czwartek, 11 września 2014

I'm punch drunk and I need to find a way back home

Od kilku dni, jakiegoś tygodnia bolała mnie głowa. Niby nic zwyczajnego, ale przecież mnie głowa nie boli nigdy. Oprócz okazyjnych zatruć pokarmowych i dziurawego, trzepoczącego serca jestem okazem zdrowia. Bóle głowy więc irytowały, ale oprócz tego nie stanowiły większego problemu. A jednak, może powinienem zwrócić na nie uwagę. Zdecydowanie, powinienem.

W nocy z wtorku na środę złapał mnie kaszel i zawroty głowy. „Oho, czyżbym pierwszy raz złapał to słynne późno letnie przeziębienie?”-pomyślałem. Doprawdy, nie było na to lepszego momentu. Och, jakże bym chciał, żeby to było przeziębienie.
Nie spałem już od paru nocy dobrze, a tej wyjątkowo, męczony kolejnymi spazmami kaszlu.

Obudziłem się zdezorientowany, otumaniony.
Susza w ustach, posmak goryczki. Drapanie w gardle, nieznośne wręcz. Ból w głowie pulsujący równomiernie, od potylicy aż do czoła. Tępy hałas dochodzący z jej wnętrza.
Czułem się jak na ostrym kacu, po całonocnym rzyganiu. Czyżbym zabalował i nic nie pamiętał? Przecież nigdy mi się nie zdarzało. Raz w życiu urwał mi się film, ale przecież pamiętałem, jak do tego doszło...chwilowe zaćmienie?
Z trudem otworzyłem oczy.
Nie widziałem nic przez chwilę, jaskrawe światło i jasne ściany raziły moje źrenice.

Chwila, gdzie ja jestem? - pomyślałem, gdy w końcu zobaczyłem, gdzie leżę. Leżę jak w trumnie, wyprostowany, z rękami wzdłuż ciała. Nie ma spokojnego porannego światła dobiegającego zza okien mojego poddasza. Wyjątkowo małe łóżko, niewygodne, za miękkie i kujące jednocześnie. Nie ma psa, nie ma kotów. Nie słyszę krzątania się Sisi na dole w kuchni.

Do kurwy nędzy, gdzie ja jestem? Próbowałem zapytać w przestrzeń, ale skołowaciały język i spierzchnięte wargi nie pozwoliły na wydobycie ani jednego słowa.

Ból głowy był niczym. Najgorsze było to cholerne drapanie w gardle. Nagle przyszło szarpnięcie ręki, od zgięcia w łokciu szarpiący ból, aż do piekącego, jak szarpanego przez psie kły nadgarstka.
„Lewa ręka, lewa ręka, lewa ręka!”pomyślałem od razu w panice, odruchowo. Lewy nadgarstek, moja najważniejsza, najbardziej sprawna część ciała. Lewy nadgarstek leworęcznego skrzypka.
Spojrzałem w tamtą stronę. Nadgarstek wraz z dłonią był obandażowany, wsadzony w prowizoryczną łupkę, w zgięcie łokcia wbity był wenflon, który dalej, po nitce do kłębka, prowadził do kapiącej wolno kroplówki.

-Wreszcie się obudziłeś Króliczku- dobiegł mnie z pozoru spokojny, a jednak całkiem przerażony głos mojej babci. Poczułem jej dłoń na swoim policzku, a moje rozbiegane, nie mogące wyłapać ostrości oczy w końcu spotkały się z jej, zaczerwienionymi.

Co się do cholery dzieje?

Pomyślałem w pierwszym odruchu że to mi się śni, kolejny realistyczny sen który przepowiada mi przyszłość, krok po kroku pokazuje to, co mnie czeka. Pomyślałem, że po prostu właśnie mam ten cholerny sen szkatułkowy, w którym budzisz się i jesteś jak na jawie. Oszukańczy mózgu, skończ!

Ale to nie był sen.

Nie byłem w stanie nic powiedzieć, moje gardło było odrapane całkowicie.
„Respirator, intubacja, rura w gardle” przyszło mi do głowy. Zawsze to samo uczucie po jakiejś operacji, znasz to przecież doskonale Kordian. To uczucie po gwałceniu błon śluzowych rurą, która ratuje życie, bo za ciebie oddycha.

Nie byłem w stanie nic powiedzieć, ale Sisi przecież mnie zna, wyczytała to bezgłośne pytanie w moich oczach. Całkowitą panikę, jak małego, przestraszonego królika, którym jestem przecież momentami. „Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Babci, co się stało, co się dzieje?!”

-Rano zemdlałeś Króliczku. Miałeś zator.

„Co? Zator? Jakim cudem, jaki zator, co ty gadasz babciu? To niemożliwe, niemożliwe, przecież biorę leki przeciwzakrzepowe, przecież to....”- myślałem w panice. „No jak? No kurwa, JAK?!”

-To się zdarza skarbie, nawet jak brałeś leki...-mówiła do mnie spokojnie Sisi.- Lekarz powiedział, że najgorsze już minęło i trzeba spokojnie poczekać do operacji, jeśli w ogóle wiesz...

Byłem totalnie zmęczony. Chciałem spać, po prostu zasnąć i się nie obudzić, albo obudzić się w innym momencie swojego życia, w innym ciele, nie takim bezwładnym.

-A teraz śpij Króliczku, odpocznij.

Zasnąłem. Obudziłem się w innej sali, chyba wieczorem już, nie kontaktowałem za bardzo otumaniony przez leki które mi aplikowali. Obok siedziała babcia z dziadkiem, Ida oparta o framugę drzwi czytała jakąś gazetę. Młodych nie widziałem, ale może nie dostrzegłem, bo zaraz potem znowu zasnąłem.
Obudziłem się na dobre dopiero dzisiaj rano, cały dzień zapadając w krótkie, niespokojne drzemki, w których widziałem martwe konie, wyrywane zęby, krew, krew, wszędzie krew. Ból i czerwień. Drzemki chociaż przerywały wizyty i parę smsów wymienianych przez cały dzień ( i wiesz, że o tobie mówię, tak, tu się przyznam, też byłaś mi potrzebna).
Teraz już...teraz jestem przytomny. I wiem, że noc będzie bezsenna, chyba że dostanę te dziwne tabletki na sen. Panu z łóżka obok nie przeszkadza moje pisanie, sam jeszcze ogląda telewizję. Zawałowiec, który jest chyba też sową z natury.

Ponoć czasem tak się zdarza. Gdy ktoś ma migotanie przedsionków, a tym bardziej trzepotanie, krew nie opuszcza prawidłowo serca i zator może się zdarzyć. Zasadniczo, to główna bezpośrednia przyczyna śmierci powodowana przez to schorzenie. Można brać leki przeciwzakrzepowe, ale to niekoniecznie daje odpowiednie skutki. Nie zawsze, niektórzy mają pecha. Ja mam cholernego pecha. Mi zatkała się tętnica, prowadząca od prawej komory, którą kiedyś uszkodził mi ojciec, łamiąc kilka żeber i mostek, prowadząca oo komory do płuc. Nie wiadomo, jak długo robił się ten skrzep, te bóle głowy mogły być znakiem ostrzegawczym, że coś nie tak mi się robi znowu z ciśnieniem, że serce nie pracuje prawidłowo, jak przez ostatni czas.

Tak więc wczoraj rano, chcąc wyjść do pracy po prostu najzwyczajniej w świecie zemdlałem, mój niedotleniony mózg nie wytrzymał, nastała ciemność. Nawet urwał mi się fragment z nocy. Po prostu nie pamiętam, co się działo. Już wiem, jak podle muszą czuć się alkoholicy z czarnymi dziurami pamięci.

Zemdlałem, rozbijając sobie lewą skroń ( kolejne szwy, kolejna ciekawa blizna, nie ma co) i nadwyrężając nadgarstek upadając. Niby nic poważnego, dla mnie tragedia. Przez parę tygodni sobie nie pogram, co to to nie. Zresztą....chyba nie tylko to mi zostało odebrane.

Dopóki nie wiedziałem, że jestem chory, nic mi się nie działo. Jakby ciało doskonale sobie samo radziło, jakby tylko odczuwało niewielkie szarpnięcia, momenty mroku w głowie, ale to nic, nic. Od kiedy wiem że czeka mnie operacja...wszystko się chrzani. Jakby serce dostało leki i już samo nie musiało walczyć, zaczęło więc się lenić i świrować. Albo to wszystko przez moją głowę, świadomość tego, co mnie czeka. A może mi się tylko wydaje, po prostu, może to i tak miało się stać? Nie mam pojęcia. Ale to zwyczajna złośliwość losu.
Bo teraz nawet nie pojadę zdawać egzaminów do szkoły. Na pewno nie pojadę do Zająca w Bieszczady. Nie spotkam się pewnie z paroma ludźmi. Bogowie, to mi dopiero łamie serce.

Bo czy nie można mi było dać czasu do tej cholernej operacji, do 7 października, żebym załatwił wszystkie swoje sprawy, żebym dopiął wszystko na ostatni guzik? Nie można? Zwłaszcza, że teraz z operacją trochę mój lekarz się zastanawia, czy nie przesunąć tego, czy po odtykaniu tej cholernej tętnicy nie będzie to za duże obciążenie? No cholerny dom wariatów się zrobił z mojego życia właśnie.

Zresztą, mam wrażenie, jakby sprowokowały to też moje żarty. Jakbym sam wiedział, przeczuwał, ale nie dopuszczał do siebie i gadał tylko głupoty, jak w rozmowie z Kaśką
-To co Królik, skończyłeś tą swoją symfonię, to dzieło życia?
-No, Katarzyno, skończyłem, jak Mozart, teraz mogę umierać.
Kurwa, jaki ja zabawny, doprawdy. Następnego dnia zawitałem w szpitalu prawie martwy. (dobra, wszyscy wiemy, pewnie za parę dni i tak się będę z tego na serio śmiał).

To dopiero początek, a ja już jestem zmęczony. Jestem po prostu, po ludzku zły. Zawiedziony, rozczarowany. Jeszcze nie wiem, jaki bałagan mnie dopadł, nie wiem, jak to ułożyć. Nie wiem po prostu nic. Totalnie, wielkie nic.

Ponoć mam sobie wziąć L4 do tego cholernego października i mam siedzieć w domu na dupsku. Areszt domowy, bo przecież przetykanie tętnicy prowadzącej do płuc to nie tak błaha sprawa.
Dostanę do łba. Byłem gotowy na to, że od października czeka mnie katorga rekonwalescenta ale...to? To jest za wcześnie! Bo przecież jak człowiek sobie ułoży scenariusz, jest pogodzony z czymś, to się tego trzyma. A jak mu los tak kopnie w kuper....to...niesprawiedliwe?

Och, nie znoszę mówienia, że to niesprawiedliwe. W chorobach, w śmierci, w życiu po prostu nie ma czegoś takiego jak niesprawiedliwe. Po prostu, pewne rzeczy się zdarzają i trzeba je przyjąć. Więc nie ma się co mazać ale...bogowie, to nie takie łatwe. Dzisiaj to nie takie łatwe. Tak, jestem marudny, bo nadal wszystko mnie boli i czuję się jak zwierzę w klatce. A to drugie, wbrew pozorom, jest właśnie najgorsze.

A tak serio, to blog to miejsce na moje żale, jak uprzedzałem. Wśród niektórych ludzi muszę się uśmiechać i być dla nich silnym, a nie się mazać. Więc tu sobie ponarzekam, sorry, nie musicie tego czytać. Tu sobie ponarzekam dzisiaj, bo wiem, że noc czeka mnie ciężka i wszystko mnie jeszcze boli. Bo jestem zły jak dziecko. Wkurwiony wręcz.

Póki co siedzę więc sobie w szpitalu, siedzę w łóżku na kardiologii, na sali mam miłego starszego pana po zawale, który co prawda strasznie chrapie, ale też gra w szachy. Bo dziadek przyniósł mi i szachy, nie wiem po co, ale chyba wyczuł. Ida z Em zatargały po południu laptopa, a na szczęście większość poznańskich szpitali ma Wi-Fi. Wiecie, w WCO, z tego co pamiętam, nawet wypożyczali laptopy- luksus, co nie? To nie szpitale w Mozambiku, gdzie pewnie bym był już martwy. Mogę się cieszyć, że żyję, gdzie żyję. Mam przy sobie discmana ( tak, ludzie nadal używają takich rzeczy) i słucham co mniej depresyjnych płyt, siostra nie chciała mi przynieść całej dyskografii NIN ( „wiem, że to działa na ciebie dołująco”, powiedziała rzucając mi płyty Incubusa I FF na wyro). Siedzę więc sobie tutaj, na łóżku przy oknie, okno zalewa mi deszcz, nie słyszę, bo muzyka dudni w głowie, choć nikomu to nie przeszkadza. Siedzę więc sobie tutaj, obolały, z dziurą w ręce po wyrwanym wenflonie ( zawsze rzucam się przez sen, kroplówki nie są dla mnie, z jednej drzemki wyrwała mnie krew zbierająca się na prześcieradle, pielęgniarki nie mają ze mną lekko). Siedzę w szpitalu, rano zmierzą mi temperaturę, moje żyły przenoszą niezliczoną ilość leków, na sen dostanę być może kolorowe pigułki, które topią mnie w ciemnym, ciepłym oceanie, ale nie przynoszą wypoczynku. Rodzina i znajomi przemycają mi ogromne ilości jedzenia- bo na szpitalnym wikcie nikt jeszcze nie przeżył, więc mam już zapas słodyczy i owoców po jednym popołudniu, ale jakoś nie chce mi się jeść. Tak. Mi się nie chce.

Krążą legendy, że w poniedziałek mają mnie wypisać do domu, najpóźniej we wtorek ( areszt domowy?), a Ida już się jara, że będzie mogła sobie poprowadzić mojego garbusa, bo mi przecież prowadzić nawet własnego auta nie dadzą. A co jak znowu zemdleję? (no, wtedy to umrę już na bank)
A tak naprawdę, to sam nie mam na to chwilowo siły.

Może nie mam na co narzekać, mogło być gorzej. Mogłem niby umrzeć, jak jakieś 15 % zatorowców. Umrzeć sobie spokojnie, leżąc na schodach z rozbitą głową. Miałem nawet głupią myśl, że może to byłby lepszy scenariusz. Ale po chwili oprzytomniałem, bo to myśl ze snu, z jednej z drzemek.

Weź się Królik w garść, nie jest tak źle. Masz żyć. Nawet, jeśli pytasz siebie, „co to za życie, do kurwy nędzy”.

Ale to minie. Wszystko minie.


Jestem teraz daleko od swojego domu, tego który noszę w sobie. Domu spokoju który zbudowałem. Zgubiłem się gdy na chwilę upadłem, gubiąc myśli i oddech, dosłownie. Ale przetrwam. Wrócę do domu i przetrwam.



"Mam kłopoty z widzeniem
Jestem otumaniony
I muszę odnaleźć drogę do domu
To byłby cud, gdybyś wyświadczyła mi tą przysługę

Przetrwam
Uwięziony na tej wyspie
Czy mogłabyś naprawić mój przewrotny los dzisiaj?

Przetrwam
Dzisiaj błądzę i wędruję
Szukając drogi do domu
Dzisiaj...

(Oszczędź mi przejażdżki dzisiaj)"

P.S, Jakbym pisał głupoty, nie zwracać uwagi. To leki, nawet ketonal działał na mnie zawsze jak haszysz. To notka, którą pisałem najdłużej w życiu, serio. Chociaż wcale nie jest taka długa. Jestem na haju, ból i leki poszerzają chyba jednak percepcję. Chociaż to jest zabawne.   

58 komentarzy:

  1. Trzymaj się, po prostu się trzymaj....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne, że przetrwasz Łosiu! I najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło, że "wróciłeś do świata żywych". A do swojego świata wrócisz już za chwilę i nie ma bata, przyjeżdżam na ten soczek. (Przy okazji załatwię sobie jeden wpis i zaniosę indeks do dziekanatu, ale najpierw muszę zadzwonić do katedry kiedy kobitka będzie na miejscu :P)
    Póki co, choć wiem, że jesteś rozsądny (dopóki nie bawisz się w Khaleesi xD), to i tak powiem: uważaj na siebie. Po prostu.
    I mogłabym pisać całą resztę, ale wszystko już wiesz, napisałam Ci w sms.
    Chyba jednak zacznę wierzyć w te moje przeczucia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "survival is my only friend" cytując pana M.:) Może za chwilę, może trochę później. Tak naprawdę, to wrócę w pełni, gdy na nowo będę mógł biegać koło mojej Rusałki i z Fredem planować bez obaw swój wyjazd do USA. Wtedy wrócę w pełni, a to są dobre rzeczy, więc do tego świata wracać warto po prostu:)
      I spoko, daj znać kiedy, żeby mnie wtedy nie brali na badania czy coś. Zabarykaduję się w pokoju XD
      I jestem. Kusi nierozsądek, ale przegrywa. Jest jednak na straconej pozycji.
      Wszyscy po kolei. Ja chyba za mocne fluidy wysyłam w przestrzeń tej XD

      Usuń
    2. Pan M. ogólnie mądre rzeczy prawi, ale w tym wypadku bym się z nim nie zgodziła ;) To wróci, Kordian, jestem tego pewna. I wokół Twojej Rusałki będziesz biegał i do USA wyjedziesz i do Indii Twoich, wszędzie, gdzie zapragniesz. I może nawet kiedyś się przykleję do takiej wyprawy, bo to fajna przygoda mogłaby być :D No i nie będziemy umawiać się na soczek, tylko na te piwo, które sobie obiecaliśmy kiedyś tam, w końcu będziesz mógł je wypić sobie bez wyrzutów sumienia. I na Toola pojedziemy i będziemy się bawić i skakać do zadyszki i drzeć papę w niebogłosy :) Zatem... musisz wrócić w pełni, nie ma innego wyjścia :)
      Chyba będę musiała w przyszłym tygodniu, bo po pierwsze: Stasia mnie zabije za trzymanie tak długo sprzętu do mierzenia wysokości drzew xD a po drugie kurde... już ponoć panie z dziekanatu się sadzą o oddawanie indeksów :O No a ja zawsze w październiku bez spiny oddawałam :D Nie wiem, co im się tak nagle śpieszy xD
      Wiem, bo nieraz przekonałeś mnie, że masz swój rozum. Ale jednak, lubię czasem powiedzieć te słowa "uważaj na siebie" :)
      Możliwe :D Ale ja chyba mam jakieś telepatyczne moce tak w ogóle. Dzisiaj wracałam z pracy rowerem i w pewnym momencie pomyślałam, że chyba za chwilę zobaczę Patryka. Tej, i on wyjechał zza zakrętu dosłownie w tej chwili! I jeszcze się darł: "kochanie nie mogę, nie mogę! jadę! spóźnię się na pogrzeb!' - jak to mrocznie brzmiało xD

      Usuń
    3. A ja w dużej mierze się zgadzam, w pewnych rzeczach...to ten instynkt jest jedynym przyjacielem, bo inni nie są w stanie nic zrobić. Ale ja do Indii teraz się nie wybieram, to potem XD
      I spoko, biorę cię XD Wiesz, mam jeszcze sporo świata do zwiedzenia, więc fajne miejsca się znajdą, co tylko chcesz XD I cóż, ja mam zamiar:) I mam nadzieję, że moje zamiary pokryją się z rzeczywistością:)
      Hm...może maja humory XD A tak serio, sorry, na UP to ja i indeks oddawałem w listopadzie bez pisma o przedłużenie sesji, więc wiesz XD
      I uważam, no. W ogóle co wy wszyscy myślicie, że ja taki raptus jestem?XD
      No....śmiesznie, nie mrocznie XD

      Usuń
  4. Czekam na ten gif, tej! :D
    Cieszę się, że na coś się przydałam :) A teraz wybacz... Brandon wzywa :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się przy nim pomijany cholera XD

      Usuń
    2. Haha Brandon wygrywa zawsze :D Ale sam jesteś sobie winien, trza było trzymać go przede mną w tajemnicy xD

      Usuń
    3. I tak byś go znalazła XD

      Usuń
  5. "It's better to feel pain, than nothing at all
    The opposite of love's indifference"
    Nic mądrzejszego teraz nie przychodzi mi do głowy. Może oprócz tego, że po tym jak przemknął mi przed oczami Incubus, od razu w głowie cichutko usłyszałam "Drive". W końcu każda ścieżka jest usiana niespodziewanymi dołkami, których istnienia nie da się przewidzieć. Nie pierwszy i z pewnością nie ostatni.
    PS I nie złość się. Mawiają, że złość piękności szkodzi :D Więc może lepiej nie przesadzać z irytacją, tak na wszelki wypadek ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mawiają, dla każdego uczucia, dobrego i złego, warto żyć:)
      Ach, "Drive", kawałek mojego życia w dużej mierze. Bo zawsze, cóż, co los nie przynosi, trzeba przyjmować z otwartymi ramionami. Właśnie nawet jak boli.
      I wolę się złościć w sposób mobilizujący niż użalać. To bardzie mobilizuje, przynajmniej mnie. Bo moja złość rzadko bywa destruktywna, tak naprawde:)

      Usuń
  6. Nie wiem co napisać.
    Po prostu - boję się o Ciebie Króliku, nic więcej.
    Wierzę, że będzie dobrze. Będzie lepiej niż myślisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się, bo właśnie wszystko zawsze jak się kończy albo zaczyna, jest dobre. Zawsze, wszystko ostatecznie jest dobrym scenariuszem:)

      Usuń
    2. Widzę, że humor Cię nie opuszcza. Mimo, iż przeczuwam, że jest czarny. ;)

      Usuń
    3. Owszem, ale czarny humor mi nieraz tyłek uratował XD

      Usuń
  7. Nie umiem nawet wyobrazić sobie jak to jest doświadczać takiej bezsilności. Ponieważ nigdy moje ciało aż tak mnie nie zawiodło. Ale wewnętrzny niepokój i rozbicie - dobrze rozumiem. I wierzę, że masz wszystkie narzędzia, aby sobie z tym poradzić, odnaleźć się na nowo i nawet (a może przede wszystkim) przekuć to na coś dobrego.
    Dlatego życzę dużo sił przede wszystkim :) Przeróżnych, tych najbardziej potrzebnych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje ciało już kiedyś było um...zniszczone bardziej i przetrwało i wiesz co? To jest, w tym momencie straszne uczucie ale hm..wiem, że za wiele lat, jeśli wszystko się uda, to będzie kolejna cenna lekcja. Może teraz jeszcze nie mogę, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze..to wiem, że będę za nią wdzięczny. Jak i za każdą inną w życiu.
      Więc...trzeba zawsze dawać sobie radę i po prostu się uczyć. Chyba to bywa najważniejsze. I dziękuję:)

      Usuń
    2. Proszę:
      https://www.youtube.com/watch?v=IEPiNYF8v2k
      Ostatnio rozmawiałam z kolegą o tej piosence: jak bardzo dotyczy wewnętrznego powrotu do głębi serca. Może teraz Tobie się przyda :)

      Usuń
    3. O, a to nawet znam i dziękuję bardzo:) Wiesz, muzyka, jakby nie patrzeć, zawsze jakoś...leczy. Może też powodować efekt odwrotny, ale lepiej, jak leczy:)

      Usuń
  8. Ech, rany. Masakra. Całe szczęście, że żyjesz.
    Nic nie poradzisz - los każe Ci siedzieć grzecznie i czekać. Może to lekcja pokory, może masz po prostu przemyśleć pewne sprawy jeszcze raz.
    Uważaj na siebie, Króliku. I trzymaj się tam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co więcej, nawet mam zamiar jeszcze pożyć sobie:)
      I ja dostałem właśnie od losu prztyczka w nos i cóż..właśnie trzeba być nieraz pokornym w jakimś sensie, przyjąć to- ale i zrobić chyba z tym to, co najlepiej potrafimu. Wyciągnąć z lekcji jak najwięcej:)
      Trzymam, się nie puszczam XD

      Usuń
  9. Parę dni mnie nie ma, a już takie rzeczy się dzieją. Ty może naprawdę daj sobie spokój z tymi "żartami", bo wywołujesz wilka z lasu tym samym. Aresztowi domowemu się wcale nie dziwię, a z resztą... czemu mam jakieś dziwne wrażenie, że tak prędko to cię z tego szpitala nie wypuszczą? Poniedziałek to trochę wcześnie po zatorze.
    I żadnych głupich myśli w stylu "może byłoby lepiej jakbym umarł". Nie, nie, nie. Żadnego przedwczesnego umierania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może, odwrotna afirmacja ale wiesz...czym byłoby życie bez czarnego humoru? No nudno by było. Nic by nas przed rozpaczą nie ratowało, więc ja sobie pewnie jeszcze nieraz pożartuję, a ty mnie zjebiesz XD
      A ja jednak liczę na ten poniedziałek- wtorek, pewnie się dowiem i tak ostatecznie przy wypisie, chaos polskich szpitali XD I wcześnie nie, bo co oni więcej zrobią? Będę sam się heparyną kuł w udo i tyle. Nie będę łóżka zajmował, w domu mam swoje, wygodniejsze:)
      I to był tylko błysk, wiesz. Taki...absurdalny błysk.

      Usuń
    2. w dupie mam taką odwrotną afirmację, nie podoba mi się, ot co! czarny humor jest dobry tylko w pewnych przypadkach, nie ma co przesadzać. ej, przecież ty nie dostajesz ode mnie ojebek aż takich, przestań :P
      no nie wiem, wydaje mi się, że w szpitalu to jakoś tak.. bezpieczniej. ale to może mylne przekonanie.
      chyba jednak nie taki absurdalny, takie błyski nie pojawiają się z niczego. ale to też tylko moja teoria.oby się więcej nie powtórzył.

      Usuń
    3. Mnie czarny humor ratuje, ot co i w swoim kontekście to ja wszystko wyśmiewam. W końcu jestem enneagramową 7 XD
      I tam było "XD" jak nie zauważyłaś. Co nie zmienia faktu, że mnie nie opierdalasz jakoś szczególnie...ale ja przed tobą czuję momentami jakiś mimowolny respekt cholera. Nie pytaj, czemu XD
      Bo jest ale...ile można? W domu się szybciej zdrowieje:)
      Ano nie jest z niczego ale jednak cóż...te myśli już zawsze pokonuję po swojemu:)

      Usuń
  10. Pewnie, że nie da się tego przyjąć "od tak", choć niestety trzeba. Zacisnąć zęby i przetrzymać. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo wkurwić się na tę złośliwość losu. Jednak ja mam wrażenie, że jak coś się wali to tylko po to, by potem zostało odbudowane. Także wierzę, że mimo, iż los teraz jakoś krzyżuje Ci plany to potem za to odpłaci się w postaci lepszego zdrowia. Przynajmniej tego Ci życzę i trzymam o to kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani trzeba i po pierwszym szoku, panice, jakoś to idzie:) A wkurwienie, wbrew pozorom, nieraz pomaga i nie jest wcale destruktywne. Trzeba tylko siłę złości przekuć w siłę mobilizacji, o:)
      I dziękuję:)

      Usuń
    2. Ooo, dokładnie tak. I nie można doprowadzić do tego, by przejęło nad nami kontrolę. Wdechy, wydechy i te sprawy.

      Usuń
    3. Ta, mów wdech wydech zatorowcowi XD -sorry, musiałem XD

      Usuń
  11. Ty się ciesz, że żyjesz, a nie marudzisz. To się mogło skończyć tragicznie. Nie próbowali Ci umiarowić serca? Przy migotaniu przedsionków stosuje się takie praktyki. Na moim ojcu bohaterze chyba trzy razy, ale nie poskutkowało.
    Siedź w domu z dupskiem i nie próbuj się stamtąd ruszać, dopóki Twój stan nie ulegnie poprawie. Znam takich narwańców, którym na dobre nie wyszło "cudowne ozdrowienie" po kilku dniach, jak tylko poczuli przypływ sił.
    Wiem, że wszystkie Twoje plany szlag trafił, ale pomyśl, że widocznie tak już miało być. Ja też miałam do Krakowa jechać za półtora tygodnia i kilka spraw się ze sobą zbiegło tak, że wyjazd, który planowałam już w lipcu, nie dojdzie do skutku.
    Ale jest jeszcze mój Poznań w poniedziałek i powiem Ci, że zależy nam głównie na tym, czym zachwycają się wszyscy turyści, czyli Starówka wchodzi jednak jak najbardziej w grę. I Koziołki, w południe się stukają, prawda?
    Wiesz? Jak byłam mała, to bardzo, ale to bardzo mocno chciałam mieć skrzypce. Dostałam gitarę...
    Wracaj do zdrowia, raz dwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę, po pierwszym szoku się cieszę. I próbowali, w sumie, to dość jednocześnie świeża i stara sprawa, powiedzmy, że stare blizny w utajeniu rozwinęły na nowo chorobę i owszem, próbowali mi umiarowić to serce, ale coś poszło nie tak. Zawsze były ze mną i lekami problemy, nawet gdy problemy z sercem miałem pierwszy raz. Także...czekam obecnie na operację która była planowana i która może pomoże z większością problemów:)
      I jasne, po prostu los przyszedł, dał prztyczka w nos..ale to trzeba przyjąć i jakos to będzie. Powoli, ale będzie:)
      No tak, o 12, wychodzą sobie z ratusza i się trykają:)
      I grasz na niej czy cię za bardzo rozczarowała?XD
      Tak jest!:)

      Usuń
    2. Będę trzymała kciuki, żeby operacja się udała. Chociaż zabieg to już poważna sprawa, w dodatku domyślam się, że na sercu. Ale na pewno wszystko będzie dobrze.
      Będę już o ósmej na miejscu, więc nie umkną mojej uwadze. Tak naprawdę to jadę tam tylko dla Koziołków :)
      Dostałam ją jak miałam 13 lat, rok później poszłam na jakieś zajęcia, dwa lata na nie uczęszczałam, w liceum dałam sobie spokój i jestem debilem gitarowym.

      Usuń
    3. Cóż, tej pozytywnej opcji się trzyma, mam jeszcze sporo do zrobienia na tym świecie mimo wszystko:)
      No co ty, tylko?XD Toć jest dużo więcej fajniejszych rzeczy, nie tylko koziołki XD Ale masz jeszcze ich pomnik, jak je tak lubisz XD
      E, debilem? Wątpię:) Po prostu, może zapału brak:)
      W ogóle, to aż mi się skojarzyłaś z tą gitarą z czymś:
      https://www.youtube.com/watch?v=jdYJf_ybyVo
      Jak ktoś chce, to i do tego dojdzie. Mi się udało XD ( tzn, bo ja nie gram tylko na skrzypcach, z nich mam dyplom po prostu XD)

      Usuń
    4. I tak trzymać!
      Gdzie ten pomnik? I jakie fajniejsze rzeczy? Mów, bo jak ludzie w informacji turystycznej będą tępi, to połowy rzeczy nie zobaczę :(
      Zapał był, ale nie wszyscy urodzili się do tego, aby zostać dobrymi muzykami, niestety...
      Niesamowite to video. Grasz też na gitarze? Idź...

      Usuń
    5. Na Placu Kolegiackim, znajdziesz sobie w google maps. Ale to takie małe jest, ale wszyscy na koziołkach siadają i cykają sobie zdjęcia XD Fajna jest katedra, o. Troszkę dalej od centrum, Ostrów i te, no, biskupstwo czy jak tam katolicy na to mówią. Ładny teren, jeśli lubi się zwiedzać kościoły. Bardzo ładne są okolice ul. Fredry, Collegium Majus UAM-u, gdzie mieści się polonistyka, obok jest gmach opery ( perełka moim zdaniem) i Zamek Cesarki, dawna siedziba Cesarza Wilhelma, jak sobie do Poznania przyjeżdżał, to tam sobie mieszkał:) W Zamku można też połazić, bo to jest teraz centrum kultury, może jakaś fajna wystawa nawet teraz tam jest, ale nie orientowałem się.
      Ano nie. Ja mam predyspozycje, bo mam po prostu słuch absolutny.
      I na harmonijce ustnej, na fortepianie umiem ale nie lubię i na wszelkiego rodzaju bębnach. I śpiewam sobie też, o XD

      Usuń
  12. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  13. Trzymaj się, Królik!
    Ale stracha napędziłeś, kurde!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ze zdrowiem to nie przelewki, jak nas coś złapie i jesteśmy "uszkodzeni" to potem nawet jak już się naprawiasz to zawsze coś pójdzie nie tak :/ Uważaj na siebie Króliczku, bo to nie przelewki, a Ty masz jeszcze tyle do zwiedzenia, do poznania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Ja byłem ponoć naprawiony, ale jak widać, to była ułuda niestety.
      I uważam, uważam, jestem grzeczny w tym szpitalu tym razem:)

      Usuń
  15. Jestem w szoku, że ból głowy mógł oznaczać zator. W życiu bym nie pomyślała. Czytałam notkę z szeroko otwartymi oczami.
    Dobrze, że nie długo już operacja. Zobaczysz, wszystko się ułoży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ból głowy może tak naprawdę oznaczać...wszystko.
      Zobaczymy, kiedy operacja, bo może się akurat przesunąć.

      Usuń
  16. Zdrowia, dasz radę..
    Jestem z Tobą, jako osoba zaprawiona w bojach szpitalnych jeszcze mocniej.
    Trzymaj się. Przystopować musisz na moment, ale tylko po to, by potem ŻYĆ ze zdwojoną siłą. Pamiętaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak...ty rozumiesz to jak mało nikt. Ale to wcale nie jest dobre, że musisz rozumieć. No ale. Jest jak jest i oboje sobie poradzimy przecież:)

      Usuń
  17. Wyzdrowiejesz na pewno. Niby pech, ale jest w nim dużo szczęścia. W końcu Ciebie znaleźli, uratowali i nie skończyłeś jak te 15%. To jest podobne do urządzeń w domu. Jeśli jedno się zepsuje, to potem następuje cały łańcuch dalszych usterek i wszystko się wali na głowę, a potem znowu jest spokój i nie trzeba nic szykować. No i podziwiam. Czujesz się koszmarnie, a jednak masz siły pisać, musisz być naprawdę wkurzony tym wszystkim. Będzie dobrze ---> https://www.youtube.com/watch?v=qDNu-D1mXhkm XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mawiają, szczęście w nieszczęściu, o:)
      I to fakt, zawsze, jak się coś wali, to dokumentnie wszystko naraz.
      I bogowie, znam ten filmik XD

      Usuń
  18. Mój, Boże... Kordian!! Boję się o Ciebie. Bardzo się o Ciebie boję. Musisz teraz, jak wyjdziesz dbać o siebie, ok? Bez szaleństw, aktów odwagi i popisów siły. Poważnie. Musisz spokojnie doczekać do operacji. Potem będzie ciężko, ale jak napisałeś - to wszystko minie.

    Musisz czuć się paskudnie... Pamiętaj, że są tu ludzie, którzy są z Tobą sercem i myślami. Dasz sobie radę.

    Gdybyś chciał wylać trochę żali czy coś - wiesz, gdzie mnie szukać.

    Życzę dużo, dużo sił i lepszego samopoczucia i psychicznego i fizycznego. Wysyłam kilogramy buziaków z oddali:))) 3maj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się, będzie dobrze. I hej, ludzie, co wy. Ja jestem rozsądny, a nie jakiś szałaput pod tym względem, tak, będę o siebie dbał cholera XD Wszyscy mi to mówią, jakbym miał zaraz ze szpitala nawiać. Nie, żebym o tym nie pomyślał, ale jednak bez przesady XD
      I wiem, wiem:) Ale nie lubię za bardzo ujawniać, jak liżę rany. Blog to dobre miejsce na to, ale truć dupy nie lubię. Mimo to, dziękuję:)
      I dzięki za życzenia:)

      Usuń
  19. Ja tak czułam, że mogło Ci to przejść przez głowę:)

    Żadne trucie dupy... Wiesz o tym. Buźka!

    OdpowiedzUsuń