Zderzyłem się z nią na ulicy, kiedy
wracałem do domu z pracy. Wyszedłem wcześniej, wszystko było pozałatwiane, papiery pozanoszone...można było sobie pozwolić na miłe, słoneczne popołudnie.
-Kordian S.!- wykrzyknęła na
całą ulicę. W pierwszy momencie nie poznałem.
-Lena? -zapytałem zdziwiony.
Lena, moja Lenka kochana! Tyle lat się nie widzieliśmy! Jedyna
Magdalena, która nie pozwalała mówić do siebie per Magda i
wiecznie mówiła mi po nazwisku. S. to, S. tamto. Moja Lena, z którą
spędziłem 3 lata w jednym liceum, w jednej klasie. Razem
wysadzaliśmy w powietrze laboratorium chemiczne, byliśmy w teatrze,
chodziliśmy na wagary i kupowaliśmy szlugi na sztuki w pubie o
wdzięcznej nazwie „Szuwarek”, którego od wielu, wielu lat nie
ma. Zresztą, pub to słowo na wyrost. Miejsce gdzie sprzedają
właśnie ćmiki na sztuki i tanie wina na szklanki jest zwykłą
meliną. -Lena, to ty? Nie poznałem cię cholera!
-A ja ciebie od razu, prawie nic się
nie zmieniłeś, nadal wychudzone szczudła z ciebie!- zaśmiała
się. Spojrzałem na nią uważnie. Naprawdę się zmieniła. Włosy
nie były już nastroszone i pofarbowane na dziwaczną czerń
atramentu, tylko były ładnie przycięte, ułożone, w kolorze
ciemnego brązu. Ubrana była normalnie, nie miała już pieszczoch
ani długiej gotyckiej spódnicy do ziemi. Ładna, spokojna kobieta
przed 30-stką. Taka, jaka powinna być. Z ładnym uśmiechem, ale
poważna.
-Teraz nie wiem, czy to komplement-
zaśmiałem się i naprawdę nad tym zastanowiłem. Ona taka ładna,
ułożona, a ja? Ja to dawny ja. W rozwalonych trampkach, zarośnięty,
z tą strzechą włosów gdzie każdy nadal idzie w swoją stronę.
Z reguły gdy spotyka się znajomych,
mówi się „zdzwonimy się” i każdy idzie w swoją stronę. Ale
my od słowa do słowa doszliśmy do pobliskiej kawiarni, jednej z
przytulniejszych w okolicy Starego Rynku. Oboje mieliśmy trochę
czasu.
Usiedliśmy, zamówiliśmy kawę nie
mogąc przestać mówić. A pamiętasz tą Baśkę? Skończyła
prawo! A tego Marka z humana? No, pamiętam, wyjechał do Anglii i ma
tam własną firmę...ludzie, ludzie, ludzie którzy stali się
wspomnieniami. Słowami, zamazanym obrazem. Kiedyś obecni
namacalnie...dziś są daleko. Co się stało z naszą klasą, jak
zapytałby Kaczmarski.
-Dobra, Lena, ale lepiej mów, co
tam u ciebie.
-Dawno się nie widzieliśmy, co?
Właściwie dlaczego?- zapytała i spojrzała tak jakoś smutno.
-Nie wiem. Ile to już lar? 4? 5?
Jakoś to się wszystko rozeszło jak urodziłaś dziecko.
Przestaliśmy wszyscy mieć czas, ty byłaś zajęta. Wiesz jak jest.
Życie.
-Ano tak, życie.
-No więc trzeba to nadrobić. Więc
opowiadaj, co tam u Zbyszka?
-Rozwodzimy się. Zdradził mnie.
-Och...- nie wiedziałem co
powiedzieć. - Nigdy bym się nie spodziewał- Bo naprawdę,
nigdy bym się nie spodziewał. Zbyszek? Ten Zbyszek, z którym
rozwaliliśmy auto jego rodziców, ten, który od pierwszej klasy
liceum był w Lence szaleńczo zakochany? Nasza miss i mister
zakochania?
-Wiem, ja też nie. Ale to tak się
nieraz układa, S. - maniera mówienia do mnie po nazwisku nie
przeszła jej pomimo lat- Wiesz, to tak jak my w pierwszej klasie
liceum nie sądziliśmy, że tuż przed maturą rozstaniecie się z
Ewką, wy, nasze bliźniaki.
-To było okropne, jak do nas tak
mówiłaś- zaśmiałem się i zacząłem wspominać, jak Lena
właśnie pierwsza rzuciła, że niby para, ale jak rodzeństwo
wyglądamy. Oboje wysocy, czarnowłosi, skrajnie chudzi. Wiecznie
ponure werteryczne natury. -Masz z nią jakiś kontakt?
-Nie, od wielu lat nie. Zresztą
chyba nikt z nią nie ma bliższego kontaktu, tylko przez facebooka
możesz się dowiedzieć co u niej. Właśnie, masz facebooka, S.?
-A wiesz że nie? Jakoś unikam.
-Szkoda, łatwiej by się było z
tobą skontaktować.
-I tak jest łatwo. Numeru telefonu
nie zmieniałem, mieszkam nawet tam gdzie mieszkałem, jak ktoś
chce, to mnie znajdzie póki co.
-Nie ożeniłeś się?
-Nie. Chciałem, ale nie wyszło.
Pamiętasz ta Ankę, co z nią się zszedłem zaraz po liceum? No to
z nią chciałem, ale widzisz, znowu- życie.
-I ciesz się, że nie wyszło.
Małżeństwo nikomu nie służy.
-Lena, co ty za bzdury gadasz. Ja
wiem, że może wam nie wyszło, ale wiele ludzi jest szczęśliwych.
-Wiesz, S. ...ja to sobie po prostu
inaczej wyobrażałam wszystko.
Lena zaczęła opowiadać. Smutno
opowiadać, że myślała, że będzie inaczej. Że przecież jak
dorośnie, jak już będzie po tej maturze, to inaczej sobie ułoży
życie. Bo przecież to się wydawało takie proste, studia, mąż,
dzieci, praca. Sielanka. Miała wizję, czekała aż ona się spełni.
Czekała najpierw do matury, potem do końca studiów, do ślubu, do
ciąży, do końca pierwszej ciąży, do doktoratu...Czekała.
Właśnie czekała.
A ja pomyślałem sobie, że wszyscy
mieliśmy jakąś wizję swojej przyszłości. Wszyscy zdając tą
maturę, sądziliśmy, że złapaliśmy Pana Boga za nogi, że to już
ten moment, który wszystko zmienia. Myśleliśmy, czekaliśmy,
mieliśmy swoje wizje...a zapominaliśmy w pewnym momencie, że
czekać nie można. Tak jak wtedy, po maturze.
-Co będziesz robił w te
najdłuższe wakacje S.? - rozmawiałem z Leną przed którąś
lekcją, krótko przed samą maturą.
-Jak pozałatwiam całe to
roznoszenie papierów to jadę do pracy, za granicę. Dorobię sobie,
pozwiedzam. Wiesz, jakbyście ze Zbyszkiem chcieli ,to możemy jechać
np. razem do Francji, najpierw się zarobi, potem pozwiedza zamki nad
Loarą...
-Zamki nad Loarą! Zawsze
chciałam je widzieć!
-No to czemu nie, pogadaj z nim i
jedziemy razem!
-Nie wiesz, jakoś tak...pewnie
pojedziemy nad morzę, do pracy może za rok,dwa pojedziemy....mamy
na to czas, wiesz.
-Widziałaś te zamki nad Loarą,
Lena?
-Co? Jakie zamki?
-Kiedyś strasznie chciałaś je
zobaczyć, przypomniała mi się jedna nasza rozmowa. Pojechałaś
tam w końcu?
-Nie, nie widziałam żadnych
zamków. Kto by tam o tym teraz myślał, nie mam czasu, mam dzieci,
pracę, rozwód na głowie.
-No tak, kto by tam o tym myślał.
Może nie można było na to czekać
Lena? Może nie można nieraz czekać na pewne rzeczy, powiem po raz
kolejny. Bo życie jest tu i teraz. Jakbym wtedy wiedział pewne
rzeczy, gdybym był mądrzejszy o te parę lat, powiedziałbym jej
wtedy, że może jednak warto zaryzykować i pojechać na wariata. Bo
potem zapomina się o swoich marzeniach. Bo potem zapomina się o
mrzonkach. Ja tego zapomnieć nie chcę. Nigdy, nigdy, nigdy. Nie
chcę czekać, nie chciałem już wtedy. Bo życie trwa tu i teraz,
zawsze. Toczy się swoim rytmem. Zawsze jest czas na tworzenie
wspomnień, Lenka, zawsze był i zawsze będzie. I na wspomnieniach
nie możemy poprzestawać. Nigdy. Bo życie było, jest i będzie,
póki nie wydamy ostatniego tchnienia.
Patrzyłem na nią z uwaga. Jak pije
kawę. Jak porusza dłońmi. Jak śmieje się do wspomnień. Nie do
życia tu i teraz, a do wspomnień.
-Wiesz, że z licem mam najlepsze
wspomnienia? Studia to już nie było to samo, bo szybko urodziłam
Asię, wiesz, moją córkę, ten ślub, wszystko po kolei. Liceum to
był chyba najlepszy czas w moim życiu. Drugi się taki nie zdarzy.
-Masz w jednym rację Lena,
powtórzyć tego nie można. Ale nigdy nie wiesz, czy to twój
najlepszy czas w życiu. Jeszcze pełno go przed tobą.
-S., nie oszukujmy się. Nigdy już
nie będziemy tacy beztroscy i szaleni jak wtedy.
Pomyślałem o sobie w czasach liceum.
Beztroski i szalony? Tak mnie wtedy widziała Lena, nas wszystkich, a
w tym mnie? Może dlatego że nie widziała nigdy moich pociętych
rąk. Nie słyszała moich spazmów. Widziała wystylizowanego
chłopaka z muzyką i teatrem, trochę buntowniczego i krzyczącego,
że sztuka ma swoje prawa. Może niech tak mnie zapamięta, a nie to,
że liceum było dla mnie czasem przemiany. Że to właśnie dopiero
po liceum zacząłem mieć nadzieje, marzenia, przestałem wyć
nocami życząc sobie śmierci. Że beztroski dopiero zacząłem się
uczyć.
Jak bardzo człowiek może wydawać się
różny różnym ludziom.
Ale lepiej może tego nie psuć.
-Może coś w tym jest Lenka-
zaśmiałem się. - W sumie od liceum nikt mi nie groził procesem
o obrazę uczuć religijnych
-O Boże, pamiętam to! Jak ciebie i
Ewę chcieli ze szkoły wywalić, a ksiądz prawie dostał zawału i
wrzeszczał w auli, że was pozwie, bo jesteście już pełnoletni!
-No, zaszaleliśmy troszkę z tym
spektaklem wtedy, to fakt. Widzisz, teraz dorosłem na tyle, żeby
szanować cudze uczucia. W ogóle się trochę pozmieniało. Czas
zmienia nasz wszystkich.
-Zmienia. Nie chciałbyś czasem
wrócić?
-A wiesz, że nie?
-A ja tak. Bardzo.
Bogowie, jakie to było smutne. Jakie
gorzkie.
Rozgryziony piołun na wargach nie jest
tak gorzki, jaj rozczarowanie życiem drugiego człowieka. Człowieka,
który był kiedyś bliski, a teraz jest rozmazanym obrazem. To
smutne, cholernie smutne, jak niektórzy ludzie rozbijają się o
rzeczywistość. Gdy przymierzają ją jak drogą sukienkę do swoich
wyobrażeń i stwierdzają, że wyglądają w niej źle, że to
płótno krępuje ich ruchy.
Gdy wróciłem do domu, włączyłem w
kuchni radio. Mówili o dzisiejszej maturze. Jakie to symboliczne, że
dzisiaj spotkałem Lenkę. Tą osobę, która jest już kimś
zupełnie innym, tą, która z roześmianej dziewczyny zmieniła się
w smutną kobietę przed 30-stką, już zmęczoną życiem. Kim
będzie za 20 lat? Kim będę ja? Czy nie zrezygnuję z marzeń? Ja
nie mam zamiaru. Nie chcę tak właśnie gorzknieć, dzieciak we mnie
się buntuje. Jestem dorosły ale to nie znaczy, że nie doceniam
piękna życia, że się nie cieszę. Że rozbijam się o szyby
własnych wyobrażeń. To nie tak. Te lata...te lata powinny tylko
działać na naszą korzyść. Powinny. Zawsze powinny nas uczyć
tego co słuszne, mobilizować do działania. Powinno bywa utopią.
Pamiętałem o maturach, bo jest osoba,
której wyjątkowo dobrze w tym okresie życzę i trzymam za nią
kciuki, która dzisiaj pewnie i tak bez problemu poradziła sobie z
tym schematycznym arkuszem. Ale gdy to usłyszałem w radiu,
przypomniałem sobie zmęczony wzrok Leny..to zabolało.
I tak naprawdę...nie chcę już nikomu
życzyć tylko powodzenia już na samej maturze. To jest zbędne. Bo
wiem, że i Ona sobie na pewno poradzi i zda to najlepiej jak potrafi
a i każdy maturzysta poradzi sobie z maturą samą w sobie, bo ona
nie jest trudna. To tylko egzamin. Egzamin, który można też
poprawić. Jeden z wielu formalnych, pisemnych, w które trzeba
włożyć tylko troszkę wysiłku. Ale gdy kwitną kasztany
ważniejsze może jest coś innego. Ważniejsze jest to, żeby
poradzić sobie z życiem. Nie zabić tej iskry buntu i braku
korzenia się przed losem, dziwnej siły, tej, która cechuje młodego
człowieka. Albo żeby ją wzniecić. Tylko młodość jest tak
niepokorna, czyż nie? Tylko teraz mamy szansę. Tu i teraz.
Nie życzę więc maturzystom
powodzenia z liczbami, tekstami, tabelkami i kluczem. Bo z tym sobie
na pewno poradzicie, do tego lepiej albo gorzej przygotowała was sam
szkoła. Ja wam życzę powodzenia w dalszym życiu. Tego, żebyście
nie rozczarowali się dorosłością. Bo matura to pewna granica, ale
życie już było, jest i będzie. I jest piękne, jeśli mu się na
to pozwoli.
Życzę wam, żebyście nie wyzbywali się
ideałów. Nigdy. Bo nawet gdy ma się rodzinę na utrzymaniu, nie
można zapominać o nadziei. Nie można pozwolić, żeby nadzieja
stała się złudzeniem.
Życzę, żebyście dorastali, a nie
gorzknieli. Żebyście nie wyzbywali się marzeń. Żeby to życie was nigdy nie męczyło, nie rozczarowało. Bo życie ma być życiem,
nie jest ani trudne, ani łatwe. Liczy się tylko to, jak na nie
spojrzymy. Wszystko zaczyna się w naszej głowie. Wszystko to nauka
pływania we wspaniałym oceanie pełnym bogactw.
Życzę, żebyście wy, młodsi tylko
troszkę niż ja ludzie, nauczyli się je dostrzegać i czerpać z
tych oceanów właśnie póki jeszcze możecie. Póki czujecie ciepło ze
zdwojoną siłą.
Życzę właśnie siły w tym,
momencie, gdy życie zweryfikuje nieraz boleśnie wasze plany. Taki
los. Trzeba być wobec niego pokornym i robić dalej swoje. Życzę,
żeby to była nauka która płynie z porażek, a nie by przychodziło
załamanie.
Życzę, żebyście nie poddawali się,
jeśli wasze pierwsze wybory okażą się złe. Nie te studia, nie ta
żona...wszystko można zmienić. To wy kształtujecie swoje ścieżki
i zawsze, jeszcze zawsze macie szansę. Życia nie można przegrać,
jeśli nie da się za wygraną we własnym sercu.
I wreszcie życzę wam, żebyście
nigdy nie czekali. Żebyście nie obudzili się w wieku 80 lat ze
strachem, że życie przespaliście, przeczekaliście. Żyjcie tu i
teraz, nie czekajcie z pewnymi decyzjami. Nie wiecie, ile czasu wam
zostało. Nie wiecie jeszcze, jak łatwo przeczekać w kolejce życie.
Kolejce, w której nikt oprócz was samych nie każe wam stać.
A czas liceum zachowajcie jako
wspaniałe wspomnienia. Bo te nieraz działają jak balsam.
Rozstawaliśmy się z Leną mówiąc,
że na pewno jeszcze się zdzwonimy. Nie zdzwonimy, wiem o tym.
Jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi. Ja trochę za bardzo wariat,
ona trochę za bardzo smutna. Nie jesteśmy już jak wtedy, dwa lisy
kradnące kury pod osłoną nocy i śmiejące się, dwa dzieciaki, z
których jedno chowało swoje problemy.
Lena zatrzymała się jeszcze na
chwilę.
-A pamiętasz nasze ostatnie
pomaturalne ognisko? Jak grałeś każdemu piosenkę?
-No pamiętam, wiele z nich to był
żart.
-A pamiętasz co zagrałeś sobie?
-Pamiętam, zawsze takie rzeczy
pamiętam.
-Ja też pamiętam. I wiesz co? Ta
piosenka ci cholernie do dzisiaj pasuje.
-To teraz zagraj coś sobie jak
jesteś taki mądry!-zaśmiała
się podpita Lena, po tym, jak Kordian S. zagrał ze specjalną
dedykacja dla niej „Poznańskie dziewczęta” Pidżamy. Wtedy
pasowało to do niej, do jej szalonego kokieteryjnego charakteru i
tego, jak klasycznie podbijała nos i wbijała ludziom na koncertach
pieszczochy.
-Nie mogę sobie nic grać, to wy
mi powinniście coś zaśpiewać!-
wykrzyknął ze śmiechem.
-No już, nie pierdol! -
z drugiej strony zadudnił głos Marka.
-A ma być śmiesznie czy na
poważnie?
-Dawaj teraz coś na poważnie,
zobaczymy co z tego wyjdzie.
Kordian
zastanowił się. Miał całkowitą pustkę w głowie. Bo co sobie
może teraz zaśpiewać? Dostali w tym tygodniu wyniki matury, poszli
świętować. Nowy etap w życiu.. Zaczynał go sam, musiał się
zdecydować na wiele rzeczy. Nikt za niego nie zdecyduje. Ale
wiedział, że ma już dosyć wszystkich bolesnych piosenek
odnoszonych do siebie, on przecież chce żyć, zmienił się. Chce
żyć i być synem niebieskiego nieba. Kochał ten kawałek zawsze.
Ale dzisiaj go naprawdę poczuje. Żegna się i wita- będąc synem
niebieskiego nieba. Ze starymi wspomnieniami i tymi, które
zdobędzie. Każdego dnia.
-Mam! Ale to nie będzie o mnie,
to będzie dla nas wszystkich-
uderzył w struny gitary....
„W każdej sytuacji bez wyjścia
W każdym mieście w którym nabałaganiliśmy
Zawołaj, ja zachowam przelotne wspomnienia
Każda bezsensowna gra
Każdy wstyd który ofiarowujemy w grze
Zatrzymuje wspaniałe wspomnienia
Syn błękitnego nieba
Powiedziałbym raczej
To karmienie ptaków pogubionych w klatkach
Wyczekiwanie gdy nie mamy gdzie iść
Spacerujący muzycy w górze naszej drogi
Nabieranie innych, gdy nie mamy gdzie iść
Karmienie ptaków zagubionych w klatce
Bycie tak wolnym, odnajdywanie sposobu istnienia
Rozmyślanie, jak to sprytnie dzieje się, że zostaje się
że zostaje się
synem błękitnego nieba”
No właśnie...to jest temat, który można ciągnąć, ciągnąć i ciągnąć. Jak jesteśmy dziećmi wszystko wydaje się takie proste. Marzenia, które wtedy mamy...weryfikuje czas, błędy i wnioski jakie z nich wyciągniemy. Dziś wiem, że nie wszystkie marzenia się spełniają i proszę Cię, Kordian, nie mów mi, że jest inaczej. Może w Twoim życiu, kiedy jesteś samodzielny i niezależny od nikogo. W moim już tak nie jest.
OdpowiedzUsuńDla mnie nie było proste kiedy było dzieckiem, wiesz? Ja nauczyłem się marzyć dopiero dorastając. Nie miałem beztroskiego dzieciństwa. Nie byłem beztroskim nastolatkiem, bo już w wieku 16 lat zarabiałem na rodzinę. Gdy miałem 23 lata zmarła moja mama i musiałem zająć się moim rodzeństwem nawet prawnie. O ojca nie ma co pytać. Jestem zależny od innych ludzi, oni są zależni ode mnie. Mam rodzinę, na którą muszę pracować, zajmować się. Jestem tym odpowiedzialnym. Ale to nic nie zmienia, wiesz? To jeszcze bardziej mobilizuje, to każe wręcz marzyć. W każdym życiu można sobie pozwolić na marzenia, tylko trzeba wierzyć. Ja przynajmniej tak to widzę, bo nie wierze tylko w niemożliwe. Wszystkie marzenia można spełnić tylko widzisz...one po prostu nie zawsze tak smakują, jak sądziliśmy. Z tym chyba mamy największy problem.
UsuńJa uwielbiałam marzyć do 11 roku życia...wtedy zmarł mój tata. Mój autorytet. Mój ukochany rodzic. I się pogubiłam...od tej pory wiele się działo - między innymi moje samookaleczanie się, nienawiść do matki i hmmm izolowanie się od siostry. Wiele mogłabym wymieniać.
UsuńPrzykro mi. Ale powiem może brutalnie...pewne rzeczy się dzieją, Dotykają nas, bolą. I pomimo nich możemy nadal być szczęśliwi, marzyć, pozwolić sobie na to. Tylko najpierw trzeba sobie poradzić z bólem. A na to są sposoby, każdy ma jakaś swoją drogę, żeby się udało. Przynajmniej ja w to wierzę. Wszystko da się naprawić- a jeśli nie, to zacząć na nowo. Póki żyjemy.
UsuńOczywiście, że pewne rzeczy po prostu się dzieją. Cóż, ja jestem zdania, że każdy dostaje to, co jest w stanie udźwignąć pomimo tego wszystkiego..
UsuńDlatego i ty to potrafisz udźwignąć. I zawalczyć, by było jeszcze lepiej:)
Usuń;) Pewnie masz w tym rację.
UsuńA tak swoją drogą... jaką religię praktykujesz?
Usuń(Un) Faithful
Obrzędowo jestem wiccaninem, ale podążam też trochę w stronę tzw. szamanizmu i mistycyzmu:)
UsuńMyślisz, że małżeństwo jest potrzebne? W sensie formalizowanie związku? Czasem wydaję mi się, że to wszystko komplikuje. Można przecież żyć bez papierka.
OdpowiedzUsuńDołączam się do życzeń! ;)
Wiesz, ja jako człowiek religijny chciałbym wziąć ślub w obrządku swojej wiary nawet, chociaż moja religia nie wymaga uświęcania XD Tylko po prostu, ja osobiście chciałbym w swoje religii, co w naszym państwie nie jest jednoznaczne z formalizowaniem z kolei:) A czy jest potrzebne? Kwestia, czego chcą ludzie. Bo papier wiele ułatwia, np. w kwestii spadków, rent rodzinnych, informacji o stanie zdrowia jak np. twoja druga połówka jest nieprzytomna i tak dalej i to jednak cóż..bywa przydatne XD Po prostu kwestia jak ludzie to traktują, czego oczekują, czego potrzebują:) To ich sprawa, a nie żaden mus. Bo wiesz, jako symbol stabilizacji to nie działa jak dla mnie, rozwód łatwo wziąć XD
UsuńPo maturze, po odebraniu wyników pierwszy raz w życiu poczułam ogromną pustkę. Nie wiedziałam co dalej. Nie miałam do czego wracać, a przede mną tyle dróg... Którą miałam pójść??? Papiery na studia złożyłam w ostatnim terminie pierwszej tury - tak na odczepne, bo rodzice za wszelką cenę pchali mnie na studia. Teraz wiem, że mieli rację, stanie w miejscu nie miało sensu. Teraz przynajmniej idę w przód... Przynajmniej..
OdpowiedzUsuńWspomnienia ze szkoły średniej?? Ach... Gdy poszłam na studia znów zderzyłam się ze ścianą... Tam byłam kimś - ta niedobra, z charakterkiem, której nic nie można było zrobić - miałam same bardzo dobre oceny, jednak do lizusów się nie zaliczałam, wręcz publicznie ich HEJTOWAŁAM. Wszyscy nauczyciele mnie znali, uczniowie - jak się później okazało - też. Jak pisałam - byłam kimś w tym małym mieście. Przyjechałam na studia - i stałam się TAKA SAMA jak reszta. Szara myszka - eeee - nie lubię. Bardzo nie lubię. Cóż chociaż wspomnienia mi pozostają.
Uświadomiłeś mi jeszcze jedną rzecz - niepotrzebnie na wiele rzeczy czekam, wiele rzeczy odkładam. Faktycznie - z czasem zapomina się o swoich marzeniach, pragnieniach . Co prawda pojawiają się nowe, ale dlaczego te poprzednie mają być skazane na śmierć??
Aaaaa... I ja też nie przepadam za formą "Magda". Tylko ciiiii - nie mów nikomu jak mam na imię. ;)
Bo to jest granica. Wielu ludzi czuje tą pustkę po maturze, a jeszcze więcej z nich- przed końcem studiów. Jest nawet coś takiego jak magisterska depresja- bo jakiś etap się skończył. Bo życie trwa dalej i nieraz nam trudno przejść z jednego do drugiego...
UsuńI idziesz- ale czy to właśnie ten kierunek, w którym pragniesz iść?
To ja jednak przejścia na studia tak nie odczułem, wszędzie byłem jakoś rozpoznawalny chociaż...niekoniecznie tego chciałem. Ale też w liceum byłem właśnie prymusem z diabłem za skórą tak troszkę XD
I hej, czemu niby masz być szarą myszką, co? Nie jesteś jak tło, jeśli się tak nie czujesz.
Wiesz, moje marzenia na przykład też się zmieniły- ale może chodzi o to, żeby je mieć, żeby pragnąć, żyć przez pryzmat tego działania. Oddychać, po prostu żyć, czerpać z tego życia. To nie jest takie trudne, jak się wydaje
Ok, nikomu nie powiem XD
Nawet mnie nie strasz, że znów mnie czeka taka pustka prze końce studiów! Muszę robić wszystko, żebym wiedziała CO POTEM.
UsuńWiesz, jeśli chodzi o "słodkie i poukładane" życie - to tak. Studiuję to co mi się podoba - fakt, marzeń tym nie spełnię, ale może chociaż w przyszłości będę miała za co je spełniać. Zawsze lepiej iść w przód niż stać w miejscu.
Powiem Ci tak - u mnie, żeby być oryginalnym nie trzeba się wysilać - ogólnie miałam ostatnio wrażenie, że ludzie patrzą na mnie INACZEJ, gdy przyjechałam. A gdy powróciłam do DUŻEGO MIASTA - znów wtopiłam się w tłum. Tutaj wszyscy są "dziwni" :D Może z jednej strony to dobrze? Widzę też większą tolerancję na ludzkie dziwactwa. :P
No tak, trzeba marzyć. Życie bez marzeń chyba nie miałoby sensu, bo do czego byśmy dążyli??
Dzięki . XD
Ja nikogo nie straszę, ja tylko mówię, co się zdarza. Ale to też nie u każdego, więc wiesz XD
UsuńBo nieraz marzenia nie są oparte na studiowaniu. Studia to właśnie często tylko środek do celu, przystanek, na pewno właśnie lepsze to niż jakiekolwiek stanie w miejscu, to jasna sprawa.
To ja też jestem dziwny jak żyję w Poznaniu?XD Ale fakt, większe miasta przymykają bardziej oko na pewne rzeczy nawet.
Otóż to:)
I nie ma za co XD
Hahah, też! :D Ale czy to źle być dziwnym? Ja sama tutaj pomieszkuję, więc też się w tę dziwność wpisuję. :P Dziwność, która tutaj jest normalna. Tylko poza miastem jest dziwna.
UsuńWiesz co? Miałam bardzo podobne myśli podczas tegorocznej majówki i koncertu Farben Lehre. Pewnie kiedyś pisałam Ci, że moja przygoda z muzyką zaczęła się od punk rocka, a i Farbenów uwielbiałam. Wtedy nie było litości, glany, czupryna, pogo, siniaki i zdarte gardła. Tym razem staliśmy z tyłu. Moi przyjaciele popijali piwo, ja soczek (nieszczęsna grypa żołądkowa ;<) i tak sobie słuchaliśmy. I przypomnialo mi się, jak to było kiedyś, patrzyłam na te bawiące się dzieciaki. I wtedy P. powiedział do mnie: "tak się uśmiechasz... przecież jakbyś nie była chora, to poszlibyśmy tam teraz trochę ponapierdalać, jak na Jelonku, co?" O matko, jasne, że bym poszła! Kiedy ostatnio na jednym z koncertów powiedziałam na głos: "jestem za stara na pogo!" podbiegła do mnie pewna kobieta w glanach, ćwiekach i ostrym makijażu: "ty jesteś kurwa za stara? moje dzieci są w twoim wieku. chodź ze mną i nie pierdol!" - i tak mnie zaciągnęła w ściankę śmierci :P choć z tymi dziećmi przesadziła, później mówiła, że dała mi aż 17 lat :D
OdpowiedzUsuńja też nie chcę dorośleć. też łażę w podartych trampkach, ciągle mam rude włosy, ciągle zakładam (choć nieco rzadziej) koszulki z zespołami, śmieję się na głos i mam durne pomysły. ale jestem szczęśliwa, że jest tak, jak jest. póki mogę, to chce taka być... kiedy mam być jeszcze dzieckiem, jeśli nie własnie teraz?
Oni grali u ciebie? XD Widzisz, bo człowiek jest za stary tylko we własnej głowie na pewne rzeczy. Sam zaczyna się ograniczać, bo istnieje społeczna presja..ale czy warto się jej poddać, jeśli to ma zaważyć na naszym szczęściu? Moim zdaniem nie. Dlatego cóż..dobrze że za to jestem za stara na pogo za szmaty cię tam wyciągnęła XD
UsuńPo prostu...może w tym biegu nie warto zapominać kim się było, kogo się ciągle ma w środku. Kim się chciało być. Może po prostu trzeba to nieraz zachować właśnie w środku i chociaż czasem z tym rozmawiać.
Ale wiesz...dzieckiem? Zawsze XD Ale pod innym kątem:) Zwłaszcza, jak się ma swoje dzieci, to można być dzieckiem w dużej mierze i w wielu sytuacjach, tak już dosłownie XD Ale to inny temat:)
no i to nie pierwszy raz :D mieliśmy też Bednarka xD
Usuńswoją drogą w Karczmie Brackiej we Wronkach odbywają się świetne koncerty. w dodatku to genialna knajpka, w takim rock'n'rollowym klimacie ^^ i moi chłopcy kiedyś tam grali :) ta kobieta zmieniła moje życie i podejście, naprawdę xD
jasne, że nie warto zapominać. ja ostatnio zaczęłam tęsknić. czułam, że ta presja, środowisko, w jakiś sposób na mnie wpływa. to, że nie ma moich dziewczyn, że mam wokół siebie przez pół dnia mega nawiedzonych ludzi... gdy pracowałam w pracowni plastycznej, szef (taki dobry wujek - świetny kontakt mieliśmy) mówił na mnie "kłaczolka" xD i zawsze powtarzal, że powinnam odkryć w sobie kobietę, przestać szurać tymi cholernymi trampkami i glanami na zmianę, założyć obcasy, spódniczkę itd. ostatnio wparowałam do niego na kawę, no pech chciał, że miałam moje podarte czerwone trampki. chciałam mu się pochwalić, jakiego Jima narysowałam ^^ a on: "ta kłaczolka nigdy z ciebie nie wyrośnie głupku, ale za to między innymi nie można cię nie kochać". i taka chcę zostać :D "kłaczolką" z durnymi pomysłami i śmiechem dziecka.
wiesz co? jak ja się będę bawić z moimi dziećmi to dopiero może być wesoło xD
Bednarek..ble! XD Nie lubię XD To muszę tam kiedyś wpaść, w ogóle pod spodem masz komentarz od dziewczyny, która była chyba na tym samym koncercie co ty XD Świat jest mały, co?XD
UsuńTo i dobrze. Czasem tacy przypadkowi ludzie otwierają nam oczy, zaważą jakoś na naszym życiu i nawet o tym nie wiedzą.
Kłaczołka!^^ Zajebiste XD I właśnie o to chodzi...niektórzy mają to do siebie, że dorastają w inny, nieszablonowy sposób. Taki, który w schemacie społecznym wydaje się być dziecinadą ale..to po prostu inny sposób i ja się tego trzymam:) Więc taka zostań, bo to ci pasuje jak widać XD
No ja się domyślam XD Mi starczy, że się bawię z siostrzeńcami XD
Wymieniałabym dalej, cóż odwiedziło nas jeszcze w majówkę, ale nie wiem, czy to zniesiesz xD o, faktycznie :D świat jest malutki, niejednokrotnie się przekonałam o tym :P wpadnij koniecznie, pociągi praktycznie co godzinę ^^ jak będzie jakiś fajny koncert to dam Ci znać ;D ostatnio byłam tam na koncercie Indios Bravos :)
UsuńZgadza się :)
Ano Kłaczolka xD Byłoby cholernie smutno, gdybym straciła całą taką.. radość dziecka. Naszło mnie i dziś, że nie warto się zmieniać, kiedy tak siedzę sobie w pracy i słucham Merkurego i przypomniało mi się, jak z szefem zawsze zgadywaliśmy Kalambury, a kto przegrał, stawiał Desperadosa po godzinach xD
Jak ja z Malwiną - siostrą Patryka :P Nie opuszcza mnie na krok ^^
No, liepiej mi tego oszczędź XD
UsuńTo może faktycznie podjadę jak będzie okazja?:) Bo czemu by nie, wiesz, ja bywam wędrowniczkiem trochę, to podjechać nie zaszkodzi XD
Ja to bym wolał jednak zwykłe piwo od Desperadosa XD Znaczy, warto się zmieniać, jeśli sami wewnętrznie czujemy potrzebę zmiany, o:)
Otóż to:)
oszczędzę zatem :D
Usuńjasne! :) to bardzo dobry pomysł jest ^^
ja z tych wszystkich smakowych piw lubię tylko Desperadosa. nie wchodzą mi żadne reddsy, czy inne raddlery, czy jak tam się to pisze :D też najbardziej lubię zwykłe, a najbardziej żuberka ;)
otóż to. :) a ja póki co takowej potrzeby nie czuję :)
Znaczy...ja głównie lubię piwa takie prawdziwe, nie jakieś sieciowe.Najlepiej z małych browarów jakichś. Albo czeskie, o! XD
UsuńSpotkania po latach potrafią zaskoczyć. Tak to jest: niektórzy zmieniają się całkowicie, niektórzy wcale. To przykre, co spotkało Twoją koleżankę. W końcu każdy trafi na swoją miłość, mam nadzieję...
OdpowiedzUsuńMimo wszystkich gorzkich chwil, które na nas czyhają, życie jest piękne. Nigdy nie zaprzeczę. Jest wspaniale. Człowiek dostaje trochę szczęścia i jest zachłanny na więcej. Tak jak ja. Czy to złe? Gdy widzę tragedie innych i porównuje to z moimi problemami, to te moje "zachcianki" wydają się takie śmieszne. Powoli dochodzę do wniosku, że nie do końca doceniam to co mam. A przecież mam tak dużo, tylko jakoś tak wzięło mnie na marzenia. Dziękuję, Trzymam się trzymam, przecież nie jest tak źle :)
Owszem. Niektóre pozytywnie, inne negatywnie...ale zawsze czegoś uczą. W ogóle, drugi człowiek zawsze nas może czegoś nauczyć:)
UsuńI oby jej się poukładało wszystko, też mam taką nadzieję.
Bo właśnie nieraz to, że chcemy za dużo, albo zbyt zachłannie, wszystko naraz, sprawia, że to przesłania nam nieraz obraz tego, co już mamy. I chociaż trzeba pragnąć, trzeba też doceniać, wypośrodkować w tym wszystkim.
I wiesz, jak człowiek porównuje to wydaje się śmieszne, ale nikt nie wyjdzie poza siebie i cóż- własne problemy dotykają nas najbardziej, to naturalne:)
To dobrze, że się trzymasz no:)
jej jak ty potrafisz opowiadać pięknie
OdpowiedzUsuńehh matura... masz rację, to pewna granica
ja mam wrażenie że była tak dawno.. i wszystko takie jakieś prostsze było, świat stał otworem, tyle że mało kto to wykorzystał
większość w tym ja, zachowała się dokładnie jak Lena
zmarnowała wakacje życia i nadal nie robi nic by o cokolwiek zawalczyć, spełnić się jakoś, żyć marzeniami
mam nadzieję, że kiedyś też znajdę odwagę by sięgnąć po to czego pragnę
nie chciałabym przegapić życia...
Um, cóż, dziękuję:)
UsuńBo są w naszej społeczności pewne daty graniczne i nie idzie ich pominąć, mam takie wrażenie mimo wszystko. Że one dotyczą prawie każdego z nas.
A mi się wydawało trudniejsze jeszcze wtedy, ale ja w ogóle jestem jakiś odwrotny:) I właśnie..to jest smutne, że jako ludzie mamy tyle możliwości, a poprzestajemy na półśrodkach często.
Więc- tej odwagi ci życzę. Z całego serca.
Bo nie warto tego robić.
Widzę to w taki sposób, że stanęły po wielu latach przed sobą dwie osoby. Ona dużo przez ten czas straciła, Ty wiele zyskałeś.
OdpowiedzUsuńDoszłam do wniosku, że panicznie boję się być w tej samej sytuacji co Lena za kilka lat.
Może właśnie coś w tym jest. Ja się zmieniłem, ona się zmieniła ale każdy w inny sposób. Ona się rozczarowała, ja się zachwyciłem.
UsuńW takiej sytuacji tzn. dokładniej? Zgorzkniała czy zdradzona?
Jedno i drugie :P Dżdższ... ciarki mnie przechodzą :P
UsuńNo tak, oba widoki na ew. przyszlość nie są za przyjemne że tak powiem
UsuńChociaż nie wydaje mi się by Lena zgorzkniała. Nie odniosłam takiego wrażenie czytając rozmowy. Boję się samotności. Po prostu.
UsuńJao dniosłem patrząc jej w oczy. Ale gorzki smak można z człowieka wypłukać jeszcze:)
UsuńPo pierwsze, matura to bzdura, ale to już chyba mniej-więcej wszyscy wiedzą. Tak samo jest ze zderzeniem z rzeczywistością, po tym, jak myśleliśmy, że nasze życie będzie wyglądać, a że wygląda nieco (?) inaczej, to są nasze chore wyobrażenia, o świetlanej przyszłości, o spełnieniu X marzeń, o planach, które niekoniecznie mają jakiekolwiek pokrycie z tym, co naprawdę się zdarza. No i to jest w zasadzie smutne, ot co. Taka po prostu, po ludzku :(
OdpowiedzUsuńNo tak, matura jako po prostu kolejny schematyczny egzamin, jasne.
UsuńDlatego ja sobie za dużo nie wyobrażam, ja po prostu żyję:) I to jest właśnie smutne, że człowiek nawet gdy się rozczaruje- bo każdy się kiedyś rozczaruje- zaczyna gorzknieć. Nie powinien, to powinno człowieka tylko umacniać ale...jestem utopistą, tak, wiem o tym :P
Ej, weź mnie nie strasz. Ja właśnie oczekuję od matury zmiany mojego życia. ;)
OdpowiedzUsuńI mimo wszystko proszę, żebyś za rok jednak życzył mi powodzenia na maturze, bo wydaje mi się, że w życiu jakoś sobie poradzę, a z matematyką niekoniecznie. :P
Tak sobie pomyślałam, że Lena może dzięki temu, że teraz nie jest fajnie doceniła, to co było w liceum...
Dobra, to tobie będę życzył zdania matmy XD Ale zdasz ją na pewno, nie jest taka trudna:) Zresztą, pewnie jak dzisiaj zobaczysz arkusz to powiesz "jeny, jakie to proste!":)
UsuńTo też tak działa. Przez gorszy okres w życiu odwołujemy się do wspomnień i myślimy, że wtedy było lepiej. A to też niekoniecznie prawda, bo czas zniekształca pewne rzeczy w naszej głowie.
Jak widzę arkusz, to czuję się jakby to nie była podstawowa matma, tylko rozszerzona fizyka i to po niemiecku. ;)
UsuńDla mnie był prosty...ale ja miałem matmę na studiach i tak dalej XD Wielu rzeczy musisz się jeszcze po prostu zgodnie z programem nauczyć i tyle:)
UsuńJa po prostu jestem humanistką. ;)
UsuńNie uznaję takiego tłumaczenia XD
UsuńDobrze nie mieć matury na karku i być zaledwie w 1 klasie liceum.
OdpowiedzUsuńAle przecież znam to uczucie, że się coś przeczekało. Jak w "Poczekalni" starego, dobrego Kaczmarskiego. Słuchając to w gimnazjum rozumiałam, o co chodzi, ale nie czułam. Jeden rok w nowej szkole i jakoś rozumiem... Wiecznie przywaleni robotą i codziennością, najłatwiej jest nie marzyć, nie planować, nie myśleć, sama się na tym przyłapałam, że chcę tylko leżeć i spać. Przespać życie, a przecież jestem w liceum, w tym liceum, które tak wszyscy dobrze wspominają. Świadomość, że już nigdy nie będę miała wiecej czasu i więcej energii, daje trochę kopa i każe działać, ale na krótko. Wokół tylko frustracja, mamy po 17 lat, a potrafimy zachowywać sie jak zmęczeni urzędnicy z najniższą średnia krajową. Nie ma szans, zeby szaleć, każdy zawsze wymiguje sie lekcjami.
Choć jednocześnie... Któryś z poprzednich komentatorów pisał (właściwie pisała) że była na koncercie Farben Lehre, stała z tyłu i patrzyła... Tak się składa, że chyba byłam na tym samym koncercie, ale w reprezentacji szalejących dzieciaków :P
Tak, chyba umiem mieć marzenia. Muzyka. Ona wyklarowała mi drogę. Człowiek, który powiedział mi, że w moim wieku grał na gitarze gorzej ode mnie, teraz z tego żyje, kończy studia muzyczne, gra w zespole, wystarczył impuls, aby z normalnych studiów, z normalnego życia, przerzucił się na muzykę rockową. Już po maturze. To jest piękne. On dał mi szansę- mogę być kim chcę. Dał marzenia. Inni je odbierają, wiem, mówią, że nie mam talentu, że "Lennonem nie będę". Słucham i tych i tych, i szukam złotego środka.
Ale zaraz znowu pochłania codzienność. Chyba nie umiem być taka jak ty, ale jednocześnie, nie umiem być też taka jak Lena. Mam nadzieję że muzyka mnie uratuje.
No tak, masz jeszcze czas :)
UsuńOtóż to..cholera, Kaczmarski pasuje wszędzie! Ale to trochę inny temat:)
I właśnie o to chodzi, że może ta codzienność jakoś nas przywala jak mówisz, ale nie możemy się temu poddać po prostu, wiesz? Nie można się poddać tej "senności", temu marazmowi. Bo każda chwila życia jest cenna, jest jedyna, niepowtarzalna. Dlatego...warto się troszkę wysilić.
I właśnie tak zauważyłem, że chyba byłyście z Asią na tym samym koncercie XD Świat jest malutki jednak XD
I właśnie masz pasję. Wiesz, to chyba cholernie człowiekowi pomaga, czy jest to muzyka, malarstwo czy zbieranie znaczków. Bo to jest rzecz, której człowiek może się po prostu trzymać mocno, jak belki na morzu, gdy się zapomniało że się powinno pływać, a nie tylko dryfować, gdy się za bardzo zmęczymy. Dlatego...trzymaj się jej:) Ja też się tak trzymam w wielu momentach życia:)
I codzienność pochłania każdego, mnie też i to bardzo:) Ale właśnie trzeba umieć się w tym odnaleźć. Nie zgorzknieć. I tego ci życzę przez nastepne długie lata w życiu:)
huhu, świat jest mały ^^
UsuńAż za mały, bo już po raz który spotykam na blogach ludzi, których skądś kojarzę lub przypadkiem spotkałam ;) Akurat Farbeni grali w dwóch różnych miejscach tego dnia, ale Bednarek przeważył, bo na nim też byłam ;) Choć zasadniczo mieszkam w innym miejscu Polski...
UsuńTo ja się zastanawiam, gdzie cię tam do Asi na Farbenów przywiało... XD Wędrowniczka XD
UsuńWronki metropolia xD
Usuńpowiem ci, że dałeś mi teraz ostro do myślenia. a myślenie to dotyczy... mnie samej, jako właśnie maturzystki aka dzieciaka, który nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. przykro mi było trochę, jak czytałam o twojej znajomej Lenie. nikt by chyba nie chciał być właśnie w takiej sytuacji, ale tak naprawdę wiele ludzi się w niej znajdzie. i ja zastanawiam się czy do tej grupy dołączę. a w zasadzie... czy ja przypadkiem już w niej nie jestem.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja o Tobie pomyślałem to pisząc, ale dlatego, że to za ciebie trzymam kciuki na tych maturach i wiem, że ty sobie z tą maturą świetnie poradzisz:)
UsuńI hm..jesteś na rozdrożu. To fakt, że coś się kończy, coś zaczyna i...kwestia, co dalej. Ale o tym można pomyśleć, jak już zmierzysz się choćby z matmą, co nie?:)
Wszystko zależy tylko od ciebie, powiem mało odkrywczo znowuż. Kim chcesz być, gdzie chcesz być, w której grupie jak to mówisz się znajdziesz. Więc...więcej nie muszę mówić:)
No i popłakałam się, nie przy jakiejś książce, tylko czytając to co napisałeś. Jestem większym mazgajem, co? :P
OdpowiedzUsuńBogowie...ale czemuż się popłakałaś, dlaczego? No weź:)
UsuńDobra, oboje jesteśmy mazgajami XD
No bo to moje pomaturalne zderzenie z rzeczywistością trwa do dziś jakby nie patrzeć...
UsuńPocieszające xD
No tak, nie pomyślałem ale fakt, to zderzenie trwa..i wyjdziesz z niego zwycięsko, ja to wiem:)
UsuńByłoby miło :D Dzięki za wiarę, której mi brak :)
UsuńLubię mieć wszystko z góry zaplanowane i często zdarzało mi się panikować, gdy życie po swojemu "weryfikowało" moje plany często zrównując je z ziemią i pozostawiając tylko pył, szczątki opadające na moje drżące ze strachu i złości dłonie. Z czasem jednak zauważyłam, że coraz bardziej zaczynam panować nad tym wszystkim. Ręce mi już nie drżą aż tak, a złość kłębi się powolutku, bez potrzeby uzewnętrzniania się, bo powiedzieć, że znikła całkowicie to jeszcze nie mogę. Strach też się gdzieś czai, ale nie pozwalam mu biegać po umyśle, jak psu spuszczonemu ze smyczy. Te matury owszem - są pewną granicą, ale czy ja wiem, czy są też wyznacznikiem dorosłości? Nie czuję się dorosła i chyba nigdy się nie poczuję. Nie czuję się też dzieckiem. Czuję się sobą. Sobą, która ma plany i pewne sposoby na ich realizację, ale nie ufam temu do końca. Zbyt wiele z nich popadło w ruinę, by ufać kolejnym tworom wyobraźni. Nie lubię rozczarowań. Nikt nie lubi. Dlatego ograniczam je do minimum starając się znaleźć źródła szczęścia w codzienności. Czasem mi się udaje, czasem nie. Uczę się tego. Nie wiem, po co, ale czuję, że tak trzeba.
OdpowiedzUsuńJutro sądny dzień. Mam 2 kalkulatory i nie zawaham się ich użyć. Potem zobaczymy, co mi życie zrobi.
Bo planować można, ale właśnie trzeba o tym pamiętać, że los to taki chochlik i lubi nieraz nasze plany sobie pozmieniać. Bo może:)I właśnie może przede wszystkim chodzi o to, żeby właśnie nie panikować, gdy życie zrobi sobie z nami coś,czego samo chce. Musimy być elastyczni, a nie przywiązywać się kurczowo do pewnych rzeczy.
UsuńJest granicą nie dorosłości, a zmiany. Mi bardziej z tymi datami graicznymi idzie o to, że one nie wyznaczają dorosłości czy starości etc., ale wprowadzają zmiany. Z jednego etapu przechodzimy w drugi, a czy dorastamy..to już od nas zależy. To po prostu pole pełne możliwości i zależy od nas, jak to wykorzystamy.
I może też o to chodzi, być sobą:)Po prostu sobą:)
Nikt ich nie lubi, ale rozczarowania są też ważne, wiesz? Bo nas uczą, wytrwałości, siły po podnoszeniu się po nich. Mają i swoje dobre strony:)
Więc rób tak jak czujesz i w tym bądź szczęśliwa:)
Powodzenia na tej matmie, wiem, jak ciężko pracowałaś, żeby ją pokonać. Niech moc będzie z tobą XD
Głupie to i nie sprawiedliwe, ale cóż. Wiesz, ciężko się do tego stosować. Tzn zależy to od wrażliwości, a jak wiadomo, każdy ma inną. Po jednych to, że coś się nie udało spłynie jak po kaczce, a dla innych to będzie koniec świata. Ja pewną lekcję wyniosłam, zobaczymy, na ile skorzystam z tej wiedzy w życiu :D Póki co jest stabilnie, ale jak długo, to się okaże.
UsuńMatura w Polsce nie wiele zmienia xd No, chyba, że liczymy wyjazd za granicę w poszukiwaniu pracy :D Wtedy jak najbardziej :p
W sumie rację masz z tymi rozczarowaniami.
A z matmą to sytuacja jest taka, że: z zamkniętych mam 12 pkt + 2pkt z otwartego, którego mam na 100% dobrze. Nie jestem pewna, na ile mi uznają pozostałe zadania otwarte, ale liczę, że 1pkt/2 będę miała, bo wyliczyłam jedną z dwóch niewiadomych. Więc, albo mam idealnie na styk 30%, albo 28. Istnieje też prawdopodobieństwo, że zaliczą mi zadanie typu "udowodnij, że" i będę miała wtedy 17, albo przynajmniej 16 pkt. No kuźwa, wiem tylko, że poszło cieniuuutko. Jak zdam, to znaczy, że ja to jednak jestem w życiu zdana chyba tylko na fuksa :p
(by zdać trzeba mieć 15pkt, tak dla jasności)
UsuńNie no jasne, każdy ma inną wrażliwość, inne granice, inne progi bólu że się tak wyrażę...nie można tutaj na pewno patrzeć też jakoś szablonowo. Chociaż mi jest ciężko na przykład poza osobistą perspektywę wyjść.
UsuńOby jak najdłużej:)
I jeny..mam nadzieję, że z tą matmą jednak wyjdzie. Że minimum te 15 pkt masz, bo na to zasługujesz, naprawdę ciężko pracowałaś nad tym, nie obijałaś się, dlatego ci się to po prostu należy no. Pożyjemy, zobaczymy:)
Wiem, bo nie wiem, czy jesteśmy zdolni w ogóle poza nią wyjść :)
Usuń"Wiem, bo nie wiem" - Boże, mózgu, co Ty wygadujesz...
UsuńMłodość ma to do siebie, że wydaje na się, że niemal wszystkie marzenia można spełnić, człowiek czuje się jakby świat stał przed nim otworem i wystarczy iść obraną ścieżką aby spełnić marzenie. Później jest to zderzenie z rzeczywistością, przekonujemy się, że nie wszystkie marzenia da się spełnić, że istnieją ograniczenia i bariery nie do pokonania i choć bardzo się chce spełniać marzenia, to chcieć nie znaczy móc.
OdpowiedzUsuńJa też nieco zderzyłam się z rzeczywistością, jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że moje życie będzie wyglądało inaczej, że uda mi się złapać marzenia po które sięgam a okazało się, że są one lata świetlne ode mnie. Jednak ja nie potrafię odpuścić, nie dociera do mnie, że może nigdy nie zrealizuje tego o czym marze, to zabrzmi dziecinnie ale zrealizuje marzenia i koniec kropka - takie mam podejście do życia, dla mnie poddanie się, rezygnacja z marzeń to jak samobójstwo.
I to jest niby cecha młodości a ja jakoś...mam na odwrót. Mi się teraz, w wieku prawie 30 lat wydaje, że ie ma niemożliwego. Że z życiem można zrobić wszystko, tylko wystarczy pragnąć.
UsuńI zawsze istnieją bariery, ograniczenia, jasne- ale te bariery powinny nas tylko mobilizować, dodawać nam sił:)
A może to dobrze, że nie potrafisz jednak odpuścić? Ja mam wrażenie, że wszechświat często sprzyja upartym ludziom:) I coś w tym jest...takie mentalnie samobójstwo właśnie.
A ja właśnie mam na odwrót. Ja ciągle powtarzam (chyba od gimnazjum), że jest mało czasu, że nie można stać w miejscu tylko biec i łapać życie garściami. Liceum mnie denerwowało jak cała szkoła bo uważałam,że mnie blokuje, chciałam jak najszybciej skończyć to... I choć wakacje po maturze były intensywne to rok pierwszy studiów znów czułam,że mnie zatrzymuje, potem kolejne wakacje - chyba jeszcze lepsze... Ale potem znów studia i znów jakaś frustracja, że to nie ta pełnia życia.
OdpowiedzUsuńCieszę się,że miałam tą operację,że musiałam posiedzieć w domu na dupie i być przez moment bezradna by coś sobie przemyśleć i poukładać. I cały czas myślałam, jak nie teraz to kiedy? Co mi z pracy jak nie wyjadę w podróż?
Teraz dopiero zaczęłam żyć naprawdę, studia to dla mnie nie ogranicznik, podróże może małe bo po Polsce ale w wakacje je rozwinę - chcę zwiedzić Barcelonę :)
Ja się starzeję - jak każdy - z wiekiem nabieramy obowiązków i trzeba teraz korzystać. Ale by korzystać trzeba też się nie bać, próbować. To trochę smutne, że zapominamy o tym. Bo jako dzieci nie baliśmy się - jazda na rowerze? super! Uczymy się, przewalamy - jest radość. Zjazd na rowerze po schodach? Też super :D co z tego,że się połamiemy, pobrudzimy, poocieramy ale żyjemy! Wspominamy, cieszymy się z tych wygłupów, zabaw. Dlaczego jako dorośli się boimy? Boimy się zaczynać coś choć już nam nie grozi często ból fizyczny. Jedynie porażka, ale bez niej niczego się też nie nauczymy...
No ja byłem trochę odwrotny, bo ja dopiero "na starość" wierzę w to niemożliwe i żyję w jakiś tam sposób pełnią. W gimnazjum bałem się wszystkiego, w liceum się zmieniałem dopiero.
UsuńI czasem nas mobilizują pewne zdarzenia skrajne właśnie. Choroba, śmierć kogoś bliskiego...może dlatego, że w tym napięciu, zmianie jesteśmy do czegoś zmuszeniu, musimy się zastanowić, czy my też czegoś nie tracimy na co dzień. Wielu ludziom takie zdarzenia dają, paradoksalnie, pozytywnego bardzo kopa:)
Właśnie to też o to chodzi..ktoś po drodze nam wpoił strach. A my go przyjęliśmy jak swój i boimy się żyć, próbować. Bo inni tak robią. I właśnie zapominamy, że to porażki nas uczą najbardziej, są cholernie cenne.
To chyba się nazywa szok traumatyczny czy jakoś tak.. :)
UsuńJa właśnie zaczynam się brudzić, przewracać :) Jeszcze jest strach i wahania "zrobić? nie zrobić?" ale w końcu idzie głos" bogowie, przecież krzywda mi się nie stanie jak spróbuje, najwyżej odpuszczę" i się dzieje :P
Może, nie wiem, nie znam się na nazwach:)
UsuńCzy ty przejęłaś moje "bogowie" czy ty sama tak mówisz?XD
Sama ;p Hahaha
UsuńA na nazwach i ja sie nie znam. Czesto sie gubie w nich, ale to mi sie skojarzylo bo ostatnio w magazynie psychologicznym czytalam ;)
Zajrzałam tu przypadkowo...I podoba mi się...
OdpowiedzUsuńJa jestem na bieżąco z tematem matur.Młodsza siostra męczy się teraz na egzaminie;) I myślę o Niej...O sobie sprzed trzynastu lat...Wedy wszystko było łatwiejsze? Chyba nie do końca, był strach, obawy o to co będzie, ale było inaczej. Teraz też jest inaczej...Trójka z przodu. Inne myślenie. Bagaż doświadczeń...Są dobre i złe momenty,,,Są bardziej i mniej odpowiednie chwile...Życie;) Pozdrawiam ;)
Cóż, to miłe:)
UsuńNo moja młodsza zdawała rok temu, teraz znam po prostu kogoś kto zdaje...także matury może nawet co roku to dla mnie jakieś wydarzenie:)
Dla mnie wtedy wiele rzeczy było trudniejszych...i tak się zastanawiam- czy my czasem też nie idealizujemy tego czasu, bo w naszej głowie pewne rzeczy się też powykrzywiały? Wspomnienia bywają bardzo krzywym zwierciadłem właśnie.
Zawsze są dobre i złe i to jest też piękne. Bez złych choćby nie docenialibyśmy dobrych i tak dalej:)
Aż mi się smutno zrobiło kiedy czytałam. Sama zaczęłam się zastanawiać. Ja źle wspominam szkołę, ale w liceum zaczęłam wychodzić do ludzi, pokazywać siebie. Liceum był dla mnie czasem przemian jak i dla ciebie. Ale nie wróciłabym nigdy. Jedyne za czym tęsknie to za więzią, którą miałam z kuzynkami. Do tego bym chciała wrócić. Jedyna rzecz. Lecz do przeszłości się nie wraca.
OdpowiedzUsuńSzkoda tej Leny. To takie smutne, że nie cieszy się z życia. Wiadomo, że życie nie jest usłane różami i sami musimy się postarać by złapać trochę radosnych chwil. Ciągłe czekanie też źle działa, wiem, bo sama czekałam i nadal czekam, ale już nie skupiam się na oczekiwaniu tylko na łapaniu chwil. Tylko mnie dodatkowo męczy coś innego.
Z chęcią bym jej pewnie napisała pozytywne chwile życia, ale usłyszałabym zapewno to co mi wszyscy mówią: skąd ty możesz wiedzieć skoro tego nie miałaś? Słyszę to za każdym razem gdy próbuję komuś pokazać jasne strony życia :)
Widzisz, czyli dla ciebie, pomimo złych wspomnień, to też był okres jakiejś przemiany. Jakby nie było, w tym wieku po prostu dorastamy, czyż nie?
UsuńAle więzi można odnowić chyba niezależnie od czasu, co?:)
I szkoda. Ale może życie się jej jeszcze odmieni, przecież ma dziecko, ma ileś lat przed sobą, ma wiele możliwości. Tylko musi może się otrząsnąć, ogarnąć. Pięknie żyć można jeszcze zawsze, tylko trzeba zacząć coś z tym życiem robić więcej:)
I każdy ma jakiegoś robala co go gryzie jak mawiają, swoje demony..ale przecież te demony też idzie pokonać. A w ogóle to one bywają piękne też nieraz.
Nigdy nie wiesz. Czasem to może komuś pomóc, nie można z góry zakładać:)
Oj tak, dorastamy. Taki właśnie to jest okres :)
UsuńPowiedz to moim kuzynkom. Jestem dla nich niegodna uwagi. Za dziecinna itd
Odmieni jej się. Pewnie nadal przeżywa zdradę i to zaćmiło jej szczęście.
Każdy ma jakiegoś demona, to prawda. I fakt niektóre bywają piękne ;)
Ja za każdym razem próbuję pokazać jasne strony czy jestem skazana na porażkę czy nie ;)
Aha, rozumiem, czyli mostu nie da się zbudować, bo nie ma z drugiej strony kamieniarza, że tak to ujmę metaforycznie.
UsuńJasne, pewne rany wymagają po prostu czasu, żeby móc się zabliźnić.
Porażka nie zawsze jest porażką, dzisiaj też sobie to przypomniałem z kolei:)
i to jest przykład, gdzie jest większe prawdopodobieństwo, że dawnego znajomego prędzej spotkamy na ulicy niż się z nim umówimy. :) moim zdaniem są to najprzyjemniejsze spotkania. no bo tak naprawdę zapomina się o ludziach, których kiedyś widziało się na co dzień czy to w szkole, czy w pracy. nawet nie ma czasu się napisać i zapytać o spotkanie.
OdpowiedzUsuńTo też jest prawda, z niektórymi ludźmi po prostu więzi się rozluźniają..nie można też wiecznie z każdym, kogo spotkaliśmy w życiu, z kim pracowaliśmy, studiowaliśmy etc. utrzymywać bliskich kontaktów, to po prostu niewykonalne...a szkoda nieraz.
UsuńDopiero za dwa lata,ale dzięki. Przyda się. Choć ja tam w marzenia nie wierzę.
OdpowiedzUsuńW nie się nie wierzy. One są, albo nie, po prostu.
UsuńDla mnie też Liceum to najfajniejszy czas w życiu, Jak tak patrzę, to te kilka lat pozmieniało życie moich przyjaciół diametralnie. Większość jest już w związkach małżeńskich, mają czasem już po 2 dzieci. Czułam taki trochę uścisk zazdrości patrząc na nich, a teraz jak tak piszesz to sobie myślę, że może dobrze, że miałam ten czas, by trochę poukładać sobie w głowie, by spróbować wielu rzeczy... Chyba dobrze. Chyba tak.
OdpowiedzUsuńA Son of the blue sky zawsze chyba bardziej będę kojarzyć z Makowieckim niż z Wilkami:)
Bo nadal tkwimy w okresie tych intensywnych zmian...budujemy życie, cały czas. Potem to tylko minimalnie zwalnia chyba.
UsuńDobrze, że masz czas jaki masz, masz to co masz i cóż...po prostu zostaje to wykorzystywać, jak najmocniej się da:)
Wilki, tylko Wilki! Tym razem żadne covery XD
No niech Ci tam:)) Sentyment mam po prostu do młodzieńczych miłości, a Tomek miała taaaakie oczy...
Usuń*"miał" oczywiście! ;))
UsuńRozumiem, "te oczy" XD
UsuńPo przeczytaniu tej historii, przypomniała mi się jedna dotycząca mojej znajomej z gimnazjum..
OdpowiedzUsuńKiedy ja zaczynałam studia, ona wzięła ślub, urodziła dziecko, kiedy studia kończyłam, ona brała już rozwód. W ciągu 5 lat może się tak wiele zmienić w naszym życiu.. czy to na gorsze, czy na lepsze.
To prawda. Wbrew pozorom 5 lat bywa szmatem czasu albo mgnieniem oka...I każdy ma jakieś swoje inne tempo właśnie. A jak to wychodzi? Po prostu różnie.
Usuń"ludzie którzy stali się wspomnieniami. Słowami, zamazanym obrazem."
OdpowiedzUsuń- Trafne.
"...ja to sobie po prostu inaczej wyobrażałam..." - ja powiem własnymi słowami. Po co Ci to? Jeżeli miłość jest prawdziwa, to będzie trwała bez przysięgi. Chyba, że Ci do czegoś papier potrzebny, to się żeń.
"wszyscy mieliśmy jakąś wizję swojej przyszłości" - tak, niedawno o tym u siebie pisałam. Że człowiek czasem zastanawia się, że mimo iż żył dobrze, pełen jest problemów i wcale nie ma tęczy i słońca. Że trzeba sobie samemu to słońce zaświecić. W zasadzie tęczę też można sobie zrobić, ale to nie będzie taka prawdziwa tęcza...
"Bo potem zapomina się o swoich marzeniach." - coś w tym jest... Bo potem człowiek popada w taki jakby... marazm. Nie tyle zapomina, ile po prostu boi się marzyć, bo stał się bezsilny. Zapomina raczej o tym, że marzenia po to są właśnie, aby je spełniać!
"To smutne, cholernie smutne, jak niektórzy ludzie rozbijają się o rzeczywistość." - Nic dodać, nic ująć.
Od razu wiedziałam, że to będzie piosenka Wilków XD :P
Wiesz, tu nie chodziło o sam papier, a o uczucie, że się zmieniło. Że całe życie było inne, niż sobie wyobrażała. I niektórzy chcą ślubu:) Ich sprawa, ja na przykład chciałbym ślub ze względu na swoje wyznanie, chociaż nie ma on mocy prawnej. Ale jestem człowiekiem wierzącym i chociaż sakramenty nie są potrzebne, nie w mojej wierze np. grzechu seksu przedmałżeńskiego ( w ogóle grzech seksu wtf XD) ale po prostu chciałbym:) Bo to też fajne święto po prostu dla dwójki ludzi:)
UsuńOtóż to. Na to słońce też trzeba, choćby w swojej głowie, zapracować.
A ja w taki marazm nie chcę popaść:)
No a jak inaczej! XD
Od razu zaczęłam się zastanawiać jak ja będę wspominać liceum i jak bedzie wyglądało moje życie. Mam niepokojące wrażenie,że okaże się,że będę jedna z tych osób, które prześpią życie. Że obudzę się po osiemdziesiątce i stwierdzę,że moje dotychczasowe życie było niezwykle nudne.
OdpowiedzUsuńZnam podobną osobę do Leny. Wspomina przeszłość, studia i rzeczy, które się kiedyś działy. Jest wiecznie smutna i niezadowolona. A najgorsze jest to,że nie wiem jak jej pomóc.
Wiesz..to jak będzie wyglądało twoje życie, zależy tylko od ciebie samej. Od nikogo innego tak naprawdę. Więc jeśli chcesz - zmień je, by takie nie było:)
UsuńBo nie można nieraz pomóc, wiesz? Człowiek nieraz sam musi się zmierzyć z rzeczywistością.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa, będąc aktualnie w liceum, obawiam się, że nie będę mogła wspominać go dobrze. To dziwne, bo wszyscy mówią zgodnie, że jeszcze nie raz za nim zatęsknię, i że to przepiękny czas. Przyjaźni, miłości i tak dalej. Ja póki co w ogóle tego nie zaznałam i być może to moja wina, bo nie umiem otworzyć się na ludzi. Tymczasem mama wspomina, tata wspomina - znajomych, ogniska, rajdy... A ja cóż? Odrabiam lekcje, śpię i snuję przemyślenia godne starca, który już dawno utracił wiarę w przyszłość. Ale chociaż wyrosłam z tego okresu buntu i ubierania się na czarno, tak jak to było jeszcze na początku gimnazjum. W porównaniu z tym okresem liceum jest sto razy lepszy, więc chociaż tyle ;P.
OdpowiedzUsuńTymczasem aktualnie czuje się starsza niż faktycznie jestem, jakbym przeżyła przynajmniej pół wieku! Wciąż poważna i jak przystało na "dorosłą", wiecznie zmęczona...
Mimo wszystko, kiedyś byłam chyba dużo większą marzycielką. Myślę że to napędzało mnie do działania. Teraz wszystko planuję bardzo drobiazgowo i duszę w sobie te najśmielsze i najbardziej "niepoważne" chęci, doświadczona tym, że przecież i tak mi nie wyjdzie, że to przecież tylko głupie marzenia 17-latki.
Muszę natychmiast przestać. Przecież ja nie cierpię takich ludzi!
Dobrze, że nie stajesz się smutny.
Dla mnie pomimo dziwactw moich i problemów to i tak był dobry czas i właśnie..to jest też czas zmian, czas na podejmowanie decyzji. W czasie liceum cholernie się zmieniamy jakby nie było.
UsuńAle właśnie na wspomnienia, te dobre zwłaszcza, musimy nieraz ciężko zapracować. Odważyć, się otworzyć...kto wie?
Wiesz, że w liceum tez się czułem momentami mentalnym starcem? Ale to się zmieniło, więc jeśli ciebie to gryzie..to też się zmienić może:) Bo po co właśnie się "męczyć" nieraz? Wszystko zależy od nas samych.
Strasznie smutna historia. Ja jestem na II roku studiów, więc maturę zdawałam całkiem niedawno, a już dziś widzę, że ludzie z mojej byłej klasy całkowicie się zatracili. Za kilka lat pewnie też nie będziemy mieli o czym rozmawiać i będziemy w innych światach, jeśli przypadkowo spotkamy się na ulicy. Większość osób z mojej byłej klasy nie poszło na studia, siedzą w domach jako bezrobotni. Ktoś nawet idzie teraz odsiadywać wyrok.... Tylko 2 osoby oprócz mnie są na studiach. Wystarczyły 2 lata żeby tak wszystko się pozmieniało w życiu bardzo wielu fajnych ludzi na gorsze. Mam nadzieję, że mnie spotka coś dobrego bo nadal wierzę w marzenia mam wielkie plany, oby było dobrze. I smutno też, że Twoja znajoma tak źle mówi o małżeństwie przecież fajnie jest przypieczętować swój związek. Rozwodzi się ale pewnie piękne chwile ze swoim mężem również przeżyła i mogłaby wziąć je pod uwagę.
OdpowiedzUsuńJa z dużą ilością osób z liceum mam dobry kontakt i na szczęście nie zawsze to są smutne historie...ale i tak jest takich wiele. Też takich, o jakich piszesz, to zasiedzenie, 2 lata...i tyle zmian. Na gorsze niestety często.
UsuńI pewnie weźmie- jak utworzą się blizny. Jak rany są świeże, trudno myśleć o tym dobrym. To zawsze czasu po prostu wymaga:)
Uwielbiam ten kawałek chyba najbardziej ze wszystkich kawałków "Wilków". No może jeszcze "Moja Bejbe" go przebija dla mnie...
OdpowiedzUsuńCo do głównego tematu - u progu dorosłego życia pełni jesteśmy nadziei, którą życie weryfikuje. I życie okazuje się zupełnie inne niż sobie wyobrażaliśmy. Sekret chyba polega na tym, żeby nie ulegać schematom czy naciskom innym i robić to, co podpowiada nam serce. Życie wg schematu jaki mieli nasi rodzice wcale nie musi być dla nas najlepsze, a każda trzcina, która będzie się bez końca naginać, w końcu pęknie.
Mam nadzieję, że Twoja koleżanka, kiedy już emocje opadną po rozwodzie, znów złapie wiatr w żagle. Bo życie jest trudne, bardzo trudne, ale jest też cholernie piękne.
A to ten o którym piszesz też bardzo lubię:) Dobry klimat początku lat 90-tych XD
UsuńI jasne, życie jest często różne od naszych wyobrażeń..ale to nie znaczy, że jest gorsze. Można się w nim przecież odnaleźć:)
I właśnie, to jest cały sekret, ten o którym piszesz. To wydaje sie wręcz banalne, ale cóż, banały sa najtrudniejsze nieraz....
Nie wiem, o co chodzi, ale czytając Twój post weszłam na Facebooka i pierwszy obrazek, jaki zobaczyłam to ten: https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-frc3/t1.0-9/q71/s720x720/10314563_638124256268831_4937717119186354817_n.jpg
OdpowiedzUsuńTo tak w ramach "podsumowania", aczkolwiek nie do końca. Kiedyś już Ci pisałam o tym (mam nadzieję, że dobrze pamiętam, że to z Tobą o tym pisałam?! :D), że podobno mamy wpływ na jakieś 10 czy 20% tego, co się nam w życiu przydarza. Ale zawsze to jakiś wpływ, nie? Tylko gorzej, że czasem mi się nie chce wpływać na niektóre i zostawiam je takie... nieruszone.
I przeraża mnie to, że wszyscy wokół zaręczają się, biorą ślub, mają dzieci, układają sobie życie, są tacy " dorośli i ułożeni", a ja dalej w wieku moich 23 lat "jestem jaka jestem" , jak to śpiewa Ani Wyszkoni.
PS Też mam na imię Magda, zdrobnienia Lena nigdy nie praktykowałam, ale za to nienawidzę, gdy ktoś mówi do mnie "Madziu" albo "Madzia" (z wyjątkiem babci i cioci). Ale w pozostałych przypadkach - aż mi ciśnienie skacze :P
Obrazek niezły, nie powiem XD
UsuńYuo, to mi to pisałaś:) Zawsze jest właśnie ten choćby mały wpływ, a jak nie..wiele zależy od naszego stosunku do wielu rzeczy, na które nie mamy wpływu, przynajmniej ja tak uważam.
Najważniejsze, żeby to tobie było dobrze z tym jestem jaka jestem. Nic więcej się nie liczy:)
Zapamiętam XD
Ja akurat lepiej wspominam licencjat ale w liceum też było spoko :) Do dziś mam kontakt z niektórymi koleżankami ze szkoły chociaż minęło dużo czasu :)
OdpowiedzUsuńA tą piosenkę uwielbiam! A wiesz, że dzisiaj dopiero zrozumiałam o czym jest ta piosenka? :P
Najważniejsze, że i tu i tu są dobre wspomnienia:)
UsuńCóż..lepiej późno niż wcale jak to mówią XD
Trafne spostrzeżenie z tym łapaniem Pana Boga za nogi - tak chyba myśli większość młodych ludzi zaraz po maturze, a potem życie szybko weryfikuje nasze buńczuczne marzenia, naszą rzekomą mądrość i zaradność. Szczególnie wtedy, kiedy para młodych ludzi hop-siup bierze ślub i płodzi śliczne różowe dzieciaczki, a chwilę potem bańka mydlana pryska i stwierdzają ze zgrozą, że już nie są tacy jak dawniej i w ogóle nic nie jest takie jak dawniej. Tak się składa, że sama w ten sposób postąpiłam, zamiast studiować beztrosko, ja zakuwałam wśród pieluch i kaszek, nie w głowie mi było życie studenckie, bo instynkt macierzyński ciągnął mnie do domu, gdzie dzieci czekały. Dzięki temu, że wcześnie urodziłam, moje dzieci są już dorosłe i teraz mam ochotę udusić obie ich babcie, gdy niby żartem pytają moje dzieci o plany matrymonialne. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o łapanie Pana Boga za nogi.
OdpowiedzUsuńOtóż to, czasem ideały młodych ludzi są całkiem niespójne z otaczającą ich rzeczywistości...i to zderzenie jest przykre, ale powinno mobilizować, a nie uginać karku jeszcze bardziej.
UsuńI niech babcie faktycznie się lepiej nie wtrącają XD
ojej, uwielbiam wspomnienia z liceum.. tylko, że ja z przyjaciółmi z LO utrzymuję stały kontakt, więc na bieżąco widzę ich przemiany - od pieszczoch do ogarnięcia ;)
OdpowiedzUsuńa wakacje po maturze - jej, to były czasy.
ciągle jak tak scrolluję w górę i w dół to mi się wydaje, że na miniaturce teledysku jest pieseł.
Wiesz, ja z niektórym nadal mam właśnie taki bieżący kontakt ale po prostu...nie ze wszystkimi:) Nie da się tak, po prostu.
UsuńAle jest wilk XD
Liceum...
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie pisania matur... a prawda jest taka, że liceum to najgorszy czas mojego życia... wiem że już sie kończy, może nawet już się skończył ale wszystko jest jeszcze świeże. Po 3 latach trudno jest uwierzyć w "koniec" tego koszmaru... Okropne wspomnienia, ogromne straty... upokorzenia i strach... nic przyjemnego ... Na szczęście to już koniec.
Więc jeśli to najgorszy czas- to po prostu trzeba walczyć, żeby każdy następny etap życia był wspanialszy. Żeby nie można było tak o nim rzec:) I ta ulga powinna dać do tego siłę, tego życzę.
Usuń