"Zrozumiałem wtedy, że przed
obłędem uratowało mnie absolutne zmęczenie, absolutne dokładne
wycieńczenie. Po prostu nie miałem sił na obłęd, na to, by
rzucić się skądś, gdzieś, pędzić, biegać, krzyczeć, wyć,
śmiać się, płakać i tak dalej. Nie miałem na to siły. Bezsilny
byłem i tylko dzięki temu myślę, nie oszalałem". E.
Stachura, Fabula rasa
Miałem już dość. Po prostu dość.
W sobotę wszystko, przed czym się broniłem, przed czym uciekałem
w czarny humor, w cudze opowieści, w nadzieje na przyszłość,
dopadło mnie ze zdwojoną siłą.
Przyszło całkowite zmęczenie.
Przyszło to okropne poczucie
bezsilności.
Przyszły uczucia, do których sam nie
chciałem się przyznawać. Nawet uczucie bezradnej miłości, bo z
czasem coraz bardziej docierało do mnie przecież, że ta nie ma
żadnych szans. I nie chodzi o moje fanaberie, pewne rzeczy po prostu
się nie udają. Nie mogą po prostu być.
Przyszedł ból. Ból po kolejnym
zabiegu, niby nic. Bo fizycznie ten ból nie był niczym, lecz mój
mózg go wyolbrzymiał. Złudny ból fizyczny, wcale nie tak wielki
przecież, bo bywały gorsze o wiele gdy dopadł ciało otworzył i
inne rany, które przedtem były zaleczone.
Gdy wróciłem ze szpitala jeszcze, po
południu ćwierkałem jak ptaszek. Żartowałem z dziadkiem ze
smrodu wypalania naczyń, śmiałem się że jestem jak Kmicic.
Interesowały mnie cudze sprawy. Było jak zwykle, gdy zajadałem
sobotnie ciasto drożdżowe mojej babci.
A potem to dopadło. Najpierw po prostu
ból, ze zdwojoną siłą, ból czegoś, co wcale nie powinno robić
na mnie wrażenia. Przyszła panika. Tracenie oddechu. Kolejna fala
mdłości. Strach i ból, ból i strach. Te dwa, z którymi nikt nie
mógł mi pomóc.
"Płaczę. Idę ulicą i
płaczę. Łzy mi wchodzą do ust. A taki byłem wesoły nie tak
dawno, tak sobie szedłem w podskokach wesoło. A teraz płaczę.
Cały brzuch mi się trzęsie od płaczu. " E. Stachura,
Przyszło nagle, dopadło mnie. Tak po
prostu. Ale ja nie mogłem płakać, jakbym zupełnie zapomniał, jak
to się robi. Byłem po prostu potwornie zmęczony, zbyt zmęczony
nawet na płacz. Przyszły głupie myśli. A może by tak jeden ból
ukoić innym, jak za dawnych lat.? A może by po prostu skończyć,
skoczyć po raz ostatni, rozkrwawić wszystko w sobie dokumentnie,
tak ,by nic nie dało się uratować. Milion głupich myśli, bo ja
rozpadłem się w jednym momencie na milion małych kawałków.
Nie daję rady, po prostu nie daję
rady. W swojej głowie, w sobie. Sam ze sobą sobie nie radzę, od
jakiegoś czasu, a nie chcę się przyznać. Na nic, po prostu nie
mam siły. Skulić się w kłębek i wyć. Skulić się w kłębek i
zasnąć, zniknąć w tym śnie, zniknąć na dobre, żeby już z
niczym nie trzeba było walczyć. Żeby już przed niczym nie trzeba
było się bronić. Żeby było tak, jakby nigdy nic się nie zaczęło
po prostu.
Proszę, nich ktoś coś z tym zrobi.
Niech ktoś mi pomoże.
Cholerny głosik w głowie, wyłonił
się wśród innych.
Jak ktoś ma ci pomóc,
Kordianie, skoro nikt nawet nie widzi, jak wołasz, bo wołać nie
umiesz nawet? Zawsze radzący sobie sam, zawsze przecież optymista.
Wszystkim mówisz, jak to nie ma niemożliwego, wszyscy mówią ci,
jaki jesteś silny. Bo przetrwałeś ojca, bo realizujesz marzenia,
bo teraz masz chore serce, ale wyliżesz się z tego, jak zawsze
przecież. Wszyscy, do kurwy nędzy przywykli, że sobie radzisz. Nie
umiesz nawet mówić o tym, że cię boli, zawsze, nawet gdy ci
najgorzej pod słońcem, nawet w takich momentach to ty wolisz
słuchać ich. Jak ktoś ma ci pomóc, jak? Nie bądź naiwny. A jak
sobie nie poradzisz teraz, świat ostatecznie poderżnie ci
gardło...cóż. Kordianie, będą wiedzieć, jak się mylili.
Będziesz widział, jak sam się myliłeś, bo zawsze się w końcu
mylisz. Wcale nie wygrywasz w życiu, stale jesteś porażką.
Wieczną porażką. Tym razem też ci się nie uda, a ty tylko
będziesz udawać, że to nic takiego. Tak samo jak było z twoim
ojcem. Zresztą, czy to co się dzieje teraz, nie jest dowodem na to,
jak bardzo właśnie jesteś przegrany?
Zamknij się, zamknij się, zamknij
się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij
się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij
się, zamknij się....
Jesteś sam Kordianie. Sam ze
swoją naiwnością. Nikt ci nie pomoże, znowu po prostu przegrasz.
Przestań udawać tego błazna. Weź za dużo tabletek które
dostałeś na bezsenność. Zaśniesz na dobre, odpoczniesz tak
jakbyś chciał. Bo chcesz, prawda? Chcesz przestać wiecznie się
szarpać. Tylko udajesz wojownika, nie umiesz przecież nawet
walczyć. Jesteś nikim, więc możesz zniknąć na dobre. Nie będą
mieli zmartwień.
Zamknij się, zamknij się, zamknij
się, zamknij się....
Och, płakali? Nikt nie będzie
płakał. Twój ojciec miał rację. Przecież nawet Ona cię nie
pokocha, nawet nie widzi, jak się dla niej starasz. Bo chciałbyś,
żeby widziała, żeby wiedziała, prawda? Ale ciebie nie można
kochać. Twój ojciec miał rację, powinieneś zdechnąć gówniarzu.
Zresztą, może nawet niedługo będzie po kłopocie.
ZAMKNIJ SIĘ!
Atak paniki. Gorszy niż wszystkie inne
z ostatnich lat. Krótki atak paniki, taki jak za dawnych, dawnych
lat, których prawie nie pamiętam.
W nim nie ma logiki.
Dość, dość, po prostu dość. Nie
mam już siły, nie mam siły na wszystkie dawne głosy, które
wracają, nie mam siły na strach, nie mam siły na ból i znużenie
ciała, które bardziej niż zwykle nie chce spać, nie chce jeść.
Jakby zdecydowało za mnie, że się poddaje, zanim dojdzie do tego
moja głowa i mentalne serce. Nie mam siły, żeby nawet zejść na
dół, porozmawiać z kimkolwiek, nie mam siły.
Tonę sam w sobie. Zgubiłem swój
spokojny ląd, który kiedyś stworzyłem. Może to ułuda, może tak
naprawdę go nigdy nie było, nigdy być nie mogło. Majaki rozbitka,
fatamorgany na pustyni zmarłego tak naprawdę przed laty serca.
"Byłem, chyba jak każdy
człowiek, światem samym w sobie i kiedy było mi źle, chowałem
się w sobie, miałem w sobie schronienie. Teraz nie mam tego
schronienia. Nie mam własnego, swojskiego świata. Jestem cały
odkryty, nagi, wystawiony na razy". E. Stachura, Pogodzić
się ze światem
Może głos miał rację. Stanąłem na
krawędzi.
"Na krawędzi tu stoję,
Gdy poruszę się to po mnie".
E. Stachura
Bałem się ruszyć więc w
którąkolwiek ze stron. A jeśli w którąś to...zrób tak, żeby
było, jakby nigdy się nie wydarzyło. Jakbyś nigdy się nie
zdarzył, bo i tak przegrałeś na starcie, to proste, poderżnąć
sobie gardło życiem, nie jakoś efektownie, a cicho, wiesz
doskonale jak to zrobić, wiesz...
Wiesz przecież, że nie miał
racji, prawda?- dopadł mnie inny głos, spokojny, wyłoniony
z całego chaosu.
Skąd mogę wiedzieć?
Wiesz, ty wiesz. Wiesz też, co
musisz zrobić, już dawno powinieneś, ale to wcale nie było łatwe,
to wcale nie było bezpieczne dla ciebie...ale ty wiesz Kordianie.
Nie czekaj, już nie masz na co czekać. Jesteś pod ścianą. Jesteś
naprawdę na krawędzi, na jakiej dawno nie byłeś. I musisz wrócić,
musisz wrócić do tych, których kochasz.
Kocham?
Tak, a oni kochają ciebie. Nie
wątp.
Nie wszyscy...
Nie wszyscy. Nie można sprawić
by ktoś nas pokochał, na siłę. I to też wiesz i umiesz już
kochać mimo wszystko. Ciepło, które przepływa, pamiętasz?
"Trzy, cztery razy dziennie
napadało mnie straszliwie, by skończyć. Ale walczyłem, walczyłem,
chwytałem się powietrza, walczyłem o życie, oczywiście nie dla
siebie, ale dla kogoś, komu ciągle przyznawałem sumienie i bałem
się, że będzie temu komuś czasami być może trochę niedobrze,
przez to właśnie że ja formalnie skończę moje od dawna od wielu
miesięcy zakończone życie. " E. Stachura, Dzienniki.
Nikt nie może mi w tym pomóc, bo
wszystko zależy ode mnie. To mój ból, który na nowo się zrodził,
to moje wspomnienia, demony, chaos. To wszystko moje, nie oddam
nikomu, jak szalony egoista. Nawet, jeśli mam się w tym utopić,
nawet jeśli mam zaginąć w własnej głowie, nawet jeśli mimo to i
tak krzyczę tak, by nie słyszał nikt...
Nawet jeśli udaję sam przed sobą. Bo
od jakiegoś czasu udawałem, to mnie wykończyło, unikanie ciosów,
udawana walka, zamiast tej prawdziwej. Tej, którą muszę stoczyć
właśnie sam.
Nie miałem już siły, ale wiedziałem,
że muszę znaleźć jej echo, żeby zrobić choć jedną rzecz,
jedną, która zawsze pomaga, choć nie jest łatwa. Muszę zmierzyć
się z tym, co przyniesie.
Zwlokłem się na dół. Jeszcze jedna
maska, chwila bycia błaznem.
Poprosiłem, żeby nikt mi nie
przeszkadzał przez dwa dni, bo tyle musi mi starczyć. Żeby nikt do
mnie nie wchodził, nie interesował się. Nieraz zamykałem się u
siebie, medytując godzinami, dniami, choć zawsze wolałem las i
swoje święte miejsca, ale gdy ich nie można mieć...
Wszyscy w domu do tego przywykli, choć
teraz trudniej było ich przekonać. Bo serce, bo jak coś się
stanie, bo jak...
Ale ja tego potrzebuję. Właśnie
tego.
Powiedziałem, komu trzeba, że będę
milczeć. Nie chcę, ale muszę. To też boli, zostawiać ludzi, to
boli być skupionym tylko na sobie, na swoim świecie...ale gdy ten
jest chory, trzeba go wyleczyć. Żeby potem móc i cudzym światom
pomagać. Żeby przekazywać miłość dotykiem masażu, żeby
pokazywać spokój medytacji, żeby móc po prostu czasem się
uśmiechać, bo czasem właśnie o uśmiech chodzi, nic więcej.
"Wszystko mnie boli. Gdziebyś
mnie nie dotknął, to mnie boli. Gdziebyś nie strzelił, to trafisz
mnie." E. Stachura, Siekierezada
Zapomniałem o tym, że czasem nie
można walczyć z bólem. Nie można też go unikać. Trzeba go
przyjąć w całości, otworzyć ramiona i znaleźć w nim brata,
siostrę, matkę, ojca, kochankę. Nie można walczyć ze strachem,.
Trzeba go wpuścić do serca, do umysłu, do duszy i pogodzić się z
nim. Trzeba go pokochać i uczynić swoim sprzymierzeńcem.
Wiedziałem to, ale zapomniałem. Zapomniałem jak powinno się to
czuć. Te który innym mówi o odwadze, sam zagubił się przez
chwilę w strachu. Hipokryta, słabeusz? Och, jakże się nim
poczułem!
"Bałem się i bałem
wszystkiego. ale przecież niemniej jednak szedłem w noc, w każdą
noc, jak trzeba było". E. Stachura, Wszystko jest
poezją.
Ale to już nieważne, kim byłem. Jak
bardzo stałem się obłudny dla siebie podczas tej próby, którą
dostałem od życia. Bo to wszystko, to przecież próba.
Czasem własna dusza to jednak za mało.
Trzeba poprosić o pomoc dawne duchy, poprosić tych, którzy żyją
w nas, choć zamknięci. Własna dusza to za mało, choć ty sam
sobie musisz starczyć. Trzeba otworzyć drzwi, zejść na samo dno
jaskiń we własnym ogrodzie, stracić światło z oczu, tak że
myśli się, że się oślepnie. Trzeba otworzyć drzwi i wypuścić
dzikie i nieuchwytne po raz drugi.
Trzeba umrzeć, żeby żyć. Z nimi, bo
od teraz, bez nich nie można. To ma swoją cenę, wiedzieć, widzieć
po otwarciu ale...trzeba.
Niecałe dwa dni walki, która zmęczyła
jak najcięższa podróż. Bo podróże wgłąb siebie są
najtrudniejsze, zwłaszcza te, w których nie szukamy dobrego i
ciepłego. A te, które są jak pływanie na tratwie w czasie
sztormu.
Otworzyłem więc kraty więzienia, z
którym tkwiły duchy, kraty za którymi namacalny ja zamknął tych
poprzednich. Otworzyłem drzwi wszystkim dawnym, martwym dzieciom,
wojownikom, szamanom.
Rozwarłem ramiona zamykając oczy.
Wpuściłem cały ból. Cały stałem się bólem, jedną wielką
raną. Przesuwałem kulę jaskrawego czerwonego światła, kulę krwi
i spazmów po całym swoim ciele. Koniuszki palców, włosy, stopy,
pośladki, ramiona, głowa. Aż do samego serca, które karmiło się
tym bólem, trzepocząc szalenie, trzepocząc tak, że momentami
brakowało oddechu, na którym przedtem się skupiałem. Karmiło się
więc serce moje swoim własnym bólem i wyzbywało się go
jednocześnie.
Bolała mnie cała dusza i bolało mnie
całe ciało. Wyłem w środku jak zwierzę, jęczałem na zewnątrz
jak bity kot. Aż do łez. Gorących łez.
W łzach umarłem i na nowo się
rodziłem.
Musi boleć. Musi boleć, bo w życiu
nie uniknie się bólu. Można zwalczać ten codzienny, można
stawiać mu czoła, ale ten największy trzeba po prostu przyjąć.
Trzeba się nim stać. Znaleźć w nim truciznę i antidotum.
Dwa dni jak dwa lata bez snu, dwa dni
rozmów we własnym ogrodzie mojej własnej duszy. Rozmów z krukiem,
lisem i koniem. Dwa dni defilady duchów, walki przez poddanie się.
Dwa dni szeptów, łkania, mdłości, łez. Dwa dni bez jedzenia, z
wodą tylko, bo ona jest niezbędna, jeśli chce się to przeżyć.
Dwa dni na dusznym poddaszu, pełne potu, kurczy mięśni. Dwa dni,
gdy moje poddasze musiało starczyć zamiast tipi gdzie pali się
ognisko pośrodku, polewa rozgrzane kamienie wodą, tipi w środku
lasu. Zamiast tipi ze skóry konia i brzóz duszne poddasze.
Dwa dni w których zrozumiałem,
dlaczego ciało przestało mnie słuchać. W których szybko
przypomniałem sobie naprawdę, dogłębnie o znaczeniu strachu i
bólu, choć przecież o tym mówiłem. Ale przestałem rozumieć, bo
bałem się dopuścić do siebie największy ból. Największy, z
jakim miałem do czynienia od lat. Bo przypomina i kumuluje wszystkie
pozostałe. Jakby z każdym kolejnym było coraz trudniej a nie
łatwiej ale...
Ból z życiem przychodzi większy. Ale
walka jest coraz bardziej wprawna. Trudno unosić coraz większy
miecz, ale ten skuteczniej siecze karki demonów.
Dwie niecałe noce, które sprawiły,
że zapłakałem tak, jak płakać się powinno. A potem złapałem
oddech. I choć moje ciało jest teraz słabe jak nigdy, jak nigdy w
ciągu mojego życia, choć zaczyna się męczyć na schodach nawet,
gdy wchodzę do siebie na poddasze, wiem, że zacznie mnie słuchać.
Dogadaliśmy się. Dogadaliśmy się, każdym z serc. A nikt nie
obiecywał, że ma być łatwo.
"Nie można zmartwychwstać,
nie doznawszy najwyższych upokorzeń, czyli w górę nie trzeba być
ciśniętym, rzuconym, kopniętym na samo dno, żeby móc ulecieć w
górę. Żeby zmartwychwstać. To jest warunek sine qua
non. Kto przetrwa wszystkie upokorzenia, aż do
najwyższego, ten może dźwignąć się z grobu. " E.
Stachura, Dzienniki
Otworzyłem oczy. Zachwiałem się
wstając, moje nogi były odrętwiałe gdy przez dłuższy czas
zajmowały jedną pozycję.
Otworzyłem okno, by wpuścić trochę
świeżego powietrza, by wiatr przegnał wszystkie wypuszczone złe
duchy, przegnał smród potu i rozkładającego się ciała, po tym,
jak umarłem. I jak na nowo się urodziłem, w bólu. Zawsze przecież
rodzimy się w bólu. W bólu też odchodzimy. I trzeba na to
otworzyć szeroko ramiona.
Uśmiechnąłem się sam do siebie,
zamknąłem znowu oczy i tak po prostu, wdychałem zimne powietrze
tej nocy. Modliłem się chwilę wraz z duchami, które muszą we
mnie żyć, muszą szeptać o przeszłości, muszą szeptać o
przyszłości. Modliłem się z krukiem, lisem i koniem, już na
spokojnie, wysyłając w przestrzeń dobre myśli, myśli dla każdego
kogo kocham. Nie wiem, czy dotarły, bo to nie tylko od mojej woli
zależy.
Modliłem się już w ciszy, w spokoju
który do mnie wrócił. Który ze mną zostanie, pomimo tego, że
tak bardzo się boję. Ale to nic złego się bać, to nic złego
mówić, że tak bardzo boli i ciało i dusza. Teraz nie tylko to
wiem. Teraz to rozumiem. Teraz to czuję.
Cisza, zimna noc i wędrówka nad
obłokami. Serce śpiewa najczulej jak potrafi. Dla mnie samego. Dla
tych, których kocham, bo przecież znów, miłość jest tu
najważniejsza. Miłość którą można znaleźć też w bólu i
strachu.
Byłem strasznie zmęczony. Całą
walką przez poddawanie się, brakiem snu. Moje ciało było
zmęczone, moja dusza była zmęczona. Moja głowa nie miała za to
zbędnych myśli.
Zaśnij więc, powiedziałem sam do
siebie. Zaśnij.
Po raz pierwszy od wielu lat przespałem
więcej niż swoja 4-5 godzinna norma. Po raz pierwszy od dłuższego
czasu tak po prostu zasnąłem. 7 godzin porządnego snu, ze
spokojnymi snami, z twarzami, które muszę- nie, nie muszę, chcę-
chcę kochać. Czy to były tylko sny, czy może znów...Nie ma to
znaczenia.
Obudziłem się niesamowicie głodny,
oczyszczone przed medytacją ciało chciało jeść. Było puste a
chciało żyć.
Zszedłem więc na dół, wyspany i
głodny, zjadłem późne jak na mnie śniadanie. Po raz pierwszy od
paru dni bez tych cholernych mdłości.
I nie powiem, że będzie dobrze. Po
prostu, banalnie, będzie dobrze. Będzie trudno nieraz w życiu.
Będzie boleśnie i przerażająco. Będzie zawsze czule i miłośnie.
I o to chyba chodzi, prawda? Bo przygoda, jaką jest życie nie może
być za nudna.
"Bo krew na razie jeszcze mi się nie zmęczyła nigdy" E. Stachura, Dzienniki
Nawet nie umiem sobie wyobrazic co czujesz. Wazne, ze poradziles sobie z tym, przetrwales. Jako tako, ale wydaje mi sie, ze takie sytuacje w jakis sposob wzmacniaja nas. Odpoczywaj jak najdluzej. Po takiej walce zasluzyles na to jak malo to :)
OdpowiedzUsuńRottenApple zabrudzone.blogspot.com
ps. telefon nie chce ze mna wspolpracowac...
Owszem, najważniejsze że już jest lepiej i teraz można się po prostu bać, naturalnie, jak każdy człowiek tego, co czeka w oddali, czeka już za tydzień:)
UsuńI cóż, mam nadzieję się jakoś zregenerować:)
Znam ten ból XD
Chciałabym zmienić naturę człowieka, żeby się nie bać nieznanego, bo po co żyć w strachu, ale się nie da, nie ?
UsuńDa się, ja nadal wierzę w niemożliwe:)
UsuńEj, wiesz co? Jesteś jak ja. Albo ja jestem jak Ty, Zawsze wszędzie uśmiechnięta, prawie nigdy nie smucę się w towarzystwie innych, pocieszam i staram się rozweselić, kogo tylko się da, mimo że czasem średnio mi to idzie i ogólne wszyscy mówią, że ja to taka radosna jestem. I nikt nigdy nie zapyta się mnie, co mnie boli, czego się boję, co mnie smuci. Więc o tym nie opowiadam. Ale ogólnie, to chyba jednak nie narzekam ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż... "Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń", nieprawdaż? Więc nie może być tylko i wyłącznie dobrze. Ale przecież jakby nie było gorszych chwil, to nikt by nie umiał docenić tych najlepszych - banał, ale jaki prawdziwy
I dobrze, że zawsze kończysz jakimś pozytywniejszym akcentem, bo w innym przypadku moja psychika nie wytrzymałaby zbyt długo :D
Otóż to, bo weszłaś już w rolę hm...pocieszyciela, zamiast być pocieszaną. Znaczy, to nie jest tak, że mnie nikt nie pyta, zwłaszcza teraz, to były głupie myśli. Ale są takie momenty, może nie teraz, jak choruję, gdy ja się po prostu ukrywam. Bo wolę sobie sam radzić i to nie jest też absolutnie niczyja wina. Tylko jak przychodzi największy mróz w sercu....to zaczyna być ciężko i paranoicznie.
UsuńI pewnie, że nie jest:) Musi być też nieraz ciężko, żebyśmy docenili to, co mamy, co osiągnęliśmy jasna sprawa, banał, ale taki, o którym często zapominamy:)
Ej no....nie chcę nikomu psychiki niszczyć -.-
Właściwie to raczej nigdy nie byłam pocieszaną tak na poważnie, ale to inna sprawa ;P Wiem, znam to "ukrywanie się". Teoretycznie ktoś inny mógłby mi pomóc, znaleźć jakieś inne, świeże rozwiązanie pewnych problemów, ale no cóż.
UsuńWiem, że nie chcesz i jeszcze Cię o to nie obwiniam, talko tak mówię... Ostrzegam? ;P
Poza tym, to oglądałam dziś polski film "Bilet na Księżyc" i jedynie, co z niego wyniosłam to ten cytat: "Co masz myśleć? Jak się myśli, to od razu robi się jakoś smutno. A jak nie myślisz, to może być nawet wesoło". To tak w ramach rozluźnienia :)
Hm....może jeszcze nie doszłaś do tego skrajnego momentu w swojej sile by musieć być w ogóle?:)
UsuńAle jednak po prostu człowiek się ukrywa i już, ma to jakoś w naturze nawet zapisane:)
Nie ostrzegaj, nie ostrzegaj XD
I dzięki za cytat:)
Mam podobnie: rzadko mówię bliskim co tak naprawdę mi jest, co mnie gryzie. Wolę, żeby myśleli, że jestem wieczną optymistką.
OdpowiedzUsuńA czasem warto powiedzieć chociaż...wszystko ma swoje dobre i złe strony:)
Usuńnie wiem co mam napisać, nie umiem Ci doradzić... taka bezradna jestem w tym momencie. Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego postu...
OdpowiedzUsuńAle i u mnie już jest lepiej, więc uszy do góry no:) Nie smutaj mi tu przez mnie XD
Usuńnoo mam nadzieję,że lepiej... bo kurczę co ja poradzę :(
UsuńNo po prostu nie ma powodu żeby się smutać i tyle XD
UsuńTak czułam, że u Ciebie wszystko zmierza w tym kierunku, poddania się i oczyszczenia. Bo wielkie słowa i deklaracje odwagi, też bardzo ważne i potrzebne, są jednak tylko plastrami dla duszy. Nie leczą tego najgłębszego bólu i paraliżującej bezsilności. Ale Ty potrafiłeś się w nich zanurzyć, dotrzeć do samego dna, jesteś niezwykły. Masz rację, trzeba trochę umrzeć, żeby bardziej żyć. Więc teraz żyj.
OdpowiedzUsuńI wiesz, to bardzo smutne, że myślisz, iż ona Cię nie pokocha. I że jesteś zupełnie sam. Dałeś się powalić największym kłamstwom. Mam jednak nadzieję, że i te kłamstwa udało Ci się pokonać w ciągu tych dni. I że jednak spróbujesz. Bo jeśli tak to zostawisz, nie dowiesz się. I będzie to nieuczciwe też wobec niej... w jakiś sposób. Zostawisz jeszcze jedną niedokonaną rzecz we wszechświecie. Jakby ich było mało :)
Po prostu, pewne wody muszą przerwać tamy, jak to mawiają:) Docelowe lekarstwa na obawy po prostu nie działają, jeśli choroba nie wyleczy się sama. Trzeba silniejszego leku:) I ten już...zadziałał. Można się bać spokojnie, po ludzku że tak to ujmę:)
UsuńI widzisz, to były właśnie myśli w kryzysie, które minęły. Ja mam niestety straszny problem momentami z samooceną, co wiąże się ponoć z moim dzieciństwem i tak dalej, ale w każdym razie...na co dzień jest ok. Tylko jak przychodzą tego typu kryzysy to to wszystko wraca. Ale gdy zażegna się kryzys, zażegna się i te głupie myśli:) Więc już z tym też jest w porządku:)
Daj sobie pomóc.. korzystanie z czyjegoś wsparcia nie oznacza, że jest się słabym, bo aby kogoś o coś prosić - też trzeba mieć siłę i odwagę. Ja wierzę, że Tobie ich nie brakuje.
OdpowiedzUsuńI niech znów pojawi się równowaga i wróci prawdziwy optymizm..
Wiesz, w pewnych sprawach nikt nie może mi pomóc, w sensie...moje demony niektóre, zwłaszcza te z przeszłości, muszę zawsze zaleczyć sam. Nikt za mnie tego nie zrobi. Ale to nie znaczy, że odcinam się od ludzi, właśnie staram się tego nie robić, bo wiem, jak podłe konsekwencje to może ze sobą przynieść.
UsuńI cóż, dziękuję za tą wiarę:)
On wróci, gdy już będzie po wszystkim po prostu:) Teraz naturalnym jest bać się i być trochę w histerii, prawda?:)
Prawda, zatem abyś ten czas przeżył jak najmniej boleśnie.
UsuńDziękuję:)
UsuńTo takie ludzkie czasem po prostu nie mieć sił...
OdpowiedzUsuńCzłowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce- więc ich przez chwilę nie miałem. Nadal nie mam wiele ale...i tak nie jest źle:)
UsuńDlatego właśnie tak jak napisałam, nie jest niczym dziwnym, że opadasz z sił. Kiedyś w końcu Twoja ludzkość musi Cię dopaść ;) Przez Twoje podróże te realne i te umysłowe, przez Twoją chorobę i te siły wszystkie które jej nie pozwalają Cię tak naprawdę do końca dopaść. Nie będę wymieniać, bo to wszystko już tu zostało napisane. Pomyśl :) Zrobiłeś tyle rzeczy, teraz musisz po prostu, zwyczajnie... odpocząć :)
UsuńI jak to było w "Jak poznałem waszą matkę" powiedzieć: "jestem na to za stary" xD - Nie no tu oczywiście żartuję, tak mi się przypomniało :P
Otóż to, nikt z nas nie jest herosem:) I dlatego ja się temu wszystkiemu, co mnie dopada poddaje, to nalepsze wyjście w sumie. Tak można właśnie odpocząć:)
UsuńI jestem, momentami jestem na to za stary XD Trafiłaś XD
Nigdy nie jesteś sam. Są ludzie którzy cię kochają i zawsze ci pomogą. Strach i ból jest obecny w życiu każdego człowieka. Nie wiem co czujesz, ale każde cierpienie jest straszne, każde cierpienie wyniszcza. Bądź twardy, nie poddawaj się ;)
OdpowiedzUsuńWiem że nie jestem, mam świadomość, że tamte myśli były po prostu cóż...głupie, były momentem kryzysu, całkowitego braku logiki. Bo w ataku paniki nie ma go nigdy. On po prostu jest.
UsuńI nie poddaję:) Chociaż, twardy nigdy nie byłem:)
Ach, tak... trzeba się poddać, ukorzyć, zapłakać nad sobą i pokochać własne lęki, smutek i cierpienie. Taka jest w tym metoda. Bo to są części nas.
OdpowiedzUsuńJa to czasem czuję, czasem nie. Bo ta wiedza się gubi, bo człowiek zawsze będzie rwał się, instynktownie, do ucieczki przed krzywdą. Ale najważniejsze, by przypomnieć sobie, że droga przez mękę wiedzie do spokoju.
Owszem i tą część właśnie, choć niełatwą, trzeba i w sobie zaakceptować i pokochać.
UsuńI niestety, nieraz nie jest łatwo o tym pamiętać...ale łatwo być w życiu wręcz nie może:)
Czasem sobie tak myślę, Króliczku, że my za dużo w sobie kumulujemy. Ty w sobie za dużo kumulujesz. Ale dobrze jest własnie dać upust temu wszystkiemu, pozwolić sobie na oczyszczenie, na łzy, a nawet na krzyk bezsilności. Dobrze jest być na chwilę samym (ale nie samotnym, zresztą póki co to Ci na pewno nie grozi!), dobrze jest się odciąć, zapomnieć, stanąć twarzą w twarz z własnymi demonami... więc wiesz... ja rozumiem. I rozumiałam i jakby telepatycznie wiedziałam o co Ci chodzi, kiedy napisałeś mi, że będziesz milczał. I nawet kiedy wyslałam do Ciebie tę "awaryjną" wiadomość o kontakt do Marysi, to wiedziałam, że już jest za późno. Ale nie byłam o to zła. Wiedziałam, że idziesz na swoją przystań, pomedytować i spróbować się oczyścić, bo teraz jest to tak bardzo potrzebne.
OdpowiedzUsuńWięc tak jak napisałam, mentalnie Cię przytulam :* I jeśli chcesz, to płacz, bo czasem trzeba...
To naturalne chyba, że teraz kumuluję, no nie?:) Ale właśnie są na to na szczęście metody, czasem po błędnych założeniach i próbach otworzyć pewne drzwi i wręcz wpuścić demony- bo z nimi nie wygrasz, możesz je tylko w sobie wręcz pokochać. To nie jest łatwe i boli, ale trzeba. Nieraz po prostu trzeba:)
UsuńI trzeba być samemu właśnie, bo pewne rzeczy tylko samemu można zrobić. Bo nikt nie nosi naszej skóry, prawda?:)
I przepraszam, że z tym tak wyszło ale...cóż, nie myślałem też, choć raz, o innych, że mogą czegoś ode mnie potrzebować. Najgorszy moment, cóż.
Wiem że czasem trzeba, dlatego ja tego nie blokuję:) I dzięki Promyczku :*
Teraz to naturalne, ale najważniejsze, że masz na to sposoby. I to wydaje mi się, że chyba całkiem skuteczne, co?
UsuńNikt. I najważniejsze, żeby nie zapomnieć oddychać, jak sam mi ostatnio napisałeś :)
Daj spokój, wiemy o co chodzi. Zresztą - pisaliśmy na ten temat elaboraty XD
Nie ma sprawy :) - wiesz, że jestem, caly czas.
A ja się wcale nie dziwię, że Cię takie stany teraz nachodzą. To normalne przecież, że już Cię to wszystko momentami po prostu przerasta.
OdpowiedzUsuńPrzerasta, ale i tak, trzeba jakoś to znieść, wytrwać. Kolejny logiczny wybór:)
Usuńtrzymam kciuki i modlę się za Ciebie, miej tego świadomość :)
UsuńDziękuję więc:)
UsuńChciałam przede wszystkim powiedzieć, że jesteś silny, co pokazałeś już wielokrotnie, ale kiedyś musiało nadejść przeciążenie, ale teraz może być już tylko lepiej (a przynajmniej taką mam nadzieję). Norrie pisała o życiu, które nie jest fabryką spełniających się marzeń, więc chyba trzeba w siebie wierzyć, w to, że da się radę... Poza tym, masz tyle ludzi wokół siebie i tam, w Poznaniu, i tutaj, w blogosferze, a my jesteśmy z Tobą i wszystko musi być dobrze :)
OdpowiedzUsuńI będzie dobrze, staram się w to wierzyć nadal:) I cóż, dziękuję za miłe słowa:)
UsuńTak czytam i czytam... I cały ten post uświadomił mi, jak tak naprawdę się zmieniłam. Sam początek, te słowa o panice, bólu, odrzuceniu i innych negatywnych emocjach... Kiedyś by dotknęły, ruszyły, przywołały myśl, że nie tylko ja czuje się bezsilna, że jestem taka sama. Tyle, ze to kiedyś. Obecnie jest ostry sprzeciw, bunt przeciwko takiemu myśleniu, bo jest głupie. Przynajmniej ta rozpacz czegoś mnie nauczyła.
OdpowiedzUsuńWięc cieszę się, że takie słowa, moje szarpanie, nie powoduje cudzego szarpania, bo nigdy nie miałem tego na celu, w żaden sposób. I cóż, bunt nieraz jest najważniejszym właśnie w życiu:)
UsuńZnów powiem, że Cię rozumiem. Wiem, że to już się robi nudne, ale tak jest. Też miałam taki stan, ale w przeciwieństwie do Ciebie potrzebowałam przebudzenia. Nadeszło z dziwnej, najmniej oczekiwanej strony. Kilkanaście zdań spowodowało, że po tygodniach odrętwienia zaczęłam okropnie płakać. Ze smutku, ogromnej złości, bólu, niedowierzania. To nie były pozytywne emocje, zdecydowanie, zdałam sobie jednak sprawę, że jestem w stanie CZUĆ, więc teraz może być tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńDla Ciebie dodatkowy plus za to, że wyrwałeś się z marazmu samodzielnie. Chcę na koniec poprosić, żebyś nigdy nie wątpił w swoją siłę :)
Bo my się w ostatnim czasie po prostu, rozumiemy, o:) I to wcale nie nudne. Czasem bym wolał, żebyśmy się nawet tak, w ten sposób nie musieli rozumieć ale...dobrze, że ktoś kto rozumie jest. Wiesz na pewno, o co mi chodzi
UsuńBo właśnie o to chodzi, że nieraz po prostu jest impuls, błysk i on musi przyjść, oczyścić tak po prostu.
I cóż...nie jestem w stanie obiecać, że spełnie prośbę.
Najtrudniej właśnie innym ludziom zauważyć, pojąć, że ci, którzy na zewnątrz są optymistami i zawsze dają sobie radę, czasem potrzebują pomocy. Wielu ludzi z wygody przyzwyczaiło się, że u niektórych zawsze wszystko jest ok. Z kolei indywidualistom tak cholernie ciężko rozmawiać o tym z innymi, mają przeświadczenie, że nikt i tak ich nie zrozumie i nie jest w stanie pomóc. Rozumiem, bo sama tak trochę mam. No i czasem jest już tak, że żeby było lepiej najpierw musi być źle.
OdpowiedzUsuńBo po prostu do pewnych rzeczy się przwyka, do ludzkich zachowań i nic w tym dziwnego, już w antyku mówiono, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. A więc to też maska działająca w dwie strony, nic zaskakującego.
UsuńOtóż to:)
Kordianie, nie wiem co mam powiedzieć, wiesz? zupełnie jakby odjęło mi słowa. z oczu lecą mi łzy bo płakałam, z każdym Twoim następnym akapitem płakałam coraz bardziej. zawsze uśmiechnięty Kordian, który wspiera wszystkich jak tylko może, nawet mnie, kiedy upadam - ale pewnie nie byłoby widać różnicy, kiedy bym upadła całkowicie na dno, prawda? pewnie, że nie byłoby widać. ale wiesz Kordianie teraz będzie lepiej i musisz w to uwierzyć. nie umiem pocieszać ludzi, teraz kiedy sama jestem w rozsypce. nie wiem co mam Ci napisać. po prostu martwie się o Ciebie, od poprzedniego postu. chciałabym móc usiąść i Cię przytulić mocno tak .... przepraszam za tak banalne nic nie znaczące słowa. ale nie umiem nic z siebie wydobyć. przepraszam Cię ...
OdpowiedzUsuńCzasem nic nie trzeba mówić i cóż...przepraszam, za wprawienie w ten stan, bo to nie było w żaden sposób moim celem, Ja muszę nieraz tu wyrzucić po prostu myśli. A tych było za dużo.
UsuńI byłoby. Zawsze widać, ale czasem trzeba być odpowiedni blisko. A ja jednak nie jestem, prawda?
I już nie trzeba pocieszać, naprawdę, jest dobrze:)
Gdy dźwigasz nie tylko swoje problemy zaczynają one ciążyć. Potem problemy narastają, a ich ciężar z nimi. Wołania osoby radosnej niewiele osób usłyszy. Osoby takie jak ty świetnie grają zakładając maski.
OdpowiedzUsuńBól zawsze wraca, jedynie minimalnie cichnie, ale wraca. Choć chcemy o nim zapomnieć. Ból będzie nam towarzyszył całe życie. Jednak ból jest częścią naszego życia. Dzięki bólowi wiemy, że żyjemy. Gorsza jest obojętność.
Przez internet niewiele mogę pomóc, sama borykam się z własną osobowością. Kordian jesteś silny i mimo tych dni bólu potrafisz to przetrwać. Wiesz co to znaczy upaść, a największym sukcesem jest podniesie się. Wierzę w ciebie :)
I właśnie wtedy gdy własne problemy zaczynają tak ciążyć, że nie można sobie radzić z cudzymi. To też okropnie uwiera, że boli cię tak, że nie możesz pomóc tym, których kochasz.
UsuńI ból trzeba przyjąć gdy przychodzi. Teraz już to wiem w pełni:)
Rozumiem jak najbardziej, zauważyłem, że zniknęłaś. I mam nadzieję, że i ty sobie poradzisz.
chyba każdy ma ten głosik w głowie, pojawia się pytanie - po prostu nie słuchać? a może zagłuszać? odłączyć go?
OdpowiedzUsuń"będzie czule i miłośnie" - bardzo mi się to podoba. i oby rzeczywiście tak było.
trzymaj się! i nie bierz na swoje chude barki zbyt wielu problemów.
Gdyby to było takie proste, ot tak wyłączyć myśli. Niestety nie jest i cóż, trzeba znaleźć na nie inne metody, jako i ja jednak znalazłem:)
UsuńI trzymam, trzymam:) I staram się też tego nie robić:) Skupiam się na przetrwaniu, po prostu:)
Znam te głosy w głowie i te wewnętrzne walki. W Twoim przypadku tym gorzej, że i ciało osłabione nie ma woli wali. Ale trzeba znaleźć w sobie siłę. Choć iskierkę, która rozpali wielki ogień. Wysyłam Ci moje ciepłe myśli, by dodać Ci trochę siły.
OdpowiedzUsuńDziękuję więc za owe myśli:)
UsuńA jak tak z innej beczki
OdpowiedzUsuń-miłość jest wszędzie. Pomimo bólu :)
Wem to- tylko czasem ślepnę:)
Usuń