Piękna
burza. Pierwsza w tym roku. Wypadłem wręcz z budynku, w którym
pracuję, gdy tylko usłyszałem pierwszy grzmot. Wszystko idealnie
zgrało się w czasie. Zrezygnowałem z tramwaju, bo nie ma większej
przyjemności, niż wracać w strugach deszczu, śmiać się jak
wariat i mieć buty całe przemoczone. Wczoraj to było preludium,
dzisiaj- pierwsza prawdziwa burza tego roku! Jak cudnie, cudnie,
cudnie! Pewnie wielu ludzi wzięło mnie za wariata, gdy biegałem w
deszczu śmiejąc się w głos. Ale to nieważne. To się w ogóle
nie liczyło.
Kocham
tak zmoknąć, aż do samego szpiku. Kocham zapach najpierw
unoszonego kurzu z ulic a potem ozonu. Nic nie pachnie bardziej
życiem. Nic nie powoduje większego uśmiechu. Nieraz słyszałem,
jaki to jestem lekkomyślny, bo przecież w czasie burzy człowiek
powinien zamknąć się w domu. Nie igrać z żywiołem. Tylko ja nie
igram, ja się cieszę!
Tak
radosny, cały mokry wpadłem do domu. Prawie nic nie widziałem
przez strugi wody spływające z moich długich włosów. W butach
naprawdę mi chlupotało, a ja stanąłem w progu i zacząłem się
śmiać.
Pierwsza
żywa istota jaką dopadłem w tym stanie? Mój pies. No tak, ona nie
krzyczy „jesteś walnięty!”. Druga? Moja babcia. I tu mi się
oberwało, że nie mam jej przytulać, jak jestem taki mokry i w
ogóle mam się uspokoić, bo mamy gościa i mam się iść szybko
przebierać. Ale strofowała mnie z wielkim uśmiechem. Może uważa
nieraz, że jestem niespełna rozumu, ale cóż, wariaci też mogą
urozmaicić pozytywnie nieraz życie, czyż nie?
Spełniłem
jednak jej prośby. Ściągnąłem buty, wytarłem wodę, pobiegłem
na górę do siebie się przebrać. Ogarnięty już, bez stanu
totalnej euforii deszczowej wszedłem do kuchni. Aha, faktycznie,
mamy gościa. I to nie byle jakiego. Pan Rysio, były uczeń moich
dziadków.
Pan
Rysio należy do ludzi, którzy stale odwiedzają moich dziadków,
którzy kiedyś uczyli w liceum. Tak, mogę się pochwalić, chociaż
nie ma tu moich zasług- moi dziadkowie należą do tego rodzaju
nauczycieli, których się odwiedza w Dzień Nauczyciela nawet 40 lat
po tym, jak cię uczyli. Bo uczyli nie tylko historii- to dziadek,
czy polskiego- to babcia- ale pracowali też nad ludzkim kręgosłupem
moralnym, mogę chyba tak rzec. Uczyli życia. Dlatego mnie przy
stole uczyli nie tylko poprawnej wymowy, dziejów wojen prowadzonych
przez Karola Wielkiego, ale też uczyli mnie, jak być człowiekiem,
który nie pluje sobie w brodę. Ale nie o dziadkach miałem.
Pan
Rysio jest ich byłym uczniem i człowiekiem „nie byle jakim”.
Pan Rysio to człowiek, którego zawsze miałem za człowieka
inteligentnego, oczytanego i biegłego w interesach. Zawsze można z
nim porozmawiać a po latach z moimi dziadkami po prostu się
zaprzyjaźnił. Ale nadal mówi do Sisi per pani profesor choć z
dziadkiem przeszedł na ty. I wcale się nie dziwię. Sisi zawsze
potrafi być...profesorem, co ma swoje dobre i złe strony.
W
każdym razie przebrany już wszedłem do kuchni, żeby zjeść
obiad, a pan Rysio od razu uderzył do mnie.
-O
Królik! Ja mam pytanie! ( domowe przezwisko przylega zawsze. ZAWSZE.
To nic, że człowiek ma 27 lat. Dla ciotek, znajomych dziadków i
tak dalej zawsze się będzie Królikiem).
-Dzień
dobry panie Rysiu w ogóle. No jakie pytanie?
-Ty
pracujesz w zawodzie, prawda?
-No
tak.
Zobaczyłem
zza pleców pana Rysia triumfujące spojrzenie dziadka. O o tu
chodzi?
-Udało
ci się, co? Powiedz mi, ile ludzi po twoim kierunku pracuje w
zawodzie?- kontynuował z błyskiem w oku pan Rysio.
-No..licząc
mnie? Na 80 osób kończących magisterkę, w zawodzie pracuje jakieś
10. Reszta w biurach podróży, wozi pizzę...-wyliczałem, a
triumfujące spojrzenie przechodziło z dziadka na pana Rysia.
-Widzisz,
Stefanku?! O tym właśnie mówię!
Okazało
się, że na dworze toczyła się burza, a przy stole w moim domu
toczyła się burza dyskusji. O edukacji. Temat jak najbardziej
oklepany, powiecie. Tak, mamy problem. Nikt jakoś nie stwierdza
inaczej. Mamy.. i co dalej?
Taka
pielęgniarka, po 5 latach ciężkich studiów ma głodową pensję
nieraz. Ludzie po wielu, nawet zdawało by się przyszłościowych
kierunkach nie mają pracy.
Bogowie,
gdy myśmy szli na ochronę, to myśleliśmy, jak Adaś Maiuczyński,
że pana Boga za nogi chwyciliśmy! Że przecież Unia Europejska, że
wymogi, że praca będzie dla każdego! A gówno prawda.
Są
różnie kierunki, jasne. Bardziej i mniej przyszłościowe.
Kwestia,
co się komu w życiu trafi, do czego ma się smykałkę. Ale mam
wrażenie w naszym kraju, że zawsze trzeba mieć plan alternatywny i
ja miałem parę pomysłów na siebie, skończyłem te dwa kierunki,
jak się okazało mało „przyszłościowe” ale zarabiam na
siebie, ba, ja zarabiam na tą rodzinę a dorabiam graniem. Ten drugi
kierunek to raczej rzecz specyficzna, bo studiowanie muzyki to musi
być pasja..ale nie o tym miałem.
Ale
już abstrahując ode mnie, życiowego szczęściarza, tak się
zastanawiając- co w naszym świecie dają studia? Masz papier, ok,
ale ten papier niczego nie zmieni. Kilka kierunków na pewno zapewni
pracę. Chociaż słowo „na pewno” nie jest na miejscu. Kilka
kierunków na pewno zmniejszy prawdopodobieństwo bezrobocia, o!
Lekarski, robotyka i automatyka...e...nic więcej nie przychodzi mi
do głowy. Polibuda? Myślicie, że po polibudzie ZAWSZE jest praca?
Nie-e. Też się trzeba starać. Ale idźmy dalej.
Techniczne,
medyczne...zwiększają niby prawdopodobieństwo, że pracą będzie
( aham, 70 bezrobotnych inżynierów w moim roczniku daje do
myślenia)
Ale
wszystkie kierunki humanistyczne? Kochamy się na nie „pluć”.
Mówić o pracy w Biedronce..
Socjologie,
filozofie, wiedza o teatrze, niektóre filologie, pedagogiki...no
wymieniać tak można.
Owszem,
w sumie nic oprócz medycyny nie zapewni ci zarobku. Fajnie, że
robisz to co lubisz. Fajnie, że naprawdę, masz pasję i to
studiujesz. Są szczęśliwcy, którzy mają po tym świetną pracę,
jak siostra mojej przyjaciółki. Zresztą, moja mama wykładała na
polonistyce i filologii klasycznej. Nie mogę hejtować wszystkiego
co humanistyczne, co nie? Bo nie o to chodzi.
Tu
chyba zaczynają się schody. Bo nie chodzi o to, że istnieją
kierunki niepotrzebne. Socjolodzy, filozofowie tak obrzygani przez
resztę społeczeństwa z politechnik albo ekonomii ( tja, jasne,
znajdź pracę po ekonomii w ciągu pół roku, powiedzenia...).
Fajnie tylko, jeśli na te studia, jak zresztą na każde, idą
pasjonaci.
Pasjonaci
właśnie. Ktoś, kto wie, po co tam idzie.
Ale
reszta? Czy czasem nie jest tam z przypadku, a nawet większość nie
jest tam z przypadku, bo na jakieś studia trzeba było iść? Ale
gdzie tkwi błąd? Czy to czasem nie tak, że całe życie rodzice
wychowani trochę jakby na innej planecie nie wmawiali nam, ucz się,
bo do niczego nie dojdziesz? Czy nie mamy zbyt wielkiej manii
posyłania na studia?
Owszem,
to, że nie ma pracy dla młodych ludzi po studiach, że to wszystko
im się gówno przyda, to wina rynku, systemu, bezrobocia, fatalnej
gospodarki. Ale czy tylko? Mi się zdaje, że nie. I nie tylko mi.
Z
pasją bowiem zajadając obiad zrobiony przez Sisi słuchałem wywodu
pana Rysia. To nic, że myślałem, że padnie na apopleksję, tak
się ekscytował. Ale aż mniej więcej przytoczę to co mówił, bo
bardzo, bardzo się z nim zgadzam. Przytoczę mniej więcej rzecz
jasna, pewnie coś przekręcę, ale...
Podstawowe
pytanie jakie zadał pan Rysio- czy kwit świadczy o wykształceniu?
Zrobiono w historii ludzkości furę genialnych interesów i prowadzą
wielkie przedsiębiorstwa często ludzie bez wykształcenia, zresztą
trudno powiedzieć, że ileś tam wieków temu mieli ludzie
wykształcenie, w tym kontekście w jakim dzisiaj o tym myślimy.
A
prowadzili świetne interesy, więc może się przydaje, może się
nie przydaje to wykształcenie. Wielu ludziom, którzy przychodzą do
Pana Rysia w poszukiwaniu pracy wykształcenie się nie przydaje, do
niczego i nie przyda się, bo są to po prostu generalnie idioci,
którzy powinni w ogóle być wpuszczani do żadnej szkoły, bo się
nie nadają- tak właśnie rzekł. Idioci. I...słuchajmy dalej.
Jest
na świecie według Pana Rysia parę świetnych szkół, cała
reszta jest dlatego, że system nie znalazł innego sposobu na to
żeby ogarnąć te bandę idiotów.
Po
prostu jest to system, który nakazuje tym ludziom chodzić do
szkoły, chodzić do budynku, który nazywa się szkołą, tam jest
też grupa ludzi którzy się nie nadają do tego, żeby uczyć- i tu
Rysio z rozrzewnieniem mówi Sisi, jak to świetnie uczyła
polskiego. Ale...wracajmy.
Czyli
się wszystko zgadza, w rezultacie i tak nic z tego nie wynika, z tej
całej nauki. Cała masa ludzi, która wyszła z technikum
samochodowego, bardziej popsuła samochody niż naprawiła. A dzisiaj
w ogóle się nie naprawia samochodów tylko wymienia części, w
związku z czym naprawdę
wykształcenie jest fikcją, jakby cały system edukacji jest
postacią zajęcia ludzi „czymś”.
Ale
nikt nie ma pomysłu tak naprawdę czym.
Poza
tym zredukowano w ogóle wykształcenie też jedno wykształcenie,
które miało sens, wykształcenie zawodowe. W tej chwili, mówi Pan
Rysio, mamy głównie specjalistów od marketingu i zarządzania,
albo od różnych innych bzdur które są nikomu do niczego
niepotrzebne, bo oczywiście to nie jest tak, że to, co ludzie
wymyślili jest niepotrzebne, ono często, czy w większości
przydaje się niszowo, jest potrzebne, ale niszowo.
Natomiast
ilu można wykształcić socjologów? No tyle ile potrzeba. A ile
potrzeba? No 50. A nie 55 tysięcy. Nie wolno tworzyć, pewnej
fikcji, po to, żeby potem ci ludzie bezradnie szukali że tak powiem
zajęcia.
Przychodzą
ludzie do pracy, do Pana Rysia, a Rysio pyta ,co pan umie a on mówi
mogę robić wszystko. Czyli pan nic nie umie, ekscytuje się Rysio.
I tyle. No bo jeżeli ktoś przychodzi i mówi, że umie żonglować
10 szklankami, daję mu 10 szklanek i on mi to pokazuje. Jeżeli ja
potrzebuję taką umiejętność, to go kupuję. Jest mistrzem
świata, brawo.
A
tu nie ma kogo kupić, niech Stefciu pokaże, gdzie Rysio kupi mi
drukarza. ( Bo pan Rysio, widzicie, jest właścicielem wielkiej
firmy drukarskiej i introligatorskiej).Niech Stefciu albo ktokolwiek
pokaże drukarza. No nie ma. Niech pokaże introligatora. Nie ma.
Są
operatorzy maszyn mniej lub bardziej zdolni, jest naprawdę cała
masa zdolnych ludzi, ale to nie jest rezultat wykształcenia. To po
prostu wynika z biologii. Tylko i wyłącznie. Są jednostki bardziej
odporne, mniej odporne, genialne, po prostu.
Tyle
pan Rysio. Mądrze gadał, co nie? Aż wolałem się nie wtrącać,
bo by naprawdę na apopleksję padł. A Stefciu już nic więcej nie
wtrącał. W sumie to ja nie wiem, czemu Pan Rysio się tak
ekscytował, skoro oni sądzą to samo w sumie...ale niech im będzie.
Burzliwe dyskusje to codzienność w moim domu.
Ale
wracając do tematu.
Może, w kontekście tych zmienionych i sparafrazowanych przeze mnie dość mocno słów, może popełniamy błąd już gdzieś w edukacji właśnie? Na samym jej początku? I błąd popełniamy w swoim społecznym myśleniu?
Może, w kontekście tych zmienionych i sparafrazowanych przeze mnie dość mocno słów, może popełniamy błąd już gdzieś w edukacji właśnie? Na samym jej początku? I błąd popełniamy w swoim społecznym myśleniu?
Już
jako dziecko zauważyłem, że szkoła jest hm..jakaś dziwna.
Pomijam tu moje wielkie problemy socjalne i tak dalej.
Uczyli
mnie testów, pisania szlaczków, liczenia. Wszystko fajnie. Ale mi
to przychodziło z wielką łatwością, czytać nauczyła mnie mama
gdy miałem 4 lata chyba,( mówimy o płynnym czytaniu, nie słowa
mama, tata, całe zdania), o ile nie mniej, liczyć to samo. I w
szkole nudziłem się momentami.
Rozumiałem,
każde dziecko musi przez to przejść ale tak szczerze- do pewnego
momentu marnowałem w szkole pół dnia. Bo przecież ja chcę się
uczyć, chcę! Ale dziadek i babcia, albo mama nauczą mnie więcej,
a w ogóle to marnuję czas na szlaczki, jak w domu czekają skrzypce
i ja muszę biec na lekcję i ćwiczyć Paganiniego!
Mi
się w szkole wiele podobało, wszystkie przedmioty, nie miałem
problemu. Miałem fajnych nauczycieli, nie powiem. Wielu z pasją,
paru dziwacznych, ale nie dali rady mnie nigdy do żadnej nauki
zniechęcić. Ostatnio Asia pisała o stresie, jaki generują
nauczyciele. U mnie było trochę inaczej..co nie znaczy, że uważam,
że szkoły, do których trafiałem, były doskonałe, o nie, co to
to nie!
Wiecie,
szkoła nigdy nie lubiła tych, co odstają. Nie lubiła mało
zdolnych ale i nie lubiła za zdolnych a tak, bo byłem zdolny.
Cholera, byłem w niektórych dziedzinach. Ale szkoła tego nie
lubiła, bo nie wiedziała, jak się tym zająć i ja to czułem od
samego początku. Szkoła nie lubiła zdecydowanie tego, że ja na
lekcjach polskiego żeby się nie nudzić w gimnazjum czytałem pod
ławką Konwickiego i Balzaca, szkoła nie lubiła tego, że zagiąłem
nauczycielkę z fotosyntezy i fazy Calvina mając 13 lat. Szkoła nie
lubiła nadmiernej ilości pytań, więc ja po prostu uczyłem się w
domu, szukałem sobie książek albo prosiłem mamę czy dziadków,
żeby mi znaleźli odpowiednie.
Ale
szkoła tego nie lubiła. Pomimo średniej piątkowej, wiem, że
szkoła nieraz nie lubiła moich wypracowań na 8 stron, nie lubiła
moich pytań z fizyki i wysadzania w powietrze laboratorium
chemicznego- to ostatnie mogę zrozumieć. Szkoła może lubiła moje
występy w teatrze, bycie olimpijczykiem, może lubiła to, że mogła
się mną chwalić nieraz..ale pozostawał niesmak.
Ale
czy wy rozumiecie, o co mi chodzi?
Szkoła
to schemat. Coraz bardziej i bardziej. Matura to durne klucze, w
które trzeba się wpasować. Szkoła nie będzie lubiła idioty ani
jednostki myślącej po swojemu. Owszem, zdałem maturę śpiewająco
bo uznałem, że w klucz się wpasuję jak chcę i to nic trudnego
ale...
Tak,
to właśnie tu moim zdaniem tu popełniamy błąd. Zauważyłem, że
szkoły idą w to coraz bardziej, coraz bardziej brną w bagnie
schematów, nie pozwalając rozwijać skrzydeł. Nie uczą. To
miejsca, jak powiedział ten pan, budynki. Nie szkoły.
Idiotyzm
totalny.
Co
gorsza, z wielu myślenie swobodne daje się wyplenić a przynajmniej
próbuje się. Zegnę kark, bo przecież chcę dostać się na studia
(studia studia a co potem?), a myśleć nie muszę, wystarczy, że
wykuję.
A
ja mówię, do kurwy nędzy, stop! I może wierzę w utopię. Bo tak,
wiem, że nie idzie dostosować się do każdego...ale chociaż niech
szkoły nie zabijają tego myślenia. Bo potem ja na stopniu edukacji
tak zwanej wyższej spotykam ludzi, którzy nie potrafią uzasadnić
swojego zdania, ba, nie mają zdania w sprawie wojny w Syrii ani nie
wiedzą nawet, kiedy był chrzest polski. Albo nie potrafią
powiedzieć, czy książka mu się podoba. Czytam bo znajoma czytała.
No litości! To są ludzie z wyższym wykształceniem nieraz?
Znaczy,
chwila. Ja wiem, że wykształcenie nie określa wartości człowieka.
Ale jeśli w jakikolwiek sposób ma mieć znaczenie..no to niech ma.
Takie, że ludzie myślą. Są do myślenia powołani. Nie umniejszam
tu nikogo, bo znam genialnych ludzi którzy i tylko gimnazjum
skończyli ( a tak, znak takiego człowieka i jest człowiekiem
wspaniałym!) i ludzi czyta się sercem a nie papierem jaki
mają...ale i tak, litości! Niech ta szkoła uczy czegoś więcej,
jeśli już za uczenie się zabiera, no!
Przeraża
mnie to, po prostu przeraża, może dlatego, że ze mnie za bardzo
tego myślenia swobodnego, analizowania które było ważne w domu
przy dyskusjach przy stole, nie dało się wyplenić a może nie tyle
nie dało, ile nawet nikt aż tak bardzo nie próbował już za
bardzo.
Wiecie,
ja nie jestem żadnym geniuszem, często uważam się za jełopa
totalnego i mam w tym rację, Ale mam wrażenie, że po prostu myślę
po swojemu, myślę, analizuję i to jest ważne.
Bo
myślimy, jako społeczeństwo,coraz mniej. Przez szkołę? Ano,
między innymi. Nikt nie uczy myślenia. Może nie idzie tego
nauczyć, może faktycznie, jest nam przyrodzone, po części pewnie
tak, ale całkiem? Nie nie, nie może być. Czasem analizowanie jest
do nauczenia. Skoro ja mogłem?
A
potem przychodzą studia. Wybór. A pójdę tam, bo to mi da papier.
I
wszyscy na te studia idą. I mamy te 55 000 socjologów i sprzedają
na kasie w biedronce. Mają papier, tak, fajnie, nauczyłeś się
fajnej wiedzy której ja się uczę czytając ok, masz na to papier i
teraz się nim najedz. Jestem brutalny? Może. Ale mnie już tego
studia właśnie nauczyły. Nie zapewnią ci pracy, to co ci rodzice
i nauczyciele wkładali do główki, bo nie mieli pomysłu na ciebie
innego, to, że mówili ci ucz się, to ci da przyszłość- to
bzdura.
I
może jestem hipokrytą bo..u mnie wszyscy w rodzinie studia
kończyli. Prawie wszyscy, ok. Możecie mnie za to zlinczować, że
mi łatwo się mądrzyć, pieprzona klasa inteligencka, co? Nieraz to
słyszałem zresztą. Ale..nie o tym miałem.
Nie
mamy zdunów. Nie mamy budowlańców. Nie mamy spawaczy. Ale która
mamusia powie „synku, nie idź na prawo,( bo bez aplikacji, jak nie
jesteś wybitny nie masz pracy), ale zostań drukarzem,
introligatorem, ślusarzem. No synku, będziesz miał pracę, no
chyba że to twoje marzenie, to prawo właśnie to wtedy idź na nie,
poradzimy coś sobie.”
Studia
to nie łapanie Pana Boga za nogi. Sorry.
Wiecie,
mi moja mama, pani wykładająca na uniwersytecie mówiła, że mam
iść na studia jeśli naprawdę chcę i jeśli coś jest moją
pasją. Poszedłbym do zawodówki- też byłaby pewnie zadowolona.
I
tak się nieraz zastanawiam, patrząc na studentów wszystkich- czy
cała nasza edukacja nie jest czasami marzeniami naszych rodziców
momentami?
Możecie
powiedzieć ale pierdoli, sam studiował, rodzice też studia
kończyli tralalala. Nie, ja nie odciągam nikogo od studiów, od
realizacji marzeń, tego co się lubi. Tylko mam dość potem tych
jęków i kwęków, nie ma dla mnie pracy, to wina premiera (nie
żebym go lubił, ale cholera, patrzcie nie tylko innym na ręce, ale
na to, co sami robicie!).
Chodzi
mi o to, że popełniamy pewien błąd w edukacji już na starcie.
Chcemy wszystkich najpierw sprowadzić do jednego poziomu, potem
nauczyć schematów i oduczyć myślenia, wpoić schematy życia,
zabrać logikę, potem wrzucić w wir bezrobocia i mieć
społeczeństwo z papierem na bezrobocie, z papierem na wyzysk, a
potem narzekać, że brakuje nam tego tego i owego. Proszę bardzo.
Oduczają
nas myśleć na początku, chcą, byśmy byli kolejną cegłą w
murze? Pink Floyd miało rację.
Jesteśmy
cegłami, uczą nas tego, schematu. Ja wolę myślenie.
Nie
dałem się w podstawówce, nie dałem się w gimnazjum, na studiach
też nie i teraz pracuję w zawodzie. Bo też się tym interesowałem
wcześniej a nie poszedłem na studia z przypadku.
Zdradzę
wam sekret. Wiecie, że dostałem się na medycynę? Mogłem być
lekarzem, a jak, mam pewność, że anatomię zdałbym śpiewająco.
Ale rozmyśliłem się. Bo wiedziałem, że to nie dla mnie. I srać
na prestiż. Teraz lubię to co robię, lubię i swoje gleby i swoją
muzykę, dwa kierunki które skończyłem. Wiecie, przeMYŚLAŁEM to.
Porządnie, zanim podjąłem decyzję.
Bo
w tym całym wywodzie nie chodzi o to, żeby w ogóle nie iść na
studia, albo iść tylko na takie, po których będę mieć pracę. W
tym wszystkim chodzi o pasję. Nie robić czegoś z przypadku bo ktoś
od nas tego wymaga. Papieru, czegokolwiek. W tym wszystkim chodzi o
człowieka i myślenie. Nic więcej.
Otóż całkiem niedawno napisałam pewną notkę (ale nie wiem czy pamiętasz, raczej nie komentowałeś, albo na pewno nie skomentowałeś :P ) i tam napisałam właśnie o schematach, których uczą się ludzie. W szkole ścisło jest ucinane myślenie poza ramami, a ludziom nawet się nie chce wychodzić poza obrane ramy. Potem człowiek jest... Hm... Ograniczony? I do tego robi to co jest nakazane i "dobre" z góry. Trzeba iść na studia, trzeba mieć papierek, trzeba być super i sztucznie inteligentny. Do tego uwielbiam te fazy, Harry Potter, potem szał na Zmierzch i ostatecznie na Greya. Widzisz jak się społeczeństwo stacza? Jak tłum biegnie razem?
OdpowiedzUsuńOstatnio pisałam z jedną dziewczyną to ona uwielbia psychologię ale nie pójdzie bo mama jej nie pozwala , pójdzie na anglistykę. Na dzienne bo lubi się uczyć a na zaocznych się nie uczy !! Czujesz to ? :P
I każdy tak naprawdę kierunek może gwarantować pracę, ale... Ale trzeba na to zapracować! Włożyć serce, pasje, rozpracować tak by móc zdobywać doświadczenie, dobre praktyki, starać się pracować w zawodzie. Albo iść od razu na zawodówkę, szkolić się w zawodzie jaki się lubi - to żaden wstyd. Niestety, teraz lepiej iść na studia, najlepiej dzienne za kasę rodziców i narzekać,że nie ma się potem pracy jak praktyki podpisywał nam znajomy albo tam się nic nie robiło :P
Ano, nie czytałem, czasem nie zdążę wszystkiego przeczytać i też tych starszych nie znam, jestem tu od niedawna, jakby nie było XD
UsuńI właśnie o to mi chodzi. Od tego schematu właśnie, aż za przeproszeniem, rzygać się chce. Ale w sumie nie jest to sprawa dawna. Już Szasz, Węgier, twórca antypsychiatrii był przeciwny szkole, w ogóle szkołą była już postrzegana jako instytucja totalna ( brr, zawsze jak myślę o instytucjach totalnych, założeniach, mam ciarki) i było w tym sporo prawdy. Niestety, właśnie nie ma swobodnego myślenia przez wpajanie przez szkołę jednego wzoru. Przykre..i tak naprawdę zastanawiam się, czy ogólnie, nie indywidualnie, jest od tego ucieczka?
A Harrego ja też lubię XD
Masakra..ale ja znam ludzi na medycynie, którzy poszli, bo w rodzinie wypadało. Medycyna- studia, które jak dla mnie jak żadne inne wymagają powołania jednak. No ale.
Bo to nie kierunek gwarantuje- kierunek ci umożliwia. Pracę gwarantuje właśnie pasja, nie kierunek. To tylko przepustka, która dla pasjonata nie jest żadnym wyrzeczeniem ani trudem. Tu o to się rozchodzi głównie.
Bo właśnie o to chodzi że studia są...modne. Smutne ale prawdziwe.
To nie dawna notka i jako jedyna z niewielu była nawet kilka dni :P No ale nie ważne, chodziło mi w niej o schematy i o to,że wpojone jedne ograniczają ludzi i przez to się nie rozumieją, są... Ograniczeni w przykry sposób, zamknięci na nowości...
OdpowiedzUsuńHarry Potter spoko ale zmierzch? Grey?!! To taki schemat... Wszyscy czytają bo tak, bo tak trzeba. Bo to jest na czasie... Bo trzeba wyrobić sobie zdanie! Szkoda,że klasycznych dzieł nie czytają by te zdanie sobie wyrobić tylko ich się po prostu nie lubi :P A Greya już nie możesz nie lubić :P Musisz przeczytać :P
Ano na medycynie... Znam lekarzy bez powołania, pracę mają bo mama i tatuś załatwią a potem jest problem.
I prawda... Bardzo smutna prawda.
Toć mówię, że nie zawsze wszystko ogarnę no xD Czasem to mnie parę dni i przy kompie nie ma XD
UsuńA ja przeczytałem i Zmierzch i Greya, wiesz? Ale to dlatego, że mamy w domy podłe wyzwania czytelnicze. Ale przeczytałem też i całego Dostojewskiego i Kafkę..no ja po prostu dużo czytam i lubię wiedzieć. Nie czytałem dlatego, że trzeba być cool i w ogóle..ale z ciekawości. Wolę wiedzieć, co w razie czego krytykuję wiesz ?XD
Ale my sami tych prawd nie zmienimy, możemy tylko..uczyć się w nich zachowania siebie samego:)
No ja Cię nie oskarżam ale ile jest takich co właśnie czyta bo tak trzeba ? :P
UsuńA wyzwania czytelnicze to fajna rzecz :) U mnie niestety nic takiego nie będzie...
O geez i teraz to jeszcze źle wyjdzie, bo czytam że trzeba...wiem że nie trzeba XD Jakbym nie lubił czytać tego co u ciebie to bym też w sumie w ogóle nie wchodził XD
UsuńCzemuż nie?
No bo nie wiem czy Ty mnie teraz zrozumiałeś i czy ja Ciebie rozumiem xD Chodzi,że wiele ludzi czyta takie książki bo "tak trzeba" bo tak jest "cool" i to wyznacza Twoją "oczytaność" :) Będą takie licealistki itp, co stwierdzą,że są mega mądre i w ogóle bo przeczytały książkę na topie :P Nie zauważasz tego ? :)
UsuńA u mnie nie będzie bo brat... Raczej nie czyta, nie rozmawia prawie wcale :P a z Wilkiem to cóż... Mało czytamy ostatnio, a szkoda :P mam stos książek kupionych i cóż :(
A w ogóle to zapomniałam Cię ochrzanić,że miałeś burzę a ja nie :( Ja kocham burzę, uwielbiam!!
Dobra, teraz zrozumiałem XD
UsuńA to ja nawet o tym też pisałem w jednym z postów widzisz XD O tym właśnie byciu cool czytaniu albo tego co wszyscy, abo jakichś super-alternatyw też, tylko po to, żeby być cool, a nie, żeby mieć z tego radochę jakąkolwiek.
Ja też wiecznie gonię z tymi stosami książek..ale dwie na tydzień to minimum u mnie XD
Ej nie ma co ochrzaniać XD Nie moja wina, że taką mamy aurę XD
A widzisz :D
UsuńTo masz dobrze... Bo ja mam stos i nic nie przeczytałam od łoch :P
Ale to moja wina, lenistwo i o, jestem już zmęczona :P z resztą jak tylko wstałam byłam :P Brak mi czasu na wszystko mimo,że tworzę plan :P
Taką aurę ?! Oddawaj ją! We Wrocławiu są piękne burze... W dzień gorąco a w nocy... A rano nie ma śladu po burzy :)
To poczytasz sobie w wakacje. Albo z Wilkiem sobie poczytacie na głos w święta czy coś XD Wiesz właśnie o to chodzi nieraz- bo czasu jest dość dla każdego. Tylko nam nieraz kuleje jego organizacja.
UsuńWiem, że są, przeżyłem tam niejedną burzę moja droga, właśnie letnią. Wszystko przez te cudne rzeki, ściągają i cóż...najfajniej było podczas burzy na Wsypach Słodowych, tego nigdy nie zapomnę. Albo jak zalało podziemne przejście koło Galerii Dominikańskiej XD ( albo to było gdzie indziej? mogę coś mylić już bo to dawno było).
no właśnie, organizacja, w Wakacje niby nic nie robię a mam mało czasu, przeczytanie jednej książki to dla mnie 1-2 dni... I gdybym mogła poświęcić godzinkę temu dziennie a ja dziś znów nic nie zrobiłam a zarazem zrobiłam tyle czego nie chciałam :P
UsuńJeśli z rynku do Galerii to Dominikańska :D Ja chciałabym każdą burzę tam spędzić :) I ja tak sobie myślę, nie byłam na wyspach słodowych ;/ a tam tyle rzeczy się dzieje! Raz były teatralne przedstawienia! :D ale zobaczyliśmy plakat dzień po :P hehehe
To trzeba nad tym popracować :> Wiesz, są nawet podręczniki do oranizacji czasu i tak dalej XD
UsuńNo, tam właśnie, dobrze pamiętam że to Dominikańska. Zawsze mam problemy z ogarnianiem galerii, chyba nic dziwnego XD
Jeny tam zawsze coś się dzieje, przecież na majówkach były tam zawsze koncerty..no jak można nie być na wyspach wtedy?XD
Oj, Kordianku !
OdpowiedzUsuńJa przy Tobie nabawię się kompleksów. Piszę po prostu cudownie. Uwielbiam czytać Twoje wpisy. Są po prostu piękne. Masz rację, burza to piękne zjawisko, ale...ludzie nie lubią moknąć. Chciałabym Cię wtedy zobaczyć :))
Um, cóż, dziękuję:) I raczej to nie był szczególny widok:)
UsuńGdybym miała okazję to pozwól, że ja bym to oceniła ;)
UsuńOk, ok, fakt, to może by rzecz subiektywna:)
UsuńDokładnie :) !
UsuńSama jakoś nie należę do osób lubiących biegać po ulicach, gdy są cali przemoczeni, ale mam taką koleżankę ze szkoł muzycznej która to lubi. Wszyscy czekają aż deszcz minie lub po prostu będzie mniej padać, a ona wychodzi na największy deszcz, skacze i się śmieje. Co prawda i burze i deszcze są potrzebne, ale ja zdecydowanie szczególnie burze wolę te za oknem.
OdpowiedzUsuńTemat edukacji może i jest oklepany, ale nie przeszkadza mi to. Lubię długie rozmowy ze znajomymi, których mówimy o edukacji. Szczerze mówiąc coraz bardziej utrzymuję się w przekonaniu,że studia nie są potrzebne. Są ludzie bez studiów, którzy są szczęśliwi. Owszem można nie iść, można kierowac się tym co nam nam serce podyktuje. Jeśli ktoś lubi fotografię to niech się zajmie tym, ale niestety w niektórych kierunkach trzeba mieć coś takiego co się nazywa szczęście. Ale pomijając to szczęście można powiedzieć,że się z tobą zgadzam. W każdym razie nie warto iśc na to, co nas nie interesuje.
Nigdy nie spotkałam się z tym,żeby szkoła nie lubiła tego,że ktoś jest bardzo zdolny. U mnie takich ludzi raczej wysyłają na olimpiady, jeśli ktoś jest uzdolniony artystycznie obstawia większość występów, biorą udział w różnych konkursach, nikt im tego nie zabrania, a potem ich nazwiska znajdują się na stronie szkoły w zakładce '"nasi najlepsi". Za to kluczy na maturach jak zapewne większość licealistów nie znoszę.
No bo to nie każdy musi lubić, ja mam po prostu troszkę nie po kolei w głowie i temu nie przeczę:)
UsuńJest oklepany..ale jakoś nikt nie ma pomysłu na rozwiązanie. To taka typowa Stajnia Augiasza, syf totalny, namieszane, nikt nie ma pomysłu na reformy, jak to uprzątnąć. Bo każda kolejna zmiana robi coraz większy syf- jak choćby nowe matury co chwila.
Bo są potrzebne, jeśli coś naprawdę chcesz robić. Jeśli jest jakiś kierunek, na który idziesz z pasją. Ale takie kierunki-widmo, pójście na studia tylko po to, żeby na nie iść...no jak dla mnie mija się to z celem totalnie.
Och, szczęście jest zawsze w życiu potrzebne- ale można mu po prostu dopomóc:)
A ja się spotkałem. Chociaż to są pewne..niuanse rzeknijmy. Zwłaszcza w uczeniu elementarnym, w liceum już jest lepiej:)
masz rację, za dużo tu studentów, nie raz byle jakiego kierunku i z byle jakiej uczelni, ale mają tego mgr i brak perspektyw, w pewnym momencie studia zrobiły się modne, o ile można to tak nazwać, życie studenckie kusiło każdego, tylko wiesz też co, często spotykam się ze stwierdzeniem ludzi na 4, 5 roku, że są zmęczeni takim stylem życia, studiowałeś, wiesz jak jest, więc zanudzać nie będę, ale ja też miałam tego dość, miałam dość, że niby idę do przodu, a stoję w miejscu, że niby mam perspektywę pracy w zawodzie, a jednak nie mam. że co z tego, że skończę te studia, że mam tytuł mgr inż. i jeszcze licencjat, skoro cholera kij wie, jak to się ułoży i czy nie wrócę do pracy w handlu?
OdpowiedzUsuńi powiem Ci, że 10 na 80 to garstka, przy czym patrz na ilu uczelniach masz tą ochronę, ile osób z innych uczelni w Twoim mieście ma pracę w tym zawodzie?
u mnie póki co na 5 osób, które się obroniły jedna robi staż w zawodzie, mam nadzieję, że ja będę kolejną, a reszcie też się jakoś wszystko poukłada! ale to tylko nadzieje, życie jest bardziej brutalne.
wiesz, moja mama ostatnio mówiła, że teraz zrobiła się jednak moda na zawodówki, że powoli społeczeństwo jest świadome, że poszli wszyscy na studia i pewne zawody są na wymarciu, mam nadzieję, że się to odmieni, wtedy społeczeństwo zacznie też inaczej funkcjonować?
czasem szkoda mi ludzi, którzy poszli na studia, bo co można dalej robić po liceum, bez zaangażowania, perspektyw, marzeń i planów, na szczęście ja do tej grupy nie należałam, chciałam iść na studia, odkryłam pasję i szłam w tym kierunku, mam nadzieję, że uda mi się znaleźć pracę w zawodzie i się w tym spełniać, duży wpływ na to, że poszłam na studia miał też mój Tata, on bardzo chciał w czasach, kiedy studia nie były w modzie, kiedy na studia szły naprawdę wybitne jednostki, żeby jego dzieci ukończyły studia, to jest po części spełnienie jego ambicji, ale też wiem, że wierzy, że sobie damy radę
a co do szkół - też ma wrażenie, że są tam zbyt sztywne zasady, schematy, że istnieją ograniczenia dla ludzi, przykre.
ja niby mam duże szanse na staż, ale sam wiesz, kij wie, jak to jest. spełniam sporo kryteriów, jestem przed 25 r.ż., do 6 miesięcy po studiach, staż jest strikte w zawodzie, oraz na wniosku mam gwarancję zatrudnienia (to zwiększa szanse dostania stażu, ale nie mam pewności, że mnie zatrudnią), to są niby dość istotne kwestie, ale dopóki nie będzie decyzji, nie cieszę się, że mam ten staż w garści.
ano, dlatego postanowiłam zrobić porządek w muzyce, zmuszam się tym do słuchania czegoś innego :D
już się tak nie dobijam, już tak nie dręczę się tym tematem i wzięłam się za sobie, więc mam nadzieję, że będzie mi humor bardziej dopisywać, a co ma się dziać, niech się dzieje w swoim czasie ;)
Przeczytałam notkę, owszem, ale nie będę się wypowiadać na temat Polskiej edukacji i to, czy ona jest ważna, czy nie, bo dosłownie przed chwilą skończyłam całą dyskusję z M. na ten temat i wspólnie doszliśmy do wniosku, że po mojej maturze - za przeproszeniem - wypierdalamy do Niaza (przyjaciel rodziny) do Gruzji. Póki co na wakacje. Potem być może na stałe. Zobaczę, jak mi się będzie studiować na tej uczelni, którą sobie wybrałam. Moi rodzice tez o tym myśleli już jakiś czas, więc to pewnie będzie kwestia czasu, zanim do nas dołączą (Mój ojciec nie chce jeszcze, bo paradoksalnie ma dobrą pracę tu w Polsce. Jest w dwóch zespołach muzycznych, które dość dobrze koncertują, więc niech korzysta :p). Mając pewne mieszkanie w Gruzji będzie można się na spokojnie porozglądać za jakąś pracą, bo koszty za czynsz nie będą ścigać. Może łatwo mi teraz powiedzieć, ale póki co widzę większość plusów. Spróbujemy, zobaczymy, jak będzie.
OdpowiedzUsuńOstatnio siedziałam samotnie na przystanku i rozmyślałam nad swoją przyszłością. Marzy mi się robota związana z fotografią. Nie wyobrażam sobie siebie gdziekolwiek indziej. Połączyć podróżowanie z fotografią i wysyłać foty do National Geographic, czy coś... Ja wiem, że nie jestem jedyna z takim marzeniem, ale warto próbować, chyba.
Znowu mamy podobne tematy, co?XD
UsuńI wiesz- czemu by nie;) Bo jeśli tam ma być wam lepiej, po prostu milej ma się żyć- to jedźcie. Pewnie że tak, nie ma nieraz co na siłę w pewnych miejscach tkwić. Wszędzie można sobie pięknie życie ułożyć:)
A próbować znaleźć właśnie swoje miejsce, jeśli ma się takie możliwości właśnie- zawsze warto.
I jeśli ci się marzy- dlaczego by nie. Owszem, może wielu ma podobne marzenia..ale akurat tobie może się udać. Nie można z tego rezygnować:)
Dokładnie. Chciałam to znów uwzględnić, ale juz się zaczęłam przyzwyczajać xd
UsuńCzy lepiej to się okaże, aczkolwiek podświadomość mówi mi, że wszystko na to wskazuje. Ja bym sie dobrze czuła nawet żyjąc z tymi pasterzami, którzy prowadzą koczowniczy tryb życia w górach. Gruzini są tak życzliwym i gościnnym narodem, że człowieka po prostu ciągnie do tej atmosfery, która tam panuje. Bo jak sobie pomyślę, że Niaz z kumplami sobie co jakiś czas robią takie wieczorki z gitarą i jest to wplecione w ich jakiś... nie wiem jak to nazwać - rytuał życia codziennego, to... no kuwa.
Także (jak juz wspomniałam tez u siebie) - zapraszam do Tbilisi na kawę po Batumsku, czy coś xd
No mnie też już to jakoś przestaje dziwić wielce, to raczej...miła rutyna, o XD
UsuńCzasem i podświadomości trzeba słuchać:) Ja też np. mam wrażenie, że w takim miejscu bym się odnalazł..ale ja w ogóle nie wykluczam, że za parę lat ( jak przestanę mieć rodzeństwo na utrzymaniu) wyjadę sobie, a potem umrę w wieku 80 lat na jakiejś Malajskiej plaży czy coś. Albo właśnie nie będę żył pasąc kóz. Wszystko możliwe:) Tylko czasem są..no, zobowiązania najpierw:)
No i takie rytuały to też by były dla mnie XD
I spoko, zapowiem się jakoś XD
Jeej jaki aktualny dla mnie temat! Niedawno pewien Pan Partacz zepsuł nam w domu elektrykę. Mój 16-letni brat, który kończy gimnazjum zajął się naprawianiem, jako, że ma chłopak do tego smykałkę. Niestety coś w dalszym ciągu nie grało, więc wezwaliśmy elektryka. Brat wytłumaczył co i jak, pokazał co udało mu się zrobić i facet był pod wrażeniem. Powiedział wtedy, że jest duże zapotrzebowanie na elektryków i że on ma robotę od rana do wieczora, a płacą mu bardzo dobrze. Skończył zawodówkę. Poradził mojemu bratu, żeby poszedł właśnie na elektryka, ale właśnie do zawodówki i nie myślał nawet o studiach, bo Ci po studiach nie robią po domach i nic nie potrafią, a liczy się fach w ręku. Brat potem zapytał co o tym myślę i kurde zdębiałam trochę, no bo... jak to tak? Bez studiów?? Koniec końców powiedziałam, żeby wybrał co mu serce podpowiada, bo czy ja - pani pedagog z dyplomem, którym mogę się podetrzeć mam jakiekolwiek podstawy i powody, by zmuszać go do studiowania?
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno. Kwestia tak bardzo nielubianych przez nauczycieli ponadprzeciętnie uzdolnionych uczniów. To jest tragedia. Pracowałam w szkole półtora roku i nie chcę więcej. Nie jest tak łatwo zająć się takim uczniem, bo - albo przyjdzie mamusia z pytaniem dlaczego jej dziecko nie robi nic w podręczniku za który tyle zapłaciła, albo dyrektor czepia się, że nie idę zgodnie z programem i jakoś nie tak potem uzupełniam dokumenty. Miałam być takim zajebistym nauczycielem, ale mi nie pozwolili. Mogłabym tu pisać i pisać...Cały system jest do wymiany.
PS: Powoli umiera dzień, więc mogę oddać się "skrobaninie" :) Dziękuję Ci za te teksty:*
To może twój brat właśnie zostanie dobrym elektrykiem- bo czemu by nie. Ważne, żeby właśnie on się w tym odnalazł, robił coś z radochą i przy okazji na tym nieźle zarobił. Widzę, że oboje mamy braci ze zdolnościami technicznymi:)
UsuńI właśnie to jest to zdziwienie często.."jak to, bez studiów?!". Bo jak ktoś jest inteligentny, to powinien niby iść na studia. A jak dla mnie to jest też w ogóle krzywdzący stereotyp też np. dla ludzi po zawodówce. Bo tam też trzeba ludzi inteligentnych. A nie każdemu zależy na tytule profesora. W ogóle wiesz, że w latach 60-tych po maturze na studia szło tylko 20% ludzi, w naszych czasach jest to 80% ludzi idących na studia po maturze. A więcej ludzi tą maturę zdaje..więc mamy przesycenie studentami na rynku. Studiować mógł każdy, magister więc..nie ma żadnego znaczenia. Czasem lepiej jest mieć ten fach w ręku, a brak 3 literek przed nazwiskiem człowieka w ogóle nie umniejsza jak dla mnie:)
Właśnie to jest straszne- że nawet jak jest ponadprzeciętny nauczyciel to ma problemy z rodzicami, dyrekcją i innymi nauczycielami. Moja siostra, ta najstarsza, jest wielką pasjonatką fizyki, fizyki też uczy. Jako jedna z rodziny przejęła schedę nauczycielską można rzec- i nieraz opowiada mi, jak to albo wypaleni nauczyciele traktują uczniów kiepsko, albo..jakie to ona ma problemy w liceum przygotowując olimpijczyków. Bo na to kasę trzeba wydać, bo nikomu się nie chce sali udostępnić ( do olimpiady z fizyki konicznie jest popracowanie nad częścią praktyczną, więc cóż...) a ona jako młoda nauczycielka obrywa, jak chce zrobić coś więcej. A potem dyrekcja zgarnia wszystko za sukcesy uczniów XD Żenada po prostu. Albo jak nikt nie chce się np. zgodzić na lekce plenerowe fizyki, bo to niewygodne. A moim zdaniem to by było coś, co by ludzi do tego przedmiotu zachęcało. Na szczęście zgodzili się na obserwacje astronomiczne..no ale. Przykładów jest mnóstwo, po których widać, jak system kuleje- i wobec uczniów i wobec fajnych nauczycieli. Ja wiem, że jak moi dziadkowie wróciliby do szkoły, żeby uczyć, to by się chyba załamali.
E..to teraz się boję XD
Szkoda, że takich ludzi, dla których te 3 literki nie stanowią o wartości człowieka jest jeszcze tak niewielu. Myślę, że to się zmieni. Coraz częściej słyszy się o zapotrzebowaniu na specjalistów w dziedzinach np właśnie technicznych. Może to doda niektórym odwagi.
UsuńTrzeba mieć dużo samozaparcia, żeby umieć stawić czoła całemu systemowi. Myślę, że nauczyciele pewni swojego powołania są w stanie sobie z tym poradzić. Mi chyba tego zabrakło.
Boisz się? xD Niepotrzebnie. Nic na razie nie mówię (z resztą o analizie cudzych tekstów już coś sobie powiedzieliśmy), bo ja potrzebuję przerabiać takie teksty tryliard razy, żeby móc je poczuć i przeżyć. A twoje do łatwych nie należą. Na razie najbardziej lubię ten o kobietach i mężczyznach w barze:)
Miejmy nadzieję:) Ale masz rację, trudno jest zmienić dawno zakorzenione w ludziach myślenie jednak.
UsuńHm...może i tak, nie mi oceniać, nie siedzę w twojej głowie bowiem. Ale może to nie tyle niepewność powołania. Czasem dany moment po prostu nam nie sprzyja za bardzo.
Żartowałem, co mam się bać? Ja wiem, że jestem grafomanem więc wiesz, nie zaskoczysz mnie niczym. Chyba jak już to tym, że tak "przeżywasz" bo nie ma co XD A wydają się "niełatwe" bo trzeba znać fakty nieraz, przy których były pisane. Ale to chyba ogólnie tak w tekstach nieraz bywa, co nie?
Ja też nie boję się pokazywania swoich tekstów, bo nigdy nie piszę ich dla kogoś. Dla mnie są idealne, bo dokładnie odzwierciedlają moje przeżycia i emocje właśnie. No i chyba tak - większość tekstów "prowokowana" jest właśnie realnymi przeżyciami.
UsuńA że przeżywam. No cóż - nigdy nie czytam dla samego czytania, badania słów, sprawdzania rytmu czy rymów. Czytam, żeby widzieć a co za tym idzie - przeżywać właśnie. Człowieku! Przecież ja byłam w tym zadymionym barze. Widziałam te dwie piękne kobiety, które wyglądały jak wyrwane z innego świata. Miały cudownie upięte włosy... Byłam tam!:)
W sumie...to zawsze jest intymne, to troszkę jak obdzieranie się ze skóry. Ale co mi tam, ja na scenie się już odzieram, to mogę i tak XD
UsuńTylko jest prowokowana, a my i tak poezję czytamy przez pryzmat siebie. To jest jej wielka siła..ale i słabość.
No to mnie też to nigdy nie interesuje:) Dobra dobra, byłaś :P
Już w połowie Twojej notki pomyślałam sobie, że kluczem jest tutaj "pasja". Że jesli robisz coś, co kochasz i co Cię interesuje, to nie może się to nie udać.
OdpowiedzUsuńJa nie mam wyższego wykształcenia, bo kilka podejść do studiów nie spełniło moich oczekiwań - nie dostałam tam tego, czego się spodziewałam dostać. Ale na brak zajęć w życiu nie narzekam. I nie czuję się gorsza od tych z dyplomem, co często nie potrafią sobie w życiu poradzić. Ja sobie radzę. I chociaż nie mam papierów na inteligencję, potrafię równie dobrze rozmawiać z kurwą i ministrem. Bo sam papier to jednak nie wszystko.
Zazdroszczę Ci dziadków, bo to na pewno bardzo interesujące postaci.
PS. I też byłam płynnie czytającą czterolatką i kiedy moi rówieśnicy uczyli się czytać, ja sięgałam po książki, które oni poznawali rok później. I boli mnie, że dzisiejsze młode pokolenie to takie pokolenie obrazkowe, co książek nie docenia. Mam nadzieję, że synka swojego moją miłością do czytania zarażę.
Tyle myśli zawsze wypisujesz, że mogłabym pisać i pisać...
* Nie rok później, ale dziesięć lat później - miałam na myśli. Jednak późno już i młodej mamie o tej porze obwody siadają trochę ;)
UsuńBo właśnie o to chodzi- może, żeby mówiąc inaczej każdy znalazł sobie to, co chciałby robić, w czym czuje się dobrze. Nie żeby zmuszał się, poddał się tej pewnej presji studiowania jaką mamy teraz...ale właśnie żeby znalazł to, co będzie robił w życiu z uśmiechem. I czy potrzebuje do tego studiów- niech na nie idzie, jeśli nie- nie idzie. I tyle:)
UsuńWięc właśnie, to jest fajne- coś cię rozczarowało, nie spełniło oczekiwań to potrafiłaś to też zostawić jako tako i poszukać innej ścieżki. Nieraz trzeba też różnych rzeczy wypróbować, żeby wiedzie, czego się chce:)
Bo dyplom nigdy nie wyznacza wartości człowieka, co zresztą pisałem. Mi się w ogóle często chce śmiać z tych wszystkich "wielkich dyplomowiczów" co myślą "co to nie ja" bo mam mgr przed nazwiskiem..a policzyć do 10 nie potrafią.
I na pewno zarazisz. Bo czytanie jest zaraźliwe, sam się w domu o tym przekonałem:)
Łał. Jeśli można tak powiedzieć, to zauroczyłeś mnie prawdą i swoją pasją. Co do edukacji zgadzam się kompletnie, również doświadczyłam pewnego zabijania pasji uczniów myślących nieco poza schematem. Szkoła nie umie sobie z takimi ludźmi radzić, ale fajnie wiedzieć, że istnieją tacy, w których pasja i analizowanie nie umarło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dzięki za tą notkę, wniosła dużo radości do mojego maturalnego światka, kiedy wyobraziłam sobie jak jakiś radosny człowiek cieszy się z deszczu. ;)
I właśnie to jest przykre- bo mamy pełno ludzi z jakimś potencjałem, ale szkoła nie umie tego wydobyć często, ba, ona to właśnie marnotrawi, zabija, upycha ludzi w pewne ramy...a potem narzekamy też, że mamy niemyślące społeczeństwo. Trochę paranoja jak dla mnie.
UsuńCóż, cieszę się zatem, że mogłem sprawić, że komuś zrobiło się weselej:)
Gdzieś tak w połowie czytania pomyślałam o "Another Brick In The Wall", czytam niżej, a tam siurprajs.
OdpowiedzUsuńJa też mam szczęście pracować w zawodzie, ale mam wrażenie, że jest to zawód tak niepewny dzisiaj, że zupełnie nie potrafię przewidzieć, czy za rok o tej porze nie będę kogoś obsługiwała na kasie...W każdym razie martwić się będę potem :)
Bo zawsze w temacie edukacji ten kawałek po prostu sam się nasuwa XD Tak samo jak się czyta o szkole jako o instytucji totalnej- w ogóle, o instytucjach totalnych też będę musiał kiedyś napisać XD
UsuńJa się zastanawiam..jaki zawód, praca, oprócz lekarza, jest pewna? A i to nie nawet zawsze, bo w razie czego wcale nie jest tak łatwo otworzyć własną praktykę. Ale fakt, póki co nie ma się co martwić:) Teraz jest dobrze i oto też chodzi:)
Ja nie byłabym lekarzem - za słaby mózg. Chociaż niby twierdzą, że fil. angielska też jest trudna, lecz ja sądzę że to jest bez porównania łatwiejszy kierunek. Kolega studiuje medycynę, początkowo chciał być ginekologiem, bo myślał, że będą go odwiedzać tylko młode panie. na praktykach jednak przekonał się, jaka jest brutalna prawda...xD
UsuńEt, nie za słaby- po prostu interesuje cię co innego i dobrze, bo nie mogą chodzić po tym świecie sami lekarze XD
UsuńA dla mnie jakoś żadna filologia nie zdaje się być trudna, w sensie- mam łatwość uczenia się języków. W ogóle, słyszałaś teorię, że ludzie ze słuchem muzycznym i w ogóle tzw. muzykalni, no z talentem muzycznym łatwiej uczą się języków przez pobudzanie odpowiednich obszarów mózgu?
Tja...marzenie o byciu ginekologiem, fuj! XD
Nie Kordian, naprawdę za słaby, uwierz mi :P
UsuńTo już wiem dlaczego mam taką łatwość w poznawaniu języków...w sumie angielski, rosyjski, nieco hiszpańskiego z zamiłowania...tylko niemiecki mi za nic nie wchodzi xD
Też tak sądzę, nie wiem jak można myśleć, że starsze kobiety to już ginekologa nie odwiedzają...xD
Przesadzasz:)
UsuńNo to widzisz, znasz korzenie swojego talentu;)
To ja z niemieckim nie mam problemu, swojego czasu Berlin to był mój drugi dom:)
Bo tak serio, to mają z tym problem XD
I właśnie w tym jest cały paradoks, bo młodzi ludzie często nie wiedzą, czego chcą, co chcą robić w przyszłości. Ja bardziej szukam dobrych argumentów, że podjęłam słuszną decyzję w wybraniu takiego a nie innego kierunku, niż jestem tego pewna od początku.
OdpowiedzUsuńCzytałam o tej tematyce artykuł wczoraj :P Na coaching.focus.pl :)
Jak to było? To najgorzej wymyślona rzecz, że o całym swoim życiu decydujemy, jeszcze nic o życiu nie wiedząc. Ale cóż...nikt nie wymyślił tego lepiej, taka natura, los, kolej rzeczy. I wiesz...młodzi nie wiedzą, ale ja tak sobie pomyślałem teraz już o starszych ludziach, w moim wieku nieraz. Jak tkwią w pracy której nienawidzą nieraz, bo okazało się że podjęli złe decyzje..ale tkwią w tej pracy i gorzknieją i nic nie zmieniają, chociaż mieliby nieraz szansę. Po prostu są tacy ludzie też, tak mi się nasunęło- i to jest dopiero przykre. Nie mają odwagi może? Znaczy wiesz, ja mówię o tych, którzy mają tę możliwość zmiany etc. bo wiem, że w naszym kraju są ludzie, którzy myślą po prostu tylko tym, żeby się utrzymać i tej pracy trzeba się trzyma- sam się swojej trzymam jak cholera, z tym, że ja ją lubię.
UsuńAle wiesz, czasem przypadek w wyborze okazuje się trafiony. Moja przyjacioła np. trafiła na studia z przypadku i jest zachwycona i świetnie się sprawdza w przyszłym zawodzie. W tym roku broni magistra i w niczym innym się nie widzi..więc różnie to też bywa:)
No widzisz, jaki zbieg okoliczności XD
Myślę, że wiek ten był dobry dla wcześniejszych pokoleń. Ludzie wtedy szybciej dorastali, szybciej wiedzieli czego chcą. Wybór też nie był zbyt wielki, a teraz mamy po prostu za duży i dlatego nie wiemy.
UsuńNiby powinniśmy się trzymać raz obranej drogi, ale jeśli widzimy, że jest męczarnią i żadne sposoby polepszenia sytuacji nie odnoszą skutku, trzeba mieć odwagę postawić kropkę, odwrócić stronę i zacząć pisać od nowa. Można przecież jednocześnie pracować w tej pracy, której nie lubimy, kształcąc się jednocześnie i szukając nowej. Nie zawsze taka zmiana oznacza przerwę w płynności finansowej. Faktem jest jednak, że do tego trzeba odwagi, której ludziom często brakuje.
No tak, znowu można rzec: "kiedyś to było inaczej" XD
UsuńI to też jest fakt, namnożyło się trochę w naszym świecie "kierunków widmo" bo też i wiedza nasza wymaga już wąskiej specjalizacji..no ale jednak
O to mi właśnie chodzi, że jeśli widzimy, że ta droga naprawdę, ale to naprawdę nie jest dla nas, że popełniliśmy totalny błąd- wtedy można myśleć nad zmianą. Bo nie chodzi o jakieś małe trudności, one zawsze i wszędzie będą. Ale o takie typowe no...rozgoryczenie i brak możliwości poprawy. I szkoda, że tej odwagi nieraz naprawdę brakuje.
No bardzo szkoda, sama wiem jakie to trudne, bo przecież po licencjacie już składałam papiery na prawo, już się nawet na te zaoczne studia dostałam, ale otworzyli magistra z mojego kierunku u mnie i wybrałam kontynuację swoich studiów. Bałam się wszystkiego: tego, że nie będę miała na czesne, tego, że jak się z facetem widuję w weekendy to juz się w ogóle nie będę z nim widywać itd.
UsuńA czy żałuję? Ciężko stwierdzić. Bo ja trochę w ogóle żałuję, że kontynuuje te studia, zamiast znaleźć pracę.
Rozumiem. Ale jednak to kończysz, zaparłaś się? Wiesz, czasem trudno sie zdecydować ostatecznie, jeśli są plusy i minusy, jeśli właśnie tak "ciężko stwierdzić". Bo to jest wtedy ambiwalentne uczucie, a nie takie "bogowie, jak ja tego nienawidzę, chcę to rzucić totalnie!"- bo tak też bywa, że jest się pewnym i wtedy no sorry, raczej lepiej coś z tym zrobić, no nie?
UsuńNa pracę jeszcze przyjdzie ci pora więc..może jednak lepiej tak?
Został mi rok. Głupotą teraz by było to wszystko rzucić... Zwłaszcza, że nie mam dla czego tego rzucić :P Z pracą, jak wiadomo, ciężko i tak i tak :P
UsuńAkurat co do studiów to tak, są plusy, są minusy, jak wszędzie ;) Ale studia należą do tych rzeczy w moich życiu, których mimo wszystko jestem pewna :) Pojawiają się wątpliwości, ale nie wyobrażam sobie porzucenia studiów :)
ano tak się młodym ludziom wmawiało, że studia wszystko zmienią, dadzą lepsze życie, nawet ci starsi, jak np. mój kuzyn, który ma 29 lat planuje zdać teraz maturę i iść na studia, praktycznie każdy teraz myśli o tych studiach, a najgorsze jest to, że porobiło się masę prywatnych uczelni, na których wprost można sobie kupić wykształcenie, mam koleżankę, która za obecność na zajęciach (na uczelni właśnie prywatnej) ma zaliczony przedmiot. co to w ogóle za absurd? obecność? to mogę przyjść, wpisać się na listę i zaliczone? teraz też niestety jest modne coś takiego, to ludzi cieszy, a co oni z tego mają? nic z tych studiów nie wynoszą, a mgr mają takie samo jak my, tylko inny kierunek, inna uczelnia, a ten sam tytuł, który już tak naprawdę nie znaczy o niczym... takie jest moje zdanie, bo jak można uznać kogoś za osobę wykształconą, skoro nawet na tych studiach się za bardzo nie uczył, tylko chodził na zajęcia, albo co lepsze czasem go ktoś wpisał na listę.
OdpowiedzUsuńjuż się nawet przyjęło powiedzenie: człowiek po 5 latach picia = alkoholik, student po 5 latach picia = magister, ile w tym niestety prawdy :/ i co gorsza ja czasem po moich znajomych, niektórzy już studia ukończyli, widzę, że problem alkoholu po studiach został z nimi, bo jak to wyjść w piątek czy sobotę i się nie napić? albo jak nie wyjść?! to też jest przykre. bo nie jest to elita intelektualna. w żadnym stopniu. a jak Ty mówisz, że nie pijesz, to wielkie zdziwienie i namawianie :/
ano w wielu zawodach już jest za dużo tych niby specjalistów, do tego dużo młodych ludzi na przekonanie, że kończą studia to muszą miliony zarabiać i za marną pensję pracować nie będą, a nikt ci na początek milionów nie da, dlatego ja tak bardzo chciałam ten staż, też mi się wydaje, że na to pracodawca inaczej patrzy, bo skończyła studia, ale się nie wymądrza i przechwala, tylko chce się dalej w tym kierunku kształcić, nawet za te marne stażowe, które i tak dobrze, że jest, teraz to jest niecałe 1000zł, powiedz mi, kto by chciał za tyle pracować na cały etat? ale wolę tak niż szukać ponad rok pracy w zawodzie, mimo wszystko wychodzę na tym do przodu, ale ludzie tak nie myślą, są mgr w końcu, a takie pieniądze to za przeproszeniem do dupy sobie wsadzić może pracodawca
mi mama właśnie mówiła, że powoli to idzie do przodu, zobaczymy jak bardzo, mam nadzieję, że tak będzie, bo inaczej to i szewca trzeba będzie z mgr szukać. swoją drogą wiesz, że miały powstać studia z fryzjerstwa? :D nie wiem czy to w końcu przeszło, ale tak miało być.
cieszę się, że odkryłam tą pasję w sobie, jest tak dużo ludzi, którzy kończą studia, a dalej jakby nie wiedzą, co chcą robić, co ich cieszy, to mnie smuci, ale też współczuję tym ludziom.
tak, tak trzymamy kciuki za staż :D
wiesz, mam za dużo czasu na rozmyślanie i niestety czasem takie myśli mnie napadają w takich okresach, na szczęście zajęłam się czymś innym, humor się poprawił, a jak się będzie miał znaleźć facet, to się znajdzie ;)
Święta prawda.Mogę być lekarzem i szczerze tego nienawidzić,a mogę być hostessą i kochać to z całego serca.To wina myślenia,że trzeba wybrać zawód,który da jak najwięcej pieniędzy żeby jakoś żyć.Może i jestem dziwna,ale wolę być pielęgniarką za marne grosze niż robić coś czego nienawidzę.Myślenia o pieniądzach i w tej kategorii sądzenia wszystkiego chyba nie da się wyplenić.A może da?Ale to tylko własnym przykładem.
OdpowiedzUsuńOtóż to, chodzi o pasję. Tylko..trzeba też uważać, żebyśmy z czasem nie znienawidzili tego co robimy. Ostatnio modne jest nawet aż mówienie o syndromie wypalenia zawodowego.
UsuńCzyli..chcesz być pielęgniarką? Czy to był tylko taki przykład?
I czasem opłaca się wierzyć w utopię:)
"uwielbiam" fakt, ze dzieci myślą, że oceny są wyznacznikiem wszystkiego, ze oceny są najważniejsze. że uczy nas się bezużytecznych rzeczy (nie wszytsko, czego uczą, się nie przydaje, ale jednak moglibyśmy sobie darować niektóre 'szczegóły'). szkoła kiepsko przygotowuje do życia, ale to żadna nowość.
OdpowiedzUsuństudiuję i jendocześnie pracuję. kiedyś rozdawałam uloty i usłyszałam ironiczne "jakie studia trzeba skończyć, żeby robić taką pracę?".. wkurzyłam się, bo zawsze się wkurzam. jestem studentką, więc podążam oklepaną ścieżką i liczę na 'lepszą pracę' później.. ale co, gdybym była osobą, która jara się roznoszeniem ulotek i faktycznie czuje się urażona tą uwagą? ludzie są tacy wąskotorowi.
A to już też inna sprawa. W ogóle, jak niektórzy sądzą, że to wyznacznik jakiegoś intelektu..jakiego, ja się pytam?
UsuńTakie potoczne, stereotypowe myślenie potrafi być w ogóle bardzo krzywdzące. To najbanalniejsza prawda..ale mało kto umie poza nią niestety wyjść.
Tyle wątków poruszyłeś, że nie wiem od czego zacząć ;]
OdpowiedzUsuńTez lubię chodzić "po deszczu" :D w burzę bym z domu nie wyszła, ale czasami spacer podczas deszczyku daje mi naprawdę dużo radości :)
Co do studiów, to chyba nie powinnam się wypowiadać :D Skończyłam to, co chciałam (to, co mnie interesowało), no ale niestety.. gdybym mogła cofnąć czas, to chyba poszłabym w nieco innym kierunku (takim, po którym istniałoby większe prawdopodobieństwo znalezienia pracy).
Zgadzam się z tym, że w szkołach powiela się schematy i to uczenie się regułek na pamięć, po co to wszystko? Zamiast uczyć rzeczy praktycznych, to narzuca się do opanowania jakiś mało przydatny materiał :/ Czy ci, którzy powinni nie widzą, że powinno się to zmienić?
No jak zawsze, dużo wątków splatam XD
UsuńSzczególnie wiosną albo latem prawda? Gdy jeszcze deszcz tak pięknie pachnie ^^
Właśnie powinnaś- zrobiłaś, co chciałaś, interesowało cię- to ważne. A że z czasem zmieniłabyś decyzję..cóż, niektórzy z nas by to zrobili. Ale już za późno, można tylko robić poprawki, korygować i też może być dobrze:)
Może i wiedzą...ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać w ogóle.
Ja też bardzo lubię burze. Gdy byłem dzieckiem, lubiłem wychodzić na zewnątrz podczas burzy. Świetne uczucie, ale niebezpiecznie i teraz już tak nie robię.
OdpowiedzUsuńCo do studiów, to w pełni się z Tobą zgadzam. Mam kilku znajomych, którzy po skończeniu studiów w ogóle nie mogą znaleźć pracy albo znajomego, który po skończeniu politechniki i kilku latach pracy, zarabia 1400zł..
Jest też sporo osób, które skończyły tylko zawodówki, a zarabiają kilka albo kilkanaście tysięcy na miesiąc.
Ja nie jestem zadowolony ze swojej pracy i ciągle szukam czegoś innego (na razie z marnym skutkiem), ale nie narzekam, bo niektórzy w ogóle nie mogą znaleźć pracy..
Pozdrawiam:)
No to w końcu ktoś, kto mnie z tymi burzami rozumie;)
UsuńTak, te słynne, chwalone politechniki...a po nich też jak widać nie rozkłada się przed człowiekiem gór złota :P Więc jeśli już chodzi o studia cóż...zarobki po nich, świetlana przyszłość stają się coraz bardziej mitem...
Ale szukasz, próbujesz:) O to może chodzi, żeby czasem i po paru próbach znaleźć coś dla siebie wreszcie:) Więc trzymam kciuki:)
wiesz, najgorsze jest to, że banery reklamujące dane kierunki są naprawdę niezłe, zachęcają i ludzie w to wierzę. pamiętam jak 3 lata temu mój brat się zastanawiał nad studiami, czytał o socjologi i turystyce i rekreacji, sam pewnie dobrze wiesz, że to jedne z najgorszych kierunków jakie można wybrać, ale tak świetnie je opisali, takie perspektywy po nich, ale brat popytał o nie znajomych, poczytał w internecie i żadnego z nich nie wybrał. często jest tak, że ludzie w takie rzeczy wierzą, a realnie na swoją przyszłość po tych studia mogą spojrzeć najwcześniej pod koniec 1 roku studiów, czasem przytomnieją później, albo dalej są zaślepieni, że te studia są super i im dadzą niezła przyszłość. więc jak ten mit ma się skończyć?
OdpowiedzUsuńakurat w moim zawodzie (kosmetolog) akurat istnieją placówki, gdzie nie chcą ludzi po prywatnych uczelniach, nawet moja macierzysta uczelnia jak otwierała mgr to nie chciała tych z prywatnych uczelni, mam koleżanki i widać taką różnice w wiedze, że aż ciężko sobie to uzmysłowić. podstawowy wiadomości często te laski nie mają :/ ale nie wszędzie tak jest no i zawsze można coś własnego otworzyć... tacy to specjaliści.
ale tak jest, to jest problem, sama mam takich znajomych. to aż smutne. ja się opamiętałam z tym jakoś na początku roku, znaczy nie mówię, że miałam z tym problem, ale zdałam sobie wtedy sprawę, że jak wychodzę gdzieś ze znajomymi i oni piją alkohol, a ja na to nie mam ochoty, to przecież nie muszę, mogę wypić sok, niektórzy nie widzą innej drogi jak w takiej sytuacji alkohol... i to jest tragiczne.
ale oni się czują ważni bo skończyli studia. ale co im to daje? zero doświadczenia? wiele z tych osób nawet w trakcie studiów nie podejmowało dorywczej pracy czy wolontariatu, mają raptem studia i chcą kokosy zarabiać? trochę pokory, trzeba doświadczenie zdobyć.
nie wiem jak to wyszło, ale właśnie jak kosmetologię studiowałam, to właśnie chcieli, żeby wykształcić takich specjalistów od włosów i to nie chodzi o fryzury i te zabiegi tylko ale również o łysienie jak i o nadmierne owłosienie, zamysł dobry, ale moim zdaniem mogłaby być też to jakaś specjalizacja po kosmetologii, nam i tak naprawdę sporo o włosach mówiono.
mam wrażenie, że niektórzy nigdy do tego nie dojdą, mam kilku takich znajomych, zwłaszcza jedna koleżanka, zupełnie brak jej pomysłów na siebie a w tym semestrze broni mgr ze studiów, których jednak nie chciała robić. między czasie myślała o zmianie kierunku, później chciała się angażować w to co robi, ale koniec końców ani w jedną ani w drugą stronę nie poszła
dziękuję :*
Przypomniała mi się rozmowa z moją promotorką, kiedy ostatni raz sprawdzała mi pracę inżynierską. Pamiętam, że wtedy zimno było, jak cholera, więc zaparzyła mi herbatę. I tak sobie siedzimy przy tej herbatce, ona sobie przegląda tę moją pracę i po chwili zadaje pytanie:
OdpowiedzUsuń- Asiu, a ty masz jakąś sympatię?
Trochę zgłupiałam, bo nigdy nie rozmawiałam z nią na osobiste tematy.
- Ano mam, mam chłopaka.
- Długo jesteście razem?
Mówię, że (wtedy) trzy i pół roku prawie, więc całkiem sporo.
- No to ładnie, ładnie. CO STUDIUJE?
Poczułam ukłucie w brzuchu. Co mam jej powiedzieć? Że pracuje na spawalni? Że w międzyczasie dorabia w firmie pogrzebowej wuja? (akurat jak o tym mówię, to wszyscy robią wielkie oczy). Że nie poszedł na studia, byśmy mogli odłożyć na mieszkanie i na ślub? Że haruje jak dziki wół? Pewnie mogłam tak jej powiedzieć, a może nawet powinnam.
- Nie, pani profesor. Nie studiuje. W tej chwili pracuje.
- PO CO CI TAKI FACET?!
Wyobraź sobie Kordian, jak się poczułam. Powiedziałam jej, że nie jest nam łatwo, a poza tym nie wszystko stracone, że przecież kiedyś na studia iść może (myślał kiedyś o inżynierii dźwięku, nadawałby się na akustyka, ma świetny słuch i też jest muzykiem).
Powiedziała mi:
- Ale Asiu. Ty będziesz magistrem, a on co? Zwykłym robotnikiem? Jak on będzie wyglądał w towarzystwie, w którym będziesz się obracać?
Wierz mi, że zaciskałam usta ze złości. Nie umiałam jej powiedzieć wtedy tego, ale ja nie czuję potrzeby, by on na te studia szedł. Ani też ja nie czuję się lepsza od niego, że jestem tym inżynierem. Zarabia dobrze, może dorobić. W szkole uczył się dobrze. Potrafi wbić gwóźdź, naprawić szafkę, czy kran, a od czasu do czasu, jak mam focha, napisze mi wiersz, albo zagra "Thank you" Zeppelinów na gitarze. Dobrze powiedziałeś, nie papier świadczy o człowieku. Ja przestałam go już na studia namawiać. Ludzie robią to, co napisałeś: idą na studia z myślą, że będą dobrze zarabiać. On miał pracę pod nosem i skorzystał z okazji.
Cholera... jak była ta burza to ja gniłam na zajęciach :P Pewnie niespecjalnie chciałabym w niej biec na tramwaj, a potem jechać jak ukiszony ogórek w wypchanym po brzegi pociągu xD ... ale przynajmniej... pogapiłabym się :) Po prostu :)
To ta twoja promotorka jest..ograniczonym w cholerę człowiekiem. No sorry. Szczerze, to mnie ta opowieść aż wkurwiła. Bo po pierwsze co jej do twojego życia w takim znaczeniu niech sobie swoje złote rady w dupę wsadzi-.-
UsuńPo co ci taki facet..pewnie sama nie na żadnego i zazdrości :P A tak serio już, jak dałem upust emocjom- to to myślenie bywa naprawdę bolesne. Ocenianie człowieka przez papier. W ogóle, śmieszy mnie, jak ludzie np. mówią że ocenianie przez kasę jest puste- a sami robią to pod względem edukacji.
Ale sru z takimi. Ważne, że się kochacie, że wam się dobrze żyje, jemu się dobrze pracuje a nie, ktoś wymyśla, że on musi iść na studia, żeby to "pasowało". Nimb studenta, magistra, psiamać.
Dobra, miało być bez emocji XD Lepiej się już zamknę XD
I spoko, sam pracowałem ze zwłokami, bardzo mi się ta praca podobała ^^
Tak btw, na czym on gra?:>
UsuńTrochę z dupy tak ta moja wiadomość, ale mam nadzieję, że nie pogryziesz. Króliki ponoć mogą gryzc.
OdpowiedzUsuńhttp://piaskownica-wspomnien.blogspot.com/2014/04/libster-awards-bo-ponoc-trzeba-miec.html Zostałeś nominowany do tej śmiesznej zabawy, fajnie by było, jakbyś też wziął udział, żeby nie było, że jestem taki forever alone i tylko ja biorę w tym udział. Czy coś. W zasadzie biorę udział na takiej samej zasadzie, jak Ty - ktoś sobie mnie upatrzył.
Ale mniejsza.
A posta przeczytam, ale jakoś pozniej ;D dużo tekstu.
Morth! Jesteś martwy- mnie się nie nominuje! XD Ale no już trudno, trudno, nie zostawię cię w tym samego XD
UsuńCóż ja biedna po tym moim kulturoznawstwie robić będę :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to w tym wszystkim chodzi, że ty idąc na te studia powinnaś wiedzieć co będziesz po nich robić albo dlaczego tam jesteś po prostu, bo to cię pasjonuje XD
UsuńJa ci mówiłem, że moja przyjaciółka w tym roku kończy kulturo? I wbrew pozorom, można pracę znaleźć. Ale ona się pasjonuje do tego teatrem i w tym kierunku poszła bardziej, więc to trochę inaczej:)
Jak ja kocham dyskusje w twoim domu, Indie! Muszę wpaść znowu odwiedzić dziadków twoich ^^ A pana Rysia poznałam co nie?XD
OdpowiedzUsuńJa byłam takim samym szkolnym przypadkiem, ponadprzeciętna, olimpiady..ale miałam świetne liceum, zresztą, to wiesz:) W ogóle to ja na swoich studiach jestem z przypadku a co? Kocham to co będę miała robić, kocham po prostu!
To wpadaj, wpadaj do nas XD I tak, znasz Rysia XD
UsuńCieszę się, że to tak wyszło:)
A mnie zasmuciłeś tym postem Króliku... Na studia mi się nie spieszy, a z drugiej strony jaka perspektywa mnie czeka? Wiesz, zawsze większa szansa, że przypadkiem na nich odkryję jakąś pasje. Nevermind. Już nie smęcę.
OdpowiedzUsuńHej, nie ma się co smucić przecież. Zawsze masz moment, że możesz wybrać. I kto wie, może jak Frida, nad tobą, też dopiero na studiach właśnie dowiesz się, co tak naprawdę chcesz robić w życiu:)
UsuńMentalność naszych rodziców utknęła na schemacie: wykształcenie wyższe = wyższe szanse w życiu. Ale gdy tak powtórzono miliony razy, to znaczenie zniknęło.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas mógłby założyć własną działalność gospodarczą i realizować swoje pasje, ale nie wszystkie muszą zaspokajać potrzeby rynku. Inna prawda jest taka, że na założenie firmy, TRZEBA mieć flotę na wejście. Nie można pójść po dotacje mając same miedziaki w portfelu bo - owszem - pomogą, ale nie wystarczą na wszystkie wydatki.
Otóż to. Ten schemat sprawdzał się w latach 60-tych, ale teraz...cóż.
UsuńZ działalnością w tym kraju to są w ogóle cyrki. Z dotacjami, kredytami, urzędami...u nas w kraju to po prostu duże ryzyko też.