O
przemocy wobec kobiet od jakiegoś czasu mówi się sporo i z dużym
naciskiem. Jednak, od jakiegoś czasu mam wrażenie, że to
„mówienie” nic nie daje. Ostatnio to temat o którym szepcze się u mnie w pracy.(dlatego pewnie, w pracy kończę to pisać.) Albo mówi głośno, na osobności, już bez krycia po kątach i szeptania Tematy stają się bliskie przez ludzi nam bliskich, chyba
właśnie dlatego przemoc domowa to temat mi osobiście bliski. Przemoc wobec dzieci, której doświadczyłem, przemoc wobec kobiet, którą widziałem. Bo chociaż
testosteronu u mnie więcej, niż estrogenów, przemoc wobec kobiet
też mnie boli. Dobra, możemy rzec, że boli mnie jakakolwiek
przemoc- czy stosowana wobec dzieci, czy kobiet, czy nawet przemoc
domowa stosowana wobec mężczyzn przez kobiety- bo ta istnieje,
jednak jest o wiele rzadszym zjawiskiem. Brzydzi mnie agresja,
wykorzystywanie pięści czy broni słów, zwłaszcza wobec
słabszych. Wobec tych, którzy obronić się ani nawet krzyczeć nie
mogą.
Ale
miało być o przemocy wobec kobiet. Może nie powinienem się
wypowiadać, bo jestem facetem? Ale to tego zaraz przejdziemy.
Miało
być o przemocy wobec kobiet. Najczęściej spotykanej chyba, od razu
obok tej dziecięcej. Najbardziej jaskrawej jak dla mnie. Istnieje
bowiem ona od zarania dziejów, stosowana była zwyczajowo, choćby
po to, by usankcjonować posłuszeństwo kobiety wobec mężczyzny.
Bicie kobiet było legalnym sposobem wymuszania uległości kobiet do
niedawna w Europie i choć wiele państw uznało ją za przestępstwo-
przyzwyczajenie zostało. Każdego roku miliony kobiet padają ofiarą
przemocy. Nie jest to problem tylko naszego „podwórka”, naszej
słodkiej Cebulandii- choćby, w uznanej za liberalną i w tej
kwestii rozwiniętą , Szwecji, co dwadzieścia minut mężczyzna
bije "swoją kobietę".
Wiecie,
że fizyczna agresja ze strony mężczyzn, którzy są blisko kobiet,
agresja ze strony mężów, chłopaków, przyjaciół, braci, ojców,
jest częściej przyczyną zranień i innych uszkodzeń ciała kobiet
niż wypadki samochodowe, napady i zgwałcenia ze strony obcych
napastników razem wzięte? Gdy widzi się to czarno na białym,
zaczyna troszkę przygniatać. Bo wbrew powszechnemu przekonaniu
sprawcami większości zabójstw, zgwałceń i ciężkich uszkodzeń
ciała nie są kryjący się w ciemnych zaułkach bandyci, nagle
wyskakujący z nożem zza rogu, lecz członkowie najbliższej
rodziny. 87% aktów przemocy, jakiej doświadczają kobiety stanowi
przemoc popełniana przez mężów i partnerów. Każdego tygodnia
dwie lub jedna kobieta zostają zabijane przez swoich partnerów.
Tych, którzy teoretycznie powinni być dla nich oparciem i ostoją
bezpieczeństwa. Ja przynajmniej widzę w tym naszą rolę. Może
seksistowsko i feministki mnie zakrzyczą. No, ale mówi się trudno.
Dlaczego
tak się dzieje? Przecież już dawno odeszło się od tego, że
kobieta nie musi tylko siedzieć w kuchni, rodzić dzieci, może
głosować i pracować. Ma konstytucyjnie zapewnione prawa. Coś
poszło nie tak. Coś szwankuje- w instytucji, prawie. A także w
naszej świadomości. Zwłaszcza, zdaje mi się, w świadomości
męskiej. I ja czuję się znowu odpowiedzialny, tą
odpowiedzialnością obarczony.
„Duże
znaczenie ma brak woli politycznej w zdominowanym przez mężczyzn.
Przemoc wobec kobiet jest wciąż w odbiorze społecznym postrzegana
wyłącznie w kategoriach psychologicznych, jako wynik zaburzeń
osobowości sprawcy, a nie w kontekście władzy i kontroli jaką
mężczyźni mają nad kobietami. Nie można również nie docenić
roli, jaką na stosowanie prawa mają powszechnie obecne w
świadomości społecznej stereotypy dotyczące przemocy wobec kobiet
i społecznie akceptowanych ról płciowych.”
Pomimo
tego, że nasz światopogląd społeczny się zmienił, obowiązuje
zasada bezstronności wobec płci w orzecznictwie sądowym,
światopogląd i poglądy tych co stosują prawo, nie pozostają bez
wpływu na sposób prowadzenia przez nich sprawy i wydawane
orzeczenia. A czasem owe poglądy są…niewłaściwie.
„Wymagania
stawiane kobietom pokrzywdzonym w wyniku przemocy są znacznie wyższe
od tych, jakie stawia się innym pokrzywdzonym. To one muszą
udowodnić swoją wiarygodność i przekonać funkcjonariuszy
policji, prokuratury i sędziów powątpiewających w prawdziwość
ich zeznań. Wśród przedstawicieli organów ścigania i wymiaru
sprawiedliwości powszechne jest przekonanie, że kobiety często
fałszywie oskarżają mężczyzn o przemoc lub gwałt; uważa się,
że kobiety zgłaszają przemoc, aby się zemścić, łatwiej uzyskać
rozwód lub zezwolenie na przerwanie ciąży.”
Poza
tym, przemoc wobec kobiet jest często po prostu usprawiedliwiana. Bo
ona go prowokowała. Bo ona zachowała się niewłaściwie. Nawet to
cholerne powiedzenie, które jeży mi wszystkie włoski na ciele- bo
zupa była za słona. Nienawidzę tego powiedzenia. Mój ojciec tak
sobie żartował, pijany, po tym, jak pierwszy raz uderzył moją
mamę. Winna jest kobieta, bo w jakiś sposób podjudziła mężczyznę
do podniesienia na nią ręki. Co gorsze, usprawiedliwiają się tak
nie tylko sprawy sami przed sobą. To samo słyszymy od
przedstawicieli instytucji odpowiedzialnych za przeciwdziałanie
przemocy, te same przyczyny wskazuje większość mężczyzn i
kobiet. Stereotypy, którym ulegamy sprawiają, że mamy skłonność
do doszukiwania się odpowiedzialności za przemoc po stronie samych
ofiar. Gdyby się inaczej zachowywały, lepiej wywiązywały z roli
żony i matki, nie przebywały w nieodpowiednich miejscach, mogłyby
uniknąć przemocy
Często
też mamy społeczną tendencje do oceniania „same sobie winne,
przecież mogą odejść”. A ja się zapytam- czemu ona ma odejść?
I gdzie ma się podziać? W domu, powiedzmy samotnej matki, w
przytułku dla bitych kobiet? Czemu nie eksmituje się sprawcy? Moja
mama, a przez to i my, mieliśmy szczęście. Było to miejsce, dom
moich dziadków. A nawet jeśli ma do kogo uciekać- to nie jest
takie łatwe. Gdy człowiek wychował się przy podobnej sytuacji,
wie o tym. W kobietach pokutują społeczne stereotypy. Nawet w tych
najbardziej światłych, wykształconych, z doktoratami i
prawniczkach.
„Dziewczęta
uczy są pokory, skromności a nie asertywności i umiejętności
walki o swoje prawa. Na łamach kobiecych pism możemy przeczytać
jak należy zaspakajać potrzeby mężczyzn i jak się o nich
troszczyć. To na kobiecie spoczywa odpowiedzialność za wychowanie
dzieci, stworzenie i utrzymanie dobrej rodziny. Jeśli w rodzinie coś
się nie układa, winą obarcza się kobiety. Podkreślanie przez
kościół katolicki nierozerwalności więzi małżeńskich w
połączeniu z mitami i stereotypami na temat rodziny sprawia, że
wiele kobiet "godzi" się na przemoc po to tylko, by
utrzymać rodzinę i nie pozbawiać dziecka ojca. Kobiety często
doszukują się winy w sobie: gdybym była lepszą żoną i matką,
gdybym inaczej się ubierała, nie wsiadła do tego samochodu....
Kobiety często bardzo surowo osądzają postępowanie innych kobiet.
"Mnie to się nigdy nie zdarzyło, to ona musiała sprowokować
mężczyznę" – powiadają.”
Oprócz
tego istnieje coś takiego jak toksyczny związek uczuciowy kata i
ofiary. Wiecie, że w psychologii uznaje się, że uzależnienie od
tej, nazwijmy to łagodnie, „ toksycznej miłości” jest
silniejsze niż związki emocjonalne w prawdziwej, spokojnej miłości?
Także nie oceniajcie pochopnie kobiet, że nie odeszły. Nieraz,
jestem ciekaw jak pyszczyłyby te wszystkie mądre panie mówiące,
że te, co zostają to idiotki, gdyby same były w takiej sytuacji.
Bo już takie pyszczenie słyszałem nieraz. I ot, mit solidarności
jajników trochę w moich oczach upadł.
Całe
otoczenie nie sprzyja przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, cała
otoczka mądrzejszych, którzy zamiast pomóc powiedzieć stop umieją
tylko się wymądrzać.
Jednak
mam wrażenie, że pomimo tego braku solidarności jajników jaki
często obserwuję...czegoś brakuje. Jakby cała sprawa przemocy
wobec kobiet była tylko kobiecą sprawą. Zawsze i wyłącznie. One
są bite, więc nie one będą uświadamiane...a to chyba nie o to
chodzi, co? Jako facet czuję się..pominięty, choć może to
zabrzmieć dziwnie. Znowu chyba się mentalnie kastruję na łamach
tego bloga. Znowu zostanę podejrzany o trzymanie się spódnicy. Nie
szkodzi.
Są
miliony kampanii mówiące o przemocy, miliony bilbordów ale…są
one głównie dla samych kobiet. A przecież wy ten problem znacie,
moje panie. Co, jeśli by też nam spróbowano coś powiedzieć, co?
Na pewno by nie zaszkodziło.
I
jakiś czas temu trafiłem przez znajomą na kampanię skierowaną do
panów:
Australijska
agencja ARCHIBALD/WILLIAMS zrealizowała kampanię z okazji White
Ribbon Day (25 listopada), z udziałem australijskich gwiazd rugby,
boksu i serialu "Underbelly Badness", zachęcającą
mężczyzn do przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Zleceniodawcą
jest organizacja White Ribbon działająca na rzecz walki z przemocą
wobec kobiet. Więcej informacji znajduje się na
stronie www.whiteribbon.org.au.
No
nareszcie! Ktoś, w dalekim kraju zrozumiał, że w przeciwdziałaniu
przemocy wobec kobiet
ważna
jest nie tylko świadomość kobieca, że powinna zgłosić
przestępstwo, ale i działanie innych mężczyzn. Panowie, pokażmy,
jak powinny wyglądać prawdziwe jaja, co?
Może
gdyby więcej z nas mówiło o tym, że przemoc jest tak naprawdę
chorą słabością, może gdybyśmy reagowali na bicie, a nie
przechodzili obok, może gdybyśmy reagowali na krzyki zza ściany-
coś by się zmieniło? Może odrobinkę choć?
Gdy
kobieta mówi o przemocy wobec kobiet jest to oczywiste. Jest
przecież egocentryczne, bo przecież chodzi o jej wolność, godność
i życie. Ale gdy mówi o tym facet? Może gdyby mój kumpel w pracy
( ha, dobre, pracuję z samymi kobietami. I jedna tego głosu chyba
by potrzebowała) nie akceptował, jak na jednym z filmów,
obscenicznych seksistowskich żartów, inny pan by się zastanowił?
Może, gdy kobieta zwróci uwagę, nie zrobi to na nim wrażenia, bo
jest przewrażliwioną histeryczką, ale gdy powie ktoś z jajami,
może i u troglodyty zacznie się jakiś proces myślowy? Może, do
cholery, przed kolegą będzie nam po prostu wstyd?! Może wreszcie
to też my, panowie, powinniśmy wziąć na tapetę temat przemocy
wobec kobiet i rozwiązać tę sprawę także we własnym gronie?
Nawet po męsku powinniśmy może sobie dosadniej wytłumaczyć, że
bicie słabszego wcale nie czyni z nas supersamca?( chyba dobrze że
do jego tytułu nie mam szans nawet pretendować...)
Bo
tak naprawdę, mimo wszystko, to ma znaczenie. Nasz głos właśnie,
mówienie o tym też w kontekście naszej płci. Miliony feministek
mogą zostać wyśmiane, przecież to takie modne i wesołe śmiać
się ze sfrustrowanych brzydkich bab, które nie lubią po prostu
chłopów i zazdroszczą im fallusa ( kocham ten stereotyp, kolejny
zresztą ) .
Ale
tych, co właśnie fallusa mają niektórym trudniej zignorować. Bo
baby się nie słucha, ale jak drugi samiec powie...no, może ucha
nadstawię. Wiecie, prestiż w męskim gronie, atmosfera aż od
testosteronu skisła, nagle pada wyznanie "że jej przywaliłem.
Mam nad nią władzę, kontrolę. " I nagle to spotyka się z
potępieniem. Opad szczęki, karp klasyczny zapewne u niektórych
samców.
Wiecie,
bo jest mi za nas wstyd. Tak po prostu, po ludzku wstyd. Że jesteśmy
wyposażeni często w pięści, ale w mózgi i serce już mniej.
Zaraz
też ktoś zapieje mi tutaj, że nie ma kumpli, co biją swoje żony.
Jasne, nie masz kumpli którzy siedzą w tym klasycznym białym
podkoszulku na kanapie i upijają się tak, że potem muszą się na
kimś wyżyć. Wszystko spoko, w twoim otoczeniu nie ma oczywistości.
Ale- chwila, chwila. Stop.
Może
tu pojawia się problem męskiej nieświadomości. A może... nie
tylko męskiej.
Będąc
jeszcze na studiach, podczas pewnej imprezy w akademiku byłem
świadkiem pewnej sceny. Alkohol leje się strumieniami, ona
nieprzytomna...a jakiś siedzący obok niej koleś zaczyna się
przystawiać. Klasyczna scena, przypomina wam to coś? Oto, obje
pijani, on ją maca, upija, ona coraz mniej przytomna...a potem on ją
wlecze do pokoju obok jak neandertalczyk swoją zdobycz. Dobrze
jeszcze, że nie za włosy.
Do
cholery jasnej. Dla mnie to przemoc wobec kobiet. Dla mnie to gwałt.
A wielu się z tego śmieje, że pan X odwalił to z tamtą „dupą”
na imprezie a ona nic nie pamiętała.
Raz
przepłaciłem reakcję na taką scenę soczystym krwotokiem z nosa-
nie za bardzo umiem się jednak bić. Drugi raz kiedy coś takiego
widziałem, na szczęście nie byłem sam, a z kumplem, który ma
podobne definicje jednak do moich. Tym razem no drugiej strony
ociekał szkarłatem.
Chodzi
mi w tym wszystkim też o to, że mamy problem, nadal mamy cholerny
problem nawet ze zrozumieniem tego, co może krzywdzić drugiego
człowieka. Jasne, nie jestem ekspertem, na pewno nie. Ale mam zamiar
postarać się sobie samemu pewne rzeczy uświadomić i należeć do
tych „dobrych chłopaków”. Moje ręce nie są do bicia.
Ilu
z was ma inne definicje? Ilu z was śmiało się z takich sytuacji na
imprezach. Bo to przecież nic takiego? No, ilu? I to nie tylko
panów. Ale i pań, bo przecież solidarność kuleje. A ona była po
prostu pijaną szmatą.
Ile
z was ma agresywnych wobec siebie albo dzieci sąsiadów? Wezwaliście
kiedyś policję?
Czy
któryś z was zareagował, gdy jakąś panią szarpano na ulicy?
To
dzieje się ciągle dookoła. Ale my nieraz nie chcemy widzieć.
Zatem,
powiem wprost- reagujmy, Chociaż to słowo staje się powoli
wyświechtanym sloganem, niech dotrze do naszych małych główek
Otwórzmy oczy na to, co się dzieje dookoła. Już nie tylko w
domach, ale w szkołach, na ulicach. To sprawa nas wszystkich.
Traktuj innych tak, jak chcesz, aby traktowano ciebie. Reaguj tak,
jak byś chciał, aby reagowano na twoją krzywdę. Niezależnie
jakiej jesteś płci, rasy.
Jesteśmy
równi wszyscy, jako ludzie-więc powinniśmy nawzajem się szanować.
A szacunkiem nie jest wykorzystanie słabości fizycznej drugiej
istoty.
Nie
będę owijał w bawełnę- fizycznie kobiety są często słabsze.
Dobra, natura zna takie przypadki jak jedna z moich sióstr,
trenująca boks tajski i wszystkie chyba możliwe sztuki walki po
kolei, moja siostra, która z rozpędu wybiła mi szczękę kiedyś
za głupi żart braterski ( ma skłonności do przesadzania, jednak),
a ostatnio pobiła „kolegę” z wf-u bo się do niej dostawiał.
Ale to wyjątki, nie ukrywajmy dano nam przewagę fizyczną, bo
mieliśmy chyba znosić wam mięso do jaskini. Dlatego może czasem
właśnie powinniśmy obronić waszą słabość. Tą pozorną, bo,
moje panie, ja to doceniam i widzę- macie też wielką siłę, ale
innego rodzaju.
Męska
siła i kobieca delikatność- powinny się uzupełniać. Dawać w
sobie spełnienie, a nie, być pewnego rodzaju przyczynkiem do wojny
i wytrychem otwierającym drzwi do piekła. I właśnie to my
panowie, jesteśmy tak ważni, by nie pozwolić innym tych drzwi
uchylić. Kobiecy krzyk sam w sobie niewiele zmieni, jeśli nie
zmieni się świadomość po tej drugiej stornie barykady. Naszej,
testosteronem ociekającej. Jeśli nie zmieni się wewnętrzne
przekonanie nas, facetów, że nasza siła może być wykorzystywana
jak nam się tylko podoba, jeśli nie zmieni się zachowanie
otoczenia, które wiecznie milczy- nie zmieni się nic. A chyba jest
jasne, co powinno być piętnowane. Na pewno nie za słona zupa, a
brutalny żart o tym, że zawsze powinna być na stole, gdy on wraca
do domu.
A
teraz mogę mieć tylko nadzieję, że pewna osoba posłucha głosu
rozsądku i jednak odejdzie. Bo ostateczna decyzja, nawet gdy wszyscy
dookoła reagują, tłumaczą, wzywają służby interwencyjne,
ostateczna decyzja zależy od samej „zainteresowanej”. Mogę mieć
nadzieję, że nie będę już widział siniaków gdy przypadkiem
odsłania rękawy podczas robienia kawy. Czasem boli, że nie można
zrobić już nic więcej, a to, co się zrobiło, wcale nie pomogło.
Można trzymać kciuki, że nie będzie już skóry naznaczonej
siniakami i pręgami
W
ogóle czasem mam wrażenie, że z tym naszym patrzeniem na przemoc
domową, przemoc jakąkolwiek jest trochę jak z tą piosenką, Luka.
Znajoma powiedziała kiedyś,że to taka fajna, wesoła piosenka.
Nigdy nie wsłuchała się w tekst. A wy, czy kiedykolwiek go
posłuchaliście, czy dla was to też była kolejna wesoła piosenka?
Często
nie chcemy słyszeć. Ale to tylko kolejny banał.
temat jednocześnie intrygujący, tabu i codzienny. ja jestem świadkiem przemocy wobec kobiet u mnie w rodzinie. za każdym razem się wtedy zastanawiam 'co taki mężczyzna wtedy myśli? czy on zdaje sobie sprawę z tego, co robi?' mężczyzna, który choć raz uderzy kobietę to wiadomo, że zawsze już będzie to robił. tak samo bicie płci pięknej pozbawia go męskości, a nie np. wykastrowanie z różnych przyczyn. jak dla mnie jest to niepojęte. przykro o tym słuchać... za każdym razem mam łzy w oczach, gdy o tym słyszę.
OdpowiedzUsuńdla mnie ten temat nigdy tabu być nie powinien. bo jeśli nie mówi się o pewnych rzeczach, to one się jeszcze dziczej rozwijają...ale jeśli to dotyka osobiście, to trudno pewnemu tabu się dziwić z drugiej strony.
Usuńmoże nie zawsze. ale tu potrzebna jest specjalna terapia, uświadomienie mu pewnych spaw, lata leczenia. bo skłonności do agresji i przemocy można po prostu leczyc. o czym też nie zawsze się mówi niestety.
Ja w ogóle wielu rzeczy nie rozumiem... Nie rozumiem kobiet, na które mężczyzna podniósł rękę, a one udawały, jak gdyby nic się nie stało... Ja bym na to w życiu nie pozwoliła.Szacunek musi być...Mężczyźni coraz bardziej mnie przerażają...
OdpowiedzUsuńwłaśnie dlatego pisałem wyżej o toksycznym związku kata z ofiarą i pokutujących w kobietach społecznych stereotypach. łatwo mówić w życiu bym nie pozwoliła, jeśli się tego nie doświadczy. zrozumie się człowieka tylko, jeśli nosi się jego skórę.
UsuńJak przeczytałam fragment jak broniłeś pijanych dziewczyn to z oczu zrobiły mi się serduszka :D
OdpowiedzUsuńA teraz na poważnie.
Moja mama też uciekła od ojca alkoholika, który prał ją za wszystko. Nie ważne czy na oczach dziecka, czy na oczach klientów w barze (rodzice mieli bar, w którym ojciec sobie żył jak w raju - nie ma to jak flaszeczka na wyciągnięcie ręki). Jednak inni faceci, jego koledzy to widzieli. Mówili mu, tłumaczyli. Nie raz on sam dostał wpierd..l od kogoś za to, że pobił moją mamę. Ale to go nie zmieniło.
Mówią, że jak facet bije kobietę, dziecko, czy w ogóle kogoś słabszego (osobę niepełnosprawną, młodszą) jest po prostu tchórzem i jest emocjonalnym słabeuszem. To brak jego wiary w siebie jest powodem jego agresji. I ja się z tym zgadzam.
Kiedyś widziałam, jak wysiadłam z autobusu, że do pewnej kobiety podszedł jej mąż i zaczął okładać ją pięściami. Gdybym ich nie znała byłabym odważniejsza. Ale i tak podeszłam i powiedziałam: niech pan ją w tej chwili zostawi! Facet spojrzał na mnie jak na idiotkę, z politowaniem, ale przestał ją okładać pięściami i coś tam zaczął do niej mówić. Wiedziałam, że ona go wyrzuciła w domu, ona była przestraszona, ale raczej wolała, bym nie wtrącała się w jej sprawy. Jestem w końcu młodsza od jej córek.
Mam koleżankę, która "wpadła" i mieszka z chłopakiem, który ją bije. Uciekała, wracała, odchodziła i wróciła. I tam mieszka. Bo go kocha. W takim przypadku nigdy nie stanę w jej obronie, bo ona sama się na to zgadza.
Nie ma jednego, prostego rozwiązania na żadną przemoc. Każda sytuacja jest inna, każde rozwiązanie jest inne, niemniej jednak wierzę, że zawsze jest jakieś wyjście z tej sytuacji.
I jeszcze jedno - apropos polskiego prawa - mówię to jako prawie prawnik, przynajmniej z zamiłowania :P W Polsce mamy świetne prawo. Ono naprawdę chroni kobiety, ale chroni też i mężczyzn przed niesłusznym oskarżeniem. Czytałam książkę opartą na faktach autentycznych, którą pisała kobieta, obecnie siedząca w więzieniu za nieumyślne zabicie męża, który gwałcił jej dziecko i był seryjnym mordercą. Nie pamiętam tytułu. Wiem, że to dziecko wychowuje teraz matka tego seryjnego mordercy i gwałciciela, która ukrywała swojego psychopatycznego syna przed policją. A kobieta zbiera podpisy by wyjść przedterminowo z więzienia i zająć się synem. To była STRASZNA książka.
bez serduszek proszę, nadmiar słodyczy mdliXD
Usuńwiesz, nie chodzi o to, że ten facet się zmieni. bo nie zmieni się, póki nie przejdzie odpowiedniej terapii ( tak,są terapie dla bijących facetów, często przeprowadzane w więzieniach, o czym się w ogóle w naszym kraju nie mówi). chodzi chociaż o mniejsze społeczne przyzwolenie. bo jeśli społeczeństwo jawnie coś potępia, a nie stroi sobie z tego grubiańskie żarty, jest większa możliwość, że to się nie zdarzy. albo, jeśli się zdarzy, to że będzie mniej bolesne- łatwiej będzie nawet tej kobiecie pójść na obdukcję, jeśli społecznie będziemy potępiać tego, kto bije, a nie tego, kto jest ofiara. bo naprawdę często spotykamy się z tym milczącym przyzwoleniem i potępieniem nie tej strony, co trzeba.
i właśnie nie rozumiem takiego podejścia "ma co chciała". ma co chciała? policjant na jednej z interwencji w domu mojej znajomej powiedział jej matce, która była już w separacji z jej ojcem, ale nie miała dokąd się wynieść , "widziały gały,co brały". widział? przed ślubem był najukochańszym człowiekiem. a uciec nie było sposób. ty mówisz że nie staniesz,a ja mówię, że nikt na to nie zasługuje. na bicie, poniżanie, nawet jeśli jest za słąby psychicznie, by uciec. wyżej pisałem o syndromie związku kata i ofiary. naprawdę, póki nie znajdziemy się w sytuacji takiej relacji, nie zrozumiemy, jak trudno jest odejść. jak latami się do tego dochodzi. bo oprawca nie tylko bije- on też niszczy całą psychikę. on zniewala ją całkowicie, nie pozostawiając żadnej niezależności. taka osoba, maltretowana, jest bierna psychicznie. uwiązana jak pies. i to wymaga wielkiej siły, by odejść. dlatego nie powiem nigdy, że ktoś nie zasługuje na pomoc bo sobie sam taki los wybrał. dla mnie takie twierdzenie jest jeszcze bardziej krzywdzące. ktokolwiek chce być ofiara? no, nie rozśmieszajmy się tutaj. ona się nie zgadza. ona nie wie, jak powiedzieć nie. to jest znaczna różnica.
wiem, że prawo jesto dobre. ale jego egzekwowanie gorsze, o to tu chodzi, to tak jak z gwałtem. zanim został w tym roku czynem ściganym z urzędu ( chwała bogom!) przeprowadzono w prokuratrach anonimową ankietę. ok 60% prokuratorów choćby nie wierzyło w coś takiego jak gwałt małżeński. bo skoro jest ślub, to za przeproszeniem "dupy dać powinna". w policji, prokuraturze pokutują nadal społeczne stereotypy często " ona temu winna". Nie mówię, że tak jest zawsze, ale często się zdarza. dlatego też nie dziwię się nieraz, że skoro nasi sędziowie czy policjanci nieraz mówią "widziały gały co brały" kobiety też nieraz nie "uciekają". bo nie wierzą, że można tą pomoc dostać. w naszym systemie kuratorskim etc. czują się bezsilne. przemoc, gwałty- nadal mamy z tym w naszym orzecznictwie prawnym problem. on nie bierze się z litery prawa, a z ludzkiej mentalności.
Powiem Ci szczerze, że ja się chyba jeszcze nigdy nie spotkałam z aprobatą tego, że ktoś kogoś bije. Nigdy nie słyszałam, by ktoś stał po stronie kata.
OdpowiedzUsuńAle zwolenniczką klapsów dla dzieci jestem. Ale klapsów, a nie lania dla siniaków. Dlaczego? Bo mamy teraz pokolenie dzieci wychowanych bezstresowo. I wolę nie mieć dzieci niż 13 latkę w ciąży albo synka w więzieniu.
Może że bym nie stanęła w stronie koleżanki to źle to ujęłam. Ale widze, że ona się na to zgadza. Ma dokąd pójść. Ma pracę i ma rodziców, którzy proszą ją żeby ona została w domu i nie wracała, chociażby dla dobra dziecka. Jest młoda i głupia. Po prostu. Nie mówię, że ona jest winna temu, że on ją bije. Ale ona nie wiem po co tam wraca. Nie są małżeństwem.
a ja się spotkałem, pochodzę z dziwnej dzielnicy XD a tak serio, to aprobata nie jest często jawna. to nie jest takie klepanie po pleckach o stary dobrze zrobiłeś. ale to takie udawanie, że się nie widzi, że ona nie chce z nim do wyra iść. to to śmianie się z żartów na temat przemocy domowej. to te wszystkie powiedzenia "o tym, że babę trzeba krótko trzymać". to te teściowe szczujące swoich synków na żony ( tak, z tym też się spotkałem). stanie po stronie kata to też ta policja która nie przyjmie zgłoszenia o pobiciu, to małe z pozoru czasem rzeczy, które urastają do rangi przelewanej krwi.
Usuńja zwolennikiem nie jestem bo to dla mnie pewien wyraz bezsilności rodziców. ale ja jestem też co do klapsów może przewrażliwiony. w ogóle, wielu ludzi myli moim zdaniem wychowanie bezstresowe z rozpuszczeniem dziecka na gówniarza który nikogo nie szanuje. a różnica jest spora.
ma dokąd pójść ok, ale nadal- jest zniewolona psychicznie. bierna. to też jak z ludźmi z obozów koncentracyjnych, nawiążmy do twojej ulubionej tematyki. dlaczego się nie buntowali? nie dlatego, że tamci mieli karabiny. ale dlatego, że ich tak często wytresowano. że ich najpierw odarto z godności, odczłowieczono. oni nie widzieli możliwości buntu, taka kobieta nie widzi możliwości ucieczki.
dla dobra dziecka, ok. ale to też kiepski argument nieraz, skoro pokutuje stereotyp że bycie samotną matką jest gorsze niż lejący ojciec.
to nie kwestia zgadzania, zgadzanie się to w ogóle jest jak dla mnie złe słowo. całkowicie inne pojęcie, niż zgoda. to nie kwestia młodości, głupoty, bo inaczej kobiety IQ 160 i z 40 na karku by w takich związkach nie tkwiły. a są w nich i to nierzadko. patologia to nie tylko głupiutkie młode matki, środowisko alkoholików i tym podobne. przemoc domowa zdarza się wszędzie i właśnie to jest też problem- zrozumienie, dlaczego wracają. nie dlatego, że są młode i głupie. naiwne. to działa na troszkę innych zasadach jednak. i jeśli się to rozumie, można skuteczniej pomóc. nie mówiąc sama się na to godziłaś. bo to nie rzecz zgody, a bestialstwa drugiej strony.
owszem, są kobiety, które powiedzą dość szybciej. są takie, które poczekają, aż ktoś je zabije. i może to kwestia psychiki, całej otoczki społecznej i tym podobne. bo to problem o wiele bardziej złożony, niż jedna osoba kata- i druga osoba- ktoś, kto się "zgadza".
W pierwszej kwestii ja nie uważam, że to jest aprobata, a jedynie ignorowanie problemu. Oni może nie zdają sobie sprawy, może nie robią tego celowo. Nie wiem. Może są i tacy co wiedzą co się dzieje i udają, że nic nie widzą. Ale nadal nie uważam tego za aprobatę.
OdpowiedzUsuńCo do koleżanki - tu nie dojdziemy do porozumienia. Dla mnie to stanowczy brak rozsądku z jej strony. Ludzie w obozach koncentracyjnych nie uciekali dlatego właśnie, bo mieli karabiny nad głowami a po drugie te karabiny były w całym kraju. Przejście na drugą stronę siatki nie zapewniało bezpieczeństwa. A po za tym przecież oni cały czas myśleli o ucieczce tak czy inaczej. Kopali tunele, próbowali różnych sposobów. Niekiedy nawet się to udawało. Nie słyszałeś o tym?
I moim zdaniem ta koleżanka po prostu idzie za głosem serca a nie słyszy rozumu. Kobieta może być mega inteligentna, ale słaba emocjonalnie i wtedy trzyma się tego faceta. Nie dlatego bo jest głupia, ale dlatego bo się boi być sama. Dla mnie to na swój sposób głupota i sama też pod tym względem jestem głupia - wybaczam Ciachowi kolejne rany, które mi zadaje i jestem z nim dalej, bo się boję zostać sama.
dlatego chodzi przede wszystkim o zwiększenie świadomości społecznej. może aprobata to za mocne słowo. ale ciche przyzwolenie? już chyba tu bardziej pasuje.
Usuńjasne, że uciekali. i tacy byli. to tak jak te kobiety, co odchodzą za pierwszym razem. ale sami niektórzy byli więźniowie mówili, że nie o karabiny przede wszystkim chodziło. a w dużej mierze o psychiczną bierność. Antonovsky prowadził na ten temat dość ciekawe badania, na temat psychiki ofiary. wyszedł właśnie od byłych więźniów, braków uogólnionego buntu. nie chodzi o jednostki,które się nie łamały. albo jednostki, które nie uległy upodleniu czy tez zezwierzeceniu- bo te się zdarzają, jasne. to tak samo jak nie wszyscy ulegną syndromowi więziennemu, chociaż ulegnie mu prawdopodobnie 90% populacji. chodzi o ogólną tendencję bierności właśnie.
więc- który człowiek jest logiczny i czy ktokolwiek z nas może potępiać, że ona nie umie odejść? mówić, że to jej decyzja?Fakt faktem, nie znam zupełnie tej kobiety. ja mówię bardziej uogólniając.
i hm...a to zdanie mnie zastanowiło, chwila- jesteś z nim bo boisz się być sama czy go kochasz? czy to był tylko taki oderwany całkiem, niekompletny przykład?
Tak... Ciche przyzwolenie to chyba dobre określenie.
UsuńAntonovsky nazwał to po prostu inaczej niż nazywam to ja. Ale obie teorie opierają się na jednej podstawie: człowiek jest po prostu bardziej i mniej odporny emocjonalnie. Jedni potrafią wpływać na swoje życie bardziej świadomie inni płyną z prądem, przyjmują to, co jest.
Skoro moja mama, umiała odejść, a miała trójkę dzieci i nie miała dokąd pójść (zamieszkaliśmy w domu z gołymi ścianami i podłogami, w którym sama w trzy dni położyła panele, byśmy mogli chociaż spać na tej podłodze) to nie wiem czemu ta dziewczyna nie może, skoro ma dokąd i ma wsparcie rodziny i przyjaciół. Dla mnie to po prostu świadoma głupota, bo krzywdzi w ten sposób nie tylko siebie, ale i dziecko, które musi na to wszystko patrzeć.
Nasz związek jest dziwny. Czasem myślę, że go kocham. A czasem myślę, że powinnam odejść bo to zbyt trudne być razem - ale wtedy wiem, że nie będę umiała odejść i sama tego dobrowolnie nie zrobię, bo nie widzę przyszłości bez niego. To w ogóle temat na oddzielny post. Nie tutaj :)
może tak, miał inne słowo na tą samą definicję, tak też się zdarza:) w ogóle, wiele jego badań jest ciekawych, definicja zdrowia i tak dalej
Usuńi właśnie o to chodzi- ludzie są różni. sami nie jesteśmy idealni dlatego nieraz..nie nam oceniać. przez to jedna sytuacja nie jest kalką drugiej, to nie kazusy z sądu najwyższego;)
bycie razem zawsze jest w ten albo inny sposób trudne, zdaje mi się. ale właśnie kwestia najważniejsza jak dla mnie- czy ludzie się kochają. ale fakt, temat zdaje się być obszerny, więc tu już nie będę się rozwodził nad tym :)
No właśnie my mamy jeszcze abstrakcyjne to prawo. Dlatego jest szersze zakresem i ma luki prawne. Ale w stanach mają tylko precedensy. Opierają wyroki na wyrokach, które już zapadły. To bardzo często krzywdzi ludzi bo tak naprawdę wrysowuję się ich w szablon innych osób.
UsuńChwilę myślałam i już miałam,że nie spotkałam się z przemocą wobec kobiet... Ale szwagier... Który był wobec mnie agresywny choć niby nie "negatywnie" bo przecież on taki wesołek i tylko ma za dużo siły... Mógł bić swoją żonę tylko nikt tego nie widział bo u nich w domu nie bywał a ona też nie miała śladów...
OdpowiedzUsuńpo prostu, różnie bywa. ale nie można też z drugiej strony podejrzewać każdego i popadać w pewną hm, społeczną paranoję. trzeba wypośrodkować, całkiem abstrahując od twojej sytuacji już:) tak mi się po prostu nasunęło. może niektózy mają to szczęście, że nie musieli takich rzeczy poznać bliżej:)
UsuńOczywiście,że tak, tylko akurat o nim była u nas w rodzinie nie dawno mowa. Ona raz trafiła do szpitala z poparzeniami i to na całej twarzy i szyi itp... I myślą, że to może jego wina. Ale nikt tak naprawdę nie wie, póki ktoś się nie poskarży to nikt się nie dowie. Chodziło mi,że nie zawsze można reagować. A jak wczoraj podawali w uwadze nawet reagowanie na przemoc w domu nie jest łatwe. Było o dwóch bliźniakach, jeden z autyzmem i starszy Wojtek co go bije a dziecko jest upośledzone w takim stopniu,że mówić nie potrafi, więc jak ma się ktoś taki poskarżyć? A sąsiedzi choć 6 lat walczą o lepsze życie tego chłopaka to nie mogą nic zrobić.
Usuńrozumiem..są pewne dość uzasadnione podejrzenia.
Usuńi pewnie, że nie jest. bo nasz system kuleje, chocy dlatego. ale nie jest niemożliwe:)
Ciężki temat. Nigdy nie doświadczyłam tego na własnej skórze, więc trudno mi jest się wypowiadać na ten temat. Niemniej jednak przypominają mi się takie sytuacje jak chociażby ta gdzie byłam świadkiem, gdy ojciec sprał swoją malutką córeczkę tylko dlatego, że uciekała, bo chciała, żeby się z nią pobawił. Sprał to może za duże słowo, chociaż dla mnie tak to właśnie wyglądało. Przetrzepał jej tyłek tą swoją wielką łapą, a ona taka maleńka... Taka słodka blondyneczka... Tak przeraźliwie płakała. I jedyne co zrobiłam to wysłałam mu spojrzenie pełne pogardy. Jedyne co mogłam zrobić. A raczej - jedyne na co się odważyłam. Może to trochę mija się z tematem Twojego wpisu, bo to raczej kwestia wychowywania dzieci. Ale dla mnie to też przemoc. Klaps wymierzony dziecku jest dla mnie przemocą. Tego dnia po zaistniałej sytuacji gdy tylko przyjechałam do domu zaczęłam beczeć. Wyłam jak bóbr gdy wróciłam do domu i opowiadałam to mamie, przypominając sobie tą maleńką dziewczynkę, tą niewinną, bezbronną istotkę z tym pełnym agresji facetem. A matka tej dziewczynki patrzała się na to wszystko, jak gdyby nigdy nic. Taka typowa kura domowa. Schemat, w którym facet to ten, który ma władzę, a kobieta musi się mu podporządkować. Dla mnie to nie do pomyślenia. Gdyby ktokolwiek uderzył moją istotę, byłabym skłonna zabić. Nawet jak teraz o tym piszę to cała drżę. I nie do pomyślenia jest też dla mnie to, że jakikolwiek facet mógłby podnieść na mnie rękę. Urwałabym mu jaja z korzeniami. Pamiętam dwie takie sytuacje w moim życiu: kiedy zostałam uderzona w twarz przez matkę i ojciec, który niemal rzucił się na mojego brata. I ją i jego znienawidziłam do reszty. Ta złość jednak z czasem przeszła, bo nigdy więcej to się nie powtórzyło. Ale żal jest. Przychodzą mi też na myśl jakieś obmacywanki. Klepanie po tyłku przez jakiś nieznajomych typów, na które reaguję alergicznie. Naruszanie cielesności, sfery intymnej człowieka jest ohydne.
OdpowiedzUsuńTeraz tak mi przyszło na myśl, że te kobiety mogą być też zależne od tych facetów. W kwestii finansowej. On zarabia, ona zajmuje się domem. Więc jeśli od niego odejdzie to on odetnie ją od kasy. A jak jeszcze są do tego dzieci, to już w ogóle. Koszmar.
Dobrze, że o tym piszesz. O tym trzeba mówić. Myślę, że i tak nasza świadomość w tym temacie jest z pewnością większa niż kiedyś.
przemoc jest przemocą i mówić o niej trzeba zawsze. niezależnie, czy mówimy o przemocy wobec kobiet, mężczyzn, dzieci, zwierząt...
Usuńi właśnie z jednym mamy problem- udajemy często, że problemu nie ma. nie zareagujemy na ulicy, jak ktoś dziecku trzepie tyłek, ten ktoś, wychowany w takim a nie innym modelu może nawet nie mieć świadomości, że komuś robi krzywdę, póki mu się tego nie uświadomi. póki nie spotka go pewien społeczny ostracyzm. ale my zawsze udajemy, że nic się nie dzieje, że jest ok. i mamy potem błędne koło bólu i poniżeń.
zdarzają się sytuacje wyjątkowe. ja dostałem od babci w twarz i nie mam jej tego za złe, bo wiem, że nerwy jej mogły puścić. nazjwyczajniej w świecie zasłużyłem. ale jak mówię, to są sytuacje wyjątkowe. z tym, że jeśli ktoś ma przewagę fizyczną, puszczanie nerwów nie jest żadnym usprawiedliwieniem. wręcz przeciwnie.
i pewnie, w naszym kraju bardzo często występuje zależność finansowa, która jest właśnie kolejnym problemem.
Dobrze, ale zobacz, co ja, wtedy mająca może ze 16 lat, mogłam nagadać facetowi? Jeszcze sama bym w pysk dostała. Raz, że to było w miejscu publicznym, dwa, że wiesz, ja nie będę ich uczyć wychowywania swoich dzieci. No bo kim ja jestem. Uważałam, że nie mam prawa edukować rodziców w kwestii wychowywania, nie mam prawa kwestionować tego jak traktują swoje dzieci. Po prostu ja nie byłam tak wychowywana, i serce mnie bolało jak to widziałam. Bo wiesz, to był taki kontrast, ona uśmiechnięta, chichotała sobie szczęśliwie, w tych swoich blond włoskach i sukieneczce a tu nagle ten facet podbiegł i cała we łzach była... I przyznaję - po tym wszystkim czułam się źle, że nie zareagowałam. A potem ryczałam za każdym razem przypominając sobie tą sytuację.
Usuńnie potrafię wybaczyć tego mojej matce. zresztą ja wtedy byłam mała, myślałam, że tak powinno być, że byłam niegrzeczna - dostałam. przeprosiła, przytuliła, koniec tematu. dzisiaj nawet tego nie pamięta. a ja pamiętam i wciąć mam taką chujową, beznadziejną potrzebę oddania jej, zadania jej tego upokorzenia, które ona zadała mi. Mniejsza, już taka jestem. Nie umiem wybaczać, a urazę chowam dopóki nie odpłacę się tym samym tej osobie. Jestem słaba.
kurde. smutne to, ale jakie prawdziwe! eh, nie wiem, co to jest przemoc domowa, mam nadzieję, że nigdy nie będzie dane mi tego doświadczyć, ale brzmi to strasznie! trochę się też od mamy nasłuchałam, bo jej siostra ma męża alkoholika i niestety czasem się stawia, pewnie ją nie raz uderzył, chociaż mi oficjalnie nic nie wiadomo, poza tym że raz podniósł na nią rękę, ale mój kuzyn zareagował, ale musieli go obezwładnić siedząc na nim i dzwoniąc na policję, by go zabrali... przykre, a niestety ta kobieta jest w takiej sytuacji, że nie ma się gdzie podziać i niestety w najbliższym czasie tam to za wiele się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńpomysł z tą kampanią wydaje się jak najbardziej trafiony! faceci powinni sobie wzajemnie pokazywać, że przemoc wobec kobiety jest czymś naprawdę złym. i to przeciwstawianie się.
a co do sytuacji na imprezach, nigdy nie byłam tego naocznym świadkiem, jednak raz od koleżanki słyszałam, że na jednej imprezie, na której ona była taka sytuacja miała miejsce, tylko to była czyjaś 18nastka i ta osoba był z zewnątrz, w sensie jakoś się wbiła na tą imprezę, załatwiła swoją potrzebę i sobie poszła, nikt nie zareagował, a dziewczyna kompletnie nic nie pamiętała, ale nikt nie nazywał tego, że pan zaszalał z tą panią, tylko, że ją zgwałcił.
Polacy chyba nie są najlepsi w reagowaniu na krzywdę innych.
często pewnie tak. ale to, że tak myślimy nawet nas samych może jednak nie zmienić, a co dopiero innych.
miał trochę inną definicję, jednak też zbyt szybką. cóż, było minęło.
haha, o nie. dobra, masz rację, każdy z nas jest nieobliczalny, ale tamci jakby mieli mniej zahamowań? jednak, mimo wszystko
Ktoś mi kiedyś powiedział, że przemoc jest wpisana w życie kobiety. Każda w jakimś stopniu co najmniej raz jej doświadczyła...
OdpowiedzUsuńi to jest właśnie cholernie przykre...że nawet takie stwierdzenia gdzieś tam padają..i w dużej mierze odzwierciedlają rzeczywistość.
UsuńLuka...no tak...już dawno zrozumiałam o co w niej chodzi, ale myślę że wiele osób mylnie interpretuje ją za jej ton, melodię...Co do przemocy, to nie wyobrażam sobie nawet jak trudno jest żyć i przede wszystkim, jak trudno odejść od kogoś kto tak krzywdzi. Często z moich ust padło: "sama jest sobie winna, bo dalej z nim jest", ale za każdym razem zastanawiałam się co ja bym zrobiła. I co jeśli czasem nie ma gdzie uciec...
OdpowiedzUsuńU mnie przemocy jako takiej nie było nigdy, choćby jak rodzice się pokłócili, czy coś. Chwile ciszy, łzy - owszem, ale raczej wszystko się ulatniało i wracało do normy. Z kolei moi przyszywani dziadkowie, w czasach, gdyby oboje byli jeszcze zdrowi, sami sobie gospodarowali itp doprowadzali do idiotycznych sprzeczek, a dziadek był osobą nerwową, która szacunku do kobiet nie ogarniała. Nie bił babci, ale znęcał się psychicznie czepiając się każdej rzeczy, jaką zrobiła. A to ziemniaki za słone, a to źle talerze pozmywane. A sam tylko siedział i chlał piwsko. Nieraz twierdzę, że alzheimer jest karą za to, jakim człowiekiem był, choćby jak źle i podle to z mojej strony brzmiało.
OdpowiedzUsuńNie wiem, ciężko mi się wypowiadać na takie tematy. Burzę się. Burzę i rośnie we mnie złość, bo to naturalne, ale... to było, jest i niestety... będzie.
Ciężki temat.
OdpowiedzUsuńMnie uświadomiła lektura Grocholi "Trzepot skrzydeł". Szczególnie w przekonaniu, że kobiety, które nie odchodzą, widocznie lubią być bite. Bzdura nad bzdurami i zawsze reaguję, gdy słyszę podobne stwierdzenia.
OdpowiedzUsuńo, znam tą książkę:) i faktycznie, pani Grochola chyba sięgnęła tutaj w dużej mierze do sedna tematu.
Usuń