Tak więc od wczoraj tkwię w szpitalu.
Mogłoby lać, zamiast tak pięknie
świecić mi słonecznym, żółtym światłem w twarz, pomyślałem
dzisiaj rano. Mogłoby lać, zamiast kusić i obiecywać i pokazywać
niespełnione starania. Mogłoby...Ale nie leje, więc pogódź się
z tym, czego nie masz i podziękuj za to, co masz. Nic prostszego,
pomyślałem zaraz.
W szpitalu jakoś mniej weselej, bo tak
naprawdę nie czekam tylko na wyjście, a czekam na swoje małe
konieczności, czekam na ten wtorek świecący w kalendarzu
zaznaczoną na czerwoną datą. Czekam i myślę sobie, jak po prostu
dobrze będzie mieć to z głowy, choć rzecz jasna denerwuję się
niemiłosiernie i robię się przez to jeszcze bardziej marudny niż
zazwyczaj. Dlatego nawet słońce rano mi się nie podobało, słońce
mówiące o niespełnionych zamiarach i o więzieniu jeszcze
dobitniej. Ale i to przeszło, bo świat przyjmuje się jakim jest i
ma się nadzieję.
Nadzieją człowiek może się nieraz
wspaniale karmić. Podziękowałem więc za słońce, choć tym razem
raniło. Ale i oświetlało jaskrawo odczucia, a i to jest przecież
ważne.
Od rana Cat Stevens na słuchawkach, bo
jak mało kto poprawia humor. Taneczny krok i rozśmieszanie
pielęgniarek, kolejne małe wojny z moją prywatną siostrą
Ratched. Chyba się stęskniła.
Oczywiście, moje życie nie mogłoby
się odbyć bez malutkich przypałów. Nawet pomiędzy pobieraniem
krwi, obrzydliwym szpitalnym obiadem a odwiedzinami rodziny i
znajomych muszę się jak zawsze w coś wpakować. Tym razem mam
wrażenie, że jestem podrywany przez 50-letniego "konesera
męskiej urody" który twierdzi jako i siostra Róża (
zdrajczyni!) że mam "boskie kości policzkowe" i
"wyjątkowe oczy". O ile drugi komplement zaskakuje, o tyle
bombardowanie takimi jak pierwszy przytoczony deprymuje co najmniej.
Mam nadzieję, że tylko mylnie odbieram sygnały. Nie chodzi o to,
że nie lubię być podrywany przez 50-latków w atłasowych
szlafroczkach. Ja w ogóle nie lubię być podrywany. Nie lubię
komplementów. Nie lubię być klepany po tyłku. Na szczęście nie
czerwienię się łatwo i umiem chyłkiem uciekać do swojej sali, z
czego pielęgniarki mają niezły ubaw.
Po prostu, nie ma lekko. Ale jest mimo
wszystko zabawnie. Teraz pozostaje wytrzymać w tym nastroju do
wtorku.
Noce jak zwykle są ciężkie. Ale tu z
pomocą przychodzą...humbaki.
Delikatne pomimo swojej potęgi,
tajemnicze i wrażliwe stworzenia głębin. Te, które potrafią
cudownie się bawić, wyskakiwać figlarnie pomimo swej wagi ponad
toń oceanu i te, które jak żadne inne czarują dźwiękiem.
Dźwiękiem, który brzmi jak pradawna modlitwa głębin. Jak
pierwotne drżenie samego początku, wydobyte z niezbadanego i
zagadkowego dna.
Wielu ludzi zawsze bawiła moja
fascynacja humbakami. A niektórych przerażały wręcz dźwięki
które wydają te przepiękne jak dla mnie stworzenia.
Wielu, gdy zakłada słuchawki na uszy
i zamyka oczy, dostaje wręcz szału. Stają się przerażeni. Nieraz
słyszałem, że to brzmi bardziej jak psychodeliczne dźwięki z
horroru albo jakiegoś nawiedzonego szpitala psychiatrycznego. Mnie
to uspokaja. W śpiewie humbaków tkwi niesamowita harmonia, na którą
nieraz człowiekowi trudno wpaść. Jakby to one, wspaniałe kanarki
morskie odnalazły całkowitą równowagę, a człowiek szarpał się
na swoich strunach, szarpiąc je nieraz za szybko. Za chaotycznie,
Jakby myślał też za dużo. A ich melodia płynie wprost, do samego
centrum duszy, do samego serca.
W śpiewie humbaków tkwi wielki
spokój, ten, który nieraz tak trudno odnaleźć w naszym świecie.
Świecie, w którym stąpamy twardo po ziemi. Ja wolę nieraz
zanurzyć się w oceanie- i to dosłownie. Dla nikogo nie jest
tajemnicą, że pływać w jeziorach, morzach, oceanach kocham.
Kocham czuć tą wolność pomimo oporu wody, kocham ten brak stałego
gruntu i płynność. Figlarność dotyku, zmysłowość doznań,
jaką tylko woda zapewnić umie. Uwielbiam czuć się intruzem i
stawać się zarazem z wodą jednym. Przyjmować od niej doznania i
dawać jej własne, bo łatwiej w niej dać tak wiele dotykiem, niż
na lądzie.
Czasem marzy mi się bycie rybą,
posiadanie skrzeli i płetw, bycie rybą, wcale nie zimną, a po
prostu swobodną w świecie, do którego ja już nie mam dostępu.
Nie takiego, jaki ma ona.
Kocham nurkować, nieraz za głęboko
udając się nawet bez butli z ożywczym tlenem. Bo toń pociąga,
miejsce, skąd wszyscy pochodzimy, a do którego już nie potrafimy
należeć właśnie, jak należą ryby i humbaki, moje kochane. Ale
tam można odnaleźć idealny spokój właśnie ( innym takim
miejscem chyba są szczyty gór, przedziwne, prawda?) gdy ciemne
wody, jak wody płodowe, gdy byliśmy w brzuchach naszych matek,
otaczają nas i wyciszają. Ciemna, ciepła toń, słodka gęstość,
z której nie chce się nieraz wychodzić. Chce się zanurzać coraz
głębiej i głębiej, niżej i niżej, aż do samego serca. Chce się
poczuć znów opiekę matki nas wszystkich, matki natury, matki
ziemi. Matki, której tak często nie szanujemy. Marki, o której
zapominamy.
Czasem mam wrażenie, że pieśni
humbaków są właśnie dla niej. To jak modlitwy bez słów,
wyznania miłosne skoncentrowane w jednym strumieniu, o którym my
zapomnieliśmy. Którego my nie umiemy nieraz już czuć, zgubieni na
swym lądzie, zgubieni w miastach, w myślach. Za dużo myślimy, za
mało czujemy. Za bardzo patrzymy oczami, za mało widząc. Słuchamy,
nie słysząc. Nie poddajemy się cyklowi życia i śmierci, walczymy
z nim, zamiast za niego dziękować.
Zatem te pieśni uspokajają mnie,
sprawiają, że wracam tam, gdzie udać się teraz nie mogę.
Pozwalają przenieść duszę, zmęczoną teraz zgiełkiem i
stagnacją jednocześnie pod wodę, pozwalają otulić się ciepłym
chłodem oceanu i najjaśniejszą z ciemności. Wcale a wcale nie
klaustrofobicznie, jak wielu by mogło sądzić. Wręcz przeciwnie. Z
pełnym oddechem.
Nigdzie bowiem nie docenia się oddechu
tak jak pod wodą.
Przed wielu laty sądzono, że humbaki
śpiewają po to, by zachęcić samice do rozrodu. Znany wszystkim
mechanizm, ptaki też śpiewają miłości. I takie utwory humbaki
też mają w swoim zanadrzu, lecz nie tylko. Czy wiecie, że dość
niedawno w sumie odkryto, że śpiewają nie tylko samce, choć robią
to donośniej?
Gdy jeden humbak usłyszy drugiego,
wplata część jego pieśni w swoją. Jakby łączyły swoje
symfonie miłosne i inne opowieści, jakby łączyły swoje być może modlitwy podmorskie w jedno. W jeden głos. Gdy pewnego dnia humbak z Pacyfiku żyjący koło Australii usłyszy
drugiego, żyjącego troszkę dalej, przekazuje mu część swojej
pieśni. Po wielu latach jego symfonia, jego emocje i harmonia jego
śpiewu może być słyszana niedaleko Alaski. Była przekazywana "z ust do ust", aż dotarła i tam, razem z innymi. Przez to, że jeden
dźwięk był przekazywany jednemu stworzeniu przez drugie, stworzona została jedna wspólna melodia.
Brzmi znajomo? Bo dla mnie tak. To
całkiem jak ludzkie opowieści. To wcale nie coś, co ma czemuś
służyć, jak zwykliśmy my, "wspaniali ludzie", zakładać
u zwierząt ( zapominając, że sami nimi jesteśmy). To jak nasze
dawne opowieści, przekazywane z ust do ust, nigdy nie spisane. To
jak nasi dawni bogowie, żyjący w naszych słowach i świadomości,
żyjący w opowieściach właśnie. To jak serce zawarte w słowach. W melodiach przy dawnych ogniskach. Tańcach plemiennych.
Niestety, my, ze swoją ekspansją
przeszkadzamy nieraz tym stworzeniom. Przez wiele lat wiele humbaków
( i nie tylko, także delfinów i innych waleni) było zagubionych w
okolicach Vancouver ( tam było to przynajmniej zbadane) przez coraz
większy hałas czyniony choćby przez ludzkie łodzie. Czy zdajecie
sobie sprawę, że walenie czuły się tak samotne i zagubione bez
swych pieśni, że zmieniły częstotliwość i głośność
wysłanych sygnałów w toni wodnej, żeby w tym przeklętym,
czynionym przez człowieka hałasie mogły się nadal słyszeć?
Piękne i przerażające z jednej strony- piękne przez to, jak ich
pieśni są dla nich ważne, przerażające przez nas. Że nawet to,
piękne podwodne opowieści potrafimy niszczyć, tylko przez to
nieraz, że ich nie rozumiemy. A nie rozumiejąc, nie widzą w tym naszej wspaniałej logiki cywilizacji, nie szanujemy.
Nieraz prawdopodobnie to właśnie
przez nasz hałas setki humbaków giną na plażach. Mylą sonary
wojskowe z pieśniami innych stworzeń ze swojego gatunku. Chcąc je
poznać, zbliżyć się do nich, umierają na mieliznach w wielkim
bólu.
Nadal wielu ludzi po prostu bestialsko
zabija walenie, nie potrzebując już wcale ich miejsca czy tłuszczu.
Jak widać, nie umiemy szanować często
nawet miejsca, z którego pochodzimy, a do którego nie należymy.
Morskiej toni i jej pięknych, wrażliwych dzieci. Dzieci, które
nieraz same chcą nas poznać.
Humbaki są bowiem jednymi z najciekawszych i
najłagodniejszych stworzeń. Człowiek, tak przy nich zdawałoby się
kruchy, może z nimi pływać bez szkody dla swojego zdrowia. Często
owe kanarki morskie po prostu podpływają do ludzkich łodzi, chcąc
się bawić, zaciekawione nami. Chcąc się zaprzyjaźnić, choć,
gdy nie okaże się im szacunku, potrafią być niebezpieczne. Jak drażnione samce, które lubią być samotnikami.
To spokojni wędrowcy morskich
przestrzeni, których nie umiem nie kochać. Którym nie umiem nie
być wdzięczny za ten podwodny świat niezwykłych pieśni. I za tą
wdzięczność chciałbym być może, kiedyś coś dla nich zrobić.
Chciałbym się może do nich zbliżyć.
Zrozumieć choć trochę to, co niezrozumiałe. Sprawić choć
minimalnie by ludzie otworzyli na nie oczy, zaczęli szanować.
Zaczęli szanować też ocean i wszystkie wspaniałe miejsca.
Chciałbym nieraz, żeby ludzie nie
zapomnieli, skąd pochodzą. Kim są i do czego przynależą.
Chciałbym, żeby nie musiało padać stwierdzenie " trzeba
chronić humbaki", "trzeba chronić lasy deszczowe",
"trzeba chronić Grenlandię", "trzeba chronić
wilki".
Samo słowo chronić jest przerażające.
Bo przed czym chronić? Przed człowiekiem, rzecz jasna. Przed
człowiekiem, który sam zapomniał, że nie musi chronić czegoś-
tylko powinien chronić tym samym siebie. Bo do tego wszystkiego
przynależy i jest temu równy, choć tak bardzo przestał to
rozumieć, od kiedy nie żyje w plemieniu, a w wielkiej, "wspaniałej"
cywilizacji.
Lecz nie jestem tym razem naiwny. Choć
wiem, że tak naprawdę niszczymy sami siebie niszcząc przy okazji
resztę świata, który i tak sobie poradzi, gdy my znikniemy, mam
świadomość, że większość ludzi nie zda sobie z tego nigdy
sprawy. Wiem, że nie cofniemy się do czasu świadomości i
łączności z tym, skąd pochodzimy i czym jesteśmy jako
społeczeństwo, na to jest za późno, zdecydowanie za późno.
Nigdy nie będziemy widzieć duchów świata już jak Aborygeni czy
rozmawiać z Wielkim Duchem jak Indianie, nie licząc jednostek,
wyjątków. Ale licząc całe społeczności, zamknięte w betonowych
blokach, uzależnione od wirtualnej rzeczywistości? To niemożliwe.
Dlatego sam używam słowa chronić,
choć utopijnie nieraz marzę, by go nie było, choć słowo
"chronić" tak mnie boli Czy w stosunku do zwierząt,
roślin, skał. Całej naruszonej już struktury świata, o którym
zapominamy, zapominamy, jak bardzo też w niej jesteśmy.
Dlatego czasem marzę i o humbakach. I
nie mówię, że to niemożliwe.
Wiecie, że co roku na wyspie Maui na
Hawajach , każdej zimy podczas tzw. sezonu waleni na jednej z plaż
obok miasta Kihei osadzony zostaje hydrofon, czyli urządzenie, które
pozwala ludziom słyszeć "spod wody", słyszeć dźwięki
tak dla nas zakazane. Morskie opowieści i modlitwy. Przez 24
godziny na jednej z plaż rozbrzmiewa śpiew humbaków, opowiadana
jest nam, lądowym już tworom historia miłości. Historia samej
Matki, jak wierzyli Polinezyjczycy. Raz możesz, nie wchodząc pod
wodę, słyszeć to na żywo. Położyć się na piasku plaży i
zanurzyć w oceanie. Wrócić do miejsca, które koi i odradza.
Miejsca, gdzie doceniasz oddech.
Opowieści płyną spokojnie, opowieści
o tym, kim także i my jesteśmy i skąd pochodzimy. Do czego należeć
będziemy zawsze.
Więc leżę teraz w szpitalu i słucham
opowieści humbaków nocami, wracam do oceanu, będąc jednocześnie
więźniem swojego ciała. Ale moje serce i moja dusza nie są
zniewolone i słuchają, ,słuchają tych, co nie muszą mówić
słowem. Moje serce i moja dusza modli się też po swojemu.
Dziękuję więc humbakom nocami choć
wielu osobom wydaje się to śmieszne i marzę nadal.
W tych marzeniach, które wcale nie są
niemożliwe mam już wiele, wiele lat, o wiele za dużo by o tym
mówić.
Leżę znów na plaży, nieopodal
swojego domu, wokół którego rosną drzewa owocowe. Jest wieczór,
spod wody nic nie słychać, ale wiem że tam są. Płyną pod wodą,
w głębi oceanu który kocham. To moje miejsce, obok nich. Hawaje,
Nowa Zelandia, może jeszcze inne miejsce? Jest plaża, jest ocean. A
ja jestem spełniony, bo zrobiłem coś i dla nich. Chroniłem, choć
zawsze tego słowa nie znosiłem. Zrobiłem coś też dla wielu ludzi
i mimo krzywd, jakie im nieraz wyrządziłem, więcej było dobra,
więc można uznać to za dobre życie. I nadal słucham opowieści,
czasem widzę, jak wyskakują z wody, z gracją, z długimi płetwami
wzdłuż ciała.
Mam wiele, wiele lat, nie 27 jak teraz,
nie leżę w szpitalu. Jestem wolny, swobodny, jest we mnie ogrom
ciepła, a nie strachu. Bo przecież właśnie tak ma być.
Zapada wieczór i zapada spokojny
wieczór we mnie. Tak można umrzeć. Na plaży, w spokoju, w swoim
miejscu po wielu zaskakujących w życiu przeżyciach. Jak Indianie,
zasnąć, choć nie w górach, a na piasku plaży.
Humbaki śpiewają mi historię o
pięknym odchodzeniu, ale przede wszystkim o pięknym życiu,
spełnionym. Śpiewają o spokoju głębokiego oceanu, o miłości, o
jedności wszystkich stworzeń.
Wyśpiewują zapomnianą pod słońcem
pieśń.
Ja obiecuję, że o niej nigdy nie
zapomnę. Nawet teraz, w tym momencie. Nie zapomnę opowieści
rozumianej sercem.
Biedaku ty, być podrywanym przez takiego osobnika! No ale co nas nie zabije to... :) no właśnie. A ja też dziś leżę cały dzień z jelitówką... ://
OdpowiedzUsuńCałe życie mam pecha do takich sytuacji XD
UsuńI taką mam nadzieję, że przede wszystkim nie zabije.
I współczucia moje szczerze, nie znoszę gryp jelitowych.
Wiem, co czujesz. Też to przeżywałam. Jednak mnie w szpitalu nikt nie podrywał. Nie dziwię się, to były najgorsze chwile mojego życia.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy wieczór rezerwuję dla humbaków. Zachęciłeś mnie ;)
No ja mam pecha do pakowania się, wpadania w dziwne sytuacje:) Zawsze jakiś "przypał"XD
UsuńI cóż cieszę się:) Że choć kogoś humbakami zaraziłem:)
Kordian jakie ty masz branie XD Co poradzisz, taki mają gust panowie w szlafroczkach.
OdpowiedzUsuńGdy tego słucham, to czuję się jakbym była pod wodą. Chociaż przyznam, że mnie taki dźwięki jednak przerażają i po prostu ponosi mnie wyobraźnia.
Weź mi nawet nie mów, jestem zdeprymowany, przerażony więc XD
UsuńHm...klaustrofobia podwodna cię dopada?
Ja się nawet boję nurkować, bo mam wrażenie, że mi głowa pęknie. XD
UsuńProblem z ciśnieniem?
UsuńEj, jak ostatnio Ci pisałam, że masz powodzenie, to się wypierałeś, a tutaj proszę! Potwierdzenie ! :D Jesteś taki szekszi, że nawet panowie Cię wyrywają? Mrrrr xD
OdpowiedzUsuńWiesz, nigdy się nie zastanawiałam nad humbakami, ale powiem Ci, że Twoja opowieść o nich i ich miłosnych opowieściach mnie zafascynowała. Zwłaszcza to, że przekazują ją sobie dalej. Chyba najprościej jest powiedzieć, że to jest piękne.
Zawsze mnie przeraża los zwierząt żyjących w oceanie. Tego co robią kłusownicy itp. Nie mogę na to patrzeć, bo serce mi się kroi - wiem, że nie pomogę im sama, bo nie mam super mocy, jestem za daleko i w ogóle... Może ludzie kiedyś się opanują, chociaż chyba do końca w to nie wierzę.
A... i zaczęłam słuchać tych pieśni, ale... wpadłam w przerażenie. Nie mogę, to nie dla mnie.
A weź mi idź z takim powodzeniem...to przypał, nie powodzenie tej XD
UsuńBo mało kto nad nimi się chyba zastanawia, humbaki to nie jest główny temat na imprezach i poruszany w TV, co nie?:) Ale cieszę się, że choć trochę je polubiłaś:)
W ogóle, żyjąc na lądzie nie zdajemy sobie sprawy, jak oceany są właśnie zagrożone. To aż przerażające, nie tylko ze względu na kłusowników...ale choćby zmiany prądów morskich z winy człowieka zabijają tysiące stworzeń. Od tych całkiem malutkich po walenie.
I nie chodzi o supermoc. Sam jej nie mam. A chcę spróbować kiedyś pomóc :P
Jak wielu ludzi:)
A tam. Weź nie panikuj, ciesz się. Wiesz, na niektórych nikt i nic nie leci - nawet liście z drzew. xD
UsuńNo fakt, wszyscy wiedzą, że GDZIEŚ sobie żyją, ale skoro są daleko, to prawie nikt się nimi nie interesuje. A szkoda. Zawsze fascynował mnie ocean i uwielbiałam oglądać filmy przyrodnicze pokazujące jego piękno. (przy okazji uwielbiałam małą syrenkę xD).
Wiesz, jak będziesz miał konkretny plan - daj znać, chętnie zrobię coś pożytecznego dla tych bezbronnych. :)
No na mnie niestety nie leci ten, kto chciałym, żeby leciał XD
UsuńOk, na pewno się odezwę za te parę lat XD
Masz branie xD
OdpowiedzUsuńJeej, zachwyciłam się tymi dźwiękami...
Wolałbym go uniknąć XD
UsuńChociaż kogoś nie przerażają! XD
Zacznij się przy nim jakoś dziwnie zachowywać, to mu przejdzie XD Królik rozchwytywany nawet w Szpitalu, no wstydziłbyś się :D
OdpowiedzUsuńA weź, tym razem, o dziwo, wolałbym trochę spokoju nawet:)
Usuńdo tej pory myślałam, że Mono w post rocku zrobili wszystko co najpiękniejsze i nie da się tego przebić. humbakom się jednak udało... :)
OdpowiedzUsuńBo są bardziej..naturalne XD
UsuńWoda kojarzy mi się paradoksalnie z klaustrofobią na którą cierpię. Niby przestrzeń, ale jednak krępująca. Dlatego bałabym się nurkować. A te dźwięki... no cóż - należę raczej do grupy osób, w których wzbudzają niepokój.
OdpowiedzUsuńA to nie paradoksalnie, wiele osób tak to odczuwa, wiesz? To nic dziwnego.
UsuńI każdy ma swój gust, no nie?:)
Fiu fiu :) To już nawet w szpitalu człowiek spokoju mieć nie może :P Ależ Ci się trafiło:P Zaintrygowałeś mnie tymi humbakami :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się tam i uważaj na podrywacza ;)
Ano nie może, a tym razem, o dziwo, bardziej bym sobie nawet spokój cenił:)
UsuńPamiętam, jak napisałeś mi, że humbaki Cię wyciszają, czy nawet mi podsunąłeś link do yt, gdzie mogłam posłuchać ich "śpiewu". I serio, nie wiem, jak mogły kojrzyć się komuś z dźwiękami ze szpitala psychiatrycznego XD
OdpowiedzUsuńAle podrywacz Ci się trafił, no popatrz :D Jak słodko XD
Oby się ten doby nastrój utrzymał. Ha, musi! Bo ja jestem cały czas z Tobą myślami i przekazuje Ci telepatycznie moje głupawki, o! :D
Będzie dobrze :) Trzymaj się tam! :)
Ano mogły jak widać, zresztą przeczytaj komentarze, wiele osób to jednak niepokoi bardziej, niż uspokaja XD
UsuńMi się zawsze, kurwa, trafia coś dziwnego, nawet jak trochę spokoju chcę XD
Dzięki za telepatię, przydaje się:)
Pieśni piękne, jak wiele cudów natury i stworzenia bardzo sympatyczne, ale zostanę przy ukochanych balladach. Nie ten rodzaj wrażliwości :) Ważne jednak, że masz coś, co pomaga Ci przetrwać najtrudniejsze chwile i nic nikomu do faktu, że to muzyka nietypowa tudzież wyjątkowa, dla prawdziwych koneserów :-)
OdpowiedzUsuńNp dla każdego co innego, ale humbaki na pewno doceniłiby samo docenienie ich XD
UsuńJaki komplement :D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że wieloryby mogą być takie...piękne. Dziękuję.
Trzymaj się :)
Nie ma za co, to nie mi trzeba dziękować:)
UsuńTylko się wyrwać nie daj xD
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że na pierwsze słowa o pieśni wielorybów parsknęłam śmiechem. Później odpaliłam i próbowałam dalej czytać wpis, słuchając przy okazji - nie potrafiłam. Należę do tych, którym przypomina to opuszczony psychiatryk.
A odnośnie człowieka i jego wpływu na świat... mówiąc bardzo ogólnie, wierzę, że w tym chaosie i zniszczeniu jest ład. Tak jak napisałeś - świat sobie bez nas poradzi. A jeśli zniszczymy Ziemię i wraz z nią miliardy innych istnień - tak widocznie musiało być. Z jakiegoś powodu ewolucja potoczyła się tak, a nie inaczej. Jeżeli mamy nie zniszczyć ziemi, jeżeli jakieś siły wyższe chcą inaczej, to wykończą nas w odpowiednim czasie.
Nie daję, nie daję XD
UsuńTo zareagowałaś jak większość ludzi, w sumie. I cóż...każdy ma inny gust muzyczny XD
A ja nie lubię podejścia tak musiało być, wiesz? Bo to jak z tą hinduską dharmą- to, że coś ma być, nie zwalnia nas wcale z obowiązku i zawsze możemy to jednak zaburzyć. Wolę ten typ myślenia
A mnie ciągle wkurza fakt, że nie zdążyłam Ci dać tego drobiazgu. Wiem, że to nie ucieknie, ale teraz może by się przydało...
OdpowiedzUsuńI pamiętaj, jak dziadek będzie zbyt natrętny to wpadam i robię porządek :D
Nie wkurzaj się, bo nie ma o co. Właśnie, wiesz, czaem trzeba nawet zostawić coś na potem. Muszę mieć gdzie wracać, po co:)
UsuńI jasne, wiem XD
Zawsze masz gdzie i po co wracać :)
Usuńno to masz "branie" ja na szczęście nigdy nie leżałam w szpitalu, chyba bym zwariowała.
OdpowiedzUsuńWięc trzymam kciuki, żebyś nigdy nie musiała, chyba, że chcesz dzieci, to tylko parę dni na porodówce XD
UsuńMoże to słońce chce Cię podnieść na duchu?
OdpowiedzUsuńWiem, że ta przygoda z Panem nie jest zabawna, jak się w niej uczestniczy (no, może trochę), ale większość takich dziwnych rzeczy po prostu śmieszy, jak się je opowiada XD Trzymaj się i nie daj się mu XD
Humbaki na niektórych zdjęciach wyglądają jakby miały piły łańcuchowe zamiast płetw, na serio. Albo tylko mi się tak wydaje ;) Pieśń wielorybów dodaję sobie do zakładek i przesłucham po weekendzie, więc wtedy Ci coś dopiszę, bo teraz jestem tu tylko na chwilę i zaraz zbieram się do wyjazdu do babci.
Mówisz, że świeci specjalnie dla mnie?XD
UsuńWiem, z boku to wygląda śmiesznie, nawet pięlegniarki mnie wyśmiały, to wiesz XD
Ja nie mogę, co za skojarzenie, rozwaliłaś mnie tym XD I ok, odpisz potem XD
Nie rozumiem, gdzie tu analogia do psychiatryka czy horroru... Mnie to właśnie przypomina dźwięki wielorybów czy delfinów :) Zawsze chciałam popływać z delfinami albo przynajmniej je dotknąć :) Pomimo, że wody się boję, bo pływać nie potrafię...
OdpowiedzUsuńZ tym podrywaniem to prawie jak w sanatorium xD Ważne, że dziadek z formy nie wychodzi :D
Cieszę się, że masz czym zająć myśli nocami i się wyciszyć, odpłynąć w inny świat :) Będę trzymać kciuki we wtorek! :)
No właśnie ponoć gdzieś jest, też nie widzę, no ale każdy widzi, co chce, no nie?XD
UsuńZawsze można strach pokonać i się nauczyć, dla chcącego nic trudnego:)
Ano, chyba pomylił miejsca XD
I dziękuję:*
Dobrze, że jest z Tobą ten śpiew humbaków (którego nie znam osobiście), bo szpital jako zamknięcie do przyjemności nie należy, a szczególnie właśnie w taką pogodę, która wiadomo, wkrótce się rozwieje. O ironio, ja dzisiaj też nie wyściubiłam nosa z domu. W czwartek czekałam sobie w kolejce do lekarza (nic wielkiego, chcę sobie porobić standardowe badania dla pani w średnim wieku), a obok mnie dwie zagrypione siedziały. No i wczoraj zaczęło mnie lekko łamać, nie mam ochoty na aktywność, leżę w łóżku i patrzę ze smutkiem na słońce ;-)
OdpowiedzUsuńAno nie należy, ale właśnie dobrze, że można choć w myślach podróżować:)
UsuńO rety..grypa nic przyjemnego niestety -.-
ale masz branie Kordianie, jak rybak łowiący ryby w dobry czas xD , no gratuluję :d. jak dobrze, że mój P nie nosi szalfroków, ufff... odetchnęłam z ulgą :d.
OdpowiedzUsuńwiesz myślę, że każdy z nas ma coś co go uspokaja. mnie uspokaja szum morza, mogłabym słuchać tego non stop i wpatrywać się w cienki horyzont, mogłabym godzinami. spacerować brzegiem morza, dotykać rozgrzanego pisaku bosymi stopami. ale zainteresowałeś mnie tymi humbakami, chętnie posłucham jak będę miała chwilę i na pewno napiszę jakie odniosłam wrażenie.
ale ryba czasem źle kończy, wiesz? czasem nadzieje się na haczyk rybaka. jej wolność się wtedy kończy, to piękne, spokojne życie dobiega końca.
piękny jest ocean? życie w nim takie spokojne wypełnione harmonią. głębia oceanu ma ten spokój, którego tak tu brak.
Tak, branie...na szczęście trochę się uspokoiło XD
UsuńOtóż to, każdy znajduje swoją odskocznię właśnie, musi mieć swój kącik na relaks że tak to dziwnie może ujmę.
Więc czekam na wrażenia:)
Och, niektóre ryby wcale nie muszą się na niego nadziać:)
Ano piękny, niepowtarzalny.
Po pierwsze: trzymam mocno kciuki za wtorek. Wierzę, że wszystko będzie w najlepszym porządku i już wkrótce napiszesz: jestem znów, pełen sił i ochoty na życie! :)
OdpowiedzUsuńPo drugie ja pierwszy raz w życiu spotkałam się z nazwą "humbak" :D Aż musiałam sprawdzić na internecie jak te stworzenia wyglądają :) Zawsze będzie mi szkoda zabijanych zwierząt...
Dziękuję już teraz w takim razie:)
UsuńCo ty gadasz, myślałem, że każdy wie co to humbak XD Ale to zaślepienie własną miłością tak działa XD
A jesz mięso?XD
Zafascynowały mnie te dźwięki. Rzeczywiście brzmią jak z horroru, ale to dodaje im jakiejś magii. Nie miałam pojęcia, że takie opowieści można usłyszeć w morskich głębinach.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam zanurzać się w ogromnym oceanie i płynąć, czując stan nieważkości i rozsypane włosy opadające mi na twarz. Fantastyczne uczucie.
Wierzę, że we wtorek wszystko pójdzie dobrze :)
A jednak, są tam, głęboko pod wodą:)
UsuńWięc się rozumiemy w tym punkcie:)
I dziękuję za ową wiarę:)
Twoje wpisy mnie uspokajają.. kiedy czytam - odpływam..
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kordianie o wyjątkowych oczach :D
Niech moc będzie z Tobą ;)
Cóż, to chyba dobrze:)
UsuńI trzymam, trzymam, dzięki:)
Trochę mnie nie było, ale powracam i będę trzymać kciuki za wtorek.
OdpowiedzUsuńChętnie wysłuchałam tej pieśni, bo byłam właśnie ciekawa jak ona brzmi. Na początku słyszałam dźwięki jak z horroru, do których powoli zaczęłam się przyzwyczajać. Może rzeczywiście mają coś uspokajającego...myślę,że u każdego takie dźwięki są czymś innym. Ja na przykład zauważyłam,że uspokajał mnie szum morza. Ludzie lubię różne zwierzęta. Ty humbaki, o których nie wiedziałam nawet jak wyglądają (aż wstyd się przyznać,bo jestem na profilu biologicznym) , są zwierzętami, które cię fascynują. Moja koleżanka z gimnazjum lubi rekiny. A ja za to też żyjące pod wodą, ale dużo mniejsza rybki akwariowe.
Dziękuję zatem:)
UsuńBo czasem to szok, dźwięki z głębin...bo ludzkie ucho takiego nie zna na co dzień. Może dlatego ten szok te skojarzenia powoduje właśnie?
I nie wstd, nie ty jedna nie wiedziałaś jak się okazuje:)
A rybki też uwielbiam i sam mam akwarium:)
Trochę przerażające te dźwięki, ale zabierają do zupełnie innego świata :).
OdpowiedzUsuńi.
Bo może o to chodzi, na początku inny świat nas przeraża?:)
Usuń