poniedziałek, 5 maja 2014

Syn błękitnego nieba.

Zderzyłem się z nią na ulicy, kiedy wracałem do domu z pracy. Wyszedłem wcześniej, wszystko było pozałatwiane, papiery pozanoszone...można było sobie pozwolić na miłe, słoneczne popołudnie. 
-Kordian S.!- wykrzyknęła na całą ulicę. W pierwszy momencie nie poznałem.
-Lena? -zapytałem zdziwiony. Lena, moja Lenka kochana! Tyle lat się nie widzieliśmy! Jedyna Magdalena, która nie pozwalała mówić do siebie per Magda i wiecznie mówiła mi po nazwisku. S. to, S. tamto. Moja Lena, z którą spędziłem 3 lata w jednym liceum, w jednej klasie. Razem wysadzaliśmy w powietrze laboratorium chemiczne, byliśmy w teatrze, chodziliśmy na wagary i kupowaliśmy szlugi na sztuki w pubie o wdzięcznej nazwie „Szuwarek”, którego od wielu, wielu lat nie ma. Zresztą, pub to słowo na wyrost. Miejsce gdzie sprzedają właśnie ćmiki na sztuki i tanie wina na szklanki jest zwykłą meliną. -Lena, to ty? Nie poznałem cię cholera!
-A ja ciebie od razu, prawie nic się nie zmieniłeś, nadal wychudzone szczudła z ciebie!- zaśmiała się. Spojrzałem na nią uważnie. Naprawdę się zmieniła. Włosy nie były już nastroszone i pofarbowane na dziwaczną czerń atramentu, tylko były ładnie przycięte, ułożone, w kolorze ciemnego brązu. Ubrana była normalnie, nie miała już pieszczoch ani długiej gotyckiej spódnicy do ziemi. Ładna, spokojna kobieta przed 30-stką. Taka, jaka powinna być. Z ładnym uśmiechem, ale poważna.
-Teraz nie wiem, czy to komplement- zaśmiałem się i naprawdę nad tym zastanowiłem. Ona taka ładna, ułożona, a ja? Ja to dawny ja. W rozwalonych trampkach, zarośnięty, z tą strzechą włosów gdzie każdy nadal idzie w swoją stronę.

Z reguły gdy spotyka się znajomych, mówi się „zdzwonimy się” i każdy idzie w swoją stronę. Ale my od słowa do słowa doszliśmy do pobliskiej kawiarni, jednej z przytulniejszych w okolicy Starego Rynku. Oboje mieliśmy trochę czasu.
Usiedliśmy, zamówiliśmy kawę nie mogąc przestać mówić. A pamiętasz tą Baśkę? Skończyła prawo! A tego Marka z humana? No, pamiętam, wyjechał do Anglii i ma tam własną firmę...ludzie, ludzie, ludzie którzy stali się wspomnieniami. Słowami, zamazanym obrazem. Kiedyś obecni namacalnie...dziś są daleko. Co się stało z naszą klasą, jak zapytałby Kaczmarski.

-Dobra, Lena, ale lepiej mów, co tam u ciebie.
-Dawno się nie widzieliśmy, co? Właściwie dlaczego?- zapytała i spojrzała tak jakoś smutno.
-Nie wiem. Ile to już lar? 4? 5? Jakoś to się wszystko rozeszło jak urodziłaś dziecko. Przestaliśmy wszyscy mieć czas, ty byłaś zajęta. Wiesz jak jest. Życie.
-Ano tak, życie.
-No więc trzeba to nadrobić. Więc opowiadaj, co tam u Zbyszka?
-Rozwodzimy się. Zdradził mnie.
-Och...- nie wiedziałem co powiedzieć. - Nigdy bym się nie spodziewał- Bo naprawdę, nigdy bym się nie spodziewał. Zbyszek? Ten Zbyszek, z którym rozwaliliśmy auto jego rodziców, ten, który od pierwszej klasy liceum był w Lence szaleńczo zakochany? Nasza miss i mister zakochania?
-Wiem, ja też nie. Ale to tak się nieraz układa, S. - maniera mówienia do mnie po nazwisku nie przeszła jej pomimo lat- Wiesz, to tak jak my w pierwszej klasie liceum nie sądziliśmy, że tuż przed maturą rozstaniecie się z Ewką, wy, nasze bliźniaki.
-To było okropne, jak do nas tak mówiłaś- zaśmiałem się i zacząłem wspominać, jak Lena właśnie pierwsza rzuciła, że niby para, ale jak rodzeństwo wyglądamy. Oboje wysocy, czarnowłosi, skrajnie chudzi. Wiecznie ponure werteryczne natury. -Masz z nią jakiś kontakt?
-Nie, od wielu lat nie. Zresztą chyba nikt z nią nie ma bliższego kontaktu, tylko przez facebooka możesz się dowiedzieć co u niej. Właśnie, masz facebooka, S.?
-A wiesz że nie? Jakoś unikam.
-Szkoda, łatwiej by się było z tobą skontaktować.
-I tak jest łatwo. Numeru telefonu nie zmieniałem, mieszkam nawet tam gdzie mieszkałem, jak ktoś chce, to mnie znajdzie póki co.
-Nie ożeniłeś się?
-Nie. Chciałem, ale nie wyszło. Pamiętasz ta Ankę, co z nią się zszedłem zaraz po liceum? No to z nią chciałem, ale widzisz, znowu- życie.
-I ciesz się, że nie wyszło. Małżeństwo nikomu nie służy.
-Lena, co ty za bzdury gadasz. Ja wiem, że może wam nie wyszło, ale wiele ludzi jest szczęśliwych.
-Wiesz, S. ...ja to sobie po prostu inaczej wyobrażałam wszystko.

Lena zaczęła opowiadać. Smutno opowiadać, że myślała, że będzie inaczej. Że przecież jak dorośnie, jak już będzie po tej maturze, to inaczej sobie ułoży życie. Bo przecież to się wydawało takie proste, studia, mąż, dzieci, praca. Sielanka. Miała wizję, czekała aż ona się spełni. Czekała najpierw do matury, potem do końca studiów, do ślubu, do ciąży, do końca pierwszej ciąży, do doktoratu...Czekała. Właśnie czekała.

A ja pomyślałem sobie, że wszyscy mieliśmy jakąś wizję swojej przyszłości. Wszyscy zdając tą maturę, sądziliśmy, że złapaliśmy Pana Boga za nogi, że to już ten moment, który wszystko zmienia. Myśleliśmy, czekaliśmy, mieliśmy swoje wizje...a zapominaliśmy w pewnym momencie, że czekać nie można. Tak jak wtedy, po maturze.

-Co będziesz robił w te najdłuższe wakacje S.? - rozmawiałem z Leną przed którąś lekcją, krótko przed samą maturą.
-Jak pozałatwiam całe to roznoszenie papierów to jadę do pracy, za granicę. Dorobię sobie, pozwiedzam. Wiesz, jakbyście ze Zbyszkiem chcieli ,to możemy jechać np. razem do Francji, najpierw się zarobi, potem pozwiedza zamki nad Loarą...
-Zamki nad Loarą! Zawsze chciałam je widzieć!
-No to czemu nie, pogadaj z nim i jedziemy razem!
-Nie wiesz, jakoś tak...pewnie pojedziemy nad morzę, do pracy może za rok,dwa pojedziemy....mamy na to czas, wiesz.

-Widziałaś te zamki nad Loarą, Lena?
-Co? Jakie zamki?
-Kiedyś strasznie chciałaś je zobaczyć, przypomniała mi się jedna nasza rozmowa. Pojechałaś tam w końcu?
-Nie, nie widziałam żadnych zamków. Kto by tam o tym teraz myślał, nie mam czasu, mam dzieci, pracę, rozwód na głowie.
-No tak, kto by tam o tym myślał.

Może nie można było na to czekać Lena? Może nie można nieraz czekać na pewne rzeczy, powiem po raz kolejny. Bo życie jest tu i teraz. Jakbym wtedy wiedział pewne rzeczy, gdybym był mądrzejszy o te parę lat, powiedziałbym jej wtedy, że może jednak warto zaryzykować i pojechać na wariata. Bo potem zapomina się o swoich marzeniach. Bo potem zapomina się o mrzonkach. Ja tego zapomnieć nie chcę. Nigdy, nigdy, nigdy. Nie chcę czekać, nie chciałem już wtedy. Bo życie trwa tu i teraz, zawsze. Toczy się swoim rytmem. Zawsze jest czas na tworzenie wspomnień, Lenka, zawsze był i zawsze będzie. I na wspomnieniach nie możemy poprzestawać. Nigdy. Bo życie było, jest i będzie, póki nie wydamy ostatniego tchnienia.

Patrzyłem na nią z uwaga. Jak pije kawę. Jak porusza dłońmi. Jak śmieje się do wspomnień. Nie do życia tu i teraz, a do wspomnień.

-Wiesz, że z licem mam najlepsze wspomnienia? Studia to już nie było to samo, bo szybko urodziłam Asię, wiesz, moją córkę, ten ślub, wszystko po kolei. Liceum to był chyba najlepszy czas w moim życiu. Drugi się taki nie zdarzy.
-Masz w jednym rację Lena, powtórzyć tego nie można. Ale nigdy nie wiesz, czy to twój najlepszy czas w życiu. Jeszcze pełno go przed tobą.
-S., nie oszukujmy się. Nigdy już nie będziemy tacy beztroscy i szaleni jak wtedy.

Pomyślałem o sobie w czasach liceum. Beztroski i szalony? Tak mnie wtedy widziała Lena, nas wszystkich, a w tym mnie? Może dlatego że nie widziała nigdy moich pociętych rąk. Nie słyszała moich spazmów. Widziała wystylizowanego chłopaka z muzyką i teatrem, trochę buntowniczego i krzyczącego, że sztuka ma swoje prawa. Może niech tak mnie zapamięta, a nie to, że liceum było dla mnie czasem przemiany. Że to właśnie dopiero po liceum zacząłem mieć nadzieje, marzenia, przestałem wyć nocami życząc sobie śmierci. Że beztroski dopiero zacząłem się uczyć.
Jak bardzo człowiek może wydawać się różny różnym ludziom.
Ale lepiej może tego nie psuć.

-Może coś w tym jest Lenka- zaśmiałem się. - W sumie od liceum nikt mi nie groził procesem o obrazę uczuć religijnych
-O Boże, pamiętam to! Jak ciebie i Ewę chcieli ze szkoły wywalić, a ksiądz prawie dostał zawału i wrzeszczał w auli, że was pozwie, bo jesteście już pełnoletni!
-No, zaszaleliśmy troszkę z tym spektaklem wtedy, to fakt. Widzisz, teraz dorosłem na tyle, żeby szanować cudze uczucia. W ogóle się trochę pozmieniało. Czas zmienia nasz wszystkich.
-Zmienia. Nie chciałbyś czasem wrócić?
-A wiesz, że nie?
-A ja tak. Bardzo.

Bogowie, jakie to było smutne. Jakie gorzkie.
Rozgryziony piołun na wargach nie jest tak gorzki, jaj rozczarowanie życiem drugiego człowieka. Człowieka, który był kiedyś bliski, a teraz jest rozmazanym obrazem. To smutne, cholernie smutne, jak niektórzy ludzie rozbijają się o rzeczywistość. Gdy przymierzają ją jak drogą sukienkę do swoich wyobrażeń i stwierdzają, że wyglądają w niej źle, że to płótno krępuje ich ruchy.

Gdy wróciłem do domu, włączyłem w kuchni radio. Mówili o dzisiejszej maturze. Jakie to symboliczne, że dzisiaj spotkałem Lenkę. Tą osobę, która jest już kimś zupełnie innym, tą, która z roześmianej dziewczyny zmieniła się w smutną kobietę przed 30-stką, już zmęczoną życiem. Kim będzie za 20 lat? Kim będę ja? Czy nie zrezygnuję z marzeń? Ja nie mam zamiaru. Nie chcę tak właśnie gorzknieć, dzieciak we mnie się buntuje. Jestem dorosły ale to nie znaczy, że nie doceniam piękna życia, że się nie cieszę. Że rozbijam się o szyby własnych wyobrażeń. To nie tak. Te lata...te lata powinny tylko działać na naszą korzyść. Powinny. Zawsze powinny nas uczyć tego co słuszne, mobilizować do działania. Powinno bywa utopią.

Pamiętałem o maturach, bo jest osoba, której wyjątkowo dobrze w tym okresie życzę i trzymam za nią kciuki, która dzisiaj pewnie i tak bez problemu poradziła sobie z tym schematycznym arkuszem. Ale gdy to usłyszałem w radiu, przypomniałem sobie zmęczony wzrok Leny..to zabolało.

I tak naprawdę...nie chcę już nikomu życzyć tylko powodzenia już na samej maturze. To jest zbędne. Bo wiem, że i Ona sobie na pewno poradzi i zda to najlepiej jak potrafi a i każdy maturzysta poradzi sobie z maturą samą w sobie, bo ona nie jest trudna. To tylko egzamin. Egzamin, który można też poprawić. Jeden z wielu formalnych, pisemnych, w które trzeba włożyć tylko troszkę wysiłku. Ale gdy kwitną kasztany ważniejsze może jest coś innego. Ważniejsze jest to, żeby poradzić sobie z życiem. Nie zabić tej iskry buntu i braku korzenia się przed losem, dziwnej siły, tej, która cechuje młodego człowieka. Albo żeby ją wzniecić. Tylko młodość jest tak niepokorna, czyż nie? Tylko teraz mamy szansę. Tu i teraz.

Nie życzę więc maturzystom powodzenia z liczbami, tekstami, tabelkami i kluczem. Bo z tym sobie na pewno poradzicie, do tego lepiej albo gorzej przygotowała was sam szkoła. Ja wam życzę powodzenia w dalszym życiu. Tego, żebyście nie rozczarowali się dorosłością. Bo matura to pewna granica, ale życie już było, jest i będzie. I jest piękne, jeśli mu się na to pozwoli.
Życzę wam, żebyście nie wyzbywali się ideałów. Nigdy. Bo nawet gdy ma się rodzinę na utrzymaniu, nie można zapominać o nadziei. Nie można pozwolić, żeby nadzieja stała się złudzeniem.
Życzę, żebyście dorastali, a nie gorzknieli. Żebyście nie wyzbywali się marzeń. Żeby to życie was nigdy nie męczyło, nie rozczarowało. Bo życie ma być życiem, nie jest ani trudne, ani łatwe. Liczy się tylko to, jak na nie spojrzymy. Wszystko zaczyna się w naszej głowie. Wszystko to nauka pływania we wspaniałym oceanie pełnym bogactw.
Życzę, żebyście wy, młodsi tylko troszkę niż ja ludzie, nauczyli się je dostrzegać i czerpać z tych oceanów właśnie póki jeszcze możecie. Póki czujecie ciepło ze zdwojoną siłą.
Życzę właśnie siły w tym, momencie, gdy życie zweryfikuje nieraz boleśnie wasze plany. Taki los. Trzeba być wobec niego pokornym i robić dalej swoje. Życzę, żeby to była nauka która płynie z porażek, a nie by przychodziło załamanie.
Życzę, żebyście nie poddawali się, jeśli wasze pierwsze wybory okażą się złe. Nie te studia, nie ta żona...wszystko można zmienić. To wy kształtujecie swoje ścieżki i zawsze, jeszcze zawsze macie szansę. Życia nie można przegrać, jeśli nie da się za wygraną we własnym sercu.
I wreszcie życzę wam, żebyście nigdy nie czekali. Żebyście nie obudzili się w wieku 80 lat ze strachem, że życie przespaliście, przeczekaliście. Żyjcie tu i teraz, nie czekajcie z pewnymi decyzjami. Nie wiecie, ile czasu wam zostało. Nie wiecie jeszcze, jak łatwo przeczekać w kolejce życie. Kolejce, w której nikt oprócz was samych nie każe wam stać.

A czas liceum zachowajcie jako wspaniałe wspomnienia. Bo te nieraz działają jak balsam.

Rozstawaliśmy się z Leną mówiąc, że na pewno jeszcze się zdzwonimy. Nie zdzwonimy, wiem o tym. Jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi. Ja trochę za bardzo wariat, ona trochę za bardzo smutna. Nie jesteśmy już jak wtedy, dwa lisy kradnące kury pod osłoną nocy i śmiejące się, dwa dzieciaki, z których jedno chowało swoje problemy.

Lena zatrzymała się jeszcze na chwilę.
-A pamiętasz nasze ostatnie pomaturalne ognisko? Jak grałeś każdemu piosenkę?
-No pamiętam, wiele z nich to był żart.
-A pamiętasz co zagrałeś sobie?
-Pamiętam, zawsze takie rzeczy pamiętam.
-Ja też pamiętam. I wiesz co? Ta piosenka ci cholernie do dzisiaj pasuje.

-To teraz zagraj coś sobie jak jesteś taki mądry!-zaśmiała się podpita Lena, po tym, jak Kordian S. zagrał ze specjalną dedykacja dla niej „Poznańskie dziewczęta” Pidżamy. Wtedy pasowało to do niej, do jej szalonego kokieteryjnego charakteru i tego, jak klasycznie podbijała nos i wbijała ludziom na koncertach pieszczochy.
-Nie mogę sobie nic grać, to wy mi powinniście coś zaśpiewać!- wykrzyknął ze śmiechem.
-No już, nie pierdol! - z drugiej strony zadudnił głos Marka.
-A ma być śmiesznie czy na poważnie?
-Dawaj teraz coś na poważnie, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Kordian zastanowił się. Miał całkowitą pustkę w głowie. Bo co sobie może teraz zaśpiewać? Dostali w tym tygodniu wyniki matury, poszli świętować. Nowy etap w życiu.. Zaczynał go sam, musiał się zdecydować na wiele rzeczy. Nikt za niego nie zdecyduje. Ale wiedział, że ma już dosyć wszystkich bolesnych piosenek odnoszonych do siebie, on przecież chce żyć, zmienił się. Chce żyć i być synem niebieskiego nieba. Kochał ten kawałek zawsze. Ale dzisiaj go naprawdę poczuje. Żegna się i wita- będąc synem niebieskiego nieba. Ze starymi wspomnieniami i tymi, które zdobędzie. Każdego dnia.

-Mam! Ale to nie będzie o mnie, to będzie dla nas wszystkich- uderzył w struny gitary....



„W każdej sytuacji bez wyjścia
W każdym mieście w którym nabałaganiliśmy
Zawołaj, ja zachowam przelotne wspomnienia
Każda bezsensowna gra
Każdy wstyd który ofiarowujemy w grze
Zatrzymuje wspaniałe wspomnienia

Syn błękitnego nieba

Powiedziałbym raczej
To karmienie ptaków pogubionych w klatkach
Wyczekiwanie gdy nie mamy gdzie iść
Spacerujący muzycy w górze naszej drogi
Nabieranie innych, gdy nie mamy gdzie iść
Karmienie ptaków zagubionych w klatce
Bycie tak wolnym, odnajdywanie sposobu istnienia
Rozmyślanie, jak to sprytnie dzieje się, że zostaje się
że zostaje się

synem błękitnego nieba”

107 komentarzy:

  1. No właśnie...to jest temat, który można ciągnąć, ciągnąć i ciągnąć. Jak jesteśmy dziećmi wszystko wydaje się takie proste. Marzenia, które wtedy mamy...weryfikuje czas, błędy i wnioski jakie z nich wyciągniemy. Dziś wiem, że nie wszystkie marzenia się spełniają i proszę Cię, Kordian, nie mów mi, że jest inaczej. Może w Twoim życiu, kiedy jesteś samodzielny i niezależny od nikogo. W moim już tak nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie nie było proste kiedy było dzieckiem, wiesz? Ja nauczyłem się marzyć dopiero dorastając. Nie miałem beztroskiego dzieciństwa. Nie byłem beztroskim nastolatkiem, bo już w wieku 16 lat zarabiałem na rodzinę. Gdy miałem 23 lata zmarła moja mama i musiałem zająć się moim rodzeństwem nawet prawnie. O ojca nie ma co pytać. Jestem zależny od innych ludzi, oni są zależni ode mnie. Mam rodzinę, na którą muszę pracować, zajmować się. Jestem tym odpowiedzialnym. Ale to nic nie zmienia, wiesz? To jeszcze bardziej mobilizuje, to każe wręcz marzyć. W każdym życiu można sobie pozwolić na marzenia, tylko trzeba wierzyć. Ja przynajmniej tak to widzę, bo nie wierze tylko w niemożliwe. Wszystkie marzenia można spełnić tylko widzisz...one po prostu nie zawsze tak smakują, jak sądziliśmy. Z tym chyba mamy największy problem.

      Usuń
    2. Ja uwielbiałam marzyć do 11 roku życia...wtedy zmarł mój tata. Mój autorytet. Mój ukochany rodzic. I się pogubiłam...od tej pory wiele się działo - między innymi moje samookaleczanie się, nienawiść do matki i hmmm izolowanie się od siostry. Wiele mogłabym wymieniać.

      Usuń
    3. Przykro mi. Ale powiem może brutalnie...pewne rzeczy się dzieją, Dotykają nas, bolą. I pomimo nich możemy nadal być szczęśliwi, marzyć, pozwolić sobie na to. Tylko najpierw trzeba sobie poradzić z bólem. A na to są sposoby, każdy ma jakaś swoją drogę, żeby się udało. Przynajmniej ja w to wierzę. Wszystko da się naprawić- a jeśli nie, to zacząć na nowo. Póki żyjemy.

      Usuń
    4. Oczywiście, że pewne rzeczy po prostu się dzieją. Cóż, ja jestem zdania, że każdy dostaje to, co jest w stanie udźwignąć pomimo tego wszystkiego..

      Usuń
    5. Dlatego i ty to potrafisz udźwignąć. I zawalczyć, by było jeszcze lepiej:)

      Usuń
    6. ;) Pewnie masz w tym rację.

      Usuń
    7. A tak swoją drogą... jaką religię praktykujesz?
      (Un) Faithful

      Usuń
    8. Obrzędowo jestem wiccaninem, ale podążam też trochę w stronę tzw. szamanizmu i mistycyzmu:)

      Usuń
  2. Myślisz, że małżeństwo jest potrzebne? W sensie formalizowanie związku? Czasem wydaję mi się, że to wszystko komplikuje. Można przecież żyć bez papierka.

    Dołączam się do życzeń! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja jako człowiek religijny chciałbym wziąć ślub w obrządku swojej wiary nawet, chociaż moja religia nie wymaga uświęcania XD Tylko po prostu, ja osobiście chciałbym w swoje religii, co w naszym państwie nie jest jednoznaczne z formalizowaniem z kolei:) A czy jest potrzebne? Kwestia, czego chcą ludzie. Bo papier wiele ułatwia, np. w kwestii spadków, rent rodzinnych, informacji o stanie zdrowia jak np. twoja druga połówka jest nieprzytomna i tak dalej i to jednak cóż..bywa przydatne XD Po prostu kwestia jak ludzie to traktują, czego oczekują, czego potrzebują:) To ich sprawa, a nie żaden mus. Bo wiesz, jako symbol stabilizacji to nie działa jak dla mnie, rozwód łatwo wziąć XD

      Usuń
  3. Po maturze, po odebraniu wyników pierwszy raz w życiu poczułam ogromną pustkę. Nie wiedziałam co dalej. Nie miałam do czego wracać, a przede mną tyle dróg... Którą miałam pójść??? Papiery na studia złożyłam w ostatnim terminie pierwszej tury - tak na odczepne, bo rodzice za wszelką cenę pchali mnie na studia. Teraz wiem, że mieli rację, stanie w miejscu nie miało sensu. Teraz przynajmniej idę w przód... Przynajmniej..
    Wspomnienia ze szkoły średniej?? Ach... Gdy poszłam na studia znów zderzyłam się ze ścianą... Tam byłam kimś - ta niedobra, z charakterkiem, której nic nie można było zrobić - miałam same bardzo dobre oceny, jednak do lizusów się nie zaliczałam, wręcz publicznie ich HEJTOWAŁAM. Wszyscy nauczyciele mnie znali, uczniowie - jak się później okazało - też. Jak pisałam - byłam kimś w tym małym mieście. Przyjechałam na studia - i stałam się TAKA SAMA jak reszta. Szara myszka - eeee - nie lubię. Bardzo nie lubię. Cóż chociaż wspomnienia mi pozostają.
    Uświadomiłeś mi jeszcze jedną rzecz - niepotrzebnie na wiele rzeczy czekam, wiele rzeczy odkładam. Faktycznie - z czasem zapomina się o swoich marzeniach, pragnieniach . Co prawda pojawiają się nowe, ale dlaczego te poprzednie mają być skazane na śmierć??
    Aaaaa... I ja też nie przepadam za formą "Magda". Tylko ciiiii - nie mów nikomu jak mam na imię. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest granica. Wielu ludzi czuje tą pustkę po maturze, a jeszcze więcej z nich- przed końcem studiów. Jest nawet coś takiego jak magisterska depresja- bo jakiś etap się skończył. Bo życie trwa dalej i nieraz nam trudno przejść z jednego do drugiego...
      I idziesz- ale czy to właśnie ten kierunek, w którym pragniesz iść?
      To ja jednak przejścia na studia tak nie odczułem, wszędzie byłem jakoś rozpoznawalny chociaż...niekoniecznie tego chciałem. Ale też w liceum byłem właśnie prymusem z diabłem za skórą tak troszkę XD
      I hej, czemu niby masz być szarą myszką, co? Nie jesteś jak tło, jeśli się tak nie czujesz.
      Wiesz, moje marzenia na przykład też się zmieniły- ale może chodzi o to, żeby je mieć, żeby pragnąć, żyć przez pryzmat tego działania. Oddychać, po prostu żyć, czerpać z tego życia. To nie jest takie trudne, jak się wydaje
      Ok, nikomu nie powiem XD

      Usuń
    2. Nawet mnie nie strasz, że znów mnie czeka taka pustka prze końce studiów! Muszę robić wszystko, żebym wiedziała CO POTEM.
      Wiesz, jeśli chodzi o "słodkie i poukładane" życie - to tak. Studiuję to co mi się podoba - fakt, marzeń tym nie spełnię, ale może chociaż w przyszłości będę miała za co je spełniać. Zawsze lepiej iść w przód niż stać w miejscu.
      Powiem Ci tak - u mnie, żeby być oryginalnym nie trzeba się wysilać - ogólnie miałam ostatnio wrażenie, że ludzie patrzą na mnie INACZEJ, gdy przyjechałam. A gdy powróciłam do DUŻEGO MIASTA - znów wtopiłam się w tłum. Tutaj wszyscy są "dziwni" :D Może z jednej strony to dobrze? Widzę też większą tolerancję na ludzkie dziwactwa. :P
      No tak, trzeba marzyć. Życie bez marzeń chyba nie miałoby sensu, bo do czego byśmy dążyli??
      Dzięki . XD

      Usuń
    3. Ja nikogo nie straszę, ja tylko mówię, co się zdarza. Ale to też nie u każdego, więc wiesz XD
      Bo nieraz marzenia nie są oparte na studiowaniu. Studia to właśnie często tylko środek do celu, przystanek, na pewno właśnie lepsze to niż jakiekolwiek stanie w miejscu, to jasna sprawa.
      To ja też jestem dziwny jak żyję w Poznaniu?XD Ale fakt, większe miasta przymykają bardziej oko na pewne rzeczy nawet.
      Otóż to:)
      I nie ma za co XD

      Usuń
    4. Hahah, też! :D Ale czy to źle być dziwnym? Ja sama tutaj pomieszkuję, więc też się w tę dziwność wpisuję. :P Dziwność, która tutaj jest normalna. Tylko poza miastem jest dziwna.

      Usuń
  4. Wiesz co? Miałam bardzo podobne myśli podczas tegorocznej majówki i koncertu Farben Lehre. Pewnie kiedyś pisałam Ci, że moja przygoda z muzyką zaczęła się od punk rocka, a i Farbenów uwielbiałam. Wtedy nie było litości, glany, czupryna, pogo, siniaki i zdarte gardła. Tym razem staliśmy z tyłu. Moi przyjaciele popijali piwo, ja soczek (nieszczęsna grypa żołądkowa ;<) i tak sobie słuchaliśmy. I przypomnialo mi się, jak to było kiedyś, patrzyłam na te bawiące się dzieciaki. I wtedy P. powiedział do mnie: "tak się uśmiechasz... przecież jakbyś nie była chora, to poszlibyśmy tam teraz trochę ponapierdalać, jak na Jelonku, co?" O matko, jasne, że bym poszła! Kiedy ostatnio na jednym z koncertów powiedziałam na głos: "jestem za stara na pogo!" podbiegła do mnie pewna kobieta w glanach, ćwiekach i ostrym makijażu: "ty jesteś kurwa za stara? moje dzieci są w twoim wieku. chodź ze mną i nie pierdol!" - i tak mnie zaciągnęła w ściankę śmierci :P choć z tymi dziećmi przesadziła, później mówiła, że dała mi aż 17 lat :D

    ja też nie chcę dorośleć. też łażę w podartych trampkach, ciągle mam rude włosy, ciągle zakładam (choć nieco rzadziej) koszulki z zespołami, śmieję się na głos i mam durne pomysły. ale jestem szczęśliwa, że jest tak, jak jest. póki mogę, to chce taka być... kiedy mam być jeszcze dzieckiem, jeśli nie własnie teraz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni grali u ciebie? XD Widzisz, bo człowiek jest za stary tylko we własnej głowie na pewne rzeczy. Sam zaczyna się ograniczać, bo istnieje społeczna presja..ale czy warto się jej poddać, jeśli to ma zaważyć na naszym szczęściu? Moim zdaniem nie. Dlatego cóż..dobrze że za to jestem za stara na pogo za szmaty cię tam wyciągnęła XD

      Po prostu...może w tym biegu nie warto zapominać kim się było, kogo się ciągle ma w środku. Kim się chciało być. Może po prostu trzeba to nieraz zachować właśnie w środku i chociaż czasem z tym rozmawiać.
      Ale wiesz...dzieckiem? Zawsze XD Ale pod innym kątem:) Zwłaszcza, jak się ma swoje dzieci, to można być dzieckiem w dużej mierze i w wielu sytuacjach, tak już dosłownie XD Ale to inny temat:)

      Usuń
    2. no i to nie pierwszy raz :D mieliśmy też Bednarka xD
      swoją drogą w Karczmie Brackiej we Wronkach odbywają się świetne koncerty. w dodatku to genialna knajpka, w takim rock'n'rollowym klimacie ^^ i moi chłopcy kiedyś tam grali :) ta kobieta zmieniła moje życie i podejście, naprawdę xD

      jasne, że nie warto zapominać. ja ostatnio zaczęłam tęsknić. czułam, że ta presja, środowisko, w jakiś sposób na mnie wpływa. to, że nie ma moich dziewczyn, że mam wokół siebie przez pół dnia mega nawiedzonych ludzi... gdy pracowałam w pracowni plastycznej, szef (taki dobry wujek - świetny kontakt mieliśmy) mówił na mnie "kłaczolka" xD i zawsze powtarzal, że powinnam odkryć w sobie kobietę, przestać szurać tymi cholernymi trampkami i glanami na zmianę, założyć obcasy, spódniczkę itd. ostatnio wparowałam do niego na kawę, no pech chciał, że miałam moje podarte czerwone trampki. chciałam mu się pochwalić, jakiego Jima narysowałam ^^ a on: "ta kłaczolka nigdy z ciebie nie wyrośnie głupku, ale za to między innymi nie można cię nie kochać". i taka chcę zostać :D "kłaczolką" z durnymi pomysłami i śmiechem dziecka.
      wiesz co? jak ja się będę bawić z moimi dziećmi to dopiero może być wesoło xD

      Usuń
    3. Bednarek..ble! XD Nie lubię XD To muszę tam kiedyś wpaść, w ogóle pod spodem masz komentarz od dziewczyny, która była chyba na tym samym koncercie co ty XD Świat jest mały, co?XD
      To i dobrze. Czasem tacy przypadkowi ludzie otwierają nam oczy, zaważą jakoś na naszym życiu i nawet o tym nie wiedzą.

      Kłaczołka!^^ Zajebiste XD I właśnie o to chodzi...niektórzy mają to do siebie, że dorastają w inny, nieszablonowy sposób. Taki, który w schemacie społecznym wydaje się być dziecinadą ale..to po prostu inny sposób i ja się tego trzymam:) Więc taka zostań, bo to ci pasuje jak widać XD
      No ja się domyślam XD Mi starczy, że się bawię z siostrzeńcami XD

      Usuń
    4. Wymieniałabym dalej, cóż odwiedziło nas jeszcze w majówkę, ale nie wiem, czy to zniesiesz xD o, faktycznie :D świat jest malutki, niejednokrotnie się przekonałam o tym :P wpadnij koniecznie, pociągi praktycznie co godzinę ^^ jak będzie jakiś fajny koncert to dam Ci znać ;D ostatnio byłam tam na koncercie Indios Bravos :)
      Zgadza się :)

      Ano Kłaczolka xD Byłoby cholernie smutno, gdybym straciła całą taką.. radość dziecka. Naszło mnie i dziś, że nie warto się zmieniać, kiedy tak siedzę sobie w pracy i słucham Merkurego i przypomniało mi się, jak z szefem zawsze zgadywaliśmy Kalambury, a kto przegrał, stawiał Desperadosa po godzinach xD
      Jak ja z Malwiną - siostrą Patryka :P Nie opuszcza mnie na krok ^^

      Usuń
    5. No, liepiej mi tego oszczędź XD
      To może faktycznie podjadę jak będzie okazja?:) Bo czemu by nie, wiesz, ja bywam wędrowniczkiem trochę, to podjechać nie zaszkodzi XD

      Ja to bym wolał jednak zwykłe piwo od Desperadosa XD Znaczy, warto się zmieniać, jeśli sami wewnętrznie czujemy potrzebę zmiany, o:)

      Otóż to:)

      Usuń
    6. oszczędzę zatem :D
      jasne! :) to bardzo dobry pomysł jest ^^

      ja z tych wszystkich smakowych piw lubię tylko Desperadosa. nie wchodzą mi żadne reddsy, czy inne raddlery, czy jak tam się to pisze :D też najbardziej lubię zwykłe, a najbardziej żuberka ;)
      otóż to. :) a ja póki co takowej potrzeby nie czuję :)

      Usuń
    7. Znaczy...ja głównie lubię piwa takie prawdziwe, nie jakieś sieciowe.Najlepiej z małych browarów jakichś. Albo czeskie, o! XD

      Usuń
  5. Spotkania po latach potrafią zaskoczyć. Tak to jest: niektórzy zmieniają się całkowicie, niektórzy wcale. To przykre, co spotkało Twoją koleżankę. W końcu każdy trafi na swoją miłość, mam nadzieję...

    Mimo wszystkich gorzkich chwil, które na nas czyhają, życie jest piękne. Nigdy nie zaprzeczę. Jest wspaniale. Człowiek dostaje trochę szczęścia i jest zachłanny na więcej. Tak jak ja. Czy to złe? Gdy widzę tragedie innych i porównuje to z moimi problemami, to te moje "zachcianki" wydają się takie śmieszne. Powoli dochodzę do wniosku, że nie do końca doceniam to co mam. A przecież mam tak dużo, tylko jakoś tak wzięło mnie na marzenia. Dziękuję, Trzymam się trzymam, przecież nie jest tak źle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. Niektóre pozytywnie, inne negatywnie...ale zawsze czegoś uczą. W ogóle, drugi człowiek zawsze nas może czegoś nauczyć:)
      I oby jej się poukładało wszystko, też mam taką nadzieję.

      Bo właśnie nieraz to, że chcemy za dużo, albo zbyt zachłannie, wszystko naraz, sprawia, że to przesłania nam nieraz obraz tego, co już mamy. I chociaż trzeba pragnąć, trzeba też doceniać, wypośrodkować w tym wszystkim.
      I wiesz, jak człowiek porównuje to wydaje się śmieszne, ale nikt nie wyjdzie poza siebie i cóż- własne problemy dotykają nas najbardziej, to naturalne:)
      To dobrze, że się trzymasz no:)

      Usuń
  6. jej jak ty potrafisz opowiadać pięknie
    ehh matura... masz rację, to pewna granica
    ja mam wrażenie że była tak dawno.. i wszystko takie jakieś prostsze było, świat stał otworem, tyle że mało kto to wykorzystał
    większość w tym ja, zachowała się dokładnie jak Lena
    zmarnowała wakacje życia i nadal nie robi nic by o cokolwiek zawalczyć, spełnić się jakoś, żyć marzeniami
    mam nadzieję, że kiedyś też znajdę odwagę by sięgnąć po to czego pragnę
    nie chciałabym przegapić życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um, cóż, dziękuję:)
      Bo są w naszej społeczności pewne daty graniczne i nie idzie ich pominąć, mam takie wrażenie mimo wszystko. Że one dotyczą prawie każdego z nas.
      A mi się wydawało trudniejsze jeszcze wtedy, ale ja w ogóle jestem jakiś odwrotny:) I właśnie..to jest smutne, że jako ludzie mamy tyle możliwości, a poprzestajemy na półśrodkach często.
      Więc- tej odwagi ci życzę. Z całego serca.
      Bo nie warto tego robić.

      Usuń
  7. Widzę to w taki sposób, że stanęły po wielu latach przed sobą dwie osoby. Ona dużo przez ten czas straciła, Ty wiele zyskałeś.
    Doszłam do wniosku, że panicznie boję się być w tej samej sytuacji co Lena za kilka lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może właśnie coś w tym jest. Ja się zmieniłem, ona się zmieniła ale każdy w inny sposób. Ona się rozczarowała, ja się zachwyciłem.
      W takiej sytuacji tzn. dokładniej? Zgorzkniała czy zdradzona?

      Usuń
    2. Jedno i drugie :P Dżdższ... ciarki mnie przechodzą :P

      Usuń
    3. No tak, oba widoki na ew. przyszlość nie są za przyjemne że tak powiem

      Usuń
    4. Chociaż nie wydaje mi się by Lena zgorzkniała. Nie odniosłam takiego wrażenie czytając rozmowy. Boję się samotności. Po prostu.

      Usuń
    5. Jao dniosłem patrząc jej w oczy. Ale gorzki smak można z człowieka wypłukać jeszcze:)

      Usuń
  8. Po pierwsze, matura to bzdura, ale to już chyba mniej-więcej wszyscy wiedzą. Tak samo jest ze zderzeniem z rzeczywistością, po tym, jak myśleliśmy, że nasze życie będzie wyglądać, a że wygląda nieco (?) inaczej, to są nasze chore wyobrażenia, o świetlanej przyszłości, o spełnieniu X marzeń, o planach, które niekoniecznie mają jakiekolwiek pokrycie z tym, co naprawdę się zdarza. No i to jest w zasadzie smutne, ot co. Taka po prostu, po ludzku :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, matura jako po prostu kolejny schematyczny egzamin, jasne.
      Dlatego ja sobie za dużo nie wyobrażam, ja po prostu żyję:) I to jest właśnie smutne, że człowiek nawet gdy się rozczaruje- bo każdy się kiedyś rozczaruje- zaczyna gorzknieć. Nie powinien, to powinno człowieka tylko umacniać ale...jestem utopistą, tak, wiem o tym :P

      Usuń
  9. Ej, weź mnie nie strasz. Ja właśnie oczekuję od matury zmiany mojego życia. ;)
    I mimo wszystko proszę, żebyś za rok jednak życzył mi powodzenia na maturze, bo wydaje mi się, że w życiu jakoś sobie poradzę, a z matematyką niekoniecznie. :P

    Tak sobie pomyślałam, że Lena może dzięki temu, że teraz nie jest fajnie doceniła, to co było w liceum...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, to tobie będę życzył zdania matmy XD Ale zdasz ją na pewno, nie jest taka trudna:) Zresztą, pewnie jak dzisiaj zobaczysz arkusz to powiesz "jeny, jakie to proste!":)

      To też tak działa. Przez gorszy okres w życiu odwołujemy się do wspomnień i myślimy, że wtedy było lepiej. A to też niekoniecznie prawda, bo czas zniekształca pewne rzeczy w naszej głowie.

      Usuń
    2. Jak widzę arkusz, to czuję się jakby to nie była podstawowa matma, tylko rozszerzona fizyka i to po niemiecku. ;)

      Usuń
    3. Dla mnie był prosty...ale ja miałem matmę na studiach i tak dalej XD Wielu rzeczy musisz się jeszcze po prostu zgodnie z programem nauczyć i tyle:)

      Usuń
    4. Ja po prostu jestem humanistką. ;)

      Usuń
    5. Nie uznaję takiego tłumaczenia XD

      Usuń
  10. Dobrze nie mieć matury na karku i być zaledwie w 1 klasie liceum.
    Ale przecież znam to uczucie, że się coś przeczekało. Jak w "Poczekalni" starego, dobrego Kaczmarskiego. Słuchając to w gimnazjum rozumiałam, o co chodzi, ale nie czułam. Jeden rok w nowej szkole i jakoś rozumiem... Wiecznie przywaleni robotą i codziennością, najłatwiej jest nie marzyć, nie planować, nie myśleć, sama się na tym przyłapałam, że chcę tylko leżeć i spać. Przespać życie, a przecież jestem w liceum, w tym liceum, które tak wszyscy dobrze wspominają. Świadomość, że już nigdy nie będę miała wiecej czasu i więcej energii, daje trochę kopa i każe działać, ale na krótko. Wokół tylko frustracja, mamy po 17 lat, a potrafimy zachowywać sie jak zmęczeni urzędnicy z najniższą średnia krajową. Nie ma szans, zeby szaleć, każdy zawsze wymiguje sie lekcjami.
    Choć jednocześnie... Któryś z poprzednich komentatorów pisał (właściwie pisała) że była na koncercie Farben Lehre, stała z tyłu i patrzyła... Tak się składa, że chyba byłam na tym samym koncercie, ale w reprezentacji szalejących dzieciaków :P
    Tak, chyba umiem mieć marzenia. Muzyka. Ona wyklarowała mi drogę. Człowiek, który powiedział mi, że w moim wieku grał na gitarze gorzej ode mnie, teraz z tego żyje, kończy studia muzyczne, gra w zespole, wystarczył impuls, aby z normalnych studiów, z normalnego życia, przerzucił się na muzykę rockową. Już po maturze. To jest piękne. On dał mi szansę- mogę być kim chcę. Dał marzenia. Inni je odbierają, wiem, mówią, że nie mam talentu, że "Lennonem nie będę". Słucham i tych i tych, i szukam złotego środka.
    Ale zaraz znowu pochłania codzienność. Chyba nie umiem być taka jak ty, ale jednocześnie, nie umiem być też taka jak Lena. Mam nadzieję że muzyka mnie uratuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, masz jeszcze czas :)
      Otóż to..cholera, Kaczmarski pasuje wszędzie! Ale to trochę inny temat:)
      I właśnie o to chodzi, że może ta codzienność jakoś nas przywala jak mówisz, ale nie możemy się temu poddać po prostu, wiesz? Nie można się poddać tej "senności", temu marazmowi. Bo każda chwila życia jest cenna, jest jedyna, niepowtarzalna. Dlatego...warto się troszkę wysilić.
      I właśnie tak zauważyłem, że chyba byłyście z Asią na tym samym koncercie XD Świat jest malutki jednak XD
      I właśnie masz pasję. Wiesz, to chyba cholernie człowiekowi pomaga, czy jest to muzyka, malarstwo czy zbieranie znaczków. Bo to jest rzecz, której człowiek może się po prostu trzymać mocno, jak belki na morzu, gdy się zapomniało że się powinno pływać, a nie tylko dryfować, gdy się za bardzo zmęczymy. Dlatego...trzymaj się jej:) Ja też się tak trzymam w wielu momentach życia:)
      I codzienność pochłania każdego, mnie też i to bardzo:) Ale właśnie trzeba umieć się w tym odnaleźć. Nie zgorzknieć. I tego ci życzę przez nastepne długie lata w życiu:)

      Usuń
    2. huhu, świat jest mały ^^

      Usuń
    3. Aż za mały, bo już po raz który spotykam na blogach ludzi, których skądś kojarzę lub przypadkiem spotkałam ;) Akurat Farbeni grali w dwóch różnych miejscach tego dnia, ale Bednarek przeważył, bo na nim też byłam ;) Choć zasadniczo mieszkam w innym miejscu Polski...

      Usuń
    4. To ja się zastanawiam, gdzie cię tam do Asi na Farbenów przywiało... XD Wędrowniczka XD

      Usuń
    5. Wronki metropolia xD

      Usuń
  11. powiem ci, że dałeś mi teraz ostro do myślenia. a myślenie to dotyczy... mnie samej, jako właśnie maturzystki aka dzieciaka, który nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. przykro mi było trochę, jak czytałam o twojej znajomej Lenie. nikt by chyba nie chciał być właśnie w takiej sytuacji, ale tak naprawdę wiele ludzi się w niej znajdzie. i ja zastanawiam się czy do tej grupy dołączę. a w zasadzie... czy ja przypadkiem już w niej nie jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja o Tobie pomyślałem to pisząc, ale dlatego, że to za ciebie trzymam kciuki na tych maturach i wiem, że ty sobie z tą maturą świetnie poradzisz:)
      I hm..jesteś na rozdrożu. To fakt, że coś się kończy, coś zaczyna i...kwestia, co dalej. Ale o tym można pomyśleć, jak już zmierzysz się choćby z matmą, co nie?:)
      Wszystko zależy tylko od ciebie, powiem mało odkrywczo znowuż. Kim chcesz być, gdzie chcesz być, w której grupie jak to mówisz się znajdziesz. Więc...więcej nie muszę mówić:)

      Usuń
  12. No i popłakałam się, nie przy jakiejś książce, tylko czytając to co napisałeś. Jestem większym mazgajem, co? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogowie...ale czemuż się popłakałaś, dlaczego? No weź:)
      Dobra, oboje jesteśmy mazgajami XD

      Usuń
    2. No bo to moje pomaturalne zderzenie z rzeczywistością trwa do dziś jakby nie patrzeć...
      Pocieszające xD

      Usuń
    3. No tak, nie pomyślałem ale fakt, to zderzenie trwa..i wyjdziesz z niego zwycięsko, ja to wiem:)

      Usuń
    4. Byłoby miło :D Dzięki za wiarę, której mi brak :)

      Usuń
  13. Lubię mieć wszystko z góry zaplanowane i często zdarzało mi się panikować, gdy życie po swojemu "weryfikowało" moje plany często zrównując je z ziemią i pozostawiając tylko pył, szczątki opadające na moje drżące ze strachu i złości dłonie. Z czasem jednak zauważyłam, że coraz bardziej zaczynam panować nad tym wszystkim. Ręce mi już nie drżą aż tak, a złość kłębi się powolutku, bez potrzeby uzewnętrzniania się, bo powiedzieć, że znikła całkowicie to jeszcze nie mogę. Strach też się gdzieś czai, ale nie pozwalam mu biegać po umyśle, jak psu spuszczonemu ze smyczy. Te matury owszem - są pewną granicą, ale czy ja wiem, czy są też wyznacznikiem dorosłości? Nie czuję się dorosła i chyba nigdy się nie poczuję. Nie czuję się też dzieckiem. Czuję się sobą. Sobą, która ma plany i pewne sposoby na ich realizację, ale nie ufam temu do końca. Zbyt wiele z nich popadło w ruinę, by ufać kolejnym tworom wyobraźni. Nie lubię rozczarowań. Nikt nie lubi. Dlatego ograniczam je do minimum starając się znaleźć źródła szczęścia w codzienności. Czasem mi się udaje, czasem nie. Uczę się tego. Nie wiem, po co, ale czuję, że tak trzeba.

    Jutro sądny dzień. Mam 2 kalkulatory i nie zawaham się ich użyć. Potem zobaczymy, co mi życie zrobi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo planować można, ale właśnie trzeba o tym pamiętać, że los to taki chochlik i lubi nieraz nasze plany sobie pozmieniać. Bo może:)I właśnie może przede wszystkim chodzi o to, żeby właśnie nie panikować, gdy życie zrobi sobie z nami coś,czego samo chce. Musimy być elastyczni, a nie przywiązywać się kurczowo do pewnych rzeczy.
      Jest granicą nie dorosłości, a zmiany. Mi bardziej z tymi datami graicznymi idzie o to, że one nie wyznaczają dorosłości czy starości etc., ale wprowadzają zmiany. Z jednego etapu przechodzimy w drugi, a czy dorastamy..to już od nas zależy. To po prostu pole pełne możliwości i zależy od nas, jak to wykorzystamy.
      I może też o to chodzi, być sobą:)Po prostu sobą:)
      Nikt ich nie lubi, ale rozczarowania są też ważne, wiesz? Bo nas uczą, wytrwałości, siły po podnoszeniu się po nich. Mają i swoje dobre strony:)
      Więc rób tak jak czujesz i w tym bądź szczęśliwa:)

      Powodzenia na tej matmie, wiem, jak ciężko pracowałaś, żeby ją pokonać. Niech moc będzie z tobą XD

      Usuń
    2. Głupie to i nie sprawiedliwe, ale cóż. Wiesz, ciężko się do tego stosować. Tzn zależy to od wrażliwości, a jak wiadomo, każdy ma inną. Po jednych to, że coś się nie udało spłynie jak po kaczce, a dla innych to będzie koniec świata. Ja pewną lekcję wyniosłam, zobaczymy, na ile skorzystam z tej wiedzy w życiu :D Póki co jest stabilnie, ale jak długo, to się okaże.

      Matura w Polsce nie wiele zmienia xd No, chyba, że liczymy wyjazd za granicę w poszukiwaniu pracy :D Wtedy jak najbardziej :p

      W sumie rację masz z tymi rozczarowaniami.


      A z matmą to sytuacja jest taka, że: z zamkniętych mam 12 pkt + 2pkt z otwartego, którego mam na 100% dobrze. Nie jestem pewna, na ile mi uznają pozostałe zadania otwarte, ale liczę, że 1pkt/2 będę miała, bo wyliczyłam jedną z dwóch niewiadomych. Więc, albo mam idealnie na styk 30%, albo 28. Istnieje też prawdopodobieństwo, że zaliczą mi zadanie typu "udowodnij, że" i będę miała wtedy 17, albo przynajmniej 16 pkt. No kuźwa, wiem tylko, że poszło cieniuuutko. Jak zdam, to znaczy, że ja to jednak jestem w życiu zdana chyba tylko na fuksa :p

      Usuń
    3. (by zdać trzeba mieć 15pkt, tak dla jasności)

      Usuń
    4. Nie no jasne, każdy ma inną wrażliwość, inne granice, inne progi bólu że się tak wyrażę...nie można tutaj na pewno patrzeć też jakoś szablonowo. Chociaż mi jest ciężko na przykład poza osobistą perspektywę wyjść.
      Oby jak najdłużej:)

      I jeny..mam nadzieję, że z tą matmą jednak wyjdzie. Że minimum te 15 pkt masz, bo na to zasługujesz, naprawdę ciężko pracowałaś nad tym, nie obijałaś się, dlatego ci się to po prostu należy no. Pożyjemy, zobaczymy:)

      Usuń
    5. Wiem, bo nie wiem, czy jesteśmy zdolni w ogóle poza nią wyjść :)

      Usuń
    6. "Wiem, bo nie wiem" - Boże, mózgu, co Ty wygadujesz...

      Usuń
  14. Młodość ma to do siebie, że wydaje na się, że niemal wszystkie marzenia można spełnić, człowiek czuje się jakby świat stał przed nim otworem i wystarczy iść obraną ścieżką aby spełnić marzenie. Później jest to zderzenie z rzeczywistością, przekonujemy się, że nie wszystkie marzenia da się spełnić, że istnieją ograniczenia i bariery nie do pokonania i choć bardzo się chce spełniać marzenia, to chcieć nie znaczy móc.
    Ja też nieco zderzyłam się z rzeczywistością, jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że moje życie będzie wyglądało inaczej, że uda mi się złapać marzenia po które sięgam a okazało się, że są one lata świetlne ode mnie. Jednak ja nie potrafię odpuścić, nie dociera do mnie, że może nigdy nie zrealizuje tego o czym marze, to zabrzmi dziecinnie ale zrealizuje marzenia i koniec kropka - takie mam podejście do życia, dla mnie poddanie się, rezygnacja z marzeń to jak samobójstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest niby cecha młodości a ja jakoś...mam na odwrót. Mi się teraz, w wieku prawie 30 lat wydaje, że ie ma niemożliwego. Że z życiem można zrobić wszystko, tylko wystarczy pragnąć.
      I zawsze istnieją bariery, ograniczenia, jasne- ale te bariery powinny nas tylko mobilizować, dodawać nam sił:)
      A może to dobrze, że nie potrafisz jednak odpuścić? Ja mam wrażenie, że wszechświat często sprzyja upartym ludziom:) I coś w tym jest...takie mentalnie samobójstwo właśnie.

      Usuń
  15. A ja właśnie mam na odwrót. Ja ciągle powtarzam (chyba od gimnazjum), że jest mało czasu, że nie można stać w miejscu tylko biec i łapać życie garściami. Liceum mnie denerwowało jak cała szkoła bo uważałam,że mnie blokuje, chciałam jak najszybciej skończyć to... I choć wakacje po maturze były intensywne to rok pierwszy studiów znów czułam,że mnie zatrzymuje, potem kolejne wakacje - chyba jeszcze lepsze... Ale potem znów studia i znów jakaś frustracja, że to nie ta pełnia życia.
    Cieszę się,że miałam tą operację,że musiałam posiedzieć w domu na dupie i być przez moment bezradna by coś sobie przemyśleć i poukładać. I cały czas myślałam, jak nie teraz to kiedy? Co mi z pracy jak nie wyjadę w podróż?
    Teraz dopiero zaczęłam żyć naprawdę, studia to dla mnie nie ogranicznik, podróże może małe bo po Polsce ale w wakacje je rozwinę - chcę zwiedzić Barcelonę :)
    Ja się starzeję - jak każdy - z wiekiem nabieramy obowiązków i trzeba teraz korzystać. Ale by korzystać trzeba też się nie bać, próbować. To trochę smutne, że zapominamy o tym. Bo jako dzieci nie baliśmy się - jazda na rowerze? super! Uczymy się, przewalamy - jest radość. Zjazd na rowerze po schodach? Też super :D co z tego,że się połamiemy, pobrudzimy, poocieramy ale żyjemy! Wspominamy, cieszymy się z tych wygłupów, zabaw. Dlaczego jako dorośli się boimy? Boimy się zaczynać coś choć już nam nie grozi często ból fizyczny. Jedynie porażka, ale bez niej niczego się też nie nauczymy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja byłem trochę odwrotny, bo ja dopiero "na starość" wierzę w to niemożliwe i żyję w jakiś tam sposób pełnią. W gimnazjum bałem się wszystkiego, w liceum się zmieniałem dopiero.
      I czasem nas mobilizują pewne zdarzenia skrajne właśnie. Choroba, śmierć kogoś bliskiego...może dlatego, że w tym napięciu, zmianie jesteśmy do czegoś zmuszeniu, musimy się zastanowić, czy my też czegoś nie tracimy na co dzień. Wielu ludziom takie zdarzenia dają, paradoksalnie, pozytywnego bardzo kopa:)

      Właśnie to też o to chodzi..ktoś po drodze nam wpoił strach. A my go przyjęliśmy jak swój i boimy się żyć, próbować. Bo inni tak robią. I właśnie zapominamy, że to porażki nas uczą najbardziej, są cholernie cenne.

      Usuń
    2. To chyba się nazywa szok traumatyczny czy jakoś tak.. :)

      Ja właśnie zaczynam się brudzić, przewracać :) Jeszcze jest strach i wahania "zrobić? nie zrobić?" ale w końcu idzie głos" bogowie, przecież krzywda mi się nie stanie jak spróbuje, najwyżej odpuszczę" i się dzieje :P

      Usuń
    3. Może, nie wiem, nie znam się na nazwach:)

      Czy ty przejęłaś moje "bogowie" czy ty sama tak mówisz?XD

      Usuń
    4. Sama ;p Hahaha

      A na nazwach i ja sie nie znam. Czesto sie gubie w nich, ale to mi sie skojarzylo bo ostatnio w magazynie psychologicznym czytalam ;)

      Usuń
  16. Zajrzałam tu przypadkowo...I podoba mi się...
    Ja jestem na bieżąco z tematem matur.Młodsza siostra męczy się teraz na egzaminie;) I myślę o Niej...O sobie sprzed trzynastu lat...Wedy wszystko było łatwiejsze? Chyba nie do końca, był strach, obawy o to co będzie, ale było inaczej. Teraz też jest inaczej...Trójka z przodu. Inne myślenie. Bagaż doświadczeń...Są dobre i złe momenty,,,Są bardziej i mniej odpowiednie chwile...Życie;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to miłe:)
      No moja młodsza zdawała rok temu, teraz znam po prostu kogoś kto zdaje...także matury może nawet co roku to dla mnie jakieś wydarzenie:)
      Dla mnie wtedy wiele rzeczy było trudniejszych...i tak się zastanawiam- czy my czasem też nie idealizujemy tego czasu, bo w naszej głowie pewne rzeczy się też powykrzywiały? Wspomnienia bywają bardzo krzywym zwierciadłem właśnie.
      Zawsze są dobre i złe i to jest też piękne. Bez złych choćby nie docenialibyśmy dobrych i tak dalej:)

      Usuń
  17. Aż mi się smutno zrobiło kiedy czytałam. Sama zaczęłam się zastanawiać. Ja źle wspominam szkołę, ale w liceum zaczęłam wychodzić do ludzi, pokazywać siebie. Liceum był dla mnie czasem przemian jak i dla ciebie. Ale nie wróciłabym nigdy. Jedyne za czym tęsknie to za więzią, którą miałam z kuzynkami. Do tego bym chciała wrócić. Jedyna rzecz. Lecz do przeszłości się nie wraca.
    Szkoda tej Leny. To takie smutne, że nie cieszy się z życia. Wiadomo, że życie nie jest usłane różami i sami musimy się postarać by złapać trochę radosnych chwil. Ciągłe czekanie też źle działa, wiem, bo sama czekałam i nadal czekam, ale już nie skupiam się na oczekiwaniu tylko na łapaniu chwil. Tylko mnie dodatkowo męczy coś innego.
    Z chęcią bym jej pewnie napisała pozytywne chwile życia, ale usłyszałabym zapewno to co mi wszyscy mówią: skąd ty możesz wiedzieć skoro tego nie miałaś? Słyszę to za każdym razem gdy próbuję komuś pokazać jasne strony życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, czyli dla ciebie, pomimo złych wspomnień, to też był okres jakiejś przemiany. Jakby nie było, w tym wieku po prostu dorastamy, czyż nie?
      Ale więzi można odnowić chyba niezależnie od czasu, co?:)

      I szkoda. Ale może życie się jej jeszcze odmieni, przecież ma dziecko, ma ileś lat przed sobą, ma wiele możliwości. Tylko musi może się otrząsnąć, ogarnąć. Pięknie żyć można jeszcze zawsze, tylko trzeba zacząć coś z tym życiem robić więcej:)
      I każdy ma jakiegoś robala co go gryzie jak mawiają, swoje demony..ale przecież te demony też idzie pokonać. A w ogóle to one bywają piękne też nieraz.
      Nigdy nie wiesz. Czasem to może komuś pomóc, nie można z góry zakładać:)

      Usuń
    2. Oj tak, dorastamy. Taki właśnie to jest okres :)
      Powiedz to moim kuzynkom. Jestem dla nich niegodna uwagi. Za dziecinna itd
      Odmieni jej się. Pewnie nadal przeżywa zdradę i to zaćmiło jej szczęście.
      Każdy ma jakiegoś demona, to prawda. I fakt niektóre bywają piękne ;)
      Ja za każdym razem próbuję pokazać jasne strony czy jestem skazana na porażkę czy nie ;)

      Usuń
    3. Aha, rozumiem, czyli mostu nie da się zbudować, bo nie ma z drugiej strony kamieniarza, że tak to ujmę metaforycznie.
      Jasne, pewne rany wymagają po prostu czasu, żeby móc się zabliźnić.
      Porażka nie zawsze jest porażką, dzisiaj też sobie to przypomniałem z kolei:)

      Usuń
  18. i to jest przykład, gdzie jest większe prawdopodobieństwo, że dawnego znajomego prędzej spotkamy na ulicy niż się z nim umówimy. :) moim zdaniem są to najprzyjemniejsze spotkania. no bo tak naprawdę zapomina się o ludziach, których kiedyś widziało się na co dzień czy to w szkole, czy w pracy. nawet nie ma czasu się napisać i zapytać o spotkanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też jest prawda, z niektórymi ludźmi po prostu więzi się rozluźniają..nie można też wiecznie z każdym, kogo spotkaliśmy w życiu, z kim pracowaliśmy, studiowaliśmy etc. utrzymywać bliskich kontaktów, to po prostu niewykonalne...a szkoda nieraz.

      Usuń
  19. Dopiero za dwa lata,ale dzięki. Przyda się. Choć ja tam w marzenia nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nie się nie wierzy. One są, albo nie, po prostu.

      Usuń
  20. Dla mnie też Liceum to najfajniejszy czas w życiu, Jak tak patrzę, to te kilka lat pozmieniało życie moich przyjaciół diametralnie. Większość jest już w związkach małżeńskich, mają czasem już po 2 dzieci. Czułam taki trochę uścisk zazdrości patrząc na nich, a teraz jak tak piszesz to sobie myślę, że może dobrze, że miałam ten czas, by trochę poukładać sobie w głowie, by spróbować wielu rzeczy... Chyba dobrze. Chyba tak.
    A Son of the blue sky zawsze chyba bardziej będę kojarzyć z Makowieckim niż z Wilkami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nadal tkwimy w okresie tych intensywnych zmian...budujemy życie, cały czas. Potem to tylko minimalnie zwalnia chyba.
      Dobrze, że masz czas jaki masz, masz to co masz i cóż...po prostu zostaje to wykorzystywać, jak najmocniej się da:)
      Wilki, tylko Wilki! Tym razem żadne covery XD

      Usuń
    2. No niech Ci tam:)) Sentyment mam po prostu do młodzieńczych miłości, a Tomek miała taaaakie oczy...

      Usuń
  21. Po przeczytaniu tej historii, przypomniała mi się jedna dotycząca mojej znajomej z gimnazjum..
    Kiedy ja zaczynałam studia, ona wzięła ślub, urodziła dziecko, kiedy studia kończyłam, ona brała już rozwód. W ciągu 5 lat może się tak wiele zmienić w naszym życiu.. czy to na gorsze, czy na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Wbrew pozorom 5 lat bywa szmatem czasu albo mgnieniem oka...I każdy ma jakieś swoje inne tempo właśnie. A jak to wychodzi? Po prostu różnie.

      Usuń
  22. "ludzie którzy stali się wspomnieniami. Słowami, zamazanym obrazem."
    - Trafne.

    "...ja to sobie po prostu inaczej wyobrażałam..." - ja powiem własnymi słowami. Po co Ci to? Jeżeli miłość jest prawdziwa, to będzie trwała bez przysięgi. Chyba, że Ci do czegoś papier potrzebny, to się żeń.

    "wszyscy mieliśmy jakąś wizję swojej przyszłości" - tak, niedawno o tym u siebie pisałam. Że człowiek czasem zastanawia się, że mimo iż żył dobrze, pełen jest problemów i wcale nie ma tęczy i słońca. Że trzeba sobie samemu to słońce zaświecić. W zasadzie tęczę też można sobie zrobić, ale to nie będzie taka prawdziwa tęcza...

    "Bo potem zapomina się o swoich marzeniach." - coś w tym jest... Bo potem człowiek popada w taki jakby... marazm. Nie tyle zapomina, ile po prostu boi się marzyć, bo stał się bezsilny. Zapomina raczej o tym, że marzenia po to są właśnie, aby je spełniać!

    "To smutne, cholernie smutne, jak niektórzy ludzie rozbijają się o rzeczywistość." - Nic dodać, nic ująć.

    Od razu wiedziałam, że to będzie piosenka Wilków XD :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tu nie chodziło o sam papier, a o uczucie, że się zmieniło. Że całe życie było inne, niż sobie wyobrażała. I niektórzy chcą ślubu:) Ich sprawa, ja na przykład chciałbym ślub ze względu na swoje wyznanie, chociaż nie ma on mocy prawnej. Ale jestem człowiekiem wierzącym i chociaż sakramenty nie są potrzebne, nie w mojej wierze np. grzechu seksu przedmałżeńskiego ( w ogóle grzech seksu wtf XD) ale po prostu chciałbym:) Bo to też fajne święto po prostu dla dwójki ludzi:)

      Otóż to. Na to słońce też trzeba, choćby w swojej głowie, zapracować.

      A ja w taki marazm nie chcę popaść:)

      No a jak inaczej! XD

      Usuń
  23. Od razu zaczęłam się zastanawiać jak ja będę wspominać liceum i jak bedzie wyglądało moje życie. Mam niepokojące wrażenie,że okaże się,że będę jedna z tych osób, które prześpią życie. Że obudzę się po osiemdziesiątce i stwierdzę,że moje dotychczasowe życie było niezwykle nudne.
    Znam podobną osobę do Leny. Wspomina przeszłość, studia i rzeczy, które się kiedyś działy. Jest wiecznie smutna i niezadowolona. A najgorsze jest to,że nie wiem jak jej pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz..to jak będzie wyglądało twoje życie, zależy tylko od ciebie samej. Od nikogo innego tak naprawdę. Więc jeśli chcesz - zmień je, by takie nie było:)

      Bo nie można nieraz pomóc, wiesz? Człowiek nieraz sam musi się zmierzyć z rzeczywistością.

      Usuń
  24. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja, będąc aktualnie w liceum, obawiam się, że nie będę mogła wspominać go dobrze. To dziwne, bo wszyscy mówią zgodnie, że jeszcze nie raz za nim zatęsknię, i że to przepiękny czas. Przyjaźni, miłości i tak dalej. Ja póki co w ogóle tego nie zaznałam i być może to moja wina, bo nie umiem otworzyć się na ludzi. Tymczasem mama wspomina, tata wspomina - znajomych, ogniska, rajdy... A ja cóż? Odrabiam lekcje, śpię i snuję przemyślenia godne starca, który już dawno utracił wiarę w przyszłość. Ale chociaż wyrosłam z tego okresu buntu i ubierania się na czarno, tak jak to było jeszcze na początku gimnazjum. W porównaniu z tym okresem liceum jest sto razy lepszy, więc chociaż tyle ;P.

    Tymczasem aktualnie czuje się starsza niż faktycznie jestem, jakbym przeżyła przynajmniej pół wieku! Wciąż poważna i jak przystało na "dorosłą", wiecznie zmęczona...
    Mimo wszystko, kiedyś byłam chyba dużo większą marzycielką. Myślę że to napędzało mnie do działania. Teraz wszystko planuję bardzo drobiazgowo i duszę w sobie te najśmielsze i najbardziej "niepoważne" chęci, doświadczona tym, że przecież i tak mi nie wyjdzie, że to przecież tylko głupie marzenia 17-latki.
    Muszę natychmiast przestać. Przecież ja nie cierpię takich ludzi!

    Dobrze, że nie stajesz się smutny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie pomimo dziwactw moich i problemów to i tak był dobry czas i właśnie..to jest też czas zmian, czas na podejmowanie decyzji. W czasie liceum cholernie się zmieniamy jakby nie było.
      Ale właśnie na wspomnienia, te dobre zwłaszcza, musimy nieraz ciężko zapracować. Odważyć, się otworzyć...kto wie?
      Wiesz, że w liceum tez się czułem momentami mentalnym starcem? Ale to się zmieniło, więc jeśli ciebie to gryzie..to też się zmienić może:) Bo po co właśnie się "męczyć" nieraz? Wszystko zależy od nas samych.

      Usuń
  26. Strasznie smutna historia. Ja jestem na II roku studiów, więc maturę zdawałam całkiem niedawno, a już dziś widzę, że ludzie z mojej byłej klasy całkowicie się zatracili. Za kilka lat pewnie też nie będziemy mieli o czym rozmawiać i będziemy w innych światach, jeśli przypadkowo spotkamy się na ulicy. Większość osób z mojej byłej klasy nie poszło na studia, siedzą w domach jako bezrobotni. Ktoś nawet idzie teraz odsiadywać wyrok.... Tylko 2 osoby oprócz mnie są na studiach. Wystarczyły 2 lata żeby tak wszystko się pozmieniało w życiu bardzo wielu fajnych ludzi na gorsze. Mam nadzieję, że mnie spotka coś dobrego bo nadal wierzę w marzenia mam wielkie plany, oby było dobrze. I smutno też, że Twoja znajoma tak źle mówi o małżeństwie przecież fajnie jest przypieczętować swój związek. Rozwodzi się ale pewnie piękne chwile ze swoim mężem również przeżyła i mogłaby wziąć je pod uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z dużą ilością osób z liceum mam dobry kontakt i na szczęście nie zawsze to są smutne historie...ale i tak jest takich wiele. Też takich, o jakich piszesz, to zasiedzenie, 2 lata...i tyle zmian. Na gorsze niestety często.
      I pewnie weźmie- jak utworzą się blizny. Jak rany są świeże, trudno myśleć o tym dobrym. To zawsze czasu po prostu wymaga:)

      Usuń
  27. Uwielbiam ten kawałek chyba najbardziej ze wszystkich kawałków "Wilków". No może jeszcze "Moja Bejbe" go przebija dla mnie...
    Co do głównego tematu - u progu dorosłego życia pełni jesteśmy nadziei, którą życie weryfikuje. I życie okazuje się zupełnie inne niż sobie wyobrażaliśmy. Sekret chyba polega na tym, żeby nie ulegać schematom czy naciskom innym i robić to, co podpowiada nam serce. Życie wg schematu jaki mieli nasi rodzice wcale nie musi być dla nas najlepsze, a każda trzcina, która będzie się bez końca naginać, w końcu pęknie.
    Mam nadzieję, że Twoja koleżanka, kiedy już emocje opadną po rozwodzie, znów złapie wiatr w żagle. Bo życie jest trudne, bardzo trudne, ale jest też cholernie piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ten o którym piszesz też bardzo lubię:) Dobry klimat początku lat 90-tych XD
      I jasne, życie jest często różne od naszych wyobrażeń..ale to nie znaczy, że jest gorsze. Można się w nim przecież odnaleźć:)
      I właśnie, to jest cały sekret, ten o którym piszesz. To wydaje sie wręcz banalne, ale cóż, banały sa najtrudniejsze nieraz....

      Usuń
  28. Nie wiem, o co chodzi, ale czytając Twój post weszłam na Facebooka i pierwszy obrazek, jaki zobaczyłam to ten: https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-frc3/t1.0-9/q71/s720x720/10314563_638124256268831_4937717119186354817_n.jpg

    To tak w ramach "podsumowania", aczkolwiek nie do końca. Kiedyś już Ci pisałam o tym (mam nadzieję, że dobrze pamiętam, że to z Tobą o tym pisałam?! :D), że podobno mamy wpływ na jakieś 10 czy 20% tego, co się nam w życiu przydarza. Ale zawsze to jakiś wpływ, nie? Tylko gorzej, że czasem mi się nie chce wpływać na niektóre i zostawiam je takie... nieruszone.

    I przeraża mnie to, że wszyscy wokół zaręczają się, biorą ślub, mają dzieci, układają sobie życie, są tacy " dorośli i ułożeni", a ja dalej w wieku moich 23 lat "jestem jaka jestem" , jak to śpiewa Ani Wyszkoni.

    PS Też mam na imię Magda, zdrobnienia Lena nigdy nie praktykowałam, ale za to nienawidzę, gdy ktoś mówi do mnie "Madziu" albo "Madzia" (z wyjątkiem babci i cioci). Ale w pozostałych przypadkach - aż mi ciśnienie skacze :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrazek niezły, nie powiem XD
      Yuo, to mi to pisałaś:) Zawsze jest właśnie ten choćby mały wpływ, a jak nie..wiele zależy od naszego stosunku do wielu rzeczy, na które nie mamy wpływu, przynajmniej ja tak uważam.
      Najważniejsze, żeby to tobie było dobrze z tym jestem jaka jestem. Nic więcej się nie liczy:)
      Zapamiętam XD

      Usuń
  29. Ja akurat lepiej wspominam licencjat ale w liceum też było spoko :) Do dziś mam kontakt z niektórymi koleżankami ze szkoły chociaż minęło dużo czasu :)

    A tą piosenkę uwielbiam! A wiesz, że dzisiaj dopiero zrozumiałam o czym jest ta piosenka? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że i tu i tu są dobre wspomnienia:)
      Cóż..lepiej późno niż wcale jak to mówią XD

      Usuń
  30. Trafne spostrzeżenie z tym łapaniem Pana Boga za nogi - tak chyba myśli większość młodych ludzi zaraz po maturze, a potem życie szybko weryfikuje nasze buńczuczne marzenia, naszą rzekomą mądrość i zaradność. Szczególnie wtedy, kiedy para młodych ludzi hop-siup bierze ślub i płodzi śliczne różowe dzieciaczki, a chwilę potem bańka mydlana pryska i stwierdzają ze zgrozą, że już nie są tacy jak dawniej i w ogóle nic nie jest takie jak dawniej. Tak się składa, że sama w ten sposób postąpiłam, zamiast studiować beztrosko, ja zakuwałam wśród pieluch i kaszek, nie w głowie mi było życie studenckie, bo instynkt macierzyński ciągnął mnie do domu, gdzie dzieci czekały. Dzięki temu, że wcześnie urodziłam, moje dzieci są już dorosłe i teraz mam ochotę udusić obie ich babcie, gdy niby żartem pytają moje dzieci o plany matrymonialne. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o łapanie Pana Boga za nogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, czasem ideały młodych ludzi są całkiem niespójne z otaczającą ich rzeczywistości...i to zderzenie jest przykre, ale powinno mobilizować, a nie uginać karku jeszcze bardziej.
      I niech babcie faktycznie się lepiej nie wtrącają XD

      Usuń
  31. ojej, uwielbiam wspomnienia z liceum.. tylko, że ja z przyjaciółmi z LO utrzymuję stały kontakt, więc na bieżąco widzę ich przemiany - od pieszczoch do ogarnięcia ;)
    a wakacje po maturze - jej, to były czasy.

    ciągle jak tak scrolluję w górę i w dół to mi się wydaje, że na miniaturce teledysku jest pieseł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja z niektórym nadal mam właśnie taki bieżący kontakt ale po prostu...nie ze wszystkimi:) Nie da się tak, po prostu.
      Ale jest wilk XD

      Usuń
  32. Liceum...
    Właśnie jestem w trakcie pisania matur... a prawda jest taka, że liceum to najgorszy czas mojego życia... wiem że już sie kończy, może nawet już się skończył ale wszystko jest jeszcze świeże. Po 3 latach trudno jest uwierzyć w "koniec" tego koszmaru... Okropne wspomnienia, ogromne straty... upokorzenia i strach... nic przyjemnego ... Na szczęście to już koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc jeśli to najgorszy czas- to po prostu trzeba walczyć, żeby każdy następny etap życia był wspanialszy. Żeby nie można było tak o nim rzec:) I ta ulga powinna dać do tego siłę, tego życzę.

      Usuń