środa, 29 stycznia 2014

Sisi angielskiego nauki, czyli dlaczego pierdolenie Boga nie zawsze musi być obrazą

Moja babcia, którą nazywam przez połowę czasu wprost- Sisi ( zapamiętajcie to, mam wrażenie że imię „Sisi' będzie się tu często wracać) zaczęła uczyć się ostatnio języka angielskiego. Stwierdziła, że ma czas (bo co można robić na emeryturze?), jest za młoda by przestać się uczyć ( ma ponad 80 lat) i wkurza ją internet, w którym ma problemy ze zrozumieniem tego, co napisane, bo większość zwrotów pochodzi z języka angielskiego. Nawet jego spolszczone formy w języku młodszych ludzi sprawiały jej problem, więc cóż, Sisi jak to Sisi, wzięła się za siebie. Wyciągnęła stare podręczniki od nauki języka do szkoły, surfuje po stronach z darmowymi lekcjami angielskiego. Ani patrzeć, jak prześcignie niejednego ucznia liceum w biegłości porozumiewania i zmusi do nauki dziadka. Oczywiście, moja babcia jak na moją babcię przystało ( wspomnijmy, że całe życie uczyła języka polskiego w szkole) musiała z fascynacji językiem, jego formami wszelakimi, nauczyć się już na początku wulgaryzmów. Nauczyła się, naturalnie, słynnego słowa „fuck”.
Niestety, Sisi dzięki nauce poszerza swoje horyzonty i może wprowadzać mnie coraz częściej w stan pewnego zakłopotania. Jak? A, choćby muzycznie. Dzisiaj, podczas gotowania w tle leciało A Perfect Circle. Uwielbiam ten zespół, a przy gotowaniu muzyka jest niezbędna (do tego u mnie w domu panuje złota zasada- kto gotuje, może wybierać muzykę, co zapobiega wielu kłótnią między mną a Sisi, bo zasadniczo, tylko my gotujemy). W tle poleciała więc „Judith” z płyty „Mer de noms” ( do kawałka i tekstu odsyłam na dół). Niestety, w tekście pada magiczne teraz dla Sisi słówko „fuck”.
-Króliczku ( tak, Sisi nadal mówi do mnie Króliczku, krępujące)- co oni tam pierdolą?
-Um...Sisi, w tekście jest „fuck your God, your lord, and our Christ”.
-Króliczku...ale to takie..niemiłe, wiesz?
-Ale czemu niemiłe?
-Ustaliliśmy jedną zasadę, pamiętasz?
-Sisi, ja wiem. Ale ty nie rozumiesz, dlaczego to jest tam umieszczone. Ja ci wszystko wytłumaczę. Czasem trzeba najpierw poznać historię, potem się oburzać, nie sądzisz?
-Może mnie przekonasz...- rzuciła groźnie Sisi, a ja mogłem zacząć opowieść o piosence.
Musicie zrozumieć, że u mnie w domu panują dziwne troszkę zasady, które wytyczyły..różnie religijne. Ja je sobie bardzo chwalę. Nadmierna różnorodność powoduje nieraz konflikty, więc zdawało by się, że u mnie w domu konflikty, ba, wojny wręcz, na tle religijnym są nieuniknione. Moi dziadkowie są tradycyjnymi w tym kraju katolikami, choć, katolikami z serii bynajmniej nie 'moherowej”, tylko wolnomyślicielskiej. Co niedzielę chodzą do kościoła, uważają przykazanie miłości wobec drugiego człowieka za najważniejsze i nie plują się o gender i gejów ( mając wnuczkę lesbijkę byłoby z tym ciężko, ale o tym kiedy indziej). Moja mama była chrześcijanką, katoliczką, ale jej wiara przypominała często wersję hippisowską. Jak to? Wolność myśli, załóżmy najlepiej komunę i wszyscy się kochajmy. Tyle, że to była utopia. Moja starsza siostra jest buddystką. Jej mąż jest ateistą. Nie chrzcili dzieci, nie mają ślubu kościelnego. Ponoć skandal i Sisi miała już o to wojnę z sąsiadkami. Ja...moje wyznanie jest skomplikowane, powiedzmy, że obrzędowo należę do wiccan, ale nie jestem aleksandryjczykiem, nie należę do żadnego zgromadzenia, raczej dalej szukam i jeśli miałbym się dosadnie określić, to nazwałbym się neopogańskim szamanomistykiem. Nie wiem, ile z tego można zrozumieć. Moje młodsze siostry to kolejno- pełną gębą ateistka i agnostyczka, która nadal jest poszukującą osobą. Mój brat z kolei jest 14 lat młodszy i jeszcze nie można powiedzieć, że świadomie w coś wierzy. Na razie chodzi z dziadkami do kościoła i wieczorem odmawia pacierz. Do tego u nas w domu często przebywają muzułmanie, neopoganie, ateiści, gorliwi katolicy, protestanci...
Można by się pozabijać, prawda? Na pozór, stale powinniśmy się kłócić przy stole, czyj jest bardziej prawdziwe, kto będzie zabawiony a babcia powinna do mnie zwłaszcza wzywać egzorcystę. A tak nie jest. Okazuje się, że można. Jak? Dwie proste zasady- zrozumienia i szacunku. Nic więcej, nic mniej. Nikt nie czyni tego, co mogłoby zranić uczucia drugiej osoby, każdy ma swój kawałek podłogi i go się trzyma. Można kogoś na ten kawałek zaprosić, ale nikt nie ma prawa, mówiąc kolokwialnie, wpierdalać mu się z butami w jego osobiste przekonania, wiary, nadzieje. Można o nich rozmawiać, dzielić się nimi, ale z szacunkiem dla tego, kto myśli inaczej.
Dlatego opowiedziałem dzisiaj Sisi historię Judith. Bo faktycznie, ukochane słowo Sisi, fuck, połączone z Chrystusem mogło dla niej zabrzmieć przykro.
Wiele osób oburza się, słysząc „Judith”, najbardziej chyba znany tekst Maynarda na tej płycie. Przynajmniej, ja już osobiście spotkałem się z takimi reakcjami i to wcale nierzadko, no, może miałem pecha. Teraz to bez znaczenia. 
Słowa o pierdoleniu swojego Boga, Chrystusa wywołują czasem nieprzyjemne dreszcze. Brak szacunku? Na pierwszy rzut oka może i tak. Ale mało kto wie, że matka Maynarda miała na imię Judith Marie. Mało kto wie, że była fanatycznie wierząca, aż przesadnie. Nie tak jak moja Sisi, dajmy na to. Mało kto wie, że matka Maynarda spędziła 27 lat w śpiączce ( czyli 10 000 dni, jak nazywa się jedna z płyt Toola- przy tych faktach płyta nabiera innego znaczenia, tak samo jak utwó z niej pochodzący, „Wings for Marie”). 27 lat, mówiąc kolokwialnie, bardzo brzydko, „bycia warzywem”, po czym zmarła. 10 000 dni cierpienia dla niej samej (choć, wiedząc z własnych doświadczeń, w śpiączce człowiek się nie męczy, jest zmęczony, jak się obudzi, zdecydowanie) i dla bliskich. Czy pewne rzeczy nie stają się jaśniejsze w tym kontekście? Dla mnie zwroty, o które wiele osób się tak oburza, są bardziej wyrazem rozczarowania i złości Maynarda, pewnej dozy cynizmu wobec sytuacji, w jakiej się znalazł niż chęcią zalezienia komuś za skórę. Bo ten, którego się chwali, zostawia cię połamanego i sparaliżowanego. Żadna łaska i nikt w momencie bólu nie potrafi wmówić, że to część większego planu. Ja osobiście, też rzekłbym „pierdolić taki plan”. W tym kawałku nie chodzi wcale o „pierdolenie Boga” jako obrażanie kogokolwiek jak dla mnie. Tylko o ludzkie podejście do bezzasadności fanatycznej wiary, pokładania nadziei w czymś, co nie ma pokrycia w rzeczywistości. I dla kogoś, z jego punktu widzenia, w takiej sytuacji w jakiej jest, wiara ma prawo być rzeczą absurdalną, a Jezus i gadka o zbawieniu ma prawdo go, mówiąc wulgarnie, skoro już nadużywamy tu fuck- wkurwiać. Każdy ma też prawo wątpić. Bo wielu tak też postrzega te słowa.
Owszem, tekst ma jak dla mnie jeszcze inne, głębsze aspekty, ale nie ma sensu się tu nad tym rozwodzić, to nie matura albo rozprawka interpretacyjna, nie jesteśmy w szkole. Skupmy się już na tym pierdoleniu Boga.
Sisi po wytłumaczeniu przestałą odczuwać osobiście słowo „fuck” użyte przez pana M. w tym tekście, przestała odczuwać to jako plucie na jej wierzenie, gdy wytłumaczyłem jej, jak ja widzę ten tekst w oparciu o swoje własne przekonania i historię, która ją stworzyła. Powiedziała tylko, „biedny chłopiec i biedna jego mama”. Tak, kocham swoją babcię.
A więc, nie mam zamiaru rozwodzić się tutaj nad kwestiami teologicznymi, rozdrapywać, czy człowiek powinien wątpić w swojego boga/ bogów, jeśli mu nie sprzyjają, jeśli cierpi ( no dobra, nie zwątpi, jeśli to bogowie bardzo okrutni, jak hinduistyczna Kali-Ma). Nie mam zamiaru oceniać moralnie Maynarda i jego tekstu, bo po pierwsze nie mi nikogo oceniać, po drugie ten tekst kocham jak i Maynardowskie przekonania dotyczące zniewolenia przez opium religii „masowej” i tak dalej. To zostawmy teraz w spokoju.
Chodzi mi w tym wszystkim o dwie rzeczy- szacunek i zrozumienie. Wydawałoby się- tak banalnie proste! No bo czy trudnym jest powiedzenie- myślisz co myślisz, ale ja to szanuję to twoja sprawa? Albo wysłuchanie czyichś racji, jeśli ten ktoś nie próbuje nas przekonywać, agitować, tylko chce pokazać swój punkt widzenia?
Szacunek osobiście postrzegam troszkę głębiej, ale o tym kiedy indziej. Rozumieć zawsze chciałem wszystko, co dzieje się w cudzej głowie, dlaczego ktoś sądzi tak, a nie inaczej. Może trochę naukowa ciekawość, wpojona także w domu. 
Czasem, zamiast z góry oceniać i się oburzać, można posłuchać. Jak moja kochana Sisi. Można posłuchać historii, ludzkiej historii, cudzych emocji w słowach zawartych. Można próbować zrozumieć, bez oceniania. Zrozumieć, że ktoś może widzieć inaczej i nie, tym swoim "widzimisię" wcale nie robi tobie na przekór, nie chce tłamsić twoich poglądów, nie chce cię krzywdzić. Po prostu, widzi inaczej. I można dać temu (s)pokój. 
W ogóle, jeszcze pewna rzecz mu się nasuwa w tym momencie- krytyka czegoś, czego w pełni nie rozumiemy. Zrozumienie tylko jednego zlepku Christ i Fuck, bez szerszego kontekstu- a my już stajemy w płomieniach, nawet nie znając powodu, dlaczego ten zlepek powstał ( cóż, nie zadajesz pytań, moja Judith, nigdy nie wątpisz?). Absurdalne dość. Nie wiemy, tylko sądzimy, że wiemy, aż za często. 
Dlatego, boli mnie nieraz pewne zacietrzewienie i nienawiść, jaka przewija się między ludźmi, różniącymi się poglądami. Zwłaszcza, jeśli idzie o religię, bo religia to rzecz intymna i osobista i wszystko, co niej dotyka, jest głęboko emocjonalne. A emocje rzadko potrafią rządzić się łagodnością, niestety, chyba tutaj można obwiniać częściowo biologię. Ale skoro ludźmi się mianujemy, możemy tą biologię uładzić. Bo wyeliminować się nie da, jasna sprawa. 
Mam wrażenie, że wielu ludzi nie chce wyjść ze swojej skorupy. Gdy próbuje się im wytłumaczyć, dlaczego ja w swoim świecie sądzę tak a nie inaczej, zatykają uszy jak małe dzieci, tupią i głośno fałszują lalala, żeby tylko nic z tych słów do nich nie dotarło. Bo ich własny grunt pod nogami może stać się grząski? Bo się boją? Bo nie chcą znać innego sposobu patrzenia, ich własny wtedy będzie tylko jednym z wielu? Takie mam odczucia, gdy to widzę i mi po prostu żal. To smutne, po prostu. Bo to zamyka całą perspektywę w jednym aspekcie. I jak tu poznać życie, świat? Bo świat jest różnorodny i temu nie jesteśmy w stanie zaprzeczyć. Nie cofniemy tego, że mamy tyle ludzi i każdy może patrzeć na niego inaczej. Nie cofniemy stworzenia instytucji, nauk Chrystusa, Mahometa, wymyślenia pastafarianizmu i zasad wicci. Nie da się. Dlatego wszyscy moglibyśmy nieraz siebie posłuchać, na spokojnie i dać żyć innym, pomimo swoich przekonań, wręcz ba, dzięki nim. Moglibyśmy przede wszystkim kierować się zasadami miłości i szacunku. Nie tylko w kwestii religijnej już. Ale wszelkiej narodowej, wszelkich kwestiach socjologicznych et cetera.
Niestety, wiem, że to utopia. Nie da się, bo człowiek jest jaki jest. Agresywny, działa instynktem, który często źle ukierunkowuje. Ale miło sobie to wyobrazić nieraz. Jak w „Imagine” pana Lennona. Tak, w mojej głowie chociaż przez chwilę mogę mieć (s)pokój. 

Tylko teraz się zastanawiam, co będzie, jak puszczę Sisi przy gotowaniu „ The Fight Song” Mansona?XD



Żeby nie było, nie musicie kuć jak Sisi...niech będzie pseudotłumaczenie, chociaż, nie jestem zwolennikiem tłumaczenia tekstów. 

"Jesteś taką inspiracją dla wyborów
Których przenigdy bym nie dokonał
Och, tyle mam możliwości, by pokazać ci 
Jak zbawiciel cię opuścił 
Pieprz twego Boga,
Twego Pana i twego Chrystusa 
To on to zrobił
Zabrał wszystko, co miałaś 
I tak cie zostawił
Wciąż się modlisz, nigdy nie wątpisz 
Nigdy nie kosztujesz owocu 
Nigdy nie pomyślałaś, by zapytać, dlaczego

To nie tak, że kogoś zabiłaś 
To nie tak, że wbiłaś nienawistną włócznię w jego bok 
Wychwalaj tego, który pozostawił cię
Połamaną i sparaliżowaną
On zrobił to wszystko dla ciebie 
On zrobił to wszystko dla ciebie 

Och, tyle mam sposobów, bym ci pokazał 
Jak twój dogmat cię opuścił 
Módl się do twego Chrystusa, do twego Boga 
Nigdy nie próbując owocu,
Nigdy nie wątpiąc, nigdy nie załamując się
Nigdy nie dławiąc się kłamstwem 
Nawet wiedząc, że to on jest tym, który ci to zrobił 
Nigdy nie pomyślałaś, by zapytać, dlaczego? 

To nie tak, że kogoś zabiłaś 
To nie tak,że wbiłaś wredną włócznię w jego bok 
Rozmawiasz z Jezusem Chrystusem,
Jakgdyby znał powody, dla których 
On zrobił to wszystko dla ciebie 
Zrobił to wszystko dla ciebie 
On zrobił to wszystko dla ciebie"

30 komentarzy:

  1. Kurde,od jutra się zaczynam uczyć Angielskiego! Aż mi wstyd, przez Twoją babcie, że jestem taakim oszołomem. Ale to musi być niesamowita kobieta. I Twoja rodzina też jest bardzo interesująca. Na pewno się nie nudzisz haha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A i niesamowite, że jesteś facetem i masz bloga. Na blogspocie to rzadkość, przynajmniej ja rzadko widuje tu Panów. Witam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, zatem jest motywacja, do nauki można się brać:) i to fakt, nudzić się nie sposób, rodzina zawsze czymś...zaskoczy, tak to nazwijmy, w pozytywnym głównie sensie, na szczęście:)
      niesamowite na pewno nie, bo chociaż fakt, muszę przyznać, płeć piękna tu dominuje, to jednak zdarzamy się i my, z przewagą testosteronu XD

      Usuń
  3. Nie tylko @Mili poczuła się zawstydzona przy Twojej babci ;) To naprawdę godne podziwu, że w wieku ponad 80 lat wciąż poszukuje sobie nowych wyzwań. Sama chciałabym mieć takie podejście na emeryturze...
    Moja wykładowczyni wspominała kiedyś o "sałatce kulturowej", myślę, że można też mówić o "sałatce religijnej" - i to niesamowite, występuje ona nawet w obrębie jednej rodziny. Moja babcia... ha, już widzę, co by było, gdybym oświadczyła, że jestem les czy, że chcę być Świadkiem Jehowy. Zresztą moi rodzice podobnie - mam dość zwyczajną, raczej konserwatywną rodzinkę. Choć z drugiej strony wiem, że moje koleżanki mają swoisty "krzyż Pański" z rodzicami...

    Ludzie mają to do siebie, że oceniają nie znając całej historii. Jedyne co możemy z tym zrobić, to sami unikać takiego postępowania - dawać przykład innym.
    Miłego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ona zawsze szuka nowości, całe życie. jest dość...nieszablonową babcią, jakby nie było. podobnie jak dziadek, jest mało typowym dziadkiem:)
      słyszałem podobne określenia. sałatki ,koktajle..właściwe, ciekawe sprowadzanie do kulinarnej metaforyXD i bo ja wiem, czy takie niesamowite? mam wrażenie, że to zdarza się coraz częściej:) i krzyż pański w jakimż sensie?
      i obyśmy sami błędów unikali, dokładnie:)
      i wzajemnie:)

      Usuń
  4. Mieszanka wybuchowa w tej waszej rodzinie pod względem wiary, to fakt. Osobiście jestem wychowana w rodzinie katolickiej, jednak rodzice moi nie ciągnęli mnie nigdy siłą do kościoła. Sami mieli okres w swym życiu, że nie chodzili do niego w ogóle. Teraz starają się w tym poprawić, bo czują taką potrzebę. Ja jednak błądzę, ale jednocześnie chcę wierzyć, że gdy pozostawię jakieś swoje problemy Bogu, to jakoś to będzie. Robię to często. Niektóre sprawy powierzam w Jego ręce, ale często staram się też Mu udowodnić, że sama sobie poradzę. Co czasem mnie gubi, bo nie zawsze tak jest.

    A ja tam uwielbiam słuchać innych ludzi, powodów, dla których sądzą tak a nie inaczej i wydaje mi się, że nie tupię nogami i nie fałszuję swojego lalala. Choć może to tylko złudzenie. Nie wiem, co tam się w mojej podświadomości dzieje.

    Kurcze, babcia sama sobie włączyła tę płytę, czy może wnusio podsunął? :) 10.000Days z kolei należy do moich ulubionych płyt, a Maynard to mój ulubiony wokalista, także można powiedzieć, że jestem TOOL'omaniaczką, APCmaniaczką i jeszcze Puscifromaniaczką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurcze - widzisz, jakie to moje czytanie ze zrozumieniem jest...
      sama wybrała muzykę. SZACUN.

      Usuń
    2. wiesz, to fajne jest właśnie, jeśli rodzice, sami wierzący, pokazują swoją wiarę, ale do niej nie zmuszają. ja właśnie tak miałem, od dziecka mama uczyła mnie pewnej wolności decyzyjnej, tego, że można szukać własnej drogi. bo zmuszanie do niczego nie prowadzi. nic na siłę nigdy.
      i właśnie wiara jako taka zawsze chyba powinna wynikać z potrzeby. nie z jakichś przekonań, "że tak wypada". a mam wrażenie, że często tak się dzieje.
      i cóż, czasem każdy z nas tupie tą nóżką, ja się przyznaję bez bicia- zdarzało mi się i zdarza. ale co innego zdarza- każdy błędy popełnia- a co innego robić to jakoś nagminnie. to jest wtedy smutne.

      a babcia nieraz mi podkrada płyty, powiedzmy, że Sisi ma szerokie horyzonty- rzucamy się rodzinnie często na te same książki, nieraz "babciowo niestosowne"- od razu przypomina mi się wojna kto pierwszy przeczyta "Chuć" Wanat i Depko XD z muzyką jest podobnie, dajmy na to, razem kochamy klasykę, APC babcia lubi, ale Tool- zdawałoby się podobny- już jej nie smakuje. co podpasuje, tu też w domu jest różnorodność, ale ja w razie czego mam alibi na wypowiadanie się, ( w żartach oczywiście) że tego słuchać nie będziemy bo to dno XD
      i mogę ci przybić piątkę, Tool to mój ukochany zespół, pana Maynarda wielbię i w ogóle mógłbym o tym godzinami. nużącymi godzinami... XD

      Usuń
    3. Powiedziałabym nawet, że zmuszanie do czegoś, zwłaszcza osoby młode/dzieci jest doskonałą drogą do wypracowania u nich skłonności buntowniczych. Ja się buntowałam sama przed sobą, nie przed rodzicami. Sama sobie mówiłam, że nie wierzę w Boga, jednak z czasem przekonałam się, że nie umiem w nic nie wierzyć. Ta chęć wiary i jakaś skryta, wewnętrzna walka we mnie uświadomiły mi, że po prostu coś jest na rzeczy, tylko jeszcze nie wiem co.

      Kurde, nie dziwię się, że tak się ostatnio u mnie wypowiedziałeś na temat swojej babci. Chciałabym mieć taki kontakt ze swoimi staruszkami, jednak nie jest to za bardzo możliwe. Swoich prawdziwych dziadków ze strony mamy nie znałam,bo zmarli, jak miała ona 5-6 lat i na wychowanie wzięła moją mamę i jej siostrę, owa kobieta, o której ostatnio pisałam. Kontakt teraz jest średni, aczkolwiek staram się do niej zejść i porozmawiać chwilę chociaż. Pamięć już nie ta, więc zwykle wysłuchuję jednych i tych samych opowiadań. Pana dziadka, jej męża nie znam w ogóle - choruje na Alzheimera i raz jestem jego wnuczką, innym razem złodziejką albo sprzątaczką. Dziadkowie ze strony ojca już zmarli - kontakt miałam jako taki z dziadkiem, babcia była bardzo chora od kiedy ją tylko pamiętam.

      Przeczytałam poniżej, że powinieneś dać babci poprowadzić bloga. Powiedz jej, że to kolejne wyzwanie! Na pewno jej się spodoba zwłaszcza, że z tego, co widze ma tu już spore grono wielbicieli ^^

      No to piąteczka Króliku. Toolem zaraził mnie mój przyjaciel jakieś 3 lata temu. Pamiętam, jak przed woodstockiem prosiłam go, żeby mi pożyczył (do czasu, aż nie kupię własnej), albo nawet sprzedał swoją koszulkę z "Ænima- w życiu nie widziałam u nikogo takiego oburzenia. Może dlatego, że dał za nią 100zł? Pierońsko drogie koszulki, ale płyty mam zamiar skolekcjonować, a już na pewno 10.000days. Zwłaszcza, że nie ma ich wybitnie dużo ;p Swoją drogą - co jak co, ale Maynard by mógł ruszyć tyłek i wejść do studia nagrać wokal (bo gdzieś wyczytałam, że muzyka już mniej więcej w jakiejś tam części się tworzy, tylko czekają na Jamesa, który zajęty jest Pusciferem)

      Usuń
    4. O SZLAK , ale się rozpisalam ;o

      Usuń
    5. spoko, rozpisuj się rozpisuj, taki dialog to ja lubię jak mam obijające się wieczory XD tylko ostrzegam, jest w komentarzach limit znaków, już nieraz go potrójnie przekroczyłem XD
      mnie zmuszano do paru rzeczy. niektóre z nich kocham, więc może to niekoniecznie tak działa. chociaż, fala buntu jakoś tak była. ale muszę się zgodzić, że takiego efektu spodziewać się na pewno należy.
      i cóż, może do tego dojdziesz, sama w sobie. co na rzeczy jest:)
      ja mogę rzec, że w pewnym sensie moja babcia jest..jak moja mama. druga mama, o. mieszkam z nią od 14 roku życia, parę lat temu zmarła moja mama właśnie i cóż..Sisi zastępuje w pewien sposób matkę mojemu młodszemu rodzeństwu, jako tako. to pokomplikowane, no, dziwne historie rodzinne:) i jest kochana, ale potrafi też zaleźć za skórę. jak na przykład obcięciem człowiekowi dreadów za karę i tak dalej XD
      czyli widzę, u ciebie też sytuacje rodzinne trochę pokomplikowane, i trudne. starsi ludzie, jeśli wpisują się w ten utarty schemat, bywają trudni. ale to nie znaczy, że nie do zniesienia:) są kochani, tylko więcej cierpliwości trzeba nieraz. ale to chyba już inny temat:)
      i cóż, może faktycznie podsunę jej ten pomysł, ale starczy mi już siostra, zapalona fotografka wstawiająca zdjęcia typu "Królik walczy z grypą żołądkową" a swoim profilu fotografa na pewnym z portali XD boję się, co Sisi by wykombinowała nieraz XD aczkolwiek...ona sama pewnie na to wpadnie niedługo. nie trzeba było jej kupować laptopa XD

      mi Tool towarzyszy..od gimnazjum jakoś? mniej więcej tak właśnie. dziwni nauczyciele w szkołach muzycznych zadbali też o moją alternatywną edukację muzyczną:) i nie wiem, ja koszulek z zespołami nie noszę, chociaż jestem fanem. jakoś tak...no nie. dawne urazy XD
      ja już mam kolekcję XD nie tylko płyty, udało mi się dorwać..kasetę z Opiate. ale jestem kolekcjonerem muzycznym, teraz marzy mi się szafa grająca ale troszkę to za drogie. chyba, że sprowadzę sobie jakąś felerną i naprawię XD
      i fakt, mogliby. ale Maynard woli chyba pić swoje wina XD

      Usuń
    6. Nie zauważyłam żadnego limitu, ale dzieki za info :D
      Może kiedyś, mam taką nadzieję. Choć ciągle brzmi mi w uszach to słynne powiedzenie, że przecież człowiek uczy się całe życie.

      Rozumiem i szanuje to. Wiesz, ja Ci powiem tak - osobiście uważam, że osoby, które kochamy szczerze są tak wpisane w nasze serca, że nawet to, iż potrafią zaleźć za skórę jest ich cechą, która w żaden sposób nam nie przeszkadza. Wyczułam w tym co piszesz miłość, jakby nie było mimo, iż zdolna była obciąć dready (Tobie?! :o Swoją drogą - myślałam, że to sie tylko tak mówi - "obetnę Ci te dready!" - a tu proszę...), co pewnie przysporzyło sporo nerwów. Urok to swój ma i jest to też część miłości, którą pałamy do danej osoby.

      Nie sądzę, że kochane może być wybijanie szyb, przesuwanie stołu o 1-2 w nocy tak, ze nie można zasnąć lub wyskakiwanie z pięściami na kogoś bez logicznego powodu (aczkolwiek jeśli mowa o Alzheimerze to słowo "logika" należy wykluczyć ze słownika, jeśli obcujemy z taką osobą). Może to, co teraz napisze nie jest do końca moralne i ludzkie, ale często z matką (na której głowie jest opiekowanie się takim czlowiekiem mimo, iż staram się pomóc jak tylko mogę) nie możemy się doczekać, aż to się skończy. Obie widzimy, że zachodzą w nas zmiany na tle psychicznym. Według mnie alzheimer to nie jest choroba jednostki, lecz całej grupy osób skazanej na życie z taką osobą pod jednym dachem, no ale cóż, choroba nie wybiera.

      Zareklamuj siostrę i pochwal się kiedyś takim zdjęciem z serii wymienionej powyżej xd

      Kurczę, jej blog zajmie pierwsze miejsce w zakładkach, nie ma co.

      Ja co prawda etap noszenia koszulek z zespołami przerabiałam. Podobnie z naszywkami, ale wyrosłam i postawiłam jednak wieszanie takich rzeczy w pokoju na ścianie, nie na ubraniach. Z kolei koszulkę danego zespołu posiadać lubię (obecnie mam tylko jedną - Iron Maiden, która wisi sobie na ścianie, zamiast flagi). Nie wiem dlaczego, ale ma to dla mnie taki sam wymiar, jak płyta xd

      No szafa grająca i winyle to jednak drogi interes, aczkolwiek dla chcącego nic trudnego :) jakby się tak odłozyło parę groszy co tydzień i okresowo kupować jakąś płytkę, to czemu nie?

      Usuń
    7. nie zauważyłaś, bo jeszcze się tak nie rozpisałaś w komentarzu, jak widać:)
      właśnie, całe życie na różne nauki. można rzec, że to wspaniałe. tak jak byśmy się nigdy przez to nie mieli zestarzeć, tak w środku:)
      a i pewnie. to że potrafią zaleźć za skórę jest nieraz nawet...ich zaletą, czego przykładem jest jedna z moich młodszych sióstr. Koza ( już samo rodzinne przezwisko mówi wiele) nie byłaby Kozą, gdyby swoją złośliwością nie wkurzała wszystkich w domu a jednocześnie...by tym nie bawiła. potem przynajmniej wychodzą śmieszne sytuacje. i z tych dreadów też się śmieję, co mi Sisi obcięła XD i widzisz, inny tylko mówią, moja babcia wykorzystała jedną jedyną sytuację i dokonała tego dzieła XD najlepsze, że wtedy najbardziej obraziła się...moja mama, a nie ja XD
      w każdym razie, z takich dziwactw, złośliwości, które irytują w pierwszym momencie po latach, jeśli tak jak mówisz, ludzie się kochają, powstają niezłe anegdoty. mam wrażenie nieraz, że mój dom jest wylęgarnia anegdot, za dużo ludzi chyba naraz XD
      nie, nie jest kochane, jasne że nie. ale- jeśli się kocha, ponoć można to znieść. nie miałem osobiście do czynienia z alzheimerem, z innymi chorobami, gdy trzeba się człowiekiem opiekować- owszem, ale nie z chorobą nieświadomości. więc nie mi się tu wypowiadać do końca, że tak rzeknę.
      i czy to nie jest do końca moralne i ludzkie? w moim przekonaniu jest właśnie jak najbardziej ludzkie. jeśli się też kogoś nawet bardzo kocha, jeśli się po prostu jest człowiekiem, nie chce się, żeby ten ktoś cierpiał. w ostatnich tygodniach życia mojej mamy też miałem momenty takiego myślenia. ona zresztą też, bo była wszystkiego świadoma. niech to się wszystko po prostu wreszcie skończy.
      i tak szczerze- jak dla mnie każda poważna choroba jest chorobą całej rodziny. bo jeśli jesteśmy ze sobą związani, zawsze to będzie na nas działać. tymi więzami nie przekazuje się tylko miłości i radości, ale też ból i smutek. tak musi być.
      nie, lepiej nie, chociaż tutaj może się nie będę kompromitował XD
      a ja nie przechodziłem tego, a raczej może..przechodziłem w odwrocie. irytowało mnie to u innych jak byłem młody i piękny ( dobra, poszalałem z tym pięknym XD), tak jakoś...no nie wiem, obnoszenie się z muzyką. to było głupie podejście, ale hej, byłem nastolatkiem XD teraz stwierdzam po prostu, że to nie dla mnie. wolę obnosić się z obrazami na koszulkach XD
      i owszem, drogi, winyle jak winyle- rzeknę jak hipster- zbierałem je, zanim to było modne XD ale szafa...no cóż, odległe marzenie. i jasne, pewnie, że można:) ale póki co odkładam na inne cele:)

      Usuń
  5. Twoja babcia w przeciągu paru chwil została moją idolką, cudowna kobieta! I już wiem po trosze, skąd Twoja otwartość tudzież pewien rodzaj wolnomyślicielstwa. Jestem ateistką, ale mam znajomych, którzy tego nie tolerują, Oczywiście w drugą stronę to nie działa, nic mi do czyjegoś wyznania i poglądów politycznych na przykład. Mogę się nie zgadzać, ale żeby kogoś za to potępiać? W głowie się nie mieści. Zrozumienie innych wymaga wysiłku, wyjścia ze swoich ram. Niestety wielu ludzi wybiera drogę na skróty. Święta nie jestem, ale tolerancyjna z pewnością, nie tylko deklaracjach :)
    Oj, ludzie mogą nawet trywialnych tekstów nie rozumieć, w ojczystym języku! Moja znajoma - gorliwa katoliczka, ale raczej fasadowo - miała kiedyś ustawiony dzwonek "Będę brał cię w aucie", przy czym w ogóle nie kapowała, co znaczy "branie" w tym kontekście. Gdy jej wytłumaczyłam, spłonęła rumieńcem i wyznała: "Teraz rozumiem, czemu starszy pan na mnie łypnął z oburzeniem, jak telefon zaryczał w tramwaju xD.

    OdpowiedzUsuń
  6. tak sobie myślę, ja to muszę Sisi namówić do pisania bloga XD sieć by ją pokochała gorącoXD
    i cóż, fakt, pewne rzeczy z domu się wynosi:)
    mówi się często, że ateiści są bardziej tolerancyjni. może coś w tym jest...ale tak jak znam katoli, tak znam też. po mojemu mówiąc, atoli XD nieraz mi się za moje ciagoty mistyczne oberwało i na siłę logicznymi argumentami próbowano mi wyperswadować pewne rzeczy, których nie pojmuje się logiką. teraz wydaje mi się to zabawne:)
    i właśnie, na tym polega chyba właśnie ta cała tolerancja:)
    i cóż, problem z rozumieniem tekstu jest dość...powszechny, mam wrażenie, niestety. ale to już problem edukacyjny i pewnego podejścia "będę udawał, że rozumiem to słowo, bo mnie wyśmieją"XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj :D Lubi nowe wrażenia, a blogowanie wciąga, więc powinno się jej spodobać :)
      Ty chyba wyniosłeś wszystko, co najlepsze :)
      Ja ateistów sensu stricte znam tylko dwoje, więc trudno o skalę porównawczą. Większość ludzi deklaruje, że jest choć w małym stopniu. Im bardziej się ktoś afiszuje, tym mniej jest tolerancyjny, a zasady według których nakazuje mu żyć wiara, klepie po prostu na pamięć. Z praktyką to nic wspólnego nie ma, bo przecież wystarczy chodzić do kościoła i suszyć piątki. Tak przynajmniej wyglądają moje doświadczenia.
      Tyle się mówi o tekście pisanym, a tu nawet słuchany kuleje. Ktoś gdzieś popełnia wielki błąd. Jeszcze większą gafę można strzelić, nie pytając, wypaliwszy potem głupotę :P

      Usuń
    2. pożyjemy, zobaczymy:)
      oj, nie tylko co najlepsze. wady różnego rodzaju też wyniosłem XD
      tylko dwoje? jakim cudem? no nie wiem, ja odnoszę wrażenie, że teraz odsetek ateistów znacznie wzrósł. ale może tak mi się zdaje przez moje otoczenie:)
      wiesz mi też afiszowanie wielkie kojarzy się z brakiem pewności. w sensie, człowiek żeby podbudować swoje wierzenia musi błyszczeć, bo wątpi. a taki ktoś ma też skłonność do fanatyzmu jak dla mnie.
      i też takich gaf właśnie mnóstwo. ale przynajmniej, można się potem uśmiać :)

      Usuń
  7. Jakoś tak jakby nie w temacie się czuję.
    Ale gdy czytałam Twój wpis, przypomniał mi się dzień, w którym darłam ryja do Boga (do nieba znaczy się), że go pieprzę. Okropny dzień, nigdy nie zapomnę tamtej wściekłości i żalu.

    Bo są w życiu momenty, w których naprawdę chce się pieprzyć Boga.
    Chce się pieprzyć tą wiarę, kiedy jest tak kurewsko źle, a Bóg właśnie poszedł sobie w chuj.

    Poza tym, masz oryginalną babcię :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm...nie każdy temat nam podpasowuje w danym momencie, że tak rzeknę:)
      i to prawda. jeśli się ma jakiegoś boga w sercu, to czasem wręcz hm..ujmę to kolokwialnie, chce się mu dać po mordzie. bo się ma dość. i nic dziwnego.

      i to fakt, babcią jest nietypową:) ale na żadną inną bym nie zamienił:)

      Usuń
    2. z wiarą to jest generalnie ciężko. bo jak jest mega ciężko to trudno nadal pokładać nadzieję w tej wierze i nie zwątpić.

      a ja swoją bym na żadną inną nie zamieniła! <3 ;)

      Usuń
    3. nikt nie mówił, że jeśli już wierzymy, to będzie łatwo, bynajmniej:)

      i cóż, rozumiemy się w takim razie:)

      Usuń
    4. ale to podświadome, myślisz sobie, że jeżeli ktoś nad tobą czuwa, to się tobą opiekuje, a tu nagle chuj wszystko strzela i jest tak jakby tego kogoś wcale nie było. można powiedzieć, że kochałam Boga, gdy było dobrze. gdy zrobiła się chujnia odwróciłam się od niego. i czasem zastanawiam się w takim razie, czy ja kiedykolwiek tak naprawdę wierzyłam?

      Usuń
    5. widzisz, ja jestem w trochę innej sytuacji, moi "bogowie" nie są wcale tacy opiekuńczy:) i hm..to jest dobre pytanie w tym momencie. bo wierzyć powinno się ponoć niezależnie od sytuacji, ktoś by powiedział, że to próba człowieka i wiary właśnie. próba troszkę niezdana w tym kontekście.

      Usuń
    6. można to tłumaczyć tym, że człowiek w depresji w mało co wierzy.

      Usuń
    7. a to też już całkiem inna, prawdziwa sprawa.

      Usuń
  8. W ludziach nikt nie zakorzenił tolerancji i rozumienia bliźnich. Tak, tak, tyle się mówi o miłosiernym Bogu, ale nikt nie potrafi go naśladować. Katolicyzm - naśladowcy Chrystusa, a każdy wierzący pomodli się na Mszy, a ilu modli się codziennie, a ilu potrafi postępować jak jego Wzór do naśladowania?
    Wiem, że to niełatwe zadanie, ale powinno się próbować, jeżeli deklaruje się Chrześcijaństwo.

    Ja jestem Katoliczką, ale wcześniej długo szukałam, próbowałam się jakoś określić, chciałam się określić. Na msze chodzę, ale nigdy nie powiedziałabym nikomu innej wiary niczego przykrego, ponieważ wszyscy jesteśmy ludźmi tak samo, na tej samej planecie i powinniśmy wreszcie zrozumieć, że i kolor skóry jest tak samo ważny jak kolor oczu czy włosów. Nie toleruję rasizmu, szantażów na tle religijnym, to już jest dla mnie terroryzowanie ludzi.
    Znam wielu ateistów. Znam kilku protestantów. Zawsze potrafimy się dogadać, nie ma "wojen" między nami. Moje uczucia religijne też trudno jest obrazić, mam umysł otwarty ;) Słucham Closterkeller, Anja Orthodox wyśpiewuje przecież teksty o nieistnieniu Boga, nie przeszkadza mi to, szanuję ją za to, jaką jest osobą, scenicznie i prywatnie. I nie ma problemu, naprawdę trzeba być po prostu szczerym, a wiarę mieć w sercu, nie trzeba się obnosić jak mohery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i to jest święta racja:) też mam wrażenie, że jeśli ktoś się jakoś określa, to już powinien być konsekwentny i pewne zasady stosować...no ale właśnie, to nie jest takie proste niestety.
      właśnie o to w tym wszystkim chodzi- żyj po swojemu ale pozwól też żyć innym i szanuj ich wybory. bo mieli do nich prawo.
      także, dobrze że są tacy ludzie, jak ty;)

      Usuń
    2. Miło mi, dziękuję :)

      Usuń
  9. Ja zostosowałam metodę małych kroczków... I w zeszłym roku moi dziadkowie w ogóle ogarnęli czym jest internet. Gorzej bo idea moich kochanych dziadków padła, kiedy wirus zaatakował im laptopa, a większość "nieczystości" pochodziła ze stron z gołymi paniami :P na te sprawy jak widać nigdy nie jest za późno. Kto wie może do angielskiego też się przekonają.

    Co do religii i poglądów. U mnie też jest to mega skomplikowane. Przewijałam się przez katolików, protestantów i buddystów. Ale nigdzie nie odnalazłam się na tyle by tam pozostać. Jestem otwartym umysłem. I szczerze gardzę ludźmi, którzy uważają, że "moja racja jest mojsza niż twojsza". jesteśmy wolnymi ludźmi. niech każdy decyduje za siebie. zwłaszcza w sprawach wiary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm..z tym wirusem wyszło, doprawdy, ciekawie:) można teraz stworzyć z tego piękną anegdotę rodzinną XD
      czyli, można rzec...poszukiwania, troszkę jak u mnie.
      ja nie gardzę, mi ich jest żal w dużej mierze.

      Usuń