wtorek, 14 października 2014

Bycie oceanem i cudze marzenia, z których żadne nie jest niemożliwe do spełnienia.

Spadł dzisiaj w końcu deszcz. Poranek przywitał szarym niebem, niczym ołowiana pokrywa, jak z wierszy jednego z poetów zakazanych. Kocham taki widok za oknem, nawet, jeśli nie mogę się bezpośrednio pod tym niebem znaleźć.
Cały dzień padało. Oczyszczająco, pięknie. Wreszcie wieczorem przestało, a spod chmur przebiło się najpiękniejsze pomarańczowe światło, jakie można widzieć o tej porze roku. Cudowna czerwień, jak niewidzialne, niedosłowne płomienie igrała na gałęziach coraz bardziej łysych drzew za oknem. Cudowny widok. Szkoda tylko, że podziwiany zza okna. Ale cóż zrobić?

Szansę na to, że wyjdę na początku przyszłego tygodnia drastycznie zmalały. Przyplątało mi się zapalenie płuc, rzecz nadzwyczaj często spotykana po grzebaniu w śródpiersi, rzecz wręcz normalna po leżeniu pod respiratorem. W nocy gorączka, męczący cały czas rozdzierający kaszel. Kolejne antybiotyki, tym razem mocniejsze. Mówi się trudno.
Wczoraj w końcu wstałem z łóżka, pozwoliła mi na to rehabilitantka, która ma mnie doprowadzić do stanu "chodliwego" przed wyjściem do domu. Wstanie z łóżka okazało się nie lada wyczynem. Bo człowiek nie chodzi przecież tylko nogami, chodzi też sercem. A to poprzecinane jest liniami szwów, poprzecinane autostradą nowych ran. Nie pracuje jeszcze normalnie. Rana boli, goi się po swojemu, ale wolno. Płuca mają w sobie za dużo płynu. Przez to wszystko przejście szpitalnego korytarza było tak męczące, jak wspinaczka na Rysy bez żadnego przystanku. Kto zrobił taką głupotę, jak ja niegdyś, wie, o czym mówię.
Chodzenie więc to wyczyn. Patrzę na siebie w odbiciu w łazience, do której mogłem wreszcie pójść i mam wrażenie, że to nie moje ciało. Świeża rana biegnąca przez klatkę piersiową, podkrążone oczy. Podkrążone, ale nadal świecące...czyży?
Przywykłem do wychudzonego ciała, ale nie na tyle. Przy wzroście prawie dwóch metrów ważę obecnie niewiele ponad 60 kg. 61 dokładnie, szał. Spodziewałem się, że będzie jeszcze gorzej zaraz po przebudzeniu, bo wydawało mi się, że sama skóra i kości nie mogą ważyć nawet tyle...ale gdy dzisiaj ujrzałem swoje ciało w lustrze, przeraziłem samego siebie.
Posiniaczone ręce od wenflonów, kolejnych wkłuć.
Gdzie jest moje ciało? Moje ciało, którego i tak nigdy nie lubiłem, moje ciało które zawsze wydaje mi się obrzydliwe, obrzydliwe jak larwy much rojące się w ranach. A teraz? Teraz wygląda jak obce. Niesłuchające mnie w ogóle do tego.

Tęsknię za bieganiem. Za swoimi 10 km rano i wieczorem przebieganymi bez najmniejszej zadyszki. Kiedy znów tak pobiegam?
W pięknym deszczu, w cudownym dniu, po południu, dopadły mnie te wszystkie myśli. Jakby deszcz jak zwykle oczyścił, ale zmazał przekrzywiony obraz, pokazując prawdę.

Ale przyszedł wieczór i znów, po chwili pomarańczowego światła rozpadało się na dobre. Przez chwilę. Może zmyć trzeba było ułudy, aby dotrzeć do sedna? Niech pada. Niech pada, a nie zapomnę, kim jestem.

Bo ostatnio zdarzało mi się właśnie zapominać. Przeraziłem się, że być może żyję w świecie iluzji, trzymam się kurczowo pragnień. Przeraziłem się już po dzisiejszej też rozmowie z moim lekarzem prowadzącym, poczułem to ukłucie.
Może moje plany to iluzja?
Przecież opracowałem już plan wyjazdu w przyszłym roku, plan podróży do USA na przełomie maja i czerwca, pomyślałem, jaka mogłaby być i druga, po wczorajszej pewnej rozmowie, bo jeszcze planowanie drugiej mi zostało, jak co roku sobie obiecałem przecież.
Jedna samotna, wędrówka, druga z kimś, kimś bliskim sercu albo z kimś, kogo się po prostu lubi bardziej niż resztę ludzi. Tak właśnie miało być. Jechać, po prostu, co roku przez jakiś czas, potem może stale...
Snułem wczoraj plany o wyjeździe na Boom Festival za dwa lata po rozmowie z Martyną, która z niego wróciła. Pomyślałem, jedźmy, nikt nie woła, jak Mickiewicz kiedyś napisał, nikt nie stoi na przeszkodzie, chyba że my sami, nikt nie woła zatrzymując, woła za to zew przygody, wiecznej pogoni za doznaniem i radością dziką. Kolejne plany a może...a może fantazje?

Bo nie jest tak dobrze, jak miało na początku. Bo nie jest wcale pięknie. Nigdy nie będę zdrowy. Wiedziałem od początku przecież.
-Panie Kordianie, pan wie przecież, to tak jakby miał pan serce człowieka w wieku 60 lat i...
-Wiem, oczywiście. Wiem, ciągła kontrola, branie leków. Panie doktorze, ja zdaję sobie sprawę, co to oznacza.
-Jest pan pewien?
-Oczywiście. Moje serce nie jest sercem 30-latka, nie mogę oczekiwać cudów od lekarzy, od nikogo przecież. Wiem, że wydłużyliście mi życie, naprawiliście co mogliście.
-Ale zdaje pan sobie sprawę...
-Tak.

Zdaję sobie sprawę, co to oznacza. Mam więcej czasu niż miałbym bez operacji. Ale zawsze jest ryzyko zatoru, zawsze jest ryzyko że po prostu moje serce stanie. Mam 60 letnie serce pod raną, a ludzie na serce umierają. Ono po prostu w pewnym wieku się zatrzymuje. W wieku 80, 90 lat nieraz...serce jest kruche, wiem doskonalę. 20, 30 lat bycia aktywnym? Tylko...jak aktywnym? Mnie nie interesuje bycie "zwyczajnie aktywnym", do cholery.

"Ludzie w moim wieku nie robią tego co ja
Idą gdzieś, podczas gdy ja uciekam z tobą"

Ale 20, 30 lat życia, prognozy, a nie wyrok, jasna sprawa... może przeżyję wszystkich was. Ale 20- 30 lat. Może to mało, może to dużo. Wiem, o co muszę dbać. Wiem, że mogę mieć problemy z pewnymi rzeczami. Wiem, że jestem chory. Ale nigdy nie miałem zamiaru być kaleką, bo jak kiedyś pisałem, to dwie różne rzeczy, prawda?
Zobaczymy jak wszystko rozwinie się z czasem, jasna sprawa. Tylko po prostu nie wygląda to różowo, to nie tak, że pogrzebią w przedsionkach i komorach, podszlifują zastawki, podrasują aortę i będę jak nowo narodzony. To tak nie działa. Nigdy nie będzie doskonale. Ale może być dobrze na tyle, na ile może...tylko co to oznacza?
Co z górami moimi ukochanymi?
Co z nurkowaniem pod lodem?
Co z bieganiem na pustyni?
Może to wszystko ma stać się fantazjami? Bałem się tego dzisiaj. Przez chwilę zdjął mnie lęk niepewności. Może nawet nie będzie USA. Może nie będzie Boom Festival, może nie będzie...

Próbowałem się czymś zająć, czytać książkę. Gdy zachodziło słońce i rozpadało się ponownie, rozdzierająco przez chwilę, włączyłem komputer. Może tu oderwę myśli, nie mam przecież wielu opcji, nie mam wielu możliwości, nie wyjdę pobiegać w deszczu, nie da się tak po prostu myśli też przecież wyłączyć.

Skrzynka pocztowa, a tam krótki list.
List od Fridy, która zawsze wie, co jest potrzebne. Która chyba odbiera moje myśli nieraz na odległość. Nic dziwnego, w końcu jest Czarownicą.

"Indie, nie zapominaj, kim jesteś. I kim nie jesteś :) Miłego dnia!" i link do kawałka.
Uśmiechnąłem się. Ileż to razy śpiewaliśmy to w barach i przy ogniskach? Nie zapominaj kim jesteś.

Bo niezależnie od tego, co się dzieje, do wszystkiego...cóż. Jestem oceanem. I znów, nie ma niemożliwego.

Wiem, jak bardzo robię się z tym nudny. Wiem, że męczę, stale mówiąc ostatnio o tym samym, ale wolę to robić na blogu, niż marudzić każdemu z osobna. To pomaga czasem bardziej.

Z każdym zwątpieniem, ale może właśnie o to nieraz chodzi w życiu. Żeby wątpić, upadać i być niesamowicie zmęczonym w niektórych momentach. Marudzić innym, czuć ich obecność, tak kojącą, czuć pomocne dłonie. By w tym wszystkim odnajdować się na nowo i znaleźć siłę, by na nowo uczyć się biegać.
Być oceanem, przypływem i odpływem. Być czymś więcej, niż biegiem zgodnie z prądem rzeki.
Może chodzi o to, by czuć deszcz w samym jego centrum, gdzie nie widać lądu i wcale się nie bać. Może chodzi o to, by nadal śnić i nie rezygnować z żadnego ze snów, nawet, jeśli to sny kradzione. Konie też można kraść i cudownie na nich galopować, czyż nie?

Jestem oceanem. Jestem wolnym galopującym koniem i żadne kruche serce tego nie zmieni. Bo nie liczy się tylko to fizyczne. Liczy się to w centrum duszy. A jeśli jeszcze raz zwątpię to obiecuję, że dam sobie sam przez łeb. Bo nie warto. Po prostu, wątpić nie warto. Nie w to.

"Nie jestem obecny, jestem narkotykiem, który sprawi, że będziesz śnić
Jestem Aerostarem, jestem Cutless Supreme
Na złym pasie, próbując jechać pod prąd
Jestem oceanem, jestem wielkim odpływem
Jestem oceanem, jestem wielkim odpływem
Jestem oceanem"



W międzyczasie, tak w ogóle, gdy spałem jeszcze, pojawiło się jeszcze jedno marzenie. Nie moje co prawda. A Asika., nie muszę zresztą tej pani przedstawiać. Ale jakby ktoś nie wiedział o co chodzi, to proszę kierować się tutaj---> Chciałbym kiedyś móc zbudować wielki dom

Więc pojawiła się myśl, o wspaniałym wielkim domu, w którym wszyscy blogowi przyjaciele mogli by się spotkać. Myśl o ognisku z winem i gitarami. A myśl to jakiś początek.
Niestety, a może stety- mi pewne myśli spokoju nie dają, nie potrafią dać. Może dlatego, że wydają się kolejną ciekawą przygodą, a ja przygody kocham. Może dlatego, że jestem upartym fantastą, który w bajki wierzy tak mocno, że sam stale doprowadza je do zakończeń w życiu, w większości szczęśliwych, choć nie zawsze. Może po prostu, nie ma żadnego powodu.

Więc pojawiła się myśl w tej roztrzepanej kochanej głowie, a mi pojawił się plan. Ale cóż, chyba nie warto planować, nie wiedząc, kto ma odwagę i myśli i plany potem wprowadzać w życie.
Asik marzyła o domu. Ale widzicie, Królik woli szałasy. Ewentualnie drewniane domki nad jeziorami i tak się składa, że ma parę do dyspozycji w okresie letnim, jak ładnie wszystko załatwi, jak to on. Tak się składa, że ma do dyspozycji domki, piękny kawałek plaży i miejsce na ognisko w pewnej podpoznańskiej wsi, gdzie nieraz prowadził warsztaty jogi i dobrych myśli.

Asik, znów przyszła tu z inspiracją tworząc kiedyś "nominację dobrych myśli", którą wielu z nas wypełniło. A mi zaświtała inna myśl, która przerodzić się może w plan. A gdyby tak zrobić "blogowe warsztaty dobrej myśli". Czy ktokolwiek by reflektował? Czy to nie wydaje się nazbyt szalone? ( zresztą, ja i tak warsztaty pewnie latem różne będę prowadzić, więc cóż mi za różnica XD)

Czasu jest dużo, to luźny plan a raczej możliwość, można się zastanowić, bo jesień ani zima nie są na to odpowiednią porą, tylko lato, późna wiosna... ale chyba nigdy nie szkodzi zorganizować czegoś przyjemniejszego, większego. Takie jest moje zdanie, ale cóż, nie tylko moje się tu liczy, jakby nie patrzeć. Chyba sami musicie zadecydować, kto chciałby zostać anonimowy w tym świecie sieci, a kto chciałby , być może, przywędrować z własnym śpiworem tudzież i karimatą, domowym winem, gitarą i po prostu pozytywnym nastawieniem, bo ono jest najważniejsze. Zatem pytam niczym Gierek troszkę (choć, nie jestem pewien czy to on pytał o to, czy lud pomoże): czy chcecie?
Cudze chęci bowiem nie do mnie należą....do mnie należy tylko dopinanie planów i dociąganie ich do końca.

Wiem, że istnieją blogowe zloty, gdzie ludzie idą na piwo w jakiejś knajpie w wybranym mieście...ale mnie osobiście to akurat nie rajcuje. Bardziej podoba mi się Asikowa myśl więc cóż...pytam:) Jakby co, wiadomo gdzie mnie szukać ( przynajmniej mam takie wrażenie, że wszyscy już wiedzą:>)


51 komentarzy:

  1. Fajny pomysł z takim ''zlotem'' i w sumie z chęcią bym poznała niektórych bloggerów, ale ja to raczej taka gówniarzeria... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiek nie gra tu roli, przynajmniej- ja tak na to nie patrzę. To ma być miejsce, fajna zabawa dla ludzi, którzy tu piszą, nie ma być ograniczeń, bo ich nie znoszę. Pewnej klasyfikacji. Ja bym się w twoim przypadku bardziej martwił o odległość, chyba, że będziesz wtedy w Polsce:)

      Usuń
    2. Całe przyszłe wakacje planuję spędzić w Polsce. Może nawet jakiś mały trip po Polsce ze znajomymi uda się zorganizować, więc z tym raczej nie byłoby problemu.

      Usuń
    3. To brzmi w takim razie świetnie:)

      Usuń
  2. Króliczku ja wiem, że jeśli kiedyś zwątpisz to dasz sobie przez łeb, ale pozwól, że ja też dołożę do tego swoją rączke. proszę pozwól mi. zresztą, po co się proszę ja po prostu przyjdę do Ciebie i to zrobię. i wierzę, że jeszcze będziesz biegał w deszczu i nawet więcej niż te 10 km. będziesz jeszcze zdrów i zjedziesz cały świat. tylko teraz pozwól odpocząć sercu, ono tego potrzebuje i Ty też. bardzo Cię lubię, wiesz? nie wyobrażam sobie blogsfery bez Ciebie. więc męcz, truj mi tutaj ( choć wcale rego nie robisz ).

    chciałabym móc usiąść obok Ciebie i przytulić Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, masz moje pozwolenie:) Czasem mi się przydaje cudza brutalność nawet, że tak rzeknę:)
      Dlatego odpoczywam i wszystko cóż...czynię rozsądnie. Staram się, najszybciej dojść do siebie jak to możliwe, ale w zdrowy sposób. Nie jestem aż takim szaleńcem, by ryzykować, naprawdę.
      I wzajemnie moja droga:*

      Więc...może się uda, kto wie?:)

      Usuń
    2. dziękuję za pozwolenie. więc jeśli zwątpisz choć raz to obiecuję być pierwszą, która to zrobi i będzie bolało :p. dobrze, że robisz to z rozsądkiem, że nie jesteś szaleńcem bo szaleńcy zazwyczaj źle kończą.

      tylko, że widzisz mój drogi. ja czasem znikam. usówam wszystkie ślady po sobie bo muszę odpocząć od słów. mój drogi :*.

      eh... tylko ja tak daleko mieszkam, oddalona o kilkanaście tysięcy kilometrów. a tak bardzo bym chciała usiąść obok Ciebie, porozmawiać przy herbacie i przytulić, pogłaskać po główce, pocieszyć. tak bardzo bym chciała ... :*

      Usuń
  3. Ach, zwątpienie... moja ukochana towarzyszka... ba, nie tylko moja. Wszystkich ludzi.
    Nie ma co sobie wyrzucać wątpliwości, te rodzą się z ostrożności. Mają tylko pomóc w podejmowaniu właściwych decyzji, a czasem pojawiają się ze strachu czy lęku. Fakt jest faktem - powinieneś się oszczędzać. A z drugiej strony... z marzeń rezygnować nie warto. I chyba właśnie to dążenie do ich urzeczywistnienia mi się w Tobie podoba. Bo ja kilka marzeń pogrzebałam już i długo tego żałowałam...

    Ciekawy pomysł z tym zlotem. Bardzo ciekawy. Szczerze powiem, że chętnie bym się wybrała. A odnośnie "warsztatów dobrej myśli" to nie mam zielonego pojęcia na czym polegały "nominacje", więc co ja się mogę wypowiadać xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ludzkim jest właśnie wątpić i czasem to ciężkie...ale mam wrażenie też, że cholernie potrzebne. Bo gdyby nie wątpilowści, nie pojawiłby się pytania, gdyby nie pytanie, stale tkwilibyśmy w jednym miejscu. Więc nawet gdy są trudne cóż...bywają potrzebne. Nadal uczą:)
      I się oszczędzam na tyle na ile muszę ale i walczę właśnie o to, żeby móc działać na tyle sprawnie, na ile mogę i cóż...może się uda na tyle sprawnie, na ile naprawdę chcę:)
      I cóż, dziękuję:)

      O, czyli ciebie liczymy XD
      Tu masz wpis Asika, który mi się tak po prosty skojarzył:
      http://delaviee.blogspot.com/2014/03/nominacja-dobrych-mysli.html ale na warsztaty to ja już bym wymyślił obszerniejszą tematykę XD a jak nie to ognisko i gitary starczą XD

      Usuń
  4. Nie-umieranie jakoś Ci poszło, więc teraz też się skup na dochodzeniu do siebie (w przeciwieństwie do niektórych smsów xD), a nie się martwisz co będzie za 20 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no, z tymi bywa problem, wiem XD I wiesz ja zawsze myślę przyszłościowo. Ale wcale się aż tak nie martwię:) Już nie.

      Usuń
  5. Ważne, by w tym nie zatonąć. A jak się podtopi, to wypłynąć. ;) Jak to było kiedyś powiedziane właśnie "dubito ergo sum".

    O, ognisko i gitary same w sobie są ogromnie pozytywne. Ale warsztaty to byłoby coś. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to:)
      Dlatego też żeby nie było nudno i szablonowo, ja mogę takie zorganizować:)

      Usuń
  6. Króliczku, po pierwsze na zlot nie mówię nie, jednak dla mnie to średnio realne. Po drugie, dobrze by było, byś uświadomił sobie, Przyjacielu, że to, co czujesz psychicznie, jest zupełnie normalne. Musisz przyzwyczaić się do nowej perspektywy i wybadać, na co Ci ona właściwie pozwala. Faktycznie, będą takie rzeczy, na które nie pozwoli Ci nigdy, ale niektóre drogi się otworzą. Do tej pory zarośnięte bluszczem nieświadomości. Po trzecie, Króliczku, mogłabym Cię prosić, abyś umieścił mojego bloga w linkach? Różnimy się nieco, ale czyż to nie jest piękne? Cz to właśnie na tym nie polega magia blogowego świata?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, można by pokomibinować jakoś może tak, żeby realne się stało. To kwestia, jak ty właśnie fizycznie byś się tam czuła. No nie wiem, nie wyrokuję tu nic:) I przywykam i się jej uczę. Nie jest źle:) A widzisz, dodałem do obserwowanych ale nie zlinkowałem, sam nie wiem czemu XD Roztrzepanie XD

      Usuń
  7. Ale z drugiej strony popatrz ile już w życiu zobaczyłeś z tym chorym sercem. Inny człowiek siedziałby cicho w domu i robiłby jak najmniej, bo "one w końcu stanie". Ty i tak coś wykombinujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przedtem nie było aż tak chore. Ale cóż, zrobię i sporo z chorym, nie ma co:) Przynajmniej, tyle, ile potrafię:)

      Usuń
  8. Podziwiam Twoje opanowanie wobec choroby. Mam szczerą nadzieję, że będziesz mógł byc 'niezwyczajnie aktywny', po Twojemu :) może to co planujesz to fantazje, a może nie, mogłabym poradzić 'myśl realnie' tylko po co? Może wszystko się ziści? Jeśli nie to przecież jesteś dorosły, znajdziesz coś innego jeszcze w życiu, jest wiele możliwości na doswiadczanie, smakowanie, sprawdzanie, zycie...

    Zrzućmy się po trochu na dom z ogrodem, rozpalmy wielkie ognisko, tańczmy, śpiewajmy, pijmy wino - to jest myśl! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję i cóż, czas pokaże wszystko:)I zobaczymy właśnie. Najwięcej, jak zawsze i tak zależy przecież ode mnie, czyż nie?:)
      Myślę, że na dom z ogrodem byłoby ciężko, ale na weekend na domki- to już czemu by nie XD

      Usuń
  9. Tylko żeby to Twoje serce Cię nie ograniczało nie fizycznie, a psychicznie, bo fizycznie z czasem wszystko w pewnym stopniu się unormuje, czasami niespodziewanie może być lepiej niż sobie to wyobrażaliśmy (życie jest nieprzewidywalne), więc trzeba myśleć pozytywnie, a tego jak na razie po części chyba Ci nie brakuje i oby to się nie zmieniło ;).
    A nurkowanie, bieganie, USA itd. znając Ciebie, Twoją chęć do życia, poznawania świata, podróżowania, pomysły to wszystko jeszcze przed Tobą. Wierzę w to, bo przecież łatwo się nie poddasz ;).


    i.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, z psychiką jakoś sobie będę musiał poradzić, nie ma innej opcji:) Już teraz cóż..powiedzmy, że ogarniam się w głowie coraz lepiej. Po malutku, ale jednak:)
      I cóż, dziękuję za tą wiarę:)

      Usuń
  10. Przed zwątpieniami chyba nie warto się bronić, są jak przypływy i odpływy... trzeba się po prostu na nie zgodzić. A potem wziąć się w garść i iść dalej.
    I kiedy piszesz o oceanie zawsze przypomina mi się ten kawałek https://www.youtube.com/watch?v=zMBTvuUlm98
    To co prawda nie tyle o byciu oceanem, co o poddawaniu się sile żywiołu. Ale może też właśnie o to w życiu czasem chodzi.
    No i jedz coś dzieciaku, bo Cię zwieje jesienny wiatr ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to:) Po prostu, pozbierać się znowu i znowu:) To nawet jest dobre, nieraz, że musimy się właśnie zbierać. Inaczej, życie zrobiłoby się nudne jakoś XD
      Bo właśnie cóż..ocean to taka moja metafora żywiołu, więc trafione jak najbardziej:)
      Jem jem, aż za dużo XD Ale cóż, taka moja uroda XD

      Usuń
  11. Jesteś niespokojny, widzę, co w zasadzie jest normalne, ale... Musisz zwolnić, Króliku :) A to, że się ułoży, w swoim czasie, bo wszystko wymaga czasu, to wiadomo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ale zwolniłem. Chociaż, wczoraj chciałem tańczyć z siostrą oddziałową, ale się opanowałem XD

      Usuń
  12. Ten deszcz był dziś w ogóle jak zbawienie, jak miałam terenówki w parku w Owińskach, a później w Suchym Lesie i lało tak, że aż dziwnym trafem chciało mi się śmiać xD Ale szpytki miałam przemoczone, bo rano uznałam, że jak znowu wezmę glany, to będzie mi za gorąco. To nie wzięłam i miałam za swoje... i jedyne o czym marzyłam, to gorąca kawa. Ale za to kury mnie pokochały xD

    Ale do rzeczy... Marudź sobie do woli. To po pierwsze. Bo to przecież Twoje miejsce i masz do tego prawo jak nikt inny.
    I po drugie... Frida pięknie Ci napisała. Bo najważniejsze jest to, że Ty potrafisz "mimo wszystko". Że się nie poddasz. Bo Twoja chęć życia, odkrywania, poznawania jest stokroć silniejsza od chorego serca.
    I wiesz co? Ja wiem, że ta dusza Twoja się wyrywa, że chciałoby się zrobić tyle rzeczy... ale jeszcze chwilę, jeszcze trochę. Już się poprawia. Jeszcze nie jest najlepiej, ale robisz kroki do przodu. A ja wierzę, że zabiorę Cię na spacer nad Rusałkę niedługo i mam nadzieję, że to będzie przed zaspami śnieżnymi i mrozem... a nawet jeśli, to i tak będzie fajnie. W końcu przed operacją coś Ci obiecałam :) Nawet, jeśli Ty będziesz upijał się soczkiem, a ja tanim winem, to obejdziemy sobie caaaałe jezioro i może nawet nieraz? Starczy Ci sił. W końcu ich nabierzesz. (swoją droga chyba zrobiłam się za porządna, to do mnie niepodobne xD dziewczyny wyciagają mnie na browarka nad Rusałkę między ćwikami, a ja mówię "ale jak to tak, mam iść chuchać na zajęcia?" - zupełnie, jakbym zapomniała, co wyprawiałam z Rudą w poprzednich latach xD starzeję się mentalnie, help! xD)
    I 61 kg? Cholera, słabo... ale niedziwne, skoro Ty ostatnio jeść nie mogłeś :( będę musiała zacząć przynosić Ci te kebaby!

    I... ojej, jaką Ty mi reklamę zrobiłeś dziś ^^
    A tak na poważnie... zajebista sprawa :D I tak czułam, że jak wrócisz, to wystarczy, że przeczytasz o tym moim pomyśle-marzeniu i od razu zaczniesz kombinować :D Wiesz, ja pisałam o tym wielkim domu, bo nasunęło mi się to, kiedy słuchałam piosenki TSA "52 dla przyjaciół". Ale w gruncie rzeczy marzyło mi się wlaśnie to, co opisałeś: jezioro, las, gitary, wino, ognisko... Czyżbyś miał na myśli Lusowo? ;> W każdym razie ja jestem na ogromne TAAAAK, ale tu chyba nie ma żadnych wątpliwości co do mej skromnej osoby :D Biorę karimatę, śpiwór, winiacza pod pachę i czego mi więcej, prócz Was potrzeba? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle to kopnąłbym się jeszcze raz do Owińsk do psychiatryka, muszę tak w końcu tego Hamleta wystawić, tylko psiamiać, Ofelia mi się wyprowadziła XD I tak, tak, kochane kury XD

      E tam, ale ja sam mam dość swojego marudzenia, no bo ile można?XD Nie jestem typem marudzącym jednak do przesady XD Bo Frida zawsze wie co powiedzieć, nawet jak nikt inny nie wie ^^ I idealnie trafia w momenty.
      Spoko, wczoraj już chciałem tańczyć z suostrą Ratched, ale się powstrzymałem XD I do kondycji jeziornej dojdę na pewno, nie ma to tamto XD
      Faktycznie się starzejesz, ale hej, kiedyś musisz XD
      Albo masło orzechowe XD

      No widzisz, jestem twoim PR-owcem xD No bo ja jestem taki trochę kombinator, co zrobić XD Ma się to we krwi XD I wiem wiem, widziałem tam ten kawałek. Ale TSA nie lubię, więc musiałem po swojemu XD
      I yup, Lusowo, tam gdzie cię raz już chciałem zaciągnąć:)
      I jasna sprawa XD Wiesz, ja cię tu mianuję współorganizatorem czy coś XD

      Usuń
  13. Hm... Ja to raczej samotnik jestem i mam ogromne problemy z integrowaniem i z poznawaniem nowych ludzi, ale hm... tu już się jednak trochę jakoś tam znamy... No mogłoby być to ciekawe doświadczenie.

    A co do oceanu. Bądź też oceanem spokoju na razie. Nie martw się na zapas. Skup się na zdrowieniu teraz. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno byś się dobrze bawiła, no weź:) Ciebie by tam nie mogło zabraknąć, zdecydowanie, nie!
      I jestem spokojny, na swój sposób. Chyba chochlik we mnie trochę wraca XD

      Usuń
  14. U mnie też padało, ale dosłownie chwilę i w ogole cały dzień nie dawał nadziei na nic ciekawego, ale gdy miałam zajęcia w sali rysunku i wyjrzałam przez okno, to mnie zamurowało. Pięknie oświetlony, brudny Cieszyn. Aż poczułam potrzebę złapania aparatu w ręce, ale... po 4 godzinach dreptania pod sztalugą nie chciało mi się, a szkoda.

    Nie dziwię Ci się, że masz wątpliwości. Strach przed rezygnacją ze swoich pasji to coś okropnego pewnie. Nie wyobrazam sobie, gdyby ktoś mi odebral np: fotografię. Jednak, jak już tu ktoś wcześniej napisał: życie bywa nieprzewidywalne i... musisz mieć cały czas nadzieję. "Światło w tunelu, nadzieja ostatnia umiera" (luxy xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deszcz tak naprawdę daje więcej nadziei, niż jasne niebo:) Ale po prostu jest mniej oczywisty, przynajmniej, w moim mniemaniu:)
      Na przykład, straciłabyś wzrok. Straszne w pierwszym momencie, prawda? Ale ze wszystkim można dalej żyć. Po prostu trzeba, najmocniej jak się da dalej:)

      Usuń
  15. Ja coraz bardziej lubię tych ludzi z bloga i mam ochotę przestać być anonimowa :) Ale jednak wciąż jeszcze boję się, że kiedyś moje teksty dostaną się w niepowołane ręce i ten strach jest zbyt duży. Musiałabym zmienić w ogóle tematykę bloga i nie pisać tego, co myślę ale wtedy blog już nie byłby blogiem. Chociaż kilka razy się zdradziłam i mam koleżanki, z którymi wprawdzie się nie spotkałam, ale do których mam nawet numer telefonu :P
    Masz naprawdę ciężką sytuację, bo chcesz żyć pełną piersią a jednak by żyć w ogóle musisz trochę odpuścić. Myślę, że w swoim życiu i tak już bardzo dużo się nahacałes :P - nie wiem jak to się pisze xD Pamiętaj o tym, miej w sercu i w pamięci to pomarńczowe niebo po deszczu (ja też je widziałam zza szyby autobusu :P), miej serce widoki z Indii i z tych gór, w których byłeś. To już jest nieodłączną częścią Twojego życia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem:) Jakby nie patrzeć, piszesz dużo intymnych rzeczy, ale...no nie wiem, ja osobiście się nie boję, już wielu ludzi ma tu mojego maila, mój numer telefonu, z paroma się widziałem, więc wiesz XD To tylko twoja decyzja, ale smutno by było na takim zlocie i bez ciebie, bo jakby nie patrzeć, choćby ja- już do ciebie przywykłem w tym dobrym znaczeniu no XD Jesteś nieodłącznym członkiem blogosfery:)
      Ale jakoś to się ułoży i dalej będę hasał XD I będzie już zawsze, to, co już było. I mam nadzieję, że to, co będzie.

      Usuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie ma takich ludzi, którzy nie narzekają od czasu do czasu albo nie jest im po prostu gorzej w życiu. Inaczej, nie byliby ludźmi:)
      I właśnie już przesadzać po prostu nie chcę XD
      Ok, to zbieraj XD Bilet do LA 2300 jakoś wyczaiłem już XD
      Wiem, ale jest taka ułuda, że jednak można być anonimowym. Ale...gdyby się dało, to masz wpadać. Jak się dowiesz, że możesz, o XD

      Usuń
  17. Ja się na takie warsztaty piszę - jak najbardziej. Co prawda alkoholu pić nie mogę, póki się nie zoperuję, ta opcja zupełnie odpada, ale pozostałe warunki gotowam spełnić bez mrugnięcia okiem.
    P.S. Cieszę się, że już jesteś z powrotem z nami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ty masz do zoperowania? To coś poważnego? I wiesz, ja pić też nie mogę:)Ale to wino to takie symboliczne bardziej:)
      I też się cieszę:)

      Usuń
  18. Taka myśl mi się nasunęła po przeczytaniu Twojego wpisu: najpierw musi być gorzej żeby potem mogło być lepiej.
    Myśl o tym, co dodaje Ci sił.. i czerp z tego tą siłę..
    Co do warsztatów, to jak dla mnie dość odważny pomysł ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to:) Dlatego, czekam na to lepsze. Ale nie biernie, żeby nie było. Bo biernym nigdy nie można być:)
      Odważny? Czemu?:)

      Usuń
  19. Znów jestem w podobnym, choć nie tak poważnym jak Ty stanie. Też nie poznaję swojego ciała... zawsze marzyłam, żeby pozbyć się lekkiej, acz natrętnej nadwagi, ale teraz zaczynają mi gdzieniegdzie sterczeć kości, to ohydne. Poza tym jestem blada, osłabiona i zmęczona. Nie lubię patrzeć w lustro. Siły dodają mi myśli, że nie takie rzeczy przechodziłam i plany, ale nie tak wielkie jak Twoje. Zaczynam od małych kroków i nawet to potrafi zmotywować. Może gdybyś na razie zastosował tę metodę, byłoby Ci lżej na sercu?
    Warsztaty? Jasne, że jestem chętna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnym to słowo względne, ja po prostu dochodzę do siebie po operacji. A u ciebie cóż...jeszcze większość przed tobą, choć mam nadzieję, że bez tego akurat się obejdzie, bez krojenia.
      I to jest straszne uczucie. Nie widzieć siebie w sobie że tak to ujmę.
      I stosuję w sumie małe kroki. Na razie mam cel, żeby wyjść do domuXD
      No ja myślę, spodziewałem się, że kto jak kto, ale ty się będziesz na to pisać XD

      Usuń
  20. Podoba mi się Twoje nastawienie. Wydaje mi się, że ktoś inny na tym miejscu nie potrafiłby się cieszyć z tych 20-30 lat. Że zastanawiałby się czy to nie za mało. Ja osobiście staram się nie wybiegać tak w przód. Może się boję, może to dlatego, że nie wszystko mam poukładane tu i teraz - więc jak można w tym stanie planować odległą przyszłość?
    Wizja Asika też bardzo mi się spodobała - na prawdę domek z marzeń. :) Coś pięknego, więc... jeśli moje życie jakoś drastycznie się nie zmieni do tego czasu to... piszę się na to spotkanie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja po prostu staram się to jakoś wykorzystać, a raczej, postaram się, bo właśnie na razie dochodzę do siebie do końca:) I...nie każdy chyba po prostu planować lubi. I nie każdy musi.
      I bardzo dobrze! ^^ Zresztą, masz za blisko, żebyś się na to nie pisała XD

      Usuń
  21. Pomysł z blogowym spotkaniem jest świetny, jak się tylko chce to wszystko można zorganizować, więc... to się może udać :))

    Mam nadzieję, że to zapalenie płuc długo Cię męczyć nie będzie, zdrowiej!
    Twoje plany to żadna iluzja, przecież niemożliwe nie istnieje, prawda? :) Czasem po prostu trzeba przesunąć je na inny, lepszy czas, a Twoje zdrowie jest najważniejsze. Może i nigdy nie będziesz do końca zdrowy, ale to nie znaczy, że nie możesz normalnie żyć. Tylko na razie musisz się trochę oszczędzać, ale później... później będzie coraz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej, że tak naprawdę do zorganizowania to trudne nie jest:Tylko kwestia ludzi, nic więcej, Sprawy techniczne że tak to ujmę są banalne:)
      I już się ładnie zalecza, dziękuję:)
      I nie istnieje, tylko czasem drogą trzeba skorygować ale cóż...już nad tym pracuję XD

      Usuń
  22. Nigdy nie będziesz zanudzał, pisząc z pasją o tym, że nie warto w siebie wątpić, że nie ma niemożliwego. To zawsze podbudowuje. Chociaż mnie bardziej podniósł na duchu fragment o ciągłym upadaniu i podnoszeniu się. Zawsze mnie to cholernie denerwowało, że szło dobrze, a potem coś spieprzyłam i od nowa, i tak w kółko. Fajnie wiedzieć, że nie jestem sama xD

    Żebyśmy się nie zdziwili, że przeżyjesz nas wszystkich! xD Zresztą, Królik, do cholery. Jest różnica między życiem a przeżyciem. Nieważne jest to ile żyjesz, tylko jak. Jakość tego życia. Ja mogę żyć jeszcze 60 lat opierdalając się przed kompem czy na kanapie. Ty będziesz żył 20-30 lat podróżując, odkrywając, smakując życie, realizując marzenia i siebie. Które z nas będzie umierać szczęśliwie?

    Jeśli tylko będę mieć pracę (patrz : pieniądze) i czas, to z największą przyjemnością piszę się na taki szałasowy zlot! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ale..ile można? monotematyczny się robię powoli xD
      Ale to wszyscy chyba tak mają. Bo nie da się, żeby wiecznie było dobrze:)

      I zobaczymy XD I wiem chodzi o to jak żyjesz, a nie jak długo. Ale i tak, chciałoby się nieraz dłużej, żeby właśnie więcej zrobić jeszcze XD
      No ja myślę!

      Usuń
  23. Mówi się, że w moim wieku nikt nie myśli o śmierci, bo każdy jest pewien, że jest nieśmiertelny. I racja, ja tak robię... Kiedy czytam o Twojej chorobie, o przewidywaniach na 20-30 lat, to najbardziej uderza mnie kruchość życia, w które ja tak mocno wierzę. Tak bardzo wierzę, że jest ono wieczne i na wszystko znajdę czas... A potem pod wpływem choćby takiej opowieści, jaką Ty snujesz i przeżywasz, uświadamiam sobie, jak bardzo ja się łudzę.
    Jednocześnie boisz się, że nie spełnisz swoich marzeń, i planujesz zlot... Ja naprawdę nie wierzę, że mógłbyś czegoś nie spełnić, że cokolwiek mogłoby stanąc Ci na przeszkodzie w życiu i przeżywaniu tak, jak ci się podoba.
    Chyba bardzo ważne jest powiedzenie sobie z pełną uczciwością, że zawsze żyję tak, jak najbardziej chciałabym, i niczego nie będę żałować w chwili śmierci.
    Ja tak nie powiem...

    Nie bierz mnie pod uwagę, organizując zlot, dopiero w maju konczę osiemnaście lat, a i tak póki nie pójdę na studia nie mam co liczyć na za dużo wolności. Ale jeżeli wpadniesz na podobny pomysł za kilka lat, to z chęcią przyjadę z moją wierna gitarą, może nawet całym zespołem ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo człowiek tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy ze swojej śmiertelności, niezależnie od wieku, póki go ona nie zacznie bezpośrednio dotyczyć. I to naturalne, bo też wizja śmierci nie może przesłaniać całego życia...ale jak dla mnie dobrze jest to nieraz odczuć, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi.
      Bo jednak planować muszę. Inaczej bym zwariował, będąc biernym. Właśnie bierności mówię zdecydowane nie.
      Dlaczego nie?
      Hm...no jak uważasz, ale wiesz, już będziesz miała skończone XD Ale rozumiem:)

      Usuń
  24. Prognozy prognozami... wiesz, jak to jest. Ileż to razy spotykałam się z historiami typu, że lekarze odkrywali u dwudziestolatka raka mózgu (w którego osobiście nie wierzę, ale to takie tam... szczegóły), dawali mu miesiąc na pożegnanie się z "bożym światem", a ten postanowił sobie dożyć trzydziestki, czterdziestki, pięćdziesiątki. Kto jak kto, ale Ty też sobie jeszcze sporo pożyjesz ;) Twoje serce może być sercem sześćdziesięciolatka... albo delikatnym serduszkiem niemowlaka - tak czy owak, masz o nie dbać i nie nadwyrężać zbytnio... ale Ty doskonale o tym wiesz ;) Daj sobie czas, bądź co bądź, niby rzeczywistość, która zastała Cię po obudzeniu, to całe "Ale zdaje pan sobie sprawę?", jest dla Ciebie nowe... ale Twoje marzenia, plany nadal istnieją, czekają na realizację. Jestem pewna, że Stany na Ciebie już oczekują, przebiegniesz jeszcze dobre kilkadziesiąt, jak nie kilka tysięcy, milionów kilometrów, przetrzesz jeszcze niejeden górski szlak... daj tylko sobie czas. Zresztą... czas to przecież iluzja, czyż nie? ;)

    Co do tych warsztatów... mnie to, nie powiem, zaciekawiło. Co prawda nie wiem, jak to ze mną będzie w wakacje, bo na razie mogę napisać, że w Polsce na kilka dni zawitam na początku maja (w tym najprawdopodobniej pierwszego dnia na kilka godzin w Poznaniu, ale ciii, wciąż planuję, jak to wszystko upchać w tak krótkim czasie ;P )... a potem... cóż, jak znajdzie się czas, znajdą się oszczędności, a ten Twój szalony pomysł naprawdę się ziści... wtedy wskakuję w samolot i przybywam.
    P.S. Ja sobie jeszcze życzę minimum jedną lekcję jogi, tak na marginesie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak ,wiem jak się nieraz prognozy nie potwierdzają ale jednak to coś, z czym muszę się po prostu liczyć. I wiesz, tak naprawdę to mobilizuje, żeby działać jeszcze bardziej. Bardziej żyć, bo to jednak wydaje się mało czasu:)
      I wiem i dbam i pomalutku dochodzę do siebie. Taki mam zamiar. A potem, hulaj dusza, na ile pozwoli właśnie rozsądek XD
      Owszem. Dlatego, przestaję się nim przejmować:)

      I rozumiem w pełni, jednak cóż..masz trochę dalej obecnie jakby nie patrzeć XD Ale byłoby fajnie, gdyby udało ci się wpaść....a kilka godzin w Poznaniu i tak brzmi intrygujaco XD
      I lekcję masz jak w banku XD

      Usuń