to obiektywnie
wielkie, czy małe tragedie. Czy to choroba zwana depresją, czy
bijący ojciec alkoholik, czy molestowanie, czy złamane serce, czy
problemy finansowe...ze wszystkim możemy sobie poradzić. Każdy z
nas ma wielką siłę. Siłę, by naprawdę żyć i śmiać się jak
wariat, wirować w tańcu i w pełni oddychać. Każdy ją ma tylko
nieraz trudno to odnaleźć.
Zresztą, to czy cię złamali,czy było
ci źle nie ma znaczenia. Może w życiu chodzi o to, żeby się
odważyć. Znowu, pozbyć się strachu. Może najważniejszą rzeczą
w życiu jest pasja, jest podążanie za marzeniami, niezależnie,
jakie przeszkody mamy na drodze.
Przekształć swoje marzenia w
rzeczywistość. To wszystko.
Ale jeśli ci źle, wyobraź sobie, że
siedzisz z nami na plaży i patrzysz w nasze oczy, jej niebieskie i
moje czarne, przede wszystkim te jej roziskrzone oczy, nieraz
śmiejące się a nieraz cholernie smutne...spójrz w oczy i powiedz
nam- jaką ty masz wymówkę?
Każdy może stworzyć własne miejsce.
Własny dom. Każdy może uratować swoje serce i być szczęśliwym.
Irina pokazuje, że ta moja wiara nie jest naiwna.
Bo ona jest szczęśliwa, z tym całym
swoim bagażem. Mówi, że nieraz brakuje jej pewnych rzeczy, tęskni
za pierogami i nieśmiało marzy o prozaicznej miłości, a jednak
największej, miłości między mężczyzną a kobietą. Czasem myśli
o dziecku, chociaż wie, że to może się już nie ziścić. Ale
jest szczęśliwa, tym spokojnym szczęściem, realizowaniem się w
tym, co kocha. W miejscu, które stworzyła tą niesamowitą siłą.
Irina powiedziała potem, że
znaleźliśmy się. Wywąchaliśmy jak psy, dlatego tak ławo było
nam rozmawiać. Ona bardziej znalazła mnie...ale może i mi coś na
tej plaży kazało zasnąć.
Tej nocy i kolejnej byliśmy dla
siebie. Dzieliśmy się przez chwilę dawnym się bólem i radością
rozmów, mistycznej i ekstatycznej chwili. A potem nad ranem można
było pić mleko z jednego kokosa i robić śniadanie razem z innymi
ludźmi.
Przez 4 ostatnie dni mojego pobytu w
Indiach byliśmy nierozłączni. Obserwowałem ją jak pracuje,
gotowaliśmy razem, ćwiczyliśmy tą cholerną jogę. Po prostu,
dobrze nam się ze sobą rozmawiało, tańczyło, dotykało,
pachniało, czuło nawzajem mentalnie. Przez 4 dni miałem wrażenie,
że minęły 4 lata, od kiedy ją znam. Każdy dzień jak rok.
Trafi nieraz swój na swego, co? Ona
już znająca swoje miejsce, ja jeszcze go szukający ale...
Gdy wyjeżdżałem powiedziała, że
żałuje, że dotarłem tak późno. Że to było niezwykłe i
dziwne. Że będzie tęsknić jakoś za tym wszystkim, tymi 4 dniami,
ale nie boleśnie. Będzie tęsknić w ten dobry sposób miłego
wspomnienia.
Nie tylko ona zatęskni, cóż.
I nie będzie czekać, ale będzie mieć
nadzieję.
Na co? Aż wrócę. Bo ona czuje, że
wrócę za parę lat. Inny. Bo może będziemy innymi ludźmi już,
ale ona ma pewność, że i wtedy znowu pójdziemy na plażę,
będziemy mówić godzinami, słuchać fal, spijać kokosowe mleko
zaraz po przebudzeniu prosto z otworu w twardej łupinie orzecha. Nic
więcej nie potrzeba.
Opowiadając daną mi opowieść
Layli
O tym, jak jej kości zostały
połamane
Młoty spadające na wszystkie
jej części
Dwa miesiące w zmarszczonym
okryciu
Wszystkie moje narzekania znikają
bez śladu
Jestem zawstydzona wszystkimi
moimi słabościami
Ona cieszy się z jednego dobrego
dnia
Tylko dlatego, że cierpiała.
W pełni żywa
Bardziej niż można
Gotowa na uśmiech i miłość do
życia
W pełni żywa
I ona wie
Jak uwierzyć w przyszłość.
Layla z tekstu tej piosenki jest żoną
przyjaciela wokalistki. Kobieta, która uległa wypadkowi, po którym,
okazało się także, że choruje na ostrą postać niezwykle
bolesnego artretyzmu zdarzającego się u młodych osób. Layla ma
dni, gdy nie może wstać z łóżka. Gdy nie może z bólu chodzić.
Mimo to nie poddaje się. Jest, jak mówi była już wokalistka
Flyleaf, jedną z najbardziej pozytywnych i uśmiechniętych osób
jakie zna. Najbardziej żywych. Chcących żyć, a nie tylko istnieć,
pomimo dawnego i obecnego bólu.
Każdy spotyka swoją Laylę. Irina
zostanie moją.
No i kurde rozkleiłam się. Sama nie wiem co dokładnie uderzyło w moje serce, ale nie mogę się pozbierać. Chyba zazdroszczę Wam tej siły, pogody ducha, optymizmu, wiary w życie i w tą całą miłość wszechświata. Jesteście pięknymi ludźmi...
OdpowiedzUsuńEj, bez rozklejania:) A może i się rozklejaj, nie wiem sam, czasem każdy ponoć musi.
UsuńWiesz, każdy ma w sobie wielką siłę. Każdy jest pięknym człowiekiem. Tylko nieraz pewne rzeczy w sobie trzeba po prostu odnaleźć. To wymaga czasu, wymaga wielu błędów. Ale każdy jest właśnie piękny. Zwłaszcza może być dla kogoś:)
Być może każdy ma, ale sztuką jest nie ustawać w poszukiwaniach. A ja chciałabym, ale mam wrażenie, że walę głową w mur i tylko robię sobie przez to krzywdę. Mam ochotę poddać się, usiąść pod tym murem po prostu... Zaczynam zdawać sobie sprawę, że bycie silną w moim przypadku to tylko poza, którą chcę by widzieli inni, a tak naprawdę jestem okropnie słaba i powoli przestaje mi zależeć, by inni postrzegali mnie tak czy inaczej. A Ty... emanujesz siłą, pozytywną energią, piszesz o ludziach, którzy też tacy są... Piszesz o innym świecie, który jest mam wrażenie zamknięty dla mnie. Stąd chyba to całe wzruszenie.
UsuńWiesz, każdy ma też moment że stanie w miejscu. Nikt z nas nie jest przecież żadnym herosem tak naprawdę. Wszyscy mamy gorszy okres, robimy sobie nieraz sami na przekór, bijemy głową w mur. To nigdy nie jest łatwe, ale może właśnie czasem starczy wierzyć, że nie jest niemożliwe:) Nie jesteś słaba, póki sama siebie taką nie widzisz:)
UsuńIm częściej czytam Twojego bloga, tym bardziej odnoszę wrażenie, że moje życie jest nieporównywalnie trywialne, a moje problemy - błahe.
OdpowiedzUsuńŻadne życie nie jest trywialne ani żadne problemy nie są błahe, jeśli nas bezpośrednio dotyczą:)
UsuńCudowna opowieść, wspaniałe spotkanie, cieszę się, że opowiedziałeś nam tą historię :)
OdpowiedzUsuńA ja się cieszę, że mogłem cóż...spotkać i opowiedzieć:) Że mi było dane.
UsuńWspaniała historia, nie wątpię, żeby było to niesamowite i jakże owocne spotkanie. Chciałabym poznać taką własną Laylę, chociaż dotychczas czasami trafiałam na jakieś jej cząstki w różnych osobach, które miałam okazję spotkać. Cieszę się, że chciałeś się tym z nami podzielić, ponieważ to jeszcze bardziej umacnia tę moją, jak również sadziłam, naiwną wiarę, że co by nie było, warto walczyć i warto żyć, tak prawdziwie.
OdpowiedzUsuńOwszem, było. Przynajmniej w moim świecie:)
UsuńCzasem ktoś jest dla nas całkowicie takim bohaterem..może najważniejsze są nieraz te cząstki, zamknięte w każdym z ludzi. Bo przede wszystkim może je powinniśmy się nauczyć dostrzegać nieraz?
Chyba tak. Dlatego staram się widzieć w każdej poznanej osobie coś więcej, niż tylko zewnętrzną otoczkę. Od innych można się naprawdę wiele nauczyć.
UsuńOtóż to:) Wiesz, to pięknie choć próbować patrzeć nie na człowieka, a w człowieka.
UsuńPłakałam czytając tego posta, sama nie wiem czemu. Nie wzruszył mnie, nie uniósł nad ziemię, bo wiesz, zwyczajnie nie chce mi się wierzyć w takie historie (przepraszam), ale nawet nie zauważyłam, jak na nadgarstek spadła mi łza. Samoistnie, a może właśnie z powodu braku wiary. Nie wiem no.
OdpowiedzUsuńA ja rozumiem o co ci chodzi. Bo sam nieraz spotykając pewnych ludzi, rozmawiając...aż nie dowierzam. To nie dociera w pierwszym momencie, napotyka bariery, mówiąc, że coś takiego bywa niemożliwe...a jednak. Jednak to się zdarza i uderza w coś innego. Nie w naszą logikę, a serce.
UsuńOwszem, coś w ten deseń. Tylko mi się czasem wydaje, że serce to tylko mięsień. Wszak wszystko, co czujemy jest filtrowane przez mózg. Mózg bez serca byłby niczym i odwrotnie.
UsuńPS: Wydaje mi się, że pierdolę od rzeczy, także jak coś to ignoruj to. Zaczęła mi się alergia na pyłki i jestem non stop na lekach anty-alergicznych, które przymulają totalnie zwłaszcza psychicznie.
UsuńA dla mnie nie jest to jakieś pierdolenie od rzeczy bo mnie zawsze zastnawia...gdzie jest dusza? Czym czujemy? Wiesz, Jasnorzewska pytała kiedyś "A jeśli serce jest tylko mięśniem- to cóż po urodzie wszechrzeczy?" i ja tak trochę pytam razem z nią. I patrząc na to wszystko, co dzieje się nieraz z sercem, co dzieje się choćby z pamięcią ciała- nie umiejscawiałbym czucia tylko w mózgu. Może to centrum dowodzenia, ale jak wyjaśni pamięć tkankową u ludzi po przeszczepie ( choć nie każdy w to wierzy, ok) albo syndrom takotsubo, czyli złamanego serca ( tak, to syndrom czysto medyczny, wywołany zawodem miłosnym, serce zamiera po stracie ukochanej osoby, przestaje "chcieć" pracować, samo z siebie)? Dla mnie w każdej cząstce mnie jest czucie. Tylko mniej lub bardziej wyraźne. A może to kwestia, jak pozwalamy sobie czuć:)
UsuńNo, no, choć z drugiej strony jeśli w człowiekowi się rodzi jakaś emocja, to wydaje mi się, że kij z tym, jakie jest jej źródło. Zwłaszcza, jak jest to coś pozytywnego, co sprawia, że nam dobrze. Cieszenie się chwilą i te sprawy.
UsuńI dokładnie - kwestia tego, jak pozwalamy sobie czuć. Ładnie to ująłeś.
Otóż to. Nie zastnawiamy się nad tym..nad tym myślimy chyba tylko wtedy, gdy nam źle...
UsuńWszystko znowu zależne od nas:)
Jezu, jakie to piękne. Dobra, wiem, mega oryginalna wypowiedź (rzuciłam okiem na poprzednie komentarze), ale serio, jakie ty miałeś, cholera, szczęście spotkać swoją drugą połówkę. Duchową, czy jaka by to tam ona nie była. Weź zabierz dupę w troki i tam wróć. Natychmiast!
OdpowiedzUsuńJa wiem, że miałem szczęście:) Ale to nie tak, jak może się wydawać:) I ja tam wrócę, jasne. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie ten moment, jeszcze muszę parę spraw załatwić że tak powiem..wyjaśnię to w innym wpisie, bo chyba za duzo by tutaj mówić, wiesz? I to było ogromne szczęście, ale nie pojmowane w taki sposób, w jaki niektórzy chyba myślą. To nie jest ten "dom":)
UsuńCudowna historia...
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć chociaż odrobinę siły i energii jaką ma ta kobieta...
Jeśli rzeczywiście istnieje coś takiego jak chemia między ludźmi, to z całą pewnością jest taka między Wami...
Chemia między ludźmi zdarza się nieraz wyjątkowa i nieraz ją trzeba po prostu docenić. Szczęście, gdy się ją odnajduje, gdy się rozumie drugą istotę jak siebie. A może i bardziej?
UsuńI tak naprawdę wszyscy mamy siłę i energię. Tylko nieraz musimy ją odnaleźć, sprowokować jakoś.
I Ty mi mówisz, że się naoglądałam za dużo filmów? Jak mam nie wierzyć w tę moją księgarnię po takim czymś? :D Bo to było niezwykłe, jak z filmu właśnie. I kurde, można spotkać kogoś niesamowitego, przeżyć jakieś połączenie dusz...? Jak widać, można :) Dobra, bo się wzruszam już xD
OdpowiedzUsuńDobra, ale ty byś musiała PÓJŚĆ tam o czym była mowa, słyszałaś o prowokowaniu losu?XD Poza tym ty mówisz o historiach miłosnych, a to taka nie jest XD To jest trochę..inny rodzaj złączenia. Także no. to nie bajka XD
UsuńDobra, jak się przeprowadzę to zacznę chodzić :P
UsuńNie, w swoim kontekście może i mówiłam o miłosnej, ale nie ogólnie. Bo kurde to jest tak niezwykłe, że już nieważne czy z tą miłością czy nie :D I dla mnie ciągle to bajka :D
No, to pasuje XD
UsuńTo teraz się rozumiemy że tak rzeknę:) Wiesz...po prostu życie jest bajką. I to nieraz, starczy się rozejrzeć dookoła:)
...albo ruszyć dupę xD
UsuńO, to też! XD
UsuńFaktycznie coś jest w tym wpisie, że łapie za serducho..
OdpowiedzUsuńCóż, to chyba dobrze:)
UsuńTak mi się ciepło na sercu zrobiło jak to czytałam. Ach, zakochałam się w Waszej historii. :) Wspaniale poznawać takie osoby, z którymi od pierwszych chwil łapie się wspólny język i nie tylko.
OdpowiedzUsuńNigdy nie jest za późno - moje motto życiowe. "Nikt nie może cofnąć czasu, ale każdy może zacząć od nowa." - według tego staram się żyć. Cieszę się, że ktoś myśli tak jak ja.
Owszem, to nieraz najwspanialsze uczucie, poznawać kogoś, kto rozumie cię nawet chyba lepiej, iż ty sam siebie. Gdy wiesz, że możesz powiedzieć wszystko. Przyjaciel z przeznaczenia? Chyba tak można to określić:)
UsuńOtóż to. Zawsze mamy jeszcze szansę, nadzieję. Póki po prostu mamy siebie samych:)
Ale pięknie to nazwałeś - "przyjaciel z przeznaczenia". Bardzo wymowne i takie... wymarzone. :) Ogromnie Ci zazdroszczę, Kordian, że spotkałeś na swojej drodze taką osobę.
UsuńNie ma co zazdrościć:) Bo na ciebie też czeka wiele wspaniałych osób, które po prostu "wyczują ciebie", a ty je:)
UsuńAntisocialParanoik dobrze prawi... A jeśli Irina jest Twoim domem? I proszę, nie porównuj i nie umniejszaj swojego cierpienia.
OdpowiedzUsuńNie jest:) Potem to wytłumaczę pewnie i tutaj:) Ale wrócę tam, wrócę. Bo to dobre miejsce i już tęsknię.
UsuńCóż, akurat mogę to robić w takim sensie, że jednak hm...to nie ma nieraz znaczenia. Są dni i miejsca, gdzie po prostu nie ma to znaczenia:)
Może potrzebujesz tych paru lat, by zrozumieć, a raczej poczuć. A może już na zawsze jesteście przyjaciółmi, bytami idealnie równoległymi... Myślę też, że "każdy dzień jak rok" można interpretować na niekorzyść znajomości. Tak czy inaczej, ogromna oszczędność czasu ;) i nie musisz nic tłumaczyć - chyba że chcesz odebrać romantyczkom ostatnią nadzieję na WNM
UsuńWszystko możliwe, nie mówię, że nie:) Dopuszczam wszystkie możliwości i scenariusze jednak. I to też prawda, bo jeśli coś jest za intensywne nieraz za szybko się wypala.
UsuńNa co?XD
Wielką Nieskończoną Miłość - taką która trwa i obustronnie karmi, a nie pozostaje wspomnieniem romansu
UsuńA, dobra, to też jestem romantykiem, ale to nie nowość chyba:)
UsuńOdłożyłam na chwilę notatki, myślę sobie "a, sprawdzę co w blogosferze." Zaglądam do Królika. I wiesz co? Powiem Ci jedno słowo: Dziękuję. W tej przedegzaminowej niedoli uśmiechnęłam się dziś raz dzięki Patrykowi. Teraz drugi raz dzięki Tobie, a właściwie dzięki Wam :) Aż mnie oko przestało boleć (prawie :))
OdpowiedzUsuńMożesz się śmiać, ale Twoje opowieści z Indii czytam jak zaczarowana, serio :) A najpiękniejsze w tym wszystkim jest dla mnie to, że poznajesz ludzi - takich ludzi, jak Irina. Ludzie, którzy mimo przejść chcą kochać świat, a nie go nienawidzić. Gdy o takich ludziach czytam, dostaję pozytywnego kopa i jeszcze bardziej chcę w nich wierzyć.
A co do podrzucenia kawy w termosie - to całkiem niezły pomysł ^^ Aczkolwiek mam nadzieję, że będę tam koczować jak najkrócej :)
UsuńWięc hm..cieszę się, że mogłem (mogliśmy, w sumie) jakoś podnieść cię na duchu i zmobilizować przed nauką, pracą. W sensie no, działaj, nie poddawaj się- o to przecież tutaj chodzi dziewczyno:) Może o to po prostu nieraz chodzi też w życiu:)
UsuńWiesz, tak naprawdę dużo jest pięknych ludzi. Każdy ma w sobie coś pięlnego, każdy ma siłę..tylko nieraz to jest schowane. Ale to nie szkodzi, bo można i tak to dostrzec:)
Hm...jakby co ja pracę kończę koło 15-15.30 więc z kawą mógłbym być koło 16-16.30 jakoś...no nie wiem, jak chcesz to możesz mi maila podać, to ci dam swój nr XD W sumie i tak na zapas się przyda XD
I nie zamierzam się poddać :) Zdaje mi się, że dużo umiem, uczę się jeszcze tylko francuskiego wypowiadania słówek - głównie francuskich placów i ulic, bo na to jest uczulona, no a cóż... to egzamin ustny ^^ Dużo faktów kojarzę i idę tam z nastawieniem, że od jutra zaczynam wakacje - z kampanią wrześniową, lub nie. :) Zresztą... ten egzamin nasunął mi - o dziwo - sporo pozytywnych przemyśleń (a przede wszystkim uśmiech, zamiast przerażenia), którymi na pewno się z Wami podzielę i staram się ich trzymać :) choć serio... materiału i stresu więcej, niz przed obroną ;)
UsuńJasne, że tak! Każdy człowiek jest na swój sposób piękny i ja żyję z takim przekonaniem, by te piękno dostrzegać. Czasem jest trudno, ale przecież... ile piękna tkwi w zwykłym uśmiechu :)
Chłopie XD o tej godzinie to ja planuję wracać do domu, ewentualnie świętować nad Rusałką (oby pogoda dopisała!) Ale doceniam Twe szczere chęci ^^ Koleżanka z którą wchodze na egzamin chce koczować już od 6:00 :D ja na Ogrody dotrę ok 7:30, więc jest nadzieja, że szybko tam wejdę i szybko wyjdę. A mój mail to: joannask90@gmail.com - daj znać, napiszę Ci sms'a, czy zdałam, czy nie ^^
To ja swoje już ci na mailu napisałem, a tak to cóż...czekam na posta w takim razie, na przemyślenia, bo jakby nie było, trudne momenty nieraz rodzą najlepsze myśli:)
UsuńNie dziwię się , że ludzie tak lgną do Ciebie i słuchają Ciebie jak oczarowani. Irina wydaje się być hmm niezwykłym człowiekiem i szczerze podziwiam ją.
OdpowiedzUsuńPojechała Irina do Indii, podziwiać Indie a tu spotkała Kordiana i Indie nagle przestały być takie ciekawe :P Taki mi się skrót tej historii nasunął :P
OdpowiedzUsuńI jeszcze miałam coś .... a! Podziwiam Cię, że byłeś głodny i zamiast iść coś zjeść wolałeś przez godzinę ćwiczyć jogę! :D
A nie, to chyba kiepski skrót jak dla mnie, w moim osobistym odczuciu jednak XD
UsuńNo, wiem XD Chociaż wiesz, joga powinna być na głodnego zasadniczo.Więc tak naprawdę nie ma co podziwiać:)
Czemu na głodnego? :P
UsuńBo ciało lepiej funkcjonuje, to się wiąże z autonomicznym układem nerwowym...i wiesz, kolki nie dostaniesz XD I zadyszki XD
UsuńHehe, coraz częściej słyszę historie, że dwoje ludzi (powiedzmy - z sąsiedztwa), musi przepłynąć na drugą półkulę, żeby się spotkać ;-) Kto wie, może rzeczywiście kiedyś tam wrócisz i stworzysz swój nowy dom. A do tego czasu pozostają telefony i internet :-). Nieważne. Piękna historia i dzielna dziewczyna - umiała przekuć własną krzywdę w dobre, spełnione życie.
OdpowiedzUsuńA to też coś w tym jest. Chociaż, z nas żadne sąsiedztwo nie było, może korzenie słowiańskie, ale tak to nie bardzo XD Najpierw dom trzeba stworzyć w sobie, jeszcze to chyba tutaj na blogu będę musiał wyjaśnić:)Ale wrócę tam na pewno, kiedyś:) Po prostu, dobrze tam mi:)
UsuńI to prawda, jest piękna, tak najgłębiej piękna.
No może nie w tym wypadku nie było to dosłowne sąsiedztwo, ale tak jak powiedziałeś. W każdym razie obydwoje pokonaliście wiele kilometrów, żeby spotkać się w Indiach. A kiedy będziesz wiedział, że jesteś gotowy, że masz w sobie już ten dom? Może rzeczywiście o tym napiszesz coś więcej...
UsuńNie, żebym coś z Ciebie wyciągała, po prostu powiedziałeś A powiedz B itd. ;-)
No właśnie, nie jedno przyjechało do drugiego a był jakiś no...punkt wspólny.
UsuńMoże za parę lat, jak jeszcze zrobię pewne rzeczy, będę wiedział. Czym jest moja dharma, o czym też zresztą napiszę, tylko w sobie to jeszcze ułożę :)
I wiem, że muszę powiedzieć i nie unikam tego XD Tylko to trochę za długie na komentarz XD
Aha, a wracając do komentarza w poprzedniego posta, bo tam nie chciało mi się ładować tak, to prawda, że w Indiach często jest problem z toaletą, z bieżącą wodą i tak dalej. Nieraz ludzie załatwiają się wprost na ulicy, np. w Bombaju i nikogo to nie dziwi
Aj... Nie wiem co tak naprawdę powiedzieć...
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od końca,że uwielbiam tą piosenkę, ogólnie flyleaf lubię słuchać :) Osobiście czuję,że chcę żyć i robię wszystko by żyć a nie istnieć choć ostatnio widzę jak bardzo osłabia mnie moje ciało, ogranicza. Nie lubię tego.
Historia Iriny jest niesamowita, a zarazem tak wiele jest podobnych... Do połowy bo nie wszyscy potrafią się podnieść, znaleźć swoją drogę i szczęście.
I te zdjęcia są takie... Piękne, pełne energii, radości i pokusilam się,że miłości ale to pewnie dlatego,że jest zrozumienie, nić niesamowitego porozumienia.
A ja też ich lubię już od jakiegoś czasu, ale ze starą wokalistką właśnie:)
UsuńNie wątpię że nie lubisz..dlatego trzymam za ciebie kciuki. Żeby ci się poprawiło, żeby było lepiej po prostu. Żeby ciało było spójne z duszy pragnieniami:)
Ale jednak wielu osobom się udaje i może to powinnismy zauważać. Też dawać czasem dzięki temu ludziom szansę? Bo w sumie, jej też ktoś kiedyś dał, na samym początku.
No, to jest inny rodzaj miłości po prostu, o:)
A jest nowa ? :P ja tą właśnie co tu śpiewa, kocham ją. I znalazłam fajny utwór z Apokaliptyką jak śpiewa :) Mega!
UsuńMam nadzieję,że będzie spójne, ale wiesz.... Wczoraj ledwo wróciłam do domu, zdjęłam buty, próbowałam porozmawiać, skrobnęłam ostatkiem sił notkę i padłam :P Nigdy czegoś takiego nie czułam i się martwie bo badania w normie a ja padam. Nie wiem co robić, próbuje jakieś naturalne witaminy wcinać...
Może masz rację, częściej dostrzega się porażki... I chyba każda osoba, której się udało dostała jakąś szansę, wsparcie? Ja dostałam... Dlatego w sumie i mi się jakoś wiedzie coraz lepiej :)
Ale widać tą miłość... I tak patrzę sobie na te zdjęcie jakby z pięknego zakończenia romantycznego filmu z jakimś mega morałem o wiecznej miłości i przyjaźni xD
No, jest nowa, bo Lacey rodziła dziecko jakiś czas temu i kto inny wszedł na wokal, nawet nie wiem, jak się nazywa.
UsuńTo nie brzmi za dobrze, dlatego trzymam po prostu za ciebie kciuki, żeby okazało się, co ci jest i żeby można było coś z tym zrobić..ale zdradzę ci sekret, ostatnio też mam wrażenie, że pewna choroba może mnie ograniczyć ale no...w pt zobaczymy:) Dlatego troszkę zaczynam rozumieć twój strach.
I jasne, dostała, choć czasem nie takie oczywiste, jak bezpośrednio, konkretny człowiek. Różnie z tym bywa.
Ale nie, romantyczny film to nie był, nie pod tym względem XD
Oj, to trzymam kciuki :)
UsuńJa liczę,że to przez nowe leki hormonalne tak,że organizm się przyzwyczaja i przeziębienie. Nic poważniejszego. Mam nadzieję,że u Ciebie to też coś małego. Bo choć taka walka z chorobą potrafi sprawić,że jeszcze więcej robimy jej na przekór to jednak lepiej jak jej nie ma.
Ja dziś czuje się świetnie. Wczoraj nie byłam senna i nie spałam w połowie dnia :) I widzę,że ciało lepiej wygląda - 2kg :P Niby głupota ale... Daje otuchy. I nic nie boli. Więc mogę działać :)
Różnie, racja.
Ale wygląda jak romantyczny :P jeszcze taki "kostiumowy" wyglądasz jak rycerz :P Bo to Ty prawda? Nie wiem czy nie doczytałam (bo już byłam mega wzruszona :P ) i o...
Dzięki:) I mam nadzieję, że i u ciebie będzie już szło ku lepszemu:)
UsuńI zobaczymy w piątek, też mam nadzieję że to nie tak, jak myślę. No okaże się:)
Właśnie, daje otuchy. Nadzieja bywa najważniejsza nieraz:)Żeby mieć siłę na dalszą walkę:)
I tak, to ja :P I mi słońce w łeb grzało cholera XD
niesamowita osoba z tej Iriny.. nei każdy znajduje w sobie tyle siły do walki i woli do spełnania marzeń. podziwiam takich ludzi, bo sama nie wiem,c zy bym sobie poradziła w jej sytuacji.
OdpowiedzUsuńporadziłabym sobie. ale to by było trudne.
Tak naprawdę wszyscy właśnie mamy siłę, tylko musimy ją nieraz w sobie odnaleźc, mocno jej poszukać. Przynajmniej, ja w to wierzę, a łatwiej mi wierzyć, mając cóż...tak namacalne dowody. Że można.
UsuńTakie osoby podnoszą na duchu, że mimo wszystko można być szczęśliwym. :)
OdpowiedzUsuńOwszem, zawsze można, ja w to wierze. Pomimo trudniejszych momentów, gorszych dni..po prostu można.
UsuńJa sama w to wierzę i próbuję mimo mej obojętności coś robić. Chociaż pewnie smutek pomógłby mi bardziej :)
UsuńDlaczego pomógłby bardziej?
UsuńSmutek pobudza do działania jakoś. Obojętność... no w sumie jest ci obojętne co będzie i nic się nie chce. To egzystencja bez życia.
UsuńNo tak, obojętność to stanie w miejscu, czasem smutek jest..bardziej słuszny. W niektórych momentach, wcale nie jest też złym.
Usuńwzruszyłam się...jest co podziwiać, determinację i siłę żeby wygrzebać się z dna, że tragedie to nie wyrok na całe życie. o takich ludziach powinni mówić w szkole. znalazłeś taką bratnią duszę w zupełnie innej części świata, jakie to cudowne! może w przyszłości też wasze drogi się połączą? życie zaskakuje, jest totalnie nieprzewidywalne...
OdpowiedzUsuńa właśnie, napisałeś, że umiesz rosyjski. jak miło spotkać kogoś kto umie ten język, bo wcale nie jest tych osób tak dużo w porównaniu z niemieckim czy angielskim. sam się uczyłeś czy w szkole? ja na własną rękę uczyłam się jak byłam mała, ale to niewiele, ale powróciłam i od liceum z radością się go uczę, nie rozumiem jak można nie lubić tak przyjemnego języka!
Bo nigdy nikt nie ma wyroku na samo życie, dlatego cóż..skazani jesteśmy wtedy, gdy na to pozwalamy po prostu.
UsuńNogdy nie wiadomo, na pewno chcę tam jeszcze kiedyś wrócić, jeszcze to poczuć:)
Umiem, uwielbiam i ten język..chociaż niemiecki i angielski też znam XD I owszem, troszkę uczyłem się w szkole a potem już samo jakoś poszło:) Uwielbiam zwłaszcza nieraz piosenki po rosyjsku, słynne dumki, śpiewane przy ogniskach...
Takie spotkania są cudowne i czytając to, Indie coraz bardziej mnie zachęcają, chociaż przyznam szczerze, że wcześniej nie widziałam (dla mnie) niczego ciekawego w tym kraju, zdanie mi się zmieniło diametralnie, trzeba było trochę poczytać ;)
OdpowiedzUsuńLudzie są silni. Podziwiam. Wasze historie dały mi do myślenia, za dużo narzekam.
Hm..bo jak się nic o danym miejscu nie wie, a raczej nie nic a mało, to to nie może jakoś szczególnie pociągać:) Naturalna rzecz w sumie:)
UsuńCzasem po prostu w swoim własnym narzekaniu się gubimy, ja odnoszę takie wrażenie.
Cudowne. Brzmi jak coś nieprawdopodobnego, jak opowieść z bajki. Jednak ja wierzę, że to wydarzyło się naprawdę. Czuć tą energię, nawet ze zdjęcia Irina nią otacza. Coś niesamowitego, co porusza serce. Kiedy czyta się takie historie, własne problemy wydają się malutkie. A kiedy widzi się cząstkę Waszego życia, odwagę, doświadczenie i siłę, to jak kopniak moralny, by zrobić coś ze sobą i swoim życiem. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńWiesz, mi się wydaje, że po prostu ludzie zapominają nieraz, że samo życie- jest pewnego rodzaju bajką. Dlatego pewne rzeczy właśnie nieprawdopodobnymi się nam zdają. A tak nie jest, po prostu każdego życie jest historią, jest bajką właśnie- tylko trzeba nieraz dać temu życiu szansę, by się w nią zmieniło:)
UsuńI może dobrze, że taki kopniak nieraz jest:)
Fenomenalne, jestem tu pierwszy raz i od razu trafiam na tak genialny wpis. Po prostu brak mi słów, żeby opisać to, co czułam czytając o Irinie i Indiach. Fascynujące. Godne podziwu. Jakoś tak, tchnąłeś we mnie wiarę, dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńHm, cóż, to chyba dobrze, że tak te słowa zadziałały, cieszę się:)
UsuńNiesamowita historia. Ale ludzie otwarci tak jak Ty na świat, przyciągają do siebie wiele dobrego. I mam przeczucie, że jeszcze niejedną ciekawą historią nas uraczysz.
OdpowiedzUsuńWiesz, może coś w tym jest, bo to, co wysyłasz w świat, ile tyle wraca do ciebie:)
UsuńZ reguły jest tak, że łatwiej nam opowiadać o sobie ludziom przypadkowym niż takim, których znamy dłuższy czas. Historia niebywale piękna. "Każdy spotyka swoją Laylę" - mam nadzieję, że masz rację, bo chciałabym kiedyś spotkać swoją :)
OdpowiedzUsuńA nieraz też tak bywa, czasem ktoś obcy sprawia, że się otwieramy, jest łatwiej na niego pewne rzeczy przelać, to prawda:)
OdpowiedzUsuńTego ci życzę:)
Piekne... i smutne... Czy rzeczywiście trzeba czekać parę lat? Kolejny wpis, Ty się tam człowieku, znalazłeś!
OdpowiedzUsuńOwszem:) Znalazłem na pewno parę rzeczy, któych mi było potrzeba.
Usuń