wtorek, 4 marca 2014

„Do not feel lonley. The entire universe is inside you.”

Nie pytam by dostać odpowiedź. To było zbyt proste. Chce byś zaczęła myśleć. Zastanawiać się czy stąd nie nawiać. Bo zaczynam wchodzić w tematy niebezpieczne- ile razy cierpiałaś, ile marzyłaś bez sensu. Tym razem cię wypuszczę. Pozwolę uciec. Jednak temat nie umrze. Będę czekał aż otworzysz się jak ostryga. Bo emocje są w ludziach najlepsze.
Obudź się moja droga, to ostatni raz kiedy zobaczysz ten świat. Tym razem to nie radio czy TV zapowiedziało koniec świata. To ja. Czuję to w każdej komórce mojego ciała. Nawet mój telefon komórkowy dostaje smsy pożegnalne. Ubierz pierwsze lepsze spodnie, jakąś koszulkę. Idziemy oglądać koniec.
Wstyd mi, że jestem tym kim jestem. Nie wiem jak tu się znalazłem. Nigdy nie szukałem drogi. Widzę każdą swoją wadę, błąd czy bliznę jaką uczyniłem najbliższym. Czasem mam wrażenie, że jedyne co mnie popycha do przodu to poczucie winy. Czasami zdarza się coraz częściej.
Nie umiem nawet porządnie chwycić instrumentu. Chwytam emocje. Dość niezdarnie na nich gram. To nie wyczyn. Każdy potrafi. Nie każdemu się chce. Chciałbym umieć pomagać ludziom. To byłoby przydatne. Wokół jedyne co ostatnio widzę to ból. Gwiazdy świecą mocno, niebo jednak niebieskie jak w dzień jest. Chyba coś znowu jest nie tak.
W moim wydychanym powietrzu jest prośba o pomoc. Bezgłośnie, bo nie stać mnie już na krzyk. Kryzys jest. Światowy, pieniężny, mój emocjonalny. Nikt nie słyszy. Trudno. W momencie, gdy jest we mnie tego za dużo to trochę odpuszczam. Upuszczam z siebie trochę łez. Kształty to raczej ziarenka piasku i płatki śniegu. Nic większego nie przechodzi przez moje oczy. Nie pozwalam. To przecież słabość. Świat niszczy słabość. Nie chce zostać zniszczony.”

Napisałem to jakiś czas temu. Wiele lat. Nadal tkwi jak strzępek dawnej świadomości...i stało się nagle bardzo aktualne. Bo ostatnio tak się czułem właśnie.

Nabałaganiłem ostatnio trochę w życiu. W swoim i innych. Choć, może to mi troszkę nabałaganiono? Akcja i interakcja.
Ostatni miesiąc w moim życiu w każdym razie to skrajna wręcz sinusoida zdarzeń, całkiem bez optimum. I święty by się zmęczył, czyż nie? I ten z najlepszym wewnętrznym kompasem by się pogubił. Nie jestem ani świętym mężem, ani najlepszym wędrowcem. Trochę spartoliłem więc. A może więcej niż trochę.
Przechodzenie ze skrajności w skrajność. Łatwo było zauważyć, prawda?Nawet tutaj. A co dopiero mogli widzieć najbliżsi memu sercu? Jak to na nich wpływało?  Nagłe załamania przez dziwne zdarzenia- cóż, los nie oszczędza- po których od razu następowało rzucanie się w wir życia, śmiechu i radości. I wszystko to było jak najbardziej szczerze, i te łzy i ten śmiech. Jedno walczyło z drugim, niezależnie trochę od mojej świadomości. Trochę nadmyślenia, nadprzeżywania, braku racjonalności.

Ale ja muszę teraz powiedzieć temu dość. Wczoraj to do mnie dotarło, że znowu zaczynam szaleć, jak to ja mam chyba tylko w zwyczaju. Jak to się parę razy w życiu zdarzyło. W obliczu kryzysu, nie tego który wszystkich trapi, wojennego, ale w obliczu kryzysu osobistego. Jak jakiś dzieciak. A fe.
Jestem już dorosłym człowiekiem, który musi zacząć myśleć logicznie w innym wymiarze logiki całkiem, logiki, którą nie każdy umie zrozumieć. Jestem dorosłym człowiekiem, który musi zweryfikować swoje pewne zachowania, być może, człowiekiem, który musi trochę stwardnieć. Może to właśnie ten moment, ten etap zmian, w którym muszę się pewnych rzeczy w życiu wyzbyć. Może nie dla innych. A dla siebie. Wreszcie, chociaż raz, dla siebie. A może mogę to zatrzymać, tylko muszę trochę się zdystansować. I to wszystko. Muszę po prostu nauczyć się na nowo w pewnych wodach pływać, żeby nie powodować żadnych pseudokatastrof.

Podstawy mojego świata są już od wielu lat stabilne i nic nie sprawi, że upadnę, potoczę się w dół jak pierwszy lepszy kamień i spowoduję lawinę. Nic z tych rzeczy., o to nie muszę się już martwić. Bo może bywam jak rozkapryszony dzieciak, ale to nie znaczy, że się temu poddaję. To po prostu ludzkie popełnianie błędów. Tylko nogi trochę się ugięły, popękały tamy i pewne rzeczy się wylały. Ze mnie że środka. Za bardzo, zbyt irracjonalnie, zbyt szkodliwie. Za tragicznie szukałem tlenu, za tragicznie szukałem pocieszenia, jednocześnie je odtrącając, bo "kto, jak nie ja sobie poradzi"?. Ja w tym wszystkim nie jestem najważniejszy i to właśnie pragnę dostrzegać. Ja w tym wszystkim muszę naprawić siebie, żeby już nie przeszkadzać. I żeby nie musiało być wstyd. Bo dawno mi tak wstyd nie było. Za siebie w swojej głowie i duszy Za czyny, których nie zatrzymałem. Drobnostki, które pod sercem urastają do rangi katastrof, których nikt oprócz mnie nie dostrzega. I może to też trzeba zmienić. Nie można się tak przejmować i tak mocno odczuwać. Dość tego.

Przeżyłem właśnie prywatną burzę, miotanie się w sieci jak ryba, chociaż nie chciałem tego widzieć. Lubię czasem spychać pewne rzeczy, zakładać klapki na oczy. I nie chodzi o jedną rzecz, ale o całokształt ostatniego czasu. Zacząłem się zachowywać paranoicznie, absurdalnie, sam się otworzyłem jak ostryga z emocjami. To ludzkie i to sobie wybaczam, rozgrzeszam się w imieniu jedynego, który może siebie rozgrzeszyć, siebie samego. Choć, to nieprawda, że jeśli siebie krzywdzę, to tylko moja sprawa. Inni też to odczuwają, jak pole magnetyczne, podskórnie. I to też zawsze trzeba mieć na uwadze.

Była burza, ale każda burza minąć musi. Teraz słychać ostatnie grzmoty i widać ostatnie pioruny w oddali. Teraz już jest spokojnie. Wycisza się, zaczyna pachnieć ozonem. I dlatego być może muszę się skoncentrować na sobie, właśnie w tym jednym momencie. Bo życie musi być jak pewnego rodzaju sinusoida, nie żadna płaska funkcja liniowa. Ale to nie znaczy, że my musimy się temu losowi poddawać. Nauczmy się pływać. Zawsze, wszędzie. Skakać po pięciolinii serc i nie umierać na arytmię. Tego chcę. Tym razem- dla siebie. Raz nie chcę tego dla siebie, żeby nigdy nie chcieć też tego dla innych.

To, co wysyłasz w przestrzeń zawsze wraca. Nabałaganiono mi, więc trochę oszalałem. Ja nabrudziłem, więc będę musiał teraz posprzątać. Naturalna kolej rzeczy. Tylko muszę się ustabilizować, żeby to zrobić. Żeby znowu nie przeciągać ruchu, nie dawać sobie kolejnego powodu do wstydu.
To co wysyłasz w przestrzeń zawsze wraca do ciebie po trzykroć, jak mówi jedna z zasad mojej wiary. Dobro spłaca się dobrem, cierpienie zadane komuś własnym bólem, radość dana komuś jest twoim uśmiechem. Dla wielu ludzi to bzdura, naiwność, ale ja w to wierzę i tym razem przyjmę to, co sam rozdałem. I nie chodzi o żadną sprawiedliwość, życie nie jest bynajmniej sprawiedliwe. W nią nie wierzę, jej nie oczekuję.
To, co komuś daję z siebie, jest po prostu częścią mnie, o tyle sam się wzbogacę. To co odbiorę? O tyle stanę się uboższy. Już to odczuwam, po tym miesiącu szarpania się i drgania. Bo wysyłałem w przestrzeń aż za dużo.
Nie chcę się rozmieniać na drobne, ale do tego muszę się przemóc, uspokoić. Chcę wrócić do swojego złotego środka, ale do tego potrzebuję rozmowy. Z samym sobą przede wszystkim.

Bo zapomniałem gdzieś w ciągu tych zdarzeń, kim jestem. Szukałem dróg i rozwiązań na siłę, a sznurówki miały za dużo pętelek. Nie mogłem tak iść. Zapomniałem, że próbując je rozcinać, niszczymy całe sznurowadła. To nie ma sensu. Wszystko trzeba na spokojnie, znaleźć to, co utracone, a może nawet więcej. I o to teraz się postaram.

Poprosiłem dzisiaj szefa o parę dni wolnego w przyszłym tygodniu. W tym za dużo pracy, papierów, próbek do zbadania...ale pod koniec przyszłego zostaję na chwilę uwolniony od rutyny, którą zazwyczaj kocham.

Bo widzicie, w tym wszystkim chodzi o to, żeby na nowo znaleźć swój stabilny grunt. Chodzę koło tego zdania dookoła. Stabilny grunt właśnie. Nie w otoczeniu, nie w napadach śmiechu, wizytach u znajomych, w rodzinie, chociaż oni są bardzo cenni i naprawdę potrafią pomóc. Ale w mniejszym kryzysie, nie w takim jaki nastąpił. Święcie wierzę, że wszystko jest we mnie. „It's all in your head ,Alice” mówił Królik Alicji. Teraz musi powiedzieć to sobie. Są tam bowiem i sinusoidy i te dobre miejsca, najtrwalsze. Tylko trzeba na nowo w sobie pogrzebać. Jak naprawiając zegarek.
A czasem do tego trzeba zmienić otoczenie.
Wiem, że wielu osobom może wydawać to się dziwne, wiem, że wielu może to poczytywać za ucieczkę. Ale żeby osiągnąć coś stabilnego, ja potrzebuję często podróży, samotnej. Wyciszenia, kontaktu z naturą, która mojej własnej naturze nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, wydobywa ją na wierzch. Mam w sobie potrzebę odcięcia nieraz, wszelkich kryzysów, ludzi, bycia sam na sam z sobą i z tym, czego słuchać się najbardziej powinno.

Wiecie, jestem trochę prymitywistą. Mistykiem.Dawne duchy przemawiają do mnie najwyraźniej. Jednym z tak zwanych szamanów i kapłanów wszechświata. Wiem, że niektórych może to śmieszyć, brzmieć naprawdę głupio,ale nigdy się tego nie wstydziłem, nie ukrywałem. Bo to coś, co daje wielką siłę. Wiem, że w tych szalonych czasach znowu zachowujemy się jak futuryści, chwalimy stal i atom...ale mi się zdaje, że zapominamy o najważniejszym. O tym, skąd stal i atom pochodzą. O tym, co nienamacalne. I nie, nie będę nikomu nic nigdy udowadniał, bo w sercu dowody nie istnieją, nic nie musi być racjonalne. "Nie przyszedłem pana nawracać".
Moja wiara odnosi się do pierwotnego tętna wszechświata i daje mi siłę. Noszę w sobie totemiczne zwierzęta, z którymi rozmawiam, które oswoiłem na tyle, by były mi wsparciem, nie przeszkodą. To moje czucie, które zawsze przynosi ukojenie. To dotykanie tego, co nie ma ciała, zmienianie materii w energię a energii a materię. To spójność i rozłączność, do których szkiełko i oko nie jest potrzebne. Dostałem dobre imię od mojej matki. Romantycy, ci prawdziwi, nie tylko szaleli z miłości. Byli też mistykami, poszukiwaczami czegoś ulotnego. Innego serca, niż te kochanków.
Wiecie, te wszystkie opowieści o poceniu się w namiocie ze skóry jelenia i posiadaniu wizji dla mnie są realne i namacalne. I mówię to bez ironii, żartu, bez fantazjowania na jawie. Jestem tym, który w tym właśnie szuka. Może jeszcze kiedyś o tym powiem, ale nie pora na to.

Ja po prostu muszę znowu sięgnąć głęboko i pojechać w jedno miejsce, odzyskać rytm. Pogłaskać swojego kruka, swojego lisa i swojego konia. Poczuć wszystkie serca, które biją we mnie równo. Muszę udać się na wyprawę, przez kilometry przejeżdżane na ludzkich drogach i na wyprawę, w której żadnej drogi nie znajdziesz, jeśli nie pozwolisz się zagłębić sobie samemu we własnej duszy.
Muszę udać się na północ, może symbolicznie trochę, do miejsca, w którym dla mnie jedynego i wielu mi podobnym zaciera się to, co realne i to, co duchowe. Miejsca, w którym wszyscy jesteśmy dziećmi wszechświata, a raczej bardziej to odczuwamy. Miejsca, gdzie jest wyczuwalna ta energia, której tu, pośród budynków i asfaltu, nieraz zabraknąć potrafi. Miejsc, gdzie czujemy dosłownie, że miliony tych dzieci, dusz, które niekoniecznie nasze są i tylko nasze jednocześnie, nosimy w sobie.
Może jestem wariatem, ale to moja wiara i moje skrzydła, których pokornie nigdy nie złożę. Skrzydła, które już nieraz mnie uniosły i zdarza się jeno, że są nadwątlone losem. Jak teraz.
Może to wszystko brzmi dziwnie, ale jest moje. Dlatego z pokorą jak zawsze zniosę czekanie, choć dusza się wyrywa. Zniosę, bo każdy z nas żyje w rozszczepieniu. Jest też częścią tego świata obowiązków i logiki. Ja doczekam do nocy wtorkowej, zarzucę kurtkę, plecak i ruszę w drogę. Do tej pory będę tym samym, który przychodzi tutaj, tym samym, który czeka na odrodzenie. Tym samym, który skacze po tej cholernej pięciolinii serca i trochę się potyka, chociaż przez długi czas tego nie robił, ale nastały cięższe czasy. I może to te cięższe czasy są potrzebniejsze, może to jakiś znak? Zrozumiem to potem. Gdy już wrócę.

Bo wrócę jako ten człowiek, który wierzy, który nosi w sobie pierwotną siłę wszystkich szeptów wypowiadanych przez tych, którzy też wierzyli i przez tych, którzy nawet nie wiedzieli, a czuli.



54 komentarze:

  1. wiesz co, mi się wydaje, że każdy potrzebuje czasem poprzechodzić między swoimi odbiciami w różnych postaciach i poszaleć... wtedy tak naprawdę nie odnaleźlibyśmy siebie, nie umielibyśmy nad sobą pracować. sama przechodzę taki okres.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owszem, czasem trzeba oszaleć, żeby naprawdę nie zwariować, parafrazując też jedną piosenkę..to jest potrzebne, od czasu do czasu. ale trzeba też umieć poszukać w sobie tej stabilności, nauczyć się pływać między tymi odbiciami w słodkiej wodzie. przynajmniej, ja tak mam:)

      Usuń
    2. no to tylko pogratulować, że nauczyłeś się czegoś takiego. :) u mnie zazwyczaj kończy się na płaczu, refleksji i obwinianiem siebie. ale i tak czasem się po tym dobrze czuję.
      widać, że znasz już bardzo dużą część siebie.

      Usuń
    3. czyli po prostu następuje pewnego rodzaju oczyszczenie po, nieładnie mówiąc,wymiotowaniu mentalnym? bo to jednak czasem pomaga. zwłaszcza płacz.

      i nie zaprzeczę. znam. ale jeszcze mam dużo lądów do zbadania, że tak to określę:) tak naprawdę nieraz sami dla siebie możemy być jedną z najbardziej fascynujących podróży.

      Usuń
  2. Teraz już wiem czemu tak lubisz podróżować. Zostawiasz wtedy za sobą wszystkie problemy prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raczej je rozwiązuję. a jeszcze bardziej - uznaję różne rodzaje podróży. te,które pomagają wejść wgłąb siebie i tym razem to będzie taka, bardziej duchowa. te,które są po prostu hedonizmem. te które, pozwalają doświadczać i poznawać, smakować, uczą pokory i piękna świata. i kocham każdy ich rodzaj;)
      zasadniczo nie można zostawić za sobą problemów. bo to jakby..udawać, że wszystko jest za nami, gdzieś tam zostało. a to nieprawda. od problemów nie można uciec, jeśli nosi się je w sobie. najpiękniejsze miejsce ci nie pomoże zapomnieć, jeśli w sobie się zgubiłaś. ale są też miejsca, które pomogą ci się odnaleźć, jeśli jedziesz tam po to, żeby znaleźć też drogi w sobie:)

      Usuń
    2. Ale są też sytuacje, kiedy chcesz uciec od myślenia o nich. Ja tak miałam. Wyjechałam do Holandii akurat w czasie, kiedy trochę mi się spraw naszło na siebie i to były fakty, nie problemy które dało się rozwiązać. Wyjazd bardzo mnie zdystansował do tego ;) I właśnie o taki dystans mi chodziło. Podróże Cię dystansują. Czy tym razem mam rację? :P

      Usuń
    3. ja bym nazwał to raczej dystansowaniem się właśnie, a nie uciekaniem;)
      i tak, tym razem bingo! XD

      Usuń
    4. Bardziej naprowadziłeś mnie na to słowo ;) Ja na ogół z racji tego, że często najpierw mówię potem myślę, nie dobieram słów odpowiednio. Bardzo dużo osób, zwłaszcza na blogu się potem tego uczepia jak rzep psiego ogona :P

      Usuń
    5. spoko, każdemu słowa czasem po prostu uciekają, to raczej rzecz naturalna, że się nieraz nie można "wygęgąć" albo z rozpędu się mówi nie to, co chce się powiedzieć. każdy chyba czasem tak ma i nie ma się o co czepiać, bo zawsze można to wyjaśnić po prostu:)

      Usuń
    6. Ale nie każdy chce wyjaśnień słuchać :P Tak też nieraz bywa.
      Ale wracając do tematu - jak się dziś czujesz?

      Usuń
    7. to też fakt..ale wtedy to już jego problem XD

      dobrze:)ja się w ogóle dobrze czuję, nie ma spazmów, nie ma żadnych tragedii, mnie tylko trochę uwiera w środku za bardzo, niespokojnie i mam "momenty". i właśnie to muszę zwalczyć:) taka..ostateczna stabilizacja wymagana:)

      Usuń
    8. A masz jakiś plan na zwalczenie tych momentów? Bo dla mnie to coś niemal niewykonalnego :P

      Usuń
    9. no właśnie ten wyjazd i swojego rodzaju duchowa odnowa będą sposobem na owe "momenty" w dużej mierze:)

      Usuń
    10. Miałam na myśli bardziej te momenty, takie ściski żołądka, które są chwilowe, kilkusekundowe, które po prostu przypominają o tym, że problem jest. Masz coś takiego czasem? :P

      Usuń
    11. oddycham, i nie nie robię sobie jaj, skupiam się na oddechu i wizualizacji. takie..pseudopsychologiczne metody, o:)

      Usuń
  3. Czasem trzeba gdzieś wyjechać. Odciąć się od sideł rzeczywistości, w której tkwimy na co dzień, bo może się okazać, że odnajdzie się samego siebie gdzie indziej. Dlatego ja sama nie mogę doczekać się mojego czwartkowego wyjazdu do zasmogowanego Krakowa, w którym nie mogę oddychać, w którym ludzie są smutni i w ogóle wszystko jest smutne, ale czuję, że muszę tam wrócić. Nie mogę patrzeć już na swoje otoczenie. Zamiast dusić się w sobie, zacznę dusić się w Krakowie. Też można. A Tobie życzę spokoju ducha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. serio, aż taki tam jest teraz smog? niedługo będę w Krakowie, widzę, że muszę się przygotować do tego nieźle XD a może tylko smutnych chcesz widzieć?:>
      właśnie o to chodzi, czasem krajobraz zmienić trzeba.
      i dzięki;)

      Usuń
    2. Oj tak... ja na prawdę podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy tam mieszkają. Podobno Krk jest na 3 miejscu najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie. Będąc tam przez kilkanaście godzin - ciężko mi się oddychało a kwaśny posmak w ustach miałam przez tydzień po powrocie do domu. Może to też kwestia tego, że mieszkam na wsi, gdzie powietrze jest czyściutkie w porównaniu z tym w Krakowie xd

      Usuń
    3. znaczy, chwila, ja wiem, że problem zanieczyszczeń w Krakowie istnieje ( ochrona środowiska wymaga XD) z tym, że mi chodziło, czy się pogorszyło przez ostatnie parę lat?
      my w Poznaniu mamy syf, jak w każdym dużym mieście ale nas przynajmniej lasy i Park Narodowy dookoła trochę "oczyszczają" i nie mamy takiego przemysłu dookoła...ale może właśnie przez to, że jestem mieszczuchem nigdy jakoś tego szczególnie nie odczuwałem, tego smogu? tak jak właśnie ty to czujesz dlatego, że jesteś ze wsi?

      Usuń
    4. Widocznie tak, bo ostatnio sprawa była dość głośna. Akurat, jak byłam wtedy w Krakowie ten jeden dzień (przyjechałam specjalnie na spotkanie z moim ulubionym pisarzem - to się nazywa poświęcenie) i musiałam wieczorem przebiec przez cały rynek, to natknęłam się na manifestację właśnie. A co jest śmieszniejsze - prawie każdy w Krakowie pali papierosy. Prawie każdy z papierosem na ulicy - dosłownie. Szanuję to...

      Może coś w tym jest. Ja mam dookoła swojego domu same lasy i łąki, więc różnica jest kolosalna, kiedy pojadę do takiego Krakowa.

      Usuń
    5. et, żadne poświęcenie, przynajmniej w moich oczach xD hm...na pewno nie prawie każdy, ale ci palący rzucają się w oczy bardzo, takie mam wrażenie. no nie wiem, mi się zdaje że u siebie chociaż coraz mniej ludzi z ćmikami widzę. co nie znaczy, że ich nie ma, ale jednak...
      i można ci tylko zazdrościć:)

      Usuń
  4. Czasem każdy szaleje, wariuje i jest sinusoidą. Jak wydaje nam się,że się ustabilizowaliśmy to nagle bach i znów popadamy w drugą skrajność. Ja wtedy "zakręcam się" w kółko aż się w głowie pomiesza i wtedy się zatrzymuje bo już nie można dalej się kręcić, odczekuje i "idę dalej" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo o to chodzi, żeby mieć swoją metodę, żeby właśnie dalej można było pójść:)

      Usuń
    2. I tak jak ktoś powiedział wcześniej,że to wszystko jest też po to byśmy mogli odnaleźć siebie i to jacy jesteśmy :)

      Usuń
    3. otóż to:) nic nie dzieje się też bez przyczyny:)

      Usuń
  5. Zdecydowanie brakuje Ci pozytywnych myśli. A wiesz ? Za kolejną przygnębiającą ideą kryje się kolejna, i kolejna, i kolejna. Po co się tak dołować ? Czasami warto po prostu dać sobie spokój, odciąć się od wszystkiego, pomyć trochę w swoim własnym towarzystwie i powoli ułożyć sobie wszystko w głowie. Po chwili ruszyć dalej, silniejszym. No i nie barto popełniać tych samych błędów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale ja właśnie to pisałem, że wyjeżdżam, dystansuję się, będę grzebał w środku i naprawiał XD

      Usuń
  6. właśnie ostatnimi czasu zaskakiwałeś mnie tym, jak to przechodziłeś ze skrajności w skrajność, ale w życiu tak czasem bywa, teraz widzę, że wszystko było czegoś wynikiem.
    czasem ktoś nam namiesza w życiu, czasem my komuś, niestety tego nie unikniemy. mam nadzieję, że podróż do Twojego Miejsca pozwoli odzyskać Ci swoją dawaną stabilność.

    haha, dalej ciężko, ale już łatwiej :P ja też jestem stosunkowo wysoka i szczupła :P 171cm i 47kg - dwa patyki z nas :P

    haha, nie wiedziałeś, gdzie głowę podziać i co wziąć? :D aj, z tymi facetami to dziwnie jest, masz rację, wieku zupełnie nie świadczy o ich dojrzałości!

    ale przynajmniej jest jakiś sposób na to! oby jednak w końcu nie zawiódł ;)

    tak, masz rację, nie ma reguły na udany związek, życie tak zaskakuje, że nawet nie wiemy co nas spotka, co się nam namiesza, poukłada.

    P.S. jestem już mgr inż. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Powodzenia, bo tylko to słowo przychodzi mi aktualnie na myśl. Wiem jak to jest sprzątać we własnej duszy i we własnej głowie. Sama jeszcze nie do końca poukładałam. Tobie życzę jak najlepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i cóż...wzajemnie. Króliczku :)

      Usuń
    2. Dziękuję Króliczku :D
      A tak apropo, moja propozycja ze spotkaniem nadal jest aktualna. :)

      Usuń
    3. ja pamiętam:) tylko..lepiej, jak to nastąpi, jak już wrócę do swojej zwykłej formy, czyli jak wrócę z wyjazd, o:)
      w ogóle to interesują cię takie rzeczy jak performenace etc, nie?:>

      Usuń
    4. Nie pospieszam cię przecież, tak tylko przypominam :). Czas akurat dla mnie nie ma wielkiego znaczenia.
      Możliwe, że mnie interesują. Lubię sztukę w różnych postaciach, choć nie należę do tych zapaleńców, którzy tak kontemplują sztukę XD

      Usuń
    5. no wiem wiem:)
      tak pytam, bo jak moja Kaśka dojdzie do siebie po chorobie, to pod koniec marca chcemy w Małym Książku zrobić performance o nazwie "Om". z tym, że nie wiem, czy jesteś wierząca i tak dalej, bo np. nasza znajoma powiedziała, że nie może w tym uczestniczyć, bo to sprzeczne z jej wiarą, w sensie katolicką. bo założenie całego performeancu opiera się na magicznej sylabie om właśnie:) ale jakby co, to wpadaj:)

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaje mi się,że każdy czasem popada w skrajności i przypomina sinusoidę (swoją drogą musiałam zobaczyc minute temu jak to w ogóle wygląda). Trzeba z tym jakoś skończyć. I myślę,że dobrze robisz, planując wyjazd. Czasem trzeba się po prostu odciąć od świata zewnętrznego, przemyśleć wszystko i pobyć tylko w swoim towarzystwie.

    Jeśli chodzi o wstyd, to niestety go ostatnio dosyć mocno odczuwam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie przerobiłaś jeszcze trygonometrii? najprzyjemniejsze przed tobą! XD
      otóż to, trzeba po prostu...posłuchać troszkę siebie, z bliska i z daleka:)

      hm...jakieś konkretne powody?

      Usuń
  10. dziękuję! :*

    teraz piszę z małopolski :P a Ty skąd pochodzisz? :)
    hm, nie do końca inna rzeczywistość, mieszkałam tu całe życie zanim wyjechałam na studia.
    heh, wiesz ja pracowałam w odzieżówce, więc mam tych ciuchów sporo, najwięcej chyba majtek :D każdy mi mówi, że majtek nigdy za wiele, ale jednak jak musiałam wyjechać to i ich było za dużo ;)

    tak, tak, masz rację ;)

    wiesz, mnie to tam nie rusza już ta sytuacja, ale trochę o niego się martwię, miałam do czynienia z młodszymi facetami i chyba niestety większość z nich zraniłam... poza tym, niestety takie moje wybryki już nie raz narobiły facetom nadziei.... :/ chociaż tyle, że on jest świadomy, że jestem teraz na drugim końcu Polski i że póki co tam, gdzie on mieszka nie wrócę, więc siłą rzeczy wie, że to tylko taka chwila była.

    będzie dobrze, czasem tak bywa, że niestety jednego dnia jest niewesoło, a innego dzieje się już coś innego, bardziej pozytywnego, życie po prostu

    OdpowiedzUsuń
  11. Taka sinusoida przydarza się każdemu z nas - trudno znaleźć optimum. Bardzo mi się spodobało te zdanie, że wszystko co wysyłamy w przestrzeń, wraca do nas... przypomniało mi się, co mawiała moja Babcia: zło powraca, tak jak dobro, tylko w innej postaci.
    Wierzę w Ciebie. Dasz sobie radę :)

    Piękna muzyka, zakochałam się w niej! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz, czyli nie tylko ja mam takie twierdzenia. babcie najczęściej mają najwięcej racji, nieraz się o tym przekonałem:)
      i dziękuję, za wiarę ową:)

      ano, piękna. dlatego tu jest XD

      Usuń
    2. myślę, że większość tak miewa ;) w końcu przez lata zbierają doświadczenie z życia :)

      chyba zacznę sobie spisywać tytuły gdzieś :D lubię Twój gust muzyczny :P

      Usuń
    3. no tak, to fakt;) jest to rzecze bezcenna...ale w obliczu naszego kultu młodości my często tego nie dostrzegamy. jakie to ważne.

      cóż, dziękuję:) chociaż mój gust bywa...specyficznie szeroki, o:)

      Usuń
    4. trudno jest to dostrzec,,, ale przyjdzie to z wiekiem :))

      i dobrze! wychodzę z założenia, że słucha się muzyki, a nie gatunku ^^

      Usuń
    5. to też prawda. na niektóre rzeczy musimy poczekać, że tak to ujmę:)

      no w końcu ktoś myśli tak jak ja! XD nie rozumiem zupełnie zamykania się w jakichś kanonach, to trochę...smutne. bo człowiek nawet nie wie, ile może stracić.

      Usuń
    6. więc uzbroimy się w cierpliwość ;)

      otóż to! :D ja zaczynałam od punk rocka, szczególnie polskiego, przez alternatywny rock, wszelaki metal, aż doszłam do behemothów i vaderów :D a potem trochę spuściłam z tonu, zakochałam się w klasycznym rocku, psychodelii. dziś sięgam też chętnie po jazz i reggae. no i kocham blues :) jedymi gatunkami, jakich nie mogę strawić są rap i techno. no i disco polo rodem z wiejskich imprez ;D

      Usuń
    7. otóż to:)

      ja zaczynałem od...klasyki XD u mnie w domu słuchało się zawsze opery, doniosłej muzyki, muzyki filmowej...ponadto jednak szkoła muzyczna i instrument wymusiły na mnie znajomość choćby Paganiniego czy Vivaldiego, nic w tym dziwnego:) dopiero potem przestawiłem się na..cięższe klimaty albo rzeczy eksperymentalne i tak dalej;)
      ale mamy trochę podobnie, rap, techno, disco polo...uszy mi od tego krwawią, chociaż- w każdym z tych gatunków znalazłbym wyjątki pewnie XD bo też nie neguję tego rodzaju muzyki, wiem po prostu, że nie jest on do końca dla mnie i tyle:)

      Usuń
    8. no to pięknie :) miałam kiedyś kolegę, który był pasjonował się muzyką filmową. czasem byliśmy skazani, by słuchać tego, co on :D ale muzyka filmowa to dla mnie niesamowita sztuka, zawsze szukam soundtracków ^^
      najlepsze jest to, jak każdy mówi: "nienawidzę discopolo!" a jak przychodzi do wesela, to pierwszy drze się i "śpiewa" z pamięci wszystkie kawałki :D

      Usuń
    9. skazani? Max Richter choćby, to żadne skazanie! To raj dla uszu, za który można być wdzięcznym! XD

      a ja się przy tym nie bawię jakoś genialnie. przy klasycznym disco-polo. zdecydowanie wolę muzykę programowo pastiszową, jak niektóre płyty Kur choćby albo Zacieru.

      Usuń
  12. Większość osób ma takie zachwiania w swoim życiu. Wiadomo, że nie będzie cały czas łatwo, bywają też te złe chwile, w których niekoniecznie wszystko jest proste i łatwe do rozwiązania. Najważniejsze to zdać sobie sprawę, z tego, co możemy zrobić aby było lepiej i działać. :) Jednak każdy na swój sposób sobie radzi, mam nadzieję że dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. to właśnie też jedna z unikalnych prawd- nie może być wiecznie dobrze:)
    i dziękuję:) o to można być spokojnym, już umiem sobie z sobą radzić:)

    OdpowiedzUsuń
  14. ooo Poznań ;) ja wyprowadziłam się z zachodniopomorskiego, po "sąsiedzku" ;)

    trochę tak, poza tym obecnie mieszkam w kilkunastotysięcznym mieście, a studiowałam w Szczecinie... więc trochę słabo. większość znajomych siedzi w Krakowie albo Rzeszowie, więc nie u mnie i trochę się nudzę :/ ale chciałabym wkrótce coś znaleźć no i najlepiej, żebym się mogła od mamy wyprowadzić.

    można by się zacząć uczyć na błędach, z drugiej strony wiesz, że to może być nie łatwe, staram się pilnować tego ile piję, jak również moje zachowanie po alkoholu, no i mogę się przyznać, że już wcześniej kilka razy po alkoholu miałam ochotę go pocałować, ale chyba z racji tego, że razem pracowaliśmy się powstrzymywałam, a tu widzisz, ja już tam nie pracuję, wyprowadzałam się, więc coś mi do głowy stuknęło "że co mi szkodzi?" nie chcę tego roztrząsać, ale jednak na początku nie czułam się z tym dobrze. wiesz rozmawialiśmy, uznaliśmy, że to taka inna forma pożegnania, chociaż jak dla mnie, to było coś pod tytułem: 'i tak wyjeżdżasz więc po co to roztrząsać" i tyle. w sumie odkąd zaczęlśmy mieć lepszy kontakt, był naprawdę spoko moim kumplem, ale ciężko powiedzieć, czy on coś czuł czy inaczej mnie traktował, niż inne koleżanki, z którymi pracował. ale kiedy kiedyś mu powiedziałam, że jest moim najlepszym kumplem z pracy (a wtedy tylko on był pracującym mężczyzną ze mną) to się śmiał, że nie mogę mieć innych ulubionych kolegów, ale powiedział mi, i to było szczere, że ja jestem jego najlepszą koleżanką z pracy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Powodzenia, z całego serca.

    "Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"

    Proste słowa, ale jakże prawdziwe, nie uważasz? Mnie zawsze pomagają w takich momentach, więc dedykuję je teraz Tobie, z głębi duszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owszem, słowa, którymi można wszystko...podkreślić, o:)
      dziękuję zatem:)

      Usuń