Wróciłem do domu parę dni temu.
Wróciłem do rzeczywistości, do ważnych ludzi. Czas wrócić i
tutaj, choć, tym razem przyznam, idzie to wyjątkowo opornie.
Trudno zejść z gór, bo przecież
góry, góry Kaukazu, dzikie lecz przyjazne pozwalają żyć inaczej.
Oddychać swobodnie. Żadne słowo nie są w stanie oddać ich
cudowności. Żadne banalne stwierdzenia nie są w stanie
opowiedzieć, co czuje człowiek stojący na krawędzi przepaści i
patrzący na spadające gwiazdy, na monstrualny księżyc. Człowiek,
dla którego gwiazdy tracące głowy na firmamencie to coś więcej.
Nic nie opisze spojrzenia w oczy rysia
z bliska, rysia o złotorudym futrze, tak spokojnego i pewnego
swojego życia, jak żaden człowiek nigdy nie będzie. Nie można w
żaden sposób oddać szczęścia i lęku podczas bliskości
niedźwiedzia. Kolejne mistyczne przeżycie dla wariata. Dla szamana
i czarownic, dla tych, co noszą totemy w duszy.
Nigdy nie będę w stanie opowiedzieć
co czuje się podczas szalonej burzy w górach, gdy spływa się w
strugach błota razem z namiotem i traci cenne rzeczy, traci rzeczy,
od których zależy przeżycie. Nigdy nie powiem ci jak to jest
porządkować swoje ciało i duszę po nawałnicy i odnajdywać
właśnie wszystkie te przedmioty i leki, bez których właśnie
przeżyć nie można. Nigdy nie powiem ci, jak to jest myć się w
zimnym górskim strumieniu o 5 nad ranem przy pięknym wschodzie
słońca, marznąć nocami i budzić się ze szronem na śpiworze
wysoko w górach, jak to jest widzieć wolność orła i słyszeć
jego krzyk, gdy spada na niczego nieświadomego królika w dolinie.
Nie umiem powiedzieć o każdym zachodzie słońca i czystym niebie.
Musisz sam to przeżyć, bo tak naprawdę, przez same słowa, mój
drogi czytelniku, nie odczujesz nic. Nie to, co ja czułem. A mi
wstyd, że nie potrafię przekazać tego, jak drgało moje serce. Jak
się śmiało i płakało ze wzruszeń. Miliona wzruszeń podczas
niewielu tak naprawdę dni.
Nie umiem też napisać o wspaniałych
ludziach w Tibilisi, o jednorazowych przyjaciołach w górach, o
niesamowitym aromacie jedzenia i śmiechu przy muzyce. O tańcu na
ulicy, bo na ulicy każdego z miast należy tańczyć, choć raz w
życiu, gdy się w nim jest. W każdym z miast zostawiłem taniec.
Może ktoś odnajdzie tam kiedyś moje kroki, usłyszy echo śmiechu.
Nie umiem powiedzieć o tym, jak kocham
swoich przyjaciół, z którymi tam pojechałem. Jak bardzo martwiłem
się o zwichnięte kolano Deniz, przez które szybciej zeszliśmy z
gór, niosąc ją momentami na swoich plecach. Nie wiem jak opisać
to co czułem podczas płaczu pijanej Fridy, która nie chce zostać
sama. Nie chce zostać sama jako jedyna z naszej trójki, bo Vincenta
już nie ma a ja...ja, cóż. Na jej miejscu też bym płakał.
Od kiedy wróciłem, brakuje mi słów.
Nie brakuje ich w wierszach, które
piszę każdej nocy. Nie brakuje melodii dla skrzypiec, a nawet nie
ma ich za mało dla gitary, bo i ta wczoraj o 2 w nocy okazała się
wdzięczną kochanką, oddającą emocje i myśli dla tej jednej melodii. Ale
brakuje trochę słów prostych, w prostocie być może
najładnieszych.
Brakuje mi słów, które opiszą całe
piękno, całą radość, wszystkie wzruszenia i niebezpieczeństwa.
Wszystko tkwi w sercu i głowie i chyba...zostanie moje.
Egoistycznie, tym razem zostanie moje. Bo jest mi potrzebne. A
opowiadanie zabija wspomnienia, jak mówił Włóczykij, potem tylko
pamiętam własne opowieści a nie to, jak było naprawdę.
Jakkolwiek to nie brzmi, tym razem jest najprawdziwsze.
Może tym razem trochę trudno jest mi
wejść w rzeczywistość. Jeszcze trudniej niż po powrocie z Indii,
niż po powrocie z Malezji, Tajlandii i i każdej innej podróży.
Tym razem po prostu rzeczywistość jest trudniejsza, trudniejsza w
mojej głowie i dlatego, słów tak mało. Bo je, wbrew pozorom,
cholernie łatwo zgubić. Może tak naprawdę słów tutaj mi
zabrakło przez te wszystkie dni, bo te, które mogę opowiadać, te,
które nie są mi egoistycznie potrzebne, oddałem już komuś innemu
już. W swojej świadomości, wszystkie najintymniejsze opowieści i
myśli z tej wyprawy, myśli nocne pod gołym niebem, już oddałem i
tu nie ma na nie miejsca. Wszystko, co ma znaczenie, dla jednego
człowieka tym razem. Może to też dziwne. Ale nie szkodzi, naprawdę
nie szkodzi. Moje serce tego chce, a ja serca słucham.
Wróciłem z gorącej letniej pory, z
upału i mrozu gór do pięknego preludium jesieni. Dość
drastycznie, z gór na niziny. Z rozgrzanych skał i zimnych potoków
do dojrzewających kasztanów. To trochę dezorientuje w pierwszym
odruchu. Bo przecież już mamy jesień, nie oszukujmy się.
Gdy wyjeżdżałem pachniała
macierzanka i krwawnik, pachniały wszystkie cierpkie zioła późnego
lata. Gdy wróciłem, już ich nie czuję. Ten zapach zastąpił ten
charakterystyczny biegnący od wody nad ranem, wody, która już
szykuje się do zimy.
Gdy wyjechałem, nietoperze były
chude, a koty traciły sierść przez gorączkę, liniały na potęgę.
Gdy wróciłem, tłuste gacki szybują nad taflą wody łowiąc z
trudem ostatnie komary. Gdy wróciłem, wszystkie moje koty zaczęły
więcej jeść i przybierać gęste futro, najlepsze kocie płaszcze
od jesiennego domu mody.
Gdy wyjeżdżałem w bocianim gnieździe
toczyły się wojny o to, kto ma do niego prawo. Gdy wróciłem,
gniazdo było puste.
Gdy wyjeżdżałem, poranki były
ciepłe, ziemia rozgrzana i można było na niej spać, ot tak po
prostu, bez żadnego śpiworu, bez strachu, że stawy zardzewieją.
Gdy wróciłem, poranek był zimny i tylko spacer z psem, z tym który
zawsze najwierniej czeka rozgrzał moje kości zasiedziałem w
samolocie i pociągu. Najdziwniejsza 5 nad ranem, najdziwniejszy smak
powietrza, powietrza po powrocie. Gdy ciężko uwierzyć, że to
miejsce jest domem. A jest, a jednak się za nim tęskni, jednak się
je kocha.
To wszystko wcale nie jest złe, nie
myślcie, że tak sądzę. Jest inne, ale jest piękne, uwielbiam
jesień jak i każdą porę roku. Ja po prostu przegapiłem moment
zmiany, coś mi uciekło gdy mnie nie było, nie tak zwyczajnie, w
sercu chyba coś uciekło a coś innego głębiej się zakorzeniło i
trochę mi dziwnie. Lecz przecież teraz można czekać na kasztany i
zajadać kwaśne jeszcze jabłka i winogrona na kilogramy ( 3.45 zł
na Rynku Jeżyckim za kilogram zielonych winogron ), światło nigdy
nie jest tak miękkie i żółte jak cytryny jak podczas preludium do
opery jesiennych deszczy, ale...
Gdy wyjeżdżałem, ludzie byli pełni
uśmiechu. Ten jeden uśmiech na którym mi zależy, tak bardzo mi
zależy też widniał na twarzy, wyryty był w sercu, tak mi się
zdawało, lecz...Gdy wróciłem, mam wrażenie że z wieloma z nich,
z ludźmi których kocham, jest coś nie tak. Że zbliżająca się
jesień zamraża ich serca. Gdy wróciłem, mam wrażenie, że część
świata wywróciła się do góry nogami i sam nie wiem, dlaczego.
Jakim cudem, jak tak szybko. Jak te dwa tygodnie mogły tyle zmienić.
Martwię się o to, bogowie, jakże by mogło być inaczej? I pytam
się siebie, co mogę zrobić. Jak dbać o twoje serce, jak nie
pozwolić ci odejść? Co mogę zrobić, wiedząc, że sam zacznę
niedługo tracić siły? Nie znam odpowiedzi i to mnie przytłacza.
Brakuje mi słów, bo wiem, że nimi niewiele mogę zrobić.
Jestem świadom tego, że przecież tak
będzie, że i moje światło trochę przygaśnie w pewnym momencie.
Bogowie, ono już przygasa, gdy zszedłem z gór i przypomniałem
sobie, do czego zmierzam, na której drodze jestem. Góry pozwoliły
nabrać sił, Kaukaz był łaskawy dla duszy...ale trzeba wrócić i
wszystko, zbliżające się i czające trochę uwiera. Nie jestem
niezniszczalny, jestem tylko człowiekiem i mam swoje oczekiwanie.
Swoje oczekiwanie, którym też dodatkowo innym zadaję ból, choć
wcale nie chcę. Ale wiem, że stanę się marudny, melancholijny,
pełen sprzeczności i strachu. Tu pewnie też. Dlatego, być może,
broniłem się przed pisaniem tutaj. Dlatego, być może nie mogłem
znaleźć słów.
Być może dlatego, że zaczyna mnie
dotykać świadomość, że wielu ludzi też czeka na to, żebym
pisał. A jeśli nie będę mógł?
A może dlatego, że wiem że troszkę
to miejsce obecnie się zmieni.
Cóż, ja nie lubię się przed nikim
wić, jak pijawka posypywana solą. A tak momentami będzie w tym
miesiącu, w tym czasie.
Nie lubię nieraz pokazywać tego
oblicza siebie, którego sam nie lubię. Ale gdzieś muszę. Gdzieś
będę musiał to wylewać- choć trzeba pamiętać, że to będzie
tylko część prawdy o mojej rzeczywistości, jak zawsze. Jak zawsze
nawet w wiciu się zostanie zachwyt. . Ale muszę to tutaj wylewać,
może też dlatego, żeby tu mieć ujście słabości, bo dla innych
trzeba mieć siłę. Żeby móc też zakładać maski uśmiechu i
błazna dla tych, których kocham, żeby być nieraz kłamcą
mówiącym „wszystko jest w porządku” gdy noce są zimne, ale
dla nich, bo oni nieraz potrzebują i tego. Nie można stracić dla
nich ciepła. Nie można stracić żadnej miłości. Śmierć każdej
z nich jest największą zbrodnią.
Więc trochę zgubi się tego Królika,
którego dobrze znacie, trochę zgubi się szalonego i tańczącego
nad przepaściami, wirującego pod księżycem i słońcem. Pewnie
przyjdzie ten trochę ślepy na wszystkie wspaniałości życia,
ślepy przez lęk, który nadejdzie jakiegoś dnia. Nadejdzie, już
czuć jego oddech na karku.
Zwłaszcza, że żaden z Królików nie
znosi czekania.
Gdy nastał jeden z wieczorów, który
stanowi preludium jesieni, gdy wróciłem, siedziałem z dziadkiem w
kuchni. Zapadał zmrok ale nie chciało się ani mi, ani jemu zapalić
światła. Tak dobrze nad kubkiem parującej herbaty. Tak dobrze, gdy
nieraz w rozmowach nie widać twarzy.
-Nie znoszę czekać, dziadku.
-Ależ Króliczku...sam na siebie
sprowadziłeś to czekanie, przedłużyłeś je. Mogłeś już teraz
być operowany. Więc ponieś konsekwencje jak dorosły i świadomy
człowiek.
-Wiem dziadku, wiem. Mam jeszcze wiele
rzeczy do zrobienia, wiesz zresztą, więc na tamto muszę poczekać.
Ale to tkwi w głowie po prostu, chyba nie tylko o to czekanie
chodzi.
-To znaczy?
-Jest jeszcze parę rzeczy, które
właśnie muszę zrobić przed operacją i cholera...odwlekam to w
czasie. Nie chcę konfrontować się z rzeczywistością..
Chyba...boję się. I myślę o tym w sumie jeszcze więcej odkąd
wróciłem niż o operacji, to się robi nieważne.
-Ale będziesz żałował jeśli tego
nie zrobisz?
-Na pewno.
-Więc nie zostaje nic innego jak
znaleźć w sobie odwagę i to zrobić. A ty sobie poradzisz.
-Skąd wiesz?
-Bo zawsze sobie radzisz Króliczku.
Wstał i zapalił światło.
Zawsze sobie radzę. Ale gdyby tylko o
mnie tu chodziło. Ja sobie radzę. Ze wszystkim, co mnie spotyka,
choć nieraz ma to ogromną cenę. Ale mimo to, zresztą, gdybyśmy
nie okupili pewnych rzeczy płaczem i krwią, nic by dla nas nie
znaczyły. Ale, chyba niebezpiecznie zbaczam z tematu. Nawet tu,
zbaczam z tematu. Robię się nadmiernie dygresyjny. Ot, jesień.
Gubi słowa i logikę. Serce za dużo mi miesza.
W każdym razie, nie przedłużając
nadmiernie ( nie tym razem, co?)- wróciłem. Wróciłem z jednego z
najpiękniejszych miejsc jakie moje oczy mogły oglądać, wróciłem
napełniony blaskiem spadających gwiazd i upalnego słońca,
wróciłem upojony zapachem tamtych kwiatów, lasów i wody. Wróciłem
z wielkim uśmiechem i wzruszeniem w sercu i mogę konfrontować się
z rzeczywistością.
Z tą, w której zapada jesień, ale
jesień piękna, pomimo wszelkich obaw dotyczących tego, co będzie
się podczas niej działo, pomimo wszelkich zmartwień mówiących o
cudzym sercu, którego nie można mieć na własność. Piękna
muzyka końca lata przenika serce i trzeba się nią cieszyć, póki
wybrzmiewa, trzeba chwytać kolejne chwile do kolekcji. Bo tych
jeszcze przede mną wiele.
Wróciłem. I mam wrażenie, że po tym
co tu nabazgrałem jednak zacznę odnajdywać słowa, coraz więcej i
więcej. Bo coraz więcej nowych przygód czeka, dobrych i złych i one też będą musiały stać się opowieściami w pewnym momencie.
Z listów fragmenty niewysłane:
„Wróciłem też po to, żeby dbać
o ciebie. Na tyle na ile mogę, na tyle na ile mi pozwolisz, choć ja
boję się zapytać nawet, jak daleko to może sięgać.
Więc wróciłem i jest pięknie,
jest dobrze. Ciepła herbata, rodzina, pies grzejący stopy. I twoje
słowa. I nie zamierzam już odchodzić, nie zamierzałem zresztą
tak naprawdę odchodzić nigdy. Wróciłem i można iść dalej,
wszystkie złe rzeczy miną przecież, wszystkie złe zmieniają się
w dobre. Więc wróciłem i się nie poddaję, choć momentami nie
jest łatwo. Ja wytrzymam wszystkie złe rzeczy i będę się
uśmiechał też dla ciebie. Wiedz o tym, gdy będzie źle. Najpierw
się płacze, ale potem jest w porządku. Aż do szczęścia.
Ty też wytrzymasz. Wszystkie złe i
niedobre. Może trochę ze mną. Może trochę dla mnie. Musisz
wytrzymać”
P.S. Tak w ogóle,a
propos listów, to niedługo odpiszę na wszystkie maile którymi
została podczas mojej nieobecności i w ostatnich dniach zalana
moja skrzynka pocztowa XD Póki co jestem w połowie, mniej więcej.
Ale żadne słowa nie zginą, nie ma co się obawiać.
Nareszcie wróciłeś, bo zaczynałam się już martwić :P Pewnie jeszcze trochę i także na mojego maila musiałbyś odpowiadać :P
OdpowiedzUsuńBurza w górach, rysie, niedźwiedzie... Ja bym uciekała stamtąd w popłochu :P
Ale przecież ja nie pisałem tylko parę dni od kiedy wróciłem, co wy wszyscy się tak martwiliście?XD
UsuńA ja byłem w swoim żywiole^^
Pewnie przez te Twoje posty ostatnie w których nas tylko straszysz :P
UsuńCieszę się w takim razie, że świetnie się bawiłeś i że już jesteś :)
No dobra, faktycznie, moje serce może dawać jakieś podstawy żeby się trochę stresować. Ale jak widać wróciłem cały i zdrowy:)
UsuńDobrze, że już wróciłeś :)
OdpowiedzUsuńPowroty zawsze są ciężkie, a dzięki przygodom, które Ty przeżyłeś, pewnie już w szczególności...
Owszem, bo im tam było "inaczej", bardziej dziko, tym tu trudniej się na nowo dostosować.
UsuńOd zawsze byłam człowiekiem, który trzyma opowieści w sobie, bo nie potrafię i nie chcę też za bardzo szukać słów. Zresztą nie muszę - Ci, którym chciałabym ewentualnie coś opowiadać, zwykle są ze mną. :)
OdpowiedzUsuńJasne, że sobie poradzisz. To Twoje życie i nie masz innego wyjścia. Brzmi to okropnie, ale ja się tego trzymam.
Pozdrawiam :)
A ja często w różne miejsca wyruszam sam. Więc wielu ludzi, których kocham, chce, żebym im coś opowiedział. Wielu ludziom chce coś opowiedzieć, zresztą, zyskałem już miano barda albo opowiadacza ogniskowego:) Lubię opowiadać- ale nie zawsze i nie wszystko. Po prostu, nie tym razem.
UsuńBo to jest prawdziwe- trzeba to trzeba:)
Jak najbardziej rozumiem. :) ja chętnie podróżowałabym sama, lecz póki co rodzice nie są do tego zbyt przychylnie nastawieni. Dobrze jest przeżywać z kimś, ale nie zawsze :)
UsuńNo właśnie, skoro nie my, to kto?! Tyle razy mi powtarzano, że nikt za mnie mojego życia przeżyć nie może - w innym kontekście, ale dalej to tak samo prawdziwe.
No tak, trzeba się liczyć z ich opinią:) Ale pewnie za parę lat przekonają się do samotnych podróży nawet. I fakt, że podróżując samemu nieraz miejsce poznaje się od innej strony. Nic cię w tobie nie rozprasza, że tak to ujmę.
UsuńMiło, że już wróciłeś, bo trochę Cię tu brakowało. A niektóre opowieści trzeba właśnie zatrzymać dla siebie, bez względu na to, czy mamy zbyt wiele słów, czy akurat ich brakuje. A nawet, jeśli trochę się tutaj zmieni, nie będzie w tym nic złego, to Twoja nora w końcu ;)
OdpowiedzUsuńTo miłe, że mogło mnie jakoś brakować:)
UsuńOtóż to, niektóre zawsze są intymne, albo za bardzo dotykają cudzej historii i nie można o nich mówić.
No tak. Ale ja ją lubię taką, jaką jest.
Dobrze , że wróciłeś . Góry to wspaniałe miejsce. Marzę o tym by tam być. Zobaczyć te krajobrazy, zwierzęta . Ludzie się zmieniają z czasem. Utrata kogoś bliskiego to przerażające co może być. Świat potrafi zadawać głębokie rany , niestety
OdpowiedzUsuńobserwuje
http://dziennik-ali.blogspot.com
Owszem, jest tam cudownie. Więc jeśli o tym marzysz- można to zrealizować. Zawsze;)
UsuńAle...i utratę przeżyłem. Wszystko, znowuż, da się przetrwać:)
Co do tego, że nie będziesz w stanie pisać, to bym się nie martwiła, bo ja piszę jednym palcem i jakoś sobie radzę...
OdpowiedzUsuńPrzyjacielu, czekanie jest sensem ludzkiej egzystencji, obojętnie, jakie poglądy wyznajesz, jakiego jesteś wyznania. Jeśli nie czekałbyś na operację, czekałbyś na to, co nieuniknione, a chyba wolisz nie umierać za życia. Tak przynajmniej pisałeś w jednym z postów. W Twoich wpisach jest magia. Dziękuję Ci za nią...
Bardziej nie będę w stanie pisać przez rzeczy w swojej głowie nieraz;) I przez jakiś czas po operacji po prostu będę miał cóż...inne rzeczy na głowie chyba.
UsuńA jak dla mnie nie można w życiu na wszystko czekać. Sensem jest ruch i działanie, dążenie do czegoś, zamiast czekania. Czekanie wydaje mi się bierne, bezwolne. I czekanie właśnie powoduje, że się umiera za życia- bo nie żyje się tu i teraz, tylko egzystuje, czekając na coś, co jeszcze nie należy do nas, bo jest w przyszłości.
I cóż, nie ma za co raczej.
Jednak parę tych słów Ci zostało. Powroty do rzeczywistości są trudne. Cieszę się, że udało Ci się spędzić tak wyjątkowy czas. A czy w Krakowie już tańczyłeś?
OdpowiedzUsuńZnalazły się po czasie troszkę:) I owszem, tańczyłem, wiele lat temu już:)
UsuńNo wreszcie napisałeś! Trzeba było dać jakiś znak życia, bo już zaczęłam się o Ciebie martwić! (cały czas pamiętałam, że miałeś wrócić 22.).
OdpowiedzUsuńCo do jesieni i tego całego przejścia, to chyba też mi umknęło, a może w ogóle go nie było? Tylko zostaliśmy brutalnie zepchnięci z lata, do jesieni... Dla mnie złej, zimnej jesieni... Nie chcę mówić, że jej nie lubię, ale... przychodzi po lecie, które tak kocham, a którego użyłam w tym roku tak mało. Odbiera mi je... Może dlatego, jakoś z ciężkim sercem patrzę przez okno i na termometr, z ciężkim sercem sięgam po kurtkę wychodząc z domu...
Czekanie jest straszne i im dłużej czekamy, tym chyba bardziej się boimy, stresujemy - dlatego zawsze na egzaminy chcę wchodzić pierwsza. :P Zajmij się tymi Twoimi niepoukładanymi sprawami, a na pewno czas Ci szybciej minie. Dasz radę, jak nie Ty, to kto?
No i Twój dziadek po raz kolejny ukazał nieograniczone pokłady swojej życiowej mądrości, aż mi się cieplej na sercu robi, gdy przytaczasz jego wypowiedzi. :) Trzymaj się Króliczku!!
P.S. nominowałam Cię do pewnej zabawy, więc jeśli będziesz miał ochotę, to zapraszam. :)
UsuńO rety, co wy się tak wszyscy martwicie? Przecież nic mi nie jest XD I tylko parę dni niepisania miałem, wczoraj był 27 no hej XD
UsuńWięc może to nie wina mojego wyjazdu, może po prostu stało się to nagle i wszyscy są zaskoczeni, a przez to jacyś...dziwni jesiennie właśnie? I cóż, lato musiało kiedyś przeminąć, no nie?
No mam zamiar się zająć, choć trochę się pokomplikowało jeszcze, ale to nic, poradzę sobie:) Muszę:)
Bo on jest wyjątkowy, jak trudne rozmowy, to tylko z nim:)
I widziałem, dzięki, postaram się podołać XD
Nie marudź, tylko się ciesz, że się martwimy! :P
UsuńTeż tak myślę, Twój wyjazd jest niewinny. To jesień postanowiła przyjść i zrobić nam suprise - jakby ktoś tęsknił...
Nie, nie musiało przeminąć! Ja się chyba muszę wyprowadzić gdzieś na Hawaje, żeby wiecznie było gorąco :D
Przeczytałam Twoją notkę z poprzednim wyzwaniem. Więc tak: Wiem, że nie mogę Cię dotykać - bo prawie nigdy nie mam niepomalowanych paznokci (przez ostatnio rok miało to miejsce może łąćznie z 4 dni). Gdy przeczytałam o pięciu kolczykach w języku, śmiałam się jak głupia, no ale... Gdy doszłam do lunatykowania, to autentycznie płakałam ze śmiechu. xD W dwóch słowach podsumowując: genialny jesteś. :D
Ja ją lubię nawet, wiesz?:) Nawet bardzo. Jak każdą porę roku:)
UsuńHawaje..wiesz, ja mam zamiar tam zawitać XD
I cóż, wywiązałem się już z zadania, przywołując tamtą XD To w życiu mnie nie dotkniesz XD I dzięki XD
Jesteś :))) Dobrze, że jesteś. Ty sobie zawsze poradzisz a przy okazji co zobaczysz, dotkniesz, poczujesz jest Twoje :)
OdpowiedzUsuńa wstawisz zdjęcia? :)
No tak, bo jak człowiek musi sobie radzić, to przy okazji doznaje i się uczy, jakby nie patrzeć:)
UsuńHm...mogę nad tym pomyśleć, jak jednak przyjdzie do opowieści:)
Góry - pasja Mojego Anioła :) Byście się dogadali, też pięknie opisuje. Uwielbia te miejsca. Właśnie wraca ze swojego urlopu ;p
OdpowiedzUsuńA ty z nim nie jechałaś? Dlaczegóż?:) Nie lubisz gór?XD
UsuńKtóryś raz z rzędu słyszę do pytanie ;p Akurat jechał na długo. Ponad trzy tygodnie, a ja miałam do rozwiązania - na 02.09.2014 - 88 zadań z matematyki, także cóż. ;) Poza tym ja jako początkująca powinnam zacząć od czegoś "delikatnego", a nie takiej wycieczki jaką sobie zrobił ;p
UsuńRozumiem, obowiązki wzywały:) I też pewien..brak wprawy, no:) Czyli wszystko przed wami:)
UsuńAlbo i nie ;)
Usuńno w końcu, powroty bez względu na wszystko są trudne... powiem Ci że ja bym raczej nie chciała doświadczyć takiej burzy w górach.
OdpowiedzUsuńNikt nie chce tak naprawdę, bo to niebezpieczne...ale po fakcie staje się cudowną przygodą do wspominania. Nieraz trzeba przeżyć coś, co powoduje przypływ adrenaliny. Chyba coś o tym wiesz, no nie?XD
UsuńMoim zdaniem powroty są zawsze dziwne i trudno to mi wytłumaczyć. Nawet w swoim pokoju potrafię czuć się nieswojo. Jesień nadeszła, odczułam ją już po żniwach. Zapach ziemi, jak ja go uwielbiam!
OdpowiedzUsuńByłam raz w górach - Pieninach. Było niesamowicie i znam to uczucie. Jak stoi się na szczycie to aż dech zapiera :)
Otóż to..bo nagle nawet twój pokój i twoje łóżko zdaje się być obce i trzeba je na nowo oswoić. Ale mimo to dobrze jest wracać do tych, co kochają:)
UsuńI fakt, to jest cudowny zapach^^
Więc...musisz to powtórzyć:)
Widzisz, trochę się rozpisałeś i jakoś poszło. I później też pójdzie :P Potrafię mieć zastój miesiącami, ale jednak zawsze się wraca do pisania :)
OdpowiedzUsuńAno jakoś poszło, może też trochę przez tą naszą rozmowę przedwczorajszą? Jakoś sobie przypomniałem, że może jednak powinienem tu wrócić:) Już teraz, a nie za rok.
UsuńMoże, jeśli tak to się cieszę, że trochę "pomogłam" :P
UsuńI bardzo dobrze. Wszyscy czekali, jak widzisz :D Ale przecież i tak się pisze przede wszystkim dla siebie. A skoro to pomaga... :)
Możesz, teraz ja ci dostarczam weny XD Wiem zabjesz mnie za to XD
UsuńAno, pomaga, to akurat też wiesz :)
A ja nie czekałam na opowieści, bo wiedziałam, że z Twoją wrażliwością na otaczający Cię świat będziesz chciał je mieć tylko dla siebie. Sama wiem, jak bardzo chciałam przekazać wszystkim swoją powoodstockową energię, którą mnie ten czas napełnił. Opowiedzieć wszystkie sytuacja zachowując w nich jednocześnie tę specyficzną magię, którą przecież każdy z nas odczuwa inaczej i po prostu w pewnym momencie stwierdziłam, że to nie ma sensu. Ważne, że moje serce się raduje na samą myśl o tym.
OdpowiedzUsuńI wylewaj z siebie tę truciznę, która czasem w środku zalega. Bo nie ma sensu się meczyć. Każdy z nas tak na prawdę szuka upustu dla tych negatywnych emocji i dlaczego nie miałbyś tego robić poprzez pisanie? Mam wrażenie, że bierze Cię po prostu jakaś jesienna zamuła, jak wszystkich w sumie (choć ja mam całkiem odwrotnie) biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze Twoja operacja się zbliża coraz bardziej... Ja wierzę w to, że mimo, iż teraz się boisz i słabniesz, po wszystkim wyruszysz w świat z nową siłą.
PS: Przez przypadek usunęłam swój i Twój komentarz pod moim wpisem, dlatego Ci odpiszę tez tutaj:
UsuńJa jeszcze tego klimatu nie poznałam dokładnie, ale nasłuchałam się tyle opowieści, że chciałabym sprawdzić ich wiarygodność. Odnaleźć w tych górach właśnie tę dzikość i ciszę, bo w tym harmidrze zwyczajnie nie umiem się zatrzymać i trwać. A czuję, że tego mi cholernie teraz potrzeba. Nie mówisz tylko o sobie. Jak już u siebie napisałeś - dwa tygodnie - pozornie krótki kawałek czasu, a jak wiele się pozmieniało, nawet u mnie i z tymi zmianami sobie nie radzę. jest ich zbyt dużo. Dzikość i góry to też rzeczywistość :) Nie chcę od niej uciekać. Chcę uciekać do niej.
Hej, przecież z Indii trochę opowieści przywiozłem i nawet zostaną oficjalnie wydane XD Ale można rzec, że wyczułaś, że tym razem opowieści za bardzo nie będzie, bo energia chyba musi, egoistycznie, zostać dla mnie w dużej mierze. I fakt faktem, że opowieściami trudno jest przekazać zawsze całość tego, czego doświadczyliśmy. Jak byśmy się nie starali, słowa to za mało.
UsuńDlatego też będę to robił i sądzę, że to jest dobre miejsce. Zamiast wylewać to na ludzi którzy są bezpośrednio blisko.
No właśnie nie chodzi o jesień tylko o czekanie na operację, na pewną świadomość tego co mnie czeka właśnie...i sprawy sercowe XD Jak zawsze, kurwa, podstawowy problem człowieka XD
Ale poznasz, zweryfikujesz. Już pewnie niedługo, bo za długo nie dasz rady czekać XD
Naraz wszystko, za wartki strumień, rozumiem o co chodzi. Potrzeba wyciszenia, złapania oddechu. Cóż, góry nadają się do tego idealnie.
No ja wiem, że przywiozłeś, ale przed Twoją wyprawą na Indie było czuć taką ekscytację i wręcz chęć przywiezienia części tego piękna, którego doświadczyłeś tutaj, w naszą szarą rzeczywistość. W Twoich notkach przed Gruzją było czuć z kolei, że ta wyprawa ma służyć Tobie w stu procentach. To ma być Twój czas i Twoje opowieści. Tylko Twoje.
UsuńSprawy sercowe w sensie takim... uczuciowym? :o Czyżby miłość kwitła!? :D Witam więc w klubie, jeśli tak :)
Ja mam pytanko z innej zupełnie beczki.
Jak wiesz, pod koniec września zawitam do Poznania. Jednak znajomi mojej przyjaciółki, z którą jadę, mają w miejscowości (mam nadzieję, a właściwie nawet pewność, że ją kojarzysz) Owcze Głowy - hodowlę Berneńczyków i koni. Uznaliśmy, że jedziemy jeszcze ich odwiedzić przed Luxfestem. Pociągi mamy ogarnięte mniej więcej i w ogóle, teraz pozostaje kwestia - czy wiesz może, jak się najszybciej z Poznania dostać do tej miejscowości? Kursują jakies busy, czy coś?
Hm..to chyba jak mało kto wyłapałaś te niuanse:) Bo ja sam trochę się w nich zgubiłem widzisz:)
UsuńWłaśnie jeszcze nie kwitnie, nie wgłębiajmy się lepiej w ten śliski dość temat:)Ale cieszę się, skoro u ciebie tak jest^^
I..nie mam pojęcia, ale się zorientuję XD
Nie wiesz jaka żądza się we mnie budzi, gdy czytam takie opowieści :)
OdpowiedzUsuńHm...ale żądza podróży, czy inna zgoła?XD
UsuńDobrze, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę:)
UsuńBrak słów a i tak długa notka :D
OdpowiedzUsuńDobrze,że wróciłeś :D
No tak jakoś...się właśnie zebrały XD
UsuńNo już myślałam, że się nie doczekam Twojego powrotu! :D
OdpowiedzUsuńLepiej nie odciągać czegoś w nieskończoność, tylko zrobić :) potem będzie ulga, że to już za Tobą.
A jednak już jestemXD
UsuńOtóż to..tylko gorzej, jak coś nie tylko od ciebie zależy. No ale. Pożyjemy, zobaczymy:)
No. W końcu :P
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie... rozumiem Cię. Ostatnio ciężko zaakceptować jakoś tę rzeczywistość, nawet gdy jest się tu na co dzień, wiesz? Wszystko zmieniło się tak nagle, właściwie z dnia na dzień przyszły chłodne dni, a ten chłód przygnębił wielu. Odczułam to wśród blogowych przyjaźni i wśród ludzi, których spotykam na co dzień. Nikt się nie spodziewał tak rychłej jesieni. Ten chłód pojawił się też wewnątrz, sprawił, że i ja nie potrafiłam dobrać słów, by napisać cokolwiek sensownego - i nadal idzie mi to z oporem.
Wiem, wiem, że się lękasz. Wiesz, że lękam się razem z Tobą? Może tak po prostu, zwyczajnie się martwię - jako blogowa przyjaciółka. Trochę się niecierpliwiłam za Twoją nieobecnością tutaj, ale chyba głównie dlatego, że się zmartwiłam - jako blogowa przyjaciółka. Bo przyjaciele, Kordian, nawet ci blogowi, mają to do siebie, że czasem potrafią wyczuć, że ta druga osoba czuje lęk. Ale musisz pamiętać o jednym, Króliczku: Ty też masz prawo do smutku. Masz prawo do lęku. Ale masz też przyjaciół, cudownych przyjaciół i kochających ludzi wokół siebie. A oni zrobią wszystko, byś poczuł się lepiej, bezpieczniej. Nie zostawią Cię, jestem tego pewna. I my, blogowi przyjaciele też Cię nie zostawimy! I wiesz, gdybyś czegoś potrzebował, to śmiało i do mnie możesz uderzać - nie pogniewam się :)
No nie marudź, wróciłem to wróciłem i ci na maila nawet odpisałem, o XD
UsuńHm...wszyscy właśnie tak mówią. Ale ja jakoś od wczoraj w nią coraz bardziej wsiąkam i...na nowo mi się podoba. Chyba szybko się przestawiam, coś w tym guście. Jesień jest piękna, tylko zaskakując potrafi zepsuć humory. Ale potem jest dobrze:)
I wiesz, to się już jakoś uspokaja. Tymczasowo, bo na pewno będę panikował jak głupi pod koniec września ale jakoś tak..chwilowo jest ok. Musi być dobrze, więc będzie:) Poza tym, coś mentalnie komuś obiecałem, sobie obieciałem i muszę tego dotrzymać, choć ona o tym nie wie Ale tyle starczy. Więc będę żyć i nie ma się co bać:)
I w każdym razie...dziękuję za takie słowa. Ja wiem, że ludzie są i to doceniam:0 Tylko w niektóre bitwy nie mogą ze mną iść- i może i lepiej nawet:)
I właśnie wtedy, kiedy piszesz, że brakuje Ci słów, by coś opisać, albo gdy mówisz, że nie potrafisz czegoś w pełni oddać - wtedy wyczuwa się ten niesamowity klimat, wyczuwa się to, że chcesz się podzielić prawdziwymi emocjami, odczuciami. To się po prostu czuje..
OdpowiedzUsuńHM...czyli to niechcący jakoś wyszło, po prostu, mimo wszystko:)
UsuńMiło Cię znów czytać, Kordianie.
OdpowiedzUsuńPowroty zawsze są dla mnie dziwne. A już szczególnie z gór, bo gdzieś tam jest jakaś część mnie i strasznie mnie woła.
Pisanie o smutkach i obawach jest oczyszczające.
Po prostu...strasznie trudno z nich zejść na niziny własnej rzeczywistości.
UsuńOwszem, dlatego pewnie tutaj właśnie będę o tym pisał. Ale wolałem ostrzec:)
Czekam na te kolejne słowa, kolejne przygody i doznania, a wiem, że będzie ich jeszcze caaała masa! Zobaczysz, że tak będzie:)
OdpowiedzUsuńNo i szkoda trochę, że nie napiszesz więcej o tych górskich przygodach. Spotkanie z niedźwiedziem? Wow!