czwartek, 18 września 2014

It's a beautiful day , don't let it, get away

A więc wróciłem do domu. W końcu, po tygodniu badań i zamykania mnie w szpitalnym pokoju, jestem w domu. Na swoim poddaszu, otoczony swoimi kotami, wyśliniony przez swojego psa, nakarmiony domowym obiadem. W końcu w domu.

Choć, na szpital też nie narzekałem. W niedzielę po raz pierwszy mogłem wyjść na świeże powietrze do szpitalnego parku. Zacząłem aż nucić z radości, rozkoszując się ciepłym, miękkim słońcem wczesnej jesieni. Wiatr uderzający w twarz. To jak wyjście z grobowca, zmartwychwstanie dawno zapomnianego przez świat człowieka. Spędziłem tam kilka godzin, czytając książkę, co rusz zbierając kasztany spadające z drzewa i zaznajamiając się z kolejnym kotem. Był trochę nieufny, jak wszystkie te półdzikie koty włóczące się pośród budynków, które może postawili ludzie, ale są też i ich domem przecież.

Wróciłem wtedy, w tą niedzielę do swojej sali z kieszeniami pełnymi kasztanów. Po co mi one? Nie miałem pojęcia, mam po prostu straszną słabość do nich. Zawsze mam upchane, przez cały rok kasztany w kieszeniach wszystkich kurtek i bluz. Nie wiem po co, po prostu to takie małe talizmany, które z radością daje mi zawsze jesień. Nie wiem po co mi one ani komu innemu, ale kilka najładniejszych dałem jednej z pielęgniarek o ślicznym imieniu Róża, jednej z pielęgniarek, która świeżo skończyła studia i przeszła ze mną na „ty”, bo aż głupio było mówić sobie per pan i pani. Uśmiechnęła się wtedy zdziwiona, zawstydzona jakby. Ale nie wyśmiała mojego wątpliwej wartości prezentu, gdy śmiałem się jak dziecko. Zresztą, ona właśnie nadaje się na pielęgniarkę, choć może jest właśnie zbyt nieśmiała...to jednak te duże, ciemnoszare oczy mają w sobie właśnie taką powagę i czułość, jakiej nieraz chorzy ludzie potrzebują.
Nie wyrzuciła tych kasztanów do końca mojego pobytu na pewno. Jeszcze wczoraj były w dyżurce, gdzie wkradałem się nieraz. Może je zostawi, na pamiątkę naszych rozmów i swoich pisków "ojeju, naprawdę, zjadłeś pająka?!". Bo Róża lubiła opowieści z podróży, sama chciałaby, a boi się, jak wielu ludzi. Więc w swojej głowie korzysta z cudzych przeżyć i nie ma w tym nic złego. Tak więc parę razy siedziałem z nią, stałem oparty o framugę dyżurki gdy była sama (pozornie sama, cóż) i opowiadałem o różnych cudach świata, a jej oczy robiły się okrągłe jak spodki. Już nie była nieśmiała, chciała więcej słów, dopóki nam nie przerwano.
-Pacjenci nie powinni przebywać w dyżurce! - przypomniał mi się wrzask mojej prywatnej "siostry Ratched". Siostra oddziałowa mnie na pewno nie polubiła. I chyba z jakąś wzajemnością. Bo gdy tylko odzyskałem siły, wielką radość sprawiało mi prowokowanie jej, psocenie i droczenie się, jakbym miał lat 10, a nie prawie 30.
Moja mała wojna z siostrą oddziałową zaczęła się od leków nasennych, które przepisał mi lekarz. Nie chciałem ich brać, chociaż nocami w ogóle nie spałem. Nie i koniec, od zawsze mam problemy ze snem, nieprzespanie przeze mnie 48h to żadna nowość. Więc po co mi leki? Poleżę sobie po prostu w nocy, nikomu nie wadząc i sam opowiadając sobie bajki w myślach (choć, z bajkami to jeszcze inna historia, ale o niej kiedy indziej). Więc nic nie mówiąc, udawałem, że biorę tabletkę, chowając ją pod językiem, jak pacjent z "Lotu nad kukułczym gniazdem" właśnie, choć kardiologia to przecież nie psychiatria, co nie? Wypluwałem ją zaraz i wyrzucałem przez okno, modląc się, żeby żaden ptak czy inne stworzenie tego nie połknęło zamiast mnie. Nie chciałem, żeby coś zdechło przez moją bezsenność. Ale "siostra Ratched" się zorientowała i zaczęła na mnie fukać jak wściekła kotka. Było to dość zabawne, kobieta postawy rosyjskiej kulomiotki, z siatką pierwszych zmarszczek na ustach i tlenionymi wiórkami włosów na głowie. Gdy tak fukała, zadziałała moja wyobraźnia i zacząłem się śmiać. To dopiero ją zdenerwowało.
-No nie chcę tabletek to nie chcę, mi brak snu nie przeszkadza.
-Ale lekarz kazał! - i tak w koło Macieju, co wieczór. Bo lekarz kazał, a jej prosta natura służbistki ( tak, ona też by się nadawała na metaforę totalitaryzmu) mówiła, że to co szef każe, jest święte i trzeba. Nie ma odstępstw.
Tak więc miałem swoją prywatną wojnę, którą specjalnie momentami prowokowałem, bo obudziło to moją drugą naturę, tego złośliwego chochlika, który wszystko psuje i ma z tego całkiem niezły ubaw. Nawet jak ubaw ma oznaczać kłopoty. A ją właśnie najbardziej denerwował mój śmiech i mój brak poszanowania dla pewnych zasad, które wydawały mi się głupie.
"Siostrę Ratched" więc zdenerwowałem ostatecznie przedostatniego wieczoru ( nie wiedząc nawet, że jest przedostatni) gdy wyganiała mnie jak zwykle z dala od siostry Róży. Chwyciłem ją jak najcudowniejszą damę, za rękę i kibić i zaproponowałem szalony taniec. Jak ta nie zacznie wrzeszczeć!
-Ok, ok, mam rączki przy sobie!- zaśmiałem się i czmychnąłem do pokoju, słysząc jeszcze jej fukanie za mną i słowa kierowanie do ślicznej jak kwiat Róży "ten chłopak to same kłopoty, nie rób takich maślanych oczu!".
Gdy wczoraj oddziałowa dowiedziała się, że mam dziś wypis, wzniosła tylko oczy ku niebu i westchnęła "łaska boska, że już, bo nie zdążysz mi całego oddziału roznieść w drobny mak chłopcze, biegając tak jak jakiś źrebak!".
Dzisiaj wychodząc posłałem jej pięknego całusa a ona..odmachała mi i też mi przesłała cmoka w powietrzu. Bo tak naprawdę ta wojna momentami i ją bawiła. Choć, pewnie nigdy się do tego nie przyzna. Wracam tam za miesiąc, może wtedy się dogadamy.

W szpitalu nie tylko z pielęgniarkami było zabawnie. Mimo, że najczęstszym pytaniem jakie słyszałem od nich było :

Boże, co pan robi?
-Jogę sobie ćwiczę. Nie widać?
To tak można się wygiąć?
-Aham!

Boże, co pan robi?
-Żongluję sobie. Nudzi mi się.

Boże, co pan robi najlepszego?
-Zamówiłem sobie pizzę, to źle? Nie miałem zawału przecież.

Boże, co pan robi?
- Zrywam kasztany za oknem.
Ale pan wypadnie!
-Wcale nie!

Poznałem dwoje bardzo miłych i ciekawych ludzi, starszego pana Zbyszka, inżyniera z bypassami i ognistowłosą Martę, która z problemami związanymi z sercem walczy od dziecka i na kardiologii już się zadomowiła. To ją tak naprawdę najbardziej śmieszyła moja wojna z pielęgniarką i też trochę przez nią to robiłem. Żeby się śmiała, bo miałem wrażenie, że mało śmiechu miała w życiu.
Dziwnie wyszło, gdy poznaliśmy się na parkowej ławeczce, a nie na oddziale, choć jej sala była niewiele dalej niż moja. To ona mnie kojarzyła, to, jak w niedziele przemykałem jak meteor pod prysznic gwiżdżąc sobie pod nosem utwory Ravela. Poznała, że to Ravel. Plus dla niej, zdecydowany.
Usiadła więc w poniedziałek koło mnie, gdy sobie czytałem w parku ( tym razem nie wymykałem się na papierosa, jak wiele lat temu, a na czytanie, inny nałóg, cóż). i powiedziała prosto z mostu
- To moja ławka.
A bury kot, w stosunku do mnie nieufny wskoczył jej na kolana. Opadła mi szczęka, wyjąkałem nieśmiałe "czy mam sobie iść?"
Zaśmiała się.
-Na oddziale to taki niemrawy nie jesteś.
I tak zaczęła się ogólna dyskusja, którą kontynuowaliśmy przez parę dni. Choć, czułem się zawsze nieswojo, gdy zaczynała narzekać na mężczyzn, jakie to z nas podłe istoty. Zawsze czułem się nieswojo, jakbym to ja ją zawsze zostawiał, gdy zaczynały się kłopoty i to ja wlał w jej serce ten jad, który uciekał wraz z kolejnymi słowami. Tylko dlatego, że mam chromosomy XY. Czasem zastanawiam się, czy naprawdę, "mój gatunek" jest aż tak nieodpowiedzialny, bardziej niż kobiety, czy tylko my to przeżywamy inaczej?
W każdym razie, chciałem tą gorzkość, nie tylko dotyczącą mężczyzn, ale i życia po prostu w niej jakoś złagodzić, to aż się prosiło o troszkę uśmiechu. To cyniczne spojrzenie młodej jednak, choć starszej niż ja, piegowatej kobiety, która też lubi koty. Starałem się więc być momentami dla niej błaznem, jednego dnia poprosiłem Idę, żeby przyniosła najlepszą bagietkę w mieście z mojej ulubionej piekarni i ten karmelizowany dżem z jabłek Sisi. Nic nie poprawia tak humoru jak dobre jedzenie i wtedy naprawdę było wesoło, gdy tak zajadaliśmy i marudziliśmy na szpitalny wikt. Smutne było tylko to, gdy westchnęła, że do mnie to tabuny ludzi po oddziale biegają. A u niej zjawia się tylko matka. Cóż mogłem powiedzieć?
Ona dostała ode mnie ludzika z kasztanów, skonstruowanego naprędce nad ranem, zanim wyszedłem ze szpitala. A gdy tylko będę mógł się ruszyć w domu bez fukania Sisi ( bo ta stała się teraz moim prywatnym strażnikiem) odwiedzę ją, jeśli jeszcze tam będzie, zanim ja tam trafię z powrotem. Może nie jestem jak tabun, ale ona lubi bagietki i ogólnie dobre jedzenie. A to już coś.

Z panem Zbyszkiem rozmawiałem o szachach i sytuacji politycznej co chwila. Ale jemu kasztanów nie zostawiłem, bo chyba dzieci z drugiego małżeństwa, maluchy całkowite, same mu naprzynoszą ich do szpitala.

W szpitalu było więc miło. Nie nudziłem się ani trochę, marudziłem tylko na rozerwane żyły. Nie pisnąłem jak ściągali mi szwy, bo przecież to nic, co boli.
Tak naprawdę, ten szpital, to, że trafiłem do niego wcześniej, ma swoje dobre strony. A jakże, jak wszystko. Owszem, popsuło mi to parę planów i jestem na to ciągle zły. Ale do reszty podchodzę z uśmiechem.
Przypomniałem sobie, że szpitale to przecież nieraz miejsca, gdzie mimo wszystko można dobrze żyć. To miejsca pełne ciekawych ludzi i ładnych lub smutnych opowieści. A ja opowieści kocham. Przypomniałem sobie, że przecież zawsze w szpitalu stawałem się pewnego rodzaju chochlikiem, kiedyś przez okna uciekając na papierosa, porywając jeżdżącego na wózku Zająca z oddziału rehabilitacyjnego w tymże samym celu. Zawsze miało mi się na śmiech i kłótnie się z zasadami. Bo tam, będąc ograniczonym przez swoje ciało jeszcze bardziej unikam regulaminu. Jeszcze bardziej prowokuję życie do tego, co zdaje się być niemożliwym. Zawsze żył we mnie mały buntownik, mały sabotażysta. Wrodzona w serce anarchia, nawet, gdy nie ma ona sensu, cóż.

Dobrze, że znalazłem się w szpitalu, bo ten zator, cała ta nagła sytuacja paradoksalnie ukoiła moje lęki. Bo nie bałem się tego, że mogę umrzeć, nie boję się tego do tej pory- choć nie chcę. Bałem się ograniczenia. Bycia uwiązanym. Ten pobyt, tydzień siedzenia na szpitalnym łóżku uspokoił to trochę. Jasne, teraz siedząc już na L4 będę marudny pewnie jak nigdy, w domu też obudzi się we mnie chochlik łamiący zasady, które będzie mi próbowała wyznaczyć babcia. Ale to nic. Szpital, te godziny kroplówek, poczucie bezwładu własnego ciała, paradoksalnie to wszystko uspokoiło. Wiem już, że da się to przetrwać i są w tym też dobre rzeczy.
Tak dobre rzeczy, że każdy dzień można określić pięknym, nawet ten, w którym jest tak dużo bólu i niepewności. Wiecie, wtedy piękno dostrzega się jeszcze bardziej. Wszystkie te miłe, radosne rzeczy, wszystkie te uśmiechy nagle kradzione ładnym dziewczynom. Wszystkie Rozmowy, cudzą troskę docenia się jeszcze bardziej i cóż, okazuje się, że wcale a wcale nie trzeba się wstydzić.
Nie trzeba się wstydzić tego, że ktoś musi się o ciebie martwić. Wręcz przeciwnie, to nawet miłe. Miłe, że ktoś się troszczy, że się martwi. Miło, że Ona się troszczy. To znaczy, że ludziom zależy. Wtedy, gdy ich potrzebujesz, im zależy. Mimo wszystko, nawet ja tego poczucia potrzebuję, ja, chochlik roznoszący oddział z wenflonem wbitym w łapę.

A teraz jestem już w domu i chce mi się śpiewać. Same dobre, jasne piosenki, choć nie mogę chwycić za gitarę ani skrzypce, bo muszę rękę zaleczyć.
Zostałem już znokautowany przez swojego psa, który waży jakieś 60 kg i skokiem z rozpędu powalił mnie na ziemię w ogródku mojej babci, gdy tylko mnie zobaczył. Zostałem obśliniony. Tak bardzo tęskniła. Jej też zależy.
Najadałem się domowego jedzenia, najlepszej szarlotki. Będę musiał zanieść taką Marcie, bo tylko ta tak smakuje, a szpitalne żarcie jest podłe.
Jestem teraz obłożony wszystkimi kotami, z którymi żyję. One też za mną tęskniły.
A dzień jest piękny. Nic, tylko złamać zasady ustalone przez Sisi do końca tygodnia i wyrwać się na spacer nad Rusałkę. Może ucieknę jeszcze przez okno, kto wie?

To dobry dzień, mimo wcześniejszego zagubienia. To piękny dzień, choć przedtem zdawało się, że takie długo się nie zdarzą.
Gdzieś na świecie właśnie ktoś też cię uśmiecha, pomimo tego, że ktoś płacze. Gdzieś rodzi się dziecko, ktoś umiera w szpitalu po długiej chorobie. Kwitną kwiaty, z drzew opadają liście. Ziemia zatacza krąg wokół własnej osi, słońce daje szansę na przeżycie czegoś cudnego każdemu z nas. Ktoś wychodzi ze szpitala i cieszy się, że dzisiaj być może zaśnie w swoim łóżku. Ktoś śpiewa na cały głos, bo tylko tak można nieraz wyrazić całą radość. Ktoś uśmiecha się do tych, co byli i będą. Do tej, co też wyciąga rękę i się troszczy. Ktoś akceptuje to, że na pewne rzeczy, do których się rwie dusza, trzeba jeszcze poczekać. Ktoś cieszy się całym sercem z tego, że żyje- i ma zamiar żyć tak jeszcze długo, długo mimo kaprysów serca.
To dobry dzień, każdy z kolejnych podczas naszego życia. Nigdy nie wiesz ile jest ci dane. Doceń każdy z nich. 

Tak, to jest naprawdę piękny dzień.



To był piękny dzień
Nie pozwól mu uciec
To był piękny dzień

Dotknij mnie, zabierz mnie do innych miejsc
Naucz mnie, że nie jestem beznadziejnym przypadkiem.

Czego nie masz, nie potrzebujesz mieć teraz
Czego nie wiesz, możesz poczuć
Czego nie masz, nie potrzebujesz mieć teraz
Nie teraz

To był piękny dzień

67 komentarzy:

  1. Więc nawet szpital ma pozytywne strony ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U Ciebie ten szpital wyszedł niespodziewanie, a u mnie ta szkoła teraz. I to pewnie też się okaże niewarte tej paniki xD
    Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy jak igrasz z tymi dziewczynami, co? Bo dla Ciebie to dzielenie się opowieściami, uśmiechami, których im brakuje. "Maślane oczy" powinny być... ostrzeżeniem? Bo dla Ciebie to nic takiego. A dla nich? Ja wiem, że Ty oczywiście tak na to nie patrzysz, nie widzisz tego, ale dobrze wiesz jak bywa. Także, kurde, uważaj czasem.
    I cóż, witaj na wolności :D
    https://www.youtube.com/watch?v=LSRK2goztaI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, wszystko taknaprawdę, co nas denerwuje w końcu i tak na dobre wychodzi:)
      I ja nie igram, te maślane oczy to Ratched rzuciła, daj spokój, nikt tu maślanych oczu nie robił XD Ratched to w ogóle miała obsesję na punkcie dzielenia facetów i kobiet, jakby od razu mieli się na siebie rzucić bez ubrań, serio XD Wszędzie widziała ZUO chuci XD
      A Róża była miła, ja bywam miły i tyle, jak z każdym człowiekiem przecież:) Płeć tu nie ma znaczenia akurat, z każdym jest dobrze porozmawiać, czasem poopowiadać, podzielić się życiem. Ja z takiego założenia wychodzę:) Panu Zbyszkowi też opowiadałem o Indiach, bo go to ciekawiło:) Każdemu człowiekowi nieraz brakuje uśmiechu, więc można go ot tak, bez podtekstów żadnych, rozdawać:) I bywa, ok, ale to skrajne przypadki. Tak w tym na pewno nie będzie:)
      Dzięki za kawałek XD

      Usuń
    2. A to się jeszcze okaże xD
      Bo Tobie jak się nie powie jak krowie na rowie to takich rzeczy nie widzisz, więc sobie mów co chcesz xD

      Usuń
    3. Widzę, po swojemu, weź już się nie czepiaj, co?XD

      Usuń
    4. Gówno, 1:0, grasz dalej?XD

      Usuń
    5. Ale Ty mi dzisiaj podpadasz, tej xD

      Usuń
  3. Ostatnio spotkałam bardzo ufnego kota, ale był mały jeszcze. Bardzo mały właściwie. Takie mega mały, jeszcze nieopierzony. Miałczał na środku ruchliwej drogi głównej. Pomyślałam „cholera, przecież koleżanka chciała kota…”. Więc napisałam jej sms’a, że niosę dla niej kota. Po czym ta mi odpisuje „ale… ja już mam kota. od wczoraj”. Odpisała mi, gdy już byłam w połowie drogi do niej. Pół drogi przesiedział wtulony w moich ramionach. Ja kota nie chcę. Z resztą matka wywaliłaby mnie razem z nim na bruk. Dlatego… no położyłam go na chodniku i poszłam. Biegł za mną miałcząc, a mi się chciało płakać. No, ale co ja zrobię?! W końcu jak nie mógł mnie dogonić - został w miejscu miałcząc przeraźliwie. Tak wielkich wyrzutów sumienia nie miałam dawno, ale potem owa koleżanka, jak mnie odprowadzała natknęła się na niego i opchnęła go jakiemuś kumplowi.

    Moja chrzestna zawsze powtarza, że kasztany są dobre na reumatyzm! Można je zgnieść i dać pod materac i podobno jakoś działają, ale na jakiej zasadzie? Nie mam pojęcia :D
    Ty to wszędzie potrafisz znaleźć ciekawe znajomości no. Aż Ci tego trochę zazdroszczę. Sama chciałabym umieć być tak otwarta na nowe osoby.
    A opowieść z oddziałową bardzo jakoś poprawiła mi humor, nie wiem dlaczego hahaha.

    Dobrze jest być buntownikiem czasami. Wprowadzanie lekkiego, ale przyjaznego chaosu w nasze życie to przecież nic złego, jak się tak teraz zastanowię.
    W końcu wprowadziłeś tu trochę uśmiechu, jasności i świeżego powietrza. To mi się podoba. Nic w życiu nie dzieje się przypadkowo i może niektórzy współczuli Ci tego, że znów jesteś w szpitalu, ale no sam widzisz - musiało się to zdarzyć. Być może bez tego dalej bałbyś się tak bardzo tego, co Cię czeka. Może teraz uświadomisz sobie, że nie ma czego? Że to nasz mózg jakimś głupim prawem osądza to, co dobre, a co złe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geez...w życiu, w życiu bym kotka małego na drodze nie umiał zostawić. Zresztą, wiadomo, dlaczego mam tyle kotów XD Ale ja mam inną sytuację, chociaż..najpierw o koty i psa nawet miałem z Sisi wojnę, ale jakoś tez je pokochała, więc wiesz. Ale dobrze, że historia skończyła się dobrze, że ktoś się nim zajął. Bidulek, no.

      I są dobre, to też słyszałem. Wiesz, w roślinach masz pełno magicznych właściwości. Może z kasztanami polega to na tym, że substancje w nich zawarte wzmacniają żyły ( dlatego wyciąg z kasztanowca podaje się i na zylaki) i tak dalej. Może przenika przez skórę, nie wiem XD Ale np. gorczyca ciepła pomaga na zatoki, o. Różnie to bywa:)
      Ja ich nie szukam widzisz...po prostu, każda znajomość jest ciekawa:) Ja lubię ludzi,ciągnie mnie do nich, szukam opowieści jak każdy bard, trudno:) I wiesz, chcieć to móc:)
      No bo ta wojna jest wesoła, nawet dla mnie XD

      Chaos taki właśnie uwielbiam. Dlatego czasem życie ze mną męczy, wiesz? Bo jak się robi nudno to ja go wprowadzam i nie daję ludziom odpocząć XD
      Bo mi już minęło moje marudzenie, wiesz, czasem i ja muszę mieć na nie miejsce. Też właśnie na blogu, żeby nie truć ludziom którzy są..bliżej. Wiesz, to taki mój wytrych, wentyl bezpieczeństwa troszkę.
      I musiało, nie musiało, zdarzyło się i jak wszystko wyszło na dobre po prostu:)

      Usuń
    2. no widzisz, ja też myślałam, że nie umiałabym tego zrobić, a jednak... nie wiedziałam, co robić. Jakbym go przyniosła do domu na chwilę chociaż, to cholera - zakichałabym się na śmierć. Eh, egoistyczna ja. Dlatego kuźwa jestem za kastracją, jeśli się nie ma zamiaru prowadzić jakiejś hodowli, czy coś.

      Oj to wiem. Babcia mnie różnymi roślinami nacierała, jak w młodości chorowałam itp :D
      Po prostu taki masz charakter. Dlatego Ci tego zazdroszczę, bo ja czasem choćbym jak bardzo chciała, to nie umiem takich relacji nawiązywać. Ja mam jeszcze ten brzydki nawyk analizowania i oceniania po pozorach. Staram się z tym walczyc, ale czasem jest trudno, bo to silniejsze ode mnie. I tak jest lepiej, niż było :p

      Hah aż mi się przypomniała dzisiejsza rozmowa z moim dobrym kolegą:
      R: Odpadną mi oczy chyba. Mam całe zawalone takimi małymi mikro kuleczkami szklanymi. Jakbym miał kilo piasku wsypane, tak się czuję.
      M: A nie powinniście nosić jakichś gogli ochronnych, czy czegoś?
      R: No niby tak, ale... Nie powinnaś jeździć 50 w zabudowanym? :p

      Kojarzysz mi się z nim trochę. Powiedział mi kiedyś, że nie znosi się nudzić. Widać XD Ale to też miewa swoje uroki i ważne, że dobrze się z tym czujesz.

      Usuń
    3. Nie egoistyczna, po prostu nie masz takiej wariackiej słabości jak widać XD I kastracja- jasne, ale jednak są też dzikie całkiem koty, którym się dobrze jako dzikim żyje i tu pytanie- odławiać i kastrować czy pozwolić żyć jak i innym dzikim stworzeniom?

      Och, a ja nie znoszę pozorów i staram się je ignorować. Bo czasem naprawdę można przez to stracić, mimo że mam też tzw. czuja do ludzi.

      Bo nuda to zuo XD

      Usuń
  4. To nie jest normalne by nie spać przez 48 godzin :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się zdarza. Ponoć, wykorzystałem swoje limity snu jak byłem w śpiączce, teraz muszę oszczędzać XD

      Usuń
  5. Sielankowy ten szpital z Twoich opowieści, aż trudno uwierzyć :)
    Ale może chodzi o to, że każde miejsce możemy uczynić dobrym i w jakiś sposób "swoim", jeśli zamieszkamy tam na sto procent. Nawet jeśli tylko przez chwilę.
    Wracaj do zdrowia, jesień czeka na spacery ;)

    Kocham ten kawałek!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tak się zaczytałam, że właśnie przypaliłam ciasto :p

      Usuń
    2. Wiesz, sam szpital nie jest sielankowy, jasna sprawa ale..jest w nim wiele dobrych rzeczy. Zawsze to twierdziłem, gdy sam w nim byłem i gdy pracowałem na onkologii jako wolontariusz. Po prostu, jeśli chcemy dostrzec piękne i miłe sprawy, to zobaczymy je wszędzie. Tak samo właśnie jak miejsce dla siebie, nawet chwilowe, jak piszesz:)
      I wracam, wracam:) Już w domu, pójdzie mi szybciej XD
      Nie dziwię się.
      A za ciasto hm...przepraszam?XD Ale przypalone też dobre, ja lubię XD

      Usuń
    3. Ja tego jednak do końca nie zrozumiem, sam zapach szpitala przywołuje najgorsze z możliwych wspomnień
      Jakoś odratuję to ciasto, spoko ;)

      Usuń
    4. Rozumiem doskonale o co chodzi i widzisz...ja się wcale nie dziwię. Tylko po prostu hm..mam w pewien sposób obsesję z walczeniem ze strachem może, z odwracaniem złych wspomnień, wiesz? Wolę wszystko, co mnie spotkało, też moją rodzinę przekuć w coś dobrego. I tak szpitale kojarzą mi się też z dobrymi chwilami spędzanymi na wolontariacie kiedyś czy po prostu..z życiem. Z wspaniałą, choć bolesną lekcją życia, jakkolwiek dziwnie może to nie brzmieć.
      I co, smakowało?XD

      Usuń
    5. Rozumiem. Dałeś mi trochę do myślenia z tym oswajaniem strachów. Kiedyś będę musiała się z tym zmierzyć i pewnie odczarować te zaklęte szpitale. Może gdy sama z jakiegoś powodu się tam znajdę. Chociaż póki co odsuwam to od siebie jak najdalej :)
      Ciasto? Tak, odratowałam i nikt się nie zorientował ;) To było ciacho na imprezę u filozofów. Żeby ich zapchać. I tak zawsze pochłaniają wszystko co zrobię ;)))

      Usuń
    6. Hm, coś w tym jest, bo jednak szpital to takie miejsce gdzie jednak cóż..zawsze się znaleźć możemy. Tak jak ja np, nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek na serce będę operowany, a tu proszę, taka niespodzianka. Więc nie ma sensu się niespodzianką taką jeszcze bardziej stresować niż trzeba, dawnymi, zakorzenionymi lękami. Wyrwać je i tyle XD
      Filozofów? Przepraszam, ale od razu skojarzyło mi się z powieścią mojego ukochanego Somozy "Jaskinia filozofów" XD

      Usuń
    7. To po prostu grupa moich znajomych. Większość z nich pracuje na filozofii, więc tak ich hurtem nazywam ;)

      Usuń
  6. A mówiłam, żebyś tę pielęgniarkę wyrywał to nie, a sama ci maślane oczy robiła. No wiesz XD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy, tak jak pisałem wyżej, to była obsesja siostry Ratched, te maślane oczy XD Weź XD Ona wszędzie widziała romanse, w ogóle to wszyscy pacjenci pewnie zostawieni sami w sobie zapełnili by porodówkę w szpitalu położniczym obok za 9 miesięcy, jakby ona ich nie pilnowała XD Serio, ona była chyba o tym święcie przekonana XD Albo mnie miała za jakiegoś Casanovę czy coś że odniosłem takie wrażenie XD

      Usuń
  7. Z tymi kasztanami to jesteś jak mój brat - codziennie po szkole idzie z kolegami i nie wiadomo po co je zbierają. :P A potem te kasztany i tak sobie leżą na tapczanie - nic więcej.
    No, no - popatrz jakie masz powodzenie u kobiet, a nigdy się nie chwaliłeś! :D
    No i w końcu wstawiłeś jakąś piosenkę, którą znam! Brawo, jest dla mnie jakieś światełko w tunelu. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja jeszcze nieraz robię z siostrzeńcami z nimi ludzki, więc cóż:) Jakiś powód jest. Ale dla mnie to talizmany i koniec:)
      Nie mam wcale takiego powodzenia, nie ma się czym chwalić XD
      O proszę, jestem aż zaskoczony XD

      Usuń
  8. Muszę powiedzieć, że masz szczęście do ludzi, zawsze spotkasz kogoś fajnego :D I z każdego wydarzenia, nawet tego nieco negatywnego potrafisz wyciągnąć mądre wnioski, i jeszcze dobre słowo ogólnie powiedzieć - zazdroszczę Ci tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prosto widzisz, to kwestia spojrzenia, dla mnie każdy człowiek ma w sobie coś fajnego;)

      Usuń
    2. Jak mówię, nie każdy tak potrafi :) W zasadzie to wszyscy zawsze szukają dziury w całym, ot co.

      Usuń
    3. Ja wolę szukać porządku w dziurach XD

      Usuń
  9. Też lubię czasem być złośliwa i komuś dogryźć :P Myślę, że ta pani oddziałowa też taka jest i dlatego przekomarzała się z Tobą, ale w głębi duszy jej się to podobało :) Uważała Cię pewnie za świra, z resztą po akapitach "dobry boże, co pan robi?" nie jest bezpodstawne :P Bądź co bądź było wesoło i towarzysko, więc cieszę się, że pobyt w szpitalu Cię zrelaksował. Świadczy też o tym to, że po powrocie do domu chce Ci się śpiewać. :)
    Zbieraj siły na operację. Bo tu już za niecały miesiąc, dobrze pamiętam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest możliwe, ale sama nie chciała się przyznać, że ta wojna się jej podobała w dużej mierze XD Choć nieraz na pewno ją naprawdę, dosłownie wkurwiłem.
      No wiem wiem, że nieraz przeginam z pewnymi zachowaniami, ale bywam jak dziecko XD Trochę z premedytacją XD
      Owszem, 7 października mam termin.

      Usuń
  10. Pozytywny Facet z Ciebie :)
    Nawet pobyt w szpitalu nie był taki najgorszy :)
    Ja też mam kasztanowego bzika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie był, zdarzają się gorsze rzeczy w życiu przecież:)
      I nie dziwię sie mu wcale:)

      Usuń
  11. Ja się uśmiecham, jak odczytuję wszystkie te słowa napełnione Twoimi pozytywnymi myślami. Jest noc, a czuję jakby słonko świeciło na mnie wprost z ekranu :)
    Baardzo mi poprawiłeś nastrój :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, cieszę się, że tak moje słowa zadziałały:)

      Usuń
  12. Poznając mnie w szpitalu, pewnie byś nie polubił. Tam jestem bardzo zdystansowana, każdą chwilę wykorzystuję, by zatopić się w lekturze albo chociaż częściowo wrócić do mojego świata, pisząc esemesy, czytając blogi w necie mobilnym i takie tam. Nienawidzę tych miejsc, tak strasznie chcę do domu, że pragnę zapomnieć, gdzie jestem. Inna sprawa, że tam spotykam się z litością, bo nie dość, że i tak nie chodzę, to jeszcze mi będą majstrowali np przy kręgosłupie, o Jezusicku xD Nic dziwnego, że wolę "swoją snów dolinę, obok, której płynie czas" :) Chociaż był jeden taki przypadek - podczas ostatniego pobytu - że rówieśniczka z sali obok upatrzyła mnie sobie, bo też miała same panie po 60-ce u siebie. Przychodziła, bez przerwy trajkotała, dzieliła się ze mną batonikami, bezami, wpychając mi na siłę do ręki (sama nie jem słodyczy, więc w końcu kupiłam czekoladę, żeby się czymś zrewanżować) i to było jak zaproszenie do rozmowy. W normalnych warunkach od razu nawiązałabym kontakt, ale tam nie potrafię, W rozmowie na fejsie po wszystkim stwierdziła, że mnie nie poznaje, w sensie pozytywnym, bo... wreszcie byłam sobą,
    Napisałam o tym dlatego, że podziwiam Cię... nawet w takich sytuacjach nie tracisz rezonu, jesteś w stu procentach króliczy, zarażasz pozytywną energią :D To niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też to szanuję i rozumiem, że ktoś nie chce rozmawiać. Nie jestem typem hm..który się narzuca, ale jeśli widzę, że ktoś chce porozmawiać choć troszkę, to jakoś to samo przychodzi właśnie. Tak jak z Martą czy panem Zbyszkiem, to po prostu wychodzi naturalnie, może też dlatego, że jednak mnie wszędzie pełno i widać, że ja rozmawiać po prostu chcę. Po prostu lubię. Ale też nie dziwię się, że się w taki sposób odcinasz, bo przecież każdy ma metodę, żeby pewnego rodzaju no piekiełko własne przetrwać. Ty uciekasz w swoje światy, odcinasz się od rzeczywistości, ja swoją zaczynam prowokować i zmieniać się w chochlika, nieraz bardzo złośliwego. I jedna i druga metoda ma plusy i minusy:)
      Więc nie ma co podziwiać, po prostu, dla każdego co innego:)

      Usuń
  13. Przez tą wzmiankę o kasztanach zatęskniło mi się za dziecięcymi latami, kiedy biegałam po babcinym podwórku, zbierając kasztany, a potem robiłam z nich wieczorem wesołe potworki. Nie, nie ludziki, jak wracam wspomnieniami do tamtych czasów, to były to jednak powykrzywiane potworki. Jeszcze trochę i wybiorę się do parku nazbierać kolorowych liści. Szkoda, że znów sama.
    Zjadłeś pająka? Jak mogłeś? Fuuujka.
    Patrz, cały czas Cię tam Bogiem nazywali, "Boże, to. Boże, tamto".
    Nie mam takich dobrych wspomnień z pobytów w szpitalu.
    Ile Ty masz tych kociaków?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak, kiedyś to były potworki. Ale ja już przez przebywanie z siostrzeńcami chyba mam taką wprawę, że już można to nazwać ludzikami właśnie XD
      A robiłaś kiedyś kwiaty, róże z liści klonu?
      Zjadłem pająka, będąc w Tajlandii. Pieczona tarantula czy coś w tym stylu. Zjadłem też karaczany i surowe, jeszcze bijące serce węża. Coś jeszcze?XD
      No, też mnie to bawiło, ale miały pielęgniarki taką manierę, że wszędzie Boga widziały XD Chociaż, może trochę jeuzosowato wyglądam, kto wie XD
      Hm..ja nie mam samych dobrych. Ale te dobre staram się zapamiętać przede wszystkim:)
      W sumie już teraz 7, ale 3 są półdzikie i sobie tylko w piwnicy mieszkają i czasem mi tylko przez okno włażą na poddasze, żeby się na mnie pogapić XD

      Usuń
    2. Nie, nigdy takich rzeczy nie robiłam, to się da coś z tego stworzyć?
      Jak będziesz w Łodzi kiedyś to odwiedź lokal o nazwie "Insekt", myślę, że będą mieli tam dobry obiad specjalnie dla Ciebie :P
      Jak Jezus z obrazów? Dłuższe włosy i zarost?
      Kaci-tata z Ciebie, jak widzę :)

      Usuń
    3. A pewnie że się da:) Tylko troszkę cierpliwości i delikatności w dłoniach:)
      Hm...brzmi ciekawie XD Dobra, wiem że jestem obrzydliwy, ale po prostu nie lubię się ograniczać kulinarnie przez wzorce społeczne XD
      Aham, mniej więcej tak. Ale sądzę, że jestem chudszy niż on, nawet po tym, jak był na pustyni XD
      Owszem:) Mam jednak do kotów ogromną słabość, a i to chyba z wzajemnością:)

      Usuń
    4. Muszę poszukać o tym jakichś informacji w sieci.
      Boję się pająka, który jest dwa metry przede mną, a co dopiero...
      Ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że Jezus to przystojniak... (bez komentarza).
      A ja za nimi jakoś specjalnie nie przepadam.

      Usuń
    5. Na pewno gdzieś będzie. Mnie tego nauczyła mama. A skąd ona potrafiła? Nie mam pojęcia.
      No cóż, niektórzy mają fobię wobec pająków, szanuję, ja mam dziwniejsze XD
      Nie, raczej nie XD Na pewno nie mój typ XD
      I też dobrze Nie wszyscy na świecie mogą kochać koty, byłoby nudno:)

      Usuń
  14. Tyle tego strachu, a tutaj takie miłe zakończenie. Potem też pójdzie gładko i wszystko będzie dobrze ;) A kiedy czytałam te Twoje perypetie, to ryczałam ze śmiechu. Ta jesień to najwspanialsza pora.

    Kasztany,.. Niby nic szczególnego, ale cieszą :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, po prostu we wszystkim też coś miłego się znajdzie:)
      To dobrze że chociaż komuś humor poprawiłem XD

      A pewnie, małe rzeczy najcenniejsze!

      Usuń
  15. Dobrze, że już jesteś w domu, bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej przecież :)
    Ta wczesna jesień jest naprawdę piękna, to rześkie powietrze z rana, promienie słońca jakby był lipiec, spokojne, chłodne (ale nie zimne!) wieczory... no coś niesamowitego ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano dokładnie, co swoje łóżko, to jednak swoje łóżko:)
      Otóż to. A w zeszłym roku była dokładnie tak samo piękna. Coś mi się zdaje że to złoto i czerwienie zadomowią się u nas na jakiś czas:)

      Usuń
  16. Opowiem Ci pewną historię:
    Pewnego pięknego dnia szłam sobie z koleżanką, którą poznałam na studiach, na spacer, taki jakich wiele. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że wówczas obie miałyśmy poczucie, że może to być jeden z ostatnich, tak pięknych i beztroskich momentów. W pewnej chwili Marta, bo tak miała na imię ta dziewczyna, jakby od niechcenia zapytała mnie:
    - Czy istnieją jakieś granice cierpienia, których byś nie zniosła, jakiś zabieg medyczny, na który się nie zgadzasz?
    Musiałam bardzo głęboko się zastanowić, zanim sformułowałam odpowiedź. Nie tak łatwo mówić o granicach cierpienia, będąc na wózku, mając sprawny tylko jeden palec i słabowidzące oczy. Jednak odpowiedziałam:
    - Nie chcę rurki w gardle.
    -Dlaczego?- zapytała Marta z nutką zdziwienia.
    - Bo zabrałaby mi resztkę samodzielności. Zabrałaby mi głośną i wyraźną mowę.
    Morał z tej historii, a raczej z jej fragmentu, wyciągnij sobie sam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Powinniśmy doceniać codziennie nasze życie, otoczenia, każdy szczegół! Ale często po prostu nie ma czasu o tym myśleć, to, tamto.Niestety ludzie w tej codziennej gonitwie zapominają, a potem zauważają te pozytywy gdy je utracą lub gdy staną w sytuacji, gdy mogą coś stracić. Jednak dobrze jest się ocknąć na jakiś czas, jak najczęściej się da i przez okno spojrzeć, zaciągnąć się powietrzem czystym i powiedzieć: ale piękny dzień, cudownie jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, gubimy się w pędzie życia...a raczej nie warto, po prostu nie warto zatracać tylu wspaniałych chwil. I właśnie strata, ta prawdziwa potrafi nam uzmysłowić nieraz, jak wiele jeszcze przecież posiadamy:)

      Usuń
  18. Lubię mieć czasem w kieszeni chociaż jednego kasztana i go ściskać. :P
    Czyżbyś był z Poznania? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też taki talizman?
      I owszem, a co?:)

      Usuń
    2. U mnie to jest tak, że jak się denerwuję czy stresuję, to lubię ściskać coś w dłoni - czy to jakąś małą piłeczkę czy jesienią kasztana właśnie. :)
      A nic, po prostu też jestem z Poznania no i Rusałka zabrzmiała baaaardzo znajomo. :P

      Usuń
    3. A, to mamy coś podobnego. Też mam stale "ruchliwe" ręce i muszę w nich coś mieć. Chyba dlatego tyle paliłem:)
      Rozumiem:) Cóż, może kiedyś spotkamy się tam na spacerze, nie wiedząc, że to my XD

      Usuń
  19. Ależ Ty masz piękną duszę :) Rozczuliłeś mnie nawet tymi kasztanami ;) Ja czasami jakiś noszę w kieszeni w kurtce - sama nie wiem dlaczego..
    To pielęgniarki musiały być zaskoczone Twoim zachowaniem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy ktoś, kto bywa tak złośliwy jak ja może mieć tzw. piękną duszę, wiesz?XD Ale kasztany faktycznie kocham, więc może nie jestem jakiś zły. I mówię ci, to podświadome, to nasze małe talizmany^^
      No, pewnie teraz czekają na powtórkę tej zgrozy XD

      Usuń
  20. No to nieźle rozrabiałeś w tym szpitalu, no ładnie, ładnie! Ależ ta pielęgniarka miała z Tobą przerąbane :P

    Ale to dobrze :) Okazuje się, że nawet miejsce tak ponure, jak szpital może dać nam wiele ciepłych i dobrych wspomnień, że wcale nie musi być tam tylko źle i smutno. I także tam (a chyba przede wszystkim tam) można poznać dobrych ludzi.
    Najważniejsze jednak, że jesteś znów na swoim poddaszu, wśród swoich czterech ścian, ze swoimi kociakami, psem i swoim łóżku. :)

    I w ogóle przepraszam Cię Króliczku, bo wczoraj chciałam do Ciebie dzwonić, by wpaść na tę obiecaną herbatę (a nie wiedziałam jeszcze, że Cię wypisali i planowałam najwyżej odwiedzić Cię w szpitalu). Ale jak biegłam z katedry w Baranowie na przystanek przy wiadukcie w Przeźmierowie (żaden autobus nie jechał -.-), to zmokłam jak kaczka :( Skutkiem czego dzisiaj pociągam nosem i smarki mam po pępek :( A przy okazji musiałam ruszyć na pomoc młodemu i jego koledze, którzy pierwszy raz przyjechali do Poznania pociągiem i... zgubili się na dworcu XD Tak więc: obiecuję, nadrobimy! A skoro po niedzieli Sisi zezwoli, to wtedy porywam Cię przez okno na spacer nad Rusałkę, dobrze? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie mogą się doczekać, aż wrócę XD
      Bo po prostu, w każdej z rzeczy możemy odnaleźć coś dobrego, coś miłego:) Ja zawsze hołdowałem temu podejściu, choć ponoć to w mój typ psychologiczny jest wpisane i tyle XD

      Jeny,w ogóle, ty dostałaś mojego smsa w czwartek że wychodzę i kiedy mam się ciebie spodziewać?XD Bo tak czekałem, czekałem, ale potem okazało się, że np. Kinga dostała mojego smsa koło 23, a inna znajoma w ogóle. Więc się zastanawiam, czy NJU znowu czegoś nie zjebało. A w piątek..jeny, jestem okropny, ale wczoraj ja całkiem o tobie zapomniałem! Ale to dlatego, że znajomy zrobił mi wielką niespodziankę, z rana przyjeżdżając z drugiego końca Polski, dzisiaj rano sobie pojechał do siebie. Na kawę wpadł, jak twierdzi XD Więc jestem okropny, ale przez niego zupełnie zapomniałem właśnie, że miałaś wpaść i dzisiaj sobie dopiero rano o tym przypomniałem i w panice szukałem też telefonu czy czasem czegoś nie przeoczyłem. I fakt, wczoraj pogoda była okropna, mam nadzieję, że się nie przeziębisz ani nic.
      A ty nie miałaś być w Krakowie? I tak jest! XD

      Usuń
  21. Udzielił mi się pozytywny nastrój z Twojego wpisu, a już omal nie wpadłam w swoją małą nostalgiczną deprechę:)
    Mam nadzieję, że taki pozytywny nastrój wciąż u Ciebie się utrzymuje no i ,że ogólnie dobrze się czujesz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mi w żadne deprechy teraz nie wpadaj, ty nie możesz XD
      I owszem, jest nawet jeszcze lepiej :)

      Usuń
  22. Podobno kasztany dodają energii, a moja babcia powiada, że są dobre na reumatyzm. Ale też podobno w nadmiarze szkodzą ;P
    W szpitalach bywam jedynie, gdy odwiedzam babcie albo jakichś innych członków rodziny, ale zawsze szpitale kojarzą mi się z taką powagą, smutkiem, są takim cichym i spokojnym miejscem, więc fajnie spotkać takiego nicponia jak Ty, który by jakoś urozmaicił ten niezbyt przyjemny dla niektórych czas :D I myślę, że Twoja własna Siostra Ratched też się w jakiś sposób cieszyła, że w końcu coś się tam dzieje, takiego pozytywnego, miłego, co skłania do uśmiechu, mimo ze niezbyt to okazywała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo są:) I w nadmiarze szkodzi kwiat kasztanowca przede wszystkim:)
      Wiesz, po prostu wszędzie sobie trzeba życiu urozmaicać XD
      I może ucieszy się jak wrócę tej XD

      Usuń
  23. Twoje notki są jak jakieś opowiadania albo książka! : ) jestem pod wielkim podziwem ; )

    aaaaaaaaaaaaaa, UWIELBIAM koty! :)

    nigdy nie byłam w szpitalu jako pacjentka, znam go tylko z drugiej strony jako studentka ; ) dla mnie to takie trochę magiczne miejsce - nie mówię tu o jakiś ciężkich oddziałach gdzie umierają ludzie, ale np. na położnictwie czy na porodówce ; ) zawsze można spotkać ciekawych i sympatycznych ludzi z którymi można porozmawiać ;)

    " nieprzespanie przeze mnie 48h to żadna nowość" podziwiam, bo ja czasem przewracam się z boku na bok przez godzinę i już mnie to totalnie wkurza..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um, cóż, dziękuję za miłe słowa:)
      Bo trudno ich nie uwielbiać:)
      Rozumiem, ty będziesz jedną z tych dzielnych osób, które będę mógł denerwować jako pacjent?XD
      A ja już przywykłem, cóż, nie miałem innego wyjścia:)

      Usuń