W pracy, jak to zawsze w styczniu i na
początku lutego, wiało dzisiaj nudą. Nudą beznadziejną, kiedy
znowu trzeba było czekać na próbki do laboratorium, nudą
przerażającą, kiedy nie było nawet ani jednego papieru, z którym
można by było lecieć do urzędu. Ot, uroki branży zależnej od
pór roku. Na szczęście, w pracy bywa wesoło. Mamy internet. Mamy
najlepszy na świecie ekspres do kawy, który ja chyba nadmiernie
eksploatuję. I mamy siebie nawzajem- czyli sezon dziwnych dyskusji
ze współpracownikami uważam za otwarty. Muszę wspomnieć chyba,
że oprócz szefa, w zespole mam same panie. Nie narzekam, na to
bynajmniej. Pracuje nam się wszystkim wesoło, i tak, muszę
przyznać- bywam rozpieszczany. Przez to, że stałe współpracownice
znają moją słabość do jedzenia. Przyznajmy otwarcie- jeść mogę
stale, a kulinaria są dla mnie sztuką, w której tajniki próbuję
wejść jak najgłębiej od wielu, wielu lat.
I dzisiaj, w momencie okropnej nudy (
błagam, niech nam zlecą jakąś ekspertyzę w terenie!) temat
gotowania został oczywiście poruszony z Agatką, kobietą, z którą
rozmawiać lubię szczególnie w przerwach na kawę. Coś o tym, co
zrobić żeby bakłażan nie był gorzki i jak nie spalić masła.
Nie będę tu zanudzał opowieściami o tym, jak wybrać idealna
rybę, bo nie jestem w tym kompetentny. Dyskutujemy tak,
dyskutujemy...aż nagle zbliża się do nas Panna Potwornicka.
Przedstawię więc wam tą jakże ważną postać. Panna Potwornicka. Tak
nazywam ową pannę w myślach. Jest stażystką u nas w biurze i..od
pierwszego dnia, kiedy wylądowała niedaleko mojego biurka, szczerze
mnie nienawidzi. Nie, to nie jest na pewno tylko moje wrażenie.
Nienawidzi mnie krystalicznie i za nic- przynajmniej, za nic w moim
mniemaniu. Mam świadomość, ze bywam człowiekiem męczącym i
irytującym...no ale, bez przesady jednak. Nie wybiłem jej pół
rodziny, żeby tak od razu, na wstępie, można było mnie mrozić
samym spojrzeniem. I tak, ja momentami naprawdę się jej boję,
pomimo tego, że formalnie, jestem jakby jej szefem. Rangi i
stanowiska w pewnych momentach życia nie działają. Zdecydowanie.
W każdym razie, skoro postać została
nakreślona, można przejść do rzeczy. Panna Potwornicka podpłynęła
do nas z wdziękiem i swą lodową aurą, postała chwilę,
posłuchała...po czym przeniosła wzrok na mnie i niczym Buka
zmroziła mi krew w żyłach.
-Kordian, a ty nie uważasz, że to
takie zniewieściałe?
-Że hę?- palnąłem jak zawsze z
wdziękiem muła stepowego.
-No, to całe gadanie o warzywkach i
ciasteczkach. No babskie trochę.
-Ale że jak?- dalej jako nic nie
rozumiejący osioł pokazywałem, jaki to ja jestem elokwentny.
-Miejsce faceta nie jest w kuchni...no
chyba że takiego jak ty...
Zdębiałem totalnie, a Panna
Potwornicka odpłynęła ku swojemu biurku zostawiając za sobą
smugę mroźnego powietrza. I wtedy do mnie dotarło, także, dzięki
oburzeniu Agatki.
Miejsce faceta nie jest w kuchni. To
niemęskie. Chwila. Co jest? Mamy średniowiecze, czy jak?
Pomińmy całą kulturową wojnę,
którą mamy obecnie. Wojnę o gender (czy jak kto woli dżender),
wojnę o podział ról, całą teorię kobiecości i męskości,
wojny feministyczne, wojny kościelne, wojny o hidżaby i tak dalej.
Całą tą otoczkę, sru, za okno.
Miejsce faceta nie jest w kuchni. A co
on, jak, mówiąc kolokwialnie, nie ma baby, to ma upolować sobie
mamuta i surowego wpierdalać?! Coś tu jest chyba nie tak. Co on,
upośledzony jakiś ( i tu bym chyba obraził wszystkie osoby
upośledzone, zwał jak zwał )? Czy może wariat? A może rączek
nie ma i tyłek mu też trzeba podcierać?
Dobra, zejdźmy trochę z tonu.
Osobiście, ja, jako facet, któremu już bliżej do 30 niż 20, nie
wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek miałby mnie w czymkolwiek
wyręczać. Bo co, może moja babcia? Może mam zaprzęgnąć do
pracy moje siostry? A może mam sobie znaleźć jakąś uległą
kobietę, stłamszoną przez pewne wzorce? Wiecie, żeby mi prała,
gotowała, sprzątała, cerowała skarpetki, myła zęby...Wszystko
dlatego, żebym nie stracił swojego testosteronowego nimbu, rzecz
jasna. Bo mi nie wypada. Nie wypada na pewno, że w swoim domu piorę
tylko ja, bo jako inżynier tylko ja umiem opanować naszą pralkę (
domowy żart. Ja po prostu lubię prać). Na pewno nie wypada to, że
gotuję. Że gotować lubię i poczytuję to jako sztukę. Może
powinno mi być też głupio się przyznać do tego, że umiem
szydełkować. Tak, lubię to, swojego czasu mnie to uspokajało. I
przydało się, jak złamałem nogę i mogłem sobie zrobić
ocieplacze na paluszki, bo z gipsu wystawały.
Zasadniczo, według Panny Potwornickiej
i jej podobnych, na pewno właśnie teraz tym wyznaniem odciąłem
sobie penisa. Jestem społecznym, mentalnym kastratem.
I wiecie co? Cholernie mi z tym dobrze.
Nie wyobrażam sobie życia w domu, za,
dajmy na to, 10 lat, w którym żona biega dookoła mnie a ja nawet
nie pozmywam naczyń po obiedzie. No jak tak można, w ogóle? Jak
można coś takiego wytrzymać, jak człowiekowi może nie być
głupio, że jest...no, nazywajmy rzeczy po imieniu, jest po prostu
pasożytem.
Jestem wychowany w domu, w którym, (poza wyjątkami takimi jak mój ojciec, wiedzę i wzorce wolę czerpać od dziadka) kobietę się szanuje. Może
to złe słowo „szanuje się”, bo kojarzy się wielu zapewne od
razu z przepuszczaniem w drzwiach i odsuwaniem krzesła od stołu.
Owszem, to miłe akcenty zapewne dla niektórych pań ( od innych
można otrzymać stek wyzwisk, w których najłagodniejszym
określeniem jest chyba seksista, przerobiłem to już) ale to nie
jest sedno sprawy. Raczej, szacunek szacunkiem . Tu chodzi o
respektowanie godności drugiego człowieka i nie wyzyskiwanie go w
podły sposób. Bo tak widzę często podział na „męski” i
„żeńskie” role.
Tak naprawdę, męską rolą ( wedle
utartego schematu, rzecz jasna)w naszym społeczeństwie jest dalej
przynoszenie łupu do domu- teraz już nie mamuta, a pieniędzy, a
kobiecą kwoczenie nad dzieciątkami i oporządzanie pana domu. A ja
się z tym zdecydowanie nie zgadzam. Robienie sobie z kogoś
niewolnika, bo ma się penisa, jest żenujące i poniżej wszelkiej
krytyki. A mówienie nie będę gotował, bo to babskie, jest co
najmniej...głupie. Mówię wszem i wobec, panie i panowie- jesteśmy
partnerami. Nie zaprzeczam, pewne rzeczy częściej jest łatwiej
zrobić mężczyźnie, inne kobiecie, to się zdarza. Co jednak nie
znaczy, że pomimo tych predyspozycji te rzeczy są zakazane. Kiedyś
sądzono, że tylko mężczyzna może się uczyć, ma do tego
predyspozycje. Moim zdaniem, Maria Skłodowska – Curie utarła nosa
wielu wyznawcom takiego poglądu, a na uniwersytetach dziś często
dominują panie. I tu pewnie wkraczam w zakazany gender, ale, nie o
to się tu rozchodzi. Tylko o zwykłą, ludzką logikę.
Kobieta jest kobietą i dobrze,
mężczyzna jest mężczyzną- i też dobrze. Jedno i drugie może
pracować w przedszkolu, chociaż społeczne stereotypy mówią co
innego. Mniejsza o nie. Chodzi mi o rzecz bardziej prozaiczną-
panowie i panie, ogłaszam wszem i wobec- penis nie jest
wytłumaczeniem lenistwa. I nie, wbrew pozorom nie odbiera nam
rączek! Możemy sami się obsłużyć i uprasować sobie koszulę.
Oczywista oczywistości jakoś nie widzę w tym nic kobiecego. Każdy
człowiek powinien, bez względu na bycie facetem, kobieta czy
hermafrodytą umieć „zrobić dookoła siebie”, co tłumaczę też
moim siostrom, czasem brutalnie- nie będę wam wiecznie prał gaci,
same się nauczcie. Po prostu nikt nie powinien wyręczać się
innymi. To chyba sedno całego mojego przydługiego i przynudnawego
wywodu. Zawsze powinniśmy działać na tyle, na ile pozwalają nam
nasze możliwości i nie ma od tego wymówek. Jasne, są osoby, które
wyręczać trzeba w pewnych rzeczach- ale to sporadyczne przypadki.
Taki przeciętny, stereotypowy Kowalski niech nieraz ruszy tyłek
sprzed telewizora i też przewinie to dziecko albo obierze ziemniaki.
Korona mu z głowy nie spadnie. Chyba, że korona niedojdy życiowej
albo pasożyta.
Najczęściej na stereotypowy podział
ról w domu skarżą się kobiety i nic dziwnego. Nikogo nie
oceniając- wiem, że płeć męska lenistwem i niezdrowym
testosteronowym przerostem ego nieraz przesiąknięta jest.
Ale...jedna rzecz mi się nasuwa. Ktoś tych macho co talerza do
zmywarki nie odniosą wychowuje. Takie rzeczy wynosi się z domu, mam
takie wrażenie. Jednak, mimo wszystko, czym skorupka za młodu
nasiąknie...
Tak samo, jak wielkich macho którym
pralka śmierdzi, wychowuje się te "poddane kobietki", które uważają,
że gotowanie jest niemęskie. Co ciekawe, mam wrażenie, że taka
kobietka po jakimś czasie, jak już urodzi się dziecko a on będzie dalej rozrzucał skarpetki po całym domu, będzie miała za złe
seksistowski podział ról. Zwłaszcza, gdy oboje będą pracować a
w domu myć podłogi będzie tylko ona. My, faceci, jesteśmy nieraz
rozpieszczani, a cóż, podatny na to jest każdy. Co nas oczywiście nie usprawiedliwia ani trochę.
I tą refleksją skoczę lepiej tą
nudną jak moja praca dzisiaj pisaninę i pójdę ugotować sobie
budyń. Wiem, że mężczyzna je tylko pszczoły a nie słodkości..ale
co tam, i tak nie mam już mentalnie testosteronu, wczoraj robiłem
pranie.
A muzycznie dzisiaj? Niech będzie
całkowite oddalenie od tematu. Bo piękna PJ jest dobra zawsze i
wszędzie. Zwłaszcza dobra na „niezdecydowane dni”
No dobra, jeszcze jedna myśl. Wszystko jest ok, jeśli obu stronom naprawdę układ pan- służebna pasuje. Chociaż mi osobiście kojarzy się to z hardym bdsm bardziej...ale zostawiając moje perwersyjne myśli w spokoju- jeśli układ pewnego rodzaju pana i władcy któremu podaje się kapcie i matki polki pod piecem grzejącym odpowiada, to też super. Wszystko fajnie, póki nikt nie jest do tego zmuszany i wychodzi to z jego własnej, wcale a wcale nie zindoktrynowanej woli. Nikt nie powiedział, że tak nie może być- bo właśnie może. Ludzie mają różne potrzeby życiowe...i na tym dzisiaj jednak zakończę.
Twój wywód (długi, ale wcale nie nudny) aż przypomniał mi o uwielbianym przeze mnie pewnym panu Alexandrze, który to poglądy miał podobne. Twierdził, że chce z wszystkich osób z grupy zrobić feministów (bo on sam jest, ale nie takim, że panie lepsze od mężczyzn, ale że wszyscy równi, kobieta nie gorsza i nie musi wcale być taką kurą domową, jeśli nie chce). Ja się podpisuję rękami i nogami pod tym, co napisałeś. I pozdrawiam znad miski budyniu śmietankowego - właśnie jem XD.
OdpowiedzUsuńfeminista to ciekawe określenie, ale ja zasadniczo...jakoś go nie używam. w naszej otoczce hasłowania wszystkiego bywa...śliskie jak mydło upuszczone pod prysznicem w więzieniu. naprawdę XD
Usuńi mam nadzieję, że smakował, jak mój XD
hasło nie hasło, czasem trzeba i takich słów używać, bo skończymy na wymieniu wszystkich wyrazów na "wihajster" albo "tentegować", chcąc być mniej śliskimi XD.
Usuńsmakował, na mój żołądek zjeść cały to w sumie wyczyn XD.
aj tam, nie czepiaj się, powinnaś wiedzieć, że ja mam z określaniem dosadnym problemy XD
Usuńwichajester to bardzo dobre słowo, tak samo jak dynks XD
a ja lepiej się nie chwalę, co musiałem jeszcze zjeść po budyniu xD
Dałeś mi do myślenia :)
OdpowiedzUsuńcóż, to chyba dobrze:)
UsuńMój Rodziciel przejął obowiązki pana domu, kiedy miałam siedem lat (mama mieszka i pracuje za granicą) i właśnie tym potwierdził swą męskość. Pokazał, że stereotypy nic dla niego nie znaczą, a prawdziwy facet powinien radzić sobie w każdej sytuacji. Zresztą kucharzem jest znakomitym, wyrobił się przez lata, choć zaczynał od rozpuszczonej w wodzie kostki rosołowej z dodatkiem pietruszki i marchewki xd
OdpowiedzUsuńA jaka jest Twoja specjalność? :)
cóż, zatem brawa dla twojego taty ( w ogóle, tak logicznie, nie żebym się czepiał- ale można o ojcu mówić rodziciel, skoro on nie rodzi, technicznie tak?XD). brawa nie dlatego, że gotować już umie i steretypów się nie boi, ale dlatego, że daje sobie radę. bycie rodzicem z drugą połówką za granicą nie należy chyba do najłatwiejszych. no, ale nie wiem, ojcem jeszcze nie jestem XD
Usuńbo tak naprawdę stereotypy nic nie powinny znaczyć. ale bardzo kochamy te szufladki w głowach, jakby nie było:)
i hm...w sensie, specjalność kuchni, tak? trudno wybrać. szczerze...dobrze wychodzi mi mięso królika i zabrzmi to jak kanibalizm jakiś utajony XD ale no nie wiem. ostatnio przerabiam kuchnię japońską, przedtem była tajska, wietnamska ( inspiracja podróżą te dwie ostatnie, pewnie jak wrócę z Indii, to będę gotował stale curryXD). powiedzmy, że tradycyjne rzeczy w domu gotuje babcia, ja gotuję...dziwactwa z różnych stron świata, o:) i absolutnie nie wychodzi mi pieczenie ciast. żartuję nieraz, że Sisi rzuciła na mnie urok, żebym jej chociaż tego w kuchni nie odbierał:)
Też się kiedyś nad tym zastanawiałam... Technicznie się nie powinno, ale ja używam tego terminu jakby na przekór xD Myślę, że teraz jest mu łatwiej, przynajmniej trochę. Chociaż nadal potrzebuję pomocy fizycznie w dużym stopniu, to mentalnie zarówno ja jak i mój brat jesteśmy ludźmi dorosłymi, mamy swoje życie. Najcięższe zdecydowanie za nim - nastoletnie bunty ze strony nas obojga oraz mój okres dojrzewania, gdzie zdecydowanie przydałaby się kobieca ręka. Podołał i chwała mu za to :)
UsuńLudzie kochają stereotypy, bo dzięki nim mogą mniej myśleć, taka jest moja teoria :D
Mmm... uwielbiam kuchnię świata. Moją ulubioną jest włoska, a zaraz po niej francuska. Do indyjskiej mam uraz, bo niedawna wizyta w restauracji skończyła się sensacjami, że tak powiem, a tajskiej jeszcze nie próbowałam :)
a, rozumiem, to takie osobiste określenie, gramatyka, logika i inne takie nie mają tu nic do rzeczy:) i jasne, jak dzieci dorastają, zawsze jest łatwiej:) mam pod swoją opieką dwoje nastolatków, wiem, co to za piekło XD
Usuńi cóż...ja się cieszę, że moja najmłodsza siostra ma też starsze siostry i babcię i to nie ja musiałem ją edukować na temat tamponów i tak dalej xD
urazy kulinarne rozumiem. nigdy w życiu nie tknę ketchupuXD
co za baba! heh, dziwna chyba jest co? w życiu bym nie powiedziała, że gotowanie jest niemęskie! zwłaszcza, że od jakiegoś czasu panuje przekonanie, że to właśnie faceci są lepszymi kucharzami! owszem, ja lubię gotować, więc gdyby mój luby, nie potrafił, nie byłoby mi z tym źle, jednak na pewno to miłe, kiedy i ktoś dla nas gotuje i chciałabym, że to właśnie i on rozpieszczał moje podniebienie. i widzisz tu się z Tobą zgodzę, że każdy powinien koło siebie umieć zrobić najpotrzebniejsze rzeczy, bo jesteś sam, to nie zjesz obiadu? a co ja mam zrobić jak nie mam faceta i żarówka mi się przepali? nie wymienić jej, bo to męskie zadanie? to są trochę takie absurdy. i miło mi się zrobiło, jak czytałam, że to lubisz! bo gotowanie jest naprawdę fajne! i np. kiedy mój młodszy brat wziął się za naukę gotowania, wydzwaniał do mnie po moje przepisy, to mnie to naprawdę cieszyło!
OdpowiedzUsuńtak, tak masz rację z samotnością. ale tak poczułam taką nostalgię czytając Twój wpis. zgodzę się z tym, że każdy jest w jakiś sposób samotny, i trzeba umieć spędzać samotne momenty.
hehe, możliwe, bo jak widzę rozpisać się umiesz. niestety ten stereotyp alkoholika jest bardzo zły w naszym raju.ale niektórzy w taki sposób tłumaczą samego siebie i tyle. widzisz, np. przyjaciel mojego taty miał z tym problem, był na odwyku. on facet z własną firmą dobrze prosperującą, a mówił, że na tym odwyku spotkał głównie ludzi dobrze ustawionych, adwokatów, lekarzy... więc i takim osobom się zdarza...
po obronie skuszę się do tej akurat książki, a inne mogą być co najwyżej następne ;)
pracujesz w laboratorium? można wiedzieć w jakiej dziedzinie? ;)
owszem, dziwna, jak mówiłem już- ja tam się jej boję XD i właśnie też nie rozumiem tego podejścia, w ogóle, niemęskie gotowanie, czynności męskie i kobiece..paranoja jakaś totalna.
Usuńtak, do żarówki wzywajmy elektryka XD
um, nostalgię? a to dlaczegóż?
i owszem, jestem pisarskim gadułą, stety albo niestety.
i to właśnie smutna prawda. jest wielu, ale przecież to nie ten pan spod sklepu...także no, po co mu odwyk i tak dalej.
obrona? czyli też inżynier?XD bo zakładam, że zimowa obrona, tak?
i częściowo tak:) powiedzmy, że zajmuję się tym, czym powinienem, czyli ochroną środowiska:)
hehe, aż taka straszna jest? to nie brzmi dobrze, że facet się boi kobiety, i nie chodzi mi o ubliżanie Tobie, ale o to, że ta kobieta musi być naprawdę potworna i pewnie przez to ma też smutne życie :P
Usuńmoże ona tak została wychowana? a świata nie potrafi zweryfikować?
no to pomyśl jaką miałam katastrofę, jak ostatnio w ciągu 3 dni, 3 żarówki spaliłam ;) świat mi się powinien zawalić! ;)
nie wiem, jakoś tak gdzie ją wyczytywałam między wierszami, ale w sumie to stwierdziłam po Twoim pierwszym wpisie, po tym już nie, więc może to tylko tamten wpis? zresztą wiesz, nasza blogowa "znajomość" dopiero się zaczyna, więc niewiele mogę jeszcze stwierdzić o Tobie ;)
dobrze się czyta Twoje wpisy, więc stety ;)
obrona tak, zimowa tak, ale nie inżynier, a magister ;) moja magisterka po prostu trwała 3 semestry, rozpoczęłam ją w październiku 2012, więc teraz się już kończy ;)
tak myślałam! to fajnie! fajnie, że udało Ci się znaleźć pracę, mam kumpelę po ochronie i od roku pracy znaleźć nie może w zawodzie, chociaż powiem szczerze, że trochę mam wrażenie, że szuka tej pracy, jakby znaleźć jej wcale nie chciała
w moim mniemaniu potworna jest na pewno XD ale, słyszałem, że ponoć mamy tendencję do kochania się w zołzach, więc może nie jest aż tak stracona w przedbiegach XD
Usuńi to też jest możliwe. nie mi człowieka oceniać, ma prawo do własnych przekonań niby zawsze:)
3 żarówki? czy ty masz sprawną instalację?XD
i to prawda, jeszcze mamy czas, żeby się um "poznać":) i w drugą stronę działa to podobnie:)
o, magister? to my też mieliśmy 3 semestry, ale jak widać, troszkę inaczej to czasowo nam rozłożyli, bo ja broniłem się w czerwcu. czy w lipcu. no, w każdym razie latem:) to powodzenia życzę:)
i wiesz co, ja się nie dziwię, że pracy nie ma. u mnie po oś pracę na 80 osób kończących w zawodzie ma 5-6 osób. jestem po prostu szczęściarzem.
Na prawdę wyszydełkowałeś sobie ocieplacze na palce u stóp? Mistrz. Nawet ja będąc kobietą w życiu bym na to nie wpadła.
OdpowiedzUsuńWszyscy kochamy stereotypy i generalizowanie. Ah Ci kochani ludzie <3
Dodam, że nawet ja - nie umiem NIC ugotować. Jestem kobietą i co teraz? Za to mój 16letni brat potrafi ugotować obiad dla czteroosobowej rodziny. Mało tego, przez całe ferie jak zdarzyło mu się wcześniej wstać ode mnie (czyli codziennie) - na stole stało przygotowane przez niego śniadanie. Masakra ;/
Usuńowszem, wyszydełkowałem, w ślicznym żółto-niebieskim kolorze, mam nawet gdzieś zdjęcia XD i no co, pod gipsem gorąco, a to jakoś jesień była, było mi chłodno w paluszki jak nawet buta nie można było założyć XD
Usuńi owszem, lubimy szufladki. ciekawostka przyrodnicza- ponoć ułatwiają życie:)
to tak jak moja siostra. jedna z sióstr, no. pierwszy rok studiów, do kuchni jej nie wpuszczamy, bo boimy się pożaru, powodzi, harakiri albo innych katastrof z bombą atomową włącznie XD po prostu, jak widać, nie płeć determinuje, kto do czego jest stworzony:)
ale wiesz...parówki chociaż naucz się gotować XD
Tak odnośnie sytuacji na Ukrainie :p
UsuńNapisałam dokładnie to samo na temat szufladkowania (tylko dużo dłużej xd), ale skasowałam bo stwierdziłam, że pewnie nie trzeba Ci tego tłumaczyć i jak widać miałam rację ha!
No wiesz co!? Dajcie jej szansę, a nóż widelec uda jej się przebić pod względem kulinarnym was wszystkich! :D
Człowieku, ja nawet herbaty nie umiem zaparzyć... nie no, przesadziłam, ale kiedyś jak chciałam ugotować parówki, to sobie o nich zapomniałam i zasnęłam w między czasie. Nikogo nie było w domu i dobrze, że ktoś zadzwonił na telefon i mnie wybudził. Wchodze do kuchni - woda wyparowana a garnek w płomieniach. Na szczęście nic się nie stało większego. Trochę mam uraz, ale trzeba się będzie wziąć za siebie ;o
no..nie o Ukrainę wtedy chodziło, ale mogę teraz też coś w tych kolorach wyszydełkować, a co, niech się kojarzy XD
Usuńhm. czyli można rzec, strumień myśli mamy w tym względzie spójny:)
daliśmy jej szansę. widziałaś, żeby ktoś kiedyś gotował jajka tak długo, aż zmiękną? ja widziałem. i widziałem efekty XD my nawet nie tyle daliśmy jej szansę, co chcieliśmy nauczyć. no wołami do kuchni nie zaciągniesz już teraz XD i może lepiej, spokój jest XD
hm...parzenie herbaty, jeśli mówimy o prawdziwym parzeniu, a nie zwykłych ekspresówkach to wbrew pozorom wcale nie taka prosta sprawa :> czyli, pod tym względem jesteś jak moja Ida XD nic, tylko czekać, aż jajka zmiękną XD (podpowiem ci- nie mięknąXD)
Haha no to czekam na Twoje nowe dzieła.
UsuńO kurczę... Jestem ciekawa efektów i też spróbuję. Albo nie, jeśli ma to się skonczyć w taki sposób, jak z moimi kiełbaskami :(
Nie no akurat z tym parzeniem herbaty się zagalopowałam, bo akurat nie pijam innej, jak właśnie takiej parzonej z listków, więc można powiedzieć, że sztukę parzenia mam dość fajnie opanowaną xd
najlepiej wychodzą mi laleczi na szydełku XD
Usuńczyli, widzisz, parzenie pierwsza klasa jednak, nie jest aż tak źle:)
:) U mnie w pracy też jest znacznie więcej kobiet, na szczęście panie nie są jedyne na obiekcie, gdyż z doświadczenia wiem, że to chaos i ploty. Zawsze lepiej pracowało mi się z mężczyznami, są konkretniejsi. Na szczęście kierownikiem główny jest samiec.
OdpowiedzUsuńKawa. - Moja soma.... *_* Najulubieńsza w rodzaju Mocca. Próbowałeś?
Też mam taką Potwornicką w pracy. Mała, ruda, złośliwa i pyskata.
Eeee.. że hę? Mój ojciec jest z zawodu i zamiłowania kucharza Oo
No, facet, aleś się zbulwersował O_O Dla odmiany z mojej strony, powiem, że mnie bardzo często przypisuje się posiadanie jaj XP
widzisz, ja tak tego nie odczuwam może, bo jestem facetem, secundo- mamy mały zespół. nie ma co knuć intryg et cetera:)
Usuńowszem. mam wrażenie, że próbowałem każdej kawy, w tym kawy z chilli, kawy miętowej, kawy pistacjowej...XD
o widzisz, to według mojej potwornickiej jest niemęskiXD
ano, zbulwersowałem, bo nie lubię szufladek, szufladkom mówię nie XD
Też mam mały zespół, a czasami mogę się dowiedzieć o sobie nietypowych rzeczy. Widzisz... sława wyprzedza mnie samą XD
Usuńcóż, jesteś więc przypadkiem szczególnym XD
Usuń