sobota, 1 marca 2014

bo bycie w zespole to...

Po tym wszystkim, co działo się przez ostatnie dni, odreagowuję w typowy dla siebie sposób. Mój wewnętrzny błazen, chłopiec-arlekin, psocący na ulicach i szukający swojej Kolombiny troszkę się buntuje. No bo przecież tak być nie może, za duża ilość powagi w życiu szkodzi, złe rzeczy to jeno ułuda, bracia i siostry moi! A najlepszy sposób na rozpędzenie ułudy ciemnej, to jakby nie było, śmiech. Przynajmniej, zawsze był dla mnie lekarstwem niezastąpionym.
Dlatego, tym śmiechem wybrzmiałem znowu. A co mi tam! Skoro błazna mam i w sobie, to niech kontrolę nieraz przejmuje i inne aspekty duszy i jaźni rozśmiesza. Tylko niech wszystkie dziewczęta uważają, gdy wpadnę w ten stan, my, Arlekiny, lubimy wzniecać wichry, które unoszą wasze sukienki ( ci, którzy są fanami Gaimana, jak ja, na pewno zrozumieją).

I tak też dzisiaj bawiłem się znakomicie. Wieczór bowiem spędziłem z innymi, podobnymi mi klaunami. To oni nieraz sprawiają, że ataki śmiechu przyprawiają nas prawie o zawał serca. Tak naprawdę gdy jesteśmy razem, nie zawsze przywdziewamy czapki a'la Stańczyk, tylko poważniejemy jak on. Często uważamy się za twórców, górolotnie rozprawiamy o wartości dzieł. Doszukujemy się największej psychodeli nad przepaściami duszy, szperamy po zakamarkach bólu i dźwięku, łączymy to w jedno. Opisujemy świat na swój sposób jedynym językiem, który mogą zrozumieć prawie wszyscy- muzyką. Mowa bowiem o ludziach z zespołu. Muszę chyba w tym momencie zdradzić wam parę sekretów, jak to jest być z zespole z takimi ludźmi, z jakimi ja jestem. Muszę wam chyba zdradzić to drugie, pozamuzyczne całkiem oblicze, oblicze ludzi, którzy będąc ze sobą, rzadko kiedy potrafią udawać starych, poważnych, prawie 30-letnich facetów.

Może na wstępie powiem, że nie gram tam na skrzypcach, jak nakazywałoby moje wykształcenie- to tak na wypadek, gdyby ktoś nie wiedział. Wyję na wokalu. Wyję to nawet dobre określenie. Gramy razem...od pierwszego roku studiów, czyli już pawie 8 lat. Jednak, wliczyć trzeba tu dwuletnią przerwę na moje małe...problemy życiowe. Ale o problemach nie miało dzisiaj być. Dzisiaj jestem w szampańskim humorze wariata spuszczonego z łańcucha. Zatem...zaczynajmy.

Po pierwsze, bycie w zespole to jak bycie w rodzinie. Musicie się kochać, niezależnie od tego, że komuś śmierdzą skarpetki. Uwierzcie mi, to naprawdę problem, kiedy jedzie się na koncert do Gdańska czy Krakowa dajmy na to ( z Poznania to jednak kawałek, czyż nie? Dalej niż do Berlina zdaje mi się. Bo tam też już udało nam się grać) a naszemu basiście śmierdzą stopy. I naprawdę, kiepską wymówką jest, że jego żona nie zrobiła prania. Tym bardziej, że jej ksywka to „Szop pracz”. No, już mógł się poświęcić i wymyślić lepsze kłamstwo. Choćby, że się nie myje. Albo logicznie rzec, że jak się nosi glany w upale, to stopy śmierdzą. Ale zostawmy już kwestię stóp i higieny. Bo znowu wyjdzie na to, że jestem obrzydliwy ( tak, jestem i nic a nic na to nie poradzicie!).

Bycie w zespole to bycie w rodzinie, ale trochę patologicznej. Chcecie przykładu? Moja była dziewczyna przez pół roku nie chciała mi wierzyć, że jednak nie mam ciągot biseksualnych i nic nie było między mną a naszym basistą. Dlaczego? Przez pewien obrazek na imprezie, kiedy to ja wbiegłem w panice do domku nad jeziorem z opuszczonymi spodniami, a za mną biegł nasz basista- całkiem bez spodni. I nie tylko bez spodni. I nie, nie mam zamiaru wam tego tłumaczyć. Nawet nasze dziewczyny nie chciały nam uwierzyć. Sam bym nie uwierzył. Więc cóż. Spuśćmy na to zasłonę milczenia.

Mimo wszystko, nasza rodzina wprowadza pewną dyscyplinę. Tak, mamy kary i nagrody. Głównie kary. Dobra, same kary. Takie choćby jak podciąganie sobie gaci ( wiecie na pewno o co chodzi). Różnego rodzaju znęcanie się fizyczne, seksualne, psychiczne... Ale najbardziej dotkliwą karą są tak zwane...karne majtki ( chyba dużo w naszym zespole kręci się koło gaci. Musimy zastanowić się nad zmianą nazwy!). Już tłumaczę o co chodzi.
Karne majtki obrosły już legendą. Pewnego dnia po podróży, gdy wracaliśmy z koncertu, znaleźliśmy niesamowicie...zabawne bokserki. Trzeba je zobaczyć, ale motyw tkwiący na nich doprawdy jest uroczy. Gdy ktoś popełni poważne przestępstwo muzyczne , jak na przykład rozpraszanie, czy też profanacja sacrum świątyni muzycznej jaka jest nasza próbowania ( choćby przez śpiewanie Shakiry- tak, to z reguły moja wina) musi założyć karne majtki. Nie ma problemu z zakładaniem ich na spodnie, ale i tak drugą częścią kary jest bieganie do pobliskiego sklepu po czteropak. Rozumiecie już, o co chodzi? O ból upokorzenia. Chociaż pani Lidka ze Społemu już doskonale nas zna i gdy tylko wejdzie się w nich do środka pyta „ to co Kordian, co znowu przeskrobałeś?”. Bo wiecie co jest najgorsze? Ja wymyśliłem karne majtki. I z reguły to ja je muszę nosić.
Ale odpuśćmy już temat kar. To dotkliwe bowiem zaczyna się robić dla mojej i tak już poważnie pobitej godności.

Może i jesteśmy rodziną patologiczną, ale dbamy też o siebie. Przecież gasiliśmy naszego perkusistę, gdy przesadził z konstruowaniem „działa ,metanowego” po próbie ( kolejna rzecz, którą długo można tłumaczyć- nie tylko ja niestety jestem inżynierem). Podtrzymujemy sobie włosy przy rzyganiu. Wcale a wcale nie śmiejemy się z perkusisty który miał rozwolnienie i srał do kosza na ulicy- tylko mu gorąco współczujemy. I takie tam. Prawda że jesteśmy dla siebie mili?

Bycie w zespole bywa jak bycie w sekcie. Jak to? Choćby zasada „ co było na backstage'u, zostaje na backsteag' u”. Zawsze. Wszystko. Mam wrażenie nieraz, że podpisałem cyrograf...dlatego, tylko raz opowiem tutaj...a nie, chwila, coś kłuje mnie w sercu! Nie opowiem. Cyrograf był prawdziwy.

Bycie w zespole to bycie jednym z muszkieterów. Do dzisiaj nie powiedzieliśmy ludziom z Pewnego Ważnego Super Rockowego Zespołu z Poznania, znanego w całej Polsce, kto rozpieprzył im 3 gitary w ich sali prób, kiedy to mieliśmy próbownię w tym samym budynku. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wszyscy płacili po równo. Cóż, trzymać się razem trzeba nie tylko, jak jest wesoło. Jak przychodzi do konsekwencji głupoty...cóż. Co nie zmienia faktu, że ten, który to zrobił dostał solidny opieprz i ponosił kary przez miesiąc. A jak wyżej widzieliście, potrafimy karać się nawzajem...kreatywnie.

Bycie w zespole bywa jak bycie jednym z 5 pacjentów szpitala psychiatrycznego. I to oddziału zamkniętego. Bo jak inaczej wytłumaczyć 5 facetów siedzących na kanapach w swojej próbowni którzy mają...założone na głowy papierowe torby i mają tylko dziury zrobione na oczy i usta, żeby móc wsadzić do ryja słomki? ( piwo, rzecz jasna, jakoś pite być przez paru członków zespołu musiało być.). Ja wam tego nie wytłumaczę. To inny stan umysłu. Ten którego nawet ja z perspektywy czasu nie pojmuję.

Ten inny stan umysłu przypomniał mi, że bycie w zespole zapewnia też zdolności parapsychiczne. Porozumiewanie się na scenie bez słów bywa kluczem. Czytamy w swoich myślach. Tak, że kiedyś na koncercie zagraliśmy nową piosenkę. Nową- czyli wymyślaną na bieżąco. Szkoda, że żaden z nas jej nie pamięta, spisać nie potrafi. To musiał być ten jeden, jedyny, wyjątkowy strumień myśli. Serio.

A teraz zrobię się poważny. Mogę już? Błazen się nasycił. Bo widzicie, chodzi o to, że dzisiaj na próbie przypomniałem sobie, jak to świetnie jest trafić na ludzi, którzy mają tak samo popieprzone pomysły jak ty sam. Którzy cię rozumieją, na których zawsze możesz liczyć i z którymi możesz świetnie się bawić. Mieć kolejne szalone wspomnienia. Nie chodzi może nawet o to, że łączy nas muzyka. Ale spędzamy ze sobą tak wiele czasu...że musimy być dla siebie wyrozumiali. Musimy być innego rodzaju dysfunkcyjną rodziną, rodziną,w której bywa wesoło, a jak trzeba, to i za któregoś krzywdę ryj się obije.
Dobrze jest mieć ludzi, z którymi można skakać przez najwyższe płoty ( gorzej, jak się człowiek zaczepi o drut kolczasty i na nim zawiśnie, ale to też- kolejna długa historia w której jak zawsze rozwaliłem sobie nogę). Ludzi, z którymi można jechać do Pragi samochodem, który psuje się po drodze. I to psucie nie niszczy wam humorów, wręcz przeciwnie. To kolejna przygoda. Może dobrze jest mieć ludzi, którzy traktują właśnie też życie jak przygodę. Chcą coś robić, robić to z tobą. Chcą się dobrze bawić, a w razie czego podadzą ci rękę, gdy tobie ktoś zabierze te życiowe mentalne zabawki. Dobrze jest mieć ludzi, którzy pomogą ci nabrać dystansu do wielu spraw, wyśmieją cię odpowiedni gdy się łamiesz, bo przecież nic lepiej na nogi nie stawia. A gdy śmiać się nie wolno, porozmawiają z tobą całkiem na poważnie i szukają rozwiązań. Dobrze jest mieć ludzi, z którymi można iść na piwo w środku nocy, pogadać o pierdołach. Złamać parę nosów.
Może po prostu dobrze jest mieć koło siebie dobrych kumpli. Takich z prawdziwego zdarzenia, z którymi wyje się do księżyca nieraz i zaczepia dziewczyny na ulicy, żeby z nami pod tym księżycem potańczyły.

Dobrze jest mieć przyjaciół.


I dzięki takim przyjaźniom sobotnie wieczory potrafią wprawić w dobrą wibrację. Nawet, jeśli dzisiaj nie mogliśmy zostać dłużej i gadać o pierdołach. I rzucać w siebie pustymi puszkami. 

 

34 komentarze:

  1. zespoły to świetna sprawa. zazdroszczę takim ludziom; pokazują siebie, mają drugą rodzinę, dzielą się pasjami... ja swoje wiersze raczej do szuflady chowam i rzadko spotykam kogoś, kto faktycznie by się tym interesował. przykre trochę.
    śmiech; uwielbiam się śmiać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo wszelka działalność literacka to troszkę inna sprawa jednak. to rzecz mniej "widowiskowa", pokazuje się ją intymniej. ale...można znaleźć ludzi, którzy się tym interesują i docenią:) wieczorki poetyckie choćby...czy coś w tym stylu;) to nie musi być tylko szuflada:>

      Usuń
    2. tylko zauważ, że coraz mniej takich ludzi. u mnie w szkole jest bardzo mało takich osób. niektórzy Cię będą wspierać i pomagać w tym, a niektórzy Cię zdepczą. a ja jestem (aż za) bardzo wrażliwą osobą. chociaż powoli uczę się uodparniania.

      Usuń
    3. hm...no może i tak. ale zawsze można ich jakoś gdzieś wyszperać:) znaczy- nie warto tracić na to nadziei:)
      no właśnie czasem trzeba nauczyć się pewnego hm...dystansu bo cholernie ciężko żyje się bez skóry.

      Usuń
  2. Zazdroszczę, zawsze chciałem takich przyjaciół. Nigdy niestety nie miałem. Być może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skoro masz 20 lat...to ja takich znalazłem dopiero mniej więcej w twoim wieku. no, troszkę wcześniej. także...wszystko przed tobą:)

      Usuń
  3. Faceci to jednak naprawdę są trochę dzikusy :P Szalejecie i bardzo dobrze, 30 lat to jeszcze nie starość :P Dziadkami będziecie, jak będziecie mieć wnuki :P
    Pominąłeś właśnie chyba jeden akapit, że być w zespole to bycie przyjacielem i mieć przyjaciół. Tzn taki tytuł bym mu nadała do Twojego przedostatniego akapitu :P
    No mniejsza już o to.
    Dobrze widzieć, że humor Ci dopisuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to nie znasz tego powiedzenia, że my do 5 roku życia dorastamy, a potem już tylko rośniemy?XD no jeszcze do tej 30 trochę brakuje...ale ani patrzeć, jak zleci:)
      a widzisz, tak jakoś mi się napisało bez tego XD

      Usuń
    2. Tego akurat nie znam :P Znam inne, podobne :P Ale nigdy do końca nie chciałam w nie wierzyć :D
      Jak jeszcze nawet brakuje do tej 30 to ja w ogóle nie wiem czemu Ty o starości myślisz ;)

      Usuń
    3. no, w każdym razie, wiadomo o co chodzi XD powiem ci, że w pewnych kwestiach zawsze zostajemy...dziećmi. ale to chyba nie jest takie złe aż, co?:)
      no tak jakoś wiesz...urodziny mi się zbliżają XD

      Usuń
  4. Nadmiar powagi szkodzi, jak i monotonia w życiu. Trzeba się śmiać, być spontanicznym i podróżować po świecie poznając ludzi. :)
    Ładnie to tak latać bez spodni? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, to już pewnie taki mój ukryty ekshibicjonista XD

      Usuń
  5. Cudownie mieć przyjaciół, mimo że nieraz to prawdziwy cyrk. Zawsze marzyłam o ludziach którzy wytrzymają ze mną przez lata, no cóż całe życie przede mną. Gratuluję pomysłu z karnymi gaciami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dziękuję, dziękuję! XD
      owszem. tych ludzi można znaleźć w najmniej spodziewanym momencie ponoć.

      Usuń
  6. jak ja kocham te klimaty! gitary, wycie do mikrofonu, perkusja i hałas... moi przyjaciele, w tym mój chłopak, mieli kiedyś kapelę, ale to jeszcze dzieciakami byliśmy, mieliśmy po 17-20 lat. wchodzenie na taką próbę, gdzie hałas nie pozwalał myśleć o problemach, siadanie na parapecie i otwieranie piwa - to było lepsze, niż niejeden wypad do pubu. niestety rozpadli się - każdy chciał grać coś innego. nie zgrali się po prostu.

    nie wiedziałam, że jesteś z Poznania, tej :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, wiesz dokładnie, o jaką atmosferę mi chodzi:)
      czasem to się rozchodzi, my też się na jakiś czas rozpadliśmy, tylko nie przez "niezgranie" więc to może troszkę inaczej. ale..nie możemy bez siebie i swojego grania żyć XD

      ano, jestem, Poznaniak z urodzenia XD a ty co, też pyrus?XD

      Usuń
    2. dokładnie tak ^^
      no to najważniejsze... w przypadku moich przyjaciół było trochę inaczej. kiedy się rozpadli, (prawie) każdy odnalazł jakąś swoją muzyczną drogę, ale nadal pozostali kumplami :)

      no proszę ^^ ja pochodzę z więziennego miasta, a więc z Wronek. w Poznaniu studiuję :P

      Usuń
    3. rozumiem, po prostu każdy odkrył swój styl na nowo, można powiedzieć, dojrzał muzycznie do innych czynów:)
      bogowie, od razu założyłaś, że tylko z tym mi się mogą Wronki kojarzyć?XD w sumie, daleko nie masz:)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. jeśli to taka pozytywna zazdrość, to przyjmuję XD

      Usuń
  8. Dobrze mieć kogoś na kim można polegać i ma z tobą ten wspólny język :). Oby wasza przyjaźń przetrwała lata :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miejmy nadzieję, kolejne lata będą też właśnie takie dobre, dobre, bo wspólne:)

      Usuń
  9. A więc on twierdzi, że nie piorę...?:> Oj, będzie się krew lała dzisiaj jak wróci z pracy XD
    A tak serio, to jest coś, czemu nie można zaprzeczyć- jak się bierze jednego z was za męża/ chłopaka, to resztę dostaje się bonusowo XD Bo wy tylko w pakiecie występujecie:) i to jest megazajebiste XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee...czyżby przeze mnie wasze małżeństwo było zagrożone?XD
      ale masz rację, my występujemy w pakiecie, czy się komuś podoba, czy nie XD

      Usuń
  10. Fajnie się czyta o tych waszych przygodach. Dobrze, że ktoś tak jeszcze potrafi traktować życie.

    Oj dobrze jest mieć przyjaciół. Sama należę do grupy, która jakoś się wcześniej znała, ale nigdy na tyle, by ze sobą rozmawiać (tak to jest, jak się mieszka w malutkiej wsi). Od zeszłego roku połączyła nas siatkówka, jak już kiedyś chyba wspominałam i trzymamy się do dziś. Dobrze wiedzieć, że są tak samo popaprani, jak reszta. No i jakoś tak wyszło właśnie, że... większość to faceci i także różne pomysły wpadają im do głowy. Uwielbiam to szaleństwo, którego umiemy się czasem dopuścić. Pośmiać z własnej niedorzeczności i inności, mając tym samym świadomość, że oni wszyscy to rozumieją. Czasem wypływają z nas nasze słabości i poczucie wstydu, które zaraz znika, gdy widzi sie, że jest to nieistotny element, który nie jest w stanie zaważyć na naszej znajomości. Dodam, że niektóre osoby w tej grupie są ode mnie o 8-10 lat starsze, więc i radą dobrą potrafią zarzucić i ceni się to, jako coś, co padło z ust człowieka bardziej doświadczonego, niż ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie widzę innego sposobu traktowania go:)

      i widzisz, wiesz doskonale zatem, o co chodzi, o jaki rodzaj więzi:) pisałaś właśnie jakiś czas temu o swojej paczce, pamiętam:)
      hej, to wychodzi na to, że przywarą mojej płci są bardziej pojebane pomysł?XD czy jak to rozumieć?XD

      Usuń
    2. Tak, tak masz to rozumieć ! Bo często się łapię na tym, że to właśnie faceci do czegoś podpuszczają, są później bohaterami różnych anegdot, w których głównymi bohaterami często stają się i dziewczyny nieraz przez nich prowokowane ha! :D Ale to dobrze. Jesteście dziwni, ale byłoby nudno, gdyby was nie było ;p

      Usuń
    3. hm...no może coś w tym jest XD nie będę zdradzał też wszystkich tajników naszej natury, niedoczekanie XD
      no, bez was też by było nieciekawie zapewne:)

      Usuń
    4. Iże "niedoczekanie"... ostatnio na jednej z imprez próbowałam z kumplem (który normalnie jest bardzo, bardzo skryty i na prawdę porozmawiać z nim na jakiś poważniejszy temat to jest nie lada wyczyn na trzeźwo) porozmawiać o facetach xd Mówi "Pytaj śmialo o co chcesz". Aż mi głupio było, ale część tajników wyjawił, co mnie po prostu zamurowało, bo w życiu bym nie pomyślała, że dowiem się tego od NIEGO :D Ale się zdarza i jestem mądrzejsza pod tym względem mwahaha ^^

      Usuń
  11. Wariaty do kwadratu, ale mam wrażenie, że tylko ludzie obdarzeni nutką szaleństwa wiedzą, czym tak naprawdę jest przyjaźń. Przynajmniej takie mam doświadczenia :)
    Poza tym, im więcej Cię czytam, tym bardziej przekonuję się, jaka jestem zachowawcza. A miałam się za osobę bardzo otwartą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm..każdy wie czym jest przyjaźń, jeśli jej doświadcza po prostu:) tylko ludzie z rysem wariata potrzebują nieraz innych wariatów:)
      zachowawcza? w jakim sensie teraz? jakiej otwartości ci niby brakuje?

      Usuń
  12. Wy to tak jak czytałam jak taka rodzina :) znacie się bardzo dobrze i przede wszystkim w swoim towarzystwie jesteście sobą :) a to ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla nas, w naszym małym świecie może i nawet najważniejsze:)

      Usuń