wtorek, 13 maja 2014

O tym, co różni człowieka i stracha na wróble, czyli każdy z nas nosi w sobie historię i pomimo niej zasługuje na szacunek

Wyszedłem dzisiaj parę minut wcześniej z pracy. Już od bramy kamienicy przywitało mnie wesołe, znajome szczekanie.
-Agnes!- zawołałem, a w moją stronę wybiegła otyła stara labradorka, śliniąca się od razu i obwąchująca mi wszystkie kieszenie w poszukiwaniu jakiegoś smakołyku.- Agnes, gdzie masz Pana?
Zaszczekała wesoło i wybiegła z bramy. Jej pan czekał tam na mnie.
Oparty o mur, z twarzą w kierunku słońca.

Agnes i jej Pan są wyjątkową parą. Znam ich już od kilku lat. On niewidomy, ona zastępująca mu oczy, choć jest już na to za stara i też powinna być na emeryturze. Towarzysze niedoli, swojego ciężkiego losu. Wiele lat temu Agnes i jej Pan zostali wyrzuceni ze swojego mieszkania przez rodzinę Pana. Stali się bezdomnymi, w tym bezdusznym świecie gdzie już przez jego niepełnosprawność utrudniała po prostu bycie, stali się jeszcze wyrzutkami innego rodzaju.
Agnes i jej Pana poznałem właśnie parę lat temu, kiedy żebrali na ulicy. Miałem akurat okienko w zajęciach, chciałem iść na kawę do kawiarni prowadzonej przez znajomą na Jeżycach, moich Jeżycach. Gdy brnąłem w śniegu zaczepiła mnie Agnes. Podbiegła i od razu podbiła moje serce tą uśmiechnięta mordą. A za nią zjawił się Pan, pytający, czy może miałbym coś do jedzenia. A nawet jeśli nie dla niego, czy znalazłoby się coś dla Agnes. Zawsze miałem wrażenie, że ludzie chętniej karmili Agnes niż Pana, bo ona jet niebywale tłusta, a on wychodzony bardziej niż ja. Drobny, skromny, smutny człowiek.

Zwykle nie daję bezdomnym pieniędzy, bo wiem że denaturat bywa ważniejszy niż jedzenie, ale tym razem coś we mnie uderzyło. Chyba ta ich przyjaźń, jego czułość wobec tego psa. I to, że pomimo tego że zebrał, wyglądał na człowieka, który stara się o siebie dbać. Zaśmiałem się wtedy, że w sumie to i ja jestem głodny, więc możemy skoczyć na obiad do pobliskiego baru mlecznego. Bo na restaurację to i mnie nie stać, ale bar mleczny i naleśniki za 3.50..dlaczego by nie. Weszliśmy, kłócąc się jeszcze o psa jako przewodnika niewidomych, zjedliśmy ten ciepły obiad, tak ważny obiad tej zimy...i zostaliśmy dziwnymi znajomymi.

Od czasu do czasu widuję Agnes i jej Pana, wiedzą gdzie mnie szukać gdy jest naprawdę źle. Od jakiegoś czasu ich sytuacja się poprawia, Pan przestaje mieszkać pod przysłowiowym mostem, dzięki darmowym poradom prawnym wie już, jak bardzo nielegalne było wyrzucenie go z mieszkania, jego renta pozwala mu już wynająć pokój w mieszkaniu....nie jest źle, jest coraz lepiej. Pan i Agnes ułożą sobie życie,wierzę w to z całego serca. Pomimo pewnej nieporadności Pana, tego że trzymano go pod kloszem jako ostatecznego inwalidę zanim wyrzucono go z domu, pomimo paru innych problemów wierzę w nich. Im się uda ale...

-Cześć, co tu robicie?- zapytałem Pana
-Dawnośmy się nie wiedzieli- Pan odwrócił głowę w moim kierunku, podążając za głosem.
-Coś się stało?- zapytałem odruchowo, wiedząc, że znienacka pod budynkiem gdzie pracuję zjawiają się gdy coś się właśnie dzieje.
-U nas wszystko w porządku, wiesz....- zaczął chwilę opowiadać, jak to u niego zmienia się na lepsze dzięki wielu ludziom. Po chwili zawiesił głos i znienacka powiedział- Profesor nie żyje, wiesz?
Zamurowało mnie. Profesor nie żyje? Jak to, kiedy, dlaczego?
-Znaleźli go parę dni temu na Starołęce, wiesz, koło pkp, tam gdzie często pił. Po prostu, nie żyje, Pewnie się przechlał.
-Wiedziałem że znowu zaczął więcej pić ale....nie myślałem że tak...

Profesora poznałem około roku po Agnes i jej Panie. Też zimą, gdy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, kiedy czekałem na pociąg. Musiałem załatwić parę rzeczy w innym mieście, pełno ludzi, zgiełk... I to pierwsze spotkanie zadziałało na mnie niesamowicie. Wpłynęło na moje myślenie, postrzeganie. Kolejny człowiek, który udowodnił mi, wtedy i wiele razy potem, co znaczy być człowiekiem. Napisałem zresztą po tym pierwszym spotkaniu:

Tak wiem, człowiek jest bestią. Sam mam przecież w swoim relatywizmie ogromny problem z rozróżnianiem dobra i zła. Ale człowiekowi zawsze, zawsze należy się pewien szacunek. Czy ma lat 90 i robi pod siebie, czy robi pod siebie mając roczek i ma też całą zaślinioną buzię. Czy jest biedakiem, czy śmierdzi, czy jest szlachcicem, oligarchą, ma miliony. Nie one przecież wyznaczają wartość człowieka. Ją wyznacza wewnętrzna godność, godność przyrodzona, z której nawet nam samym osobiście jest się trudno odrzeć. A znaczną uwagę zwrócił mi na to pewien Profesor.

Pamiętam jak dziś. Czekałem wtedy na poznańskim PKP na pociąg. Została mi ponad godzina do odjazdu, kupiłem więc kawę, stanąłem sobie pod tablicami na dworcu i obserwowałem ludzi. Wszyscy się gdzieś spieszyli, nosili paczki z prezentami które wręczqli dzieciom i żonom za parę dni.

W pewnym momencie podszedł do mnie pewien człowiek. Widziałem przedtem, jak jakiś czasem mnie obserwuje. Widziałem, jak przedtem zaczepiał jakąś dziewczynę, zapewne studentkę jadącą do domu na tzw. święta. Szybko go spławiła. W pierwszym momencie nie zdziwiłem się, bo pan strasznie śmierdział. Uśmiechnąłem się.
-Tak?-zapytałem wyczekująco, podczas gdy pan spoglądał mi w oczy. Nie był wtedy pijany, jak większość bezdomnych, był trzeźwy- jednak po życiu jako dziecko z alkoholikiem umiało się wyczuć odór alkoholu po jednym chuchnięciu. Potem dowiedziałem się, że jednak pije, w ciągach, ale czasem z tym walczy. Nie był naćpany. Śmierdział niemytym ciałem. Nieumyte włosy, poszarpane ubrania. Na pierwszy rzut oka widać, że bezdomny, nie oszukujmy się.

Jednak też jak na bezdomnego był i tak wyjątkowo zadbany. Pożółkła od tytoniu, ale nadal jednak biała broda nadawała inteligentnemu obliczu sympatyczny wyraz. Może był nawet taki trochę święto mikołajowy. Albo bardziej był jak chochlik. Może sprawiła to atmosfera świąt, nie mam pojęcia. Ale takie miałem wtedy wrażenie, potem trochę bardziej poznałem Profesora i wiedziałem już, że nie jest ani Mikołajem, ani chochlikiem.

Człowiek odezwał się do mnie. Na wstępie zaznaczył, że nie chce pieniędzy, nie chce nic ode mnie, oprócz rozmowy.
-Pan tak miło się uśmiecha, pomyślałem, że mogę jeszcze porozmawiać jak człowiek
Owszem, mógł.
Stałem z nim godzinę na hali dworca głównego- tej starej jeszcze, niewyremontowanej wtedy. Przez godzinę rozmawialiśmy o wszystkim prawie. O filozofii. O Sokratesie i pewnym paradoksie matematycznym. O tym, że ludzie nie umieją rozmawiać i słuchać. Tematy przerzucały się szybko w naszych głowach i językach, miałem wrażenie, że to trwa pół dni, a nie godzinę.

Profesor opowiedział mi, napomknął, że był, przepraszam, że jest, profesorem matematyki. Nawet może mi dyplom pokazać, bo to coś czego strzeże jak oka w głowie, co mu zostało. I zaczął grzebać pod koszulą, szukać, szperać, aż wydobył stary, pogięty dyplom, zżółkły całkiem, jak jego broda. Dyplom profesory trzymany pod koszulą, taki, który zawsze wszyscy wielcy profesorowie mają w ramkach w swoich gabinetach. Bogowie, jakie to było smutne wtedy!

Opowiedziałam trochę o sobie. Tak, Kordian, bo moja mama, widzi pan, też wykładała na uczelni. Mój ojciec też, ale żaden nie był profesorem.

Płynnie znów przeszliśmy na jego historię. Żeby zarobić na studia, żeby tym profesorem zostać musiał pracować w kopalni, bo ojciec nie chciał go puścić żeby się dalej uczył.
-Kordian, będę ci tak mówił co? Kordian, masz żonę?
-Nie, nie mam jeszcze. Ale jeszcze- zaśmiałem się.
-O, kobiety to złe nasienie, nigdy się nie żeń.- zaśmiał się ale jakoś smutno.
Potem dowiedziałem się, że pić zaczął po tym, jak go żona zdradziła i zostawiła. Po tym, jak narobiła długów i odeszła. A mu w żalu było już wszystko jedno i wylądował na ulicy.

-Za 15 minut mam pociąg. Muszę iść- powiedziałem wtedy, orientując się, jak szybko mija czas. Profesor zrozumiał. Ale spojrzał jeszcze na mnie bystro i zapytał
-Wiesz, Kordian czym różni się człowiek od stracha na wróble? Ale nie, nie szukaj w biologii, fizyce. Zastanów się nad czymś oczywistym.
Zgłupiałem,
-Za dużo tego, nie wiem- powiedziałem bezradnie.
-Stracha na wróble możesz Kordian ubrać w najcudowniejsze szaty i nadal będzie tylko kukłą. A człowieka, takiego jak mnie, możesz upodlić, rozebrać do naga, ale jeśli nie zapomni o swoim umyśle, to nadal będzie człowiekiem. Nadal będzie miał godność.

I starszy, bezdomny pan, Profesor, wzruszył się okropnie w tym momencie. Powiedział, że dzięki mnie, dzięki tej godzinie rozmowy, że dzięki temu, że pomimo, iż śmierdzi i wygląda jak wygląda ja go traktowałem jak każdego zacnego obywatela, on dzisiaj znowu poczuł się człowiekiem. Bo on nadal ma w sobie godność, o którą walczy. Na koniec miał wręcz łzy w oczach, uściskał mnie, z tymi łzami w oczach. Tak, taki obdarty i śmierdzący. Ja poszedłem na swój peron, na pociąg. On poszedł w swoją stronę.

Wtedy wsiadłem w pociąg i sądziłem że go nigdy już nie spotkam. Ale widywaliśmy się, często na PKP właśnie, kupowałem wtedy dwie kawy na wynos i jakieś jedzenie, siadaliśmy na tych śmiesznych parapetach które były na hali starego dworca i rozmawialiśmy przez chwilę, dwie.
Nic nie mogłem zrobić żeby pomóc temu człowiekowi, nigdy nie mogłem sprawić żeby przestał pić, znowu był profesorem na uczelni. Ale mogłem czasem widzieć w nim człowieka, wspaniałego człowieka jakim był. Bo powinęła mu się noga, ale nadal był wspaniałym człowiekiem.

Ale podczas tej rozmowy już widziałem, że dla wielu na tym dworcu był człowiekiem, ale człowiekiem gorszej kategorii. Dziewczyna, którą zaczepił wcześniej podczas naszej rozmowy spoglądała na nas oburzona. Ludzie przechodzący obok byli zażenowani. Staliśmy się widowiskiem dla pani z kiosku z gazetami. A granice wszelkiego smaku przekroczyliśmy przy pożegnaniu. Wszyscy odwracali się zapewne z niesmakiem. Fu, dać się dotknąć śmierdzącemu bezdomnemu?! Okropność!

Ludzie widzieli w nim smród. Psa o mokrych łapach, jak pisał o sobie Van Gogh. Tego, którego się przegania. Jechali na te swoje wspaniałe święta. Oglądali może w wigilię film, w którym pewien chłopak zaprzyjaźnia się z bezdomnym i płakali może w scenie, gdy bezdomny pijak umierał, zamarzał na ulicy. Ilu zaprosiłoby tego pana do pustego nakrycia, gdyby rzeczywiście zastukał do drzwi a nie tylko pozostał na swojej dworcowej wigilii na bezdomnych? Popsułby pewnie swoim smrodem chwilę rozdawania prezentów i aromat pierogów. Mam prawo mówić, ja bym zaprosił?

Otóż mam, moja mama zapraszała już bezdomnego na wigilię. Nie tylko zresztą na wigilię. Tak, mam prawo w pewien sposób, negować hipokryzję tego zwyczaju, choć zrobiła to najpierw moja matka i to nawet nie jest mój zwyczaj, to zwyczaj wpojony, zapraszać ludzi do serca naprawdę. Moja mama to zresztą osobna historia lokalnej charytatywności, aż przegiętej, jednak mniejsza o to.

Chodzi mi o pewną znowuż, hipokryzję. Nawet w czasie, gdy wmawiamy sobie „będziemy się dzielić, to czas pokoju i radości!” nigdy nie przygarnęlibyśmy Cyganów z brzemienną kobietą pod dach. Może wygonilibyśmy swojego boga, mniejsza o tą analogię.
Nie chodzi mi już o święta, bo to nie ich czas, po prostu wtedy wiedziałem, że Profesora nikt nie będzie chciał przyjąć zgodnie z tradycją. Zresztą, on nawet nie chciał, gdy rok później próbowałem. On się przywiązał do swojego losu, wiecie? Aż za kurczowo. Już nie wierzył, może nie miał się czego trzymać. Agnes i Pan mają chociaż siebie nawzajem.

Nie uważam się za altruistę, wręcz przeciwnie, mnie cechuję ogromny egoizm i egocentryzm. Trudno mi wierzyć w niektóre utopie, zwłaszcza dzisiaj. Ale nadal widzę w człowieku pewna godność i go szanuję, jeśli ten sam nie pluje sobie i mi przy okazji w twarz. I nie oceniam.

W pewien sposób cholernie drażni mnie to, że wszyscy chcemy zbawiać świat, oglądamy tą wigilię w Krakowie dla bezdomnych, oglądać ratowanie bezdomnych w Indiach, wzruszamy się gdy widzimy głodujące dzieci, płacimy znaczne sumy na dzieci w Tajlandii i schroniska dla psów ( nie zrozumcie mnie źle, ja cholernie szanuję idealistów i podziwiam, nie neguję takich działań, wręcz przeciwnie ) a nie umiemy nawet szanować tego, kto jest obok.

Gdy coś nie jest na ekranie, zaczyna nam śmierdzieć pod nosem, odwracamy wzrok, uciekamy. Do tego bulwersuje nas, że ktoś nie czyni tak samo. Może nie wspieramy żebraków, fakt, dla wielu to genialny interes, wiem, kto na PKP w Poznaniu jest nawet „Królem żebraków” i żyje mu się całkiem nieźle. Ale czy musimy odmawiać rozmowy? Możemy nie mieć czasu, ochoty rozmawiać- ale czy nie możemy tego powiedzieć z szacunkiem? Nie chodzi tu może nawet o żadne dobro, bo ono tak naprawdę nie ma racji bytu. Nie chodzi już o tych ludzi, którzy nie odwracają wzroku i działają, jak pewna rosyjska lekarka zakładająca w Moskwie pierwsze lecznice dla bezdomnych. Bo są też ludzie, którzy działają, są idealistami i ja ich podziwiam.

Może w tym wszystkim chodzi mi o fundamentalny szacunek do każdego człowieka. Ten sam żywię do zwierząt, roślin, do wszystkiego, co żyje. Choć ten do człowieka ma trochę inny kształt dla wielu ludzi, ale i tak o nim zapominamy.

A wystarczy nieumyte ciało i kiepskie, poszarpane ubrania. Każdy staje się tym samym, pijakiem, który jest sam sobie winien i powinien zdechnąć. Bo to się często słyszy. A we mnie wtedy narasta irytacja.

A może wcale nie pije jak Pan? Może jest Profesorem matematyki, któremu powinęła się noga. Może i tobie, moja droga studentko, którą skręciło ze smrodu tego pana, kiedyś powinie się noga i wylądujesz na bruku? Może po swojej socjologii czy studiach inżynierskich nie znajdziesz pracy, mamusia już ci nie opłaci mieszkania i…co wtedy? Może tobie, czytelniczko, mąż przyszły czy obecny narobi długów i ucieknie a ty skończysz na bruku? A może się załamiesz, zaczniesz pić, bo umrze twoje dziecko? Nawet, jeśli pije, jeśli sam złamał sobie kark, czy wolno nam to oceniać? Za każdym tym głodem, smrodem, wiąże się pewna historia, pewne opowiadanie. A za każdą z nich stoi człowiek. Mniej lub bardziej inteligentny. Okazuje się, że czasem mądrzejszy od ciebie. Profesor matematyki, który na swoje studia musiał zarobić w kopalni. Pod tymi szmatami piękny człowiek z równie pięknym umysłem.

Nie mówię, że musimy z każdym rozmawiać, każdemu pomagać. To jego życie, może się podniesie, może nie da rady. Może pomogą mu idealiści, ludzie i instytucje do tego przeznaczone, jak pomagają teraz Agnes i jej Panu. Może wszystko zmieni kształt- choć to dzieje się bardzo rzadko. Może zamarznie na mrozie. Może już ma wypalone w mózgu dziury od wąchania kleju i alkoholu, jedynej rozrywki w tym przedsionku piekła zwanym bezdomnością. Ale nadal jest kimś z własną historią i nam nie wolno tego oceniać. Nie można się krzywić, widzieć jedynie szmat, czuć jedynie smrodu.

Z tym krzywym spojrzeniem jesteśmy mniej warci niż ten śmierdzący mamroczący pijak.
Bo nie można oceniać w ogóle wartości człowieka, dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Mówić że są lepsi bo mają więcej pieniędzy albo mają obie nogi zdrowe. Mówić że inni są gorsi bo mają ciemną skórę i nie mają pracy. A jeśli już...to można to robić tylko patrząc w serce.

Przynajmniej ja tak to widzę.
Bo my może i mamy siłę, której komuś zabrakło, może mamy szczęście albo bogatego tatusia, ale to nie daje nam prawa czuć się ponad kimś. Nie ma żadnego ponad, nigdy nie było i nie będzie, a jeśli uważasz się za lepszego, dla mnie sięgasz dna. Sam sobie plujesz w twarz, bo to nie godność.
Czasem warto zajrzeć w oczy. Za nimi kryją się historie. Każdy człowiek jakąś ma. A czasem po historiach zostaje tylko pustka w oczach, ale i ta wiele mówi.
Czasem warto zajrzeć w oczy, po prostu.
I ja żałuję, że więcej nie zajrzę w oczy Profesorowi.
Zresztą, w oczy warto nie tylko bezdomnym. Warto zajrzeć w oczy drugiemu człowiekowi, widzieć, nie tylko patrzeć. Widzieć w nim człowieka najpierw, a dalej jego alkoholizm, choroby, problemy.

Ale czasem dziwnie to właśnie bezdomni nauczą nas najwięcej. Ich piękne oczy. Może po prostu tak wiele uczą nas ludzie.

Mnie Profesor nauczył. Że nigdy nie będę, nikt nie będzie, strachem na wróble.
Szkoda, że za późno do mnie dotarło, że to ja powinienem mu podziękować. Ale ten pociąg odjechał. Mam nadzieję, że w lepsze miejsce niż to, w którym przyszło mu żyć tutaj.

I czy masz nazwisko i pracę, czy nie masz dachu nad głową...umrzesz tak samo. Wobec śmierci chociaż jesteśmy równi, zostaje taka sama pustka po każdym.




I...czasem mam wrażenie, że dlatego tak bardzo przywiązałem się do przypadkowego bezdomnego..bo mam świadomość, że to jeden z możliwych scenariuszy dla mojego ojca. Po tym co mi zrobił, po więzieniu, po tym gdy słuch o nim zaginął, z jego alkoholizmem on mógł się stać bezdomnym Doktorem. Wtedy tak myślałem, że to możliwe. I pomimo wszystkiego, pomimo tego co było między nami, jakie rany zadawał...miałem nadzieję, że zrozumiał swoje błędy. A nawet jeśli nie miałem już wtedy nadzieję, że ktoś spojrzy mu w oczy i zobaczy po prostu człowieka. Ktoś mimo wszystko porozmawia i kupi tą cholerną kawę. 

79 komentarzy:

  1. Ajj ciężko czytało mi się ten tekst. Z każdą linijką wzrastała moja niechęć do mojego ex a jeszcze bardziej poczucie wstydu. Kiedyś strasznie się zdenerwował gdy chciałam dać jakieś grosze jednemu panu,. Zawsze traktował tych ludzi z taką pogardą... a ja na to pozwalałam. Byłam tak zakochana, że nie widziałam pewnych rzeczy. Przy nim i ja zaczęłam odmawiać samym spojrzeniem. Wstyd mi i chyba tego wstydu nie pozbędę się nigdy. Już po rozstaniu pewnego razu oddałam całego kebaba jednemu takiemu panu. "Poważnie Pani mówi?" - pytał z niedowierzaniem i nawet bał się podejść myśląc, że może zacznę się śmiać czy coś. To było strasznie miłe widząc jak wgryza się w tą bułkę taki rozradowany. Dziękował mi póki nie znikł za rogiem. To było miłe, ale kurcze jakieś takie strasznie smutne też,..

    A "Raz, dwa trzy" kocham! Często słuchałam poprzedniej zimy podczas nordic walkingu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jak człowiek zakochany to ślepnie i nieraz zatraca i własne jakieś wartości, znam to Każdy z nas to chyba już przerabiał:) Wiesz, bo nie chodzi o to, żeby nawet dawać jedzenie, pieniądze. Bo nie każdy może ma się czym dzielić, istnieje wielu naciągaczy...ale chodzi o to po prostu, żeby nie gardzić drugim człowiekiem. Nie dawać mu tego odczuć, bo sami, jakie mamy podstawy żeby to robić? Smutne jest po prostu, że wielu ludzi czuje się lepszymi- i to jest rzecz, której ja nie mogę pojąć.
      I to zawsze jest smutne..ale istnieje i ładny smutek, wiesz?:)

      Ich nie można nie kochać:)

      Usuń
    2. Ale żeby aż taak? Masz rację dać na odczepnego 20 gr czy bułkę jest najłatwiej. Posiedzieć z kimś, porozmawiać, uśmiechnąć się i nie wstydzić, bo "co ludzie powiedzą" to już wyższy poziom. Dobrze, że są jeszcze ludzie, którzy to potrafią.

      A ten smutek ma na imię Melancholia;) Taki znam.

      Nie można! "A on był dla niej jak młody bóg..." Raz, Dwa Trzy i teksty Agnieszki Osieckiej - piękna sprawa;)

      Usuń
    3. Owszem, aż tak człowiek ślepnie, że nieraz siebie całkiem i swoje wartości zatraca.
      Ale czasem nawet dla niektórych i to jest za trudne. Tacy ludzie, nic się nie poradzi..i tego też nie można potępiać do końca. To że coś jest dla kogoś za trudne też bywa po prostu..ludzkie. Tylko ja nie chcę być takim człowiekiem.

      Otóż to:)

      Usuń
  2. Przez chwilę mnie zatkało i w sumie nie wiedziałam co napisać. W pewnym momencie zaczęły mnie zjadać wyrzuty sumienia. Nie to, że ludzi nie szanuję, ale dlatego, że każdego, kto mnie zawsze zaczepiał - gdziekolwiek, olewałam, szłam dalej. Chociaż na pkp, faktycznie zawsze biegnę na ostatnią chwilę na pociąg i nie mam na nic czasu.
    Pamiętam kiedyś, że jakiś mężczyzna wyglądający na bezdomnego chciał mi sprzedać długopis. Uśmiechnęłam się i poszłam dalej, ale teraz zaczęłam żałować, że nie wzięłam od niego tego cholernego długopisu zostawiając coś w zamian.
    Znów otworzyłeś mi oczy na coś, na co chyba podświadomie chciałam mieć je zamknięte. Czyż tak nie jest wygodniej? Właśnie, każdego z nas to może kiedyś dotknąć. Jak to się mówi NIE MA SKUTKU BEZ PRZYCZYNY, więc w życiu tych ludzi coś się musiało wydarzyć. Coś co zepchnęło ich tak nisko. Uświadomiłeś mi, że nie powinniśmy ich spychać jeszcze niżej swoją ignorancją, ale właśnie spróbować ujrzeć w nich człowieka.
    Ty to jesteś dobrym człowiekiem. Chyba jedyny taki, aż sama nie wierzę, że ktoś o tak dobrym sercu chodzi po tym świecie. Sama chciałabym być tak dobrą, ale... właśnie, dlaczego nie jestem? Może się boję? Hmm...
    A co do Jeżyc, to wszyscy mi mówią, że mam tam nie chodzić, bo ZUO tam jest. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to zrozumiałe, że człowiek nie ma nieraz czasu, nieraz biegnie i ze znajomym nie pogada ale...tu chodzi po prostu o to, żeby każdego traktować po prostu jak człowieka. Tego długopisu kupować nawet nie trzeba, ale można po prostu ładnie odmówić, ale nie z pogardą. Do tego się wszystko sprowadza nieraz. Do fundamentalnego szacunku dla każdej istoty.
      Bo najłatwiej jest udawać że się nie widzi nawet tego słonia przed sobą, nie sądzisz? To jest pewnego rodzaju wygoda..jak to mówią, sumienie jest najczystsze, gdy jest nieużywane. A nie musisz go używać, nie widząc problemu.
      W bezdomność bardzo łatwo wpaść, naprawdę, nie potrzeba wiele żeby wylądować bez niczego na bruku. Najgorsze, że tak samo jak łatwo w to wpaść, trudno z tego wyjść. Bo ludzie szybko tracą wszelką nadzieję i przywiązują się do swojej roli poza pewnym marginesem. I właśnie to jest najgorsze, że my ich tak często utwierdzamy w tym, że poza tym marginesem powinni być. A właśnie nie są gorsi, są też ludźmi.
      I ja nie jestem dobrym człowiekiem. Jak to mówiła moja mama, po prostu staram się być człowiekiem.
      A ja z Jeżyc widzisz pochodzę, na Jeżycach mieszkam całe życie XD

      Usuń
    2. Miałam kiedyś wykładowcę prawnika, który ciągle powtarzał, że ma czyste i nieużywane sumienie, więc znane mi to jest. Tak, najprościej jest odwrócić głowę. Zdaję sobie z tego sprawę - bo wiesz, pomoc komuś wymaga czasu, poświęcenia i przede wszystkim wysiłku. A hasło przewodnie dzisiejszych czasów to "Jak zarobić, żeby się nie narobić". Czyli idźmy na łatwiznę, a pomoc zwłaszcza bezdomnemu nie jest łatwa. Mi samej trudno byłoby się przełamać. Jakoś nie mam też zaufania do takich ludzi. Czy on jest rzeczywiście głodny, czy chce alkoholu? Ogólnie jestem ze wsi i u nas nie ma jako takich bezdomnych, są po prostu "pijaczki" przesiadujący na ryneczku i wiecznie "pożyczający" złotóweczkę czy dwie, więc może dlatego mam taki pogląd. Całe życie ludzie siedzący na ulicy, których widziałam mieli domy, tylko woleli chlać z towarzystwem na rynku (w sumie nigdy się nie zastanawiałam dlaczego zaczęli pić?), a ich żony musiały ciułać i załamywać nad nimi ręce. Dodatkowo o profesorów i wykładowców we wsi ciężko, więc to zjawisko bezdomnych, które spotkałam w mieście jest dla mnie czymś zupełnie nowym i muszę to sobie w głowie poukładać.
      W sumie kilka razy byłam na Jeżycach - nawet raz w nocy i nic mnie nie zjadło. :D

      Usuń
    3. Bo to akurat dość popularne słowa, jak mniemam:) Wiesz, tylko tego też nie wolno potępiać jakoś, bo to naturalne, że człowiek wybiera łatwiejsze, nikogo nie można to niczego zmuszać...kwestia, co my sami wybieramy. Jakim człowiekiem zdecydujemy się być nieraz.
      A ja tego hasła nie uznaję. Ja lubię się narobić, bo to wielka frajda często. Ale ja mam zadatki na pewno rodzaju pracoholizm, także no...XD
      Jasne, wielu z tych ludzi po prostu kantuje, żebractwo to w naszych czasach doskonały biznes...ale rozmową nic się nie traci nieraz. Nikt w rozmowie cię nie oszuka, jeśli o nią samą chodzi. To samo z szacunkiem. Nie musisz ufać, by po prostu szanować, czyż nie?:)
      A tacy panowie są wszędzie akurat, w dużych miastach też. Tylko wystarczy się zasiedzieć na jakiejś dzielnicy żeby ich znać, jak ja na tych swoich Jeżycach:)
      I to już bez różnicy czy ten bezdomny jest profesorem, mój znajomy był może wyjątkiem..ale też nie był lepszy od innych bezdomnych. Do tego to się sprowadza. Nie ma ludzi lepszych i gorszych jak dla mnie.
      Bo nic nie zjada XD W ogóle wiesz, że Jeżyce to nie tylko Dąbrowskiego i okolice, ale też administracyjnie to Sołacz, moje Jeżyce Ogrody, Rusałka... XD Najpiękniejsze i najzieleńsze części Poznania XD

      Usuń
    4. No wiadomo, nikt nie będzie sobie na siłę życia utrudniać, chociaż i tacy się zdarzają, co wolą mieć pod górkę.
      Masz zadatki na Japończyka? :D
      No jasne, tylko niech proszą o rozmowę, a nie o dwa złote. :P Jak już pisałam SZANUJĘ ich mimo wszystko.
      No tak, taka sytuacja pokazuje, że tak na prawdę wszyscy jesteśmy tacy sami. Szkoda, że tylko w takich momentach to dostrzegamy...
      A wymieniaj mi ile chcesz, ja w Poznaniu potrafię się odnaleźć tylko na Górczynie, Ratajach no i w centrum. :D A inne rejony to nie moje rejony, bywam okazyjnie. :P

      Usuń
    5. Ja nieraz wolę mieć id górkę nawet, wiesz? Jeśli to ma sens, jeśli w tym jest jakiś cel..to ja wolę trudniej XD Łatwo mnie nudzi XD
      E, to nie taki pracoholizm, korporacyjny. Ja muszę być stale w jakimś no...ruchu. Uczyć się, doskonalić i tak dalej. To jest mój oboczny pracoholizm:)
      No ja wiem wiem xD
      Można to dostrzegać na co dzień:)
      Ok, no to faktycznie, mało Poznania znasz XD Polecam więc okazyjnie Sołacz i Park Sołacki, piękne miejsce, serio:)

      Usuń
  3. Właśnie... to dlatego jesteś tak otwarty na takich ludzi. Z powodu Twojego ojca. Ja niestety, na ogół właśnie unikam takich ludzi. Zwyczajnie się ich boję. Boję się pijaków, alkoholików - również ze względu na mojego ojca.
    W Twoim dzisiejszym wpisie pojawiły się dwie aż do bólu wzruszające historie. Nie poznałabym ich, gdy nie Twój altruizm (o ile nie mylę pojęć). Jesteś wspaniałym człowiekiem, myślę, że nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego jak bardzo.
    Tekst o różnicy między człowiekiem na strachem na wróble chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. W ogóle mam ochotę skopiować cały ten tekst i wrzucić na facebooka, niech ludzie czytają.
    Ale masz rację, to nic nie da. Wiele filmów ludzie już o tym obejrzeli, większość się wzruszyła a i tak codziennie przechodzą obok biednych, żebrzących i nie pomagają. Usprawiedliwiają się tym, że często sami nie mają na jedzenie, wychowanie dzieci, nie stać ich na dokarmianie innych. To może i jest jakieś tłumaczenie. Ja nigdy nie daje pieniędzy rumunom, a u mnie jest ich pełno. Chodzą z puszkami po tramwajach, za każdym razem przechodząc w centrum zaczepia mnie cyganka i chce mi wróżyć za "2 złote". Im nie dam, bo nie wspieram tej całej mafii. Widzę przecież jakimi samochodami się wożą i jak robią ogromne zakupy w najdroższych sklepach.
    Ale kiedy widzę młodego chłopaka, lub starszą kobietę, mam wyrzuty sumienia, że nie pomagam. Często staję za rogiem i dopiero wtedy wyjmuję portfel (boję się, że oni mogą mi zabrać - zdarza się i tak), wracam się i wrzucam drobne. Ale nie zawsze się wracam.
    Z pewnością nigdy nie miałabym odwagi, czy nawet chęci porozmawiać z takimi ludźmi. Ale płakać mi się chce gdy słyszę o profesorach, którzy w taki sposób skończyli. Rany, rozpisałam się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu mojego ojca, ale też przez moją mamę. Widzisz, ja od dziecka widziałem, że ona nie bała się rozmów z ludźmi którzy przysłowiowo śmierdzą, zawsze się do nich uśmiechała, traktowała ich normalnie, jak każdego innego. W pewien sposób ona wpoiła mi pewne zachowania, wiesz?
      I ja rozumiem jak najbardziej, że człowiek się boi. I to ma swoje uzasadnienie, człowiek po alkoholu jest nieraz nieprzewidywalny, agresywny...i nie chodzi mi o to, żeby się nie bać. Tylko nieraz żeby też w tym alkoholiku leżącym na ulicy widzieć po prostu człowieka. Bo jednak w nim tkwi.
      Nie wiem czy to altruizm jakiś, czy jak to zwać. Po prostu, ja lubię ludzi. Lubię z nimi rozmawia. I tyle. Widzisz, ja po prostu, jak moja mama mówiła, staram się czasem być człowiekiem. I tyle starczy.
      A wrzucaj gdzie chcesz:)
      Bo w jednym momencie pamiętają, a potem chwyta ich normalna dla nich znieczulica. I może nie chodzi nieraz o to, żeby dawać te pieniądze- chociaż ja zauważyłem, że ci, co mają najmniej najwięcej się dzielą- ale właśnie szanować. Pamiętać o pewnych rzeczach.
      Bo właśnie jest dużo naciągaczy, widzisz, ja sam nie mam zwyczaju dawania pieniędzy...ale jedzenie? Jak najbardziej. Chociaż to też ponoć nie jest dobre, bo właśnie wielu ludzi robi z żebractwa dochodowy interes. Ale właśnie niektórzy naprawdę potrzebują tej złotówki, żeby przetrwać jeden dzień choćby. I kto wie, może czasem to, że człowiek się do nich uśmiechnie jakoś odmieni ich dzień?
      Bo każdy z nas może tak skończyć...choć nigdy sobie tego nie wyobrażamy, jak to jest łatwe.

      Usuń
    2. To ją jako kobietę tym bardziej podziwiam, że nie bała się takich ludzi...
      Mój brat ma czasem takie skłonności że potrafi ubliżyć pijakowi, wprawdzie nie to, że do niego, ale powie coś nietaktownego. Raz go tak zwyzywałam... :/ I mam nadzieje, że coś mu to przemówiło do rozumu.
      Być człowiekiem - przyszła mi do głowy taka myśl, czy w obecnych czasach, patrząc na ludzi to faktycznie powód do dumy ;)
      ja też to zauważyłam, że ci, co mają więcej kasy nie są skłonni do pomocy. A przynajmniej rzadko.
      Z jedzeniem właśnie mam przykre doświadczenia, bo dałam kiedyś dziewczynce od rumunów bułkę to ją rzuciła mi prawie pod nogi. A kiedyś jedna kobieta zapytała mnie w Mc Donaldzie o pieniądze na bułkę, to dałam jej frytki, a ona je odłożyła tylko spojrzała na mnie jak na debila :/

      Usuń
    3. Ja też nieraz swoją mamę podziwiałem. I czuję się nieraz...zobowiązany przez nią do pewnych rzeczy, na pewno wiesz o co mi chodzi.
      Wiesz, czasem człowiek nie pomyśli i po prostu cóż...trzeba go naprowadzić na właściwą drogę, że tak rzeknę.
      Może. Może po prostu trzeba próbować być i tyle:)
      Bo jakoś tak...może sami wiedzą, co znaczy nic nie mieć?
      Bo to różnie bywa..ale to nie znaczy, że musimy przez to innych negować:)

      Usuń
    4. Tak wiem, sama to zauważyłam :) Chociażby przez to, że obiecałeś jej nie palić :)
      Zwłaszcza młodych. Nasłucha się toto hip hopu i myśli, że jest najmądrzejszym człowiekiem na ziemi i wszystko już wie.
      Ja tych ludzi znegowałam, bo po prostu zostałam upokorzona a chciałam pomóc. Co oni sobie myślą, że ja kartę kredytową wezmę, wypłacę tysiąc złotych a za tydzień będę chodzić z kapeluszem jak oni? To właśnie też mnie wkurza w takich ludziach, że pomaga im się tyle ile się może, a oni zamiast wdzięczności tylko wyśmiewają, że tak mało. Odnoszę przez to wrażenie, że w gruncie rzeczy są bogatsi niż ja :/

      Usuń
    5. Otóż to:)
      A to fakt, każdy z nieopierzonych najmądrzejszy nieraz...pozjadane rozumy których nie było nawet bo nie zdążyły dojrzeć :P
      Nie no ja rozumiem, nieraz po prostu też nie można inaczej. Bo nie powinno się liczyć mało czy dużo, powinno się liczyć że w ogóle nieraz...

      Usuń
    6. Dlatego u mnie w mieście chyba nie ma biednych żebrzących skoro gardzą jedzeniem ;)

      Usuń
    7. To też bywa możliwe, wiesz, konstrukcje miast są różne więc...i bezdomnie pewnie w ich różni.

      Usuń
  4. Pamiętam, jak jeszcze w podstawówce, na dworcu w Warszawie zajadałam się z mamą frytkami, a cały czas przyglądał nam się jakiś człowiek. Oczywiście się go bałam, zwłaszcza gdy się zbliżył. Zapytał tylko czy jeśli wszystkiego nie zjemy to czy mu oddamy, żeby nie wyrzucać. Widziałam jak mamie zacisnęło się gardło i już nie zjadła ani kęsa. Ja zjadłam, ale też nie wszystko chociaż byłam jeszcze trochę głodna. Oddałyśmy mu to jedzenie i dałyśmy ciepłą herbatę. Podziękował i poszedł jeść. Przez wiele lat było dla mnie oczywiste, że tak trzeba, że te głupie parę groszy może komuś pomóc. Ale byłam coraz starsza, coraz więcej słyszałam o oszustach, którzy wyłudzają pieniądze. I zaczęłam udawać, że ich nie widzę. To też się zmieniło, nie wiem jak nawet. Może byłam rozczarowaną mamą, która wiele lat temu oddała komuś swoje jedzenie, a teraz przyśpiesza kroku, gdy ktoś podchodzi, prosząc o drobne. Lub o pomoc. Facet był kilka lat starszy ode mnie, pobity i podchodząc do nas powiedział, że potrzebuje pomocy. Mama dosłownie uciekła, a ja się zatrzymałam. Oczywiście chciał pieniądze, ale przecież równie dobrze mógł potrzebować lekarza, prawda?
    Uciekła także moja kuzynka, gdy zatrzymała nas niziutka kobieta. Mówiła, że jest bezdomna, że ma dzieci, że nie mają co jeść. Zdaję sobie sprawę z tego, jak często padają takie słowa. Ale jeśli naprawdę miała te dzieci? A była zima. Miałam jej nie dać kilka złotych na bułki czy mleko? Zrobiło mi się głupio, gdy zobaczyłam, że nie mam drobnych. Widziałam nadzieję w jej oczach i teraz mam ją odesłać z niczym? Przełknęłam ślinę i dałam jej 10zł. Co to jest te 10zł, prawda? A ona się popłakała. Jeśli kupiła za to alkohol, na pewno wypiła za moje zdrowie. Ale nie obchodzi mnie to. Jej reakcja mnie powaliła. Popłakała się, zapytała czy na pewno chcę jej tyle dać, że jej się to nigdy nie zdarzyło, zaklinała się, że nie pije itd. Na koniec mnie przytuliła. Widziałam skwaszoną minę mojej kuzynki, która potem zaczęła się śmiać, że być może zaczepiła mnie jakaś wariatka i mnie przytula. Ale przez ten uścisk sama miałam łzy w oczach. I nawet jeśli kupiła ten alkohol... Warto było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to też naturalny odruch, że człowiek się boi. Obcych, ludzi z tzw. marginesu społecznego. Bo też właśnie ich historie są różne. Ale to nie znaczy nadal, że mamy ich nie szanować. Ale ja mam trochę we łbie z tym szacunkiem może poprzestawiane:)
      Bo jak człowiek dorasta, to trochę traci serce. Przynajmniej ja mam często takie wrażenie, wiesz? Bo jasne, słyszymy o oszustach, widzimy zachowania innych, pewne rzeczy nie wypadają...i to jest smutne nieraz. Bo jako dzieci patrzyliśmy sercem a potem..potem pewne rzeczy przestajemy zauważać właśnie. I to bywa wręcz przerażające.
      I właśnie taki człowiek nieraz potrzebuje być może lekarza, może ktoś musi zawalczyć o jego życie...a nikt nie chce. A co, gdyby nas tak pobito i nikt nie zwrócił na nas potem uwagi na ulicy? Nieraz takie rzeczy tez się zdarzają. Czasem trzeba przymierzyć cudzą skórę też.
      Bo często ludzie kłamią, jasne...ale właśnie to kłamstwo nawet bywa warte, jeśli jest szansa, że zrobiliśmy dobrze.

      Usuń
    2. I chyba własnie mi się przypomniało, dlaczego przestałam odwracać wzrok... Kiedyś w autobusie miejskim straciłam kontakt z rzeczywistością, nie zemdlałam ani nic, bo jakimś cudem na nogach się trzymałam, ale przemieściłam się i nie wiem jak. Mam dziurę w głowię. Stałam naprzeciw drzwi i skupiłam się na tym, że na następnym przystanku muszę wysiąść. A nagle jakaś dziewczyna nie może przejść no wyjścia, bo stoję jej na drodze. Dwa przystanki dalej. Pewnie myślała, że jestem naćpana. A ja miałam tak wysoką gorączkę. Nie oszukujmy się, na miejscu tej dziewczyny też bym tak pomyślała...
      Też mi się wydaje, że ludzie z czasem tracą tą naturalną dobroć. A może to życie nas do tego zmusza? Bo ile razy się dostawało po dupie za swoją naiwność?

      Usuń
    3. Jak człowieka coś takiego dopadnie, taka sytuacja, w której sam potrzebuje nieraz pomocy, a inni się od niego odsuwają..to otwiera nieraz oczy. Ale nawet jakbyś była naćpana- pojawia się moje pytanie- co z tego, jeśli byś potrzebowała pomocy?
      Jasne, ja się nie dziwię, że jak ktoś wiele razy oberwał za naiwność to mu się odechciewa...ale jednak ja nigdy tej swojej naiwności nie chciałbym stracić, w żaden ze sposobów.

      Usuń
    4. Wiesz, ludzie chyba myślą, że jak ktoś sam się doprowadził do takiego stanu, bo się wlasnie naćpal to niech sobie sam radzi.
      Ja chyba powoli tracę właśnie...

      Usuń
    5. A to smutne tracić naiwność, wiesz? Ale ja tak na to patrzę, a niekoniecznie ze mnie powinno się brać przykład, bo jestem utopistą cholernym.

      Usuń
    6. To cholernie smutne nawet.
      No i co w tym złego? :P Wszystko ma plusy i minusy.

      Usuń
  5. Nie wiem jakbym zareagowała gdyby do mnie podszedł. Ja ogólnie obawiam się ludzi, którzy do mnie podchodzą. Zawsze jestem przyszykowana na ucieczkę lub obronę. Możliwe, że bym porozmawiała. Często wędruję sama, ale jednak lubię odezwać się do człowieka. A na smród jestem odporna, zaleta pracowania na produkcji aerozoli. Jakoś się uodporniło XD Choć nadal źle reaguje na odór alkoholu. Taki uraz. Brak tolerancji do pijaków, nie ważne jakie mieli/mają życie, od takich po prostu uciekam :(.
    Skoro rozmawiałeś z bezdomnym to nie wiem czemu inni mieli oburzenie. W sumie co ja się dziwie. Jak rozmawiałam z moim kolegą podobnie na mnie patrzyli. Oburzenie, jakieś ploteczki w głowie itd. Ludzie już tacy są, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, to pisałaś, że się po prostu boisz...ale widzisz, mi nie chodzi o to, żeby się nie bać. Tylko po prostu ludziom nie można nigdy okazywać pogardy. Bo każdego człowieka trzeba po prostu szanować, kimkolwiek by nie był, jak by nie wyglądał.
      Ludzie właśnie lubią oburzać się o dziwne rzeczy:)

      Usuń
    2. Pogardę raczej nikt w mych oczach nie zobaczy. Jedynie kto zobaczył to mój brat pasożyt - wtedy nie chciałam nawet z nim gadać. Przez niego cierpiała cała rodzina, a najbardziej mój braciszek któr z nim mieszka w pokoju.
      Zauważyłam. Na mnie oburzają się aż za często :P

      Usuń
    3. Dobra, ale tu miałaś uzasadnienie własnych silnych emocji, sytuacji rodzinnej i tak dalej, to troszkę coś innego niż pogarda dla przypadkowego człowieka, który cię w żaden sposób nie skrzywdził, tylko po prostu jest:)

      Usuń
    4. Wyobraźnia zadziałała. Widzę tłum ludzi, manifestacja. Pełno facetów przebranych w damskie ciuszki. Co czują ludzie, którzy ich widzą?

      Takie tam sobie skojarzenie. Ale fakt, ludzie powinni przestać oceniać po okładce, jednak tak już zostaliśmy skonstruowani przez pokolenia. Przecież teraz trwa masowe pranie mózgu. A wszystko zaczyna się w szkole :)

      Usuń
    5. Dobra...mam wrażenie, że opisujesz paradę równości i nie wiem co to ma za związek ale...wiem, że mi transwestyci, jeśli o nich chodzi, nie przeszkadzają. Z paroma się kumpluję XD

      Wiesz, to instynkt, po prostu. Go nie idzie się po prostu wyzbyć...ale można go redukować, walczyć z nim:)

      Usuń
    6. Chodziło o manifestację. Tam jest sporo pogardy. Byłam obok, widziałam. Dlatego mi się skojarzyło. Ja ubrana po swojemu wywołuję naprawdę przedziwne emocje. Choć twierdzę, że mój strój niczym nie wyróżnia się z tłumu.

      Lubię swój instynkt, uratował mnie wiele razy :). Tylko, że ja nie wyglądam na osobę, która polega na instynkcie.

      Usuń
  6. Eh. Ja pamiętam sytuację, gdy musieliśmy czekać ze znajomymi na pociąg całą noc w Katowicach. Siedzieliśmy na zimnej podłodze opierając się o torby. Wśród tych zaspanych twarzy widać było postać bezdomnego mężczyzny, który chodził bez przerwy w kółko i żebrał o kilka złotych. Podszedł do jednej pani, która szła z koleżanką a ta perfidnie i na cały dworzec wyśmiała go i jeszcze się oglądnęła, żeby popatrzeć, czy aby na pewno to, co widzi jest prawdziwe. Wtedy jedna osoba od nas podeszła i dała mu kilka złotych. Faktycznie wydał to na jedzenie. Ja sobie nie wyobrażam, jak samotni muszą być tacy ludzie. Choć wielu z nich z samotnością się oswaja, to i tak pewnie są jednostki, które tęsknią za rozmową - Profesor chociażby. A ten bezdomny z Katowickiego dworca - jak zaczynało świtać i ludzie zaczynali przychodzić na dworzec - został wyproszony z obiektu.

    U mnie w wiosce był taki pan, który... nie wiem, czy miał ukończone jakieś szkoły, czy coś, ale był geniuszem matematycznym. Alkoholik, bezdomny, brudny, śmierdzący, sypiający po stodołach, żywiący się resztkami z restauracji - wyobraź sobie, że był takim geniuszem, że normalnie profesorowie z największych polskich (i nie tylko) uczelni przyjeżdżali do niego z zadaniami, których nie byli w stanie rozwiązać. Nie było zadania, którego on by nie rozwiązał. Nawet za to nie dostał złamanego grosza. To jest tak niesprawiedliwe, że aż mi brak słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest najgorsze, wyśmiać jeszcze drugiego człowieka. Bo nie dość, że to już samo poniżenie dla wielu żebrać- choć ludzie do tego przywykają a niektórzy robią z tego interes, no ale- to jeszcze zostać publicznie wyśmianym...nie rozumie, jak tak w ogóle można.
      I to prawda, ci ludzie są samotni. Są często tak zepchnięci na margines przez tych "cudnych prawych obywateli" że nawet już nie pamiętają, że można inaczej, że z tej nędzy można wyjść. Przez to tez tak trudno wyjść z bezdomności, przez tą przerażającą samotność i beznadzieję.

      Nie wiem czy ja czasem nie słyszałem o nim, swojego czasu sporo o nim gazety pisały, prawda? I po prostu, jak widać- nikogo nie omija nędza, bezdomność. Każdy może w to po prostu wpaść, niezależnie od siły swojego umysłu.

      Usuń
    2. Też tego nigdy nie zrozumiem. Wiem tylko, że pierwsza moja myśl była taka "A niech Cię kiedyś, kurwa, spotka to samo".
      Wiesz, często mam takie wrażenie, że wielu nie chce z tego wychodzić. Tu się pojawia zwykły brak wiary w swoje własne siły. Strach przed tym, że nawet jeśli uda się z tego wyjść, to samotność pozostanie (wiadomo, że tak nie musi być, to dalej tylko pewien schemat myślenia).

      Hm nie wiem. Chyba nie, a na pewno nie teraz. On zmarł kiedyś tam w latach 70tych, a ja wiem o nim tylko z opowieści, bo moja mama często mu zanosiła coś do jedzenia, picia i tak dalej.

      Usuń
    3. Też mam taki odruch...chociaż nikomu nie powinno się tak życzyć. Ale nieraz aż się chce, żeby komuś się oczy otworzyły.
      Bo nie chcą, bo nie wierzą że można. Bo do takiego życia się przywyka. Słyszałaś o pewnym miliarderze w Rosji, który był kiedyś bezdomny, potem się podniósł z tego, dorobił się podczas pierestrojki...w każdym razie on tak przywykł do tego życia, że od czasu do czasu...uciekał z domu i żył miesiąc dajmy na to na ulicy. To jest rodzaj życia, które trudno opuścić. Które nie chce nieraz wyjść z człowieka, bo przygniata tak bardzo, że aż uzależnia.
      Ale różnie bywa właśnie, wielu się uzależnia, niektórzy sie boją, inni zrobią wszystko, żeby żyć normalnie. Nie ma tu tez reguły.

      To to nie ten, ale było swojego czasu o jakimś matematyku żyjącym w nędzy, muszę to poszukać.

      Usuń
    4. O proszę, nie słyszałam tej historii. Słyszałam tylko o miliarderze, który codziennie odwiedza jakąś dzielnicę w Nowym Jorku, która przepełniona jest bezdomnymi i rozdaje pieniądze.

      Pewnie takich ludzi na świecie jest masa i to najbardziej boli.

      Usuń
    5. No to już słyszałaś. I to też znam akurat.
      Jest ich naprawdę wiele i najgorsze, że są nieraz tak niewidocznie wręcz.

      Usuń
    6. co ciekawe - niektórzy wręcz chcą być niewidoczni.

      Usuń
  7. Może to trochę głupie, że boję się żebraków. Widziałam zawsze wine takiego zachowania w moim wychowaniu na wsi, gdzie żebractwo nie istnieje. A każdy pijak śpiacy w rowie ma swoją biedną żone która albo pije w innym rowie, albo zaraz po niego przyjdzie zaciągnąć go do chaty.
    Pierwszy rok w mieście i się wszystkiego uczę. Jak dziecko.
    Może to pech, że zaraz na początku chciały okraść mnie Cyganki. Jak ufać potem komuś, kto chciał mi, naiwnej, zwinąć moje ciężko uzbierane 20 zł? Potem wpadłam na kobietę na dworku pkp, myślę, że chorą na umyśle, przerażała mnie swoją gwałtownoscią. Kupiłam jej jakieś bułki, jogurt, kuląc się pod pogardliwymi spojrzeniami. Cóż. Pewien "miły" jegomość w glanach od pół roku ciągle próbuje ode mnie wycyganić na piwo. Już nawet mnie to nie rusza. Kiedy indziej podobna jejmościowa agresywnie naskoczyła na mnie czy nie dam na kawę. Kurczę, czy to takie zabawne straszyć zahukane licealistki?
    Aczkolwiek kiedys spotkałam w kościele żebraczkę, która naprawdę szczerze mi dziękowała. A pewien pan, widząc mnie z gitarą, zaczął rozmawiać ze mną o ulicznych grajkach.. Do tego "gatunku" mam szczególną sympatię, kiedyś pożyczałam od koleżanki kasę aby poratować takiego gitarzystę. Wiedziałam, że mi da, ale jakoś nie wpadło jej do głowy mu coś wrzucić.
    Znajomi się śmieją, że trzeba mnie trzymać z daleka od żebraków, bo stracę zaraz całą kasę. Ale bez przesady, taka dobra nie jestem. Strach mimo wszystko został. No i zniesmaczenie sobą- nigdy nie mam czasu kupić czegoś potrzebującego, daję pieniądze, grosze, nie wiedząc, co z nimi zrobią.
    Co jest ciekawe- nigdy nie czuje dumy, że komuś pomogę. Najwyżej zażenowanie, taki strach przed niechętną opinią innych. Traktuję to jako obowiązek, ale wstydliwy. Ciekawe, dlaczego, bo nawet nie wiem. Kwestia kulturowa? Wychowania? Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to nie jest głupie, ten strach jest naturalny. Bo jednak człowiek choćby pijany, a nie ukrywajmy, wielu bezdomnych czy żyjących w nędzy jest alkoholikami, jest nieprzewidywalny. Strach jest rzeczą naturalną..ale bać się nie znaczy nie szanować. Bo mi chodzi przede wszystkim o to, że często zapominamy o tym, że za tymi łachmanami przysłowiowymi jest drugi człowiek. Człowiek, który być może też miał kiedyś swoje plany, marzenia. Człowiek który też cierpi i umie się śmiać. Istota, która z samego przyrodzenia ma godność, jak każda istota na tej planecie.
      I jasne, jest wielu ludzi, którzy z żebractwa robią interes, którzy kradną gdy my chcemy im podarować tą złotówkę..ale to nie znaczy, że wszyscy tacy są. Że tych tez możemy oceniać.
      Bo ludzie są różni, ale my sami nie jesteśmy też wolni od błędu, czyż nie?
      Bo to nie jest żaden powód do dumy, już nie chodzi o opinię innych. Ludzkie gesty nie są nigdy powodem do dumy, widzisz..one po prostu są. powinny nieraz być.
      I chyba tak, chyba ten wstyd to kwestia kultury, jakiejś socjologicznej normy...jak udajesz że nie widzisz to jest ok, jak widzisz...zaczynasz być niewygodna też dla innych...

      Usuń
  8. Z jednej strony przywracasz mi wiarę w ludzi i dostarczasz nowych refleksji dziś, a z drugiej smucisz mnie, bo ciągle wszędzie widzę temat "Ojciec Polak - alkoholik, ewentualnie sadysta" . Gdzie nie spojrzę, tam zetknę się z kimś kto ma nieciekawe wspomnienia z dzieciństwa dotyczące ojca. Z jednej strony dotyka mnie to z powodów osobistych, z drugiej po prostu rozwściecza, bo "zrobić dziecko" umie każdy głupi, a być ojcem tak niewielu... nie chciałabym dla moich dzieci ani dla nikogo takiego ojca jak mam ja, choć wiem, że mogłam mieć jeszcze gorszego - jakoś mnie to nie pociesza. Co z tymi ludźmi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest pewien schemat. Chociaż widzisz, u mnie to było troszkę inaczej, ojciec nie pił od samego początku, powiedzmy, że miał swoje załamanie. Długo to picie ukrywał, a potem cóż..wyszły inne niedobre rzeczy. Ale masz rację, to jest schemat, który pokutuje w naszym społeczeństwie.
      To już nawet nie kwestia zrobienia dziecka może..ale pewnego błędnego koła, pewnej normy społecznej. I nikt by nie chciał, żeby jego dzieci tak "obrywały" ale widzisz...właśnie o to chodzi może, że z tego koła błędnego tak trudno wyjść?

      Usuń
  9. Wzruszyłeś mnie tym postem.
    Piszesz w taki sposób, który nie pozwala oderwać oczu od kolejnych liter, zdań...
    Ciężko odróżnić biednego żebraka od naciągacza...
    Wielokrotnie zdarzyło mi się widziec jak proszący o pomoc bezdomny wyrzuca bochenek chleba, który chwilę temu mu kupiłam.
    Kobietę, która siedziała pod kościołem z tabliczką, że zbiera na operację dziecka, a krótko po mszy w pobliskim markecie kupowała kawę i papierosy.
    Nie mamy pewności, czy przed nami rzeczywiście stoi osoba, która tej pomocy potrzebuje. Mimo to nie potrafię odmówić. Zaznaczam jednak z góry, że pieniędzy nie daję, ale nie zubożeje jak do koszyka poza swoimi zakupami wrzucę chleb, masło, czy cokolwiek innego dla takiego bezdomnego. Nie mogłabym spokojnie wrócic ze świadomością, że mnie niczego nie brakuje, a komuś może doskwierac głód.
    Kiedyś dawno temu moja Mama zaprosiła do domu chłopaka, który chodził po domach i prosił o jedzenie. Była zima, pamiętam że Mama dała mu wtedy gorącą herbatę, kanapki, ciasto, zapakowała mu coś na drogę. Był przemarznięty, zmęczony, dostał wtedy od Mamy rękawiczki i czapkę ojca. Nigdy nie zapomnę jego radosnych oczu. Wychodząc z domu kawałek ciasta wpadł mu brudną, śnieżną chlapę! On tego nie wyrzucił, podniósł, oczyścił i zjadł...
    Co do spraw osobistych, rodzinnych...
    Mój ojciec nie pił i nie pije, ale jest prawdziwym tyranem...
    Bogu dziękuję, że nie mieszkam już z nim pod jednym dachem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um, cóż, dziękuję.
      I jasne, że ciężko, nie mówię że nie. Dlatego też nie mam zwyczaju dawania pieniędzy każdemu człowiekowi, jakiego spotkam. Dlatego wolałem wziąć Agnes i jej Pana na obiad a Profesorowi potem kupować kawę. Dla wielu ludzi żebractwo to świetny, bardzo dochodowy interes, co widać choćby, niestety, po wielu społecznościach Romskich. Dlatego też nie mówię, że mamy dawać kasę każdemu kto nas o nią poprosi, bogowie, nawet nie musimy mu kupować jedzenia. Sami nieraz nie mamy na chleb. Mi po prostu chodzi o to, że boli mnie, jak widzę, że się nie szanuje drugiego człowieka. Bo człowiek to nie jego status społeczny, nie te łachmany. Człowiek jest po prostu człowiekiem i należy mu się szacunek, nie poniżenie nieraz. A poniżyć kogoś jest bardzo łatwo.
      To w ogóle przerażające, jak wielu dzisiaj ludzi, w wcale nie najbniedniejszym kraju żyje w skrajnej nędzy. I że nie mają innego wyjścia, jak choćby o ten chleb poprosić. Albo nawet biją się z kaczkami w parku o zostawione bułki- już też taki obrazek widziałem. To wręcz przytłacza nieraz. Dlatego czasem jeśli możemy pomóc..to to jest też warte każdych pieniędzy. Czasem taki prosty uśmiech.
      Mój do tego że pił był tyranem- sadystą także no..wiem mniej więcej o co chodzi. Dlatego dobrze, że już jakoś jesteś od tego odcięta:) Chociaż, to zawsze zostaje w człowieku.

      Usuń
    2. Zostaje i wraca chocby w snach...mimo wieku.
      Z tego chyba się cholera nie wyrasta.
      Co do postu, jasne zgadzam się. Nie chciałam drążyc tematu pójścia na łatwiznę i dania w łapę kasy.
      Warto zauważyc w drugim człowieku człowieka...tak po prostu.
      Pozdrawiam wiosennie :)

      Usuń
    3. Bo tego nie idzie się pozbyć, pewnych rzeczy, ale można je po prostu...zaakceptować? W jakiś sposób to chyba odpowiednie słowo.
      Rozumiem:)
      Otóż to:)

      Usuń
  10. Zawsze wzruszają mnie takie historie.. I zgadzam się z Toba w zupełność, że na szacunek zasługuje każdy. Nigdy nie wiemy, co nas w zyciu spotka i w jakiej sytuacji my możemy sie kiedyś znaleźć, tak samo nie wiemy kim kiedyś był bezdomny, który zaczepia nas na ulicy. Zresztą kim by nie był - to jest CZŁOWIEK.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu, nawet jeśli sami rozwalimy sobie życie, na własną prośbę...nadal wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy po prostu istotami i dlatego szacunek się należy. Zresztą, kim my jesteśmy nieraz, żeby kogokolwiek oceniać?

      Usuń
  11. Ohhhh, nie sądziłam, że to napiszę kiedykolwiek.....ale wzruszyłam się. Niech Cię szlak, Kordian! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zawsze rozczula mnie to, że tacy bezdomni, biedni ludzie bardziej dbają o swoje zwierzęta niż o siebie.
    A Profesor jest kolejnym przykładem na to, jak nic w życiu nie można przewidzieć, bo choćby nie wiem, jak dobrze komuś by się wiodło i układało, to czasem jedna maleńka wiadomość/rzecz potrafi wszystko obrócić w pył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, że to jest rozczulające ale jest też jak najbardziej naturalne. Bo to czasem jedyna "osoba" do której mogą się odezwać.
      Bo życie jest właśnie nieprzewidywalne, ludzki los jest nie do odgadnięcia i dlatego tym bardziej nie nam oceniać życie drugiego człowieka.

      Usuń
    2. I to taka "osoba", która ich nie opuści, nie spojrzy krzywo, nie będzie oceniać i dalej tak można wymieniać.
      Ale chyba sam wiesz, że wszystko najłatwiej oceniać po pozorach i, no cóż, tak robi najwięcej osób. Może dlatego, że najszybciej?

      Usuń
    3. Otóż to, kocha mimo wszystko i w sumie...za nic. Taka w pełni bezinteresowna miłość, piękna.
      Wiem że najłatwiej ale...ja nie chcę. Nie mówię, że tego nie robię ale staram się to chociaż od czasu do czasu przezwyciężyć:)

      Usuń
  13. No to powiem dałeś niezły kopas w dupas jak to mówią. I myślę,że nic dodać nic ująć.Jest trudno. Tyle,że jeśli ktoś deklaruje się jako chrześcijanin(bo wspomniałeś tu o wigilii) to powinien takie rzeczy wiedzieć. A nie czasem jeszcze się śmiać i wytykać palcem. Wiem jak to boli i nikomu nie życzę żeby go życie nauczyło,że szacunek do człowieka trzeba mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wtedy był okres świąt, dlatego mi się tak z tą wigilią skojarzyło. Widzisz, ja nie jestem chrześcijaninem, po prostu część mojej rodziny jest katolikami i dlatego święta w domu są obchdzone..ale to nie od wiary zależy. Każdy człowiek po prostu powinien starać się być dla drugiego po prostu człowiekiem nieraz. Właśnie ten szacunek, niezależnie od wszystkiego- powinien istnieć.

      Usuń
  14. Dlatego uważam, że warto poznawać historie innych ludzi :)
    A ja uwielbiam słuchać, słuchać, słuchać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto słuchać drugiego człowieka, to prawda:)

      Usuń
    2. Teraz, z racji mojej pracy, często mam kontakt z osobami bezdomnymi. I ludzie często mówią o nich - narkomani itp. A jak się wsłuchałam w historię jednego i drugiego to byłam w szoku - ile człowiek może przeżyć, jakie trudne sytuacje pokonał itp.

      Usuń
    3. Właśnie o to chodzi, bo to te pozory są często bardzo mylne. A tacy ludzie po prostu mają nieraz wielką siłę...

      Usuń
  15. Wiesz, to ta chwila, w której przekonuję się, że słusznie zrobiłam obserwując Twojego bloga. Historia tak życiowa, a niesamowita zarazem. Niestety, w tej chwili świat jest naprawdę znieczulony na ludzką krzywdę. Widząc człowieka leżącego na ulicy ludzie przechodzą koło niego obojętnie, myśląc, że to pijak, który sam jest sobie winny. Pamiętam, że kiedy byłam naprawdę mała szłam z mamą przez miastą, a przed przejściem dla pieszych leżał młody człowiek, był nieprzytomny. Zastanawiałam się czemu nikt mu nie pomoże. Wtedy jakaś kobieta zadzwoniła na pogotowie. Do dziś pamiętam jej barwę głosu, słowa jakie wypowiedziała i nawet to jaką miała fryzurę. W tej chwili myślę, że wśród tłumu ludzi, ona okazała się być człowiekiem.
    Myślę, że zanim nazwiemy kogoś żulem, należy spojrzeć na taką osobę jak na człowieka i pomyśleć co się stało, że doprowadził się do takiego stanu, niszczy się i ucieka w nałóg. Wszyscy jesteśmy ludźmi, każdy z nas zasluguje na szacunek. To wręcz śmieszne, że niekiedy zwierzętą okazujemy więcej miłosierdzia niż ludziom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E...cóż, miło mi:)
      Bo krzywda jest obecna wszędzie, w mediach, a za chwilę nasze oczy zwracane są na błahe rzeczy. Bo żyjemy za szybko, za wirtualnie, za szybami...znieczulica mnie z jednej strony nie dziwi, z drugiej strony mnie przeraża.
      Bo w tłumie nikt już w ogóle się za drugiego człowieka nie czuje odpowiedzialny.
      Otóż to. Po prostu, szacunek jest swoistym fundamentem świata można rzec. I cóż...jesteśmy też przecież zwierzętami, czyż nie? Ale to trochę osobny temat jak dla mnie:)

      Usuń
  16. Jejku, ale genialnie się Ciebie "czyta". Coś pięknego :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mając chwilę wolnego wreszcie wpadłam tutaj...
    Wybacz,że doczytałam tylko kawałek, ale.. Kurczę. Żebranie jest bardzo trudne, sama wiem jak często jest ciężko poprosić o pieniądze. I wiele osób prosi o nie bo właśnie ważny jest denaturat... Ostatnio jeden pan poprosił mnie o wodę mineralną. Kupiłam... Bedąc we Wro, starsza kobieta siedząc pod sklepem poprosiła mnie o bułkę do jedzenia. Kurczę serce mi pęka - zawsze pomagam jak mogę bo choć nie żebrałam nigdy na ulicy, to poprosiłam nie raz o pomoc bliskich... I tu najczęściej dostaje się odmowę.... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest trudne, ale niektórzy po prostu nie mają wyjścia, jak poprosić nieraz o tą złotówkę na ulicy...bo to może pomóc im przetrwać dzień, zwłaszcza zimą. I jasne, ja nie mówię że trzeba dawać tą kasę, bo można się bardzo pomylić ale nieraz...właśnie dając choćby zwykłą kanapkę ratujemy czyjś dzień.
      I to jest w sumie najgorsze- że nieraz nawet obcy pomogą bardziej niż ci, co powinni, czyli bliscy...

      Usuń
    2. No właśnie, ja może pieniędzy nie mam i czasem wrzucę złotówkę ale staram się by to było jedzenie, ubrania albo coś co taka osoba wykorzysta.
      I niestety, ale to bardzo przykre, że są na świecie ludzie muszący prosić. Choć wiele z nich prosi bo im się nie chce pracować ;/ Takie przypadki też są.

      Usuń
    3. Bo to bywa najrozsądniejsze właśnie.
      Jasne, są tacy którym po prostu się nie chce, ale czasem to ci, którzy się załamali...a każdy z nas załamać się może. Albo pracy nikt im nie chce dać, jak długi czas Panu Agnes. Jako niepełnosprawn na ulicy naprawdę nie miał lekko..

      Usuń
  18. Ależ mnie dzisiaj wzruszyłeś. Ale dotknąłeś sedna problemu - istotą człowieczeństwa jest zauważyć w człowieku człowieka. Ludzie się tak zagonili w zdobywaniu dóbr materialnych, że zapomnieli, co tak naprawdę jest ważne. I to mnie bardzo smuci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, że po prostu nieraz zapominamy, co znaczy być człowiekiem i czym powinien być dla nas drugi człowiek. Nie chcemy wręcz nieraz tego widzieć.

      Usuń
  19. Ciekawa historia, w każdym razie nigdy nie rozmawiałam tak z bezdomnym. Jednak po przeczytaniu części komentarzy już wiem,że po tym co napiszę wyjdę na egoistkę. Tak jak pisałam nigdy nie zdarzyło mi się rozmawiać z bezdomnym, nigdy też nie dawałam im pieniędzy. Mam taki strach, obawę,że jak dam pieniądze to ta osoba wyda na alkohol. I w sumie w części przypadków się to sprawdza. Wiem,że nie każda osoba jest pijakiem, ale mimo wszystko. Nie mam pojęcia, czy dana osoba na prawde potrzebuje pomocy.Jednak gdybym spotkała bezdomnego, który prosił by mnie nie o pieniądze, ale o normalną rozmowę to czemu nie.
    Profesor jest idealnym przykładem na to,że bezdomność może spotkać każdego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale to nie jest egoizm. Hej, ja też z reguły nie daję pieniędzy, bo wiem, że część to oszuści, część na pewno tą kasę przepuści, żebractwo bywa świetnym interesem...ale nieraz po prostu warto się otworzyć na drugiego człowieka jak dla mnie.
      Bo to prawda, każdemu może się właśnie noga powinąć jak ja to mówię.

      Usuń
  20. Ludzie to jednak... Wspomogą kogoś na drugim końcu kraju, będą wspierać zwierzęta porzucone przez właścicieli mówiąc, jacy ci właściciele chamscy i jak tam można, ale jak zobaczą skrzywdzonego człowieka, to nie pomogą tylko odejdą. Choć też mógł mieć złą rodzinę, która się wyrzekła, która nie pomaga, która ma go "gdzieś". Wiadomo, nie każdy bezdomny jest "fair", bo moja Mama na przykład raz kupiła panu bułki, bo poprosił o pieniądze, to wzięła go do piekarni, a jak odeszła to facet wrzucił to do kosza. I takim nie warto pomagać, choć też nie pomożesz. Najbardziej serce się kraje, jak widzisz takiego biednego człowieka, który naprawdę prosi o kromkę chleba, coś ciepłego do napicia się, i wiesz, że nie możesz mu bardziej pomóc niż to, że weźmiesz go np do baru mlecznego. Bo wtedy chociaż wiesz, że pomogłeś. Nie neguję płacenia fundacjom, bo okej, może przydatne... Ale trochę człowieczeństwa nikomu nie zaszkodziło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to też dobre że wspierają zwierzęta i tak dalej, tylko szkoda właśnie, że zapominają, że wyciągnąć rękę trzeba na mniejszą odległość. To jest po prostu przykre, taka nieraz no...ślepota wybiórcza.
      I jasne, wielu to oszuści, kantujący, sam o tym pisałem- dlatego też nie daję za bardzo pieniędzy. Ale nieraz po prostu na niektórych ludzi trzeba otworzyć swoje serce:)
      I fakt, to jest przerażające- że nie można nieraz bardzie pomóc, chociaż by się chciało.

      Usuń
  21. Wiesz co? Może bym kojarzyła tego Profesora. Ja nawet zastanawiam się, czy przypadkiem nie wiem o kogo chodzi, bo pewnego człowieka mam na myśli. Wszak na poznańskim dworcu PKP jestem codziennie od czterech lat. I długi czas miałam podobne podejście do Ciebie (a może mam nadal, tylko strach przeze mnie przemawia - i nie, nie jest to obrzydzenie).
    Miałam kilka przykrych sytuacji na dworcu i to głównie przez moje (zbyt) dobre serce. Ja pociągi mam dość często do Wronek, zazwyczaj spieszyłam się na nie i nie miałam czasu stawiać kawy, czy drożdżówki w takiej sytuacji. Rzucałam wtedy drobnymi i dodawałam, że "mam nadzieję, że wystarczy." Jednak zanim zaczęłam pracować, dostawałam pieniądze od rodziców i wiele ich nie miałam. Starczało na kawę, drożdżówkę na uczelni, a ja głupia jeszcze sobie codziennie odkładałam, co by mieć na ćmiki. Zdarzało się, że czekałam na dworcu już bez grosza. Pewnego dnia podszedł właśnie taki człowiek, recytując znany mi wiersz, który zresztą sam zacytowałeś, choć przybiera on różne formy. "Ja nie chcę na alkohol, ja panią szanuję, ja proszę tylko o trochę drobnych na jedzenie, bo jestem głodny." No a ja akurat tego dnia pieniędzy już nie miałam. Powiedziałam, że została mi kanapka, nawet dwie, że mogę się podzielić, bo tego już nie zjem, a to świeże jedzenie i że jeśli jesteś człowieku głodny, to weź, nie krępuj się. No i zostałam wyzwana od szmat, kurew i dziwek tak, że aż poszło mi w pięty. No ale to był akurat przykład tego bezdomnego, dla którego ważniejszy jest denaturat od jedzenia... Raz, gdy wracałam późno do domu, około dwudziestej drugiej, czterech (najprawdopodobniej bezdomnych) zastawiło mi drogę i powiedzieli, że jeśli zaraz nie "wyskoczę z drobnych", to dalej nie przejdę. Byłam przerażona i gdyby nie zajął się nimi mężczyzna, który przechodził obok nas, to nie wiem, jak ta sytuacja by się skończyła.
    Ale wiesz, Kordian... ja się nie umiem tak do końca zrazić. Dla mnie człowiek pozostaje człowiekiem. Może to błąd, może źle kiedyś przez to skończę... Ale nie umiem inaczej. Ostatnio podeszła do mnie kobieta, właśnie na dworcu, prosiła o papierosa. Poczęstowałam, choć niechętnie, bo ja na ten mój nieszczęsny nałóg tracę naprawdę dużo pieniędzy z mojej skromnej, ćwierćetatowej wypłaty. Zaczęła mi dziękować, zapytała, czy może spalić ze mną, pogadać. I wiesz, ja myślę, że dla niej ta rozmowa była ważniejsza od papierosa, bo znów poczuła się człowiekiem. Gdy już musiałam iść na peron, bo wjeżdżał mój pociąg, zapytała, czy mogłabym dać jej jeszcze jednego papierosa, dla jej męża. I znów poczęstowałam, tym razem bez większych oporów.
    Najgorsze jest to, że przez ten pryzmat też ciężkich sytuacji, przykrych... zapominamy o tym, że człowiek jest człowiekiem, że ma swoją godność... Widzę wiele przykrych obrazków na dworcu. Bardzo często. A policja traktuje tych ludzi jak śmieci...
    Ech i znowu się tak rozgadałam niemiłosiernie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to tam lubię, jak ty się rozgadujesz XD
      I cóż. bardzo możliwe, że Profesora znałaś, bo on tam często bywał, ale jak był jeszcze stary dworzec otwarty, potem właśnie City Center, cała ochrona...cóż, można powiedzieć, że i stamtąd został przepędzony.
      W każdym razie tacy ludzie, co kradną, zastawiają drogę jak mówisz, to już zupełnie co innego jak dla mnie. Bo można być biednym, żebrać..ale nie robić komuś krzywdy. Fakt, że istnieje pewne desperacja, ale to jest co innego, jak już się komuś grozi, chce wyrządzić właśnie tą krzywdę. To już dla mnie zupełnie inni ludzie. I to bez różnicy czy bezdomni czy durne dresole z Jeżyc, bo to taka cóż...kategoria? Znaczy nie chcę tu nikogo klasyfikować, ale po prostu to dla mnie inny ludzie. Wiesz chyba o co mi chodzi no:)
      A obelgi cóż...zdarzają się też często od alkoholików właśnie, bo nałóg czyni z człowieka potwora. Taki człowiek nie jest sobą, dlatego też trzeba uważać. Po postu, ja nie mówię że ci ludzi są bez skazy i szlachetni ale jednak..to nadal ludzie. Wszędzie zdarzają się wredni, źli, o pięknych umysłach..to zawsze ludzie, różnorodni, a ja mam czasem wrażenie, że osobiście kocham ich najbardziej przez pewne um...popieprzenie nawet. Ale to trochę inny temat.
      I właśnie tacy ludzie jak ta kobieta, oni nieraz potrzebują takiej zwykłej rozmowy właśnie/ Kto wie, czy to czasem ich serca, poczucia tego bycia "godnym"nie ratuje nieraz?

      Usuń