wtorek, 23 września 2014

And the Buffaloes used to say be proud of your name

Cały tydzień obfitował w dobre wiadomości. Ktoś będzie ojcem, ktoś wychodzi za mąż ( tak tak, wiadomo kto), wygrana wymarzona płyta, osobiste małe szczęście. Cały tydzień pełen dobrych informacji, nowe pola możliwości, małe radości, łaskocące przyjemnie serce lub wypełniające je śpiewem. Wiele powodów do tańca zwycięskiego szczęścia.

Cały tydzień obfitował w dobre wiadomości, aż do stanu słodkiej euforii, która mnie przepełniła wczoraj i kazała tańczyć na poddaszu do muzyki ślicznej Francuzki, Zaz. Nie ma nic lepszego nieraz niż osobiste oczekiwanie, nie ma nic lepszego niż świadomość wielu dobrych nadchodzących rzeczy. Ale nie ma czasem i nic gorszego, niż czekanie na wyroki. Ich niepewność.

Wszystkie dobre wiadomości które podtrzymują na duchu, pozwalają przetrwać. Bo przetrwać wcale nie jest tak łatwo. Zresztą, nikt nigdy nie mówił, że łatwo będzie. I może nawet dobrze, bo gdyby było stale łatwo, to nic nie miałoby znaczenia. Nie uśmiech po jednej wiadomości. Może cenniejszy, gdy przetrwanie wymaga wysiłku.
Może za często ostatnio używam tego słowa, przetrwanie. Ale chyba jest ono tym, co najbardziej oddaje mój obecny stan. Stan mojego życia.

Czuję rozdarcie. Między pięknem tej jesieni i szczęściem innych ludzi, a dopadającą mnie w nocy melancholią. Bo jest przecież pięknie. Ale wcale nie jest dobrze. Uśmiecham się dużo i naprawdę cieszę z wielu rzeczy, śmieję się i bawię dobrze, ale i momentami się boję. I czuję, że moje ciało coraz bardziej się buntuje. Mówię mu nocami "zaśnij" a ono nie chce. Nad ranem wzbierają mdłości od leków. Klęczę w łazience próbując wymiotować, ale to nic nie daje. Po prostu mdli, a to, co skręca od środka wnętrzności nie chce wyjść na zewnątrz, nie chce się wydobyć. Ani moje ciało, ani ja po prostu nigdy nie lubiliśmy ćpać tych wszystkich kolorowych pigułek, od których ma zależeć życie. Przeżycie.
Zaczęły się krwotoki z nosa. Może to przez uderzenie przy małym wypadku, kiedy to kot powyrzucał parę kubków z szafy tuż nad moją głową. Czasem mam wrażenie, że koty, z którymi żyję chcą mnie zabić. I krew z nosa, niby nic takiego, ale męczy. Zwłaszcza, gdy to nie jeden epizod, w powtarzająca się już 3 raz rzeka, którą trudno zatamować. Nic dziwnego, przecież moja krew nie doszła jeszcze do siebie, nie może normalnie krzepnąć. Nie mogą się normalnie goić moje rany i to niepokoi. Bo czy jednak czekanie na wyrok się nie przedłuży? Po dzisiejszej pobudce w kałuży dookoła głowy, po zmywaniu z włosów czerwonych strug, całkiem jakbym zwierzęcą posoką chciał je pofarbować, stwierdziłem, że wypada zadzwonić do lekarza, zanim Sisi i reszta zorientują się, że coś może się dziać. Tym razem będę rozsądny. W czwartek mam przyjść na badania. Mam nadzieję, że tylko na nie, że tym razem nie będą chcieli mnie zatrzymać.
Więc znowu czwartek. Ida będzie musiała mnie zawieźć, z jednej strony może się ucieszy, że znowu w swoje łapki dostanie garbusa.

Moje ciało całkiem się sypie. Uśmiecham się i mam dużo energii, ale nie tyle, co miałem jej przedtem. Jestem po prostu zmęczony. Nawet nie brakiem snu, a nadmiarem myśli w nocy, które zjawiają się, gdy ciało nie słucha znużenia kończyn i płuc. Nawet nie nadmiernym wychudzeniem po tak krótkim pobycie w szpitalu, a panicznymi próbami przytycia przed kolejnym. Nawet nie spędzanymi w łazience godzinami podczas krwotoków i prób wymiotowania, a przerażeniem, że któryś z domowników to odkryje i będzie się martwił, przerażeniem, że to wszystko zmienia i trzeba będzie czekać jeszcze dłużej.
Czekać na wyrok. Więzień w celi śmierci, który nie wie, kiedy czeka na niego krzesło, cierpi najbardziej.

Cieszą mnie wszystkie wizyty, odrywają myśli. Potrzebuję ludzi, jak dzisiejszego popołudnia. Fridy i Majkego, przynoszących wieści z frontu jak ja to mówię, wesołego szczebiotu Wery i Lipy wpadających na chwilę po pracy, rozmów z wieloma innymi przez wszelkiego rodzaju komunikatory, pisania maili, potrzebuję ludzi i jednocześnie się nimi męczę. Może dlatego, że nie chcę ich obarczać pewnymi swoimi fanaberiami? Bo to wszystko fanaberie. Staram się nie popadać w stany socjofobiczne. Bo wiem, że to by tylko bardziej zaszkodziło. Ale jestem zmęczony i więcej biorę, niż daję. A nie znoszę tylko brać, więc i to męczy.

To nie jest tak, że tkwię w wielkiej depresji. Ale coś mnie męczy. Wiadome mnie męczy. Nie sposób, żeby było inaczej, prawda? Nadal dni wydają mi się piękne, hedonizm i sztuka gotowania, cudność czytanych książek, dotyk kociego futra i psiego języka. To wszystko jest piękne, doceniam to...ale jednocześnie coś drąży dziury w sercu i umyśle.

Nie wychodzę nawet z domu za daleko, bo nie mam na to chwilowo siły. Dzisiaj bałem się po prostu, że zacznę krwawić na ulicy, jakby ktoś porządnie mi przyłożył z pięści w ten krzywy i tak nos. Fanaberie, po prostu fanaberie. Po euforii wczorajszej dopadły ze zdwojoną siłą, razem z drastycznym przebudzeniem w tej kałuży krwi. Może po prostu się przestraszyłem, jak dziecko, odruchowo jak każdy człowiek gdy widzi taką ilość niezakrzepłej czerwonej farby, wypuszczonej na wolność. A ona powinna być przecież zawsze zamknięta w łożysku tętnicy, żyły, powinna trzymać się jednego kursu. Niepokorna, jak i reszta mojego ciała. Nie chce mnie słuchać. Więc dzisiaj z tego powodu mi przykro.

Szukam sobie zajęcia. Dużo czytam, przyjaciele odwiedzają i rozmawiają, oglądam z siostrami i bratem filmy, gram z dziadkiem w szachy. Siedzę przy komputerze i piszę dużo bzdur. Ale to mało. Brakuje głównych. Nie mogę wyjść za bardzo w domu, wybiegać się jak koń, tkwię w zamknięciu. Nie mogę też grać.

Boję się zagrać przez tą zwichniętą rękę, przez uszkodzony nadgarstek. Choć już może za gitarę mógłbym chwycić, nie nadwyrężając dodatkowo nawet wyjęczeć na skrzypcach pewne sprawy...ale to kolejna fanaberia. Zdaję sobie z tego sprawę, że mam po prostu blokadę. Postawiłem mur między sobą a tym, co zawsze ratowało mnie w najtrudniejszych czasach, wysoki mur między sobą a swoją muzyką. Może boję się zagrać bo usłyszę, jak bardzo mam spierdolony ruch nadgarstka. A może boję się dostrzec w dźwiękach znów coś, czego nie chcę do siebie dopuszczać. Mętne przeczucia, które wykrystalizują się w bolesnych nutach. Może boję się wypuścić wszelkie emocje, spuści ogary ze smyczy. Na razie po prostu nie potrafię.

Boję się trochę, że znowu tracę coś w życiu. Wiem, że to tak nie działa, że wszystko co nas otacza nie sprawia, że doznajemy straty ale...
Dostałem świetną propozycję pracy. Po raz kolejny, pracy, o której mogłem marzyć. Pracy, na któą teraz bym się właśnie zdecydował. Pracy która wymaga ruchu, podróżowania i spełniania się w pewnej, jakby nie patrzeć misji naprawy pewnych rzeczy na świecie. Ale ona musi poczekać, aż nie wyzdrowieję. Czy poczeka? Stale się nad tym zastanawiam. Czy okazja nie przechodzi mi koło nosa. Czy potem nie będzie za późno.

Co więcej, zastanawiam się, czy tak naprawdę wyzdrowieję. Operacja jest kamieniem milowym ale...nie oszukujmy się. Do końca życia będę miał problemy. Do końca życia będą potrzebne pewne leki, nie tak silne jak te teraz, ale jednak. Okolicznościowe badania. Moje serce prawie na pewno szybciej wyczerpie baterie. 20 lat? 30? Czy tyle starczy? Dlatego wkurzają mnie coraz bardziej te teksty "żyj szybko, umieraj młodo". Wkurzają mnie teksty "i tak nie dożyję..."które pobrzmiewają jaskrawiej ( w ciągu tygodnia naliczyłem ich 7- obsesja?).. Ja mogę naprawdę nie dożyć, a nie chcę, żeby tak było. I nie, to nie żadne użalanie. To fakt, który drażni.

Nie zakładam żadnego czarnego scenariusza, wręcz przeciwnie. Po prostu liczę się z tym, że mogę mieć mniej czasu. Liczę się z tym, że być może nigdy nie będzie idealnie. Aż tak dobrze. Dlatego chcę po wszystkim stanąć na nogi jak najszybciej...a to, co teraz się dzieje, wcale nie pomaga w wierze, że to tak szybko nastąpi. Zaczynam się zastanawiać, czy pewnych marzeń nie trzeba będzie odłożyć na bok. Czy na przykład ta praca, w której liczne wyjazdy będą normą, życie nomada, będzie możliwa w momencie, gdy muszę być pod stałą opieką kardiologa?

Ale ja nadal marzę, mimo małego, ale jednak ,prawdopodobieństwa czarnych scenariuszy. Jakiś czas temu zobowiązałem się Anelise, że napiszę o swoich marzeniach, miałem być jedną z osób, które to zrobi. Ale z czasem było mi coraz trudniej. Bo mam wrażenie, że niebezpiecznie jest teraz trochę marzyć. A jednocześnie nie umiem się tego wyzbyć, ani trochę.

Marzyłem od zawsze o rzeczach niemożliwych. Jako dziecko chciałem być porwany przez cygański tabor, to naprawdę było marzenie. Chciałem stać się magikiem i żyć w cyrku. Wszystkie niemożliwe, absurdalne, mrzonki dziecka. Zrezygnowałem z tego, poddałem się rzeczywistości. Ale z czasem to wcale nie ustępowało, marzenia, coraz śmielsze i czasem coraz dziwniejsze dopominały się tego, by mogły wyjść na scenę i zacząć śpiewać. Śpiewać, one nigdy nie krzyczały, jak u niektórych ludzi. Zawsze pozwalały przetrwać najcięższe chwile.
Aż w pewnym momencie same marzenia to było za mało. Postanowiłem- tak, właśnie postanowiłem- że w moim życiu nie będzie niemożliwego. Niemożliwe nie istnieje, tylko moje wybory, czasem dyktowane sercem Jak ten wybór, by póki co żyć w Poznaniu z rodziną- bo ich kocham i ich samych nie zostawię.

Ale niemożliwe to tylko bzdurne bariery w mojej głowie, które tylko ktoś mi wpoił. Niemożliwe to tylko brak wiary w siebie, który wpoił mi ojciec dręcząc mnie na różne sposoby. Niemożliwe to tylko strach, którego nie znaliśmy jako dzieci, zanim podniesiono na nas rękę. Niemożliwe to tylko społeczna drwina, której się poddajemy.

Więc przestałem tylko marzyć i zacząłem działać. A najważniejsze w tym wszystkim były marzenia o podróżach. O kolejnych zdobywanych historiach. Bo podróże to coś więcej niż ładne widoki. To coś więcej, coś...o czym nie umiem wam powiedzieć. Życie to podróż. Więc ja po prostu marzyłem o życiu. Zacząłem słuchać zrywu serca, tego wiatru, który nawołuje z oddali, z północy i południa, tego deszczu przychodzącego ze wschodu i zachodu. Chciałem się uczyć, poznawać, doznawać. Ale o tym już przecież mówiłem.

Przestałem mówić niemożliwe. Zacząłem mówić "trudne, ale da się zrobić". Przestałem mówić chciałbym, zacząłem mówić zrobię.
Kiedyś niemożliwe wydawała mi się podróż do Indii. W tych spędziłem w tym roku kilka tygodni. Niemożliwe wydawało mi się biwakowanie na dziko w górach. W tym roku spędziłem w Gruzji, w sercu Kaukazu sporo czasu.
Kiedyś marzyłem o graniu na ulicy w Paryżu, w wielki miastach świata. Wczoraj pewna muzyka przypomniała mi, jak to właśnie robiłem. Jak grałem. Zatęskniłem za tym, za tamtą podróżą, za byciem anonimowym ulicznym grajkiem...za samym graniem.
I ja tak jeszcze zagram. Nie ma niemożliwego. Jest tylko mało prawdopodobne.

I teraz los rzuca mi kłody pod nogi. Osłabia ciało aż do obłędu duszy, która przecież nadal chce się wyrywać. Osłabia wolę i wiarę. Ale ja jej nie pozwolę zgasnąć. Bo zagasić ten płomień, moje postanowienie że nie będzie niemożliwego- to dla mnie jak umrzeć. Nie chcę życia z "niemożliwym". Po prostu nie chcę. Odwykłem od niego.

Słuchałem więc dzisiaj znów muzyki brzmiącej jak z przypadkowego baru na pustkowiu i pomyślałem o tych wszystkich ludziach, którzy tylko marzą. Marzą, ale nie sięgają dalej, bo się boją. Pomyślałem o pielęgniarce Róży, która kochała słuchać opowieści z podróży, ale sama bała się gdziekolwiek wyruszyć, pomyślałem o tych wszystkich którzy nienawidzą swojej pracy, ale boją się ją zmienić, znów pomyślałem o tych wszystkich ludziach idących jednym schematem :szkoła- studia- praca/rodzina- śmierć. Jeśli tego naprawdę chcą- niech się spełniają, to naprawdę cudne, że to robią, bo schematy są wszędzie, tu chodzi o ich prawdziwe chcenie. Ale jeśli tkwią w tym tylko dlatego, że świat zaszczepił im strach, tylko dlatego, że ktoś powiedział im "niemożliwe"? Bogowie, jakie to jest smutne, jaka smutna ta myśl!
Smutna i jednocześnie...kłująca. W ten inny sposób, ten nieprzyjemny. Kłująca pewną złością chorego człowieka. Pomyślałem o tym, że do cholery, oni mogą wszystko, nie muszą czekać na wyroki ( choć wszyscy jesteśmy skazanymi, ale czasem o tym nie wiemy) , a i tak tkwią w miejscu. Snują tylko mrzonki, mówiąc "nigdy się nie zdarzy". Nie zdarzy się, jeśli nie ruszysz tyłka. Nie zdarzy się, jeśli sam to sobie wmówisz. Ale tak? Nie ma niemożliwego, nie ma, nie ma!
Przez chwilę poczułem się pokrzywdzony, jak dziecko któremu zabrano największego lizaka świata sprzed nosa. Bo przecież już tego posmakowałem, a teraz to? Dlaczego muszę się borykać z tym, że mogę stracić całe pole możliwości, dlaczego muszę się borykać z tym, że moje serce chore, moje kałuże krwi mogą sprawić, że coś będzie niemożliwe?! I to nie tylko przez jakiś czas ale...zawsze? Zawsze mniej możliwości? Nie chcę tego.

Ale po chwili to mija. Przychodzi mój prawdziwy głos, ten łagodny, opanowany.

Kordianie, nie ma niemożliwego. Może właśnie o to chodzi? Może to po prostu pewna próba, nic więcej? Bo przecież, nawet jeśli coś cię ograniczy...będziesz żył na maksymalnych obrotach według swoich możliwości. Bez kończyn można zdobyć bieguny. Z jednym płucem można zdobyć Mount Blanc. Ograniczenia to tylko głowa, nic więcej. Nawet, gdy będziesz uszkodzony do końca życia, będziesz musiał brać leki których nienawidzisz, nawet jeśli momentami będziesz zmęczony jak teraz, słaby, złamany nocami- to nic. Wyjdź poza to. Nie ma niemożliwego chłopcze. Po prostu nie ma. Musisz tylko podsycać wiarę i mieć odwagę. Nic więcej. Wybierać tak, jak do tej pory. Zgodnie z miłością i odwagą szaleńca momentami.

Odwaga. Może jest najważniejsza? Mówią, że żeby mieć odwagę wobec pewnych rzeczy trzeba być szalonym właśnie. Więc ja cieszę się łaską szaleństwa. Jestem wariatem. I nic nikomu do tego.

Muszę tylko przetrwać, a potem...nawet teraz, nie ma niemożliwego. Tylko trzeba być rozsądnym. Rozsądnym, by wykorzystać jak największą ilość lat. Nie 2, a 20. Wykorzystać maksymalnie, jak tylko ciało pozwoli. Poczekać pomimo, że wiatr woła. Nie sprawić nadmiaru łez, bo mimo że nie ma niemożliwego, nie można tym nikogo krzywdzić. Swoimi wyborami.
To też piękne, wypośrodkować między wyborem zewu, wezwania świata do poznania go a miłością i korzeniami. Dlatego nigdy nie będę całkowitym trampem ,szaleńcem, którego szaleństwo krzywdzi innych. Ale ja nie muszę nic być. Jestem Kordianem, Białym Królikiem z Krainy Czarów, Indianerem który tańczy do własnej melodii, melodii serca. Tyle starczy, bo nie ma niemożliwego. Są moje wybory, moja miłość, wiara i odwaga. A w nich wolność.
Dzięki nim można czuć się nagle tak lekko, mimo, że ciało jest zmęczone.

Włączam więc znów muzykę, tą samą co wczoraj, muzykę w której się zakochałem i pozwalam sobie marzyć. Zamykam oczy i widzę zimę. Widzę że jeszcze nie mogę sobie pozwolić na szaleństwa na stoku, ale mogę już wędrować po niskich górach. Widzę drogę i pożółkłe liście drzew Jukonu, które widziałem w pewnym artykule. Widzę piękny ocean odcinający się od opanowanego smogiem LA. Widzę przyszłoroczny wyjazd, który zaczynam planować z pieczołowitością. Widzę cudowną drogę USA i wioskę w lesie północy, gdzie żyją moi bracia, ci, co dali mi imię. Widzę wszystkie kolejne. Widzę i słyszę opowieści. Widzę zniszczony, stary bar na odludziu, gdzie podają strasznie podłą whiskey. Widzę jak śpiewam, tańczę i gram na ulicy kolejnego przypadkowego miasta. Znowu płaczę i śmieję się muzyką, tak jak umiem najlepiej.

Trzeba się tylko odważyć. Nie ma niemożliwego.
Biorę więc skrzypce i delikatnie, jakbym pierwszy raz w życiu je widział, oglądam przez chwilę. Chwytam smyczek, zatrzymuję myśli i gram na nich chwilę, podczas tego dziwnego, zimnego choć słonecznego popołudnia, tylko chwilę, bo ból ręki zaczyna dokuczać, aż do jęku i wykrzywienia warg. Ale to nic. Gram. Chwilę, ale gram. Mimo bólu, prawie tak dobrze jak przedtem. Nic się nie zmieniło w rękach.
Tak wiele zmieniło się nagle w sercu, które tylko troszkę momentami kłuje dosłownie.
Zagram jeszcze nieraz.
Odwaga i wiara niszczą każdy mur. Trzeba sobie tylko na to pozwolić. Bo po co rzucać sobie kolejne kłody pod nogi, gdy robi to za nas los? Pozwolić, nic więcej. Tylko i aż tyle.
Marzenia pozwalają przetrwać najgorsze momenty-zwłaszcza, gdy w swojej duszy jesteś pewien, że się spełnią.
Spełnią się, bo przecież nie ma niemożliwego. Nie dla ciebie.

Więc przetrwam, nie prześpię wielu nocy, stanę się wrakiem człowieka, stracę znów krew i siłę, stanę się wrakiem- ale nie wrakiem na dnie. Nie zatonę. Przetrwam, bo kocham życie i kurz drogi, która nim jest. Przetrwam i nie uwierzę w niemożliwe, bo inaczej nigdy nie mógłbym być dumny z tego kim jestem. Nie nosiłbym dumnie swojego imienia, będąc tchórzem.



Jimmy, ty nie chcesz wrócić do domu,
gdzie trawa jest zielona i bawoły wędrują
Drogi, stary Jimmy, zapomniałeś, że jesteś młody
Ale nie możesz ignorować piosenki bawoła

I bawoły mówiły: bądź dumny ze swojego imienia
Bawoły mówiły:bądź, jakim jesteś
Bawoły mówiły: wędruj gdzie wędrujesz
Bawoły mówiły: rób, co robisz

Jeśli pamiętasz, że jesteś nomadem

Świat bawołów będzie twoim domem

93 komentarze:

  1. Może o to chodzi w życiu, aby czerpać radość z małych przyjemności? I nawet z tej deszczowej jesieni? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale widzisz, to nie w tym rzecz- ja cieszę się z małych rzeczy, jak najbardziej i to z nich czepię właśnie teraz radość, można rzec, że to właśnie one "trzymają mnie przy życiu" jak to się ładnie mówi:) A jesień zawsze uwielbiałem, deszcz i zimno nigdy nie były dla mnie problemem żadnym:)

      Usuń
    2. Wiem, odczułam to. I chyba nawet chciałabym się nauczyć tego do Ciebie :)
      Dla mnie też :) bo ze mnie taka jesienna panienka :)

      Usuń
    3. Hm...to miłe:) Ale faktycznie, cieszenie się rzeczami drobnymi pomaga jednak w życiu:) No proszę, chociaż ktoś, kto też nie narzeka na jesień!XD

      Usuń
    4. ...Do pierwszego kataru :D A tak na serio- urodziłam się w listopadzie i mam sentyment do tej pory roku. I uwielbiam przechodzić pod kasztanami, zbierać je i słuchać swoich ulubionych piosenek :)
      Szkoda, że tak mało ludzi dostrzega te proste przyjemności - jak zapach kwiatów czy promienienie słońca na swojej twarzy. Codziennie uczę się tego od nowa :)

      Usuń
    5. Ja katarów zazwyczaj nie łapię, nie miałem przeziębienia od lat:) Ale rozumiem całkiem i ten sentyment przez urodziny, dodatkowy, wielki powód:)
      Niestety ,je łatwo zgubić...ale stale można o nie walczyć:)

      Usuń
  2. czytając to, między wierszami wyczuwałam Twoje rozdarcie, ale wierzę, że jest ono jedynie chwilowe, że jest to Twoja chwilowa niedyspozycja i że wszystko wróci do normy, a Kordian znów będzie podbijał świat i pokaże ludziom, jak się żyje, jak się realizuje swoje marzenia i że naprawdę nie ma niemożliwego (tylko czasem mało prawdopodobne ;))
    a co do propozycji pracy, jak się jest dobrym i znanym wśród konkurencyjnych pracodawców różne nowe propozycje się pojawiają, no do czasu, dopóki ktoś nie jest dla danej firmy za drogi, więc życzę tego, by ta propozycja padła znowu w Twoim kierunku w momencie, kiedy będziesz na nią gotowy!
    i mam nadzieję, że wkrótce poczuje się lepiej, że te niefajne objawy miną! i daj znać co i jak tam po wizycie u lekarza! bo ja się martwię! i to naprawdę!

    tak, tak myślę, że w sprawie naszego miejsca na świecie się rozumiemy, może sami kiedyś je odkryjemy, a może nigdy? ale mimo wszystko uważam, że trzeba nauczyć się polubić to miejsce, w którym żyjemy, wtedy jest zupełnie inaczej!

    nie, słonina jednak nie dla mnie :D ale spróbowałam :D więc to już dużo!
    ej to rzeczywiście trzeba rozważyć tą oceanografię :D Uniwersytet Gdański czy Szczeciński? :D

    dziękuję!
    tak, tak wiem, nie czuję się gorsza, ale trochę jakby wybrakowana? chyba tak bym to określiła...
    już mi trochę lepiej, chociaż tyle, że w pracy dobrze się układa, bo inaczej chyba byłabym już wrakiem. zawsze bardzo zależało mi na moim wykształceniu, na pracy, zawsze chciałam się w tym bardzo spełniać i często w smutnych chwilach doceniałam to, jak mi się w tym powodzi, bo się powodzi, bo szło mi dobrze na studiach i teraz też się realizuję, ale im jestem starsza, to widzę też to, że to nie jest wszystko, chociaż mi wciąż to dużo daje... więc powoli wstaję na nogi...

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam mówiłeś, że nikt tak naprawdę nie jest skazany, że wyroki wydajemy sobie sami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne:) I tego się trzymam, tylko tym razem chodziło mi o coś innego- o rzeczy nieuniknione po prostu, które nadejść muszą, czy tego chcemy, czy nie. Jak śmierć w pewnym momencie życia. Ale nadal wierzę w niemożliwe, no nie? Więc nawet, jak coś jest nieuniknione, bardzo dużo jest kwestią naszego podejścia. Dlatego, pomimo cóż..ciężkiego dnia i każdego kolejnego, który za łatwy nie będzie, ja o swoje podejście staram się walczyć, po prostu.

      Usuń
    2. Mi wtedy też chodziło o coś innego, ale dobra :P

      Usuń
    3. Więc moja wina, po prostu nie zrozumiałem:)

      Usuń
  4. Bo marzenia trzeba spełniać, a nie tylko bujać w obłokach... Tak jak piszesz - nie ma niemożliwego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż, przez moment i bujanie w obłokach jest fajne...ale ostatecznie nic z niego nie wychodzi:)

      Usuń
  5. Nie ma niemożliwego, ale są czasem rzeczy niezależne od nas, albo nie do końca zależne i może właśnie to tak bardzo boli. Że nie można tak po prostu wziąć wszystkich spraw w swoje ręce, bo potrzebne są ci jeszcze sprzyjające okoliczności, zdrowie, inni ludzie, siły i czas. Może trzeba czasem doświadczyć takiej bezradności, żeby docenić to, co się ma, czego się już dokonało i zapragnąć jeszcze mocniej tego, co ma przyjść. No, bo przecież przyjdzie :)

    I hej, masz w ogóle pojęcie jaki jesteś silny w tej chwili? Właśnie teraz. Może w inny sposób niż byś chciał - ale jesteś. Przetrwanie takich właśnie momentów (no właśnie, przetrwanie!) to największa życiowa próba sił. Potem będziesz sobie zdobywał znowu te góry, ale dzięki temu, że to właśnie teraz się nie poddajesz.

    No i weź trochę rusz wyobraźnią i postaw się na miejscu Twoich bliskich. Chciałbyś, żeby przed Tobą ktoś ukrywał chorobę, a potem jak obuchem w łeb dostać złą wiadomością? No przecież wiesz jak to jest martwić się o chorą osobę, pewne rzeczy są po prostu wpisane w tę troskę. Oni mają prawo wiedzieć. Więc nie chowaj się z tym jakoś bardzo, bo możesz przysporzyć im niepotrzebnym łez.

    Trzymaj się, zwłaszcza w te niedobre noce <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z samego rana na to wpadłam i od razu pomyślałam o Tobie:
      http://www.mayaangelou.com/media/caged-bird-songs/

      Have a wonderfull day! :)

      Usuń
    2. Sprawy są niezależne od nas, daje je nam, nazwijmy to ogólnikowo, los. Ale nadal od nas zależy, jak do tych spraw po prostu podejdziemy. Z której strony je ugryziemy. Czy poddamy się na starcie, czy będziemy walczyć tak długo, jak to będzie możliwe. I przez to wszystko prawie jest- możliwe. Przede wszystkim, w naszej głowie i w sercu:) I też właśnie ważna jest nauka, która po czasie z takie poczucia, z tej ciężkiej nieraz walki z samym sobą płynie.

      To po prostu logika, nie siła:) Przetrwać trzeba. Bo co innego? Rozłożyć się na łopatki i zacząć tylko jęczeć "o bogowie jaki ja nieszczęśliwy"?XD Może mam momenty gdzie jestem temu bliski, ale bez przesady jednak xD
      To po prostu...nie miałoby sensu.

      Tutaj chodzi przede wszystkim o babcię. Po prostu, nie chcę jej dodatkowo martwić. Jak coś wyjdzie nie tak, rzeczywiście nie tak, to się dowie. Jeśli to tylko po prostu krwawienia i mdłości, które się zdarzają- to po co ma zaraz panikować? to jest typ strasznie hm..histeryczny, ona lubi mieć wszystko pod kontrolą i jeśli czegoś nie może opanować cóż...zaczyna się problem. Dlatego chcę jej oszczędzić kolejnego "ndmiaru wrażeń" jeśli okaże się, że to nic takiego. Niektórym osobom naprawdę lepiej mówić po fakcie:)

      I cóż, to bardzo miłe dziękuję bardzo;) Chociaż mam tutaj dziwne skojarzenia XD

      Usuń
    3. O, i tu masz rację. Nastawienie zależy całkowicie od nas. I, co jest super, wpływa na miliony rzeczy, które dzieją nam się w życiu :) Także tego nastawienia Ci życzę, żeby było jak najlepsze :)

      E, nie zgodzę się, jednak siła. Bo żeby w gorszych momentach tą logiką się kierować, trzeba mieć być silnym człowiekiem. I to bardzo. Ale Ty to masz, tak myślę.

      No cóż, pewnie najlepiej potrafisz wyczuć, co trzeba mówić i kiedy. Ciężka sprawa, ale jeśli będziecie trzymać się razem, to będzie dobrze.

      Jakie skojarzenia? To taki energetyczny kawałek po prostu :)

      Usuń
    4. Otóż to:) Ja wierzę w afirmację, zwłaszcza jako tzw. szaman, więc muszę sie i dobrego podejścia trzymać:)
      Może. Albo po prostu, taki charakter, wypracowany:) Jak wszystkie metody radzenia sobie ze strachem, to przychodzi samo i tyle:)
      Akurat w tym wypadku tak. Na szczęście, moja siostra nie jest panikarą i może być z kolei moim szoferem etc. XD Także, trzymamy się razem, tylko każdy dowiaduje się wszystkiego w odpowiednim momencie:)
      Po prostu, kolejna historia z serii dziwnych, ten kawałek skojarzył mi się z dawną sytuacją na pewnych warsztatach muzycznych, długo by mówić XD Ale i tak dziękuję:)

      Usuń
  6. Kordian!
    Nie zawsze komentuję Twoje wpisy, ale zawsze je czytam. Jesteś niezwykłym człowiekiem i bardzo się martwię o Ciebie, Twoje zdrowie. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam się, trzymam;) I nie martw się niepotrzebnie, co?:)

      Usuń
  7. Słyszałam gdzieś przysłowie które mówi, że wszystko jest możliwe a nawet to nierealne. W życiu wszystko jest możliwe. Trzymam za ciebie kciuki bardzo mocno by ułożyło ci się wszystko ze zdrowiem. Ważne jest to by się nie poddać, ale to chyba już wiesz. Wiem może i zdanie brzmi naiwnie, ale no trzeba walczyć. Nie lubię tego zdania" Żyj szybko, umieraj młodo". Źle mi się kojarzy, czarne myśli. :)
    http://dziennik-ali.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w Alicji mówiono, że jeszcze przed śniadaniem trzeba uwierzyć codziennie w 100 szalonych rzeczy:) Niemożliwych właśnie;)
      Cóż, dziękuję bardzo zatem;)
      I otóż to, też nigdy nie lubiłem tego powiedzienia, a ostatnio szczególnie działa mi na nerwy.

      Usuń
  8. WOW :) Ty, twój wpis, to co po prostu napisałeś, siedzę i gapię się w ekran już 10 minut. Tyle myśli, tyle uczuć się we mnie wytworzyło podczas czytania, nie dam rady tego ogarnąć i napisać tutaj w zwykłym komentarzu. Jestem tutaj pierwszy raz, nie jestem za bardzo wciągnięta w Twoją historię, ale wierzę, że dasz sobie radę ze wszystkim! Że naprawdę pospolite "będzie dobrze" nabiera tutaj znaczenia, tutaj aż kipi od Twojej siły. Nie wiem jakim cudem, ale czuję się jakby coś i na mnie przeszło. Kurcze, piszesz pięknie, prosto ale jakoś tak, sama nie wiem... Życzę Ci powodzenia we wszystkim i uciekam już stąd zanim się skompromituję i napiszę coś głupiego przez ten mętlik w głowie teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um...cóż, nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
      Po prostu, czeka mnie niedługo operacja serca i trochę wali mi się zdrowie, ale cóż, również mam nadzieję, że sobie z tym poradzę jakoś, więc dziękuję za ową wiarę:) To bardzo miłe:)
      I hm...dziękuję, ale zaraz aż zrobię się speszony czy coś w tym stylu XD

      Usuń
    2. Nie chciałam, żebyś poczuł się speszony ;))) Przepraszam, ale napisałam to co po prostu myślałam, przynajmniej starałam się :]

      Usuń
    3. Nie no, spokojnie. Mnie nietrudno zresztą speszyć XD

      Usuń
  9. Czasami ciężko jest zaakceptować pewne zwroty akcji, które nam się przytrafiają. To tak, jakby ktoś wziął do ręki księgę naszego życia i sam postanowił stworzyć w niej jakiś rozdział, a my, mimo że mamy do tego wgląd, nie możemy nic zrobić... teoretycznie... bo praktycznie zawsze możemy zebrać się w sobie i przepędzić tego złośliwca. I mimo, że kilka kartek zostało zapisanych, niekoniecznie tak, jakbyśmy chcieli, jest jeszcze wiele nowych, czystych, czekających na nas. Taki przykład z książką dla Kordiana kochającego czytać i tworzyć ;P
    Jednak drażni mnie jeden fakt - iż za dużo w tym wszystkim jest u Ciebie zależne od lekarzy, wyników badań... i tych przeklętych pigułek. Chyba po mamie mam do tego wstręt i nie wiem, czy mi to przejdzie... szczerze, powinno, bo nie mam takiej wiedzy jak ona, wyjeżdżając z Polski zrezygnowałam z możliwości uczęszczania na kursy z medycyny germańskiej, więc na chwilę obecną, jak coś mi się stanie, pozostaje "typowa" wizyta u lekarza.
    Ale nawet tabletki, nawet krwotoki z nosa nie mogą zabić w Tobie tej cząstki marzyciela. Tym bardziej, że jesteś ambitnym marzycielem. Po prostu teraz musić poszukać innej drogi do realizacji swoich pragnień. Może trochę dłuższej, lekko zawiłej, no ale proszę Cię - przecież Ty kochasz chodzić i zdzierać podeszwy z kolejnych butów, jestem pewna, że dasz sobie radę i w takiej życiowej wędrówce. Nawet bez butów ;P
    Sądzę też, że z tą propozycją pracy to taki "trik" Wszechświata - teraz jesteś po prostu pod lupą, nic nie dzieje się bez przyczyny ;) Szczerze? Praca może poczekać, bo to w końcu jedno z Twoich marzeń i dalej będziesz w stanie je osiągnąć - w stosownym czasie, a on napewno nadejdzie.
    I życzę Ci, by w końcu te nocne obawy w końcu przeminęły. Noc jest cudowną porą do rozmyślań, ale zawsze lepiej jest ją wykorzystać do obliczania prawdopodobieństwa wydarzenia się czegoś miłego w naszym życiu aniżleli smutnych analiz przytrafiających nam się wypadków. Czasami to ja jednak zazdroszczę mojej małej podopiecznej - zasypia 5 minut po położeniu się do łóżka i jeszcze śmieje się przez sen... bez obaw i zmartwień o kolejny dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo los sam wybiera co nam daje ale cóż...właśnie chodzi o to, co my z tym zrobimy. Jak to przyjmiemy. Znów, wiele rozbija się o nasze podejście, o naszą głowę. Nieraz- wolę walki jako taką ( tja, nadal hołduję etosowi plemiennych wojowników XD). I wiesz, nie zawsze musimy przepędzać. Ja wolę nieraz się..dogadać. Ze swoim życiem ułożyć, z pewnymi sprawami zaprzyjaźnić, jeśli można. Jak z tą śmiercią czy bólem. Nie trzeba przed nimi uciekać, można przyjmować, ale świadomie:)
      Och i wiesz doskonale, gdybym nie musiał, pigułek pewnie bym unikał. To przecież ja hołduję dziwnym metodom leczniczym i miałem iść ( co się nie uda przez to serce no) do szkoły medycyny chińskiej i tak dalej XD Ale cóż, w niektórych sprawach już joga, reiki czy zioła chińskie mi nie starczą. Dziurę w sercu, jak ja to określam, moje problemy, trzeba dosłownie załatać. Już zdarzył mi się zator, dziękuję bardzo. Więc grzecznie łykam leki, nie rezygnując z wielu hm...innych działań. To rozsądek, po prostu. Zresztą, tradycyjną medycynę też uwielbiam jako naukę, także no:)
      Staram się, żeby nie zabiły i dlatego planuję już skrzętnie kolejną wędrówkę:) Tą właśnie, na której można wręcz buty zjeść XD Bo wiesz, lepiej je mieć, zawsze jak głodujesz możesz zrobić z nich zupę jak mawia mój przyjaciel, jak to dobra skóra XD
      I wszystko możliwe. To też pewna mobilizacja, żeby ruszyć tyłek właśnie w kierunku zmiany pracy, nawet jak to się nie powiedzie. Bo zaczynam się nudzić, potrzebuję nowych wyzwań:)
      Też uwielbiam noc, tylko niektóre rzeczy przychodzą same ale...skoro znowu mogę grać, choć troszkę, znajdzie się i na nie metoda:)I też zazdroszczę, chciałbym przespać ostatnio po prostu dłużej, niż 3 godziny. Zaczynam się męczyć.

      Usuń
  10. Motywujesz, wzruszasz, dajesz do myślenia. Po prostu piszesz tak, że aż chciałoby się Ciebie przytulić w tych trudnych chwilach.
    Po przeczytaniu wpisu ma się tyle myśli, że aż trudno to ogarnąć. Napisać cokolwiek mądrego z tego wszystkiego co ma się w głowie. Pewnego rodzaju zawieszenie.
    'Do końca życia będę miał problemy. Do końca życia będą potrzebne pewne leki, nie tak silne jak te teraz, ale jednak. Okolicznościowe badania (…)' - Nie myśl w takich kategoriach to tylko niepotrzebny zamęt w Twojej głowie, który odbiera Ci siły i pozytywne myślenie. A kontrole lekarskie, okolicznościowe badania w dzisiejszych czasach to nie problem, a przynajmniej będziesz robił to regularnie i nic Cię nie zaskoczy.
    Marzenia… Warto marzyć. Jak byłam dzieckiem marzyłam o zostaniu skrzypaczką, nawet dostałam skrzypce na gwiazdkę od rodziców (oczywiście mało profesjonalne, ale i tak dawały popalić domownikom ;) ). Jednak nigdy nie spróbowałam tego na poważnie. Kolejnym marzeniem jest kierunek studiów, a później zawód, którego raczej nigdy nie podejmę, a chyba będzie w moim sercu baaardzo długo. Jednak po wielu przemyśleniach doszłam do wniosku, że jest zbyt ograniczający, uzależniający, pochłaniając. Mimo zapewne wielkiej miłości do tego co bym robiła - ja, mój charakter, osobowość dusiłaby się w tym. Niestety, czasami pewne marzenia, wykluczają inne i z czegoś trzeba zrezygnować.
    Tak, bariery istnieją tylko w naszej głowie. To niewyobrażalne jak człowiek może się zmienić, wzmocnić psychicznie gdy przemyśli wszystko, spojrzy na otoczenie, społeczna drwina, o której wspomniałeś, której się poddajemy. To wszystko ma na nas, nasze możliwości i rozwój ogromny wpływ, a często tak naprawdę jest to bezwartościowe, nie dorównujące nam w żadnym stopniu, a jak bardzo na nas wpływa, ogranicza, przytłacza. Trzeba sobie po prostu tylko albo aż uświadomić swoje możliwości.

    Musisz przetrwać ten trudny okres, wierzę, że przetrwasz, tylko dbaj o siebie, teraz zwolnij, żeby za jakiś czas móc przyspieszyć, nie zadręczaj się dołującymi myślami, a później jak już będzie lepiej podróże, praca i wszystko o czym tylko zamarzysz, bo przecież niemożliwe nie istnieje ... :)

    Trzymaj się!


    i.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, cóż..to chyba dobrze. Sam nie wiem:)
      Nie myślę w takich kategoriach przesadnie, po prostu liczę się z możliwościami. Zawsze się z nimi liczyłem, wszelkimi. Może trochę na zapas, bo to dawało też większe pole manewru. Więc liczę się i z tym, a co będzie, okaże się po tym właśnie moim kamieniu milowym ,operacji. Jak to wszystko wyjdzie, po pół roku, może roku. Zobaczymy:)
      Czasem to problem, zależnie, jakie życie chcesz prowadzić. A moje cóż..nigdy nie przewidywało wielu wizyt lekarskich. Bo np. jeśli zechcę jednak wyprowadzić się do pewnej um, znajomej do Indii- tam trochę z tym krucho, prawda? Ale jak mówię, pożyjemy, zobaczymy:)
      Bo czasem trudno od razu zrozumieć, co bywa naszym prawdziwym marzeniem, o co warto tak naprawdę walczyć. To też zajmuje trochę czasu jakby nie patrzeć;) To, czy naprawdę chce się grać ( ja miałem trochę inną sytuację, ja zostałem zmuszony i po prostu to weszło w krew, trudna miłość na początku) czy robić coś innego jeszcze w życiu. Ale też i życie mamy od tego, by próbować, prawda?:)
      Jak to mawiają, sami dla siebie jesteśmy wszechświatem i w nas wszystko tkwi. Tylko trzeba ten wszechświat też zwiedzić, poszukać w nim tego, co ważne. Czego pragniemy. A inne wszechświaty cóż..niech nieraz zajmą się swoim XD
      Zwolniłem, zamiast biegać rano 10 km spaceruję z psem kawałeczek, zamiast chodzić do pracy siedzę i połykam kolejne książki, To męczy, ale się przetrwa jak zawsze:)
      I trzymam, trzymam:)

      Usuń
  11. *przytula*

    Jak sam to napisałeś - "Wyjdź poza to" :)
    To wszystko w dużej mierze to chyba kwestia nastawienia. I ja wiem, wiem, że jest ciężko i że nie zawsze udaje się zachować spokój i pozytywne myśli, ale nie wolno się poddawać, wycofywać.
    Ty masz chyba i tak odrobinę łatwiej, bo nie jesteś osobą, która łatwo by się poddała - po tym, co tu u Ciebie wyczytałam, mam co do tego prawie stu procentową pewność. Masz w sobie tę chęć walki i, co ważne, potrafisz zauważać wiele piękna wokół siebie, wiele powodów do radości. Skupiaj się bardziej na tym, a smutne i niepewne myśli powinny się zawstydzić i zacząć znikać ;)
    Także - kwestia nastawienia. Od tego na pewno w jakimś stopniu zależy też zdrowie fizyczne. Im bardziej się martwisz, tym wolniej się regenerujesz, bo większość energii idzie w myślowe potwory, czyż nie tak to działa?
    I oczywiście nie chodzi mi też o to, żebyś olał sobie swoje zdrowie (że wiesz, live fast & die young, YOLO i te sprawy :D). Ono jest ważne i należy się tym przejmować, ale nie przeprzejmować (no, bo sam widzisz, jak to słowo nienaturalnie brzmi xD)

    I zachęcam do grania, to genialne lekarstwo, a jestem pewna, że nadal jesteś w tym świetny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)

      Dlatego staram się, chociaż trochę pewne rzeczy ciągną w dół, ciągną ku sobie...ale i tak jakoś daję sobie z tym radę. Póki co:) I ja właśnie staram się nie poddawać etos wojownika mi nie pozwala:)

      I nie jestem, ale to dlatego, że kiedyś już byłem całkiem złamany. I wiem jak smakuje całkowite poddanie się więc...po prostu nie chcę tego przeżywać ponownie.
      Wiem, że kwestia nastawienia robi swoje, powiedzmy, że dość mocno siedzę hm..nazwijmy to, w alternatywnej medycynie, w szamanizmie i to jest też to, co pomaga w dużej mierze i dzięki czemu o nastawienie swoje walczę, ale po prostu, myśli nieraz przychodzą same nieproszone. To nie radio, które można po prostu wyłączyć.
      Dlatego tym też sobie radzę. Wiesz, pracowałem jako arteterapeuta, więc wiem ile to zmienia XD

      Usuń
  12. Aj, obudzić się umazanym własną krwią, coś strasznego. Wiesz, wyobraziłam to sobie, sama nie wiem po co i przeraziłam się. Dobrze, że umówiłeś się na badania. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
    Co do Twojego "zabijania" czasu, to powiem Ci, iż widać, że to robisz, bo nie zdarzyło się jeszcze, żebyś dwa razy w ciągu jednego dnia był na moim blogu. xD
    Ach, gdy napisałeś o niemożliwym moje serducho się aż rozradowało. Pamiętasz, jak pisałam u mnie "niemożliwe nie istnieje"? Wiele osób się nie zgadzało, ale Ty byłeś jedną z nielicznych, która przyznała mi rację . I tutaj piąteczka dla Ciebie za takie myślenie.
    Natomiast, co do "chcę", a "zrobię" - to dostałam kiedyś ochrzan na ten temat (o czym też jest notka), że nie mam chcieć, a właśnie ruszy dupsko i robić. No to też się wzięłam, jednak nie za wszystko. Napisałeś, że istnieją schematy - zaczęłam się obawiać, że sama się do takiego schematu przypisałam. Wiesz, marzę o wielu rzeczach, które de facto nie tyle boję się zrobić, co boję się ich konsekwencji.
    Zdrowia Kordian i relacjonuj jak się sprawy mają! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie jest to za miłe, chociaż, jak to wczoraj stwierdziła Ida, "jakbyś był kobietą to byś przywykł...choć co prawda kałuża nie jest koło głowy"XD Niezastąpione poczucie humoru znów ratuje sytuację XD
      I też mam taką nadzieję, że to po prostu...no nic, tylko kapryśny nos, sam z siebie.
      No tak, teraz więcej mnie tutaj, w blogowym świecie XD
      No tak tak, pamiętam ten twój wpis właśnie o tym:)
      Wiesz...zawsze spotkają nas jakieś, czegoś konsekwencje. Więc czemu nie mają to być konsekwencje tego, co nam się marzyło?:) Nigdy nie jesteśmy bezpieczni, bezpieczeństwo w życiu to kolejna ułuda jeno.
      Dzięki:)I mam zamiar:)

      Usuń
    2. Hahaha, nie no Ida jest genialna! xD Kurcze, że mi się nie skojarzyło :P
      Tylko wiesz, jak np. marzy mi się wydziaranie całego przedramienia, a studiuje finanse - to trochę nie pasuje. Żyjemy w ciemnogrodzie jeśli chodzi o tatuaże, a raczej odbieranie ludzi wydziaranych (przynajmniej przez starsze pokolenie) i mam obawy, że z taką ręką nikt mnie nie zatrudni. :P

      Usuń
    3. Ano jest, przynajmniej z nią mam wesoło jakby nie patrzeć:)
      Wiesz co? Ja sam jestem wydziarany, a jakoś nikt w pracy nie zwraca na to uwagi większej;) Jednak, mimo wszystko tatuaże są coraz bardziej popularne i w jakimkolwiek zawodzie coraz mniej przeszkadzają:)

      Usuń
    4. No też właśnie liczę na to, że NASZE, tolerancyjniejsze w temacie pokolenie niedługo wyprze ten ciemnogród i nikt nie będzie już dziar kojarzył z więzieniem itp.

      Usuń
    5. Miejmy nadzieję, pożyjemy, zobaczymy:)

      Usuń
  13. Podziwiam Cię w pewnym sensie. Moje ciało też się rozsypywało. Pamiętam te mdłości od leków, ja miałam też duszności, gorączki... Zawroty głowy. To nic przyjemnego. I pokonałam ciało - o ile można tak powiedzieć. Mam je pod kontrolą - tak myślę... Ale nie potrafię się cieszyć. Nie mam dobrych wiadomości. A jeszcze jakbym usłyszała, że ktoś bierze ślub... Albo zostanie rodzicem... Bolałoby mnie bo ktoś spełnia moje marzenia. I nie życzę nikomu źle, niech cieszą się i doceniają to co mają... A mi będzie przykro bo nawet okruszek dobrej wiadomości czy jakiegokolwiek szczęścia się nie należy ostatnio. Ciekawe czy coś takiego się pojawi, bo ciągle coś jest nie tak, ciągle spotyka mnie coś nieprzyjemnego. Więc już nawet nie chce mi się starać. Dostaje tylko po dupie. Rozkruszam się w środku, ale moje ciało ( o tyle dobrze) jest na razie silne. Dlatego to niesamowite,że Ty potrafisz się cieszyć, tańczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz...dla mnie pokonanie ciała, a raczej hm..dogadanie się z nim, bo chyba o to przede wszystkim chodzi- to tylko właśnie zawsze część sukcesu. Najważniejsze rzeczy ciągle tkwią w głowie i w sercu.
      I wiesz, jak dla mnie nie można hm..jakoś zazdrościć? Może to nie jest odpowiednie słowo, ale ci ludzie nie spełniają twoich marzeń, bo nie są tobą. Oni spełniają swoje, może podobne- ale ciągle nie te same:) Więc z tego można się jak najbardziej cieszyć.
      I dostaje się po dupie też po coś, ja chcę w to wierzyć.

      Usuń
    2. Cóż, może i ja dogadałam się ze swoim ciałem ale reszta po prostu runęła i to nie przeze mnie tylko właśnie przez to dostawanie po dupie. Po co to jest? By człowieka wpędzić na tory? albo zawiesić i zacisnąć mu pętle na szyi? Bo nawet jak człowiek jest mega silny, to w końcu i tak zabraknie mu sił na ciągłe próby, na ciągłą walkę i tak dalej.
      I ja nie zazdroszczę, mnie po prostu boli,że ktoś dostaje coś co ja bym bardzo chciała dostać. To tak jakby los pomylił się i zapomniał zupełnie o mnie. Nie jest przyjemne jak ktoś spełnia nawet podobne marzenia do Twoich a Ty od życia otrzymujesz tylko gorycz. Ja tańczyć nie potrafię i cieszyć się innych szczęściem, gdy u mnie jest źle. Może to egoizm, ale jak mam nie być egoistyczna? Ja mam wszystko ble i wszystko boli a ktoś dostaje i dobro i zło ? Nie wiem jak to ująć... To i tak chyba nie ważne.

      Usuń
    3. Ja nadal wierzę w naukę, po prostu. Sam nieraz po dupie, od dziecka obrywałem i po czasie cóż..mam wrażenie, że jestem przez to jakoś hm, silniejszy? Akceptuję śmierć, akceptuję ból, doszedłem do fajnych rzeczy przez szukanie po zgnojeniu mnie i całkiem dobrze mi się żyje- nawet teraz, jak niby życie mnie łamie. Też dzięki temu, że kiedyś było po prostu chujowo i się poddałem.
      I dlatego napisałem, że zazdrość to chyba złe słowo, ale nie umiałem znaleźć innego określenia na to ukłucie. To tak jak moje ukłucie teraz, że ktoś jest zdrowy i ma marzenia, a z tego nie korzysta, nie rusza tyłka. Wiem mniej więcej o co chodzi.
      I nie wiem, czy to egoizm, ale to wydaje się tak samo naturalne, jak radośc z cudzego szczęścia. Nie ma reguły, co jest dobre a co złe, ja w takie reguły nie wierzę za bardzo jednak.
      I ważne. Wszystko jest ważne:)

      Usuń
    4. A ja akceptuje to jak jest teraz. Dopiero to zaakceptowałam. Może dlatego tak jest? Nie wiem... Nie wszystko jest ważne.

      Usuń
    5. Hm..ale czasem po prostu najmniejsze drobiny miewają znaczenie.

      Usuń
    6. Czasem, ale nie zawsze...

      Usuń
  14. Moim zdaniem potrzebujesz ten muzyki. Może ona pomoże Ci wyrwać duszę z szkodliwego oddziaływania ciała. Przejmujesz się tym, to oczywiste. Jestem z Ciebie dumna, ze tym razem zgłosiłeś się na badania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że jej potrzebuję dlatego cóż..dobrze, że ta bariera pękła. Ale czasem w głowie stawiamy właśnie najbardziej absurdalne mury.
      I chociaż raz jestem rozsądny, co?XD

      Usuń
    2. Tak, z tym się akurat zgadzam. Czasem boimy się czegoś, co zupełnie nie jest uzasadnione. Tak jak Ty, boisz się w gruncie rzeczy swojej największej miłości ;)
      Może po prostu ujmijmy to tak, że po raz pierwszy Ci to przyznałam :D

      Usuń
    3. Bo strach wcale nie musi być racjonalny:) Ale już mi na szczęście, minęło:)
      Ok ok, niech tak będzie XD po raz pierwszy XD Ja nie wiem, co wy wszyscy macie mnie momentami za takiego wariata XD

      Usuń
    4. Słuszna uwaga ;) Nie musi być racjonalny i często nie jest, ale i nie powinno tak być :)
      Momentami to akurat mam Cię za nie-wariata :D

      Usuń
    5. Wychodzę na pscyhopatę XD

      Usuń
  15. ..hmm ale cżłowiek zawsze jest uwięziony między tym co wypada zrobić i co pomyślą inni. A powinien wybierać to, co sprawia, że można być szczęśliwym....
    Podobno "jeśli muzyk spędza bezsenne no¬ce tworząc wielkie dzieła, jest to piękna bezsenność" jednak Twoja bezsenność mnie zaczyna przerażać i tylko Bóg wie ile razy sięgałam po telefon by zadzwonić...
    ...patrząc na Twoje podejście to przecież noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy... Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość, przecież istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie. .....
    ...M...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, znasz mnie już na tyle dobrze, że powinnaś wiedzieć, że ja nie bardzo uznaję "wypada", a to co pomyślą inni już dawno przestało mnie obchodzić. Rzecz w tym, by ich nie krzywdzić. A nie to, by sobie "dobrze o nas myśleli".
      Ale jakoś ją znoszę, więc nie ma paniki:) W końcu zacznę normalnie spać, pewnie po prostu, jak moje życie wróci do mojej normy, wiesz?:) Tylko to męczy, ale na pewno nie ma co panikować.
      Och i przecież, że tak jest:) Przypomniałaś mi, że przecież jeszcze chcę odwiedzić Saharę i doznać tej suszy i zobaczyć skarabeusze zbierające wodę. Kolejne marzenie na liście:)

      Usuń
    2. Uh,, znam ale nie tak dobrze jak by się chciało.. Ależ proszę CIę bardzo, zawsze do usług xD

      Usuń
    3. Jak to mawiają nigdy nie poznasz mnie do końca?XD Czy coś w tym stylu XD Sam mam za tym problem moja droga XD

      Usuń
    4. Króliki podobno tak mają xD xD nigdy do końca ich nie ugłaszczesz ^^

      Usuń
    5. Otóż to XD Ale na szczęście, nie są groźne. Chyba że te jak w scenach Monty Pythona XD

      Usuń
    6. Ha ha xD mam się bać? xD Lepiej bez marchewek nie podchodzić? xD
      Wczoraj padłam jak mucha .. uhm.. ciekawa jestem czy byłeś ...

      Usuń
  16. Oj Króliczku, ja to bym Cię teraz tak do serca przytuliła, wiesz?
    Bo właśnie - nie ma niemożliwego. A ja chcę być dobrej myśli i wierzę za chwilę to wszystko będzie tylko Twoim wspomnieniem, wspomnieniem tego, jaki byłeś silny - mimo wszystko, jak przetrwałeś. Wiesz, że pisałam Ci już, że będziesz biegał znowu nad Rusałką, że będziemy piwo pić, mówiłam Ci, nie?
    Bo ja w to wierzę, wierzę całym serduchem, może czasem nawet bardziej od Ciebie, a wiara czyni cuda.
    A praca poczeka, a jeśli nie, to znajdzie się inna, może nawet lepsza. W życiu zawsze coś dzieje się po coś.
    I dobrze, że się zapisałeś do lekarza, bo naprawdę mnie to zmartwiło. Daj mi koniecznie znać, napisz, cokolwiek... co Ci ten lekarz powie i w ogóle, bo te krwotoki są naprawdę straszne.
    I wspomniałeś o komunikatorach... tej, czy Ty używasz jeszcze czegoś takiego jak gg, czy coś w ten deseń, czy tylko ja jestem takim dinozaurem? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tja i pewnie byś mi żebra połamała czy coś XD
      I ja wiem właśnie, że nie ma, dlatego cóż...utrzymuję się na powierzchni:)Naprawdę, nie jest źle, ale nie jest po prostu dobrze. I wiem że czyni, w końcu jestem szamanem, no nie?XD
      I tak już chyba czas po prostu zmienić, bo ja zaczynam się...nudzić. Za mało wyzwań. A kto wie, może tamta pozwoli mi dojść do tego starzenia się przy ochronie humbaków XD
      Ej, ja jestem rozsądny, a nie jak wszyscy tu myślą XD W ogóle, to już się zrobiło zamieszanie, bo dzisiaj się okazało, że mam iść w sumie do laryngologa, więc rano będę miał pobranie krwi i tak dalej, wyniki w piątek, wieczorem konsultację u laryngologa, potem w piątek z wynikami do kardiologa...oszaleć można, wszyscy nagle oszaleli. Bo tego laryngologa to mi ciotka oczywiście wcisnęła po znajomości, że ja debil, jak nos, to tylko laryngolog, śmieszna dyskusja już była XD Więc dam znać, ale jak widzisz, to skomplikowane dość się porobiło. Wszyscy oszaleli tej.
      Ja używam komunikatora na gmailu po prostu, mogę cię dodać, o XD Bo gg mi tnie kompa i już nawet nie pamiętam jaki miałem numer ani nic.

      Usuń
    2. Ty to od razu, wiesz?! :P
      Wiesz, bo w tej chwili nie może być tak do końca dobrze, bo zawsze pozostaje ten niepokój jednak. Ale i jemu można próbować stawić czoło.
      No tak, tak tylko mówię, gdyby Ci się jednak zapomnialo XD
      Ochrona humbaków to chyba jedna z Twoich wymarzonych prac, co? :D
      No to faktycznie zamieszanie się zrobiło.. Ale że oszaleli... dziwisz się? Więc będę czekała na wiadomość!
      Czyli jednak jestem dinozaurem.
      Boooże a ja tak kochałam gadulca :D Ale jeszcze te starsze gg, jak nie było tych nowych emotikonek :D Teraz mam, ale już prawie nikt na nim nie siedzi, prawie wszyscy na fejsbukach :( A ja tak nie lubię czatu na fejsie :(

      Usuń
    3. No pewnie że od razu XD
      I będzie trwał póki się wszystko nie uładzi, to też naturalne i ja to przyjmuję, wiesz?:) I spoko, nie mam sklerozy, ale fakt, nieraz przypominanie się przydaje XD
      Nie, w sumie to nie. Więc u pobrania krwi już byłem, o 7 rano, teraz czekanie na resztę, jak widać. Teraz laryngolog do odfajkowania, bo mi ciotka żyć nie da XD Nieraz mam wrażenie, że niedobrze jest mieć w rodzinie lekarza XD
      Jesteś, jesteś. Ale widziałem już że może i na gmaila cię przestawię XD

      Usuń
    4. Niedobry Ty xD
      Wiem, wiem... Szamanie :)
      No i to też wiem, dostałam już relację - i w ogóle zawieszam się z tymi sms'ami jak Ty nieraz XD możemy sobie przybić piątki xD
      W sumie nie mam lekarza w rodzinie, to nie wiem, czy to dobrze, czy źle :P
      Nie wiem, kurde, nie ogarniam Google + XD

      Usuń
    5. No moje nieodbieranie smsów teraz wyszło jeszcze bardziej chujowo....
      I dobrze i źle pewnie XD
      Już dobrze ci idzie ogarianie, nie mów że nie XD

      Usuń
  17. Chyba każdy by się szarpał, miotał i miał głowę pełną myśli... - nie da się uciec od strachu kiedy on właśnie teraz jest częścią Twojego życia - może pozwól sobie na odrobinę słabości zaopiekowania - a nie wymagania... spokojnie - tak jak mówisz nie ma rzeczy niemożliwych - ja w to mocno wierze... trzeba poczekać na 'wiadomą" i poradzić z nią sobie - najbardziej niemożliwie jak się da :) uśmiech przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się uciec, ale można się z nim zaprzyjaźnić i uczynić go nieraz nawet swoim sprzymierzeńcem:) Nieraz nie trzeba walczyć, czasem można się dogadać z nim:) I dziękuję za uśmiech, ten zawsze jest dobry i potrzebny:)

      Usuń
  18. Czy Ty też nie uważasz, że tegoroczna jesień to nie jesień? Jest tak sucho, że liście spadają z drzew zielone, zasuszone.
    Lgniesz do ludzi, a ja przed nimi uciekam. I wiem, że powinnam z tym coś zrobić, ale za cholerę nie wiem, co. Boję się. Boję się zmian, nie lubię ich. Zazdroszczę Ci tej odwagi, robisz to, co chcesz i nie ogranicza Cię strach.
    Odniosłam wrażenie, że zdanie pogrubione czcionką o niemożliwym jest skierowane właśnie do mnie i ta gruba czcionka jest po to, żeby mi czasem nie umknęło :)
    Wiesz, że też nie potrafię powiedzieć niczego więcej o podróżowaniu? Dla mnie to nauka życia i i radzenia sobie z problemami, na przykład, jak dostać się z Głównego w Poznaniu na Górczyn prędkością błyskawiczną, co by nie musieć nocy na dworcu spędzać :D
    Ze swoim nastawieniem i wiarą mógłbyś góry przenosić, wiem, że poradzisz sobie z chorobą, bo masz niesamowitą wolę życia.
    Tym razem nie płakałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to jesień, tylko że ta złota:) Ta słotna pewnie przyjdzie za parę dni, w sumie, u mnie już dzisiaj tak wygląda. Czas napalić w kominku coś czuję ^^
      Wiesz co? To nie jest tak, że ja się nie boję. Absolutnie nie. Ja boję się wielu rzeczy, czasem i ludzi, pomimo tego, że ich uwielbiam. Ale właśnie odwaga to nie tyle brak strachu, co panowanie nad nim. Najdawniejsza prawda. Strach zawsze można ugłaskać, zaprzyjaźnić się z nim. Można też uczynić go swoim sprzymierzeńcem.
      Hm...może tak właśnie miało być?:)
      A dla mnie to...rety rety. Dla mnie to treść życia po prostu, zresztą, pisałem o tym kiedyś nawet tutaj, zanim pojechałem do Indii i jak z nich wróciłem. Podróże to doznawanie, poznawanie siebie. Radzenie sobie? Ależ owszem. Ale to tylko jeden z aspektów. Ale może dla mnie podróże to coś więcej, bo ja łącze je z opowieściami- a i te nie są dla mnie tylko słowami.
      Mam nadzieję, że sobie poradzę, ale będzie, co ma być:) I to też po prostu trzeba jak zwykle przyjąć.
      To i dobrze XD

      Usuń
    2. Masz kolorowe liście na drzewach i na ziemi/chodniku? Bo u mnie ich nadal nie ma. Mam wrażenie, że jest końcówka sierpnia, tyko trochę chłodniej.
      Muszę się wreszcie ogarnąć. Zamiar jest, teraz trzeba przejść do działania.
      Masz znacznie więcej przygód na tych swoich wyprawach, niż ja na moich wyjazdach, ale zawsze coś tam się ciekawego wydarzy, co warto później wspominać.
      Dobrze będzie, zobaczysz ;) Tak szybko nas nie zostawisz, o nie :)

      Usuń
    3. Są. I róże są typowo jesienne w ogródku babci:)
      Zamiar to już chociaż jakiś początek, no nie?:)
      No właśnie, zawsze coś jest. Kwestia też, jak do tego podejdziesz:)

      No nie mam zamiaru XD

      Usuń
  19. Wszystkie dobre wiadomości, które do nas docierają, w pewnym stopniu czynią nasze życie szczęśliwszym, bo to piękne, kiedy ktoś dzieli się tymi dobrymi nowinami właśnie z nami, nie dlatego, że chce się pochwalić, a dlatego, że chce byśmy cieszyli się razem z nim, byśmy byli tego częścią. Jednak z drugiej strony może to wywołać mieszane emocje, bo mimo, że jest pięknie, że nasi bliscy, przyjaciele, znajomi, są szczęśliwi, że za oknem bywa tak ładnie, że to widzimy i doceniamy, to czasem coś nas łapie za serce. Te wewnętrzne lęki, chaotyczne myśli, problemy różnego pochodzenia, z którymi trzeba się zmierzyć teraz lub później... no tak, to jest właśnie to rozdarcie. A Ty jesteś silny, fizycznie teraz mniej, ale to w końcu minie... Twoja wewnętrzna siła, siła walki, ducha, stanu umysłu, to wszystko jest tak niewyobrażalnie ważne, zwłaszcza teraz, kiedy czujesz się rozdarty. I dzięki temu przetrwasz. Bo masz w sobie siłę, wiarę i chęci, by tak właśnie było.

    I masz rację, nie ma niemożliwego. Znacznie łatwiej jest mi powiedzieć, że coś jest niemożliwe niż że jest trudne do zrobienia. Bo to pierwsze wyklucza podjęcie próby, jakby była bez sensu. Zrozumiałam, że to pójście na łatwiznę. A przecież zawsze lepiej jest walczyć niż czekać, aż się zostanie pokonanym. Dlatego dobrze jest mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Po to w końcu są. Kiedyś usłyszałam albo przeczytałam, już nie pamiętam, że człowiek bez marzeń musi mieć bardzo smutne życie. I to jest prawda. Marzenia nadają życiu sens, zwłaszcza, kiedy próbuje się je spełnić. Bo mieć marzenia i myśleć "i tak się nie spełnią" albo "gdyby było tak jak sobie wymarzyłem", bez żadnej próby, bez walki, to tak jakby wcale ich nie było.

    A te krwotoki są bardzo niepokojące, dobrze, że tego nie bagatelizujesz, bo to poważna sprawa jest. Daj znać jak z tymi badaniami, jednak mam nadzieję, że będzie dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to też cudne po prostu, że ktoś chce się z nami dzielić, żebyśmy my w tym jakoś uczestniczyli. Wszyscy jesteśmy stadni, a to, że ktoś wybiera nas do swojego stada jako takiego cóż...to niezmiernie miłe, budujące wręcz.
      I po prostu, nieraz nasz niepokój jest...konieczny. Jest naturalny. Bo może być właśnie jednocześnie pięknie- ale wcale nie być dobrze. I to też trzeba jakoś przyjąć, może rozmienić się na parę części i pozwolić im odczuwać to, co każda z nich potrzebuje. Niepokój, wbrew pozorom przecież, też może być potrzebny.
      Przetrwanie to też po prostu logiczny wybór, wiesz?:)

      Owszem, mówienie niemożliwe to jak dla mnie często właśnie pójście na łatwiznę jako taką. Ale niestety, to też pozorna łatwizna. Bo może nie musimy wysilić się na początku...ale potem często płaczemy nad zmarnowanymi szansami. Bo perspektywa czasu uzmysławia nam nieraz, że warto było zaryzykować.

      Poważna nie, ale sprawdzić się przyda:) Dzisiaj póki co mnie kłuli jedynie przy pobraniu krwi:)

      Usuń
  20. tak, to nic dziwnego, w sumie wiesz, że czeka Cię poważna operacja, poważna ingerencja w Twój organizm i nikt nie przewidzi tego, jak to się potoczy! oczywiście ja wierzę, że jak najlepiej i przesyłam uściski i dużo energii (tak! zdążyłam ją zgromadzić mimo rozdrażnienia!).
    to w sumie zrozumiałe, w pewnym momencie stara praca nas nudzi, nawet jak codziennie można w niej doświadczyć czegoś nowego. a ile już w tej firmie pracujesz? oczywiście dalej chciałbyś w zawodzie pozostać, prawda?
    nie wszystkie potrawy na tym świecie muszą nam smakować :P
    czasem mam wrażenie, że żaden człowiek nie jest w stanie żyć tylko w jednym miejscu, pewnie wiele osób tak ma, ale ile by się zmieniło w ich życiu, gdyby mogli zmienić miejsce zamieszkania, zawsze to nowe znajomości, nowe doświadczenia, a nie stanie w miejscu wśród tych samych twarzy
    wiedziałam, że tak wybierzesz! spoko, odpowiada mi Trójmiasto, chociaż z drugiej strony z racji tego, że studiowałam w Szczecinie, bardziej by mnie tam ciągnęło :P
    wiem, wiem, czasem tylko po prostu w pracy znajduję ukojenie, co może kiedyś wiązać się z pracoholizmem, ale kiedyś, teraz na pewno nie mam z tym problemu. a dziś już jest zdecydowanie lepiej niż wczoraj, przedwczoraj, także zdecydowanie powoli wstaje już u mnie słońce ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie poddaj się!!!
    Naprawdę, życzę Ci jak najlepiej.
    Jesteś bardzo inspirującym człowiekiem :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Great post! I love your blog!

    XOXO!

    OdpowiedzUsuń
  23. Smutno jakoś się zrobiło..

    Jesteś wyjątkowym człowiekiem, który nawet marzenia ma oryginalne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja wiem? Dużo ludzi marzy o podróżach chyba:)

      Usuń
  24. Dobrze Cię rozumiem. Też cisną mnie schematy, z których zawsze staram się wychodzić. Mam wiele marzeń, na drodze których staje zdrowie. Ot, choćby wczoraj taka głupota: wyczytałam, że są w moim mieście warsztaty literackie, pierwsze od kilku lat. Nie zastanawiając się, chwyciłam za komórkę, zadzwoniłam. Okazało się, że nic z tego, bo zajęcia będą odbywać się na czwartym pietrze, bez windy. Nikt nawet nie zaproponował, że wyjdzie po mnie, pomoże... Pocieszenie dostałam takie, że jako osoba na wózku na pewno mam większe zmartwienia, od tego świat się nie zawali. Też mi coś!
    Przez moment naprawdę pomyślałam, że nigdy nic nie napiszę poza amatorskimi opowiadankami, zawsze chciałam się podszkolić, była szansa, no i dupa. Po chwili zdałam sobie sprawę, że o marzenia trzeba walczyć, a te cholerne warsztaty mogłyby mnie nawet uwstecznić. Tak jak Ty powiedziałam sobie, że nie ma niemożliwego i trzeba tylko ruszyć głową.
    Damy radę właśnie dlatego, że marzymy, pragniemy i walczymy. Biedni są ci, którzy mają wszystko podane na tacy, ale boją się zmian, wyzwań. Niech sobie narzekają do woli, nam szkoda życia, prawda? ;)
    Trzymaj się ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, świat po prostu nie zawsze nam sprzyja w realizowaniu marzeń, ale to nie znaczy, że powinniśmy z nich zrezygnować, czasem wręcz przeciwnie. Czasem uparcie i na przekór, ja wychodzę przynajmniej z takiego założenia:)
      Właśnie, może te warsztaty tylko by ci jeszcze jakoś "zaszkodziły". Może wszechświat sprzyjał jednak?:)
      A pewnie:) Chociaż czasem narzekanie jakoś tak samo wychodzi XD

      Usuń
  25. Niektóre marzenia trzeba po prostu odłożyć na później, dać im czas, a przede wszystkim zadbać, Króliku, o zdrowie :) A to, że dasz sobie radę i wszystko będzie dobrze, to ja jestem tego pewna.
    Trzymaj się :)

    I jak po dzisiejszych badaniach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, dlatego dbam, chociaż to nie jest łatwe wcale:)
      I ja już nawet po zabiegu jestem, więc spoko. Ale idę wcześniej do szpitala.

      Usuń
  26. Już miałam pisać, żebyś sięgnął po te skrzypce... ale doczytałam do końca - uf, sięgnąłeś.
    Tak, własnie najgorzej jest, gdy człowiek sam sobie zacznie rujnować marzenia przez swoją niewiarę. To straszne. Jednak niestety są rzeczy niemożliwe. Ja akurat coś o tym wiem.
    Chciałam być policjantką - był to mój bardzo poważny plan na życie. Marzenie moje. Miałam iść do szkoły policyjnej i w ogóle, ale wtedy doczytałam, że by być funkcjonariuszką musiałabym urosnąć z 10 cm jeszcze... a to się nie stanie. Więc to jest faktycznie niemożliwe. Tak, trochę ukuło. Ale znalazłam inną drogę.
    Jednak zawsze warto walczyć o swoje marzenia do końca. Nawet jeżeli się nie uda, najważniejsze, że podeszło się do próby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, przełamałem się. A ostatnio przełamałem się i wobec innych rzeczy:)
      Hm...owszem, to jest przeszkoda. Rzecz niby niemożliwa ale jednak...może to mobilizować do innych rzeczy. I one nie będą niemożliwe, czyż nie?:)
      Przynajmniej właśnie warto chociaż próbować.

      Usuń
  27. są one zrozumiałe! każdy by miał pewne obawy w takiej sytuacji, chociaż ja nadal wierzę, że wszystko dobrze się ułoży!

    no właśnie! więc musisz doświadczenie zdobywać ;)
    trzy lata to w sumie sporo, masz już pewne doświadczenie, więc jesteś konkurencyjny na rynku! ale w sumie, aż tak chciałbyś pracę zmienić? przecież tu w tej pracy możesz spokojnie realizować swoje podróże?

    no niech Ci będzie, ale przez to będę mieć więcej miejsc do ciągłego odwiedzania, bo rzecz jasna moje studenckie miasta staram się odwiedzać jak tylko mogę, a wtedy miałabym dwa studenckie miasta :D

    dziś znowu gorzej. huśtawka, ale powoli mi to przechodzi i zaraz idę spać więc może wstanę w lepszym humorze? wiem, że to nie fajna sprawa, już raz zasłabłam w pracy z przepracowania i dopiero wtedy oprzytomniałam, że tak się nie da, ale to był mój sposób na ucieknięcie od zawodu miłosnego... nie najlepszy, chociaż po tym upadku i omdleniu się podniosłam, więc jednak pomógł. ale kij wie, jak to się potoczy.

    OdpowiedzUsuń
  28. Kocham teksty, jakie piszesz, jednocześnie zawsze jestem na siebie zła, bo nie wiem, co napisać. Zapierają dech w piersiach, inspirują, skłaniają do refleksji. To zbyt małe słowa. Cieszysz się najmniejszymi drobnostkami, o których często zapominam. Cieszysz, mimo że z drugiej strony cierpisz fizycznie. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co przeżywasz, ale doskonale pamiętam, jak w zeszłym roku mnie rozłożyło totalnie. Płakałam z bólu i bezradności. Wiem, jak frustrująca potrafi być niemoc. Ale mam wrażenie, że cieszenie się, mimo wszystko, niszczy tą "nieudolność". Pokazujesz ciału, że się nie poddasz, bo umysł wciąż jest pełen pasji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm...chyba odbiorę to jako komplement. Czy coś w tym stylu:)
      Staram się nimi cieszyć, może tak to określmy, bo ostatnio mam z tym mimo wszystko spory problem. I...właśnie z nią nie moglem sobie poradzić. Z bezsilnością. Ale już jest lepiej:)

      Usuń
  29. teraz już wiem, że Kordiana nie wolno czytać przy robieniu obiadu czy przy jedzeniu xD. nie lubię widoku krwi, blee choć dzisiaj miałam na podłodze w kuchni delikatną niespodziankę przyniesioną przez Stivi do połowy zjedzoną. widoki do śniadania akurat :d

    Kordianie, wiesz mój P miał dokładnie to samo. te same krwotoki, te same kałuże krwi i nie można było tego niczym tamować, było to trudne. chodził po lekarzach tu w Polsce jak i w Szwecji i do dnia dzisiejszego nie wiadomo co mu jest. ale uprzedzając pytanie nie ma problemów z krzepnięciem. nikt nie wie.

    nie chcę byś wpadł w depresję. zbyt wielu ludzi na to cierpi, a Ty na to nie zasługujesz mój Miły. tak jak i na socjofobie. nie wolno, po prostu nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm....zatem przepraszam, jeśli to było zbyt drastyczne, ale cóż. taka prawda XD A moja siostra twierdzi, że kto jak kto, ale kobiety do widoku krwi powinny być przyzwyczajone XD
      Po prostu taka uroda. Ja już sobie naczynka przypaliłem, powinno być lepiej:)
      I nie wpadam. Walczę jak mogę.

      Usuń
  30. Ostatnio jak zraniłam się w palec i polała się krew, to nie ona mnie przeraziła, ale ten pulsujący, lekki ból. Obudzenie się w kałuży krwi...? Chyba skoczyłabym do sufitu, ostatni raz krew z nosa płynęła mi z 6 lat temu. Dlatego może czujesz właśnie ten niepokój mimo, to Ciebie przestraszyło. Więc prawidłowo, że zadzwoniłeś do lekarza!

    Właśnie dziwne jest to uczucie, gdy wszystko jest piękne. Jesień, tacy mili ludzie i wszystko nas cieszy, za dnia, gdy zapomnimy o tym, co gryzie nas w nocy. Ja jestem od początku września najszczęśliwszą osobą na świecie, ale ostatnio coraz częściej myślę o bliskich, szczególnie o mamie, która ma swoje lata i o przeróżnych chorobach i jak sobie wtedy myślę, że oni mnie mogą opuścić, że mogą być na coś chorzy, że lada dzień moje szczęście zniknie i zmierzę się ze smutną, inną rzeczywistością, to mój żołądek się zaciska, nagle jest mi zimno i mnie mdli. Ogólnie to mnie też zawsze mdli, gdy się czymś stresuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moja siostra twierdzi, że to koiety powinny być do krwi przyzwyczajone XD
      Wiesz...czasem może nie warto myśleć na zapaas o złych rzeczach, póki jest dobrze?

      Usuń
  31. Oczekiwanie samo w sobie jest niezwykle cenne. W postaci niedoczekania na coś upragnionego, w rzeczywisty sposób przydaje skrzydeł. Choć bywa ciężko.
    Widzę, że dostrzegłeś, jak bardzo ludzie pomagają przetrwać czas.
    Zostałeś wystawiony na nie lada próbę. Wszak nie możesz wykonywać ukochanych zajęć, męczy Cię to, boli, a być może jeszcze coś... Czas przyniesie rozwiązanie, o ile się nie poddasz, a widzę, że nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, bywa.
      I pomagają, ale pewne rzeczy trzeba też zrobić samemu. Tego też sie uczę:)
      Nie mam zamiaru. Nadal walczę, bo warto:)

      Usuń