poniedziałek, 16 czerwca 2014

Opowieści z Indii. "Aby się przemienić, każda rzecz musi przejść przez śmierć, przez ciemność i rozpad" czyli opowieść o Śiwie i Waranasi.

Obiecałem, że zapiszę i tutaj parę rzeczy z Indii. Zresztą, po ostatnich komentarzach widzę, że się tego wręcz ode mnie oczekuje, co nie jest wcale złe :)
Pokażę literkami co widziałem i czego doznałem. Co uchwyciły moje oczy, uszy i nozdrza. Obrazy i dźwięki, które przeszły do wspomnień. Im bardziej człowiek oddala się od stanu rzeczy, tym bardziej jego wspomnienia stają się przekształceniem. Obrazy widoczne są jak przez zmrużone oczy.
Moje Indie nie są jeszcze tak dalekie, są żywe. Więc piszę.
Piszę o tym, co najbardziej zapadło w pamięć, co poruszyło. Nie będą więc to typowe opowieści z podróży, relacje gdzie i za ile przenocować i gdzie zje się najlepsze curry. Tego ode mnie nie oczekujcie, nie jestem turystą. Jeśli chcecie wiedzieć, po prostu zapytacie, ale i tak pewnie nie będę umiał odpowiedzieć. Ja podróżowałem trochę inaczej, o czym już pisałem.
Opowieści będą tym, co widziały oczy, a zapadło w serce. W sam rdzeń duszy...choć najintymniejsze zatrzymam dla siebie.
Więc napiszę parę razy o Indiach. Gdy zobaczycie nagłówek „Opowieści z Indii” wiedzcie, że moje oczy zwrócone są na palące południe wschodu. Jeśli was to nie interesuje, omińcie to. „Opowieści z Indii” będą bowiem tutaj, w tym miejscu przeplatane zapewne z moim zwykłym pisaniem, codziennym, przeplatane z błahostkami i innymi myślami, do których przed moim wyjazdem przywykliście. Nie będzie w „Opowieściach” żadnej chronologii, kolejności ułożonej wedle naszych prawideł. Nie będę układał miast po kolei, tak jak wędrowały moje stopy. Będę po kolei pisał po prostu o tym, co wydobywa się najszczerzej z pamięci, z owego serca, które jest tu tak ważne. Bez serca żadna podróż nie ma znaczenia. Przynajmniej, w moim świecie.
Tyle słowem wstępu, do którego przy kolejnych „Opowieściach z Indii” nie będę wracał. Ten, kto będzie chciał, zorientuje się o co chodzi.
Więc oto pierwsza opowieść, bo ta zjawiła się pierwsza, pierwsza zmusiła palce do stukania w klawiaturę, wypchnęła się przed inne. Opowieść o Śiwie i Waranasi.


Poznajcie oto jednego z trzech wielkich bogów Indii, którego najbardziej umiłowałem.
Śiwa.
Mówią, że nie można pomiędzy bogami nigdy wybierać, jednego czcić ponad reszta. I tego też nie czynię. Ale Śiwa jest memu sercu najbliższy, był już przed podróżą, ale teraz stał się kimś jeszcze ważniejszym, a to prawdopodobnie przez pobyt w jednym z miast mu poświęconych, Waranasi.

Śiwa nie jest bogiem określonym. O ile w samej mitologii jest siłą niszczycielską, nosi w sobie śmierć wszechświata i wszelkich istot, nie możemy go pojmować naszymi kategoriami. Nie możemy widzieć w nim posępnej kostuchy czy też przerażającego Abaddona, pomimo że na takich opowieściach się wychowaliśmy. Odrzućmy to na chwilę.

Jeśli założymy, że to my wymyśliliśmy bogów, że to ludzka świadomość nadała im kształt i znaczenie, musimy założyć, że bogowie zostali wymyśleni z większym lub mniejszym talentem. Jeśli są aspektami tej samej siły, w którą ja wierzę, siły przenikającej wszechświat, to aspekty te zostały wymyślone po prostu z różną starannością. Ale skoro założymy, że bogowie są wytworami naszej wyobraźni, ich kształt odzwierciedla nasze zmysłowe pojmowanie świata- to Śiwa ucieka wszystkim schematom. Śiwa jest całkowitym arcydziełem ludzkiej myśli, wyobraźni, pragnień serca. Jest bogiem może nie doskonałym, bo taki nie istnieje jak dla mnie, nie osobowy, ale jest bogiem doskonałym w ciągu ludzkich opowieści. Bo ucieka samym ludziom, którzy go wykreowali.

Śiwa jest mocą niszczycielską, ale to zniszczenie i śmierć uśmiechnięta, tańcząca. To koniec szczęśliwy, bo zachowuje porządek świata. Aby coś było zbudowane, coś musi być zburzone. Śiwa przyjmuje tą pozornie niewdzięczną rolę z niesamowitym wdziękiem i figlarnością.
Śiwa jest pociągający, przyciąga nas magiczną mocą, jak skraj przepaści. Może w każdym z nas tkwi zniszczenie, w każdym z nas niezaprzeczalnie tkwi śmierć. Dlatego Śiwie nie możemy się też oprzeć. Jest naturalnym przedłużeniem tego, co żywe. Jest życiem w śmierci.

W rytmie swojego nieustannego tańca- bo w przeciwieństwie do statecznych bogów Wisznu i Brahmy, on jest zawsze w ruchu- towarzyszy też każdemu aktowi stworzenia. I nie jest to paradoks, przeciwnie. Niektórzy Hindusi, przede wszystkim ci, których spotkałem w Waranasi, ci, którzy przybyli tam umrzeć twierdzą, że to tak naprawdę Śiwa jest stwórcą. Stwórcą ukrytym, pozwalającym przejąć ten hołd innemu z bogów.
Niektórzy mówią, że Śiwa rodzi to, co z niego zrodzone. Jest naszą alfą i omegą. Spójrzcie, jak wiele w tym prawdy- czy śmierć nie jest życiem?Czy jedno ciało nie powstaje na zgliszczach innego? Starczy spojrzeć na cykl życia, przemijania, łańcuch natury mówiący o tym, jak śmierć jednego ciała przemienia się w życie innego. Jak śmierć jest życiem. To wszystko zawiera się w Śiwie. To Śiwa pozwala to naprawdę zrozumieć, dotknąć tego. Pozwala też na to poświęcone mu miasto.
Śiwa będąc śmiercią jest życiem. Jednym z jego symboli jest tzw. linga, czyli wzniesiony fallus, często czarny, powiązany z organem kobiecym, czyli joni. Płodność. Stworzenie.

Śiwa nawet w opowieściach z mitologii jest pełen sprzeczności. Łączy wszystko w jeden krąg. Może to właśnie on jest idealnym okręgiem? Jest jednocześnie radosnym tancerzem, a bywa też ascetą, który gdy szuka spokoju, potrafi zabić, gdy mu się go zakłóci. Gdy wyrwie się go z medytacji, o czym przekonali się inni, pomniejsi bogowie.

Śiwa nosi w sobie znamiona każdego przenikania świata. Nosi nawet to kobiece i męskie. Często przedstawiany jest w postaci na poły męskiej, na poły kobiecej. Jego płeć nie jest określona, pomimo związku z Parwati. W wielu mitach Śiwa jest w połowie kobietą, w połowie mężczyzną, nawet wtedy, gdy kocha się ze swoją żoną. I nikt tego nie krytykuje, jak w naszym „światłym” społeczeństwie. Ale o pojmowaniu płci przez Hindusów jeszcze napiszę, bo to dość ważna sprawa.

W każdym razie, Śiwa jest dwuznaczny w każdym z aspektów, jest symbolem płodności zarazem, jak i śmierci i niszczenia. Jego symbolem jest fallus, ale nienawidzi dzieci, dlatego zabija Ganeśę,słynnego boga-słonia, którego Parwati stworzyła sama.
Ten niszczyciel także jest zbawcą. Przecież to on uratował Ziemię gdy Ganges spadał z nieba i wplótł go w swoje włosy.
Śiwa jest piękny. Wokół szyi nosi owiniętą kobrę, dosiada białego byka o wspaniałych jądrach, kolejnego symbolu płodności.
Jest też Kali ( jedna z jego awatar), kobiecą siłą Śiwy, siłą nieokiełznaną i okrutną. Kali jest mitycznym przerażeniem mężczyzny wobec kobiecej siły, która rodzi ale może i zabijać. Kali pachnącą krwią, Kali symbolizującą ludzki strach. Kali która tańczy, ale już na trupach.



(wizerunek bogini Kali pochodzący z jednej ze świątyń Tamilnadu)

Śiwa niszczy ale zarazem rodzi. Bo śmierć jest życiem.
A jego podstawowe imię, choć w podaniach ma ich wiele, ale to główne imię oznacza „dobry, miły”. Czy jest lepsze imię dla siły niszczycielskiej?

Mam wrażenie, że między innymi przez Śiwę, boga niszczenia, Hindusi zupełnie inaczej podchodzą do śmierci. Nie bez znaczenia oczywiście jest tutaj też wiara w reinkarnację, możliwości wyzwolenia się z sansary- ale Śiwa nie pozostaje tu bez znaczenia. A może jest symbolem wynikającym z tego właśnie pojmowania świata, gdzie śmierć nie jest wcale złem i końcem, gdzie nie odchodzimy na zawsze, tylko żyjemy w cyklu, jak sami bogowie. Cykl naszego życia jest jak cykl dominacji Brahmy, Wisznu i Śiwy właśnie.
Owszem, śmierć zawsze zostaje śmiercią. Ostatecznością, nieuchronnością. Ale jest ostatecznością wszechobecną. Hindusi nie boją się ciał, umierają często, gdy nie mają pieniędzy na godną śmierć, na ulicach, nie we własnych łóżkach. To nieraz niesamowicie przykre, jak trup leży kilka godzin na środku ulicy i nikt nie zwraca na niego uwagi. To nieraz przykre, jak obojętnie przechodzi się obok agonii, gdy nikt nie zwraca uwagi na ostatnie, kurczowe łapanie się oddechu. Oddechu- też tak ważnego w Indiach.

Widziałem taką scenę w Bombaju. Starzec, wychodzony, odziany tylko w białe podarte dothi leżący wiele godzin w skwarze, na samym środku ulicy. Ludzie przechodzili koło niego, nie zwracają uwagi na sztywniejące coraz bardziej ciało, kurczące się w upale, nikt nie zwracał uwagi na rozrzucone nogi i ręce i twarz zwróconą ku ziemi. Wszyscy omijali ciało aż do zjawienia się tzw. policji śmierci, odzianych na biało ludzi zbierających trupy na ulicach większych miast. Ciało, choć na widoku, wydaje się być niewidzialne.
I to wydaje się przykre-ale przykre w naszych oczach, w pierwszym odruchu. Logicznym, odruchu ludzi w których kraju nie mówi się nawet o śmierci. Inaczej pojmujących odchodzenie. Musimy to porzucić, jeśli chcemy podróżować po Indiach, tych prawdziwych Indiach.

I musimy poznać Śiwę, ale nigdy go nie zrozumiemy.

I możemy to wszystko widzieć o Śiwie ale nie zrozumiemy tego, nie odczujemy, póki nie pojedziemy do Waranasi. Miasta śmierci...a może i wybawienia. Przynajmniej, ja nie pojmowałem tego w pełni. Bo umysł wie jedno, a dusza czuje co innego.

Waranasi jest jednym z siedmiu świętych miast Indii. Położone nad Gangesem, według przekazów liczy sobie trzy tysiące lat. Niestety, przez liczne wojny z muzułmanami, najstarsze zabytki liczą sobie około dwustu lat. Można powiedzieć, że nie ma tu nic do zwiedzania. Jeśli odbywa się podróż szlakami cudnej architektury czy malarstwa, nic tu nie znajdziemy dla siebie. Lepiej Waranasi wtedy ominąć. Do wielu miejsc zresztą wstęp mają tylko wyznawcy hinduizmu. Choć, nie zapominajmy, w Waranasi wytwarza się najpiękniejszy jedwab na kolorowe sari. Najszlachetniejszy. Śiwa też kocha piękne stroje.

Nie ma tu też wyjątkowych pejzaży. Ale jest inna rzecz, która oślepia. I jeśli nie szukasz tego, co mogą widzieć tylko oczy,cóż- znajdziesz to tutaj.
I powiem prozaicznie, nawet jeśli nie chodzi już o szukanie- jeśli jest się wrażliwym na widok i zapach zwłok, Waranasi należy też omijać.

Gdy dociera się do Waranasi, gdy człowiek śpieszy się by dotrzeć to mitycznych wręcz ghoti, czyli schodów prowadzących do Gangesu, czuje się to. Gdy dociera się tam, zanim jeszcze wejdzie się na dobre do miasta czuje się słodki odór śmierci, rozkładu i zapach popiołu.
Na swojej drodze napotyka się tłum. Ogromny tłum, choć inny niż w Delhi czy Bombaju. Bo wiele osób z tego tłumu przybyło, by tu umrzeć. Dla wielu osób największym szczęściem będzie właśnie tutaj skonać, nad brzegami tej rzeki, w tym jednym jedynym mieście.
Dlatego też Waranasi jest nazywane miastem wdów- kobiety, które nie mają co ze sobą zrobić po śmierci męża, od którego są zależne, udają się do Waranasi, by czekać na śmierć. Jak ta oto kobieta:




Umierając tutaj bowiem można wyzwolić się z kręgu sansary, wiecznego odradzania się w innych istotach, w zależności od naszej karmy. Nie będzie trzeba podejmować trudu odradzania. Nareszcie, zbawienie.
Dlatego nad brzegami Gangesu w Waranasi siedzi wielu wiekowych ludzi, ciemnoskórych, odzianych tylko w białe dothi. Takich jak ten człowiek:



Nie wiem, czy udało mu się odejść tamtego dnia. Ludzie siadają tu, nad tą świętą rzeką i czekają na śmierć. Ale nie jest to oczekiwanie smutne, rozpaczliwe. Przecież śmierć, koniec- są dobre. Miłe. Tu nie czeka się na ponury osąd, a na uśmiechniętego Śiwę, który zaprowadzi do krainy wiecznego tańca.
Ludzie obmywają się z grzechów, a potem siadają na brzegu, nieraz chwytają się za ręce i tworzą długie łańcuchy ludzkie i czekają na ostateczne wezwanie. Nucą pod nosem mantry, mają na twarzach uśmiechy. Najpiękniejsze oczekiwanie, jakie było mi dane widzieć.

Ale ludzie nie tylko tutaj czekają. Niektórzy nie dotarli, nie podobna, żeby całe Indie miały umierać w Waranasi, choć będąc tam, odnosi się takie wrażenie. Wiele ludzi trafia tu po śmierci. Ich ciała są palone na brzegu Gangesu. Wiecznie płonące stosy to niesamowity widok, który otwiera oczy. Bo śmierć jest tutaj namacalna,jest konkretna, nic jej nie zasłania ani nie nakłada jej masek, jak u nas w Europie. Nikt nie udaje, że nie dotyka każdego z nas. Nikt nie pozuje na nieśmiertelnego w kulcie witalności, która przemija. Czujesz w pełni swoją ulotność- i chcesz jeszcze bardziej żyć. Nie boisz się. To wyjątkowo piękne i słodkie doświadczenie, choć ta słodycz jest jak odór ciała- czasem mdli.

Spalanie ciał jest powolne i metodyczne. Ludzie odprawiający obrzędy długimi żerdziami podsycają ogień, łamią nadpalone kości, rozsypują prochy. Wszędzie dookoła iskry i dym.
Kremacja ciała sprawia, że elementy, z których składa się ziemskie życie, zostają w pełni zwrócone naturze, a oswobodzona wreszcie dusza może trafić do zaświatów. Nie wszyscy jednak są paleni- choćby dzieci do piątego roku życia są chowane w ziemi, a ciała świętych ascetów, poddanych tylko symbolicznej kremacji są wrzucane do rzeki.
Zwłoki poddawane są kremacji, o ile to możliwe, w ten sam dzień, dzień śmierci. To nie zapobiega zapachowi rozkładu przez gorący klimat.
Umyte wpierw ciało zmarłego jest okrywane białym całunem i niesione na stos. Nie każdy jednak ma swój stos. Wiele ciał palonych jest razem. Nawet po śmierci w Indiach nie można uwolnić się od tłumu.

Są momenty, gdy w Waranasi nie możesz wręcz oddychać. Dym ze stosów pogrzebowych, zapach rozkładającego się ciała, zapach milionów umierających ludzi niosą się ulicami miasta. Na głowy sypie się popiół, resztki doczesnego życia. Popiół bardziej symboliczny niż ten chrześcijan, przynajmniej dla mnie.

Przechodzisz brzegiem. Samotni Hindusi umierają w tłumie, nie będąc już w tej podróży sami, chwytając obcych za rękę. Gasną prawie niezauważenie, jak wędrowcy, którzy wreszcie wrócili do domu i mogą zasnąć we własnym łóżku. Bo tak naprawdę wielu z nich nie miało własnego łóżka ani razu w życiu. Śmierć nad rzeką pozwala im je znaleźć.
Pogrzeb albo śmierć nad świętą rzeką pozwalają wreszcie odpocząć w wiecznej wędrówce.

W ciągu dnia ruch nad rzeką nie słabnie. Stale przybywają nowi pielgrzymi. Procesje z ciałami krążą nieustannie po ulicach miasta. Niektóre ciała są palone w pośpiechu. Waranasi ma wielki problem z drewnem. Dlatego wiele ciał zostaje tylko symbolicznie nadpalonych, wrzucane są następnie do Gangesu i płyną wraz z nim do morza. Bywa, że ta potężna rzeka ledwie przyjmuje nadpalone zwłoki, ciała tamują jej bieg, Ale ostatecznie zawsze Ganges, wplatany we włosy Śiwy, daje radę temu napływowi śmierci. Z ciekawostek- do koryta rzeki sprowadzono nawet mięsożerne żółwie, żeby zjadały niedopalone ciała. Nawet one nie dają sobie w pełni rady.

W tych ciałach, w ich potoku także żywi, niekoniecznie umierający, zdrowi ludzie odbywają rytualną oczyszczającą kąpiel. Nikomu to nie przeszkadza.

Wraz z zapadaniem nocy Waranasi cichnie. Coraz mniej tragarzy nosi trupy zawinięte w białe płótno nad rzekę jak zwykłe kłody. Coraz mniej ceremonii. Przechodzisz się po krętych uliczkach miasta. Coraz mniej nawoływań żebraków. Spokojny bazar, na którym nieraz trzeba odepchnąć świętą krowę, których jest w tym mieście pełno.

W Waranasi śmierć jest głośna, ale życie jest ciche. W tej jednej chwili, w tym jednym miejscu to śmierć jest życiem. Śiwa uwidacznia się w każdym z miejsc.

Spędzasz całą noc nad rzeką, nie potrzebujesz snu. Wtedy jest cicho, możesz rozebrać się do naga i sam obmyć w Gangesie. Nie trwa to długo. Ubierasz się, siadasz nad brzegiem i czekasz. Już świta. Pojawiają się pierwsi ludzie, myją zęby w tej samej wodzie, w której płyną jak nieprzerwana litania ciała. Pojawiają się cudne hinduskie kobiety piorące swoja bieliznę. W oddali przesuwają się łodzie rybaków.
Pierwsi asceci siedzą na ghatach, witają słońce i oddają cześć Gangesowi i Śiwie. Nucą mantry, obmywają się życiodajną wodą. Niektórzy całkiem nadzy zostają oblani światłem poranka. Ich wychudłe najczęściej ciała są w tym momencie piękne. Każdy cień na skórze to gra życia i śmierci.

Siedzisz na brzegu, ludzie zaczynają roznosić swój gwar wraz ze wstającym słońcem- i nagle, tuż pod powierzchnią przepływa ciało jednej ze świętych krów, nabrzmiałe od wody. Uczepione tego ciała jest jeszcze jedno. Dziewczęca, dziecięca twarzyczka, z opuchniętymi sinymi wargami wyłania się z wody tuż obok krowy.
Ganges unosi oba ciała ze swoim biegiem. Jest grobem i zbawieniem.

Nigdzie śmierć nie jest tak namacalna i uśmiechnięta jak w Indiach. Tak prozaiczna i święta. Tak bolesna, niewidzialna i aż bijąca w oczy. Nigdzie tak bardzo nie czuć odwiecznej prawdy, że śmierci nie trzeba się bać, jest tylko etapem, podróżą.
Abhaja jak mawiają hindusi. Nie ma strachu. Albo raczej: strach jest w nas, strach jest jednym z aspektów Śiwy. Strach jest w nas, ale my sami jesteśmy tylko złudzeniem. Śmierć jest złudzeniem. Po co bać się złudzeń, po co bać się strachu?

Śmierć sprawia, że się uśmiechasz i tańczysz, nie że się boisz. Kolejna lekcja wyniesiona z Indii.


Czy ty, mój czytelniku, boisz się śmierci? Bać się śmierci to bać się życia. Nie można bać się jednego, co zawiera się w jednej istocie, jednym bogu, nie bojąc się drugiego.  




P.S. Nie zrobiłem za wielu zdjęć, Bo Waranasi...pochłaniało, a jak wiadomo, ja obiektywem nie widzę. Ale jeśli interesuje was to miejsce, polecam odwiedzić tą stronę:
Oddają klimat w dużej mierze.

75 komentarzy:

  1. Szczerze to nie przeczytam twego wpisu teraz ale mogę powiedzieć,że zanim skomentuje i przeczytam to sprawdzę dwie moje książki :P Bo mam i Siwa mi mówi coś bo rodzice kiedyś mi dwa tomy ich biblii :P I tam były legendy i bardzo ładnie obrazowo to rozłożone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo, w hinduizmie nie ma czegoś takiego jak chrześcijańska Biblia. Są eposy, takie jak Mahabharata czy Ramajana, w których zawarta jest religia...ale Hinduizm jest religią bardzo żywą, opowieści różnią się w zależności nawet o wsi, każda wieś ma swoje bóstwo czy patrona...aczkolwiek trzech głównych bogów, Wisznu, Śiwa i Brahma, to postacie spójne w miarę w tej religii. Mają swoje aspekty stałe, można tak rzec:) Ale właśnie cała religia opiera się na legendach, przekazach...dlatego nie masz czegoś takiego jak dekalog, Hindusi na północy jedzą mięso a na południu na przykład to jest niezgodne z religią i tak dalej. Nawet joga przecież, jako element religijny ma tyle różnych obliczy, że głowa mała XD No ale, nie rozpędzam się, czytaj, czytaj XD Pewnie Mahabharatę albo Ramajanę, co? Albo opowieść o Panu Kriśnie, Bhagavad Gita, która zawiera się w Mahabharacie :>

      Usuń
    2. O!!! KRISHNA ! ale nie chodziło mi o biblie jako biblie naszą bo to raczej jak książka z opowiadaniami i takimi legendami. Rodzice mi kupili, dla mnie ona była wręcz ulubioną zaraz po kubusiu puchatku xD za to rodzina wołała "a co wy z niej jocha zrobicie?" ograniczeni :P

      Usuń
    3. No czyli właśnie ich podania:) wiesz w ogóle, że tam są ludzie, którzy znają np. całe te poematy na pamięć, a nie potrafią nawet pisać?:>

      Usuń
    4. Wiesz,że ostatnio dowiedziałam się,że najpierw uczy się dzieci czytać a potem pisać ? :P Dla mnie to nowość bo dzieci ładnie czytają a nie potrafią pisać... Mnie uczyli najpierw pisać literek, potem sylab a na końcu dopiera czytać. Także to mnie nie dziwi :) ale wiesz, to ich legendy, powieści coś dla nich ważnego! Więc w sumie nie dziwie się,że znają to wszystko :)

      Jejuśku ale nie ogarnięta jestem dziś! Staram się choć jedną rzecz zrobić ale nie mogę za nic się spokojnie zabrać :P

      Usuń
    5. O widzisz, to byłaś takim zaskakującym, odwrotnym przypadkiem:)
      Ja jednak poszedłem klasycznie, ale czytałem też bardzo wcześnie, w sumie..nauczyłem się trochę sam. Bo jak inni czytali na głos, to się wiązało fakty, co to za dana litera, jaki ma dźwięk:)
      No tak, ale wiesz, literatura oralna, bo tak się nazywa to w ogóle fenomen i właśnie ponoć analfabetyzm temu sprzyja. Ale o tym tez chyba napiszę XD

      Cóż, znam nieraz takie stany

      Usuń
  2. Czy boję się śmierci? Trudne pytanie, bo za bardzo o niej nie myślę. A jeśli moje myśli pobiegną gdzieś w tamtą stronę, to zawsze dochodzę do jednego wniosku - nie potrafię wyobrazić sobie mojej śmierci. Myślę, że to tak, jakbym była w dwóch miejscach naraz. Ciało gnije powoli na ziemi, a dusza ucieka gdzieś indziej. I to "gdzieś indziej" w śmierci jest chyba najbardziej przerażające. Gdyby nasz los był pewny, to mało kto bałaby się umierania. Chociaż najgorsze jest odejście naszych bliskich.

    Post "pochłonęłam" po prostu, bo jeśli chodzi o takie przemyślenia z wyprawy, to uwielbiam je czytać. Domyślam się, że to pewnie niewielki ułamek z tego, co tam zobaczyłeś i z niecierpliwością będę czekała na różne wzmianki w kolejnych postach. Ogólnie to o Indiach wiem bardzo mało i jest to dla mnie bardzo obcy kraj. Wyobraziłam sobie jak tam jest, ciekawy był ten opis, to lepsze niż setki zdjęć. Właśnie to mnie irytuje. Ludzie pojadą np. do Egiptu i zasypują swoje facebook milionami zdjęć ze swoją czerwoną jak pomidor twarzą na pierwszym planie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem może i lepiej o niej nadmiernie nie myśleć, to też inna sprawa...ale mi śmierć jest bliska od jakiegoś czasu właśnie przez odchodzenie moich bliskich i cóż...wycieczka do Waranasi jeszcze bardziej mnie z nią oswoiła można rzec.

      Hm, cóż, to miłe:)
      I jest to tylko część, ale nigdy nie można przekazać całości, prawda?
      Ja właśnie nie lubię też zdjęć, znaczy, robić, oglądać mogę, ale cudze:) Ale nieraz nie przemawiają jak słowa, to też fakt.

      Usuń
    2. Robienie zdjęć to też sztuka i to również może być sposób na przelewanie swoich myśli trochę inaczej. Tylko, że to jest o wiele trudniejsze i ja raczej wolę pisać, bo to mi jeszcze jakoś wychodzi.

      Prawda.
      Nie da się. Zawsze coś umknie, o czymś zapomnisz, czegoś nie będziesz chciał napisać, a czegoś po prostu nie da się opisać - trzeba to zobaczyć itp.

      Usuń
    3. Jasne, że to sztuka. Ja ją doceniam ale po prostu wszelkie sztuki wizualne..nie są dla mnie. Mi przeznaczone są dźwięki:) Albo właśnie ewentualnie słowa.

      Otóż to. Poza tym..chodzi tutaj też chyba o czucie.

      Usuń
  3. Otworzyłam drugą kartę i będę po kolej zadawać pytania:P
    1. "Mówią, że nie można pomiędzy bogami nigdy wybierać, jednego czcić ponad reszta. I tego też nie czynię. Ale Śiwa jest memu sercu najbliższy, był już przed podróżą, ale teraz stał się kimś jeszcze ważniejszym, a to prawdopodobnie przez pobyt w jednym z miast mu poświęconych, Waranasi. " Wyznajesz ich religię?

    2." W każdym razie, Śiwa jest dwuznaczny w każdym z aspektów, jest symbolem płodności zarazem, jak i śmierci i niszczenia. Jego symbolem jest fallus, ale nienawidzi dzieci, dlatego zabija Ganeśę,słynnego boga-słonia, którego Parwati stworzyła sama.
    Ten niszczyciel także jest zbawcą. Przecież to on uratował Ziemię gdy Ganges spadał z nieba i wplótł go w swoje włosy." Coś mi się wydaje, że mity o bogach indyjskich spodobałyby mi się tak, jak te o greckich ;) Tylko, że nie wiem czy ja to wszystko potrafiłabym sobie wyobrazić, bo po prostu... trudno ;p

    3. "A jego podstawowe imię, choć w podaniach ma ich wiele, ale to główne imię oznacza „dobry, miły”. Czy jest lepsze imię dla siły niszczycielskiej? " yyyyyy? :P

    4. Zbieranie trupów na ulicy? Taki zawód? Chyba właśnie postanowiłam, że nigdy nie pojadę do Indii. Taka myśl jest druzgocąca, a gdybym to widziała na oczy, chyba wróciłabym do polskiego wariatkowa.

    5. Śiwa lubi szlachetne materiały? Ci starsi hindusi naprawdę wszystko przemyśleli w tych mitach xD

    6. Niby ci ludzie czekają na śmierć i jej się nie boją, traktują ją jako coś dobrego, a mimo to w oczach tej kobiety widzę smutek...

    Naprawdę nic dziwnego, że Waranasi najbardziej zapadło Ci w serce podczas tej podróży. To nie jest radosny temat, dla nas przynajmniej, chociaż to trochę pocieszające, że gdzieś na świecie śmierć nie jest taka straszna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do koca:)Można powiedzieć, że ja wyznaję każdą religię i żadną wierzę w pierwiastek boski, nazwijmy to tak, który każdy człowiek chce widzieć na swój sposób. Wierzę w absolut, siłę wielkiej miłości, jaźń wszechświata, a ma ona różne imiona w wyobrażeniach ludzi. Ale hinduizm uwielbiam jako religię, zawsze mnie fascynował. To zbiór wierzeń, nie jedno wierzenie, płynna i wrząca rzeka. Nie ma tam świętych pism, są tylko właśnie legendy, opowieści o bogach które są jak święte, pisma oświecone...ale nie można tego przyrównać do np. chrześcijańskiej Biblii. Ta wiara po prostu niesamowicie przyciąga:)

      Polecam mity hinduskie, bo są świetne. Wszystkie opowieści...choć nieraz brutalne, niecenzuralne i tak dalej. Ale warto się z nimi zapoznać i cóż...myślę, że twoja wyobraźnia by podołała:)

      Genialny paradoks Śiwa, co oznacza miły, dobry jest zarazem zniszczeniem, To śmierci i zniszczeniu nadaję dobry wydźwięk, nie przerażający, jak u nas. Samo imię boga zniszczenia powoduje, że niszczenie jest nadzieją, nie jest druzgocące:)

      Owszem, jest taki zawód, tzw. biała policja. Zbierają zwłoki. U nas też się je zbiera, ale robi to pogotowie albo ludzie z branży funeralnej, jak się komuś zdarzy umrzeć na ulicy. A zdarzy. Z tym, że tam jest o wiele, wiele więcej ludzi w miastach więc to zdarzy się polskie pomnóż przez miliony. I cóż..tam śmierć jest po prostu namacalna jak pisałem. Ale zdaję sobie sprawę, że to nie dla każdego. Ale nie martw się, w dzielnicach turystycznych tego nie ma XD

      Lubi, oj lubi. Lubi też dobrze zjeść i kocha seks XD

      Bo jednak śmierć zawsze jest śmiercią. Poza tym, wdowy nie mają lekkiego życia . One często nie udają się tam dobrowolnie, to się wiąże z całą otoczką społeczestwa hinduskiego i traktowania tam kobiet.

      Nigdzie śmierć nie jest straszna. To tylko kwestia spojrzenia, ale wszędzie umieramy i umierać będziemy. To naturalne i cóż...abhaja:)

      Usuń
    2. Dziwne, że ludzie wierzą w coś, co jest tylko tak naprawdę bajką, czy tam legendą - dla mnie one mają wiele ze sobą wspólnego. Biblia niby jest spisana, istnieje od wielu wieków, a tu są po prostu historie nieprawdopodobne :D

      Kocha seks? :P To faktycznie jest trochę... bulwersujące i... brak mi tego słowa kurcze... takie nie seksistowskie tylko... no nie pamiętam tego słowa, ale przypomni mi się... Ma obie płcie i kocha seks. O tym z kim ten seks kocha chyba bałabym się czytać xD

      To w Indiach tak samo źle się traktuje kobiety jak np. w Somalii?

      czym jest abhaja? :D

      Usuń
    3. Hinduizm jest o wiele starszy niż spisana Biblia, tak w ogóle :P Religia dawna, mająca głębsze korzenie i cóż..dla nich Jezus zombie bywa śmieszny. Albo nie negują go jako innego boga. Religa, wiara nie muszą być prawdopodobne. A każda jest tak samo wartościowa, tak samo jak każda jest bajką. Przynajmniej, ja tak na to patrzę.
      Albo takie o, w Bibli spisane przemawianie Boga do Eliasza albo innych proroków- to samo masz w hinduizmie, tak na przykład została spisana Mahabharata, największy epos hinduizmu. Natchnienie przez boga jak księgi Starego Testamentu. Także tego :P

      A czemu bulwersujące? Kocha się ze swoją żoną, Parwati. Każdy z 3 wielkich bogów ma żonę, tzw. dewi co znaczy bogini po prostu. I co mu przeszkadzają obie płcie? Obojniactwo, np. fizyczne nie przeszkadza często w cieszeniu się seksem XD Poza tym, Śiwa może być kobietą, mężczyzną, oboma naraz. To nie jest określone. Widzisz, to jest problem z pojmowaniem europejskim a indyjskim- my ustalamy granice, u nich wszystko jest płynne, pełne swobody, tętniące życiem. To jest wręcz cudne.

      I znowuż zależy jak, gdzie. Nie ma np. obrzezania, ale np. wdowa nie ma prawa do majątku..zresztą, o kobietach w Indiach napiszę jeszcze, bo to temat rzeka i bym tu musiał ze 3-4 strony pisać w komentarzu XD Także, o tym kiedy indziej, jak sobie wszystko zbiorę we łbie do kupy, bo to jest naprawdę skomplikowana sprawa. Jak wiele rzeczy w tej kulturze:)

      Usuń
    4. Aha i abhaja czyli hinduskie powiedzenie, "nie ma strachu", jest w poście :P

      Usuń
    5. Najwidoczniej po prostu żadna religia nie jest dla mnie i już xD

      I właśnie dlatego jestem przekonana, że czytając te wszystkie mity nie dałabym rady sobie tego w pewnym momencie wyobrazić, to już jest tak fantastyczne, że przerasta moją wyobraźnię xD

      Oglądałam kilka filmów hinduskich więc skądinąd coś tam wiem, ale to chyba nawet nie można nazwać ogólnym zarysem ;) Więc czekam na Twoją opinię :)

      Usuń
    6. Ano i tak bywa:)
      W sumie..no tak, bo trzeba zmienić czasem trochę spojrzenie, no jasne. Ale myślę, że dałabyś sobie z tym radę jednak, jakbyś wiedziała, jak XD
      Dobrze, niedługo o tym napiszę:) Ale mówię, muszę to sobie jeszcze w głowie uzbierać:)

      Usuń
    7. Na spokojnie, piszesz takie długie notki, że sama sobie muszę przyswoić to co do tej pory przeczytałam :P

      Usuń
    8. Fakt, wiem, że bywam za gadatliwy tutaj ale cóż poradzę..czasem nawet tyle słów to mało XD

      Usuń
  4. Bóg/Bogowie już to do siebie ma/mają, że umysł ludzki jest zbyt mały, by Go/Ich pojąć.

    Czyli czekanie na śmierć tam jest - mogłoby się wydawać - imprezą :D Niesamowite. My tu jeszcze pragniemy jakoś zagospodarować swój czas, który nam pozostał (choć fakt, że nigdy nie wiemy, kiedy nadejdzie koniec jest tu trochę martwiący, ale to znów inna kwestia) a oni po prostu rzucają wszystko i czekają na Śiwę. Nieźle, nieźle. Można się uczyć takiej wiary i ufności, jaką mają Ci ludzie.

    Nawet nie wiedziałam, że odradzanie się (dobrze powiem, jak nazwę to reinkarnacją? w ogóle się nie znam, także wybacz, jeśli palnę coś nie tak) jest uznawane za trud. I czym dla nich jest zbawienie? Wieczną wolnością w przestrzeni?

    Cóż za pojmowanie śmierci. Kontrowersyjne w oczach Europejczyka. Ale co ciekawe - nawet tam śmierć jest postrzegana, jako odejście do domu, które jak piszesz - większość z tych ludzi nie miało w życiu ni razu. Zaczynam mieć wrażenie, że każdy z nas jest w pewnym sensie bezdomny. Tacy Hindusi potrafią to tylko zobrazować, stać się tego dowodem.

    Nie, nie boję się śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie o to chodzi żeby nie pojmować właśnie rozumem a przeczuwać duszą. Nie wszystko w życiu bowiem musimy rozumieć:)

      Bywa imprezą, ale specyficzną. Nie taką jak fiesty po śmierci w Meksyku czy coś. Tam jest powaga, jest skupienie..ale jest i radość. Zresztą, Hindusi inaczej podchodzą do śmierci, bo inaczej podchodzą do samego życia.
      I fakt, że panu Śiwie ufają, przynajmniej, gdy są w Waranasi.

      Owszem, krąg reinkarnacji czyli sansara jest cierpieniem. Jest tułaczką duszy. Zbawienie jako takie to wyzwolenie się z tego kręgu, można powiedzieć, złączenie z absolutem, ale ilu ludzi, tyle nieraz poglądów. Hinduzim ma to do siebie, że nie jest spójny, nie ma tak jak u niektórych religii, jak np. w Islamie, jednoznacznie napisane, że niebo jest takie i takie. Hinduizm to zbiór legen, zawartych np. w Mahabrharacie czy Ramajanie, są święte pisma jak Wedy, ale np. każda wieś potrafi mieć swojego boga opiekuna. Dlatego trudno powiedzieć jednoznacznie, co dzieje się po wyzwoleniu z sansary, ale najczęstszą odpowiedzią jest właśnie zjednoczenie z absolutem...a gdzie w tym wszystkim trójka bogów podstawowych hinduizmu? tu zaczynają się dopiero schody XD Dla wielu ludzi np. ta trójca jest wręcz namacalna, pokazują ci gdzie Wisznu np, leżał pod drzewem, dla innych oni są symbolem jednego boga. Po prostu ta religia jest żywa, ludzie wierzą niesamowicie oddanie i po swojemu, nie ma jednoznacznych odpowiedzi, chociaż np. większość wierzy w takiego a nie innego Wisznu, Śiwę i tak dalej. Ale jednak wszystko indywidualny rys. I to jest piękne:)

      Tylko że po prostu u nas śmierć została zamknięta w szpitalach, hospicjach, domach. Nie jest namacalna, dlatego tak się jej nieraz boimy.

      Usuń
    2. Bo czym innym jest modlitwa jak nie skupieniem i radością?

      Zgubiłam się na "złączeniu z absolutem" xD Niesamowicie rozgałęzione to wszystko. O proszę, tam też jest trójca. Przecież z Chrystusem też tak było. Do teraz w Izrealu masz ogród oliwny, w którym rzekomo Jezus modlił się przed ukrzyżowaniem. Golgotę też masz i nawet Ci pokazują skałę, w której był wbity krzyż. A i tak mistrzostwem świata jest to, jak Ci pokazują, gdzie była stajenka w Betlejem. Takich miejsc "stajenkowych" jest chyba z 10 xD Ja tam uważam, że to lekko, a nawet nie lekko, tylko dość mocno naciągane i mam dystans do takich rzeczy.
      Rozgałęzień i interpretacji widzę wiele, ale masz rację - to jest piękne. Bo nikt nikomu niczego nie narzuca i każdy żyje w zgodzie ze swoją wiarą. Z tego, co wywnioskowałam.

      Usuń
    3. Dla niektórych bywa przymusem, dla niektórych bywa przykra...różnie jest z ludźmi jednak i ich pojmowaniem modlitwy.

      Owszem, jest niesamowicie rozgałęzione, sami Hindusi się gubią w swojej religii, każdy rozumie po swojemu troszkę XD
      Ale tam jest trochę inna trójca, wiesz?Nazywa się w ogóle Trimuti. Ona odzwierciedla krąg życia, istnienia jest Twórca Brahma, ten który narodził się jako pierwszy, jest Wisznu, który utrzymuje świat i niszczyciel, czyli Śiwa. Oni napędzają wszechświat, tworzą jego ciągłość jak gdyby. Są odzwierciedleniem też ludzkiego życia- rodzisz się, trwasz, umierasz...odradzasz. Nawet w sensie materii, w innym stworzeniu, w roślinie jeśli rozłożyłeś się w glebie i tak dalej. Także to troszkę inne pojmowanie Trójcy, która stanowi swoją ciągłość i całość w pewien sposób.
      Do tego dochodzą ich awtary, np. Wisznu ma 8 postaci, jedną z nich jest Kriszna i tak dalej XD Tak, można się zgubić.
      I to jest historyczne, a oni pokazują ci że np. dzisiaj przecież Wisznu tutaj spał. Bogowie przechadzają się namacalnie wręcz między ludźmi. Także nie chodzi o historię jak w Jerozolimie, historyczne fakty, a o to, że te fakt historyczne, np. związane z świętymi są przeplatane z ich obecnością tu i teraz jakby.
      Z jednej strony tak, z drugiej strony kiedyś miałaś straszne wojny między muzułmanami a hindusami na przykład, teraz już jest spokój, ale jednak. Ale w samej religii hinduskiej faktycznie jest pewna wolność, nikt nikomu nic nie narzuca, tylko czasem np. ci którzy wolą Śiwę kłócą się ze zwolennikami Wisznu, ale to takie zabawne bywa XD

      Usuń
    4. chyba właśnie dlatego nigdy nie wgłębiałam się w ich religię. Mimo, iż jest ciekawa i bardzo... kolorowo to wszystko wygląda (chociażby Krysznowcy, których obserwuję na woodstocku) to jednak zawsze miałam do tego jakiś dystans. Bałam się jej nawet trochę.

      Usuń
    5. Hm, strach? Wiesz, z jednej strony się nie dziwię,z drugiej to dla mnie niepojęte, ale to rzecz no poznania, nastawienia. Ja po prostu już to poznałem:)

      Usuń
  5. Jak czytam to co piszesz to jakbym czytała jakąś książkę o Indiach - czad!
    Ale sam napisałeś - śmierć jest tam głośna. Nie bałeś się, że ją spotkasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, miło mi:)
      Nie. Ja śmierć mam jednak dobrze oswojoną:)

      Usuń
    2. Ja bym się jednak bała. I śmierci i tego co mogłabym tam zobaczyć.

      Usuń
  6. Wiesz, jak tak czytam, to nasuwa mi się jedno słowo, którego brakuje w Europie - wolność. Nigdy nie byłam w Indiach, znam je tylko z opowieści, ale właśnie ta umiejętność pogodzenia się z życiem, z naturą, ze śmiercią, a nawet intrygującym "wyborem" płci Śiwy ^^ jest czymś, czego u nas cholernie brakuje. Brakuje nam wolności...
    Tu zauważam właśnie granicę oddzieloną grubą krechą od religii chrześcijańskiej. Sama wierzę w jednego Boga/Podświadomość/Siłę Wyższą, ale nie do końca rozumiem logikę katolicką (mimo, że w takim duchu zostałam wychowana, a moja rodzina jest bardzo praktykująca). Po prostu trudno mi wyznawać coś, co trudno jest zrozumieć - choć paradoksalnie jak wiadomo, wszelkie bóstwa mają to do siebie, że zrozumieć ich się właściwie nie da. Wydaje mi się, że kościół katolicki odbiera po prostu tę wolność, mówi o tym, by nie bać się śmierci, ale tak naprawdę nie daje wyboru, stawia konkretne granice w zachowaniu, seksie, czy szeroko pojętej "moralności". A mi w tym wszystkim brakuje zwykłej wolności.
    A śmierć... myślę o niej bardzo często, nawet codziennie. Zastanawiam się jak wygląda i jaka jest. Ale czy się boję? Nie wiem... przywykłam do myśli o niej, ale nie wiem, jak patrzyłabym na nią w jej obliczu. Swoją drogą... strach też odbiera nam wolność... I znów się powtórzę: brakuje nam jej potwornie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, z jednej strony masz tam wolność ale z drugiej to kraj i religia kontrastów- masz strasznie dużo tabu, zakazów i nakazów, rzeczy "nieczystych". Nieczyste bywa nawet dotknięcie przez osobę niżej urodzoną, bramin nie da się nigdy napić wody ze swojej studni nawet komuś niżej urodzonemu bo będzie na zawsze skażona..więc z jednej strony masz wielką wolność odczuwania, z drugiej ta religia, to miejsce bywa bardzo...opresyjne, można rzec.
      Więc wszędzie masz mentalne nakazy i zakazy jako tako, tylko tam po prostu nie masz instytucji i te zakazy i nakazy wyplywają z innych, dawnych przekonań i tak dalej.
      I właśnie o to chodzi, samej istoty boga nie rozumiesz, możesz ją jedynie czuć.
      A wiesz, strach paradoksalnie może też nieraz wolność dać, ale to są specyficzne przypadki niesamowitej motywacji w odwrocie że to tak ujmę.
      Ja już przeżyłem parę minut swojej śmierci jak to mówią lekarze i cóż...nie była straszna. Ale niewiele pamiętam:)

      Usuń
    2. Aaa, chyba, że tak :) No tak, wszak w każdym zakątku świata poczucie wolności ma inny wymiar.
      Mnie chyba wląsnie bardziej przekonuje tradycja. "Nasza" instytucja i wszystkie nieścisłe i nielogiczne nakazy i zakazy coraz bardziej odpychają mnie od tego. Ale wierzę, bo przejęłam to od mojej rodziny, która jest bardzo za tradycją. Tylko ta moja wiara ma taki... swój tok. uważam, że wiara wyplywa z serca, że wystarczy być dobrym człowiekiem, dobrym dla innych, dla siebie i dla świata. To nie wynika ze strachu, że jak zjem w piątek mięso, to Bóg strąci mnie w piekielną czeluść XD ale cóż... niejeden ksiądz nazwał mnie już heretyczką. Ale ja swoją wiarę wlasnie czuję, a nie jestem przyzwyczajona do niedzielnego chodzenia do kościoła przed obiadem.
      Bo strach, stres... to bywa motywujące. Tylko trzeba wiedzieć z której strony się temu poddać :)
      Pisałeś u mnie o wypadkach... W takie opowieści to mnie jeszcze nie wdrażałeś...

      Usuń
    3. Owszem. Wolność to w ogóle bardzo trudne pojęcie jednak do zdefiniowania.
      A mnie przekonuje zawsze czucie, owszem, tradycje to obrządek..dlatego ja mogę powiedzieć, że jedną wiarę wyznaję obrzedowo ( ale ona coś takiego zakładaXD) a cóż..dalej poszukuję. Ale to inny temat:)
      W każdym razie mnie nakazy, zakazy nie przekonywały, nie przekonywała mnie ta opresyjność, dlatego złożyłem apostazję :P
      Hm...no miałem "wypadek" przez ojca, co tu dużo mówić :P

      Usuń
  7. Wow. Jak zwykle czytałam z zaciekawieniem i wciągałeś mnie w tę swoją podróż z każdym kolejnym zdaniem. Wiesz co? Widziałam to wszystko, o czym pisałeś, widziałam oczami mojej wyobraźni i na prawdę to przeżywałam. Moje odczucia nie są jakieś radosne, super i hurra. Poczułam raczej niesmak, gdy przeczytałam o ciałach dryfujących w tej samej rzece, w której ludzie się myją czy piorą bieliznę. Chyba jestem za słaba, na takie widoki, obrazy. Niemniej jednak, nie mogłam się oderwać, bo Twoja opowieść straszliwie wciąga. Mimo, iż w pewnych momentach czułam realne obrzydzenie - brnęłam w to dalej, jakby wbrew logice.
    A co mogę powiedzieć o tej świadomości śmierci - tak jest, u nas omija się ten temat, przeważnie każdy się boi śmierci, chce żyć tutaj jak najdłużej. Już kiedyś wywnioskowałam, że dzieje się tak dlatego, ponieważ tak wiara nie jest do końca pełna. Skoro wierzymy w życie wieczne w stu procentach, to skąd strach? Twoje porównanie z ludźmi, którzy przychodzą do Waranasi by umrzeć, obrazuje to jeszcze dobitniej - jak bardzo oni muszą wierzyć w tę krainę wiecznego tańca? Niesamowite jest też to całe oswojenie ze śmiercią.
    Mimo tego uważam, że nie byłabym gotowa na taką podróż do Indii. Chyba jestem zbyt emocjonalna i to wszystko przytłoczyłoby mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm..cóż, cieszę się zatem, że zafundowałem ci słowną podróż jako tako xD
      I wiesz..to naturalny odruch człowieka z Europy chyba. Niesmak. Musimy nieraz zmienić całe swoje myślenie, nastawienie, żeby nie czuć obrzydzenia i żeby się nie bać. A to nie jest łatwe z pewnością.
      Bo właśnie o to chodzi, że śmierć, każdemu przyrodzona, stałą się w naszej świadomości nienaturalna. Absurdalnie skryta przed naszymi oczami, postrzeganiem świata. I to jest smutne na swój sposób.
      I wierzą. Wierzą silnie więc...może czasem po prostu właśnie trzeba znaleźć w sobie jakiś rodzaj wiary?

      Usuń
    2. Żebyś wiedział, że była to podróż. :P Opisujesz to w taki sposób, że z łatwością można się przenieść w te miejsca.
      Znaleźć sobie... No gdyby to było takie łatwe. Zawierzyć czemuś bezgranicznie. Chyba ludzie są zbyt nieufni ostatnimi czasy.

      Usuń
    3. Hm, coż, to chyba dobrze:)
      A ja ufam. Taka natua, naiwna, trochę ale to i lepiej nieraz:)

      Usuń
  8. Dopisałam parę słów w poprzedniej notatce. Tutaj nie mogę nic powiedzieć, bardzo pouczająca opowieść. Jako zaczytana w tekstach o Bogach wschodu, tym bardziej urzeka mnie, jak to ująłeś własnymi słowami.
    "Nigdzie śmierć nie jest tak namacalna i uśmiechnięta jak w Indiach." Nie, nie moję sie śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, zauważyłem:)
      Hm...to chyba dobrze, że cię to jakoś urzeka:)
      I słusznie. Możesz zatem żyć.

      Usuń
  9. Czytajac Twój tekst sama czulam sie, jakbym plynela w tej rzece, zanieszyszczonej od cial, ale tylko fizycznie, w rzeczywistości czystej jak zadna inna, poniewaz w to wlasnie wierza ludzie. A jeżeli ludzie w cos wierza, dla nich w istocie tak jest. Wiem, co jest wspanialego w oczekiwaniu, bo uwielbiam oczekiwanie. Jednak te parę zdan otworzyli mi oczy, jak MOZE wygladac oczekiwanie na śmierć. Ze moze byc to oczekiwanie wypelnione radoscia, taka dziecieca ekscytacja, jak sześciolatek wyczekujacy swoich urodzin, przyjazdu gosci prezentów. Wyobrazam sobie, ze oni czekaja na to wlasnie w ten sposób. Śmierć jako jakiś niebywaly prezent, dar oczekiwany przez cale życie...
    Nigdy nie myslalam o śmierci w ten sposób. W ogóle nigdy nie myslalam o śmierci jako takiej w sposób realny, jakby to bylo cos, co nie moze mnie dosięgnąć, albo jakby to bylo cos, czego ja nie mogę dosięgnąć. Cos absolutnie niedostepnego dla mnie aktualnie. Jak bardzo sobie nie zdajemy sprawy, jak blisko moze byc koniec tutejszego życia...
    Tak skojarzyl mi sie pewien cytat odnośnie tej rodzinnej wręcz atmosfery nad zejściem do Gangesu. Chodzi mi o "braterstwo w przeddzień śmierci". Co prawda ksiazka ta byla biografia Napoleona i dotyczyla prowadzonych przez niego wojen, jednak opis jednej z bitw byl tak rzeczywisty i tak oderwany od calego okrucieństwa opisanego w tym fragmencie... Ze zupelnie przypominala mi ta sytuacje, w Indiach, nad Gangesem. Braterstwo w oczekiwaniu na cos wspanialego, w przypadku owej ksiazki oczekiwaniu na bohaterska śmierć w czasie bitwy o chwale ojczyzny, w przypadku Hondusow oczekiwanie na śmierć rownie chwalebna, tylko, ze cale życie bylo wielka bitwa o przetrwanie...
    Gratuluje postu przemawiającego do kogoś tak przyziemnego jak ja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm..nie każdy chce czuć, jak obok płyną ciała ale cóż...mam nadzieję, że to nie była taka zła podróż jednak:)
      Bo śmierć tak naprawdę nie jest zła. Nigdzie. Tylko my właśnie, w naszym domu o tym zapomnieliśmy. Bo u nas śmierć, naturalną, zamyka się ją w szpitalach, hospicjach, odrealnia się ją..i zapominamy, że właśnie nas też dotyczy, jest częścią życia nieodzowną i wcale nie jest tą złą częścią, wręcz przeciwnie. Ale to też może zależy, w co człowiek wierzy.
      I hm...może życie jest pewnego rodzaju walką, a śmierć jest po prostu ukonorowaniem jej w jakiś sposób?

      Usuń
  10. Powiem Ci, że miałam w trakcie czytania ciary. Cudnie malujesz słowem, cudnie pokazujesz świat. Czarujesz. Można powiedzieć, ze zaspokoiłeś moją ciekawość. Na to właśnie czekałam. Nie mogę doczekać się kolejnych "Opowieści z Indii". :)

    Czy ja boję się śmierci? Teraz póki nie mam nikogo, nie mam dzieci, własnego domu, ludzi, którzy kochaliby mnie bez granic boję się jedynie bólu, długiej choroby, bycia ciężarem. Szybkiej śmierci się nie boję. Tak bardzo często jej pragnę. Z prawdziwym natchnieniem układam mowy pożegnalne i oczami wyobraźni spoglądam na Kościół pełen ludzi w trakcie mojego pogrzebu. Wyobrażam sobie jak przechodzę obok nich, słyszę ich myśli, czasem dotykam policzka, czy ramienia. Potem idę za trumną w tłumie ludzi i słyszę jak wyjaśniają sobie szczegóły mojej śmierci i widzę jak litościwie kręcą głowami, potem rozchodzą się w pośpiechu, bo jeszcze nie ugotowali obiadów.

    Kiedy jednak czasem czuję się tak bardzo, bardzo szczęśliwa i mam nadzieję, że teraz już może wszystko się ułożyć, czuję, że wizja szczęśliwej rodziny może mnie dotyczyć - wtedy bardzo się boję i modlę się o życie. Tyle, że to rzadkie momenty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um, cóż, dziękuję:)I pewnie kolejne będą długie, też te "fekalne"XD

      Wiesz,nie bać się to nie znaczy jej pragnąć jak dla mnie, obsesyjnie sobie wręcz wyobrażać..bo to może być niebezpieczne nieraz, wiesz? Za dużo myśląc też o śmierci możemy zapomnieć o życiu.

      A ja mam nadzieję, że będą częstsze, wiesz?:*

      Usuń
    2. Jak pisałam - zapewne będę czytać z otwarta paszczą nawet te "fekalne"xD

      Czasem te o śmierci są tak przyjemne i jakoś tak relaksujące, że ciężko z nich się oswobodzić, ale spokojnie - to tylko myśli.

      Wiem i dzięki za to:) Nadzieję ja mam też. Gorzej z wiarą:/

      Usuń
    3. Zobaczymy XD

      Hm...skoro to tylko myśli, to jestem spokojny, ale wiesz..jakbyś miała głupie myśli że tak powiem tak bardziej, to daj znać czy coś. Ok?

      To ja będę wierzył za ciebie.

      Usuń
    4. Spokojna głowa. Jestem zbyt wierząca i za mało egoistyczna by móc wcielić myśli w... życie;)

      Dziękuję Ci za tą wiarę:*

      Usuń
  11. Widać,że tam obrządek śmierci jest zupełnie inny niż u nas. Słyszałam tylko o tym,że ludzie wrzucają ciała do Gangesu i się kąpią w tej rzece, ale nie miałam pojęcia,że tam jeszcze oczekują na śmierć. Zaciekawiła mnie sama śmierć i to jak u nich to wygląda. Nigdy bym się nie spodziewała,że odbywa się w taki sposób. My się martwimy tym, myślimy,że to jest coś strasznego, a tam ludzie przyjmują to jako coś naturalnego, czekają i łapią się za ręce. Jest to coś na swój sposób niezwykłego. Za to chyba nigdy nie zrozumiem tego mycia się i prania w rzece. Wiem,że to inna kultura,że mają inne zwyczaje niż my, ale dla mnie kąpanie się w Gangesie z trupami jest delikatnie mówiąc niesmaczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, są miejsca, gdzie się czeka na śmierć. Znaczy, nie wszyscy Hindusi to robią. Ale niektórzy tak.
      I właśnie, dla nas śmierć jest przerażająca, jest końcem- dla nich bywa początkiem. W kręgu sansary albo dołączenia do absolutu.
      A ja się tam myłem XD

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno słowo w tytule postu - Waranasi - a wręcz spięłam się na myśl o tym, czego mogę się w tej notce dowiedzieć. Jednak wraz z zagłębianiem się w każde kolejne zdanie, każdy kolejny opis... odczuwałam jedynie takie... wewnętrzne wyciszenie. Dlaczego nie zszokowało mnie to, co, wedle moich oczekiwań, zaszokować miało...?
      Może dlatego, że ja nie boję się śmierci... bo w nią nie wierzę. No, chyba że pojęcie "śmierć" zastosuje się tylko do tego momentu opuszczenia ciała przez duszę... ale nie, to też już od jakiegoś czasu nie napełnia mnie strachem. Może też moje wiara w reinkarnację się do tego przyczynia, sama nie wiem.
      Jak to mawiają: z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Jak widać w Indiach gołym okiem można dostrzec jak to życie zatacza pełen krąg. A ludzie to akceptują i tak właśnie powinno być - bo właśnie obawa przed śmiercią równa się obawie życia, strachem przed egzystowaniem całym sobą. A ja chciałabym czasami wejść do umysłu takiego starego mędrca siedzącego na brzegu Gangesu, oczekującego momentu, gdy jego dusza uwolni się od wszelkich przyziemnych spraw - chciałabym zobaczyć, jakie obrazy pojawiają się przed jego oczami i czy on postrzega Śiwę tak, jak Ty to pięknie opisałeś. Czy jego wiara jest na tyle mocna, że nie ma w nim ani garstki jakiegokolwiek strachu?
      Na pewno jestem, przynajmniej na chwilę obecną, zbyt wrażliwa na to, by z własnej woli przybyć do Waranasi i zobaczyć to, co Ty opisałeś - te wszystkie trupy, zapachy palonych, rozkładających się ciał. Aczkolwiek nie wiem czy to wrażliwość, czy także rodzaj wewnętrznego strachu. A ponoć nie ma nic lepszego na pokonanie strachu jak zmierzenie się z tym twarzą w twarz. W każdym bądź razie, gdy zdecyduję się pojechać do Indii to zrobię to wtedy, gdy będę mogła i to miejsce zobaczyć, poczuć, dotknąć, usłyszeć.
      Bo chociaż "straszne", jest to też dla mnie niezwykłe. Ile ludzi w tym tłumie nad Gangesem czuje się naprawdę spełnionych, a ile czuje, mimo wszystko, jakiś niedosyt. I jeszcze jeden rzecz... jak to wszystko interpretują dzieci w Indiach? Może nie niemowlęta, bo według mnie one nie znają ani "dobra", ani "zła" jako tako, ale np. takie siedmiolatki. Siedmiolatki, którym przyszło umrzeć, chociażby z powodu ciężkich warunków życiowych (to tak od strony fizycznej, bo według moich przekonań, tyle właśnie miała trwać m i s j a tych młodych ludzi) - czy się nie buntują, nie boją się, nie chcą powiedzieć "Nie! Nie chcę umierać, chcę jeszcze pożyć!"?
      To takie moje prywatne przemyślenia, jako tej, która też niejednokrotnie była "straszona" śmiercią, uczono mnie widzieć ją jako jakieś paskudne zjawisko, najczęściej nawiedzające człowieka w najmniej chcianych momentach. "Śmierć to ból", "śmierć to wojna", "śmierć to krew", "śmierć to zło" - jakże długo zajmowało mi wyzbycie się takich przekonań, a wciąż się z nimi spotykam, świat naszego społeczeństwa jest tym wręcz przesiąknięty. A szkoda, bo zapewne wyzbycie się tych, po prostu nieuzasadnionych, lęków zdjęłoby człowiekowi wielki ciężar z serca, na pewno w mgnieniu oka niejeden poczułby, jak rosną mu skrzydła.
      Szczerze, gdybym miała do wyboru leżenie i umieranie na łóżku szpitalnym, naszpikowana chemicznymi środkami przeciwbólowymi, skazana na "współczujące" spojrzenia personelu szpitalnego lub ostatnią pielgrzymkę nad Ganges - tą potężną, magiczną i tajemniczą rzekę - z uczuciem wewnętrznego szczęścia i spełnienia, z uczuciem, że to nie żaden koniec, a zaledwie wstęp do raju - nie zawahałabym się ani trochę i bez wątpienia wybrałabym drugą opcję.

      Nie powiem, trudny żeś temat wybrał na pierwszą opowieść z Indii, ale też nie dziwię się, czemu on akurat jako pierwszy natchnął Cię do napisania postu. Bez wątpienia zetknięcie się na żywo z różnicami między "naszym światem", a wręcz mistycznym światem Indii jest zarazem szokujące i cudowne. Dobrze, że masz odpowiednie podejście do tych spraw, to zapewne pomogło Ci zanurzyć się w tamtejszy świat jeszcze, jeszcze głębiej.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Dżizus, coś ty tu tak tyle tych komentarzy nausuwała?XD
      No tak, bo zapowiedziałem, że będzie o śmierci i zwłokach i tak dalej..więc spięciu w sumie się nie dziwię jakoś:)
      Owszem, to czy boimy się śmierci jest kwestią w dużej mierze wiary, ale też wiesz...wszyscy mamy jednak instynkt przetrwania. Nawet samóbójca w ostatnim odruchu walczy o oddech. To naturalne. Ale po prostu może chodzi o to, żeby akceptować śmierć jako po prostu część życia, coś naturalnego- już niezależnie od wiary samej.
      Wiesz co? Z mędrcami nad Gangesem, tak zwanymi sadhu, świętymi hinduizmu można porozmawiać..ale dam ci inny przykład. Na pewno słyszałaś o wierze dźinijskiej. Wyobraź sobie, że ich asceci dokonują czegoś takiego jak sallekhana. Podstawą dźinizmu, zbawienia jako takiego, jest odrzucenie przywiązania i pragnień. To sprawia, że asceta może dostąpić nirvany. W pewnym momencie opuszcza dom, rodzin e- to pierwsze porzucenie przywiązania. Wędrują całe życie, oprócz monsunów, gdyż nie wolno im nadepnąc na kałużę, bo mogli by zabić jakieś niewidzialne gołym okiem istnienie w niej bytujące (dźiniści nie akceptują zabijania, tak to nazwijmy, są ortodoksyjnymi frutarianami- znaczy, nie wszyscy, ale ich asceci tak), ale wędrują całe życie, żeby się nie przywiązywać. Niektórzy po wielu latach wstępują na ścieżkę sallekhany- przez około 18-24 miesiące po kolei odstawiają pokarmy, wreszcie wodę i umierają. Dla nich nie jest to samobójstwo- to odrzucenie przywiązania do własnego ciała, najtrudniejsza rzecz, by złączyć się z absolutem. Więc...tak, jest wielu ludzi, którzy wierzą wręcz namacalnie.
      Wiesz, dzieci to widzą, akceptują, śmierć jest obok odkąd pamiętają..ale one nie oczekują na śmierć, to nie jest tak, że można je zaprowadzić do Waranasi i powiedzieć teraz całą rodziną czekamy XD Z reguły na śmierć czekają starsi ludzie po prostu, albo nieuleczalnie chorzy ( medycyna jest na jakim jest poziomie:P). Więc. dzieci niewiele mają tu wspólnego tak naprawdę, tylko wiele z nich żyje w Waranasi, bo to jednak też po prostu miasto. I akceptują śmierć jak wszystkie dzieci świata, które obok niej żyją.
      A mnie nią nie straszono jakoś. Moja mama nigdy mnie nią nie straszyła, nie mówiła, że jest okropna. Mając 14 lat sam przeżyłem swoją śmierć, potem żegnałem tych których kocham...można powiedzieć, że znam ją od różnych stron. Może dlatego Waranasi mnie nie przeraziło.
      Wiesz, mi się też nieraz wydaje, że my się nie boimy samej śmierci nieraz- a umierania. Ale to takie moje przemyślenia po przebywaniu na onkologii :P
      I cóż, wiem ze temat trudny..ale kto powiedział, że trudnych tematów można unikać też?:)

      Usuń
  13. Myślę, że to jak jak europejczycy spostrzegają śmierć a jak Hindusi nie bierze się z tylko różnic kulturowych. Mam na myśli, że wpływ na to jak odrażająca wydaje nam się śmierć mają media, a właściwie to, że omija się ten temat. Jest to złe, ponieważ nie można bać się śmierci, ona jest częścią kręgu życia, przyrody do której należymy. Dlatego bardzo bardzo spodobały mi się twoje słowa " Bać się śmierci to bać się życia", które dotknęły mojej duszy.

    Z drugiej strony bardzo mnie dziwi, dlaczego europejczycy boją się śmierci skoro większość to chrześcijanie. Tak jakby bali się iść Boga, którego przecież tak pragną.

    A to w jaki sposób chce umrzeć człowiek z Indii jest zarazem piękny i obrzydliwy. Piękny, ponieważ traktują to jak coś naturalnego tak bardzo że niemal że przejawia się w pragnienie, obrzydliwa jest za to sceneria tego wszystkiego. Bo z tego co piszesz ludzkie zwłoki są traktowane jak śmieci.

    Pamiętam jak moja prababcia umierała mając 93 lata. Praktycznie sama, wokół niej cztery białe ściany. Dlatego ciesze się, że dzień przed śmiercią mogła nas zobaczyć. Pamiętam do dziś jak się uśmiechnęła. Nie mogła już mówić, ani się ruszyć od dłuższego, ale była wstanie się do mnie uśmiechnąć. Z perspektywy czasu patrząc w jakim środowisku spędziła swoje ostatnie lata życia, nie chciałabym tego dla siebie. Chciałabym swoje ostatnie chwile życia spędzić wśród rodziny gdzieś w spokojnym i pięknym miejscu jak góry czy morze i żeby tam rozrzucono potem moje prochy. Wizja piękna, ale niestety nie prawdziwa.

    Śmierć powinna być równie piękna jak życie i odwrotnie. Tylko człowiek musi oto zadbać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to też fakt, media odrealniają śmierć, ukazują jej dramatyzm- a nic nie mówią o jej dobrej stornie. Bo takowa jest....ale niestety, media mają na nas ogromny wpływ. Oto też chodzi, śmierć jest po prostu częścią odwiecznego cyklu, nie do uniknięcia. Jest częścią życia, więc...bojąc się jej, właśnie boimy się i życia.

      Hm..coś w tym jest, ale cóż, nie będę obwiniał też tak do końca religii.

      Są tak traktowane, ale cóż..to tylko opakowanie. Więc skoro wedle nich nie ma duszy- to co po opakowaniu? można rzec, że to taki śmieć po duszy właśnie jakoś. A ona w tym jest najważnieszja przecież.

      A skąd wiesz, że nie prawdziwa?

      Otóż to, pięknie powiedziane.

      Usuń
  14. Mimo, że staram się ich zrozumieć, to przeraża mnie trochę ich czekanie na śmierć. Indie teraz wydają mi się troszkę mniej kolorowe, a trochę bardziej skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo są skomplikowane, to nie tylko ładne obrazki z folderów biur podróży.

      Usuń
  15. Bardzo fajnie mi się czytało, właśnie dlatego, ze bardziej oddajesz kulturę i mentalność, niż "turystyczne" Indie. Ale ja chyba jednak wolę nasz kult zmarłych niż przechodzenie wobec śmierci dość obojętnie... o aspektach higieny to już nie wspomnę, bo to co czytałam, to mnie przeraziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mnie typowa turystyka rzadko kiedy interesuje, jeśli mam być szczery:)
      Fakt, higiena jest w powijakach..ale ludzie żyją:)

      Usuń
  16. Śiwa to bóg, który trafił do mej wyobraźni jak i serca. Czytając coraz bardziej się pogłębiałam w jego osobowość.
    Śmierć mnie nie przeraża, moja własna mnie nie przeraża. Nie mogę patrzeć na umierające dzieci.
    Nie zajrzałabym do tego miasta, przenigdy. Śmierć jest wielką pokusą dla osób żyjących. Niektórych patrzenie na śmierć pobudza do życia, innych przyciąga. Pewnie dołączyłabym się do oczekiwania na śmierć. Bo wydaje się takie piękne.
    Widzę, że przyniosłeś kolejną opowieść i jak włóczykij do nas powróciłeś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo cóż..jest pięknym bogiem.
      Hm. Czasem właśnie śmierć obok bywa tudniejsza, niż świadomość własnej..ale jednak, nadal po prostu jest. Trzeba ją i w takiej formie niestety nieraz akceptować.
      Mnie już teraz pobudza do życia więc cóż:)
      Też jakoś się cieszę:)

      Usuń
    2. Jak to z dnia na dzień potrafię zmieniać myślenie, tak nieznacznie. Skupiłam się na szukaniu. Może sama powinnam ruszyć w podróż. Rzucić wszystko i szukać swego miejsca?

      Usuń
  17. Tyle tu przeciwieństw, burzenia pewnych schematów, odchodzenia od tego, do czego przywykliśmy. Śmierć w życiu i taki spokój w niej. Może sama w sobie nie jest straszna, ale boimy się chyba tego czasu pomiędzy, umierania. Nie znamy jej, nie wiemy co będzie potem, więc boimy się naszych wyobrażeń. Tak, to wyimaginowany lęk, co przywodzi mi na myśl ten krótki filmik: http://www.sadistic.pl/lek-vt282000.htm
    Ta opowieść przynosi jakiś spokój, przywodzi na myśl fale uderzające o brzeg, jedna za drugą wciąż w ten sam sposób, powoli, spokojnie, własnym tempem, życiem, w którym jest śmierć i śmiercią, w której jest życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo śmierć zawsze była i będzie nieodłącznym elementem życia. Gdy narodziła się pierwsza istota, narodziła się i śmierć jak to mawiają.
      Boimy się nieraz nieznanego-ale widzisz, niektórzy mają wiarę. A to już cholernie dużo.
      Tak..ocean i fale..dobre porównanie

      Usuń
  18. cześć, Królik.
    wyobrażałeś sobie kiedyś, w jaki sposób chciałbyś umrzeć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieraz.Nawet miałem moment, że chciałem to zrealizować w dosłowności. Każdy chyba czasem się nad tym zastanawiał, nieraz mam takie wrażenie. A ty?

      Usuń
    2. Oczywiście. Ostatnio nawet częściej i, podobnie jak Ty, zechciało mi się to zrealizować. Ale to jeszcze nie czas.
      A a propos Twojego komentarza u mnie - dobrze napisałeś, ładnie. Też mi właściwie chodziło o to, co powiedziałeś, że dobrze jest mi tylko w mieście k. i nie chodzi bynajmniej o to, co mnie tam otacza, ale o stan ducha.

      Usuń
    3. Hm...wiesz, moje chęci dawno temu odpłynęły, cieszę się, że się nie udały jednak. Ale w pewien sposób rozumiem że tego się chce, ale mimo wszystko..jak mi ostatnio ktoś napisał, samobójstwo nie oznacza, że tracimy szansę na gorsze życie- tracimy tylko na lepsze. Ale to tylko słowa, słowa, słowa..jak się czuje co się czuje właśnie, to słowa nic nie znaczą, zwłaszcza takie.
      Ale może dziwnie zabrzmię, jako literka na ekranie, ale jakbyś chciała na ten temat jakoś z kimś obcym "pogadać" czy coś w tym stylu, jakbyś nie wiem, chciała jakoś to "zanalizować" beż żadnego osądzania, jakby cię noś naszło to pisz "whitteerabbit@gmail.com. Jestem otwarty na dyskuję że tak powiem, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi.

      "Dom to nie miejsce lecz stan"?

      Usuń
  19. Wyobraziłam sobie te ciała lezące na ulicy..
    W ogóle po przeczytaniu tej notki - nieco inaczej patrzę na swój dzisiejszy wpis.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ganges i skupieni wokół niego ludzie od dawna mnie fascynują, patrzę na to "zjawisko" trochę jak na dziwnego owada nabitego na wykałaczkę i przebierającego łapkami. Nie może mi się pomieścić w głowie to co hindusi robią z ciałami swoich zmarłych. Spalenie to dobre rozwiązanie, ale SPALENIE, a nie to, co widuje się na zdjęciach. Zostawię tu namiar na pewien blog, gdzie znalazłam kiedyś zdjęcia znad Gangesu: http://spynet.ru/blog/Shocking/31293.html . Dla nich to normalne, ale dla mnie niepojęte, jak można żyć ze świadomością, że ciało kogoś bliskiego dryfuje w stanie rozkładu po rzece. Jak można wchodzić do tej rzeki, myć sobie zęby. Otwartość na świat to piękna cecha, pozwala doświadczać więcej. Bez sensu jest osądzanie innej kultury, tylko dlatego, że nie mieści mi się to w głowie i nie zamierzam tego robić. Jednak czuję, że trudno byłoby mi wtopić się w takie społeczeństwo, kulturę. Jeśli Indie, to raczej z biurem podróży B-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dla nich ciało to...tylko ciało. Bo dla nich ważniejsza jest nieśmiertelna dusza. My w naszej kulturze przywiązaliśmy się do ciał, bo kultura judeochrześcijańska zakładała ciał zmartwychwstanie..dlatego je chowaliśmy w ziemi, nie paliliśmy. Teraz to metafora, ale to pokutuje, jakieś przywiązanie do ciała, któremu też się nie dziwię..ale właśnie. Inne kultury się szanuje. A mnie przyciągają, nie przerażają...więc typowe Indie z folderu nie są dla mnie XD I dlatego też tam się myłem. Także no...po prostu rzecz perspektywy, jak zawsze.

      Usuń
    2. Tak, to zupełny brak przywiązania do ciała, coś w rodzaju - czekoladka zjedzona, więc opakowanie wyrzucam, ale zaraz - też nie wywalam go byle jak, tylko tak, żeby nie zaśmiecać środowiska. Problem polega na tym, że te zwłoki niedopalone właśnie moim zdaniem zaśmiecają środowisko. Nie wiem, czy udało Ci się wejść na tę stronę, której adres wkleiłam, a jeśli tak, to musisz przyznać, że najlepiej to nie wygląda. Muszę polemizować, bo to co napisałam wcale nie wynika u mnie z przywiązania do ciała - chyba, że sobie czegoś nie uświadamiam - to po prostu moje osobiste poczucie estetyki. Rozkładające się trupki nieciekawie wyglądają - zresztą już mi wszystko jedno babci czy krowy, to po prostu nie mieści się w moim poczuciu estetyki. Takie rzeczy się po prostu sprząta do czysta. Nasza kultura na szczęście z tym nie ma problemu.
      Tak na marginesie, jeszcze jedną książkę ciekawą o Indiach czytałam: "Lalki w ogniu". Indie są krajem o bardzo ciekawej i bardzo innej kulturze, zachłystuję się informacjami na ich temat, ale zostawiona tam sama sobie na ulicy, mogłabym długo nie przetrwać ;-)

      Usuń
    3. W sumie to przyczepiam się tak tego Gangesu, aż mi trochę głupio, ale akurat ta kwestia jest dla mnie trudna do przyjęcia czy może trudna :-/

      Usuń
    4. Wiesz, jasna sprawa, że to rzecz środowiska, problem istnieje w Gangesie. Dlatego choćby sprowadzono te mięsożerne żółwie, żeby zjadały nadpalone tylko ciała. Bo to pewnego rodzaju bomba biologiczna, ale bomba, któa istnieje tam od lat- ludzie do niej przywykli. Przywyka się do mieszkaniu na dynamicie, czyż nie? I ja to widziałem na żywo. To wygląda owszem, z tej strony patrząc źle. Ale trudno przeniknąć kulturę, zresztą, zanieczyszczony zwłokami Ganges to nie jedyny tego typu rodzaj problemu w Indiach, także wiesz. Choćby problem z wysypiskami śmieci, slumsami które je produkują i tak dalej.
      A mi wygląd sam zwłok na przykład nie przeszkadza. Ale ja do nich przywykłem może też z nimi pracując, nie wiem:)
      I cóż, nie dziwię się, że akurat to ci zapadło w myśli :)

      Usuń
    5. Np. z toaletami też chyba mają problem.

      Usuń