„Nie
pytam by dostać odpowiedź. To było zbyt proste. Chce byś zaczęła
myśleć. Zastanawiać się czy stąd nie nawiać. Bo zaczynam
wchodzić w tematy niebezpieczne- ile razy cierpiałaś, ile marzyłaś
bez sensu. Tym razem cię wypuszczę. Pozwolę uciec. Jednak temat
nie umrze. Będę czekał aż otworzysz się jak ostryga. Bo emocje
są w ludziach najlepsze.
Obudź
się moja droga, to ostatni raz kiedy zobaczysz ten świat. Tym razem
to nie radio czy TV zapowiedziało koniec świata. To ja. Czuję to w
każdej komórce mojego ciała. Nawet mój telefon komórkowy dostaje
smsy pożegnalne. Ubierz pierwsze lepsze spodnie, jakąś koszulkę.
Idziemy oglądać koniec.
Wstyd
mi, że jestem tym kim jestem. Nie wiem jak tu się znalazłem. Nigdy
nie szukałem drogi. Widzę każdą swoją wadę, błąd czy bliznę
jaką uczyniłem najbliższym. Czasem mam wrażenie, że jedyne co
mnie popycha do przodu to poczucie winy. Czasami zdarza się coraz
częściej.
Nie
umiem nawet porządnie chwycić instrumentu. Chwytam emocje. Dość
niezdarnie na nich gram. To nie wyczyn. Każdy potrafi. Nie każdemu
się chce. Chciałbym umieć pomagać ludziom. To byłoby przydatne.
Wokół jedyne co ostatnio widzę to ból. Gwiazdy świecą mocno,
niebo jednak niebieskie jak w dzień jest. Chyba coś znowu jest nie
tak.
W
moim wydychanym powietrzu jest prośba o pomoc. Bezgłośnie, bo nie
stać mnie już na krzyk. Kryzys jest. Światowy, pieniężny, mój
emocjonalny. Nikt nie słyszy. Trudno. W momencie, gdy jest we mnie
tego za dużo to trochę odpuszczam. Upuszczam z siebie trochę łez.
Kształty to raczej ziarenka piasku i płatki śniegu. Nic większego
nie przechodzi przez moje oczy. Nie pozwalam. To przecież słabość.
Świat niszczy słabość. Nie chce zostać zniszczony.”
Napisałem to jakiś czas temu. Wiele
lat. Nadal tkwi jak strzępek dawnej świadomości...i stało się
nagle bardzo aktualne. Bo ostatnio tak się czułem właśnie.
Nabałaganiłem ostatnio trochę w
życiu. W swoim i innych. Choć, może to mi troszkę nabałaganiono?
Akcja i interakcja.
Ostatni miesiąc w moim życiu w każdym
razie to skrajna wręcz sinusoida zdarzeń, całkiem bez optimum. I
święty by się zmęczył, czyż nie? I ten z najlepszym wewnętrznym
kompasem by się pogubił. Nie jestem ani świętym mężem, ani
najlepszym wędrowcem. Trochę spartoliłem więc. A może więcej
niż trochę.
Przechodzenie ze skrajności w
skrajność. Łatwo było zauważyć, prawda?Nawet tutaj. A co dopiero mogli widzieć najbliżsi memu sercu? Jak to na nich wpływało? Nagłe załamania przez
dziwne zdarzenia- cóż, los nie oszczędza- po których od razu
następowało rzucanie się w wir życia, śmiechu i radości. I
wszystko to było jak najbardziej szczerze, i te łzy i ten śmiech.
Jedno walczyło z drugim, niezależnie trochę od mojej świadomości.
Trochę nadmyślenia, nadprzeżywania, braku racjonalności.
Ale ja muszę teraz powiedzieć temu
dość. Wczoraj to do mnie dotarło, że znowu zaczynam szaleć, jak
to ja mam chyba tylko w zwyczaju. Jak to się parę razy w życiu
zdarzyło. W obliczu kryzysu, nie tego który wszystkich trapi,
wojennego, ale w obliczu kryzysu osobistego. Jak jakiś dzieciak. A
fe.
Jestem już dorosłym człowiekiem,
który musi zacząć myśleć logicznie w innym wymiarze logiki
całkiem, logiki, którą nie każdy umie zrozumieć. Jestem dorosłym
człowiekiem, który musi zweryfikować swoje pewne zachowania, być
może, człowiekiem, który musi trochę stwardnieć. Może to
właśnie ten moment, ten etap zmian, w którym muszę się pewnych
rzeczy w życiu wyzbyć. Może nie dla innych. A dla siebie.
Wreszcie, chociaż raz, dla siebie. A może mogę to zatrzymać,
tylko muszę trochę się zdystansować. I to wszystko. Muszę po
prostu nauczyć się na nowo w pewnych wodach pływać, żeby nie
powodować żadnych pseudokatastrof.
Podstawy mojego świata są już od wielu lat stabilne i
nic nie sprawi, że upadnę, potoczę się w dół jak pierwszy
lepszy kamień i spowoduję lawinę. Nic z tych rzeczy., o to nie
muszę się już martwić. Bo może bywam jak rozkapryszony dzieciak,
ale to nie znaczy, że się temu poddaję. To po prostu ludzkie
popełnianie błędów. Tylko nogi trochę się ugięły, popękały
tamy i pewne rzeczy się wylały. Ze mnie że środka. Za bardzo,
zbyt irracjonalnie, zbyt szkodliwie. Za tragicznie szukałem tlenu,
za tragicznie szukałem pocieszenia, jednocześnie je odtrącając, bo "kto, jak nie ja sobie poradzi"?. Ja w tym wszystkim nie jestem
najważniejszy i to właśnie pragnę dostrzegać. Ja w tym wszystkim
muszę naprawić siebie, żeby już nie przeszkadzać. I żeby nie
musiało być wstyd. Bo dawno mi tak wstyd nie było. Za siebie w
swojej głowie i duszy Za czyny, których nie zatrzymałem.
Drobnostki, które pod sercem urastają do rangi katastrof, których
nikt oprócz mnie nie dostrzega. I może to też trzeba zmienić. Nie
można się tak przejmować i tak mocno odczuwać. Dość tego.
Przeżyłem właśnie prywatną burzę,
miotanie się w sieci jak ryba, chociaż nie chciałem tego widzieć.
Lubię czasem spychać pewne rzeczy, zakładać klapki na oczy. I nie
chodzi o jedną rzecz, ale o całokształt ostatniego czasu. Zacząłem
się zachowywać paranoicznie, absurdalnie, sam się otworzyłem jak
ostryga z emocjami. To
ludzkie i to sobie wybaczam, rozgrzeszam się w imieniu jedynego,
który może siebie rozgrzeszyć, siebie samego. Choć, to nieprawda,
że jeśli siebie krzywdzę, to tylko moja sprawa. Inni też to
odczuwają, jak pole magnetyczne, podskórnie. I to też zawsze
trzeba mieć na uwadze.
Była burza, ale każda burza minąć musi.
Teraz słychać ostatnie grzmoty i widać ostatnie pioruny w oddali.
Teraz już jest spokojnie. Wycisza się, zaczyna pachnieć ozonem. I
dlatego być może muszę się skoncentrować na sobie, właśnie w
tym jednym momencie. Bo życie musi być jak pewnego rodzaju
sinusoida, nie żadna płaska funkcja liniowa. Ale to nie znaczy, że
my musimy się temu losowi poddawać. Nauczmy się pływać. Zawsze,
wszędzie. Skakać po pięciolinii serc i nie umierać na arytmię.
Tego chcę. Tym razem- dla siebie. Raz nie chcę tego dla siebie,
żeby nigdy nie chcieć też tego dla innych.
To, co wysyłasz w przestrzeń zawsze
wraca. Nabałaganiono mi, więc trochę oszalałem. Ja nabrudziłem,
więc będę musiał teraz posprzątać. Naturalna kolej rzeczy.
Tylko muszę się ustabilizować, żeby to zrobić. Żeby znowu nie
przeciągać ruchu, nie dawać sobie kolejnego powodu do wstydu.
To co wysyłasz w przestrzeń zawsze
wraca do ciebie po trzykroć, jak mówi jedna z zasad mojej wiary.
Dobro spłaca się dobrem, cierpienie zadane komuś własnym bólem,
radość dana komuś jest twoim uśmiechem. Dla wielu ludzi to
bzdura, naiwność, ale ja w to wierzę i tym razem przyjmę to, co
sam rozdałem. I nie chodzi o żadną sprawiedliwość, życie nie
jest bynajmniej sprawiedliwe. W nią nie wierzę, jej nie oczekuję.
To, co komuś daję z siebie, jest po
prostu częścią mnie, o tyle sam się wzbogacę. To co odbiorę? O
tyle stanę się uboższy. Już to odczuwam, po tym miesiącu
szarpania się i drgania. Bo wysyłałem w przestrzeń aż za dużo.
Nie chcę się rozmieniać na drobne,
ale do tego muszę się przemóc, uspokoić. Chcę wrócić do
swojego złotego środka, ale do tego potrzebuję rozmowy. Z samym
sobą przede wszystkim.
Bo zapomniałem gdzieś w ciągu tych
zdarzeń, kim jestem. Szukałem dróg i rozwiązań na siłę, a
sznurówki miały za dużo pętelek. Nie mogłem tak iść.
Zapomniałem, że próbując je rozcinać, niszczymy całe
sznurowadła. To nie ma sensu. Wszystko trzeba na spokojnie, znaleźć
to, co utracone, a może nawet więcej. I o to teraz się postaram.
Poprosiłem dzisiaj szefa o parę dni
wolnego w przyszłym tygodniu. W tym za dużo pracy, papierów,
próbek do zbadania...ale pod koniec przyszłego zostaję na chwilę
uwolniony od rutyny, którą zazwyczaj kocham.
Bo widzicie, w tym wszystkim chodzi o
to, żeby na nowo znaleźć swój stabilny grunt. Chodzę koło tego
zdania dookoła. Stabilny grunt właśnie. Nie w otoczeniu, nie w
napadach śmiechu, wizytach u znajomych, w rodzinie, chociaż oni są
bardzo cenni i naprawdę potrafią pomóc. Ale w mniejszym kryzysie,
nie w takim jaki nastąpił. Święcie wierzę, że wszystko jest we
mnie. „It's all in your head ,Alice” mówił Królik
Alicji. Teraz musi powiedzieć to sobie. Są tam bowiem i sinusoidy i
te dobre miejsca, najtrwalsze. Tylko trzeba na nowo w sobie
pogrzebać. Jak naprawiając zegarek.
A czasem do tego trzeba zmienić
otoczenie.
Wiem, że wielu osobom może wydawać
to się dziwne, wiem, że wielu może to poczytywać za ucieczkę.
Ale żeby osiągnąć coś stabilnego, ja potrzebuję często
podróży, samotnej. Wyciszenia, kontaktu z naturą, która mojej
własnej naturze nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, wydobywa ją
na wierzch. Mam w sobie potrzebę odcięcia nieraz, wszelkich
kryzysów, ludzi, bycia sam na sam z sobą i z tym, czego słuchać
się najbardziej powinno.
Wiecie, jestem trochę prymitywistą. Mistykiem.Dawne duchy przemawiają do mnie najwyraźniej. Jednym z tak zwanych szamanów i kapłanów wszechświata. Wiem, że
niektórych może to śmieszyć, brzmieć naprawdę głupio,ale nigdy
się tego nie wstydziłem, nie ukrywałem. Bo to coś, co daje wielką
siłę. Wiem, że w tych szalonych czasach znowu zachowujemy się jak
futuryści, chwalimy stal i atom...ale mi się zdaje, że zapominamy
o najważniejszym. O tym, skąd stal i atom pochodzą. O tym, co
nienamacalne. I nie, nie będę nikomu nic nigdy udowadniał, bo w
sercu dowody nie istnieją, nic nie musi być racjonalne. "Nie przyszedłem pana nawracać".
Moja wiara odnosi się do pierwotnego
tętna wszechświata i daje mi siłę. Noszę w sobie totemiczne
zwierzęta, z którymi rozmawiam, które oswoiłem na tyle, by były
mi wsparciem, nie przeszkodą. To moje czucie, które zawsze przynosi
ukojenie. To dotykanie tego, co nie ma ciała, zmienianie materii w
energię a energii a materię. To spójność i rozłączność, do
których szkiełko i oko nie jest potrzebne. Dostałem dobre imię od mojej matki. Romantycy, ci prawdziwi, nie tylko szaleli z miłości. Byli też mistykami, poszukiwaczami czegoś ulotnego. Innego serca, niż te kochanków.
Wiecie, te wszystkie opowieści o
poceniu się w namiocie ze skóry jelenia i posiadaniu wizji dla mnie
są realne i namacalne. I mówię to bez ironii, żartu, bez
fantazjowania na jawie. Jestem tym, który w tym właśnie szuka.
Może jeszcze kiedyś o tym powiem, ale nie pora na to.
Ja po prostu muszę znowu sięgnąć
głęboko i pojechać w jedno miejsce, odzyskać rytm. Pogłaskać
swojego kruka, swojego lisa i swojego konia. Poczuć wszystkie serca,
które biją we mnie równo. Muszę udać się na wyprawę, przez
kilometry przejeżdżane na ludzkich drogach i na wyprawę, w której
żadnej drogi nie znajdziesz, jeśli nie pozwolisz się zagłębić
sobie samemu we własnej duszy.
Muszę udać się na północ, może
symbolicznie trochę, do miejsca, w którym dla mnie jedynego i wielu
mi podobnym zaciera się to, co realne i to, co duchowe. Miejsca, w
którym wszyscy jesteśmy dziećmi wszechświata, a raczej bardziej
to odczuwamy. Miejsca, gdzie jest wyczuwalna ta energia, której tu, pośród budynków i asfaltu, nieraz zabraknąć potrafi. Miejsc, gdzie czujemy dosłownie, że miliony tych dzieci, dusz, które niekoniecznie nasze są i tylko nasze jednocześnie, nosimy w
sobie.
Może jestem wariatem, ale to moja
wiara i moje skrzydła, których pokornie nigdy nie złożę.
Skrzydła, które już nieraz mnie uniosły i zdarza się jeno, że
są nadwątlone losem. Jak teraz.
Może to wszystko brzmi dziwnie, ale
jest moje. Dlatego z pokorą jak zawsze zniosę czekanie, choć dusza
się wyrywa. Zniosę, bo każdy z nas żyje w rozszczepieniu. Jest
też częścią tego świata obowiązków i logiki. Ja doczekam do
nocy wtorkowej, zarzucę kurtkę, plecak i ruszę w drogę. Do tej
pory będę tym samym, który przychodzi tutaj, tym samym, który
czeka na odrodzenie. Tym samym, który skacze po tej cholernej
pięciolinii serca i trochę się potyka, chociaż przez długi czas
tego nie robił, ale nastały cięższe czasy. I może to te cięższe
czasy są potrzebniejsze, może to jakiś znak? Zrozumiem to potem.
Gdy już wrócę.
Bo wrócę jako ten człowiek, który
wierzy, który nosi w sobie pierwotną siłę wszystkich szeptów
wypowiadanych przez tych, którzy też wierzyli i przez tych, którzy
nawet nie wiedzieli, a czuli.
wiesz co, mi się wydaje, że każdy potrzebuje czasem poprzechodzić między swoimi odbiciami w różnych postaciach i poszaleć... wtedy tak naprawdę nie odnaleźlibyśmy siebie, nie umielibyśmy nad sobą pracować. sama przechodzę taki okres.
OdpowiedzUsuńowszem, czasem trzeba oszaleć, żeby naprawdę nie zwariować, parafrazując też jedną piosenkę..to jest potrzebne, od czasu do czasu. ale trzeba też umieć poszukać w sobie tej stabilności, nauczyć się pływać między tymi odbiciami w słodkiej wodzie. przynajmniej, ja tak mam:)
Usuńno to tylko pogratulować, że nauczyłeś się czegoś takiego. :) u mnie zazwyczaj kończy się na płaczu, refleksji i obwinianiem siebie. ale i tak czasem się po tym dobrze czuję.
Usuńwidać, że znasz już bardzo dużą część siebie.
czyli po prostu następuje pewnego rodzaju oczyszczenie po, nieładnie mówiąc,wymiotowaniu mentalnym? bo to jednak czasem pomaga. zwłaszcza płacz.
Usuńi nie zaprzeczę. znam. ale jeszcze mam dużo lądów do zbadania, że tak to określę:) tak naprawdę nieraz sami dla siebie możemy być jedną z najbardziej fascynujących podróży.
Teraz już wiem czemu tak lubisz podróżować. Zostawiasz wtedy za sobą wszystkie problemy prawda?
OdpowiedzUsuńraczej je rozwiązuję. a jeszcze bardziej - uznaję różne rodzaje podróży. te,które pomagają wejść wgłąb siebie i tym razem to będzie taka, bardziej duchowa. te,które są po prostu hedonizmem. te które, pozwalają doświadczać i poznawać, smakować, uczą pokory i piękna świata. i kocham każdy ich rodzaj;)
Usuńzasadniczo nie można zostawić za sobą problemów. bo to jakby..udawać, że wszystko jest za nami, gdzieś tam zostało. a to nieprawda. od problemów nie można uciec, jeśli nosi się je w sobie. najpiękniejsze miejsce ci nie pomoże zapomnieć, jeśli w sobie się zgubiłaś. ale są też miejsca, które pomogą ci się odnaleźć, jeśli jedziesz tam po to, żeby znaleźć też drogi w sobie:)
Ale są też sytuacje, kiedy chcesz uciec od myślenia o nich. Ja tak miałam. Wyjechałam do Holandii akurat w czasie, kiedy trochę mi się spraw naszło na siebie i to były fakty, nie problemy które dało się rozwiązać. Wyjazd bardzo mnie zdystansował do tego ;) I właśnie o taki dystans mi chodziło. Podróże Cię dystansują. Czy tym razem mam rację? :P
Usuńja bym nazwał to raczej dystansowaniem się właśnie, a nie uciekaniem;)
Usuńi tak, tym razem bingo! XD
Bardziej naprowadziłeś mnie na to słowo ;) Ja na ogół z racji tego, że często najpierw mówię potem myślę, nie dobieram słów odpowiednio. Bardzo dużo osób, zwłaszcza na blogu się potem tego uczepia jak rzep psiego ogona :P
Usuńspoko, każdemu słowa czasem po prostu uciekają, to raczej rzecz naturalna, że się nieraz nie można "wygęgąć" albo z rozpędu się mówi nie to, co chce się powiedzieć. każdy chyba czasem tak ma i nie ma się o co czepiać, bo zawsze można to wyjaśnić po prostu:)
UsuńAle nie każdy chce wyjaśnień słuchać :P Tak też nieraz bywa.
UsuńAle wracając do tematu - jak się dziś czujesz?
to też fakt..ale wtedy to już jego problem XD
Usuńdobrze:)ja się w ogóle dobrze czuję, nie ma spazmów, nie ma żadnych tragedii, mnie tylko trochę uwiera w środku za bardzo, niespokojnie i mam "momenty". i właśnie to muszę zwalczyć:) taka..ostateczna stabilizacja wymagana:)
A masz jakiś plan na zwalczenie tych momentów? Bo dla mnie to coś niemal niewykonalnego :P
Usuńno właśnie ten wyjazd i swojego rodzaju duchowa odnowa będą sposobem na owe "momenty" w dużej mierze:)
UsuńMiałam na myśli bardziej te momenty, takie ściski żołądka, które są chwilowe, kilkusekundowe, które po prostu przypominają o tym, że problem jest. Masz coś takiego czasem? :P
Usuńoddycham, i nie nie robię sobie jaj, skupiam się na oddechu i wizualizacji. takie..pseudopsychologiczne metody, o:)
UsuńCzasem trzeba gdzieś wyjechać. Odciąć się od sideł rzeczywistości, w której tkwimy na co dzień, bo może się okazać, że odnajdzie się samego siebie gdzie indziej. Dlatego ja sama nie mogę doczekać się mojego czwartkowego wyjazdu do zasmogowanego Krakowa, w którym nie mogę oddychać, w którym ludzie są smutni i w ogóle wszystko jest smutne, ale czuję, że muszę tam wrócić. Nie mogę patrzeć już na swoje otoczenie. Zamiast dusić się w sobie, zacznę dusić się w Krakowie. Też można. A Tobie życzę spokoju ducha.
OdpowiedzUsuńserio, aż taki tam jest teraz smog? niedługo będę w Krakowie, widzę, że muszę się przygotować do tego nieźle XD a może tylko smutnych chcesz widzieć?:>
Usuńwłaśnie o to chodzi, czasem krajobraz zmienić trzeba.
i dzięki;)
Oj tak... ja na prawdę podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy tam mieszkają. Podobno Krk jest na 3 miejscu najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie. Będąc tam przez kilkanaście godzin - ciężko mi się oddychało a kwaśny posmak w ustach miałam przez tydzień po powrocie do domu. Może to też kwestia tego, że mieszkam na wsi, gdzie powietrze jest czyściutkie w porównaniu z tym w Krakowie xd
Usuńznaczy, chwila, ja wiem, że problem zanieczyszczeń w Krakowie istnieje ( ochrona środowiska wymaga XD) z tym, że mi chodziło, czy się pogorszyło przez ostatnie parę lat?
Usuńmy w Poznaniu mamy syf, jak w każdym dużym mieście ale nas przynajmniej lasy i Park Narodowy dookoła trochę "oczyszczają" i nie mamy takiego przemysłu dookoła...ale może właśnie przez to, że jestem mieszczuchem nigdy jakoś tego szczególnie nie odczuwałem, tego smogu? tak jak właśnie ty to czujesz dlatego, że jesteś ze wsi?
Widocznie tak, bo ostatnio sprawa była dość głośna. Akurat, jak byłam wtedy w Krakowie ten jeden dzień (przyjechałam specjalnie na spotkanie z moim ulubionym pisarzem - to się nazywa poświęcenie) i musiałam wieczorem przebiec przez cały rynek, to natknęłam się na manifestację właśnie. A co jest śmieszniejsze - prawie każdy w Krakowie pali papierosy. Prawie każdy z papierosem na ulicy - dosłownie. Szanuję to...
UsuńMoże coś w tym jest. Ja mam dookoła swojego domu same lasy i łąki, więc różnica jest kolosalna, kiedy pojadę do takiego Krakowa.
et, żadne poświęcenie, przynajmniej w moich oczach xD hm...na pewno nie prawie każdy, ale ci palący rzucają się w oczy bardzo, takie mam wrażenie. no nie wiem, mi się zdaje że u siebie chociaż coraz mniej ludzi z ćmikami widzę. co nie znaczy, że ich nie ma, ale jednak...
Usuńi można ci tylko zazdrościć:)
Czasem każdy szaleje, wariuje i jest sinusoidą. Jak wydaje nam się,że się ustabilizowaliśmy to nagle bach i znów popadamy w drugą skrajność. Ja wtedy "zakręcam się" w kółko aż się w głowie pomiesza i wtedy się zatrzymuje bo już nie można dalej się kręcić, odczekuje i "idę dalej" :)
OdpowiedzUsuńbo o to chodzi, żeby mieć swoją metodę, żeby właśnie dalej można było pójść:)
UsuńI tak jak ktoś powiedział wcześniej,że to wszystko jest też po to byśmy mogli odnaleźć siebie i to jacy jesteśmy :)
Usuńotóż to:) nic nie dzieje się też bez przyczyny:)
UsuńZdecydowanie brakuje Ci pozytywnych myśli. A wiesz ? Za kolejną przygnębiającą ideą kryje się kolejna, i kolejna, i kolejna. Po co się tak dołować ? Czasami warto po prostu dać sobie spokój, odciąć się od wszystkiego, pomyć trochę w swoim własnym towarzystwie i powoli ułożyć sobie wszystko w głowie. Po chwili ruszyć dalej, silniejszym. No i nie barto popełniać tych samych błędów :)
OdpowiedzUsuńale ja właśnie to pisałem, że wyjeżdżam, dystansuję się, będę grzebał w środku i naprawiał XD
Usuńwłaśnie ostatnimi czasu zaskakiwałeś mnie tym, jak to przechodziłeś ze skrajności w skrajność, ale w życiu tak czasem bywa, teraz widzę, że wszystko było czegoś wynikiem.
OdpowiedzUsuńczasem ktoś nam namiesza w życiu, czasem my komuś, niestety tego nie unikniemy. mam nadzieję, że podróż do Twojego Miejsca pozwoli odzyskać Ci swoją dawaną stabilność.
haha, dalej ciężko, ale już łatwiej :P ja też jestem stosunkowo wysoka i szczupła :P 171cm i 47kg - dwa patyki z nas :P
haha, nie wiedziałeś, gdzie głowę podziać i co wziąć? :D aj, z tymi facetami to dziwnie jest, masz rację, wieku zupełnie nie świadczy o ich dojrzałości!
ale przynajmniej jest jakiś sposób na to! oby jednak w końcu nie zawiódł ;)
tak, masz rację, nie ma reguły na udany związek, życie tak zaskakuje, że nawet nie wiemy co nas spotka, co się nam namiesza, poukłada.
P.S. jestem już mgr inż. ;)
Powodzenia, bo tylko to słowo przychodzi mi aktualnie na myśl. Wiem jak to jest sprzątać we własnej duszy i we własnej głowie. Sama jeszcze nie do końca poukładałam. Tobie życzę jak najlepiej. :)
OdpowiedzUsuńdziękuję i cóż...wzajemnie. Króliczku :)
UsuńDziękuję Króliczku :D
UsuńA tak apropo, moja propozycja ze spotkaniem nadal jest aktualna. :)
ja pamiętam:) tylko..lepiej, jak to nastąpi, jak już wrócę do swojej zwykłej formy, czyli jak wrócę z wyjazd, o:)
Usuńw ogóle to interesują cię takie rzeczy jak performenace etc, nie?:>
Nie pospieszam cię przecież, tak tylko przypominam :). Czas akurat dla mnie nie ma wielkiego znaczenia.
UsuńMożliwe, że mnie interesują. Lubię sztukę w różnych postaciach, choć nie należę do tych zapaleńców, którzy tak kontemplują sztukę XD
no wiem wiem:)
Usuńtak pytam, bo jak moja Kaśka dojdzie do siebie po chorobie, to pod koniec marca chcemy w Małym Książku zrobić performance o nazwie "Om". z tym, że nie wiem, czy jesteś wierząca i tak dalej, bo np. nasza znajoma powiedziała, że nie może w tym uczestniczyć, bo to sprzeczne z jej wiarą, w sensie katolicką. bo założenie całego performeancu opiera się na magicznej sylabie om właśnie:) ale jakby co, to wpadaj:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się,że każdy czasem popada w skrajności i przypomina sinusoidę (swoją drogą musiałam zobaczyc minute temu jak to w ogóle wygląda). Trzeba z tym jakoś skończyć. I myślę,że dobrze robisz, planując wyjazd. Czasem trzeba się po prostu odciąć od świata zewnętrznego, przemyśleć wszystko i pobyć tylko w swoim towarzystwie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wstyd, to niestety go ostatnio dosyć mocno odczuwam.
nie przerobiłaś jeszcze trygonometrii? najprzyjemniejsze przed tobą! XD
Usuńotóż to, trzeba po prostu...posłuchać troszkę siebie, z bliska i z daleka:)
hm...jakieś konkretne powody?
dziękuję! :*
OdpowiedzUsuńteraz piszę z małopolski :P a Ty skąd pochodzisz? :)
hm, nie do końca inna rzeczywistość, mieszkałam tu całe życie zanim wyjechałam na studia.
heh, wiesz ja pracowałam w odzieżówce, więc mam tych ciuchów sporo, najwięcej chyba majtek :D każdy mi mówi, że majtek nigdy za wiele, ale jednak jak musiałam wyjechać to i ich było za dużo ;)
tak, tak, masz rację ;)
wiesz, mnie to tam nie rusza już ta sytuacja, ale trochę o niego się martwię, miałam do czynienia z młodszymi facetami i chyba niestety większość z nich zraniłam... poza tym, niestety takie moje wybryki już nie raz narobiły facetom nadziei.... :/ chociaż tyle, że on jest świadomy, że jestem teraz na drugim końcu Polski i że póki co tam, gdzie on mieszka nie wrócę, więc siłą rzeczy wie, że to tylko taka chwila była.
będzie dobrze, czasem tak bywa, że niestety jednego dnia jest niewesoło, a innego dzieje się już coś innego, bardziej pozytywnego, życie po prostu
Taka sinusoida przydarza się każdemu z nas - trudno znaleźć optimum. Bardzo mi się spodobało te zdanie, że wszystko co wysyłamy w przestrzeń, wraca do nas... przypomniało mi się, co mawiała moja Babcia: zło powraca, tak jak dobro, tylko w innej postaci.
OdpowiedzUsuńWierzę w Ciebie. Dasz sobie radę :)
Piękna muzyka, zakochałam się w niej! :)))
widzisz, czyli nie tylko ja mam takie twierdzenia. babcie najczęściej mają najwięcej racji, nieraz się o tym przekonałem:)
Usuńi dziękuję, za wiarę ową:)
ano, piękna. dlatego tu jest XD
myślę, że większość tak miewa ;) w końcu przez lata zbierają doświadczenie z życia :)
Usuńchyba zacznę sobie spisywać tytuły gdzieś :D lubię Twój gust muzyczny :P
no tak, to fakt;) jest to rzecze bezcenna...ale w obliczu naszego kultu młodości my często tego nie dostrzegamy. jakie to ważne.
Usuńcóż, dziękuję:) chociaż mój gust bywa...specyficznie szeroki, o:)
trudno jest to dostrzec,,, ale przyjdzie to z wiekiem :))
Usuńi dobrze! wychodzę z założenia, że słucha się muzyki, a nie gatunku ^^
to też prawda. na niektóre rzeczy musimy poczekać, że tak to ujmę:)
Usuńno w końcu ktoś myśli tak jak ja! XD nie rozumiem zupełnie zamykania się w jakichś kanonach, to trochę...smutne. bo człowiek nawet nie wie, ile może stracić.
więc uzbroimy się w cierpliwość ;)
Usuńotóż to! :D ja zaczynałam od punk rocka, szczególnie polskiego, przez alternatywny rock, wszelaki metal, aż doszłam do behemothów i vaderów :D a potem trochę spuściłam z tonu, zakochałam się w klasycznym rocku, psychodelii. dziś sięgam też chętnie po jazz i reggae. no i kocham blues :) jedymi gatunkami, jakich nie mogę strawić są rap i techno. no i disco polo rodem z wiejskich imprez ;D
otóż to:)
Usuńja zaczynałem od...klasyki XD u mnie w domu słuchało się zawsze opery, doniosłej muzyki, muzyki filmowej...ponadto jednak szkoła muzyczna i instrument wymusiły na mnie znajomość choćby Paganiniego czy Vivaldiego, nic w tym dziwnego:) dopiero potem przestawiłem się na..cięższe klimaty albo rzeczy eksperymentalne i tak dalej;)
ale mamy trochę podobnie, rap, techno, disco polo...uszy mi od tego krwawią, chociaż- w każdym z tych gatunków znalazłbym wyjątki pewnie XD bo też nie neguję tego rodzaju muzyki, wiem po prostu, że nie jest on do końca dla mnie i tyle:)
no to pięknie :) miałam kiedyś kolegę, który był pasjonował się muzyką filmową. czasem byliśmy skazani, by słuchać tego, co on :D ale muzyka filmowa to dla mnie niesamowita sztuka, zawsze szukam soundtracków ^^
Usuńnajlepsze jest to, jak każdy mówi: "nienawidzę discopolo!" a jak przychodzi do wesela, to pierwszy drze się i "śpiewa" z pamięci wszystkie kawałki :D
skazani? Max Richter choćby, to żadne skazanie! To raj dla uszu, za który można być wdzięcznym! XD
Usuńa ja się przy tym nie bawię jakoś genialnie. przy klasycznym disco-polo. zdecydowanie wolę muzykę programowo pastiszową, jak niektóre płyty Kur choćby albo Zacieru.
Większość osób ma takie zachwiania w swoim życiu. Wiadomo, że nie będzie cały czas łatwo, bywają też te złe chwile, w których niekoniecznie wszystko jest proste i łatwe do rozwiązania. Najważniejsze to zdać sobie sprawę, z tego, co możemy zrobić aby było lepiej i działać. :) Jednak każdy na swój sposób sobie radzi, mam nadzieję że dasz radę :)
OdpowiedzUsuńto właśnie też jedna z unikalnych prawd- nie może być wiecznie dobrze:)
OdpowiedzUsuńi dziękuję:) o to można być spokojnym, już umiem sobie z sobą radzić:)
ooo Poznań ;) ja wyprowadziłam się z zachodniopomorskiego, po "sąsiedzku" ;)
OdpowiedzUsuńtrochę tak, poza tym obecnie mieszkam w kilkunastotysięcznym mieście, a studiowałam w Szczecinie... więc trochę słabo. większość znajomych siedzi w Krakowie albo Rzeszowie, więc nie u mnie i trochę się nudzę :/ ale chciałabym wkrótce coś znaleźć no i najlepiej, żebym się mogła od mamy wyprowadzić.
można by się zacząć uczyć na błędach, z drugiej strony wiesz, że to może być nie łatwe, staram się pilnować tego ile piję, jak również moje zachowanie po alkoholu, no i mogę się przyznać, że już wcześniej kilka razy po alkoholu miałam ochotę go pocałować, ale chyba z racji tego, że razem pracowaliśmy się powstrzymywałam, a tu widzisz, ja już tam nie pracuję, wyprowadzałam się, więc coś mi do głowy stuknęło "że co mi szkodzi?" nie chcę tego roztrząsać, ale jednak na początku nie czułam się z tym dobrze. wiesz rozmawialiśmy, uznaliśmy, że to taka inna forma pożegnania, chociaż jak dla mnie, to było coś pod tytułem: 'i tak wyjeżdżasz więc po co to roztrząsać" i tyle. w sumie odkąd zaczęlśmy mieć lepszy kontakt, był naprawdę spoko moim kumplem, ale ciężko powiedzieć, czy on coś czuł czy inaczej mnie traktował, niż inne koleżanki, z którymi pracował. ale kiedy kiedyś mu powiedziałam, że jest moim najlepszym kumplem z pracy (a wtedy tylko on był pracującym mężczyzną ze mną) to się śmiał, że nie mogę mieć innych ulubionych kolegów, ale powiedział mi, i to było szczere, że ja jestem jego najlepszą koleżanką z pracy.
Powodzenia, z całego serca.
OdpowiedzUsuń"Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"
Proste słowa, ale jakże prawdziwe, nie uważasz? Mnie zawsze pomagają w takich momentach, więc dedykuję je teraz Tobie, z głębi duszy.
owszem, słowa, którymi można wszystko...podkreślić, o:)
Usuńdziękuję zatem:)