poniedziałek, 29 września 2014

Naprawdę i niezależnie od innych rzeczy, cóż to za niesamowita, cudowna przygoda – to życie, moje życie.- E. Stachura, Dzienniki

"Zrozumiałem wtedy, że przed obłędem uratowało mnie absolutne zmęczenie, absolutne dokładne wycieńczenie. Po prostu nie miałem sił na obłęd, na to, by rzucić się skądś, gdzieś, pędzić, biegać, krzyczeć, wyć, śmiać się, płakać i tak dalej. Nie miałem na to siły. Bezsilny byłem i tylko dzięki temu myślę, nie oszalałem". E. Stachura, Fabula rasa

Miałem już dość. Po prostu dość. W sobotę wszystko, przed czym się broniłem, przed czym uciekałem w czarny humor, w cudze opowieści, w nadzieje na przyszłość, dopadło mnie ze zdwojoną siłą.
Przyszło całkowite zmęczenie.
Przyszło to okropne poczucie bezsilności.
Przyszły uczucia, do których sam nie chciałem się przyznawać. Nawet uczucie bezradnej miłości, bo z czasem coraz bardziej docierało do mnie przecież, że ta nie ma żadnych szans. I nie chodzi o moje fanaberie, pewne rzeczy po prostu się nie udają. Nie mogą po prostu być.

Przyszedł ból. Ból po kolejnym zabiegu, niby nic. Bo fizycznie ten ból nie był niczym, lecz mój mózg go wyolbrzymiał. Złudny ból fizyczny, wcale nie tak wielki przecież, bo bywały gorsze o wiele gdy dopadł ciało otworzył i inne rany, które przedtem były zaleczone.
Gdy wróciłem ze szpitala jeszcze, po południu ćwierkałem jak ptaszek. Żartowałem z dziadkiem ze smrodu wypalania naczyń, śmiałem się że jestem jak Kmicic. Interesowały mnie cudze sprawy. Było jak zwykle, gdy zajadałem sobotnie ciasto drożdżowe mojej babci.
A potem to dopadło. Najpierw po prostu ból, ze zdwojoną siłą, ból czegoś, co wcale nie powinno robić na mnie wrażenia. Przyszła panika. Tracenie oddechu. Kolejna fala mdłości. Strach i ból, ból i strach. Te dwa, z którymi nikt nie mógł mi pomóc.

"Płaczę. Idę ulicą i płaczę. Łzy mi wchodzą do ust. A taki byłem wesoły nie tak dawno, tak sobie szedłem w podskokach wesoło. A teraz płaczę. Cały brzuch mi się trzęsie od płaczu. " E. Stachura,

Przyszło nagle, dopadło mnie. Tak po prostu. Ale ja nie mogłem płakać, jakbym zupełnie zapomniał, jak to się robi. Byłem po prostu potwornie zmęczony, zbyt zmęczony nawet na płacz. Przyszły głupie myśli. A może by tak jeden ból ukoić innym, jak za dawnych lat.? A może by po prostu skończyć, skoczyć po raz ostatni, rozkrwawić wszystko w sobie dokumentnie, tak ,by nic nie dało się uratować. Milion głupich myśli, bo ja rozpadłem się w jednym momencie na milion małych kawałków.
Nie daję rady, po prostu nie daję rady. W swojej głowie, w sobie. Sam ze sobą sobie nie radzę, od jakiegoś czasu, a nie chcę się przyznać. Na nic, po prostu nie mam siły. Skulić się w kłębek i wyć. Skulić się w kłębek i zasnąć, zniknąć w tym śnie, zniknąć na dobre, żeby już z niczym nie trzeba było walczyć. Żeby już przed niczym nie trzeba było się bronić. Żeby było tak, jakby nigdy nic się nie zaczęło po prostu.
Proszę, nich ktoś coś z tym zrobi. Niech ktoś mi pomoże.
Cholerny głosik w głowie, wyłonił się wśród innych.

Jak ktoś ma ci pomóc, Kordianie, skoro nikt nawet nie widzi, jak wołasz, bo wołać nie umiesz nawet? Zawsze radzący sobie sam, zawsze przecież optymista. Wszystkim mówisz, jak to nie ma niemożliwego, wszyscy mówią ci, jaki jesteś silny. Bo przetrwałeś ojca, bo realizujesz marzenia, bo teraz masz chore serce, ale wyliżesz się z tego, jak zawsze przecież. Wszyscy, do kurwy nędzy przywykli, że sobie radzisz. Nie umiesz nawet mówić o tym, że cię boli, zawsze, nawet gdy ci najgorzej pod słońcem, nawet w takich momentach to ty wolisz słuchać ich. Jak ktoś ma ci pomóc, jak? Nie bądź naiwny. A jak sobie nie poradzisz teraz, świat ostatecznie poderżnie ci gardło...cóż. Kordianie, będą wiedzieć, jak się mylili. Będziesz widział, jak sam się myliłeś, bo zawsze się w końcu mylisz. Wcale nie wygrywasz w życiu, stale jesteś porażką. Wieczną porażką. Tym razem też ci się nie uda, a ty tylko będziesz udawać, że to nic takiego. Tak samo jak było z twoim ojcem. Zresztą, czy to co się dzieje teraz, nie jest dowodem na to, jak bardzo właśnie jesteś przegrany?

Zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się....

Jesteś sam Kordianie. Sam ze swoją naiwnością. Nikt ci nie pomoże, znowu po prostu przegrasz. Przestań udawać tego błazna. Weź za dużo tabletek które dostałeś na bezsenność. Zaśniesz na dobre, odpoczniesz tak jakbyś chciał. Bo chcesz, prawda? Chcesz przestać wiecznie się szarpać. Tylko udajesz wojownika, nie umiesz przecież nawet walczyć. Jesteś nikim, więc możesz zniknąć na dobre. Nie będą mieli zmartwień.

Zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się....

Och, płakali? Nikt nie będzie płakał. Twój ojciec miał rację. Przecież nawet Ona cię nie pokocha, nawet nie widzi, jak się dla niej starasz. Bo chciałbyś, żeby widziała, żeby wiedziała, prawda? Ale ciebie nie można kochać. Twój ojciec miał rację, powinieneś zdechnąć gówniarzu. Zresztą, może nawet niedługo będzie po kłopocie.

ZAMKNIJ SIĘ!

Atak paniki. Gorszy niż wszystkie inne z ostatnich lat. Krótki atak paniki, taki jak za dawnych, dawnych lat, których prawie nie pamiętam.
W nim nie ma logiki.

Dość, dość, po prostu dość. Nie mam już siły, nie mam siły na wszystkie dawne głosy, które wracają, nie mam siły na strach, nie mam siły na ból i znużenie ciała, które bardziej niż zwykle nie chce spać, nie chce jeść. Jakby zdecydowało za mnie, że się poddaje, zanim dojdzie do tego moja głowa i mentalne serce. Nie mam siły, żeby nawet zejść na dół, porozmawiać z kimkolwiek, nie mam siły.
Tonę sam w sobie. Zgubiłem swój spokojny ląd, który kiedyś stworzyłem. Może to ułuda, może tak naprawdę go nigdy nie było, nigdy być nie mogło. Majaki rozbitka, fatamorgany na pustyni zmarłego tak naprawdę przed laty serca.

"Byłem, chyba jak każdy człowiek, światem samym w sobie i kiedy było mi źle, chowałem się w sobie, miałem w sobie schronienie. Teraz nie mam tego schronienia. Nie mam własnego, swojskiego świata. Jestem cały odkryty, nagi, wystawiony na razy". E. Stachura, Pogodzić się ze światem

Może głos miał rację. Stanąłem na krawędzi.

"Na krawędzi tu stoję,
Gdy poruszę się to po mnie". E. Stachura

Bałem się ruszyć więc w którąkolwiek ze stron. A jeśli w którąś to...zrób tak, żeby było, jakby nigdy się nie wydarzyło. Jakbyś nigdy się nie zdarzył, bo i tak przegrałeś na starcie, to proste, poderżnąć sobie gardło życiem, nie jakoś efektownie, a cicho, wiesz doskonale jak to zrobić, wiesz...

Wiesz przecież, że nie miał racji, prawda?- dopadł mnie inny głos, spokojny, wyłoniony z całego chaosu.

Skąd mogę wiedzieć?

Wiesz, ty wiesz. Wiesz też, co musisz zrobić, już dawno powinieneś, ale to wcale nie było łatwe, to wcale nie było bezpieczne dla ciebie...ale ty wiesz Kordianie. Nie czekaj, już nie masz na co czekać. Jesteś pod ścianą. Jesteś naprawdę na krawędzi, na jakiej dawno nie byłeś. I musisz wrócić, musisz wrócić do tych, których kochasz.

Kocham?

Tak, a oni kochają ciebie. Nie wątp.

Nie wszyscy...

Nie wszyscy. Nie można sprawić by ktoś nas pokochał, na siłę. I to też wiesz i umiesz już kochać mimo wszystko. Ciepło, które przepływa, pamiętasz?

"Trzy, cztery razy dziennie napadało mnie straszliwie, by skończyć. Ale walczyłem, walczyłem, chwytałem się powietrza, walczyłem o życie, oczywiście nie dla siebie, ale dla kogoś, komu ciągle przyznawałem sumienie i bałem się, że będzie temu komuś czasami być może trochę niedobrze, przez to właśnie że ja formalnie skończę moje od dawna od wielu miesięcy zakończone życie. " E. Stachura, Dzienniki.

Nikt nie może mi w tym pomóc, bo wszystko zależy ode mnie. To mój ból, który na nowo się zrodził, to moje wspomnienia, demony, chaos. To wszystko moje, nie oddam nikomu, jak szalony egoista. Nawet, jeśli mam się w tym utopić, nawet jeśli mam zaginąć w własnej głowie, nawet jeśli mimo to i tak krzyczę tak, by nie słyszał nikt...
Nawet jeśli udaję sam przed sobą. Bo od jakiegoś czasu udawałem, to mnie wykończyło, unikanie ciosów, udawana walka, zamiast tej prawdziwej. Tej, którą muszę stoczyć właśnie sam.

Nie miałem już siły, ale wiedziałem, że muszę znaleźć jej echo, żeby zrobić choć jedną rzecz, jedną, która zawsze pomaga, choć nie jest łatwa. Muszę zmierzyć się z tym, co przyniesie.
Zwlokłem się na dół. Jeszcze jedna maska, chwila bycia błaznem.
Poprosiłem, żeby nikt mi nie przeszkadzał przez dwa dni, bo tyle musi mi starczyć. Żeby nikt do mnie nie wchodził, nie interesował się. Nieraz zamykałem się u siebie, medytując godzinami, dniami, choć zawsze wolałem las i swoje święte miejsca, ale gdy ich nie można mieć...
Wszyscy w domu do tego przywykli, choć teraz trudniej było ich przekonać. Bo serce, bo jak coś się stanie, bo jak...
Ale ja tego potrzebuję. Właśnie tego.

Powiedziałem, komu trzeba, że będę milczeć. Nie chcę, ale muszę. To też boli, zostawiać ludzi, to boli być skupionym tylko na sobie, na swoim świecie...ale gdy ten jest chory, trzeba go wyleczyć. Żeby potem móc i cudzym światom pomagać. Żeby przekazywać miłość dotykiem masażu, żeby pokazywać spokój medytacji, żeby móc po prostu czasem się uśmiechać, bo czasem właśnie o uśmiech chodzi, nic więcej.

"Wszystko mnie boli. Gdziebyś mnie nie dotknął, to mnie boli. Gdziebyś nie strzelił, to trafisz mnie." E. Stachura, Siekierezada

Zapomniałem o tym, że czasem nie można walczyć z bólem. Nie można też go unikać. Trzeba go przyjąć w całości, otworzyć ramiona i znaleźć w nim brata, siostrę, matkę, ojca, kochankę. Nie można walczyć ze strachem,. Trzeba go wpuścić do serca, do umysłu, do duszy i pogodzić się z nim. Trzeba go pokochać i uczynić swoim sprzymierzeńcem. Wiedziałem to, ale zapomniałem. Zapomniałem jak powinno się to czuć. Te który innym mówi o odwadze, sam zagubił się przez chwilę w strachu. Hipokryta, słabeusz? Och, jakże się nim poczułem!

"Bałem się i bałem wszystkiego. ale przecież niemniej jednak szedłem w noc, w każdą noc, jak trzeba było". E. Stachura, Wszystko jest poezją.

Ale to już nieważne, kim byłem. Jak bardzo stałem się obłudny dla siebie podczas tej próby, którą dostałem od życia. Bo to wszystko, to przecież próba.

Czasem własna dusza to jednak za mało. Trzeba poprosić o pomoc dawne duchy, poprosić tych, którzy żyją w nas, choć zamknięci. Własna dusza to za mało, choć ty sam sobie musisz starczyć. Trzeba otworzyć drzwi, zejść na samo dno jaskiń we własnym ogrodzie, stracić światło z oczu, tak że myśli się, że się oślepnie. Trzeba otworzyć drzwi i wypuścić dzikie i nieuchwytne po raz drugi.
Trzeba umrzeć, żeby żyć. Z nimi, bo od teraz, bez nich nie można. To ma swoją cenę, wiedzieć, widzieć po otwarciu ale...trzeba.

Niecałe dwa dni walki, która zmęczyła jak najcięższa podróż. Bo podróże wgłąb siebie są najtrudniejsze, zwłaszcza te, w których nie szukamy dobrego i ciepłego. A te, które są jak pływanie na tratwie w czasie sztormu.
Otworzyłem więc kraty więzienia, z którym tkwiły duchy, kraty za którymi namacalny ja zamknął tych poprzednich. Otworzyłem drzwi wszystkim dawnym, martwym dzieciom, wojownikom, szamanom.

Rozwarłem ramiona zamykając oczy. Wpuściłem cały ból. Cały stałem się bólem, jedną wielką raną. Przesuwałem kulę jaskrawego czerwonego światła, kulę krwi i spazmów po całym swoim ciele. Koniuszki palców, włosy, stopy, pośladki, ramiona, głowa. Aż do samego serca, które karmiło się tym bólem, trzepocząc szalenie, trzepocząc tak, że momentami brakowało oddechu, na którym przedtem się skupiałem. Karmiło się więc serce moje swoim własnym bólem i wyzbywało się go jednocześnie.
Bolała mnie cała dusza i bolało mnie całe ciało. Wyłem w środku jak zwierzę, jęczałem na zewnątrz jak bity kot. Aż do łez. Gorących łez.
W łzach umarłem i na nowo się rodziłem.

Musi boleć. Musi boleć, bo w życiu nie uniknie się bólu. Można zwalczać ten codzienny, można stawiać mu czoła, ale ten największy trzeba po prostu przyjąć. Trzeba się nim stać. Znaleźć w nim truciznę i antidotum.

Dwa dni jak dwa lata bez snu, dwa dni rozmów we własnym ogrodzie mojej własnej duszy. Rozmów z krukiem, lisem i koniem. Dwa dni defilady duchów, walki przez poddanie się. Dwa dni szeptów, łkania, mdłości, łez. Dwa dni bez jedzenia, z wodą tylko, bo ona jest niezbędna, jeśli chce się to przeżyć. Dwa dni na dusznym poddaszu, pełne potu, kurczy mięśni. Dwa dni, gdy moje poddasze musiało starczyć zamiast tipi gdzie pali się ognisko pośrodku, polewa rozgrzane kamienie wodą, tipi w środku lasu. Zamiast tipi ze skóry konia i brzóz duszne poddasze.

Dwa dni w których zrozumiałem, dlaczego ciało przestało mnie słuchać. W których szybko przypomniałem sobie naprawdę, dogłębnie o znaczeniu strachu i bólu, choć przecież o tym mówiłem. Ale przestałem rozumieć, bo bałem się dopuścić do siebie największy ból. Największy, z jakim miałem do czynienia od lat. Bo przypomina i kumuluje wszystkie pozostałe. Jakby z każdym kolejnym było coraz trudniej a nie łatwiej ale...
Ból z życiem przychodzi większy. Ale walka jest coraz bardziej wprawna. Trudno unosić coraz większy miecz, ale ten skuteczniej siecze karki demonów.

Dwie niecałe noce, które sprawiły, że zapłakałem tak, jak płakać się powinno. A potem złapałem oddech. I choć moje ciało jest teraz słabe jak nigdy, jak nigdy w ciągu mojego życia, choć zaczyna się męczyć na schodach nawet, gdy wchodzę do siebie na poddasze, wiem, że zacznie mnie słuchać. Dogadaliśmy się. Dogadaliśmy się, każdym z serc. A nikt nie obiecywał, że ma być łatwo.

"Nie można zmartwychwstać, nie doznawszy najwyższych upokorzeń, czyli w górę nie trzeba być ciśniętym, rzuconym, kopniętym na samo dno, żeby móc ulecieć w górę. Żeby zmartwychwstać. To jest warunek sine qua non. Kto przetrwa wszystkie upokorzenia, aż do najwyższego, ten może dźwignąć się z grobu. " E. Stachura, Dzienniki

Otworzyłem oczy. Zachwiałem się wstając, moje nogi były odrętwiałe gdy przez dłuższy czas zajmowały jedną pozycję.
Otworzyłem okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza, by wiatr przegnał wszystkie wypuszczone złe duchy, przegnał smród potu i rozkładającego się ciała, po tym, jak umarłem. I jak na nowo się urodziłem, w bólu. Zawsze przecież rodzimy się w bólu. W bólu też odchodzimy. I trzeba na to otworzyć szeroko ramiona.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, zamknąłem znowu oczy i tak po prostu, wdychałem zimne powietrze tej nocy. Modliłem się chwilę wraz z duchami, które muszą we mnie żyć, muszą szeptać o przeszłości, muszą szeptać o przyszłości. Modliłem się z krukiem, lisem i koniem, już na spokojnie, wysyłając w przestrzeń dobre myśli, myśli dla każdego kogo kocham. Nie wiem, czy dotarły, bo to nie tylko od mojej woli zależy.
Modliłem się już w ciszy, w spokoju który do mnie wrócił. Który ze mną zostanie, pomimo tego, że tak bardzo się boję. Ale to nic złego się bać, to nic złego mówić, że tak bardzo boli i ciało i dusza. Teraz nie tylko to wiem. Teraz to rozumiem. Teraz to czuję.

Cisza, zimna noc i wędrówka nad obłokami. Serce śpiewa najczulej jak potrafi. Dla mnie samego. Dla tych, których kocham, bo przecież znów, miłość jest tu najważniejsza. Miłość którą można znaleźć też w bólu i strachu.

Byłem strasznie zmęczony. Całą walką przez poddawanie się, brakiem snu. Moje ciało było zmęczone, moja dusza była zmęczona. Moja głowa nie miała za to zbędnych myśli.
Zaśnij więc, powiedziałem sam do siebie. Zaśnij.
Po raz pierwszy od wielu lat przespałem więcej niż swoja 4-5 godzinna norma. Po raz pierwszy od dłuższego czasu tak po prostu zasnąłem. 7 godzin porządnego snu, ze spokojnymi snami, z twarzami, które muszę- nie, nie muszę, chcę- chcę kochać. Czy to były tylko sny, czy może znów...Nie ma to znaczenia.
Obudziłem się niesamowicie głodny, oczyszczone przed medytacją ciało chciało jeść. Było puste a chciało żyć.
Zszedłem więc na dół, wyspany i głodny, zjadłem późne jak na mnie śniadanie. Po raz pierwszy od paru dni bez tych cholernych mdłości.




I nie powiem, że będzie dobrze. Po prostu, banalnie, będzie dobrze. Będzie trudno nieraz w życiu. Będzie boleśnie i przerażająco. Będzie zawsze czule i miłośnie. I o to chyba chodzi, prawda? Bo przygoda, jaką jest życie nie może być za nudna.  

"Bo krew na razie jeszcze mi się nie zmęczyła nigdy" E. Stachura, Dzienniki

53 komentarze:

  1. Nawet nie umiem sobie wyobrazic co czujesz. Wazne, ze poradziles sobie z tym, przetrwales. Jako tako, ale wydaje mi sie, ze takie sytuacje w jakis sposob wzmacniaja nas. Odpoczywaj jak najdluzej. Po takiej walce zasluzyles na to jak malo to :)
    RottenApple zabrudzone.blogspot.com
    ps. telefon nie chce ze mna wspolpracowac...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, najważniejsze że już jest lepiej i teraz można się po prostu bać, naturalnie, jak każdy człowiek tego, co czeka w oddali, czeka już za tydzień:)
      I cóż, mam nadzieję się jakoś zregenerować:)
      Znam ten ból XD

      Usuń
    2. Chciałabym zmienić naturę człowieka, żeby się nie bać nieznanego, bo po co żyć w strachu, ale się nie da, nie ?

      Usuń
    3. Da się, ja nadal wierzę w niemożliwe:)

      Usuń
  2. Ej, wiesz co? Jesteś jak ja. Albo ja jestem jak Ty, Zawsze wszędzie uśmiechnięta, prawie nigdy nie smucę się w towarzystwie innych, pocieszam i staram się rozweselić, kogo tylko się da, mimo że czasem średnio mi to idzie i ogólne wszyscy mówią, że ja to taka radosna jestem. I nikt nigdy nie zapyta się mnie, co mnie boli, czego się boję, co mnie smuci. Więc o tym nie opowiadam. Ale ogólnie, to chyba jednak nie narzekam ;)
    No cóż... "Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń", nieprawdaż? Więc nie może być tylko i wyłącznie dobrze. Ale przecież jakby nie było gorszych chwil, to nikt by nie umiał docenić tych najlepszych - banał, ale jaki prawdziwy
    I dobrze, że zawsze kończysz jakimś pozytywniejszym akcentem, bo w innym przypadku moja psychika nie wytrzymałaby zbyt długo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, bo weszłaś już w rolę hm...pocieszyciela, zamiast być pocieszaną. Znaczy, to nie jest tak, że mnie nikt nie pyta, zwłaszcza teraz, to były głupie myśli. Ale są takie momenty, może nie teraz, jak choruję, gdy ja się po prostu ukrywam. Bo wolę sobie sam radzić i to nie jest też absolutnie niczyja wina. Tylko jak przychodzi największy mróz w sercu....to zaczyna być ciężko i paranoicznie.
      I pewnie, że nie jest:) Musi być też nieraz ciężko, żebyśmy docenili to, co mamy, co osiągnęliśmy jasna sprawa, banał, ale taki, o którym często zapominamy:)
      Ej no....nie chcę nikomu psychiki niszczyć -.-

      Usuń
    2. Właściwie to raczej nigdy nie byłam pocieszaną tak na poważnie, ale to inna sprawa ;P Wiem, znam to "ukrywanie się". Teoretycznie ktoś inny mógłby mi pomóc, znaleźć jakieś inne, świeże rozwiązanie pewnych problemów, ale no cóż.
      Wiem, że nie chcesz i jeszcze Cię o to nie obwiniam, talko tak mówię... Ostrzegam? ;P
      Poza tym, to oglądałam dziś polski film "Bilet na Księżyc" i jedynie, co z niego wyniosłam to ten cytat: "Co masz myśleć? Jak się myśli, to od razu robi się jakoś smutno. A jak nie myślisz, to może być nawet wesoło". To tak w ramach rozluźnienia :)

      Usuń
    3. Hm....może jeszcze nie doszłaś do tego skrajnego momentu w swojej sile by musieć być w ogóle?:)
      Ale jednak po prostu człowiek się ukrywa i już, ma to jakoś w naturze nawet zapisane:)
      Nie ostrzegaj, nie ostrzegaj XD
      I dzięki za cytat:)

      Usuń
  3. Mam podobnie: rzadko mówię bliskim co tak naprawdę mi jest, co mnie gryzie. Wolę, żeby myśleli, że jestem wieczną optymistką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czasem warto powiedzieć chociaż...wszystko ma swoje dobre i złe strony:)

      Usuń
  4. nie wiem co mam napisać, nie umiem Ci doradzić... taka bezradna jestem w tym momencie. Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego postu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale i u mnie już jest lepiej, więc uszy do góry no:) Nie smutaj mi tu przez mnie XD

      Usuń
    2. noo mam nadzieję,że lepiej... bo kurczę co ja poradzę :(

      Usuń
    3. No po prostu nie ma powodu żeby się smutać i tyle XD

      Usuń
  5. Tak czułam, że u Ciebie wszystko zmierza w tym kierunku, poddania się i oczyszczenia. Bo wielkie słowa i deklaracje odwagi, też bardzo ważne i potrzebne, są jednak tylko plastrami dla duszy. Nie leczą tego najgłębszego bólu i paraliżującej bezsilności. Ale Ty potrafiłeś się w nich zanurzyć, dotrzeć do samego dna, jesteś niezwykły. Masz rację, trzeba trochę umrzeć, żeby bardziej żyć. Więc teraz żyj.
    I wiesz, to bardzo smutne, że myślisz, iż ona Cię nie pokocha. I że jesteś zupełnie sam. Dałeś się powalić największym kłamstwom. Mam jednak nadzieję, że i te kłamstwa udało Ci się pokonać w ciągu tych dni. I że jednak spróbujesz. Bo jeśli tak to zostawisz, nie dowiesz się. I będzie to nieuczciwe też wobec niej... w jakiś sposób. Zostawisz jeszcze jedną niedokonaną rzecz we wszechświecie. Jakby ich było mało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu, pewne wody muszą przerwać tamy, jak to mawiają:) Docelowe lekarstwa na obawy po prostu nie działają, jeśli choroba nie wyleczy się sama. Trzeba silniejszego leku:) I ten już...zadziałał. Można się bać spokojnie, po ludzku że tak to ujmę:)
      I widzisz, to były właśnie myśli w kryzysie, które minęły. Ja mam niestety straszny problem momentami z samooceną, co wiąże się ponoć z moim dzieciństwem i tak dalej, ale w każdym razie...na co dzień jest ok. Tylko jak przychodzą tego typu kryzysy to to wszystko wraca. Ale gdy zażegna się kryzys, zażegna się i te głupie myśli:) Więc już z tym też jest w porządku:)

      Usuń
  6. Daj sobie pomóc.. korzystanie z czyjegoś wsparcia nie oznacza, że jest się słabym, bo aby kogoś o coś prosić - też trzeba mieć siłę i odwagę. Ja wierzę, że Tobie ich nie brakuje.
    I niech znów pojawi się równowaga i wróci prawdziwy optymizm..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w pewnych sprawach nikt nie może mi pomóc, w sensie...moje demony niektóre, zwłaszcza te z przeszłości, muszę zawsze zaleczyć sam. Nikt za mnie tego nie zrobi. Ale to nie znaczy, że odcinam się od ludzi, właśnie staram się tego nie robić, bo wiem, jak podłe konsekwencje to może ze sobą przynieść.
      I cóż, dziękuję za tą wiarę:)
      On wróci, gdy już będzie po wszystkim po prostu:) Teraz naturalnym jest bać się i być trochę w histerii, prawda?:)

      Usuń
    2. Prawda, zatem abyś ten czas przeżył jak najmniej boleśnie.

      Usuń
  7. To takie ludzkie czasem po prostu nie mieć sił...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce- więc ich przez chwilę nie miałem. Nadal nie mam wiele ale...i tak nie jest źle:)

      Usuń
    2. Dlatego właśnie tak jak napisałam, nie jest niczym dziwnym, że opadasz z sił. Kiedyś w końcu Twoja ludzkość musi Cię dopaść ;) Przez Twoje podróże te realne i te umysłowe, przez Twoją chorobę i te siły wszystkie które jej nie pozwalają Cię tak naprawdę do końca dopaść. Nie będę wymieniać, bo to wszystko już tu zostało napisane. Pomyśl :) Zrobiłeś tyle rzeczy, teraz musisz po prostu, zwyczajnie... odpocząć :)
      I jak to było w "Jak poznałem waszą matkę" powiedzieć: "jestem na to za stary" xD - Nie no tu oczywiście żartuję, tak mi się przypomniało :P

      Usuń
    3. Otóż to, nikt z nas nie jest herosem:) I dlatego ja się temu wszystkiemu, co mnie dopada poddaje, to nalepsze wyjście w sumie. Tak można właśnie odpocząć:)
      I jestem, momentami jestem na to za stary XD Trafiłaś XD

      Usuń
  8. Nigdy nie jesteś sam. Są ludzie którzy cię kochają i zawsze ci pomogą. Strach i ból jest obecny w życiu każdego człowieka. Nie wiem co czujesz, ale każde cierpienie jest straszne, każde cierpienie wyniszcza. Bądź twardy, nie poddawaj się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem że nie jestem, mam świadomość, że tamte myśli były po prostu cóż...głupie, były momentem kryzysu, całkowitego braku logiki. Bo w ataku paniki nie ma go nigdy. On po prostu jest.
      I nie poddaję:) Chociaż, twardy nigdy nie byłem:)

      Usuń
  9. Ach, tak... trzeba się poddać, ukorzyć, zapłakać nad sobą i pokochać własne lęki, smutek i cierpienie. Taka jest w tym metoda. Bo to są części nas.
    Ja to czasem czuję, czasem nie. Bo ta wiedza się gubi, bo człowiek zawsze będzie rwał się, instynktownie, do ucieczki przed krzywdą. Ale najważniejsze, by przypomnieć sobie, że droga przez mękę wiedzie do spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem i tą część właśnie, choć niełatwą, trzeba i w sobie zaakceptować i pokochać.
      I niestety, nieraz nie jest łatwo o tym pamiętać...ale łatwo być w życiu wręcz nie może:)

      Usuń
  10. Czasem sobie tak myślę, Króliczku, że my za dużo w sobie kumulujemy. Ty w sobie za dużo kumulujesz. Ale dobrze jest własnie dać upust temu wszystkiemu, pozwolić sobie na oczyszczenie, na łzy, a nawet na krzyk bezsilności. Dobrze jest być na chwilę samym (ale nie samotnym, zresztą póki co to Ci na pewno nie grozi!), dobrze jest się odciąć, zapomnieć, stanąć twarzą w twarz z własnymi demonami... więc wiesz... ja rozumiem. I rozumiałam i jakby telepatycznie wiedziałam o co Ci chodzi, kiedy napisałeś mi, że będziesz milczał. I nawet kiedy wyslałam do Ciebie tę "awaryjną" wiadomość o kontakt do Marysi, to wiedziałam, że już jest za późno. Ale nie byłam o to zła. Wiedziałam, że idziesz na swoją przystań, pomedytować i spróbować się oczyścić, bo teraz jest to tak bardzo potrzebne.
    Więc tak jak napisałam, mentalnie Cię przytulam :* I jeśli chcesz, to płacz, bo czasem trzeba...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naturalne chyba, że teraz kumuluję, no nie?:) Ale właśnie są na to na szczęście metody, czasem po błędnych założeniach i próbach otworzyć pewne drzwi i wręcz wpuścić demony- bo z nimi nie wygrasz, możesz je tylko w sobie wręcz pokochać. To nie jest łatwe i boli, ale trzeba. Nieraz po prostu trzeba:)
      I trzeba być samemu właśnie, bo pewne rzeczy tylko samemu można zrobić. Bo nikt nie nosi naszej skóry, prawda?:)
      I przepraszam, że z tym tak wyszło ale...cóż, nie myślałem też, choć raz, o innych, że mogą czegoś ode mnie potrzebować. Najgorszy moment, cóż.
      Wiem że czasem trzeba, dlatego ja tego nie blokuję:) I dzięki Promyczku :*

      Usuń
    2. Teraz to naturalne, ale najważniejsze, że masz na to sposoby. I to wydaje mi się, że chyba całkiem skuteczne, co?
      Nikt. I najważniejsze, żeby nie zapomnieć oddychać, jak sam mi ostatnio napisałeś :)
      Daj spokój, wiemy o co chodzi. Zresztą - pisaliśmy na ten temat elaboraty XD
      Nie ma sprawy :) - wiesz, że jestem, caly czas.

      Usuń
  11. A ja się wcale nie dziwię, że Cię takie stany teraz nachodzą. To normalne przecież, że już Cię to wszystko momentami po prostu przerasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerasta, ale i tak, trzeba jakoś to znieść, wytrwać. Kolejny logiczny wybór:)

      Usuń
    2. trzymam kciuki i modlę się za Ciebie, miej tego świadomość :)

      Usuń
  12. Chciałam przede wszystkim powiedzieć, że jesteś silny, co pokazałeś już wielokrotnie, ale kiedyś musiało nadejść przeciążenie, ale teraz może być już tylko lepiej (a przynajmniej taką mam nadzieję). Norrie pisała o życiu, które nie jest fabryką spełniających się marzeń, więc chyba trzeba w siebie wierzyć, w to, że da się radę... Poza tym, masz tyle ludzi wokół siebie i tam, w Poznaniu, i tutaj, w blogosferze, a my jesteśmy z Tobą i wszystko musi być dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I będzie dobrze, staram się w to wierzyć nadal:) I cóż, dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń
  13. Tak czytam i czytam... I cały ten post uświadomił mi, jak tak naprawdę się zmieniłam. Sam początek, te słowa o panice, bólu, odrzuceniu i innych negatywnych emocjach... Kiedyś by dotknęły, ruszyły, przywołały myśl, że nie tylko ja czuje się bezsilna, że jestem taka sama. Tyle, ze to kiedyś. Obecnie jest ostry sprzeciw, bunt przeciwko takiemu myśleniu, bo jest głupie. Przynajmniej ta rozpacz czegoś mnie nauczyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc cieszę się, że takie słowa, moje szarpanie, nie powoduje cudzego szarpania, bo nigdy nie miałem tego na celu, w żaden sposób. I cóż, bunt nieraz jest najważniejszym właśnie w życiu:)

      Usuń
  14. Znów powiem, że Cię rozumiem. Wiem, że to już się robi nudne, ale tak jest. Też miałam taki stan, ale w przeciwieństwie do Ciebie potrzebowałam przebudzenia. Nadeszło z dziwnej, najmniej oczekiwanej strony. Kilkanaście zdań spowodowało, że po tygodniach odrętwienia zaczęłam okropnie płakać. Ze smutku, ogromnej złości, bólu, niedowierzania. To nie były pozytywne emocje, zdecydowanie, zdałam sobie jednak sprawę, że jestem w stanie CZUĆ, więc teraz może być tylko lepiej.
    Dla Ciebie dodatkowy plus za to, że wyrwałeś się z marazmu samodzielnie. Chcę na koniec poprosić, żebyś nigdy nie wątpił w swoją siłę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo my się w ostatnim czasie po prostu, rozumiemy, o:) I to wcale nie nudne. Czasem bym wolał, żebyśmy się nawet tak, w ten sposób nie musieli rozumieć ale...dobrze, że ktoś kto rozumie jest. Wiesz na pewno, o co mi chodzi
      Bo właśnie o to chodzi, że nieraz po prostu jest impuls, błysk i on musi przyjść, oczyścić tak po prostu.
      I cóż...nie jestem w stanie obiecać, że spełnie prośbę.

      Usuń
  15. Najtrudniej właśnie innym ludziom zauważyć, pojąć, że ci, którzy na zewnątrz są optymistami i zawsze dają sobie radę, czasem potrzebują pomocy. Wielu ludzi z wygody przyzwyczaiło się, że u niektórych zawsze wszystko jest ok. Z kolei indywidualistom tak cholernie ciężko rozmawiać o tym z innymi, mają przeświadczenie, że nikt i tak ich nie zrozumie i nie jest w stanie pomóc. Rozumiem, bo sama tak trochę mam. No i czasem jest już tak, że żeby było lepiej najpierw musi być źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo po prostu do pewnych rzeczy się przwyka, do ludzkich zachowań i nic w tym dziwnego, już w antyku mówiono, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. A więc to też maska działająca w dwie strony, nic zaskakującego.
      Otóż to:)

      Usuń
  16. Kordianie, nie wiem co mam powiedzieć, wiesz? zupełnie jakby odjęło mi słowa. z oczu lecą mi łzy bo płakałam, z każdym Twoim następnym akapitem płakałam coraz bardziej. zawsze uśmiechnięty Kordian, który wspiera wszystkich jak tylko może, nawet mnie, kiedy upadam - ale pewnie nie byłoby widać różnicy, kiedy bym upadła całkowicie na dno, prawda? pewnie, że nie byłoby widać. ale wiesz Kordianie teraz będzie lepiej i musisz w to uwierzyć. nie umiem pocieszać ludzi, teraz kiedy sama jestem w rozsypce. nie wiem co mam Ci napisać. po prostu martwie się o Ciebie, od poprzedniego postu. chciałabym móc usiąść i Cię przytulić mocno tak .... przepraszam za tak banalne nic nie znaczące słowa. ale nie umiem nic z siebie wydobyć. przepraszam Cię ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem nic nie trzeba mówić i cóż...przepraszam, za wprawienie w ten stan, bo to nie było w żaden sposób moim celem, Ja muszę nieraz tu wyrzucić po prostu myśli. A tych było za dużo.
      I byłoby. Zawsze widać, ale czasem trzeba być odpowiedni blisko. A ja jednak nie jestem, prawda?
      I już nie trzeba pocieszać, naprawdę, jest dobrze:)

      Usuń
  17. Gdy dźwigasz nie tylko swoje problemy zaczynają one ciążyć. Potem problemy narastają, a ich ciężar z nimi. Wołania osoby radosnej niewiele osób usłyszy. Osoby takie jak ty świetnie grają zakładając maski.
    Ból zawsze wraca, jedynie minimalnie cichnie, ale wraca. Choć chcemy o nim zapomnieć. Ból będzie nam towarzyszył całe życie. Jednak ból jest częścią naszego życia. Dzięki bólowi wiemy, że żyjemy. Gorsza jest obojętność.
    Przez internet niewiele mogę pomóc, sama borykam się z własną osobowością. Kordian jesteś silny i mimo tych dni bólu potrafisz to przetrwać. Wiesz co to znaczy upaść, a największym sukcesem jest podniesie się. Wierzę w ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie wtedy gdy własne problemy zaczynają tak ciążyć, że nie można sobie radzić z cudzymi. To też okropnie uwiera, że boli cię tak, że nie możesz pomóc tym, których kochasz.
      I ból trzeba przyjąć gdy przychodzi. Teraz już to wiem w pełni:)
      Rozumiem jak najbardziej, zauważyłem, że zniknęłaś. I mam nadzieję, że i ty sobie poradzisz.

      Usuń
  18. chyba każdy ma ten głosik w głowie, pojawia się pytanie - po prostu nie słuchać? a może zagłuszać? odłączyć go?
    "będzie czule i miłośnie" - bardzo mi się to podoba. i oby rzeczywiście tak było.
    trzymaj się! i nie bierz na swoje chude barki zbyt wielu problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to było takie proste, ot tak wyłączyć myśli. Niestety nie jest i cóż, trzeba znaleźć na nie inne metody, jako i ja jednak znalazłem:)
      I trzymam, trzymam:) I staram się też tego nie robić:) Skupiam się na przetrwaniu, po prostu:)

      Usuń
  19. Znam te głosy w głowie i te wewnętrzne walki. W Twoim przypadku tym gorzej, że i ciało osłabione nie ma woli wali. Ale trzeba znaleźć w sobie siłę. Choć iskierkę, która rozpali wielki ogień. Wysyłam Ci moje ciepłe myśli, by dodać Ci trochę siły.

    OdpowiedzUsuń
  20. A jak tak z innej beczki
    -miłość jest wszędzie. Pomimo bólu :)

    OdpowiedzUsuń