poniedziałek, 24 marca 2014

...bo w tym zlepku myśli można tylko pływać.

Spokojnie. Wewnętrzny spokój, poczucie, że jest dobrze, że wszystko można pokonać. Istnieje od wielu lat. Niezachwiane poczucie spokojnego szczęścia pomimo pojedynczych sztormów. Jest mi dobrze. Po prostu. Nawet w poniedziałek a przecież poniedziałków nie lubię najbardziej. Zjadam pomarańczę,  piję cynamonową herbatę. Jest cicho, spokojnie. Szum deszczu za oknem. Deszczu, który spłukuje wszystko swą zimną sprawiedliwością.

Wiem, życie jest cholernie nieprzewidywalne. Wiem, życie to sztorm z chwilami ciszy morskiej. Ale przecież wystarczyło nauczyć się pływać. Nauczyć się dryfować.
Czasem zaskoczy cię coś nieprzyjemnego. Czasem zaskoczy cię choroba, śmierć. Bliskich, dalszych, obcego psa zdychającego na twoich rękach w lesie. Zaskoczy, dobre słowo.

Nigdy nie przywykniesz do nieprzewidzianego. Ale spójrz na to z drugiej strony- to ma przecież w sobie piękno. To, że jesteś stale zaskakiwany, dobrze czy źle. Inaczej czekałoby cię tylko powolne umieranie. To, że musisz walczyć uparcie ze sztormem powoduje, że żyjesz. To, że chcesz działać i to, że nieraz musisz pogodzić się z tym, że jesteś skazany tylko na powolne czekanie.

I czasem widzisz innych ludzi. Gonią gdzieś. Boją się, że nie zdążą, że nie pokonają. Boją się za bardzo. Dobrze mi wtedy powiedziałaś, moja droga, że przecież nie możemy tak się przejmować rzeczami, na które nie mamy wpływu. Czasem musimy się z nimi pogodzić i czekać. Tak, to niektóre rzeczy nie zależą od nas. Przyjmować możemy je tylko z pokorą.
I od nas zależy, jak my w tych rzeczach skończymy. Tak sądzę. Nieraz musimy kończyć w nich czekaniem.

Może ludzie za bardzo się boją. Tak, wygnieciona sukienka nie spowoduje że ktoś cię odrzuci, nie pokocha. A ty za bardzo się boisz. Boimy się odrzucenia, zranienia. To naturalne, boimy się bólu. Tylko czemu zapominamy, że przecież w bólu się rodzimy, w bólu się kształtujemy? Czemu chcemy tak bardzo zapomnieć, że ból, cierpienie, śmierć, choroba, odrzucenie, rozczarowanie to przecież nieodłączna część życia? Czy ukrywając to przed swoją świadomością, czy zamiatając to pod dywan, nie stajemy się słabsi? Czy wtedy nie boli bardziej?

Powiem dziwnie-czasem lubię smakować ból. Fizyczny- ale też psychiczny. Może jestem trochę masochistą, może mi to wpojono.
Lubię smutek, lubię żal, tęsknoty. Lubię rozczarowania. Bo na nich rodzi się wiele. Wcale nie są złe, to zło danej emocji, odczucia, nie zło z szerszej perspektywy. Zapominamy o tej perspektywy, lubimy widzieć świat ze stanowiska kreta ( muszę za to określenie podziękować przy okazji).

Za bardzo boimy się odrzucenia. Tego, że gdy powiemy za dużo, to zaboli. Że stracimy. A czy czasem nie zyskamy? Siebie, kolejnej lekcji?
Nazywamy to ryzykiem, a przecież nic nie ryzykujemy. Nie ryzykujemy szczęści, bo ono jest tu i teraz, na wyciągnięcie ręki tylko trzeba zdjąć klapki z oczu i to dostrzec. Trochę się wysilić by je sięgnąć. Czasem szczęście za bardzo uzależniamy od ułudy, tego, co mogłoby być, A ono zależne od tego, co jest.
Może czasem za bardzo uzależniamy je od drugiej osoby, zapominając, że szczęście, o którym tyle bajdurzymy, nawet nie wiedząc, jaki miałoby mieć kształt, jest cholernie egoistyczne, szczęście to coś, co tkwi w nas.

Może to narkotyczne i niebezpieczne. Może. Odurzanie siebie samym sobą, swoim postrzeganiem. Słodki egoizm. Moim egoizmem jest miłość, może. Może wolność którą noszę pod sercem i nic mi jej nie odbiera. Może krzyk. Może ten spokój. Może. Czy to ważne?

Dajemy sobie chyba za dużo wmówić. Ulegamy temu szałowi, tylko gdy się zakochasz będziesz szczęśliwy, tylko gdy będziesz miał władzę będziesz szczęśliwy, musisz się wykształcić, zdobyć stanowisko, tyrać od dnia do nocy. A potem załóż rodzinę, zestarzej się, przeżyj życie w fotelu. Dajemy sobie za dużo wmówić. Próbując być szczęśliwym na czyjąś modłę, ponoć amerykańską. Wmawiając sobie, że mamy wybór, że jesteśmy wolni.

Zatem zastanów się-czy jesteś wolny, będąc tchórzem? Bojąc się zranienia, bojąc się bólu-czy do czegokolwiek dojdziesz?

Może to strach przez zranieniem, odrzuceniem, może to, że wmawiają nam wiecznie że szczęście to brak bólu i łez, sprawia, że jesteśmy tak bezmyślnym stadem. Sprawia, że nigdy nie będziemy wolnymi. A może moje teorie właśnie nie mają w sobie ani krzty wolności. Nie jestem nieomylny, ale piszę, co myślę, jako przetrawiony twór społeczny.

Ale idąc dalej...może dlatego wykonujemy wszystko jak bezmyślne manekiny. Może dlatego tak kłamiemy,by się przypodobać. Vincent kiedyś powiedział mi:
Wiesz, oni tak marudzą, że gdy się pyta co tam u ciebie, odpowiadają dobrze. Marudzą, marudzą, pełno z tym obrazków w internecie. Źle mi z tym, mówię spoko a cierpię w środku. Co za idioci, jakby nie mogli powiedzieć inaczej!
Miał absolutną rację. Czemu nie powiesz inaczej, czemu wpasowujesz się w schemat? Czemu robisz to, co się od ciebie oczekuje? Może gdy chcesz spełniać te wszystkie oczekiwania, tak naprawdę zostają tylko one, a ciebie nie ma w ogóle? Coraz mniej, coraz mniej aż do zupełnego zaniku.
Pytanie co u ciebie, największym bólem? Jeśli ktoś nie chce naprawdę wiedzieć, słuchać, to niech go nie zadaje. Może niech tego się nauczą, zamiast oczekiwać, że powiesz spoko, wszystko ok?
Może nie bój się cierpienia, nie bój się siebie.
Może nie uzależniaj się od drugiego człowieka. od jego opinii, od jego uczuć.
Może wyjdź poza schemat.
Może nie bój się bólu, zranienia, akceptuj to.
Może zaakceptuj też to, że nie zatrzymasz sztormu. Może naucz się pływać. Może, jak w aenimie, w zbiorowej świadomości.
Może gdy nauczysz się pływać, jednocześnie zachowując siebie, będziesz szczęśliwy po swojemu i wolny?
Może nie bój się siebie? Nie jesteś oczekiwaniem innych. Może też się nie umniejszasz przez cudze oczy. Albo własne.

Może zastanów się w końcu, czym jesteś. Bo może nie dałeś jeszcze zgubić swojej duszy w milionach reklam, filmów, książek, czasopism, które pokazują ci jak żyć, pokazują ci jedyną cudowną drogę do siebie, która tak naprawdę jest drogą do jednakowej fabryki lalek.

Prawda, nigdy nie będziesz całkiem wolny. Nigdy twoje myślenie nie będzie wolne od tego co ci wpojono, zawsze zostaną stygmaty, nawet gdy się rodziłeś, nie byłeś białą kartką. Teorie behawiorystów-genetyków się ze mną nie zgadzają..ale nawet jeśli byłeś tabula rasa.

Ale czy nie można próbować powalczyć o to, by choć trochę ciebie w tobie było?
Masz zbiorową świadomość, miałeś rację panie Jung, zaszczepiliśmy ją sobie dawno temu.
Ale możesz nauczyć się w niej pływać.
Może czasem jest chwila, by wszystko odrzucić. By zobaczyć, jak wszystko, z czego się składasz, wszystko, co cię oblepiło, znika, odpada, jak niepotrzebne łuski. Może czasem jest chwila na to by dryfować i dostrzec siebie. Może to pozwoli ci nauczyć się pływać. Wszystko jest oceanem. Jesteś jego częścią, tylko po co ci tyle balastu? Nigdy nie będziesz wolny. Ale możesz poruszać się bez kajdan.
Bo jakież to będzie rozczarowanie, gdy zrobisz wszystko co ci każą, przyjmiesz wszystko, a nadal nie będziesz szczęśliwy. I wolny.
Wtedy utoniesz.




Niektórzy mówią, że koniec już blisko,
Niektórzy mówią, że ujrzymy wkrótce armageddon,
Ja sądzę, że z pewnością ujrzymy.
Powinienem zdecydowanie odpocząć od tego gówna, świrowatych
występów cyrkowych, tutaj, w tej beznadziejnej
dziurze zwanej Los Angeles
Jedyna droga by to wszystko naprawić
to spłukać to wszystko w diabły.
O jakiejkolwiek pieprzonej godzinie, jakimkolwiek pieprzonym dniu,
Naucz się pływać, zobaczymy się na dole, w zatoce Arizony.
Martw się twoją figurą i martw się długami, martw się fryzurą ,
martw się procesem, martw się o tabletki, martw się o
pilota, martw się o kontrakt i martw się o swój wóz.
Co za gówno. Świrusy-cyrkowcy, tu w tej
beznadziejnej dziurze zwanej Los Angeles.
Jedyna droga by to wszystko naprawić
to spłukać to wszystko w diabły.
O jakiejkolwiek pieprzonej godzinie, jakimkolwiek pieprzonym dniu,
Naucz się pływać, zobaczymy się na dole w zatoce Arizony.
Niektórzy mówią, że kometa spadnie z nieba,
Poprzedzona deszczem meteorytów i falami pływowymi,
Poprzedzona bezbłędnością nie mogącą siedzieć bezczynnie,
Poprzedzona milionami oniemiałych kretynów.
Niektórzy mówią, że koniec już blisko,
Niektórzy mówią, że ujrzymy wkrótce armageddon,
Ja sądzę, że z pewnością ujrzymy.
Powinienem zdecydowanie odpocząć od tego

głupiego kitu, bezsensownych bzdur.
Jedno wielkie zakłócenie rozjątrzonego neonu
Sugeruję by trzymać was wszystkich w zamknięciu.

Naucz się pływać.
Mama wkrótce to naprawi. Mama nadejdzie
by odłożyć to na miejsce, gdzie powinno być.

Naucz się pływać
Pieprz L.Rona Hubbarda i wszystkie jego klony,
Pieprz tych wszystkich gangsterów-pozerów,
Naucz się pływać
Pieprz retro wszystkiego,
Pieprz twoje tatuaże,
Pieprz wszystkich was śmieciów,
I pieprz twą krótką pamięć,

Naucz się pływać
Pieprz uśmiechniętych ministrów z ukrytymi sztuczkami,
Pieprz te bezużyteczne, niepewne aktorki.

Naucz się pływać
Gdyż ja modlę się o deszcz, modlę się o przypływ,
chcę zobaczyć jak ziemia się poddaje,
Chcę zobaczyć jak to wszystko zleci,
Mamo, proszę, spłucz to do diabła,
Chcę widzieć to spadające w dół i dalej jeszcze
Chcę widzieć to spadające w dół
Widzieć was wszystkich wypłuczonych w siną dal

Czas by znów to przywołać,
I nie nazywaj mnie tak po prostu pesymistą,
Postaraj się i czytaj między wierszami,
Nie widzę powodu, dlaczego nie miałbyś
przyjąć jakichś zmian mój przyjacielu
Chcę zobaczyć wszystko to lecące w dół,
Wciągnięte, spłukane
. -Tool, Aenema*


*aenema (tytuł płyty aenima)-powstało z połączenia dwóch słów. anima i enema- drugie oznacza lewatywę, pierwsze- to termin zaczerpnięty z teorii C.C. Junga. To kobiecy pierwiastek u mężczyzny, archetyp, powtarzający się we wszystkich kulturach i zbiorowościach. Element naszej zbiorowej świadomości. Zatem teraz w swej mądrości-złóż oba te słowa. Tak, by powstała Aenema. Przeczyszczenie.

62 komentarze:

  1. Ból ? Ból, cierpienie, cała melancholia i poczucie krzywdy często sprawia,że stajemy się kreatywni, uwalnia się w nas jakaś siła i potrafimy tworzyć a to wiersze, a to piosenki... Ja pisałam piękne wiersze, rysowałam pięknie ołówkami... Ale za nic nie potrafię tego teraz. Jestem szczęśliwa :) Czasem brakuje mi takiego cierpienia :P
    Tylko z drugiej strony... Czasem za dużo jest bólu, choć na wiele spraw nie mamy wpływu i możemy czekać na ich rozwiązanie, przyjąć je z pokorą to... To ile tego może być ? Czasem się nie da. Nie wszyscy są silni.
    Chyba ważne jest znalezienie równoważnika. Ja nadrabiam akurat teraz braki w szczęściu choć i tak go mało na to co przeszłam swego :) I czuje,że to nie koniec. Jest też kilka ciosów, których się boje i które wiem,że mogą być wymierzone we mnie. Staram się być w jakiś sposób na nie gotowa ale pewnie gdy przyjdą to nawet moje 100 sposób przyjęcia tego nie sprawdzą się gdy to przyjdzie. Nie da się chyba tak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi. Czasem ból, po czasie, staje się czymś innym. I fakt, że ból nieraz bywa właśnie siłą twórczą...artystycznie.
      I jasne, zgodzę się, czasem to też przytłacza. Tylko ten tekst jest no cóż.osobistym splotem myśli, nazwijmy to tak. dlatego ja pisałem o tym aspekcie, o::) Rozumiesz na pewno o co mi chodzi:)
      Brak siły też jasna sprawa, bywa. Pewne rzeczy nas prawie zabijają...tylko ja chcę wierzyć, po prostu chcę, że jeśli każdy dostanie to, czego naprawdę potrzebuje, zawsze może się podnieść. Ale to znowu pewnie moje utopie:)
      O, o to chodzi! Aurea mediocritas, jak zwykle, wszędzie, zawsze.
      W życiu zawsze coś nam się na łeb zwali, jasne. Nie zawsze się przygotujemy...ale nie znaczy to, że przez to powinniśmy żyć w strachu, jeśli wiesz, o co mi chodzi.
      Ale mi się dzisiaj pseudofilzofie włączyły -.-

      Usuń
    2. No nie powinniśmy żyć w strachu :) Dlatego ja cieszę się drobnostkami i tym co jest a w złych chwilach odnaleźć coś dobrego bo te złe też nas uczą czegoś jak napisałeś :)

      Usuń
    3. i dlatego dobrze się żyje, co?:)

      Usuń
    4. Tak :) Tylko trzeba nauczyć się tego ;P mi to zajęło trochę :)

      A tak w ogóle to Twoje zdjęcie? Nie wiem czemu... Właśnie tak Cię wyobrażałam sobie :P Nawet może nie specjalnie ale już tak mam,że jak słyszę słowo, pisze z kimś to od razu już w głowie kreuję sobie czyjąś postać :) I Taki kapelusz, długie włosy, chudy i wysoki a i jeszcze czarny płaszcz i takie ala kowbojki xD ale nie by wyglądać jak kowboj xD

      Usuń
    5. yup, moje. ale nie mam kowbojek, tylko glany XD zresztą, to stare zdjęcie, ten kapelusz też już straciłem XD a włosy mam dłuższe XD

      Usuń
    6. Przypominasz mi pewną postać filmową ale za nic nie mogę sobie teraz przypomnieć jaką :P

      Usuń
    7. Jak mieliśmy imprezę filmową przebieraną to byłem Brandonem Lee w roli z filmu Kruk :) Może to?XD Bo mi zajebiście wyszło xD

      Usuń
  2. Jakbym miała za mało swoich wieczornych przemyśleń, to teraz jeszcze Twoje słowa będę analizować...

    A tak nawiasem... dziękuję, za Lindsey Stirling, z którą dzięki Tobie się zapoznałam, a teraz słucham i słucham z wielką przyjemnością :) miło poznać coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um.. przepraszam?

      Nie ma za co:) Cóż, zawsze cieszę się, jak wspólny muzyczny język znowuż działa w świecie:)

      Usuń
  3. "Powiem dziwnie-czasem lubię smakować ból. Fizyczny- ale też psychiczny. Może jestem trochę masochistą, może mi to wpojono.
    Lubię smutek, lubię żal, tęsknoty. Lubię rozczarowania. Bo na nich rodzi się wiele."
    Skąd ja to znam? W sumie nie znam innych uczuć. Jednak nie mogę tak już dłużej żyć, a Ty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, mi nie chodzi o ten ból umartwiania...a o pewnego rodzaju spokojną melancholię. Ból nie jako siłę destruktywną, a paradoksalnie napędową. To wcale nie jest smutne. Bo może z tego nie wynika, ale między wierszami można przeczytać...że mi dobrze w życiu. Naprawdę. Tylko sploty myśli bywają..chaotyczne. Ale te myśli też są potrzebne i dobre:)

      Usuń
  4. Może jestem dziwna, ale wolałabym nudę niż to. Chyba nie wiesz o czym mówisz. Prawdziwe problemy jak choroba są stokroć gorsze od nudów, zapewniam Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Wiesz, ja nie neguję tego. Mówię tylko, jak jest z mojej osobistej perspektywy. Właśnie o to w tym chodzi, to wszystko jest osobistym splotem myśli, takim a nie innym, bo jestem w dobrym miejscu w życiu po doświadczeniu paru rzeczy.
      Ale nigdy nie wejdę w skórę drugiego człowieka, nie posmakuję jego bólu, tego, czego by chciał. Mogę jedynie mieć nadzieję, że i u drugiego człowieka będzie kiedyś dobrze. Że być może, wyzbędzie się swojego bólu, a może go zaakceptuje. Dokona tego, co jemu potrzebne. Tak już..w szerszej metaforze, abstrahując od choroby.
      I podkreślę znowu- wiem, że też łatwo mi mówić, bo jestem sobą. Nie inaczej.

      Usuń
    3. Każdy ma prawo do wyboru. Zdania będą różne tyle, każdy z nas to indywidualna jednostka.

      Usuń
    4. Bo nie nosimy cudzej skóry. Ot:)

      Usuń
  5. ludzie często wpasowują się w schematy to racja, tylko widzisz, czasem robią to dla świętego spokój, dla zachowania własnego "ja" dla siebie samego. i nie widzę nic złego w tym, nie każdy chce, żeby każdy człowiek, którego spotyka na swojej drodze znał jego własne "ja" i bardziej tu chodzi o prywatność niż o to, że ktoś wstydzi pokazać się siebie prawdziwego.

    jak w ogóle Twoja wycieczka, Twoja podróż? nie miałam jeszcze okazji zapytać, ostatnio rzadko tu zaglądam.

    miniony weekend też był spoko, bardziej domowo i rodzinnie, ale w porządku, następny też zapowiada się dobrze, korzystam póki dalej jestem bezrobotna. a życie, masz racje, bardzo zaskakuje, także zupełnie nie wiadomo, co spotka mnie w najbliższym czasie

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo dużo tematów poruszonych w jednym wątku aż nie wiem co skomentować hehe ale masz na pewno bardzo ciekawy obraz na dużo życiowych przeżyć i emocji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak jakoś wyszło, myśli muszą się nieraz gdzieś wylać:)

      Usuń
  7. Zacząłeś od spokoju a skończyłeś na takim niepokoju :P
    Ludzie często ukrywają smutek. To fakt. Może jak nie dawno ja (czuje się lepiej swoją drogą gdzieś ostatnio xD) boją się, że nie dostaną pomocy i a bezradność podwoi ból? Może boją się, że inni ludzie będą chcieli wykorzystać ich złą sytuację, ucieszą się z niej? Może nie potrafią określić jasno problemu?
    Moim zdaniem ciężko jest przypadkowej osobie odpowiedzieć: "Nie, nic nie jest w porządku. Porozmawiasz ze mną? Potrzebuję tego". Czasem bliskiej osobie ciężko to powiedzieć.
    Ale chyba masz rację, to chyba źle, że jesteśmy tacy skryci i cierpimy w samotności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czułem niepokoju, pisząc to, bynajmniej. Więc..to twoje osobiste odczucia przez pryzmat ciebie, patrzącej na moje odczucia, które takie nie były, o! XD
      To są trochę pytania bez odpowiedzi, jak cały ten tekst. Cały zasadniczo jest pytaniem, tylko trochę momentami ukrytym. Może każdy znajduje też swoje powody? Może musimy ich się dogrzebać w sobie i tylko w sobie?
      To była troszkę metafora, ale masz rację- to nigdy nie wychodzi tak wprost. I właśnie ja pytam...dlaczego tak jest. Bo to troszkę błędne koło, które właśnie kolejne cierpienia powoduje.

      Usuń
    2. Być może dlatego zacząłeś od spokoju :P Najwidoczniej mnie musiał ktoś wkurzyć i dlatego to tak odebrałam xD
      Kurcze. Naprawdę nie wiem i nie mam w ogóle żadnego wyobrażania o tym, dlaczego tak jest lub mogłoby być. Jak zawsze mam jakieś pomysły, tak teraz pustka xD Trzeba by było zapytać psychologów...

      Usuń
    3. Wszystko możliwe XD
      Właśnie...są niby na świecie od tego eksperci. Ciekawe, ile razy i jak bardzo się mylą.

      Usuń
    4. Zwłaszcza jeśli medycyna to w gruncie rzeczy prawdopodobieństwo :P

      Usuń
  8. Tylko na niektóre rzeczy nie mamy wpływu? Ostatnio gdzieś czytałam, że właśnie na 80% rzeczy, które nas spotykają nie mamy wpływu i trzeba się z tym pogodzić. Nie zmienimy świata ;)
    To te gorsze, niemile przeżycia kształtują człowieka, ale, cóż, nie wszyscy umieją sobie z nimi poradzić.
    I wydaje mi się, że ludzie pytają się "co u Ciebie?" raczej z grzeczności, bo trzeba jakoś zacząć rozmowę, a może akurat zaraz znajdzie się jakiś zastępczy temat. Inni zazwyczaj nie chcą słuchać, jak to u nas jest źle, bo nie chcą mieć na głowie i czyichś problemów - wystarczają im własne.
    Co do piosenki... przesłuchałam i głos wokalisty kogoś mi przypominał. Zastanawiałam się, zastanawiałam i nie mogłam wymyślić, aż w końcu mnie oświeciło. A Perfect Circle. Tak, już wiem, że w obu zespołach śpiewa ten sam koleś... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie to też zależy od definicji nieraz...jak rozumiemy nasz wpływ może. Ale to kolejne gdybanie, które mi się przed chwilą uruchomiło. Ale pomimo może rozbieżności tego, co uznamy za wpływ, chodzi właśnie o to, żeby naprawdę się nie przejmować, jeśli to nie ma sensu.
      I jasne, że nie potrafią nieraz. Ale ja znowuż pisałem ze swojej osobistej bardzo perspektywy, przez pryzmat siebie, swoich doświadczeń. To osobiste myśli, no:)
      To była bardziej metafora, znaczy. Bo nieraz ukrywamy emocje nawet przed tymi, którzy pytają naprawdę..i po co? Żeby ich chronić? Ale jak to ma ich chronić? Nie jestem lepszy, sam odpowiadam nieraz po prostu w porządku. I zastanawiam się, dlaczego.

      No owszem, to pan Maynard XD

      Usuń
    2. Też racja - postępując w ten sam sposób, raz możemy na kogoś wpłynąć, innym razem niekoniecznie :D
      Może i pisałeś subiektywnie, ale ja też odczuwam to w moim otoczeniu. Może nie chce Ci się tego wszystkiego opowiadać? Ja czasem nie chcę wplątywać w coś ludzi, bo wiem, że poradzę sobie z tym sama. Tylko gorzej, jeśli po jakimś czasie okaże się, że jednak nie dam rady... Ale to już inna sprawa.
      Maynard kojarzy mi się jedynie z panem ekonomistą Keynesem... Co te studia ze mną zrobiły? o___O

      Usuń
    3. Bo to znowu jest kwestia względna XD
      Rozumiem o co chodzi, pewne hm...uogólnione spostrzeżenia, można rzec.
      Nie wiem, może trochę tak. Wywlekanie czegoś wiele razy staje się nieraz...męczące.
      No, to faktycznie, masz dziwne skojarzenia XD

      Usuń
  9. Post rzeczywiście emanuje spokojem. W tej chwili trochę Ci zazdroszczę tego uczucia. Jakbyś sobie płynął sobie małą, drewnianą łódką z kapeluszem na głowie po ogromnym jeziorze... hm... albo i po oceanie. Tak Cię teraz zobaczyłam.

    Czasem myślę podobnie. Potrafię na całe życie patrzeć bez większych emocji, doceniam krzywdy, które mnie spotkały i dziękuję za nie, bo jakby okrutne nie były ukształtowały mnie na dobrego człowieka. Jednak czasem wkładam okulary, przyglądam się im z bliska i modlę się o magiczną gumkę do ścierania, by je usunąć.
    Och jak tu refleksyjnie. Uciekam, bo utonę w tym oceanie:))

    OdpowiedzUsuń
  10. O! Właśnie zwróciłam uwagę na tytuł notki! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to bez tytułu mnie zrozumiałaś XD Bo właśnie...tym razem to nie były żadne dosłowności, to miliony pytań, jedno rodzi następne i nawet stwierdzenia są gdybaniem, są pytaniem. Czasem niestety w głowie mi się tak układa.
      Każdy ma chyba takie momenty, że chciałby je zmazać..ale potem właśnie przychodzi refleksja, że jednak nie warto. Zwłaszcza, jeśli choć troszkę lubi się siebie.

      Usuń
  11. Ile w tym wszystkim jest prawdy. Deszcze oczyszcza, pozwala poczuć, że się żyje i że wszystko z nas spłynie. Ulga poprzez deszcz.

    Każdy boi się zranienia, dlatego ludzie nie chcą pokazywać swoich uczuć. Ja w sumie mam na odwrót. Ryzykuję, a potem najwyżej przychodzi rozczarowanie, które nie przytłacza, a uczy. Wiem, że może się to wydawać szokujące. Tak jak dawkowanie bólu zresztą.
    Każdy ma swój sposób na życie i bycie.

    Trzeba jednak pamiętać, żeby szanować swoje serce. Czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deszcz- magiczny. Zdecydowanie. Ja zresztą mam też do tego bardzo osobisty stosunek.

      Czasem popadamy też w pewien...ekshibicjonizm. A to bywa zdrowe, ale jak wszystko, z umiarem, wiadomo o co chodzi. Ale rozumiem cię, bo w pewnych kwestiach też stałem się emocjonalnym ekshibicjonistą.
      I właśnie może o to chodzi. Każdy musi ten swój znaleźć. Pokaleczyć się czasem, innych próbując...ale to nie jest łatwa droga.

      Nie nadużywać? W sumie..nad tym się nie zastanawiałem. Bo mam z tym właśnie nieraz chyba problem. W dosłowności i w przenośni.

      Usuń
  12. Gdyby nie ból i cierpienie, na pewno byłabym innym człowiekiem. Wcale nie uważam, że zło nie powinno istnieć, bo ono daje ogromną lekcję, pokazuje, ile możemy znieść, pozwala pewne aspekty docenić. Pytanie tylko: ile bólu i cierpienia może przypaść na jedną osobę? Wiem, że to nie socjalizm i o "równości" nie ma co mówić, ale na przykład ja czasem się zastanawiam, ile jeszcze tego wszystkiego, czy kiedyś się nie złamię całkowicie. Mam nadzieję, że nie, ale takie wątpliwości się pojawiają.

    W swoim postępowaniu staram się wychodzić poza schematy, jeśli tylko jestem do tego przygotowana i przekonana. Często posiadam własne, niekoniecznie popularne zdanie. Zważ jednak, że jako studentka socjologii doskonale wiem, czym jest socjalizacja i pewne zachowania są po prostu wdrukowane w nasze umysły. Życie pod prąd też - stety niestety - ma swoje granice. Tak mówisz, że wmawiają nam potrzebę miłości... Moim zdaniem tylko ten tandetny model, któremu można się przeciwstawić, ale samo uczucie jest na wskroś ludzkie.

    Tak, jestem uzależniona od relacji z innymi, ale nie takiej sztampowej, zawsze szukam czegoś głębszego, co w większości wypadków właśnie kończy się bólem, Nad tym powinnam popracować. Co do sztuki dryfowania, pogodzenia się z tym "sztormem życia", każdy z nas się jej mimowolnie uczy, ale niewielu robi to świadome.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja po pierwsze muszę coś chyba powiedzieć:) Znaczy, ten tekst jest...pytaniem, nie stwierdzeniem. Splotem myśli. Myśli są przede wszystkim pomiędzy wierszami. Nic nie jest...napisane oznajmująco do końca. Musiałem po prostu... wylać gdzieś potok.

      Nie jestem w stanie na to na pewno odpowiedzieć. Nawet w swoim światopoglądzie. Bo mogę tylko wierzyć, że niezależnie ile bólu doznasz, to to przetrwasz. A kiedyś zaznasz szczęścia. I to działa, przynajmniej u mnie, jak kolejny motywator do działania. Bo co innego zostaje? Właśnie nigdy nie można mówić tu o sprawiedliwości. A może świat ma miary, których my nigdy nie pojmiemy. A może w ogóle one nie istnieją.

      No tak. Masz "perspektywę naukowca", to troszkę zmienia postać rzeczy.
      Więc..nie musimy iść stale pod prąd. Możemy iść przecież z nim, ale nadal po swojemu. Może możemy po prostu zachować swoją skórę, niezależnie, jak podążamy?
      Właśnie o ten model mi chodziło. Musisz się zakochać i iść na kolację a potem uprawiać seks na łóżku z płatkami róż. Musisz mieć potem dzieci i domek z białym płotkiem. Albo musisz udawać sukę zdobywczynie ( nie chodzi mi to o obraźliwe określenie kobiety, ale o model, bo taki też jest). Chodzi o pewne modele...na które ja osobiście niekoniecznie się godzę. Bo w czym, jak nie w uczuciach, chodzi o osobiste postępowanie, robienie jak my chcemy, a nie jak świat nam wdrukował? Znaczy, jeśli chcesz ten cholerny domek to chciej- ale upewnij się, na ile chcesz go naprawdę. W ogóle problem z tymi schematami mam wrażenie, ma głównie w naszych czasach płeć piękna, ale to moje wrażenie znowuż, nie ocena.

      Są różne rodzaje uzależnienia. Mi chodziło raczej...o nie bycie bluszczem na kimś, a bycie drzewem w lesie. Drzewa splatają się korzeniami, wspierają się, ale są niezależne. Są ze sobą blisko, potrzebują siebie- ale gdy jedno odejdzie, nie umiera cały las. Bluszcz jest słaby, oplata się na drzewie...a gdy drzewo się zawali, co wtedy? Rozumiesz już, o co mi chodzi?

      Usuń
  13. "Przejmuj się tylko tym, na co masz wpływ" - to jedna z moich ulubionych dewiz :) Kiedy pracowałam w pracowni plastycznej przy domu kultury, zawsze opowiadałam szefowi (z którym do tej pory mam świetny kontakt), że boję się tego, czy tamtego, że czymś się stresuję, że ktoś mnie wkurza i że dlaczego on jest, jaki jest... słuchał mnie uważnie, po czym odpowiadał: "Przestań panikować i zacznij się przejmować tylko tym, na co masz wpływ." Tak mnie te słowa uderzyły (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), że do tej pory staram się nie narzekać nawet na pogodę ;)

    Wychodzę z założenia, że kiedy cierpimy, budzimy w sobie wiele pozytywnych cech i uczymy się życia. Nabywamy doświadczenie. Gdyby zawsze było lekko, łatwo i przyjemnie, wszyscy bylibyśmy nieodpowiedzialnymi lekkoduchami, a to prędzej, czy później doprowadziłoby nas do zguby. Zresztą... bez cierpienia nie znalibyśmy dobra. I szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Nie można się przejmować tym, czego nie zmienisz...ale może tylko od ciebie zależy, w jak wiele rzeczy wierzysz? Może wszystko zależy od tego, jak sądzisz, że ile masz siły? Kolejne pytania. Ale ja mam chyba dni pseudofilozofii :P
      W każdym razie...takie patrzenie, jak już człowiek ustali swoją wiarę, może właśnie sprawić, że w życiu robi się jeszcze pozytywniej:)

      Otóż to. Wszystko musi mieć antagonizm własny. Jedno bez drugiego nie istnieje.

      Usuń
    2. "Otóż to" :D
      Grunt to wierzyć przede wszystkim w siebie i w swoje możliwości. Chociaż łatwo nie jest... Chociaż dzisiaj koleżanka złapała mnie na autosugestii :P Siedziałyśmy sobie na Ogrodach w okienku i zaczęłam jej opowiadać, jak to ja nienawidzę niedzieli. Niedziela jest gorsza od poniedziałku, bo w poniedziałek, to jak już człowiek rano wstanie, to dzień jakoś leci... a w niedzielę od rana do wieczora myśli się o poniedziałku xD Serio. Mnie niedziela mega przygnębia :P Powiedziała mi, że sama się nakręcam i psuję sobie wolny dzień tygodnia, zamiast się zrelaksować i że przejmuję się tym, na co nie mam kompletnie wpływu, bo dni tygodnia nie poprzestawiam.

      Usuń
    3. Czy ty się ze mnie podle śmiejesz?XD
      A od autosugestii bardzo dużo znaczy. I cóż...nieraz słyszę to niedzielne narzekanie i powiem ci, że sądzę jak twoja koleżanka jednak XD

      Usuń
    4. Oj tam dlaczego od razu podle? xD
      Ale ja sobie nie wyobrażam nie myśleć w niedzielę o tym, że na drugi dzień się już nie wyśpię :P Po prostu to się tak wryło w mój uparty mózg, że kompletnie nie wiem, co z tym zrobić :(

      Usuń
    5. No bo podle XD
      Hm...może sprawiaj sobie w niedzielę więcej hm..przyjemności? Wiesz, chodzi o to, żeby to się zaczęło dobrze kojarzyć:)

      Usuń
    6. Wcale nie! xD
      To jest w sumie dobra myśl :) Tylko to by musiały być spore przyjemności w dużych ilościach :D

      Usuń
  14. Ja mam wrażenie, że ten ból, strach... one nie są takie straszne. Ba, to wszystko zależy od punktu widzenia, wiadomo, ale wszyscy trąbią, że ból ma się kojarzyć ze strachem, a strach jest zły... Wszyscy wokół nas mówią, że ten ból jest passe, że wszyscy powinni być: zawsze super wypoczęci, nic nie powinno ich boleć, powinni być idealni. Ale my nie jesteśmy idealni i nigdy nie będziemy...

    Gorszy jest ból psychiczny, moim zdaniem. Fizycznemu da się jakoś zaradzić, siłą woli, jakimiś marnymi nawet chęciami. Ciało się zregeneruje. Prędzej czy później, ale jednak... A umysł? Umysł to studnia bez dna jest, kompletny zawrót, wszystko do nieg o wpada, wszystko zostaje na dłużej. Ten ból jest trudny do uleczenia. Czy to żal, czy tęsknota... Czasem mimo tak bardzo wielkich chęci, człowiek się stara i stara i nic z tego nie wychodzi. Szybko się przyzwyczajamy do ludzi, rzeczy, sytuacji. Później trudno nam się pogodzić z czyimś odejściem, chociaż ten ktoś nadal istnieje...

    A mi się wydaje że to, co czujemy po tym rzekomym odrzuceniu jest zależne od nas samych, bo każdy na podobne rzeczy odmiennie reaguje, ale to, że tego odrzucenia się boimy to jest niestety, pewne. Ja może jestem dziwnym człowiekiem, a w zasadzie jestem na pewno, ale ja znowu się nie potrafię zachować wtedy, kiedy wiem, że ktoś mnie akceptuje.. Znaczy coś zaczyna do mnie czuć... A ja się wtedy jakby w sobie zamykam. To jest dziwne...

    I znów wychodzi na to, że nikt nie chce się wyróżniać spośród innych.... A przecież powinniśmy dążyć do tego, żeby być kimś innym... Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie o to chodzi, że często nie dostrzegamy tej drugiej strony medalu- jak bardzo strach jest nam potrzebny. jakim choćby mobilizatorem, jaką siłą napędową potrafi być. to jest piękna aż nieraz rzecz.

      ideały nie istnieją jak dla mnie też dlatego...że właśnie ideał nie ma szarości. jest doskonale biały. doskonała biel nudzi właśnie.

      wiesz...ja bym tutaj ostrożnie klasyfikował. bo jednak...chociaż sam odczułem wielki ból w życiu fizyczny, wiem, że to nie było jeszcze takie straszne. ale widziałem ludzi, bliskich mi ludzi, którzy fizycznie cierpieli tak bardzo, że chcieli po prostu to skończyć. ból fizyczny potrafi być najgorszą rzeczą, ale nie dowiemy się tego, póki tego nie doświadczymy. ale nikomu też takiego przekonywania się na własnej skórze nie życzę.

      Ale masz rację na pewno w tym, że ból psychiczny jest po prostu..inaczej skomplikowany, o.

      Jasne, wszystko jest kwestią indywidualną. Ja też ten tekst pisałem tylko i wyłącznie przez pryzmat siebie, więc wiesz:)
      I czy dziwne? Dość hm..nawet naturalny mechanizm chyba.

      A może nie ma w tej kwestii co się powinno- tylko co jest dobre dla naszego prawdziwego ja?:>

      Usuń
  15. Dobrze, że chociaż na blogach, możemy być sobą i pisać to, co czujemy i myślimy.
    W życiu musimy odgrywać tysiące ról, nawet, gdy wmawiamy sobie, że tak nie jest.
    Niestety prawda jest taka, że ludzie, którzy są szczerzy, racjonalni, oryginalni, często bardzo cierpią. Jeśli ktoś przyzna się, że jest gejem, abstynentem, ateistą, wegetarianinem czy świadkiem Jehowy, w Polsce ma przesrane. Jeśli polityk mówi to, co myśli, jak Ikonowicz czy Korwin-Mikke, to nikt go nie wybierze..
    Ale pomimo wszystkich cierpień warto być sobą, a nie bezbarwnym przeciętniakiem, chcącym przypodobać się każdemu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że jest więcej takich miejsc, gdzie od ról uciekać możemy:)
      Czasem maski, granie maja swoją dobrą stronę...ale właśnie, trzeba być ich świadomym. I cóż...coś za coś, jak mawiają. Może i ma się przesrane, ale to kwestia wyboru. Każdy ma właśnie prawo też do swojego:)

      Usuń
  16. Dla niektórych strach i ból jest całym życiem. Nie wiem, czy to współczesność na siłę chce wykluczyć całe zło świata, które przeciez wynika z naszych słabości (nie mówię tutaj o egoistycznych pobudkach, masowych mordach i wojnach). Jeśli tak - walka z wiatrakami, bo nikt nie jest idealny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi, dążymy do ideałów, które przez same bycie ideałem już by ideałem być przestawały. Brzmi absurdalnie, no ale, mam nadzieję, że wyraziłem się jednak jasno xD

      Usuń
    2. Nie bardzo zrozumiałam. Bo jak można być ideałem i nie być nim jednocześnie? Ale ja, to ja. Piszę właśnie pracę maturalną i za dużo analizuję

      Usuń
  17. To smutne, ale większość z nas zapomina, że żyjemy przede wszystkim dla siebie, a dopiero potem dla innych. To nie jest egoizm, to jest życie. Szkoda, że większość ludzi odkrywa to tak późno, po tylu straconych dniach, tygodniach, miesiącach, latach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Bo jednak..od siebie życie zaczynamy. Powiedzmy, jak możemy choćby dawać coś innym od siebie, skoro szwankujemy całkowicie? To wszystko się ze sobą jednak splata.

      Usuń
  18. a ja dodam,że przez cierpienie,ból, moim skromnym zdaniem nabywamy doświadczenia, inaczej patrzymy na pewne sprawy,na swoje życie w pewnym sensie można powiedzieć doceniamy to co mamy :-) choć tak powiesz mi NIE WSZYSCY i tak jest:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo nie ma chyba reguły, która dotyczyłaby każdego, bez wyjątku XD

      Usuń
  19. bardzo podoba mi się drugi akapit. czasami w sumie jak się da przewidzieć życie to ono i tak nas zaskoczy. jednak, tak paradoksalnie, mimo, iż życie jest czasem przewidywalne to nie da się go przewidzieć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to i to jest też w nim właśnie...piękne:)

      Usuń
  20. "nie możemy tak się przejmować rzeczami, na które nie mamy wpływu" - TAKIE PROSTE. A TAKIE TRUDNE. A TAKIE MĄDRE. A TAKIE FUNDAMENTALNE...

    Dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najprostsze rzeczy są pono najtrudniejsze do zauważenia:)

      Usuń
    2. To prawda. Najprostsze rzeczy są nieraz najtrudniejsze do zauważenia, a jednocześnie największe...

      Miłego piątku!

      Usuń
  21. Cierpienie uszlachetnia. Tak mówią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie rzekł że uszlachetnia...tylko że uczy:)

      Usuń
  22. Dużo mądrych i dających do myślenia rzeczy napisałeś..
    Ja mam nadzieję, że jest dużo mnie we mnie ;) Zawsze staram się być sobą.. chociaż wiadomo, że to bycie sobą inaczej wygląda w pracy, inaczej w domu i inaczej w towarzystwie..
    Tak czy siak - muszę się nauczyć pływać! ;)

    OdpowiedzUsuń