niedziela, 26 stycznia 2014

"nic nas tu nie trzyma", czyli o podejmowaniu decyzji i strachu przed nimi przemyślenia

-Zosia wylatuje 11 lutego. Wiesz, praca typowo „na Janka”, poszuka czegoś w Londynie.- to zdanie smakował tak samo gorzko, czy wypowiedziane w domu, czy podczas weekendowego wyjazdu na narty.- Wiesz, ja ją rozumiem, bo co ją tutaj czeka? Pół roku na bezrobociu, ma już dosyć.
-No tak, jasne. Ale nadal szkoda. Najpierw Paweł, teraz Zośka, potem wy..
-No tak, my też, ale do tej myśli masz szansę przywyknąć, bo wyjdziemy za jakieś dwa, trzy lata, jeśli w ogóle dostaniemy wizę. Wiesz, jak trudno dostać wizę do Nowej Zelandii?
-Nie wiem, nie próbowałem, stary, nie pracowniczą. Ale też szkoda. Będę tęsknił
-Bez sentymentów tutaj, Kordian. Znając ciebie, to będziesz nas odwiedzał nawet na tym końcu świata. A nas też tu nic nie czeka. Nic nas tu nie trzyma, oprócz przyjaciół .A to widzisz, ta decyzja, daje nadzieję.

„Nic nas tu nie czeka. Nic nas tu nie trzyma”. Ile razy to słyszałem w ciągu życia? Szczerze przyznając- ja mam szczęście. Kończąc dwa kierunki studiów, w jednym zawodzie znalazłem pracę. Pracę, którą lubię. Drugi zawód mogę realizować z doskoku, jako pasję, najprawdziwszą, płynącą z serca. Ale zawsze byłem szczęściarzem. A nie każdego los może tym, jak widać, obdarzyć. Nie będę tutaj się rozwodził nad stanem gospodarki kraju, nie jestem w tym kompetentny. I ja osobiście nie mogę narzekać, chociaż, musiałem nieraz podejmować dziwne zadania pracownicze, żeby rodzinę utrzymać. Nieraz z trudem się wiązało koniec z końcem, wiecznie to zagraża. Ale nie o tym miałem. Nie mi oceniać cudzą emigrację, sentyment czy wartości patriotyczne ( patriotyzmu na pewno nie może ocenić człowiek, który uznaje się za obywatela świata). Mogę mówić tylko o własnych decyzjach i wyborach.
Właśnie- bo wszystko do podejmowania decyzji się sprowadza. Wóz albo przewóz.

Nic nas tu nie czeka- decyzja podejmowana logiką.
Nic nas tu nie trzyma- o tej decyduje już serce.

Sam musiałem dwa razy w życiu zdecydować- wyjechać, czy zostać? Co jest ważniejsze? I, nie chodzi tu już nawet o emigrację. Ale o to, że musimy wybrać jakąś swoją dalszą życiową drogę. Jedna rzecz, która może zaważyć na wyglądzie tego, co będzie nas czekać. Tego, co nas dotknie. Tego, jak będziemy trwać w tym świecie ( będziesz żyć, czy tylko istnieć?). U mnie dwie najważniejsze decyzje w życiu, póki co, wielkie kroki właśnie, wiązały się z wyjazdem. Zostać, kochać dalej to, co tutaj jest, czy porzucić to, co jest tutaj, prawie nieodwołalnie. Dwa wielkie kroki, które musiałem przeżyć, nie suma wielu malutkich decyzji, malutkich kroczków. Dwie historie.

-Panie Kordianie, mam dla pana wspaniałą informację. Propozycję nie do odrzucenia. Konserwatorium w Wiedniu chce pana! Tak, właśnie pana! Dostaje pan stypendium! To rzadka okazja, ale z pana talentem, panie Kordianie, to nic dziwnego! To co, kiedy mogę podać termin pana przyjazdu?”
-Profesorze...ja muszę to przemyśleć.
-Pan oszalał, panie Kordianie! Jak to przemyśleć?! Przecież dla muzyka to niepowtarzalna szansa!
-Nie oszalałem,naprawdę, to nie takie łatwe.
(parę dni później)
-Nie jadę, panie profesorze.
-Pan wie, że taka szansa więcej się nie powtórzy?! Pan to wie, że pan marnuje swoje życie, swój talent?! Będzie pan żałował, pan jest wariatem!
-Możliwe, panie profesorze. Ale bardziej będę żałował, jeśli pojadę. Całe życie będę miał wyrzuty sumienia.
-Co się z panem dzieje, panie Kordianie?
-Moja mama choruje. W ciągu roku, dwóch, najprawdopodobniej umrze. Nie mogę jej zostawić, nie mogę zostawić mojego rodzeństwa. Teraz pan rozumie, panie profesorze?


-Kordian, jedź ze mną. Nic nas tu nie czeka. A tam bez problemu dostaniemy pracę! Ja dostanę pracę, rozumiesz?
-Anka, to nie jest takie łatwe. Przecież wiesz, że nie mogę ich zostawić. Nie teraz. Daj mi pół roku, rok.
-Nie mogę czekać. Jeśli mamy jechać, to teraz. Jeśli ja mam jechać.
-Ale teraz nie mogę.
-Więc jadę sama.
-Rozumiem...więc poczekasz tam na mnie? Wiesz, że przyjadę, tylko daj mi trochę czasu. Muszę pozbierać parę rzeczy, muszę zamknąć pewien rozdział, zanim my zaczniemy kolejny.
-Nie, Kordian, nie rozumiesz. Ja jadę. To koniec.
-Koniec?
-Wypierdalaj z mojego życia, jeśli nie chcesz go ze mną dzielić tu, teraz i natychmiast, jeśli stale ktoś jest ważniejszy. „

Zostałem. Za każdym razem ,zostałem. Pierwszy raz był łatwiejszy. Bo w opozycji do serca stała tylko logika i może miłość do muzyki. Ponoć, żeby w tej dziedzinie coś osiągnąć, trzeba być wariatem i nie mówić- „to tylko miłość do muzyki”. Może dlatego nigdy nie będę znany jak Paganini, ale to nie ma znaczenia. Drugi? Serce kontra serce. Czy człowiek może wybrać, kogo bardziej kocha, o kogo musi bardziej dbać? Czy to w ogóle możliwe? Ale nie ma sensu już się nad tym rozwodzić.
Życie nie jest usłane różami. Zawsze musimy podejmować decyzje i nigdy nie wiemy na pewno, jakie mogą mieć konsekwencje. Czy to te malutkie, codzienne, nawet to, co zjeść na obiad, czy te wielkie skoki na głęboką wodę. Ale już w antyku mówiono, że nie ma co się bać wielkiego kroku- bo nie pokona się przepaści dwoma małymi.
Nigdy nie wiemy, jak bardzo i co nas dotknie. To wydaje się być ogromnym ciężarem, wydaje się przerastać człowieka. Właśnie w takich momentach, gdy wiemy, że decyzja, ta czy inna, zaważy na całym naszym życiu. Wydaje się być. Ale nim nie jest. Jak to? Ano tak to. Nie jest . To po prostu element życia, a i ono nie powinno nam ciążyć.
Często słyszałem pytanie, czy żałuję. Czy żałuję, że nie wyjechałem na stypendium. Być może teraz grałbym w Operze Wiedeńskiej ( to nadal wątpliwe, ale nie niemożliwe). Być może żyłbym w inny sposób. Ale czy byłbym szczęśliwym człowiekiem? Zarabiając na pasji, będąc znanym i bogatym muzykiem- czy byłbym szczęśliwy? Możliwe. Ale tak samo możliwym byłoby to, iż do końca życia miałbym wyrzuty sumienia. Że nie zostałem z chorującą matką. Że zostawiłem niepełnoletnie rodzeństwo pod opieką starzejących się coraz bardziej dziadków. Owszem, mógłbym się łudzić że pieniądze wystarczą, że im to zrekompensuję, te dni pełne bólu beze mnie...mógłbym. I może nadal byłbym szczęśliwym człowiekiem. Ale nie ma co gdybać- bo nim jestem. Tak, mam odwagę mówić, że jestem szczęśliwy, pomimo chwil melancholii, smutku, które dotykają każdego, jestem szczęśliwy, w ten spokojny, dobry sposób.
I nie żałuję. Bo mogłem spędzić ostatnie lata z tak ważnym w moim życiu człowiekiem, jakim była moja mama. Bo mogę widzieć, jak moje rodzeństwo dorasta, mogę być przy nich. I mogę kłócić się stale ze swoją babcią, że z tą kolejną szklaneczką ginu z tonikiem to już tym razem przegięła.
Drugiego razu też nie żałuję. Może z innych powodów, może dlatego, że dzięki temu spadły mi klapki z oczu. To naprawdę dobrze, że się nie ożeniłem.
Nie mogłem powiedzieć „ nic mnie tu nie trzyma”. Bo jeszcze teraz, trzyma aż za wiele. Wiem, że noszę w sobie duszę koczownika, potrzebuję podróży, nowości, nowego tchnienia. Byłbym idealnym emigrantem. Wszędzie czuje się jak w domu ale...ale tam dom, gdzie serce twoje. Ci, których kochamy. Być może kiedyś wyjadę i nie będę się bał, że nie mam dokąd wrócić. Bo nie o to chodzi. Wszystko sprowadza się póki co do martwienia o tych, do których wrócić można. Do troski i czułości. Mnie jeszcze trzyma tu aż za wiele, nie potrzebuję wyjazdu z powodu finansowego, ale duszy. A dusza może poczekać. Póki tu czuje się potrzebna i szczęśliwa.
Nie możemy wyjaśnić powodów miłości. Poczucia obowiązku wobec kogoś. Ale możemy się nimi kierować. Tak samo jak możemy kierować się logiką i wyjdzie tak samo dobrze. Zdaje mi się, że w życiu chodzi o to, żeby nie żałować. Nigdy i niczego. Jak to? Po prostu. Jeśli coś się stało, nie ma sensu gdybać, rozdrapywać ran. Tworzyć scenariuszy w swojej głowie, „co by było gdyby”. To ludzkie, jasne. Ale to też doprowadza do szaleństwa. Wybory są wyborami, nie cofniemy ich- i tak samo nie możemy się ich bać. Jesteśmy ludźmi, nawet, jeśli popełnimy błąd, nie zawrócimy go, ale możemy go naprawić późniejszym czynem, ruchem. To nie szachy, w których przegrywamy nieodwracalnie. To życie, którego nie przegrywamy nigdy, póki walczymy i wierzymy. I póki doceniamy to, co mamy.
Doceniam to, co mam. W moim życiu jest dużo śmichu, małych i wielkich radości. Zawsze wierzę. Mam nadzieję, niepoprawny optymizm wylewa się aż uszami. Nie żałuję decyzji, bo tych żałować nie sposób. Jestem człowiekiem szczęśliwym, gdy widzę uśmiechnięte twarze. Gdy widzę drobne przyjemności doczesnego życia. I nie, to nie żadna afirmacja, li i jedynie :)
Żadna decyzja nie jest błędem, jeśli umiemy iść dalej tą drogą, na którą się zdecydowaliśmy. A nawet, jeśli droga wydaje się być nieodpowiednia dla nas, możemy stworzyć kolejną.. Wytyczyć. Dlatego nie można się bać decyzji, wyborów. To one kształtują życie. Jeśli się ich boimy- przestajemy żyć i drżymy jak myszki w kącie. Gorzkniejemy. Czy ktokolwiek z nas tego chce? Wątpię w to szczerze. Nie rozumiem czasem tego życiowego strachu. Teraz już nie rozumiem, kiedyś...kiedyś było inaczej. Ale teraz wiem, że można po prostu żyć. Cieszyć się z tego, co nas spotyka, doceniać rzeczy z pozoru złe i bolesne- o też nas uczą. Bo cokolwiek nas nie dotknie, jakiekolwiek konsekwencje tego, co tworzymy- zawsze możemy się podnieść, naprawić to i owo. Życie nigdy nie będzie idealne, nie ma wyjątkowej drogi, która nas życiowo zbawia. I to też jest klucz. Nie oczekujmy ideału, a może pozbędziemy się strachu.

I wszystkim, którzy podejmują wszelakie decyzje życzę, aby nigdy nie żałowali, cokolwiek z tego nie wyniknie. Nie żałowali tego, że nie zostali, tego, że zostali bo coś było istotniejsze. Nie żałowali że wybrali to a nie co innego. Przede wszystkim życzę i wszystkim i sobie samemu- żebyśmy się nigdy nie bali. Nie bali się zrobić tego albo tamtego wielkiego kroku, tak, by nie spadać w przepaść. Nie żałowali, że próbowali walczyć o siebie. Bo tak naprawdę, nie ma nic ważniejszego. Walczyć w tym dobrym ,a nie gniewnym sensie. O siebie i o tych, których się kocha. 

I na koniec rzecz, od której nie mogę się uwolnić. Chyba nawet tu pasuje. 


25 komentarzy:

  1. Ja pewnej decyzji bardzo żałuję, to jeden z powodów mojego załamania. Muszę się z tym pogodzić, oswoić, a potem - mam nadzieję - będę mogła podpisać się pod Twoimi końcowymi słowami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i ja też mam taką nadzieję. do wszystkiego potrzebny jest czas, może on jest tu kluczem- powala się właśnie oswajać, zabliźniać ranom:) oby było coraz lepiej:)

      Usuń
    2. Czas ponoć leczy rany, ale przede wszystkim pozwala spojrzeć na wiele sytuacji z innej pespektywy.

      Usuń
    3. to prawda.jak to było powiedziane, "złe rzeczy nie mijają, ale się oddalają. z czasem są coraz mniej wyraźne, jak widziane przez zmrużone oczy albo grube szkła". może to grube szkło czyni nas mniej czułym na to, co było:)i cóż, nawet niemetaforycznie, z daleka zawsze widać więcej:)

      Usuń
    4. Metafory mogą naprawdę wiele powiedzieć. Tak w temacie: "Jeśli pośród naszych wszystkich dróg, pośród nieskończonych tras gdzieś istnieje jeden wieczny bóg, to na imię ma on czas" :)

      Usuń
    5. o, tego nie znałem, podoba mi się:)
      i zdaje mi się, ze metafory po prostu bardzo często ujmują to, czego w inny sposób powiedzieć nie można. bo dosłowności w pewnych sprawach są z góry skazane na porażkę.

      Usuń
    6. Szkoda, że mnóstwo osób nie rozumie subtelności i bez zastanowienia wali z grubej rury...

      Usuń
    7. a wiesz, mi się zdaje, że czasem jednak walenie z grubej rury bywa przydatne. w niektórych sytuacjach to wręcz...lecznicze, ale właśnie-w niektórych. utopią byłoby, gdybyśmy wszyscy jak jeden mąż mieli to wyczucie sytuacji, jak, gdzie, kiedy, jak do kogo podejść, w jakim momencie...ale no nie da się, żyjemy jednak w realnym świecie.

      Usuń
    8. Nie da się, poza tym ideały byłyby jednak nudne, co by nie mówić :P Niemniej chylę czoła przed ludźmi obdarzonymi wyczuciem :)

      Usuń
    9. ja tez. bo mi go brakuje, zdecydowanie, przez co bywam człowiekiem-żenadą XD

      Usuń
    10. Opierając się na blogowych wpisach i naszej rozmowie, powiem tylko: bez przesady :D

      Usuń
    11. nie przesadzam, nie przesadzam, potrafię się wykazać niesamowitym brakiem wyczucia, niemożnością zrozumienia aluzji et cetera, co naprawdę prowadzi do komicznych, tudzież nieprzyjemnych sytuacji.

      Usuń
    12. Założę się, że nad tym pracujesz, mając taką świadomość. Ja jestem bardzo wyczulona na tym punkcie, ale też muszę uważać. Lata treningu, a co najmniej dwa razy tyle przede mną :)

      Usuń
    13. Założę się, że nad tym pracujesz, mając taką świadomość. Ja jestem bardzo wyczulona na tym punkcie, ale też muszę uważać. Lata treningu, a co najmniej dwa razy tyle przede mną :)

      Usuń
    14. Założę się, że nad tym pracujesz, mając taką świadomość. Ja jestem bardzo wyczulona na tym punkcie, ale też muszę uważać. Lata treningu, a co najmniej dwa razy tyle przede mną :)

      Usuń
    15. pracowanie pracowaniem, ale pewne rzeczy i wrodzona głupota nie są nieraz do przeskoczenia :) i cóż...można rzec nawet, całe życie na nauki nieraz nie starczy :)

      Usuń
  2. Podziwiam. Ogromnie podziwiam za tak rozsądne decyzje i jeszcze bardziej podziwiam, że cieszysz się z nich tak naturalnie, bez wymuszenia. Mój ojciec też jest muzykiem. Nie z zawodu. Po prostu kochał to od dziecka. Jest samoukiem a na chwilę obecną gra w dwóch odnoszących sukcesy w całej Polsce zespołach i jest z tego dumny. Wyszło to przez przypadek, więc - jeszcze nic nie jest skreślone. Czasem coś dzieje się w kilka sekund i w najmniej oczekiwanym momencie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tu nie ma wielce chyba co podziwiać, każda z tych decyzji byłaby dobra na swój sposób. kwestia, to znaleźć to, co jest "dla nas".
    u mnie zaczęło się od nauki. gram od 5 roku życia, więc cóż...można rzec,że to nauka, na bardzo wyboistej drodze zrodziła pasję:) i wiem, że wszystko nadal można, pewnie, że tak:) tylko czasem się zastanawiam, czy jeszcze tak bardzo mi zależy akurat na tym, żeby zostać drugim Paganinim albo zagrać na Rock am Ring z zespołem:) czas pokaże:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja gram od 5 lat na gitarze, ale nigdy jakoś nie marzyłam o tym, by zostać kolejnym Frusciante :p Znalazłam pasję w fotografii i chciałabym to jakoś połączyć z pracą zawodową. Nie studio, bo to nudne, ale może jakaś fotografia reklamowa etc. Się zobaczy.
      Skoro się zastanawiasz, to chyba już o czymś świadczy i może samo w sobie powinno być odpowiedzią. Choć może nie koniecznie.

      Usuń
    2. widzisz, ty nie marzyłaś, bo może od dziecka ci nie wpajano, że jesteś muzycznym geniuszem i nie "tresowano" cię, aby tym geniuszem być. mi to przypadło w udziale, stet albo niestety, bo te piękne rzeczy związane z muzyką też później się zjawiły:) i właśnie dlatego się zastanawiam. bo to, co robię już teraz, daje mi wielką satysfakcję. i nauczyłem się, że nadmiar ambicji też jest szkodliwy:)
      i cóż, powodzenia w fotografii:) jedna z moich sióstr ma podobne marzenia:)

      Usuń
  4. Zdradzę Ci, że poruszyło mnie to, co napisałeś, bo jakby nie patrzeć, historia z Mamą jest prawie identyczna jak moja z Tatą. I też posiadam takie... Nie wiem, wartości, uczucia w sobie, które nie pozwalają mi uciekać za granicę. Teraz wszystkie moje plany, marzenia są dopasowywane do tego, co mnie TUTAJ czeka. I wcale nie żałuje, wcale nie jest mi szkoda, że tu zostaję. Bardziej mi chyba żal wszystkich przyjaźni, które się osłabły przez wyjazdy i utrzymują się tylko za pomocą facebooka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli po prostu, każdy ma inne determinanty zachowania. i może dobrze, inaczej świat mógłby stanąć w miejscu.
      w sumie, można się cieszyć, że ma się plany i to nawet całkiem krystaliczne. znasz już chociaż miejsce:)

      Usuń
  5. Zazdroszczę Ci tej umiejętności podejmowania decyzji. Gdybym to ja miała wybierać, czy zostać w kraju z bliskimi, czy realizować marzenia za granicą, długo bym się zastanawiała. Najprawdopodobniej korzystnej decyzji bym nie podjęła i całą resztę życia żałowała.
    Nie lubię tej Anki (że też wołają na mnie tak samo -.-) za to, co Ci zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo to też nie są proste decyzje. ale czasem nie ma czasu i musimy szybko słuchać głosu serca albo rozsądku. no, różnie to bywa.
      i hej hej, nie rozpędzajmy się z tym nie lubię. to tylko fragment wyrwany z kontekstu. nie czuję, żeby ktokolwiek mi coś zrobił w tej kwestii:)

      Usuń
  6. No nie mogę zostawić tego bez komentarza choć to temat dla Ciebie pradawny. :) Jak już mnie coś rozemocjonuje, to nie ma zmiłuj. Problem, czy raczej kwestię emigracji, dylematów, wyborów, a przede wszystkim przywiązania i poczucia odpowiedzialności tak bardzo rozumiem. Nie wiem czy Ty zawsze mieszkałeś z dziadkami, czy dopiero gdy odeszła Twoja mama. Z resztą nie wiem czy to aż tak ważne. Ja z dziadkami mieszkałam od pierwszych dni życia, a mimo wszystko zdecydowałam się wyjechać. Zostawiłam babcię samą, bo dziadka już nie było. Dwa razy ją zostawiłam by odnaleźć swoje szczęście i zacząć żyć. Okazało się, że moje szczęście jest właśnie w rodzinnym domu i to tu na prawdę żyję.
    Podziwiam Cię za Twoje wybory. Zwłaszcza ten pierwszy, bo tu stawka była duża. Jednak w Tobie wygrała miłość i to cudowne. W drugim przypadku chyba o miłości już mowy nie ma, bo choć tak fajnie opisywałeś Wasz związek, to kurcze to był szantaż. Na mój gust to nie jest fair.
    Kurde mogłabym tu się dłużej nad wszystkim rozwodzić. Pewnie będę, ale w głowie sobie.
    Postaram się nie spamować pod każdym postem, ale nie wiem czy mi się uda xD

    OdpowiedzUsuń