Wielu osobom zapewne zrobiło by się
mnie żal, gdy dowiedziałyby się, że w majówkę pracuję. Podczas
gdy wiele osób grilluje ( choć pogoda nie sprzyja), imprezuje albo
po prostu relaksuje się na spacerach w wielu obcych miastach, do
których wyjechali z okazji paru dni wolnego. Królik pracuje. Ale
nie tak jak zazwyczaj, co to to nie.
Królik załapał dodatkową fuchę, za
którą zarobi tyle, że starczy może na zaczątek na jakąś
kolejną małą podróż ( jeszcze nie wyjechałem do tych Indii, nie
wróciłem, a już planuję co następne, szaleniec, co?). Ale nie
zarobki jak się okazało stały się tutaj najważniejsze. Bogowie,
dawno tak dobrze się nie bawiłem- i jeszcze mi za to płacą!
Praca bowiem którą podłapałem to
praca dla instruktora jogi. Pod Poznaniem w jednym z ośrodków nad
jednym z naszych jezior zorganizowane są bowiem pewne „warsztaty.”.
I tak nad jeziorem, w lesie parędziesiąt osób codziennie rano
trenuje jogę, uczy się różnych technik medytacji, biega po lesie
boso pomimo pogody ( w ogóle przez ten przymrozek i deszcz myślałem,
że nici z pracy, ale nic z tego!), tańczy przy ognisku- i w ogóle
jest wesoło. A ja mam tam swoją grupę której uczę jogi. I dawno
nie czułem takiej frajdy.
Można tam rozmawiać, śmiać się
pomiędzy zajęciami, wygłupiać w tańcu albo całkiem w nim
mistycznie odlatywać po swojemu. Można głośno wyć do księżyca,
który schowany jest za chmurami. Naprawdę jest tam wesoło. Więc
gdy wstaję do tej pracy i wsiadam w auto ( teraz zastanawiam się,
czemu powiedziałem, że będę sobie dojeżdżał, ale potem
przypominam sobie czemu- przez zwrot za benzynę) jestem pełen nowej
energii. Od 1 maja mam jej więcej niż zwykle.
I nic w tym dziwnego, że jeszcze jej
zastrzyk dostałem. Bo co może być lepszego dla człowieka niż
całe dnie spędzane na świeżym powietrzu, w miarę czystym, całe
dnie medytacji, jogi, tańca, rozmów o tak dziwnych rzeczach jak
huna, techniki medytacyjne, relaksacja, szczęście, marzenia...Co
może być lepsze nieraz, niż przebywanie z ludźmi, którzy tak
bardzo to rozumieją i są tak pozytywnie zakręceni? I uczenie
niektórych tego, żeby było im jeszcze milej w życiu?
Mam wrażenie, coraz bardziej, że
ludzie, którzy medytują, szukają czegoś więcej duchowo, w swojej
psychice, wyruszają na wędrówki w głąb siebie i świata są
bardziej uśmiechnięci. I to sprzyja temu, żeby samemu się śmiać.
Sama medytacja przecież, nie tylko w
kontekście jogi ( wiecie, medytacja nie tylko w niej występuje,
trans religijny też jest swoistą medytacją) jest lecznicza dla
naszego ciała i ducha. Nie mówię, że to lekarstwo na wszystko,
ale na pewno nie zaszkodzi. Obniża ciśnienie, dotlenia umysł i
każdą komórkę ciała, pozwala temu umysłowi odetchnąć,
wypocząć. Medytacja reguluje pracę każdego z organów, razem i z
osobna, uspokaja, zwiększa neutralizowanie toksyn w organizmie. I to
nie jest głupie gadanie, tylko fakty medyczne tak zwane. Dlatego
choćby osobom chorym na raka, leczonych chemioterapią zaleca się
jogę ze stosowaniem technik medytacyjnych. Bardzo popularne w USA, u
nas nadal niedopuszczalne często, przez naszą służbę zdrowia i
przez naszą mentalność, gdzie często jeszcze joga, medytacja etc.
kojarzą się z groźnymi sektami. W każdym razie, joga czy już
szerzej ujmując, medytacja, pomagają naszemu ciału, naszej
psychice. Naukowo rzecz odbierając ma to całkowite uzasadnienie,
tworząc mistyczne teorie jak łączenie z głosem wszechświata i
tak dalej- też to wszystko uzasadnia, że dzięki jodze/medytacji
czujemy się lepiej. Niech każdy wybierze wersję którą woli,
naukową, mistyczną, obie naraz...nie ma znaczenia.
Nie ma znaczenia, bo po prostu
medytacja jest fajną rzeczą, która zmienia patrzenie na życie.
Przynajmniej, kiedyś zmieniła moje. Zresztą, nie jest żadną
tajemnicą, że joga i medytacja zajmują ważne miejsce w moim
życiu. Z czasem, upływem lat chyba coraz ważniejsze.
Medytacja, co już pisałem, nie jest
lekiem na wszystko, ale na pewno nie szkodzi. Przynosi odprężenie,
a to pozwala się łatwiej śmiać. I dlatego mam tak bardzo
wrażenie, zwłaszcza podczas tego weekendu, że ludziom, którzy
medytują, szukają różnych metod dotarcia do swojej jaźni,
łatwiej się żyje. Łatwiej w sensie- jest weselej,
optymistyczniej. Jest milej. Jest tanecznie, jest śpiewająco, jest
z dużym uśmiechem. Zapomniałem troszkę o tym. Bo w sumie, zawsze
trafiając w środowisko innych ludzi medytujących, dostawałem
takiego mega pozytywnego kopa i byłem karmiony endorfinami na dobre,
przez wiele tygodni wręcz mogłem z tego korzystać. Mam wrażenie,
że ludzie, którzy poszli w tą stronę, medytacji, jogi, pewnego
samorozwoju tego rodzaju żyją troszkę inaczej. Nie na zewnątrz
koniecznie, chociaż to też z człowieka wychodzi. Ale w swojej
głowie inaczej. Mam wrażenie, że to często ludzie, którzy są
niesamowicie kreatywni. Którzy są odważniejsi. Już podczas tego
weekendu majowego choćby poznałem wiele „artystów”, muzyków
różnego rodzaju, malarzy, podróżników... A może po prostu to
kreatywność różnego rodzaju pcha nieraz ludzi w stronę
medytacji, poznawania? Bo jeśli ktoś jest ciekawy świata, to po
prostu łatwo o jogę i medytację zahaczyć i przy niej pozostać.
Nie chcę też tutaj idealizować tutaj
w żaden sposób ludzi którzy uprawiają jogę i medytują, tylko
dlatego, że to robią. Bo to jedna środowisko zróżnicowane. Są
osoby różnego pokroju, miłe, niemiłe, radosne, ponure. Osoby,
które na tym zarabiają tylko po prostu i wykorzystują cudzą
naiwność, jak David Lynch. Mówię po prostu, jakie mam wrażenie
przy większości. Pozytywne.
I tym razem, na tych warsztatach, po
prostu trafiłem na naprawdę fajnych ludzi. Takich, z którymi na
plaży w Indiach można by było robić to co wiele, wiele, wiele lat temu (ach jaki ja byłem jeszcze młody i niewydziarany XD ) robiliśmy z pewną znajomą na plaży w Hiszpanii:
Takich fajnych, swobodnych, którzy nie
wstydzą się przy bębnach potańczyć przy ogniu, chociaż w ogóle
nie mają poczucia rytmu. Otwartych, ciekawych świata,
uśmiechniętych właśnie. Dobrze mi tam, po prostu. I
jednak...lubię uczyć ludzi. Coś im przekazywać. To cholernie
próżne, mówienie, że można kogoś czegoś nauczyć ale...
Wczoraj wieczorem, już po wszystkich
zajęciach przysiadła się do mnie jedna z dziewczyn.
-To ty byłeś tym instruktorem
załatwianym na ostatnią chwilę, prawda?
-No tak, ja- odpowiedziałem z
uśmiechem.
-W życiu bym nie powiedziała!
Myślałam, że to będzie- bez urazy- jakiś kiep który uważa się
za nie wiadomo kogo, bo potrafi całe Powitanie Słońca!- zaśmiała
się.
-A nie jestem kiepem? - zażartowałem
ryzykownie dość.
-No co ty! Jesteś świetny!
Obserwowałam ciebie i twoja grupę, a uwierz mi, znam się na tym.
Nadajesz się jak cholera. - aż głupio mi się zrobiło w tym
potoku superlatyw. - Ale nie robisz tego na co dzień, prawda?
-No nie. Na co dzień mam inną pracę.
Ochrona środowiska.
-Powinieneś na co dzień uczyć jogi,
serio.
-Zastanawiałem się nad tym, ale tamtą
pracę też lubię, mam wrażenie, że robię też coś pożytecznego.
Poza tym, zdobywam doświadczenie w sozologii żeby kiedyś zrobić
konkurencję Greenpeacowi i chronić humbaki.- zażartowałem.
Chociaż tak serio, chciałbym chronić kiedyś humbaki. Na jakiejś
egzotycznej wyspie...
-A czemu by tego nie połączyć?
Facet, marnujesz potencjał, naprawdę jesteś w tym świetny! Co cię
powstrzymuje?
Sam się zastanowiłem. Pogadałem z
nią jeszcze chwilę, wymieniłem się numerem telefonu tak na
wszelki wypadek i mailem, żeby przesłała mi zdjęcia, które
robiła biegając po całym obozie. Posiedziałem jeszcze chwilę,
pojechałem do domu..i nadal myślałem. I dzisiaj nadal myślę. I
jak zawsze, muszę to skrystalizować słowami.
Czemu by tego wszystkiego nie połączyć,
w sumie?
Kiedyś usłyszałem, od swojego
nauczyciela muzyki, że będę miał w życiu problem. Ogromny
problem. Bo nie mogę się zdecydować. A ja po latach muszę
przyznać mu rację. Tak, to prawda. Zawsze miałem problem ze
zdecydowaniem. W tym kontekście, że chcę za dużo. Za dużo rzeczy
mnie interesuje, pasjonuje, za dużo miejsc chciałbym zobaczyć,
poznać, poczuć. Za dużo rzeczy robić naraz. A tak nie można
przecież. W życiu trzeba próbować wielu rzeczy, ale czasem trzeba
pójść na kompromisy. Wyspecjalizować się, do cholery jasnej.
Nasz świat nie uznaje już ludzi renesansu. Wiedza za bardzo się
rozwinęła.
Według tego samego nauczyciela, z
którym mam kontakt do teraz, nigdy nie zostanę sławnym muzykiem
właśnie przez to niezdecydowanie. Nie umiem dla muzyki choćby
wszystkiego poświęcić. Skupić się tylko na niej i uczynić tylko
z niej swoją kochankę. Nie umiałem kiedyś poświęcić rodziny,
nie mam nadmiaru ambicji, nie umiem iść po trupach. Ja po prostu
kocham grać, muszę grać, śpiewać. To rdzeń mojego istnienia
ale...rdzeń otacza wiele innych rzeczy. Naprawdę.
I już odpuściłem marzenia o sławie,
bo dotarło do mnie, że to nie to, na czym mi zależy. Chciałbym,
żeby ludzie uśmiechali się albo wzruszali przez to co tworzę,
żeby to im coś dawało...ale nie chcę być sławny. Już nie. To
było cudze pragnienie, tak bardzo mi zaszczepione, że myślałem,
że jest moje. Poza tym sława to takie próżne,
puste...przynajmniej dla mnie, w tym momencie życia. Tak jakby
sztuczne podbudowywanie sobie ego. Może tak, sama sława jest tylko
pomnikiem. A nie życiem. Ale nie o tym miałem.
W każdym razie nauczyciel miał rację,
nigdy nie zostanę sławnym muzykiem, bo nie umiem się zdecydować i
wszystkiego poświęcić. To nie było nigdy dla mnie warte, trupy
swojego rodzaju, trupy poświęcania innych rzeczy. I też
ograniczenie się do jednego...bolałoby mnie, że nie robię jeszcze
czegoś innego.
Inna pasja, związana z przyrodą,
naturą zaowocowała skończeniem ochrony środowiska. Inna, choć
może to nie pasja, ale niech będzie kazała szukać swoich bogów,
zostać szamanem, ćwiczyć medytację, jogę. Inna każe mi nieraz
czytać książki o fizyce kwantowej i szukać rozwiązania zagadki
liczby pi. Inna każe odkładać na kolejne przeloty samolotami, bo
nie wytrzymuję siedząc w miejscu, muszę podróżować i smakować
świat.
Nie jestem zdecydowany. Ale gdyby
tak...można było wszystko połączyć? Może ta blondynka miała
rację. Może gdyby...
Pomyślałem sobie o czym innym.
Moje życie było do tej pory trochę
„w odwrocie”. Będąc dzieckiem byłem poważny jak dorosły,
beztroskiego śmiechu nauczyłem się dopiero w czasach studenckich.
Wiedziałem co to ból i cierpienie zanim ktokolwiek nauczył mnie
szczęścia. Najpierw pokazano mi to, a nie to powinno najpierw znać
dziecko. Byłem zgorzkniały jak starzec mając 16 lat. Mając 16 lat
pracowałem ciężko na utrzymanie rodziny. Dorabiałem jak tylko
mogłem. Mając 16 lat miałem obowiązki ojca wobec młodszego
brata. Przewijałem i pilnowałem dzieciaki, jakbym sam był ojcem,
bo inny człowiek nie sprawdził się w tej roli
.Dorosłem więc, zanim byłem
dzieckiem. Nigdy pod kloszem, nigdy nie śmiejący się dziko. Do
czasu. Gdy miałem 18 lat zaczęło się to zmieniać. Zrobiłem się
głodny, zacząłem szukać czegoś dla siebie w tym świecie. Czegoś
więcej. Czegoś naprawdę mojego, a nie szablonowego.
To długie poszukiwania, wiecie?
Zrozumieć, dlaczego tak a nie inaczej, uładzić się w sobie,
wybaczyć, wypłukać zgorzknienie z każdego zakamarka ciała..to
długa praca. Ale nie bezowocna. Też dzięki pewnym ludziom ale..nie
o nich miałem.
Teraz mam 27 lat i mam wrażenie, że
dopiero teraz jestem dzieckiem pewnego rodzaju. Paradoksalnie,
dojrzałem do tego. Do tego, by marzyć o pozornie niemożliwym, tak
jak marzą tylko dzieci.
Moje życie jest trochę w odwrocie,
jestem opiekunem prawnym swojego rodzeństwa, zarabiałem na rodzinę
wtedy, gdy większość moich rówieśników była przez swoje
rodziny utrzymywana. Zawsze miałem obowiązki. I nie, żebym
narzekał. To mnie wiele nauczyło, to mi wiele dało, kocham swoją
rodzinę i zrobię dla niej wszystko. Nie jest mi też żal że
wyszło tak a nie inaczej, nic bym w swoim życiu nie zmienił, bo
jest jedyne w swoim rodzaju i jest szczęśliwe. Jest wspaniałe na
swój niepowtarzalny sposób.
Ale w tym wszystkim, całym tym życiu,
odpowiedzialności słodkiej jednak, jestem też ja, który ma
marzenia dziecka, bo z wiekiem to dziecko odkrył. W tym wszystkim
jest ktoś, kto nie chce bać się życia, przesypiać go. Kto
doszedł do pewnych rzeczy i je kocha. Kto jest szaleńcem.
I tak sobie pomyślałem- a dlaczego by
nie! Chcecie wiedzieć co „dlaczego by nie”? Już mówię,
wszystko po kolei. Daję sobie 10 lat. 30- stka to nowa 18-nastka,
40-stka to ponoć nowa 20-stka ( nie wiem co za matematyk to
wymyślił!). Więc ja, mając 27 lat obecnie, daję sobie 10 lat,
żeby wyruszyć na dobre. Wyruszyć na dobre? Właśnie tak. Tak, jak
czuję, że byłoby dobre. Dla mnie dobre.
10 lat to sporo czasu. Za 10 lat mój
najmłodszy brat będzie miał 23 lata i nikt go nie będzie musiał
już utrzymywać, nie w taki sposób, jak teraz. Wszyscy za których
jestem odpowiedzialny, których kocham albo dorosną na tyle, że
powinni już sobie dawać radę, albo odejdą. Nie oszukujmy się,
taka kolej rzeczy. Przez 10 lat może się też sporo zmienić. Mogę
się zakochać, ożenić i osiąść w jakimś ładnym domku. Mogę
umrzeć przez swoje serce choćby albo przez wypadek komunikacyjny.
Mogę zmienić podejście do świata. Mogę odkryć rzecz, na którą
się zdecyduję tak naprawdę, jak „powinienem” na muzykę i
sławę. Nie wykluczam tego, absolutnie, nie mówię nigdy, że coś
jest na pewno. 10 lat to sporo czasu.
Ale jeśli nic się nie zmieni, nic
mnie nie uwiąże, nie odwróci toku myślenia, nie przemieni mi
serca przed tą „nową dwudziestką” (czyli w wieku 37 lat),
wyruszam na dobre w świat. Europa jest dla mnie za ciasna jakiegoś
czasu, choć kocham w niej wiele miast, miejsc i lubię do nich
wracać. Choć uwielbiam swoje miasto rodzinne. Jestem
przywiązany..ale moje serce chce czegoś innego.
Dlatego jeśli nic się nie zmieni, w
wieku 37 lat pakuję plecak, mam dobry plan i wszystko połączę.
Mrzonka wariata, rzekniecie. Ale ja nie
zwykłem rzucać słów na wiatr i jak coś sobie postanowię, to
postanowię na dobre i to zrobię.
Mam 10 lat na to, żeby poznać świat.
W tym roku jadę do Indii ( wylot 18 maja, już niedługo, nie mogę
się doczekać!) i do Gruzji. Za rok? Może Ameryka Płd w postaci
Chile albo Peru, może Syberia, może...zobaczymy. Przez te 10 lat
będę sobie jeździł jak do tej pory, parę razy w roku odkrywał
nowe miejsca, pomiędzy tym zarabiał na etacie w pracy, którą
lubię. Bo lubię, nie męczę się w niej tylko...chcę więcej.
Więc będę żył jak do tej pory, spokojnie, jak zwykły zjadacz
chleba, szarak którym teraz jestem ( nie żeby szarość była zła,
ale nie jest dla mnie, ta dosłowna w naszym świecie, stereotypowa)
będę kochał, grał na różnych ulicach świata..i może znajdę
swoje miejsce.
I wtedy wszystko połączę. Przez 10
lat udoskonalę swoją jogę, pewnie poczynię kolejne poszukiwania
duchowe, wycieczki tam, gdzie nie możemy udać się ciałem.
Udoskonalę to, jak uczyć tego ludzi, tak, żeby nigdy nie było to
próżne i pyszne. Pokora przede wszystkim. Przez 10 lat dowiem się,
co potrzebuje pomocy, co jest zagrożone i czemu można pomóc
racjonalnie ( nadal nie znoszę Greenpeacu). Przez 10 lat będę cały
czas grał na różnych instrumentach a potem...a potem się
zdecyduję.
Za 10 lat wyjadę sobie gdzieś, gdzie
serce będzie mniej krzyczało i zrobię coś wariackiego, o czym
myślę od czasu do czasu. Może Hawaje, może Nowa Zelandia..lubię
wyspy, jakby nie było. A może Alaska, bo też jest mi bliska. I
pojadę przez świat, będę zaczepiał się do pracy w różnych
ośrodkach jogi choćby czy zajmujących się ochroną
bioróżnorodności. Będę się uczył życia, większego jeszcze
szacunku. A może i założę swój ośrodek jogi, nazwijmy to w ten
sposób. I będę chronił te cholerne humbaki przy okazji ( to póki
co faworyci, mam do nich słabość).
Zrozumcie, nie marzy mi się spokojna
emerytura w bujanym fotelu. To mi nie pasuje. I łatwo mi mówić, bo
jestem młody. Nie odczuwam uciekającego czasu. Ale to, że wybuduję
dom nie jest wyznacznikiem tego, jak wspaniale żyłem. Kiedyś
wszystko się rozpadnie, nic nie jest wieczne. Rzeczy materialne też
przeminą, moje życie przeminie. A jest mi cenniejsze niż lampy z
Ikei.
W ogóle, takie miejsca istnieją
realnie, wiecie? Takie, w których chcę na jakiś czas osiadać i
pracować, doznawać, poznawać ludzi i świat. Łączące rzeczy
dotyczące ochrony natury przed wirusem cywilizacji z duchowymi
poszukiwaniami.
Poznałem kilka z tych miejsc właśnie,
dlatego nie mam wątpliwości. Miejsca, które uczą zasad poznawania
siebie i jedności ze światem. Szacunku dla każdego życia. Pewnych
wartości, które abstrahują od każdej z religii. Miejsca, gdzie
ludzie się uczą może uśmiechać. I ja sam chciałbym w takich
miejscach w pełni uczestniczyć, nie tylko przelotem. Uwiązany do
czegoś co ciągnie mnie w rodzinnym kraju. Chcę może nawet takie
miejsce stworzyć, jeśli poczuję, że czas się zatrzymać, że to
to miejsce jedyne. Stworzyć- przepełnione dobrą energią. Skoro
inni mogli- to czemu ja bym nie mógł? Przecież niemożliwe nie
istnieje.
Chciałbym pewne rzeczy przekazywać
innym, bo wiem , że są dobre, żyć z ludźmi, którzy chcą tego
samego i uczyć się od nich. Może w oddaleniu, pewnej dzikości. Na
plażach i przy ogniskach, przy grze bębenków, gitary, cytry.
Skrzypiec, moich skrzypiec. Zanosząc małe żółwiki do oceanu,
żeby nikt nie złowił ich na zupę. No dlaczego by nie? Mogę mieć
wariackie marzenia i do ich spełnienia dążyć.
Wiem, że dla wielu to nie do
wyobrażenia, ot tak, rzucić wszystko. Stałą pracę, w której
dobrze się zarabia, rzucić to co znane całe życie. Ale dla mnie
to łatwiejsze chyba nawet, niż tkwić wiecznie w jednym. Zresztą,
jeśli nie spróbuję za te 10 lat, nigdy się nie przekonam. Jeśli
nie zrobię po tych 10 latach czegoś dla siebie..to nie zrobię już
nigdy. A tego nie chcę. Czasem trzeba wreszcie pomyśleć o tym,
czego się pragnie. O tym co wychodzi poza kanon i szablon tego, co
mnie otacza. Bo ja troszkę wychodzę poza niego chociaż w swoich
marzeniach, mam takie wrażenie. A może to znowu jakiś egocentryzm.
Wszyscy jesteśmy wyjątkowi, jakby nie było, Tylko marzenia mamy
różne i niektóre są rzadziej spotykane w swym zakresie. To
wszystko.
Może nie do końca moje serce pasuje
do tego świata i gdy dorosłem i stałem się dzieckiem poczułem to
wreszcie. I jestem zachłanny, nie poprzestaję na półśrodkach.
Jeśli będę szczęśliwy przez co innego, też dobrze, jeśli
osiądę tutaj, z rodziną..a jeśli uda się ten mój plan 10-letni-
jeszcze lepiej.
Moje serce nie do końca pasuje do tego
świata, tego świata gdzie ludzie wolą życie wirtualne i nie
szanują tego, że sami są częścią natury. Świata, gdzie
przestano słyszeć bicie jednego wielkiego serca. Ja to czuję nawet
w betonowych murach, ale chcę zrobić coś więcej. Może trudno to
pojąć.
Może jestem utopistą, może jestem
wariatem, może ktoś mnie będzie wyśmiewał ale...nie obchodzi
mnie to. Bo moje serce ma swoje racje. I znalazło sobie idealnie
rozwiązanie. Właśnie takie. Zawsze wiemy przecież czego chcemy,
tylko czasem tego do siebie nie dopuszczamy.
A tak na koniec coś, co idealnie
prezentuje cały nastrój z warsztatów, coś, co napełnia mnie
endorfinami i pozwala marzyć jeszcze silniej. Naprawdę, polecam
obejrzeć, powoduje dobry humor w sposób niekontrolowany.
Ja wierzę, że jest sporo ludzi,
którzy realizują nawet najbardziej szalone marzenia. Tylko trzeba
się odważyć. Tylko trzeba chcieć. Od tego trzeba zacząć. I na
koniec w sumie tego majowego weekendu życzę wszystkim dużo
uśmiechu takiego, jaki mieli ci ludzie z teledysku. Dużo beztroski
w głowie i sercu.
P.S. Paul Gauguin, którego słowa
znajdują się w tytule był przez wiele lat postacią, która mnie
fascynowała. Bo on odważył się na wszystko, choć niestety
kosztem krzywdy wielu osób. Kocham go, jego historię, ale nie jest
moim autorytetem czy idolem. Wiecie czemu? Bo ja sam ustanowię prawo
swojego odważenia się na wszystko. I zrobię to jeszcze lepiej :)
Wczoraj próbowałam tej medytacji xD Najpierw przeczytałam, w książce co i jak no i przed snem spróbowałam. Czułam się dziwnie, nagle zaczęłam słyszeć zza ścian co robią sąsiedzi, potem płuca zrobiły mi się jakieś ciężkie, a potem mało nie umarłam jak coś w pokoju obok w coś uderzyło i nie chce wiedzieć co to było. Potem się położyłam i... o dziwo zasnęłam od razu. Po kilku nieprzespanych nocach zasnęłam i spałam jak dziecko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zrealizujesz swoje pragnienia. Podobno ogranicza nas tylko własna wyobraźnia, tak? :)
Ten przystojny facet na fotce to Ty?? *.*
Powiem tak- początki, jak we wszystkim, nie są łatwe:) Na początku człowieka wszystko rozprasza, każdy szmer, zaczyna irytować..ale z czasem wszystko jest coraz łatwiejsze i już po paru minutach, minucie wchodzi się w ten "stan oczyszczenia umysłu". Więc jeśli by miało ci to pomagać..to dlaczego by nie:)
UsuńDlatego moja wyobraźnia pozwala widzieć takie rzeczy i do nich dążyć XD Dzięki:)
E...nie przystojny, ale ja:)
Wczoraj też próbowałam. Będę to robić, bo śpię przez to jak zabita:D Pewnie dlatego, że przez to oddychanie organizm się lepiej dotlenia.
UsuńNo jak nie?? Żartujesz sobie? Wyglądasz jak Jezus! xD :))
No tak, to sprzyja temu, że zdrowo śpimy. Poza tym, to po prostu wycisza umysł:)
UsuńJezus...nie, nie pretenduję do bycia Jezusem :P
Dobrze! Jezus źle skończył xD
UsuńNo chciałbym pożyć więcej, niż 33 lata, wiesz XD
UsuńNie każdy musi imprezować, by mieć udaną majówkę. Ja tam uważam,że praca nie jest taka zła, przynajmniej można sobie dorobić. A skoro Ci to sprawia wielką przyjemność, no to jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o medytacji, o jodze albo tai chi, że to podobno pomaga poprawić krążenie, czy uspokaja. Zalecane jest dla wszystkich ludzi. Kiedyś mieliśmy na lekcjach wf-u taką jogę. Najpierw koleżanka prowadziła, która chodzi na zajęcia, potem nauczycielka, która wszystkie ćwiczenia pokazywała w bardzo szybkim tempie i nie można było za nią nadążyć. Może dlatego po tamtej jodze nic nie poczułam oprócz zmęczenia.
Znam trochę pewnego chłopaka z muzycznej. Jego też interesowało mnóstwo rzeczy. Raz jego mama przyszła, gdy miałam lekcje i zaczęła opowiadać właśnie o swoim synie. Mówiła,że jest na akademii muzycznej i zaczęła wymieniać rzeczy, które go pasjonują. A ja gdy to usłyszałam zaczęłam się zastanawiać. Skąd on na to wszystko ma czas?No, ale w kazdym razie to zainteresowanie wieloma rzeczami nie wyszło mu na złe. Więc może ta cecha nie jest problemem.
Nie powiem, ciekawy sobie cel postawiłeś. W takim razie, życzę,żebyś zrealizował swoje pragnienie :)
A pewnie że nie:) Ja zawsze lubiłem w majówkę gdzieś wyjechać. A to choćby do lasów, jakiegoś parku narodowego, w góry, nad morze..nie po to żeby imprezować wielce, ale żeby no..wyrwać się jakoś:) Ale tak też było dobrze:)
UsuńAno pomaga, tai chi też bardzo lubię. Ale joga jest mi bliższa:) I wiesz, takie zajęcia na wf-ie to żadna joga XD W jodze nie chodzi o same pozycje, ale też o naukę oddechu, wyciszenia i panowania nad ciałem przez oddech także no...nie, to nie była joga, to było rozciąganie XD
Może nie jest:) Ja tam lubię w sobie to, że świat mnie ciekawi....tylko czasem z tym przeadzam troszkę:) I jak się chce, to czas się na wszystko znajdzie XD
Dziękuję:)
Wiesz, my za 3-4 lata chcemy wyjechać na stałe do Nowej Zelandii właśnie i nas też nazywają wariatami. Może gdzieś tam się spotkamy, no na pewno na kawkę wpadniesz przelotem :D
OdpowiedzUsuńW każdym razie Indie, ja wiem że ci się uda. Bo ty uparty jak kozioł jesteś, w tym swoim pozornym szaleństwie :) Ja ci życzę, żebyś po prostu był szczęśliwszy jeszcze niż jesteś i mógł być trochę egoistą. Dobrze widzisz, egoista. Bo nigdy sobie na to nie pozwalasz, a kiedyś musisz.
W ogóle co to za boska dupa z tej Hiszpanii? Nie znam jej :D I nie wiem, gdzie ty się jej tam patrzysz :D
I tak jeszcze pomyślałam Indie..czy tacy ludzie jak ty, odważni, nie są trochę .samotni? A może to złe słowo samotni. Ale was jest trudno zatrzymać, wszyscy do takich ludzi jak ty lgną. kochają ich, ty sam się do nich przywiązujesz- ale nie potrzebujesz ich mieć na stałe. Taka silna miłość, ale samowystarczalność, jeny, nie wiem, czy mnie zrozumiałeś :D
Wiem że chcecie i ja na pewno was tam odwiedzę, po pierwsze będę za wami tęsknił, po drugie- kto nie skorzystałby z darmowego noclegu na NZ?XD
UsuńI cóż,dziękuję za tą wiarę we mnie Fridel:) I hm...z tym egoizmem nie przeginaj, bo ja już jestem cholernym egoistą. Strasznym. Egocentrykiem. Tylko sprytnie to ukrywam XD
Nie znasz bo ją poznaliśmy w Hiszpanii właśnie XD I nigdzie nie patrzę gdzie nie powinienem, uwierz XD
Nie wiem, nie czuję się samotny ale może..masz trochę racji. Nie wiem czy cię też właśnie dobrze rozumiem, bo zakręciłaś cholernie XD
masz trochę tych pasji i Twój nauczyciel miał rację. Może powinieneś wyważyć chociaż 3 najważniejsze w Twoim życiu rzeczy i po prostu wszystko robić pod nie?
OdpowiedzUsuńI nie tylko Ty nie robisz nic ciekawego w majówkę. Ja nawet nie pracuję tylko siedzę w domu i oglądam seriale :/
Też w sumie właśnie wybrałem- muzyka, joga, sozologia:) I jakoś to złączę XD
UsuńEj, seriale też są fajne, czasem z siostrą w jakiś wsiąkam..poza tym, ta majówka nie sprzyjała żadnym wyjazdom i imprezom. Znajomi co pojechali nad morze na przykład siedzą cały ten weekend w hotelu i patrzą przez okna na deszcz.
Wystarczy dobra organizacja czasu, której można się nauczyć. Wystarczy, że będziesz ćwiczyć :)
UsuńA u mnie pogoda nawet dopisywała, chociaż dziś mimo słońca jest trochę zimno. Zazdroszczę nawet siedzenia w hotelu. Zaraz bym wymyśliła jakąś sesję zdjęciową, ale małą imprezę dla piętra :D
Otóż to:) W sumie, to organizację czasu zawsze miałem w miarę dobrą, jestem systematyczny, więc to pewnie dlatego:)
UsuńA widzisz, u nas lało, zimno, wiatr...ale i tak daliśmy radę XD Hm...w sumie, jak ktoś kreatywny to takie siedzenie by mogło być wesołe:)
Więc jestem przekonana, że lepiej sobie dajesz radę, niż o tym piszesz :P
UsuńPewnie, że mogłoby :P Jest tyle gier w karty, zapomniane gry planszowe (alkochińczyk :P), karaoke, butelka :D
Aja to bym pograł w szachy Tak, wiem jestem nudny XD
UsuńŁooo... instruktor jogi ?! O_O
OdpowiedzUsuńNo to mnie zaskoczyłeś... Ale w sumie po co się ograniczać? Nie trzeba mieć jednej pasji ani kilku tylko wszystko może być pasją ;) Ja właśnie odkrywam jak wiele rzeczy mnie ciekawi, co mi się podoba i o ile życie jest łatwiejsze dzięki temu :)
Ale Ty chociaż pracujesz i robisz coś fajnego w majówkę :) Ja siedzę i nabieram sił witalnych i jakoś jakby mój organizm tego nie widział...
A i co do autorytetów, nie warto ich mieć, nie warto myśleć,że ktoś jest ponad nami i mamy go podziwiać, sami możemy "lepiej" :) o ile się postaramy :)
To nie wiedziałaś, że jestem instruktorem jogi?:)
UsuńNo właśnie troszkę trzeba. Bo biorąc się za zbyt wiele rzeczy jednocześnie ( nie mówię o czytaniu sobie na ten temat książek, interesowaniu się a faktycznym działaniu w tym kierunku) człowiek na niczym się nie skupia i trudno mu wybrać swoją ścieżkę życiowa. Ale ja już chyba naprawdę wybrałem:)
Bo ty masz trudny okres, ten maj, więc lepiej jakoś nabieraj sił, ot co:)
Właśnie o to mi chodzi! XD
Jakoś mi to umknęło albo nie ogarniam :P
UsuńMoże trudniej wybrać robiąc tak wiele rzeczy... Ja co róż coś robię ale teraz właśnie uczę się najpierw poznawać teorię a potem działać... Ale jestem bardzo niecierpliwa :P
Cóż, maj... Niech po prostu będzie ciepły, słoneczny a jakoś dam radę.
Mogło ci umknąć, w sumie:)
UsuńAkurat mi cierpliwości nie brakuje, tylko w poznawaniu czegoś, zgłębianiu jestem cholernie uparty i metodyczny. Dlatego jak coś mnie zainteresuje, np. jak było z kawałkiem teorii radiobiologii w opowiadaniach sience-fiction Zajdla, to ja się uczę całej radiobiologii po kolei XD Takie skrzywienie.
Oby:) Takiego ci życzę więc:)
Ano to masz lepiej :P ja jestem chaotyczna, nie lubię (choć się uczę) robić rzeczy krok po kroku. A teraz sama wymyśliłam sobie "teorie" więc i chciałabym czytać i praktykować i tak rozdarta jestem :P
UsuńNie wiem, czy lepiej, po prostu inaczej jakoś:)
UsuńAle czego teorię, jeśli mogę zapytać?
Joga potrafi dać człowiekowi niezły wycisk. Też kiedyś byłam na warsztatach, których elementami była joga i medytacja. Fajnie chociaż raz w życiu zobaczyć jak to wszystko wygląda. :)
OdpowiedzUsuńTo fakt że potrafi zmęczyć ciało..jednocześnie je odprężając:) I na pewno:) Wtedy człowiek może też zdecydować, czy to jest "dla niego":)
UsuńJedna z koleżanek interesująca się buddyzmem powiedziała, że powinnam spróbować medytacji, bo pomogłoby mi to na moje nerwowe serducho. W końcu wypróbuję :)
OdpowiedzUsuń10 lat to sporo czasu. Obrałeś sobie dobry cel. W końcu zdecydujesz się na coś konkretnego, ale uważam, że dopóki jesteśmy młodzi, powinniśmy próbować, eksperymentować, szukać... Teraz masz na to czas i jestem przekonana, że wykorzystasz go dobrze, bo masz w głowie milion pomysłów. :)
Nie rozumiem tylko jednej rzeczy... co to znaczy, że "możesz umrzeć przez swoje serce"?
Nieźle wywijaliście na tej plaży :D
No powiem ci, że medytacja czy w formie jogi czy innej- ja preferuję jogę- na pewno na nerwowość by pomogła. Wycisza, masz ten moment odpoczynku ciała i umysłu- a one potrzebują czasem takiego "restartu" którego sen nie zapewnia:) Jakby co daj znać, mogę cię nauczyć, jak się oddycha XD
UsuńWiem że sporo czasu i o to chodzi. Ja muszę tutaj pewne rzeczy dokończyć, pozałatwiać, nie mogę na wariata wyjechać bo przecież to jakbym swoje dzieci porzucił i tak dalej :P Także...to sporo czasu, w którym wiele może się zmienić, ja się zmienię, zastanowię. Ale czasem człowiek nawet tak długi deadline powinien sobie wyznaczyć:) Może wtedy poczynić pewne przygotowania, jakby nie było. I cóż, mam nadzieję, że się nie mylisz:)
Miałem kiedyś chore serce, moja babcia tylko panikuje więc to taki zwrot zwyczajowy no:) Zasadniczo to nic mi nie jest:)
Ano nieźle. Mam lepsze zdjęcia z ćwiczenia jogi ale to byłoby nieprzyzwoite dla niektórych, gdyż partnerka jest bez stanika XD
Ano właśnie taki "restart" by mi się przydał. Choć muszę Ci się pochwalić, że ostatnio jakoś tak chyba... zaczęłam sobie z tym stresem radzić :)
Usuńok :D ja ostatnio zaczęłam uczyć się oddychać w takt muzyki ^^
Otóż to... przez ten kawał czasu będziesz mógł sobie dokończyć co trzeba i zacząć na nowo. Dobrze jest mieć taki plan, jakąś taką wizję przyszłości :)
Uf, bo już się przeraziłam, że coś poważnego z Tobą się dzieje!
Haha :D Mógłbyś zakwalifikować bloga do treści dla dorosłych xD
Bo też i każdy ma swoje metody, wiesz, to co dla jednego dobre nie jest też uniwersalne, w przełożeniu na wszystkich. Chociaż ja jeszcze nie spotkałem osoby, której medytacja by nie pomagała, jak już się jej ta osoba naprawdę nauczyła XD
UsuńI to też niezłe ćwiczenie XD
Owszem:) Nawet nieraz trzeba ją mieć, tylko trzeba pamiętać, że życie zaskakuje i też kurczowo się scenariusza nie można trzymać:)
Nie,nic takiego, tylko muszę na kontrole do kardiologa chodzić, ale to żeby Sisi mi nie truła XD
Brzmi kusząco XD
Więc i mi na pewno pomoże :D Samo podejście do medytacji już nastawia mnie pozytywnie.
Usuńjasne :) powiedzmy więc, że to tylko pewna ścieżka, a drogowskazy na niej mogą się czasem poprzestawiać - oby w dobrą stronę. ;)
I bardzo dobrze, ze Cię pilnuje!
no to na co czekasz? xD
No tyle dobrze, widzisz, już działa XD
UsuńOtóż to:)
Ktoś niby musi, bo ponoć jestem niepoważny, jak rok temu, jak prawie zabiłem się aspiryną XD
Bo to nie moje cycki, nie chcę cudzych cycków bez zgody pokazywać XD
Ja też pracowałam. Calutki piąteczek, co wykluczyło mnie z wyjazdów. Część znajomych na działce, koleżanka w Bieszczadach i wiesz co Ci powiem? Znajomi wrócili do domu, koleżanka siedzi w pokoju hotelowym i patrzy w deszcz za oknem. A ja przynajmniej wszystkie swoje plany majowe zrealizowałam, bo mnie do nich pogoda potrzebna nie była.
OdpowiedzUsuńZnam tą niemożność podejmowania decyzji.
Właśnie wiele osób zawiodła pogoda, też słyszałem już narzekania znajomych, jak to cały dzień w hotelu przesiedzieli zamiast np. nad morzem na plaży połazić, bo taka nawałnica, że się zwyczajnie nie dało. Nam też troszkę pogoda zawadzała, ale daliśmy radę:) Tylko niektóre zajęcia trzeba było odwołać.
UsuńAle ja chyba właśnie się zdecydowałem. Po wielu latach, ale jednak:)
niesamowite ! :*
OdpowiedzUsuńhttp://nikoladrozdzi.blogspot.com/
Interesujący blog :)
OdpowiedzUsuńCo powiesz na wzajemną obserwację?
Napisz u mnie w komentarzu :)
http://kaorilive.blogspot.com
Fajnie, że udało Ci się załatwić taką pracę:)
OdpowiedzUsuńGratuluję pomysłów, życzę Ci, żeby udało się zrealizować te wszystkie podróże (do Indii i innych krajów).
Wielu ludzi nie zrobi tyle w ciągu swojego życia, co Ty w ciągu kilku lat.
Co do jogi to nigdy nie ćwiczyłem, a medytuję podczas kąpieli w wannie, spaceru po lesie czy jazdy na rowerze;)
Pozdrawiam:)
Też się cieszę, chociaż to było całkiem niespodziewane i przypadkowe:)
UsuńI dziękuję bardzo:)
Hm...może tak, może nie. Ale to tylko kwestia chęci, ile chcemy zrobić, przeżyć. Przynajmniej ja tak to widzę:) Bo każdy w działaniu ma te same prawa:)
Czyli medytacja na swój własny sposób, chwali się XD
Życie nasze niestety jest krótkie, więc trzeba próbować ile wlezie :D Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby robić to, co się lubi i co sprawia nam wielką przyjemność :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, jak to mawiają banalnie wyciskać ten owoc do ostatniej kropli soku XD
UsuńPrzeżyć po prostu przyjemnie, mam wrażenie:)
Brać garściami póki się da :D I przyjemnie, i według tego co czujemy a nie na siłę :D
UsuńOtóż to, dobrze prawisz!
UsuńZ racji, że w tym temacie chyba już wszystko zostało powiedziane, to pacz co znalazłam na Onecie i od razu mi się z Tobą skojarzyło:
Usuńhttp://poznajpolske.onet.pl/wielkopolskie/opuszczony-szpital-psychiatryczny-w-owinskach-pod-poznaniem/36vg6 :D
No ładnie, teraz Owińska kojarzą się ze mną! XD Ale dzięki za link XD
UsuńNie mogłam się powstrzymać i obejrzałam zdjęcia szpitala. No nie powiem, atmosferę to tam można zbudować, szczególnie o zmroku... Pewnie za dużo horrorów się naoglądałam ;-)
UsuńJeżeli tylko sprawia Ci to radość, to czemu masz tego nie połączyć? Fajnie jest w życiu robić to, co się lubi. Mało ludzi może sobie na to pozwolić. Ja bym to wykorzystała i czerpała więcej przyjemności z tego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Dlatego właśnie mam zamiar wszystko złączyć w jedno i zakładam ten swój plan dziesięcioletni:) I wiesz co? Wielu ludzi mogłoby sobie na to pozwolić tylko właśnie muszą się odważyć. Nie kwestia niemożliwości-tylko chęci połączonych z pewną odwagą, którą zdaje się być wariactwem. My się po prostu boimy ryzyka, życia- często całkiem niepotrzebnie. Każdy może robić to co lubi- ale też nieraz musi to odkryć. Zapytaj iluś ludzi na ulicy co lubią, co byłoby ich pasją, co chcieliby robić...i często otrzymujesz smutną cisze. Tak samo jak zapytasz, co chcieliby zrobić przed śmiercią. To bywa przerażające.
UsuńPowiem Ci, że ostatnio doszłam do wniosku, iż życie jest za krótkie. Chciałabym zrobić tyle rzeczy w życiu, a mam tak mało czasu... No okej, jestem młoda, ale... wiecznie nie będę. Chciałabym być wszędzie, a wciąż jestem tu. Chciałabym tyle rzeczy - a stoję w miejscu i nie robię NIC w tym kierunku. W czwartek byłam na koncercie - pomyślałam - jak cudownie byłoby stać po drugiej stronie... Piszesz, że sława jest pusta - dla mnie to chyba jakiś desperacki sposób na to, żeby coś po mnie zostało, żeby ludzie pamiętali o mnie, gdy już mnie nie będzie...
OdpowiedzUsuńPiszesz o artystach, że są radośni - ja osobiście zawsze usprawiedliwiałam swoje "głupoty" mówiąc JESTEM ARTYSTĄ! Wydaje mi się, że im więcej wolno, ludzie patrzą na nich z przymrużeniem oka, wiedzą, że nie są przeciętni.
Jesteś wydziarany?? ;> Pochwal się, jak bardzo? :D (mam AŁA na tym punkcie :D )
No i na koniec chciałam Ci napisać, że piosenka o której u mnie napisałeś zryła mi psychikę - słuchałam jej chyba 50 razy pod rząd i robię to nadal <3 :D
Bo jest krótkie. A nieraz wydaje sie być też cholernie długim:) To kwestia momentu, w którym się znajdujemy, tego, co aktualnie zakrzywia naszą rzeczywistość chyba:)
UsuńChcieć to jakiś początek. Człowiek musi się zdecydować czego naprawdę chce..i potem starczy tylko znaleźć iskrę mobilizacji i iskrę odwagi. I wszystko samo idzie do przodu:)
Dla mnie też to był taki sposób może. Chciałem żeby wszyscy znali moją muzykę..ale po prostu to już nie jest moim pragnieniem. Sława jest pusta dla mnie, jako sam cel, cel sam w sobie. Ale każdy może na to patrzeć inaczej:)
No ja też w ogóle nieraz nie lubię określenia artysta, ale to już inny temat:) Ale to fakt, że pewnym ludziom po prostu pozwala się na więcej, na pewne ich wybryki patrzy się przez palce jakby.
Bark i przedramiona, jeszcze plecy "w robocie":)
Ale to dobrze, bo to dobra piosenka XD
Właśnie... odwaga. Napiszę to pierwszy raz, ale chyba jestem TCHÓRZEM. Za bardzo boję się co będzie, gdy mi nie wyjdzie - czy będę miała do czego wrócić? Wiem ,bezpieczniej i wygodniej zostać tu i teraz, ale z drugiej strony - kto nie ryzykuje ten nie ma. Ehh...
UsuńCo do tatuaży - mrrrrrr! (hahaha tylko się znów nie spesz :D )
A piosenka genialnaaaa :D
Dziewczyno..każdy z nas jest tchórzem. Tak naprawdę każdy. Bo nie idzie nie posiadać strachu. Kwestia to działać pomimo niego. Ja też się boję wielu rzeczy, ale po prostu pragnienia są silniejsze, wiesz? może trzeba bardzo mocno chcieć?
UsuńMusimy nieraz po prostu zrozumieć, czego naprawdę chcemy.
Nie speszę, bo to nie moje dzieło, ja je tylko noszę XD
Świetny ten Twój pomysł na życie. Mnie się podoba i gratuluję odwagi!
OdpowiedzUsuńA co do jogi, nie praktykuję, ale ostatnio przeszło mi przez myśl, że może by zacząć medytować. Tylko ja nie wiem czy potrafię się tak wyciszyć.
Dziękuję:) Teraz tylko kwestia, czy naprawdę się uda.Cóż, mam sporo czasu:)
UsuńNa początku trudno idzie każdemu, ale nie znam osoby, której by się ostatecznie nie udało"oczyścić umysłu" jeśli naprawdę się starała. Po prostu niektórzy potrzebowali na to więcej czasu jedynie:)
Nie ogarniam pokładów odwagi, które w sobie masz. Po prostu nie ogarniam.
OdpowiedzUsuńTo przykre, że coś takiego spotkało Cię w dzieciństwie, ale wszystko ma te swoje dwie strony cholernego medalu i teraz jesteś człowiekiem, który inspirację czerpie z tej nowej, dziecięcej siły, która swe wykorzystanie ma właśnie teraz. Zazdroszczę Ci tego.
PS: Dlaczego wy, faceci, macie takie cudowne włosy? Weź wyjdź w ogóle... :p
A ja nie wiem co tu jest wielce do ogarniania, wiesz?:) Po prostu, chcieć to móc, mówi to każdy, a ja to przekładam na życie, nic więcej:)
UsuńNie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, kolejne mądre powiedzenie XD
Ja mam strzechę, więc nie wiem XD
Jeszcze nie wiem jak ciężko może być w życiu. Jednak na przykładzie mojej siostry, studentki, widzę, jak trudno o dobrą pracę. Niewielu ludzi budzi się z uśmiechem na twarzy i z radością do niej idzie. Niektórzy łapią się byle czego, żeby dać jakoś radę przetrwać. Chociaż czasami zasługują na coś więcej niż sprzątanie czyjegoś domu. Złapanie się czegoś, co może Ciebie uszczęśliwić i przynieść całkiem spore zyski to chyba raj. Więc gratuluję takiego świetnego trafu. Niezdecydowanie i posiadanie kilku pasji mnie również dotyczy. No może nie mam ich jakoś sporo, ale czasami musiałabym się rozdwoić, żeby to wszystko ogarnąć. Rysowanie, grafika komputerowa, pisarstwo...Do tego jeszcze nauka, obowiązki - dla mojej przyszłości, aby życie nie było pasmem porażek, ponieważ w młodości dałam sobie spokój ze szkołą. Rozumiem to. Człowiek ze wszystkiego pragnie czerpać przyjemność po równo, gdyż nie może skupić się na jednej "kategorii". Połączenie tego wszystkiego byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale nie zawsze można. Dziękuję za komentarz na moim blogu. Bardzo mi miło. Tyle słów wsparcia :) Wciąż szukam ludzi, którzy "pasowaliby" do mnie. Może to nie oni, ale ja jestem trudna? Łatwo mnie zranić, nawet słowami, dlatego sama w nich przebieram, aby również nie powiedzieć czegoś nie tak. Jednak najgorsze co można zrobić drugiemu człowiekowi, to go bez słowa opuścić. Masz rację - ludzie, to tylko ludzie. Ja też idealna nie jestem i nie powinnam od kogoś tego wymagać.
OdpowiedzUsuńJa też należę do tych osób, które robią wszytko i wydaje mi się, że to jest dobre. ;) Może tacy ludzie nie osiągają spektakularnych sukcesów w jednej dziedzinie, ale za to są wszechstronni, otwarci i w ogóle fajniejsi. :P
OdpowiedzUsuńPo prostu, wszystko ma swoje jasne i ciemne strony w tym wypadku:)
UsuńNigdy specjalnie nie zastanawiałam się nad medytacją dlatego że... bardzo dużo rozmyślam. Praktycznie non stop prowadzę jakieś wewnętrzne monologi i czuję się już od tego taka przeciążona myślami.
OdpowiedzUsuńAle właśnie w medytacji chodzi o to, żeby myśli wyciszyć. Podczas niej się nie myśli, a oczyszcza w pełni umysł, to wyższy stopień umysłowy no XD
UsuńDałeś zrobić sobie zdjęcie? :D :P
OdpowiedzUsuńJa jestem zdania, że próbować zawsze warto, zwłaszcza jeśli nie ma się niczego do stracenia. Skoro już do czegoś dojrzałeś i wiesz, czego chcesz - to jest połowa sukcesu :) Pozostaje tylko przejść do działania, a ja życzę Ci powodzenia :)
Gratuluję strzału w dziesiątkę i zapraszam do siebie na bloga ;)
UsuńAno, dałem, to że nie lubię zdjęć, nie znaczy, że żadnych nie mam XD
UsuńWłaśnie, wiedzieć czego się chce, to już jakiś sukces ponoć XD
I dziękuję:)
Życzę powodzenia. Nie tylko wierzę, ale wiem, że to zrobisz, dla Ciebie nie ma niemożliwego. Oby było tak niesamowicie jak w tych kolorowych marzeniach, bo czasem rzeczywistość okazuje się inna. Nawet jeśli dopniesz swego. Rozczarowania na pewno Cię jakieś spotkają, grunt, żeby nie przysłoniły pozytywów.
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym pełniej żyć, ale to nie do końca zależy ode mnie. Może za dziesięć lat medycyna pójdzie do przodu albo moje zdrowie się w końcu ustabilizuje? Kto wie :-)
PS: Mój blog jest jednak otwarty, wyjaśniłam tę sprawę, spanikowałam.
Ja wiem, że rzeczywistość bywa inna od marzeń..ale ja może wydaję się marzycielem, ale mierzę siłę na zamiary:) wiem, że nie będzie łatwo, że nieraz się potknę, rozczaruję. To jest wliczone w koszty i to też jest dobre, bo wiele uczy:) Ja sobie poradzę:) Jestem w końcu upartym rogasiem XD
UsuńNigdy nic nie wiadomo poza tym..ja wychodzę z założenia, że każdy powinien żyć tak w pełni, jak tylko może. Wszyscy mamy jakieś ograniczenia, ale - też jest w tym jakaś pełnia, mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi:)
I w sumie, to dobrze:) Szkoda by było zamykać to miejsce:)